Tekst pochodzi z książki: Patriotyzm Polaków. Studia z historii idei, [red.] J.
Kłoczkowskiego, Kraków 2007.
Już w
przygotowywanym pod redakcją Jacka Kloczkowskiego
tomie Póki my żyjemy... Tradycje insurekcyjne w myśli polskiej (Warszawa
2004), prof. Krzysztof Kawalec opisując stosunek narodowych demokratów do
tradycji powstańczej zwracał uwagę na złożoność i wielonurtowość
relacji jakie łączyły tę część polskiej tradycji politycznej – zazwyczaj
wiązanej z nurtem realistycznym w rodzimej refleksji politycznej – z dziedzictwem kolejnych narodowych
insurekcji.
Podobne refleksje nasuwają się, gdy
spojrzymy na ocenę powstań narodowych, sformułowaną przez innego wybitnego
Polaka – kard. Stefana Wyszyńskiego. Prymas Tysiąclecia oczywiście powinien być
uważany przede wszystkim za wybitnego duszpasterza i teologa, ale jasne jest,
że odgrywał także rolę duchowego, a także politycznego przywódcy Polaków w
okresie PRL. Prawdziwego męża stanu, którego po śmierci rodacy uczcili
umieszczonym na trumnie napisem: „Niekoronowanemu królowi Polski”.
Gdyby
kard. Wyszyńskiego potraktować jako myśliciela i przywódcę politycznego,
zaliczylibyśmy go niemal bez zastanowienia do nurtu realistycznego w polskiej
polityce. Argumentów na rzecz takiej oceny dorobku Prymasa Tysiąclecia dostarczają
choćby jego porozumienie z władzami komunistycznymi w 1950 r., roztropna
postawa w 1956 r., a nawet wezwania do umiarkowania skierowane do kierownictwa
związku w okresie „Solidarności”. Wydaje się, że w swym myśleniu o polityce
wyznawał on tak klasyczne dla politycznego realizmu kategorie, jak ochrona
biologicznego bytu narodu, trzeźwy rachunek sił i skutków podejmowanych
działań, szacunek do życia każdego człowieka... Tymczasem w wypowiedziach tego
hierarchy Kościoła nie znajdziemy potępienia dla patriotyzmu insurekcyjnego.
Niezwykle ciepły stosunek prymasa do
powstań narodowych jest wręcz zaskakujący. Możemy go oczywiście tłumaczyć
przyczynami biograficznymi, tym, że młody ks. Wyszyński sam był uczestnikiem
AK-owskiej konspiracji i w 1944 roku pełnił funkcję kapelana powstańczego
szpitala w podwarszawskich Laskach. Ale nie wszystko da się w ten sposób
wyjaśnić, ponieważ jego stosunek do tradycji insurekcyjnych nie ma wiele
wspólnego z sentymentalizmem czy kombatanctwem. Aby bliżej go zanalizować,
przyjrzyjmy się mu na przykładzie kilku wystąpień kardynała, które wprost
odnosiły się do tematyki powstańczej.
Rok 1960. W uroczystość Zesłania Ducha
Świętego[1]
kardynał przywołał słowa papieża Piusa XII, który uznał powstanie warszawskie
za „tygiel, w którym oczyszcza się i
uszlachetnia złoto najwyższej próby”. Przypisywał powstańcom miłość i
wiarę, wspominał o ofierze „najlepszych
synów stolicy”, łączących w sobie „szlachetne poczucie honoru człowieka” i „silne przekonanie wiary chrześcijańskiej”. Doszukiwał się w tej
ofierze analogii do ofiary Chrystusowej na Krzyżu. Zwracał uwagę na podziw
świata dla stolicy Polski, a także na to, że dzięki tej wielkiej ofierze nie
zamarł duch narodu, uczestnicy powstania stanowili bowiem świadectwo, że „Polska [...] nie chce umrzeć”.
Jeszcze bardziej interesujące jest
wystąpienie wygłoszone przez zwierzchnika Kościoła warszawskiego w październiku
1961 w kościele Św. Marcina w Warszawie[2]. Ulicę
Piwną na stołecznej Starówce, przy której znajduje się kościół, prymas nazywa w
swej mowie „wielkim ołtarzem ofiarnym”.
Mówił dalej: „Olbrzymie
wówczas dała Warszawa uzupełnienie do Chrystusowej ofiary”.
