Artykuł
Insurekcyjny patriotyzm politycznego realisty? Stosunek prymasa Stefana Wyszyńskiego do powstań narodowych.

Tekst pochodzi z książki: Patriotyzm Polaków. Studia z historii idei, [red.] J. Kłoczkowskiego, Kraków 2007.

 

Już w przygotowywanym pod redakcją Jacka Kloczkowskiego tomie Póki my żyjemy... Tradycje insurekcyjne w myśli polskiej (Warszawa 2004), prof. Krzysztof Kawalec opisując stosunek narodowych demokratów do tradycji powstańczej zwracał uwagę na złożoność i wielonurtowość relacji jakie łączyły tę część polskiej tradycji politycznej – zazwyczaj wiązanej z nurtem realistycznym w rodzimej refleksji politycznej –  z dziedzictwem kolejnych narodowych insurekcji.

         Podobne refleksje nasuwają się, gdy spojrzymy na ocenę powstań narodowych, sformułowaną przez innego wybitnego Polaka – kard. Stefana Wyszyńskiego. Prymas Tysiąclecia oczywiście powinien być uważany przede wszystkim za wybitnego duszpasterza i teologa, ale jasne jest, że odgrywał także rolę duchowego, a także politycznego przywódcy Polaków w okresie PRL. Prawdziwego męża stanu, którego po śmierci rodacy uczcili umieszczonym na trumnie napisem: „Niekoronowanemu królowi Polski”.

Gdyby kard. Wyszyńskiego potraktować jako myśliciela i przywódcę politycznego, zaliczylibyśmy go niemal bez zastanowienia do nurtu realistycznego w polskiej polityce. Argumentów na rzecz takiej oceny dorobku Prymasa Tysiąclecia dostarczają choćby jego porozumienie z władzami komunistycznymi w 1950 r., roztropna postawa w 1956 r., a nawet wezwania do umiarkowania skierowane do kierownictwa związku w okresie „Solidarności”. Wydaje się, że w swym myśleniu o polityce wyznawał on tak klasyczne dla politycznego realizmu kategorie, jak ochrona biologicznego bytu narodu, trzeźwy rachunek sił i skutków podejmowanych działań, szacunek do życia każdego człowieka... Tymczasem w wypowiedziach tego hierarchy Kościoła nie znajdziemy potępienia dla patriotyzmu insurekcyjnego.

         Niezwykle ciepły stosunek prymasa do powstań narodowych jest wręcz zaskakujący. Możemy go oczywiście tłumaczyć przyczynami biograficznymi, tym, że młody ks. Wyszyński sam był uczestnikiem AK-owskiej konspiracji i w 1944 roku pełnił funkcję kapelana powstańczego szpitala w podwarszawskich Laskach. Ale nie wszystko da się w ten sposób wyjaśnić, ponieważ jego stosunek do tradycji insurekcyjnych nie ma wiele wspólnego z sentymentalizmem czy kombatanctwem. Aby bliżej go zanalizować, przyjrzyjmy się mu na przykładzie kilku wystąpień kardynała, które wprost odnosiły się do tematyki powstańczej.

         Rok 1960. W uroczystość Zesłania Ducha Świętego[1] kardynał przywołał słowa papieża Piusa XII, który uznał powstanie warszawskie za „tygiel, w którym oczyszcza się i uszlachetnia złoto najwyższej próby”. Przypisywał powstańcom miłość i wiarę, wspominał o ofierze „najlepszych synów stolicy”, łączących w sobie „szlachetne poczucie honoru człowieka” i „silne przekonanie wiary chrześcijańskiej”. Doszukiwał się w tej ofierze analogii do ofiary Chrystusowej na Krzyżu. Zwracał uwagę na podziw świata dla stolicy Polski, a także na to, że dzięki tej wielkiej ofierze nie zamarł duch narodu, uczestnicy powstania stanowili bowiem świadectwo, że „Polska [...] nie chce umrzeć”.

         Jeszcze bardziej interesujące jest wystąpienie wygłoszone przez zwierzchnika Kościoła warszawskiego w październiku 1961 w kościele Św. Marcina w Warszawie[2]. Ulicę Piwną na stołecznej Starówce, przy której znajduje się kościół, prymas nazywa w swej mowie „wielkim ołtarzem ofiarnym”. Mówił dalej: „Olbrzymie wówczas dała Warszawa uzupełnienie do Chrystusowej ofiary”.