Biskup Warszawy nakreślił też celowość
powstańczej ofiary stolicy w 1944: „Chociażby
pozostały góry ciał, przykryte gruzami, to jeszcze te ofiary są małe, w
porównaniu do wielkiego prawa, jakie ma człowiek, naród i ludzkość: prawa
wolności. [...] Aby je zachować i ochronić, a przez to obronić godność
człowieka, jako istoty rozumnej i wolnej, trzeba umieć się poświęcać i składać
ofiary. [...] człowiek, który biernie przyjmuje narzuconą mu niewolę, już się
właściwie deklasuje i przestaje być pod jakimś względem człowiekiem. I naród,
który nie umie walczyć o swoją wolność, już się właściwie zdeklasował...”.
Powraca w tym kazaniu cytat z Piusa XII o tyglu, w którym miało wypalić się to
co w narodzie „słabe i liche”. Zdaniem prymasa dzięki powstaniu Warszawa
to „miasto Nieujarzmione, które [...]
zgorzało, ale zostało na nowo odbudowane, aby żyć w miłości”.
Kolejna bardzo ciekawa wypowiedź prymasa
na temat polskich insurekcji miała miejsce w styczniu 1963[3]. W
stulecie powstania styczniowego kardynał namawiał do ostrożności w jego ocenach,
argumentując, że „chociaż mamy prawo
do historycznych ocen ludzi, którzy odeszli, to jednak nigdy nie zaszkodzą:
roztropność, rozwaga, umiar i oszczędność”. Przywołał następnie
kard. Wyszyński słynne zdanie wypowiedziane przez cara Aleksandra II w 1856
roku do Polaków: Point de rêveries, messieurs – Żadnych mrzonek, panowie. Polski dostojnik
z perspektywy 100 lat z goryczą komentował: „Dla cara wszystko, co kipiało w duszy narodu, co było wołaniem o
sprawiedliwość dziejową i prawo wolności, było tylko... mrzonką! O! Biada
narodowi, który by w ten werdykt uwierzył”. Dalej stanowczo
stwierdzał: „możemy rozmaicie oceniać
wszystkie jęki udręczonej duszy narodowej, ale potępiać nam ich nie wolno!
[...] Historyczny epizod roku 1863 możemy zsyntetyzować dopiero po stu latach,
gdy stoimy tutaj jako naród żywy, gdy jeszcze jesteśmy [...]. Oczyma naszymi
patrzyliśmy, jak waliły się potęgi i przedstawicielstwa tych, którzy przed stu
laty mówili narodowi: porzućcie wszelką nadzieję, żadnych mrzonek! [...] Może
krew wówczas przelana [...] dopiero dziś, po dziesiątkach lat, miała wydać swój
plon”.
Zwracając się do młodzieży kardynał
podkreślał, że ucząc się narodowych dziejów dowiaduje się ona o wielu
powstaniach – „może nieudanych i
pozornie nie przynoszących rezultatów, a jednak owocnych” – gdyż, jak
przypominał Wyszyński: „Powstania [...] były budzeniem ducha narodu, aby
powstał i żył [...]. Z krwi, którą użyźniano polskie zagony, wzrosła wolność w
Ojczyźnie”.
Dalej rozważał kard. Wyszyński
zagadnienie tego, czy powstanie się udało i czy forma patriotyzmu
skoncentrowanego na pracy organicznej przewyższa walkę za Ojczyznę powstańców. „Czy nie lepiej było żyć spokojnie w pracy
organicznej?” – pytał prymas i odpowiadał natychmiast: „Istnieją narody, które [...] osiągając ideał
pragmatyczny [...] „ideał pełnej misy chleba” coś jednak przy tym zatracają
[...]. Nie samym chlebem żyje naród [...]. Najbardziej smutnymi narodami są te,
którym postawiono li tylko ideał materialny [...], które postawiły sobie zbyt
wąski ideał”. Podkreślał ksiądz prymas, że „powstanie [...] było w duszy każdego niemal
Polaka [...]. A wynikało nie z [...] kompleksu [antyrosyjskiego] tylko ze zdrowego dążenia do wolności”. Po
raz kolejny powtarzał wskazując na prawdziwą przyczynę przedsięwzięć
powstańczych: „Jeżeli uznajemy prawo
czarnych ludów do samostanowienia o sobie i pełnej wolności, to cóż dziwić się
narodom starym, jakim był już przed stu laty naród polski, że chciał chodzić o
własnych siłach, a nie na bagnetach obcych mocarstw. Młodzież szła w lasy, bo
chciano ją wcielić do obcych armii. Nic dziwnego! [...] Nie potępiamy
młodzieży, która na ulicach Stolicy z butelkami benzyny rzucała się na czołgi
hitlerowskie. A wy chcielibyście potępiać tych, którzy przed stu laty walczyli
jak umieli i czym mogli?! [...] Nie kierowali się nienawiścią, ale miłością
wielkiej upragnionej sprawy – Wolności. Ona była ich prawem i obowiązkiem.
Musieli o nią walczyć! [...] Bóg, Twórca narodów, wszczepił w dusze dzieci
narodu polskiego pragnienie walki o własną wolność”.
W swym długim wystąpieniu kardynał
Wyszyński zajął się też znaczeniem powstania styczniowego dla całych dziejów
narodu. Uważał, że najważniejszym efektem powstania było narodowe zjednoczenie:
„Ten zryw polityczny, połączony ze
zrywem społecznym, jedno dał w rezultacie, to mianowicie, że walczyli wówczas
prawie wszyscy. W szeregach powstańczych... widzieliśmy przedstawicieli
wszystkich warstw narodu”. Wzmocniona wspólną walką w powstaniu
wspólnota narodowa wydać miała nowych pisarzy (w tym kontekście kard. Wyszyński
wymienia m.in. Kraszewskiego i Sienkiewicza) oraz myślicieli politycznych. „<<Nieudane>> powstanie oddało
wielką przysługę wszystkim trzem zaborom, bo rozpoczęła się praca myśli
polskiej”.
Odwołując
się do Romana Dmowskiego prymas mówił: „Przyjdą
potem ludzie, przyjdą pisarze, którzy będą nam pisali najrozmaitsze ‘myśli
nowoczesnych Polaków’, pogłębiając w nas nurt wspólnoty narodowej. Nie
zapomnijmy, że ten nurt wyrósł z oparów krwi synów polskiej ziemi [...]”. W
ten sposób u Wyszyńskiego łączyła się tradycja patriotyzmu powstańczego i
endeckiego patriotyzmu sceptycznego wobec narodowych powstań (choć jak pokazał
to we wspomnianym już tekście prof. Kawalec, nie należy nadinterpretować tego
sceptycyzmu).
Jest
to możliwe, jak tłumaczy dalej prymas, ponieważ „naród [...] umacnia się [...] jedyną
wspólną miłością wszystkich synów tej ziemi do Matki Ojczyzny, która nas karmi
swoją piersią, a którą my niekiedy mamy obowiązek karmić... własną krwią!”
Wreszcie
pisał: „Naród bez tego zrywu,
okupionego krwią, nie ostałby się Bismarckowskiej polityce Kulturkampfu. Nie oparłby się germanizacji i rusyfikacji. Przed tym etapem, który dla
umęczonego narodu był jedną z najcięższych prób, trzeba było ofiar. Te ofiary
padły i wydały swój owoc, co obudziło sumienie narodu”. „Zaczęła się wspólna praca [...].
Przygotowywali naród do zrywu wolności, który przeżyliśmy w latach 1917-
Warto
zwrócić uwagę, że dla prymasa nie ma bezpośredniego związku między powstaniem,
a zaostrzeniem polityki zaborców wobec Polaków. Wręcz przeciwnie, wydaje się,
że powstanie staje się etapem przygotowującym naród do mającej nastąpić próby,
która i tak miała nas spotkać. Jest to w pewnym sensie myślenie ahistoryczne,
ale wynika wprost z rozumienia dziejów narodu, jako swego rodzaju ciągu
moralnych wyzwań, prób stawianych przed narodem przez Boga. Takie stanowisko
wynika z patrzenia na rzeczywistość narodową przede wszystkim z perspektywy
teologicznej i moralnej. Nie oznacza to lekceważenia innych perspektyw –
społecznej, politycznej czy gospodarczej, ale umożliwia Wyszyńskiemu
przyglądanie się całości dziejów narodu, a także spojrzenie z wielkim dystansem
na rzeczywistość doczesną, zarówno minioną, jak i obecną. W jego wypowiedziach
przebija przekonanie, wynikające z przesłanek religijnych, m.in. z przesłanki o
rozumnym ładzie istniejącym w stworzonej przez Boga rzeczywistości, że pozory
bezsensu i chaosu są jedynie pozorami, kryjącymi ukryty, głębszy,
Opatrznościowy zamysł. Z tej właśnie perspektywy kardynał analizuje zrywy
powstańcze.