         Biskup Warszawy nakreślił też celowość powstańczej ofiary stolicy w 1944: „Chociażby pozostały góry ciał, przykryte gruzami, to jeszcze te ofiary są małe, w porównaniu do wielkiego prawa, jakie ma człowiek, naród i ludzkość: prawa wolności. [...] Aby je zachować i ochronić, a przez to obronić godność człowieka, jako istoty rozumnej i wolnej, trzeba umieć się poświęcać i składać ofiary. [...] człowiek, który biernie przyjmuje narzuconą mu niewolę, już się właściwie deklasuje i przestaje być pod jakimś względem człowiekiem. I naród, który nie umie walczyć o swoją wolność, już się właściwie zdeklasował...”. Powraca w tym kazaniu cytat z Piusa XII o tyglu, w którym miało wypalić się to co w narodzie „słabe i liche”. Zdaniem prymasa dzięki powstaniu Warszawa to „miasto Nieujarzmione, które [...] zgorzało, ale zostało na nowo odbudowane, aby żyć w miłości”.

         Kolejna bardzo ciekawa wypowiedź prymasa na temat polskich insurekcji miała miejsce w styczniu 1963[3]. W stulecie powstania styczniowego kardynał namawiał do ostrożności w jego ocenach, argumentując, że „chociaż mamy prawo do historycznych ocen ludzi, którzy odeszli, to jednak nigdy nie zaszkodzą: roztropność, rozwaga, umiar i oszczędność”. Przywołał następnie kard. Wyszyński słynne zdanie wypowiedziane przez cara Aleksandra II w 1856 roku do Polaków: Point de rêveries, messieursŻadnych mrzonek, panowie. Polski dostojnik z perspektywy 100 lat z goryczą komentował: „Dla cara wszystko, co kipiało w duszy narodu, co było wołaniem o sprawiedliwość dziejową i prawo wolności, było tylko... mrzonką! O! Biada narodowi, który by w ten werdykt uwierzył”. Dalej stanowczo stwierdzał: „możemy rozmaicie oceniać wszystkie jęki udręczonej duszy narodowej, ale potępiać nam ich nie wolno! [...] Historyczny epizod roku 1863 możemy zsyntetyzować dopiero po stu latach, gdy stoimy tutaj jako naród żywy, gdy jeszcze jesteśmy [...]. Oczyma naszymi patrzyliśmy, jak waliły się potęgi i przedstawicielstwa tych, którzy przed stu laty mówili narodowi: porzućcie wszelką nadzieję, żadnych mrzonek! [...] Może krew wówczas przelana [...] dopiero dziś, po dziesiątkach lat, miała wydać swój plon”.

         Zwracając się do młodzieży kardynał podkreślał, że ucząc się narodowych dziejów dowiaduje się ona o wielu powstaniach – „może nieudanych i pozornie nie przynoszących rezultatów, a jednak owocnych” – gdyż, jak przypominał Wyszyński: „Powstania [...] były budzeniem ducha narodu, aby powstał i żył [...]. Z krwi, którą użyźniano polskie zagony, wzrosła wolność w Ojczyźnie”.

         Dalej rozważał kard. Wyszyński zagadnienie tego, czy powstanie się udało i czy forma patriotyzmu skoncentrowanego na pracy organicznej przewyższa walkę za Ojczyznę powstańców. „Czy nie lepiej było żyć spokojnie w pracy organicznej?” – pytał prymas i odpowiadał natychmiast: „Istnieją narody, które [...] osiągając ideał pragmatyczny [...] „ideał pełnej misy chleba” coś jednak przy tym zatracają [...]. Nie samym chlebem żyje naród [...]. Najbardziej smutnymi narodami są te, którym postawiono li tylko ideał materialny [...], które postawiły sobie zbyt wąski ideał”. Podkreślał ksiądz prymas, że „powstanie [...] było w duszy każdego niemal Polaka [...]. A wynikało nie z [...] kompleksu [antyrosyjskiego] tylko ze zdrowego dążenia do wolności”. Po raz kolejny powtarzał wskazując na prawdziwą przyczynę przedsięwzięć powstańczych: „Jeżeli uznajemy prawo czarnych ludów do samostanowienia o sobie i pełnej wolności, to cóż dziwić się narodom starym, jakim był już przed stu laty naród polski, że chciał chodzić o własnych siłach, a nie na bagnetach obcych mocarstw. Młodzież szła w lasy, bo chciano ją wcielić do obcych armii. Nic dziwnego! [...] Nie potępiamy młodzieży, która na ulicach Stolicy z butelkami benzyny rzucała się na czołgi hitlerowskie. A wy chcielibyście potępiać tych, którzy przed stu laty walczyli jak umieli i czym mogli?! [...] Nie kierowali się nienawiścią, ale miłością wielkiej upragnionej sprawy – Wolności. Ona była ich prawem i obowiązkiem. Musieli o nią walczyć! [...] Bóg, Twórca narodów, wszczepił w dusze dzieci narodu polskiego pragnienie walki o własną wolność”.