Kolejne
wystąpienie prymasa Stefana Wyszyńskiego, które chciałbym przywołać, zostało
wygłoszone w 1974 roku w 30. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego[4].
I tym
razem prymas spogląda na powstanie z perspektywy teologicznej. „1 Sierpnia stajemy zawsze wobec wielkiego
niezbadanego misterium cierpienia, którego sens jest... wieloraki [...] Bóg
chciał ukazać, że są wartości, o które trzeba walczyć, nawet w walce pozornie
beznadziejnej”. To, co przez krytyków powstania warszawskiego było
świadectwem braku dojrzałości narodowej, prymas interpretuje dokładnie
przeciwnie: „Warszawa [...] zdolna
była podjąć każdy wysiłek, każdą ofiarę, aby zaświadczyć swoje prawo do pełnej
wolności, o której nie mogą decydować sąsiednie narody. Musi być ślad w
dziejach dojrzałości narodu, który ma słuszną ambicję stanowienia o sobie. W
tym duchu podjęta została walka powstańcza. Z góry było wiadomo, że
beznadziejna. Ale ten akcent był w dziejach konieczny, chociaż nie tak jak tego
oczekiwaliśmy wpłynął on na sumienie tych, co decydowali o pokoju”. Powstanie
nie przyniosło więc skutków doraźnych, nie wpłynęło na kształt polskich granic,
ani na decyzję oddania nas pod dominację sowiecką, ale było niezbędne dla
przetrwania narodu w dłuższej perspektywie.
Prymas
w tym wystąpieniu odnosi się też do całości tradycji powstańczej. „Przypomina nam to wszystkie poprzednie
nieudane powstania: Powstanie Listopadowe i Powstanie Styczniowe, które
oceniając od strony strategii, nie mogły mieć powodzenia. Były jednak
potrzebne, choć ciężko naród kosztowały przez upływ krwi, stratę dóbr
materialnych i kulturalnych. Przypominały nieustannie światu sprawę Polski.
Trzeba o niej myśleć [...] W traktacie wersalskim stało się oczywiste, że o
Polsce trzeba myśleć. [...] Na tym, zda się obumarłym ciele narodu, padli dwaj
zaborczy zbrodniarze. Przemówił Bóg”.
Po raz kolejny sukces polskiego realizmu politycznego –
obecność polskiej dyplomacji na konferencji pokojowej z Niemcami po zakończeniu
I wojny światowej - zdaniem prymasa był konsekwencją insurekcji polskich. Znowu
z perspektywy Wyszyńskiego obie tradycje ściśle się splatają i z siebie
nawzajem wynikają.
„Quam iucundum
est pro Patria mori – słodko jest umierać za Ojczyznę w świadomości, że jest to posiew krwi,
która będzie wołać z ziemi żyjących do Ojca ludów i narodów o sprawiedliwość,
jak wołała krew Abla... jak krew Chrystusa – zbawcza uświęcająca i ożywiająca”
– kontynuuje prymas. Ponownie więc pojawia się wątek ofiary i współodkupienia z Chrystusem poprzez ofiarę życia
powstańców.
Upominał prymas słuchaczy, by nie mierzyli wartości zrywu
powstańczego, miarą fatalnej rzeczywistości PRL-u. „Może się nam wydawać, że sytuacja obecna nie daje satysfakcji walczącym
i poległym, ale pamiętajmy, że o duchu narodu, jak o pięknie obrazu, nie
rozstrzygają ramy, tylko to, co z nich patrzy. ... Patrząc na ten obraz w
szpetnych ramach, nadal rozpoznajemy: To jest przecież ojczyzna moja! To ona,
to Polska! Może chwilowo ubrana jest w szkarłatną szatę. Chrystus naigrywany też był okryty szkarłatną szatą w pretorium
najeźdźcy Piłata. Ale szata spadła z niego na Kalwarii, gdy stanął w pełnej
prawdzie... Moja prawda pochodzi od Ojca Światłości. Jest nią miłość,
sprawiedliwość, pokój, którego świat dać nie może. Jest nią duch ofiary i
służby. Wartości te przemawiają dziś do nas. Są one zrozumiałe i biorą za
serce, tak jak biorą za serce i Śluby Jasnogórskie Narodu...”.