         W swym długim wystąpieniu kardynał Wyszyński zajął się też znaczeniem powstania styczniowego dla całych dziejów narodu. Uważał, że najważniejszym efektem powstania było narodowe zjednoczenie: „Ten zryw polityczny, połączony ze zrywem społecznym, jedno dał w rezultacie, to mianowicie, że walczyli wówczas prawie wszyscy. W szeregach powstańczych... widzieliśmy przedstawicieli wszystkich warstw narodu”. Wzmocniona wspólną walką w powstaniu wspólnota narodowa wydać miała nowych pisarzy (w tym kontekście kard. Wyszyński wymienia m.in. Kraszewskiego i Sienkiewicza) oraz myślicieli politycznych. „<<Nieudane>> powstanie oddało wielką przysługę wszystkim trzem zaborom, bo rozpoczęła się praca myśli polskiej”.

Odwołując się do Romana Dmowskiego prymas mówił: „Przyjdą potem ludzie, przyjdą pisarze, którzy będą nam pisali najrozmaitsze ‘myśli nowoczesnych Polaków’, pogłębiając w nas nurt wspólnoty narodowej. Nie zapomnijmy, że ten nurt wyrósł z oparów krwi synów polskiej ziemi [...]”. W ten sposób u Wyszyńskiego łączyła się tradycja patriotyzmu powstańczego i endeckiego patriotyzmu sceptycznego wobec narodowych powstań (choć jak pokazał to we wspomnianym już tekście prof. Kawalec, nie należy nadinterpretować tego sceptycyzmu).

Jest to możliwe, jak tłumaczy dalej prymas, ponieważ „naród [...] umacnia się [...] jedyną wspólną miłością wszystkich synów tej ziemi do Matki Ojczyzny, która nas karmi swoją piersią, a którą my niekiedy mamy obowiązek karmić... własną krwią!”

Wreszcie pisał: „Naród bez tego zrywu, okupionego krwią, nie ostałby się Bismarckowskiej polityce Kulturkampfu. Nie oparłby się germanizacji i rusyfikacji. Przed tym etapem, który dla umęczonego narodu był jedną z najcięższych prób, trzeba było ofiar. Te ofiary padły i wydały swój owoc, co obudziło sumienie narodu”. Zaczęła się wspólna praca [...]. Przygotowywali naród do zrywu wolności, który przeżyliśmy w latach 1917-1919”, czyli do odzyskania niepodległości. „Naród polski nad trumną powstańców roku 1863 zrobił rachunek sumienia. Był on dla nas zbawczy”.

Warto zwrócić uwagę, że dla prymasa nie ma bezpośredniego związku między powstaniem, a zaostrzeniem polityki zaborców wobec Polaków. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że powstanie staje się etapem przygotowującym naród do mającej nastąpić próby, która i tak miała nas spotkać. Jest to w pewnym sensie myślenie ahistoryczne, ale wynika wprost z rozumienia dziejów narodu, jako swego rodzaju ciągu moralnych wyzwań, prób stawianych przed narodem przez Boga. Takie stanowisko wynika z patrzenia na rzeczywistość narodową przede wszystkim z perspektywy teologicznej i moralnej. Nie oznacza to lekceważenia innych perspektyw – społecznej, politycznej czy gospodarczej, ale umożliwia Wyszyńskiemu przyglądanie się całości dziejów narodu, a także spojrzenie z wielkim dystansem na rzeczywistość doczesną, zarówno minioną, jak i obecną. W jego wypowiedziach przebija przekonanie, wynikające z przesłanek religijnych, m.in. z przesłanki o rozumnym ładzie istniejącym w stworzonej przez Boga rzeczywistości, że pozory bezsensu i chaosu są jedynie pozorami, kryjącymi ukryty, głębszy, Opatrznościowy zamysł. Z tej właśnie perspektywy kardynał analizuje zrywy powstańcze.

Kolejne wystąpienie prymasa Stefana Wyszyńskiego, które chciałbym przywołać, zostało wygłoszone w 1974 roku w 30. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego[4]. 

I tym razem prymas spogląda na powstanie z perspektywy teologicznej. „1 Sierpnia stajemy zawsze wobec wielkiego niezbadanego misterium cierpienia, którego sens jest... wieloraki [...] Bóg chciał ukazać, że są wartości, o które trzeba walczyć, nawet w walce pozornie beznadziejnej”. To, co przez krytyków powstania warszawskiego było świadectwem braku dojrzałości narodowej, prymas interpretuje dokładnie przeciwnie: „Warszawa [...] zdolna była podjąć każdy wysiłek, każdą ofiarę, aby zaświadczyć swoje prawo do pełnej wolności, o której nie mogą decydować sąsiednie narody. Musi być ślad w dziejach dojrzałości narodu, który ma słuszną ambicję stanowienia o sobie. W tym duchu podjęta została walka powstańcza. Z góry było wiadomo, że beznadziejna. Ale ten akcent był w dziejach konieczny, chociaż nie tak jak tego oczekiwaliśmy wpłynął on na sumienie tych, co decydowali o pokoju”. Powstanie nie przyniosło więc skutków doraźnych, nie wpłynęło na kształt polskich granic, ani na decyzję oddania nas pod dominację sowiecką, ale było niezbędne dla przetrwania narodu w dłuższej perspektywie.

Prymas w tym wystąpieniu odnosi się też do całości tradycji powstańczej. „Przypomina nam to wszystkie poprzednie nieudane powstania: Powstanie Listopadowe i Powstanie Styczniowe, które oceniając od strony strategii, nie mogły mieć powodzenia. Były jednak potrzebne, choć ciężko naród kosztowały przez upływ krwi, stratę dóbr materialnych i kulturalnych. Przypominały nieustannie światu sprawę Polski. Trzeba o niej myśleć [...] W traktacie wersalskim stało się oczywiste, że o Polsce trzeba myśleć. [...] Na tym, zda się obumarłym ciele narodu, padli dwaj zaborczy zbrodniarze. Przemówił Bóg”.

Po raz kolejny sukces polskiego realizmu politycznego – obecność polskiej dyplomacji na konferencji pokojowej z Niemcami po zakończeniu I wojny światowej - zdaniem prymasa był konsekwencją insurekcji polskich. Znowu z perspektywy Wyszyńskiego obie tradycje ściśle się splatają i z siebie nawzajem wynikają.

Quam iucundum est pro Patria mori – słodko jest umierać za Ojczyznę w świadomości, że jest to posiew krwi, która będzie wołać z ziemi żyjących do Ojca ludów i narodów o sprawiedliwość, jak wołała krew Abla... jak krew Chrystusa – zbawcza uświęcająca i ożywiająca”kontynuuje prymas. Ponownie więc pojawia się wątek ofiary i współodkupienia z Chrystusem poprzez ofiarę życia powstańców.

Upominał prymas słuchaczy, by nie mierzyli wartości zrywu powstańczego, miarą fatalnej rzeczywistości PRL-u. „Może się nam wydawać, że sytuacja obecna nie daje satysfakcji walczącym i poległym, ale pamiętajmy, że o duchu narodu, jak o pięknie obrazu, nie rozstrzygają ramy, tylko to, co z nich patrzy. ... Patrząc na ten obraz w szpetnych ramach, nadal rozpoznajemy: To jest przecież ojczyzna moja! To ona, to Polska! Może chwilowo ubrana jest w szkarłatną szatę. Chrystus naigrywany też był okryty szkarłatną szatą w pretorium najeźdźcy Piłata. Ale szata spadła z niego na Kalwarii, gdy stanął w pełnej prawdzie... Moja prawda pochodzi od Ojca Światłości. Jest nią miłość, sprawiedliwość, pokój, którego świat dać nie może. Jest nią duch ofiary i służby. Wartości te przemawiają dziś do nas. Są one zrozumiałe i biorą za serce, tak jak biorą za serce i Śluby Jasnogórskie Narodu...”.

Wreszcie 23 września 1975 r. mówił kardynał o powstaniu, jako o „tragedii, która była zwycięstwem i która na pewno przepełniała ginących tutaj obrońców Narodu, chwałą i uwielbieniem”[5].

W tych ostatnich wystąpieniach znowu widzimy paradoksalną ciągłość pomiędzy poświęceniem uczestników powstania, a tymi, którzy trwają w kulturze i wierze narodu w Ślubach Jasnogórskich, czyli z kolejnymi pokoleniami żyjącymi w rzeczywistości Polski poddanej komunistycznej dominacji. Dla prymasa rzeczywistość narodu, ojczyzny jest rzeczywistością historyczną, ale - można powiedzieć - rzeczywistością długiego trwania – odwołując się do jego metafory, treścią obrazu, który może zmieniać ramy. Komunizm jest tylko chwilowym – niemal estetycznym zgrzytem – który nie zmienia wartości moralnej wspólnoty, jaką ma być naród. Na taki dystans – nie oznaczający jednak obojętności na rzeczywistość, nie posuwający się do jakiejkolwiek „wewnętrznej emigracji” – prymas Wyszyński może sobie pozwolić, ponieważ wywodzi swoją perspektywę z wartości religijnych, ponadczasowych i wiecznych, widząc w tragedii powstań uzupełnienie ofiary zbawczej Jezusa Chrystusa. Widząc w cierpieniach narodu analogię do cierpienia każdego człowieka – mówiąc o misterium cierpienia, misterium Krzyża.

Jest w tym oczywiście wiele chrześcijańskiego mistycyzmu, ale także paradoksalnie wiele chrześcijańskiego realizmu, pokazującego, że choć rzeczywistość może być opisywana w kategoriach stricte racjonalnych, to rozum nie jest w stanie zgłębić całej złożoności rzeczywistości, dającej się wyjaśnić dopiero poprzez odwołanie się do sfery nadprzyrodzonej, która często pozwala zrozumieć rzeczywistość doczesną i namacalną.

Wybór dotychczasowych cytatów z prymasa Stefana Wyszyńskiego czyniłby go niemal mistykiem insurekcjonizmu. Przy odrobinie złej woli można by nawet starać się wykazać, że jest on zwolennikiem „zbędnych” ofiar. Jednak z pewnością w refleksji kard. Wyszyńskiego nad polskimi powstaniami nie możemy się do tych cytatów ograniczyć. Dla zrównoważenia obrazu przypomnijmy tylko dwie wypowiedzi Prymasa Tysiąclecia z okresu tuż przed jego śmiercią, tj. z początków roku 1981, z czasu tzw. pierwszej „Solidarności”.

Pierwsza z nich wprost koresponduje z jednym z przywołanych cytatów z 1974 roku, w znaczący sposób uzupełniając poprzednią refleksję. W kazaniu ze stycznia 1981[6] prymas mówił: „Tak często słyszymy zdanie: „Piękną i zaszczytną rzeczą jest umrzeć za Ojczyznę”. Jednakże trudniej jest niekiedy żyć dla Ojczyzny. Można w odruchu bohaterskim oddać swoje życie na polu walki, ale to trwa krótko. Większym niekiedy bohaterstwem jest żyć, trwać, wytrwać całe lata [...], wytrwać, żyć dla Ojczyzny, nabrać zaufania do niej i gotowości oddania jej wszystkiego z siebie. To jest najważniejszy nasz obowiązek wobec Ojczyzny”.

I jeszcze jeden cytat, wyjęty tym razem z dramatycznego przemówienia prymasa do przedstawicieli Krajowej Komisji Porozumiewawczej „Solidarności” podczas ich wizyty u kardynała Wyszyńskiego w lutym 1981[7]. „Powiedziałem panu Generałowi [Wojciechowi Jaruzelskiemu] w Natolinie, że gdyby w wyniku jakichkolwiek zaniedbań z mojej strony, albo też nieodpowiednich posunięć, zginął chociaż jeden Polak, chociaż jeden młody chłopiec, nie darowałbym sobie tego nigdy. Tak myślę ja. A sądzę, że i każdy z Panów tak myśli. To nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości. Odpowiedzialność za życie dzieci polskich to jest odpowiedzialność straszna. I dlatego też zastanawiając się nad sytuacją pytam siebie: Czy lepiej z narażeniem naszej wolności, naszej całości, życia naszych współbraci, już dzisiaj osiągnąć postulaty choćby najsłuszniejsze? Czy też lepiej jest osiągnąć coś niecoś dzisiaj, a co do reszty powiedzieć: Panowie, do tej sprawy wrócimy później. Nie rezygnujemy z postawionych postulatów, ale wiemy, że obecna realizacja niektórych z nich nie jest możliwa [...]”.

To nie są z pewnością słowa, które wypowiedziałby zwolennik kultu powstań, jako narodowego całopalenia. Wydaje się, że nie stoją one w sprzeczności z poprzednio cytowanymi słowami prymasa Wyszyńskiego. Z tej moralnej perspektywy, z jakiej starał się kardynał patrzeć na zagadnienia dziejów narodu, oba sądy są całkowicie do pogodzenia. Można przypuszczać, że kardynał był zdania, że w zależności od okoliczności z umiłowania Ojczyzny mogą płynąć rozmaite rozwiązania praktyczne – w pewnych okolicznościach  - czyn powstańczy, kiedy indziej zaś działanie ograniczające się do „małych środków”, obliczone na zachowanie narodowych zdobyczy i biologicznego istnienia wspólnoty.

W 1981 roku wchodził w grę także dodatkowy czynnik – prymas w swych wystąpieniach starał się odnieść do problemu podejmowania decyzji przez przywódców narodu. Do tego grona bez wątpienia należeli w warunkach PRL-owskich zarówno zwierzchnik polskiego Kościoła, jak i członkowie kierownictwa „Solidarności”. Poprzednie wypowiedzi zaś nie dotyczyły odpowiedzialności przywódców narodu, lecz raczej postawy zwykłych uczestników kolejnych polskich insurekcji. Czym innym jest bowiem obowiązek moralny roztropnego wyboru dokonanego w trudnych sytuacjach przez rządzących, a czym innym obiektywne moralne znaczenie powstańczej ofiary narodu i obowiązek solidarności z walczącą i cierpiącą wspólnotą.

Miłość Ojczyzny, zdaniem kard. Wyszyńskiego, domaga się więc czci i szacunku wobec bohaterów powstań, zwłaszcza tych, którzy złożyli w ofierze swe życie. Dostrzegał on przede wszystkim wartość moralną i religijną powstań – jako sprzeciwu wobec zła, nawet za cenę ryzyka utraty życia, a także jako elementu współuczestniczenia przez naród w ofierze odkupieńczej Chrystusa. Jednocześnie jednak Prymas Tysiąclecia nie uważał za łatwe i oczywiste w warunkach PRL sięganie po „powstańczy” sposób narodowej posługi, zwracał uwagę, że unikanie rozlewu krwi i konieczność zabezpieczenia istnienia narodu przemawiają za poniechaniem działań insurekcyjnych.

Można więc powiedzieć, że ten wielki realista okresu PRL-owskiego był jednocześnie wielkim czcicielem tradycji powstańczej, a oba te elementy splatały się nierozerwalnie w proponowanym przez niego modelu patriotyzmu.

 



[1] Kard. S. Wyszyński, Z rozważań nad kulturą ojczystą, Warszawa 1998, s. 25-34.

[2] Słowa prymasa po poświęceniu nowego ołtarza w kościele Św. Marcina w Warszawie, 4 X 1961, w: kard. S. Wyszyński, W sercu stolicy, Warszawa 2000, s. 26-31.

[3] Słowo prymasa Polski na zakończenie Mszy Świętej w kościele Św. Krzyża w Warszawie, 27 I 1963, kard. S. Wyszyński, W sercu stolicy, s. 32-44.

[4] Słowo prymasa Polski w 30. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego w Fiszorze, 1 VIII 1074, w: kard. S. Wyszyński, W sercu stolicy, s. 200-204.

[5] Wystąpienie po koncercie Krzystofa Penedereckiego, Warszawa, 23 IX 1975 w: Kard. S. Wyszyński, Z rozważań nad..., s. 250-252.

[6] Sumienie prawe u podstaw odnowy życia narodowego. W uroczystość Objawienia Pańskiego, Warszawa, archikatedra Św. Jana, 6 I 1981, w: kard. S. Wyszyński, Kościół w służbie Narodu. Nauczanie Prymasa Polski czasu odnowy w Polsce sierpień 1980-maj 1981, Rzym 1981, s. 163-178.

[7] Wezwanie do odpowiedzialności i cierpliwości. Do przedstawicieli KKP „Solidarności”, Warszawa, 28 III 1981 (fragmenty), w: kard. S. Wyszyński, Kościół w służbie Narodu..., s. 253-258.

Najnowsze artykuły