Wreszcie 23 września 1975 r. mówił kardynał o powstaniu,
jako o „tragedii, która była
zwycięstwem i która na pewno przepełniała ginących tutaj obrońców Narodu,
chwałą i uwielbieniem”[5].
W tych ostatnich wystąpieniach znowu widzimy paradoksalną
ciągłość pomiędzy poświęceniem uczestników powstania, a tymi, którzy trwają w
kulturze i wierze narodu w Ślubach Jasnogórskich, czyli z kolejnymi pokoleniami
żyjącymi w rzeczywistości Polski poddanej komunistycznej dominacji. Dla prymasa
rzeczywistość narodu, ojczyzny jest rzeczywistością historyczną, ale - można
powiedzieć - rzeczywistością długiego trwania – odwołując się do jego metafory,
treścią obrazu, który może zmieniać ramy. Komunizm jest tylko chwilowym –
niemal estetycznym zgrzytem – który nie zmienia wartości moralnej wspólnoty,
jaką ma być naród. Na taki dystans – nie oznaczający jednak obojętności na
rzeczywistość, nie posuwający się do jakiejkolwiek „wewnętrznej emigracji” –
prymas Wyszyński może sobie pozwolić, ponieważ wywodzi swoją perspektywę z
wartości religijnych, ponadczasowych i wiecznych, widząc w tragedii powstań
uzupełnienie ofiary zbawczej Jezusa Chrystusa. Widząc w cierpieniach narodu
analogię do cierpienia każdego człowieka – mówiąc o misterium cierpienia,
misterium Krzyża.
Jest w tym oczywiście wiele chrześcijańskiego mistycyzmu,
ale także paradoksalnie wiele chrześcijańskiego realizmu, pokazującego, że choć
rzeczywistość może być opisywana w kategoriach stricte racjonalnych, to
rozum nie jest w stanie zgłębić całej złożoności rzeczywistości, dającej się
wyjaśnić dopiero poprzez odwołanie się do sfery nadprzyrodzonej, która często
pozwala zrozumieć rzeczywistość doczesną i namacalną.
Wybór dotychczasowych cytatów z prymasa Stefana
Wyszyńskiego czyniłby go niemal mistykiem insurekcjonizmu.
Przy odrobinie złej woli można by nawet starać się wykazać, że jest on
zwolennikiem „zbędnych” ofiar. Jednak z pewnością w refleksji kard. Wyszyńskiego
nad polskimi powstaniami nie możemy się do tych cytatów ograniczyć. Dla
zrównoważenia obrazu przypomnijmy tylko dwie wypowiedzi Prymasa Tysiąclecia z
okresu tuż przed jego śmiercią, tj. z początków roku 1981, z czasu tzw.
pierwszej „Solidarności”.
Pierwsza z nich wprost koresponduje z jednym z przywołanych
cytatów z 1974 roku, w znaczący sposób uzupełniając poprzednią refleksję. W
kazaniu ze stycznia 1981[6] prymas
mówił: „Tak często słyszymy zdanie:
„Piękną i zaszczytną rzeczą jest umrzeć za Ojczyznę”. Jednakże trudniej jest
niekiedy żyć dla Ojczyzny. Można w odruchu bohaterskim oddać swoje życie na
polu walki, ale to trwa krótko. Większym niekiedy bohaterstwem jest żyć, trwać,
wytrwać całe lata [...], wytrwać, żyć dla Ojczyzny, nabrać zaufania do niej i
gotowości oddania jej wszystkiego z siebie. To jest najważniejszy nasz
obowiązek wobec Ojczyzny”.
I jeszcze jeden cytat, wyjęty tym razem z dramatycznego
przemówienia prymasa do przedstawicieli Krajowej Komisji Porozumiewawczej
„Solidarności” podczas ich wizyty u kardynała Wyszyńskiego w lutym 1981[7]. „Powiedziałem panu Generałowi [Wojciechowi
Jaruzelskiemu] w Natolinie, że gdyby w
wyniku jakichkolwiek zaniedbań z mojej strony, albo też nieodpowiednich
posunięć, zginął chociaż jeden Polak, chociaż jeden młody chłopiec, nie
darowałbym sobie tego nigdy. Tak myślę ja. A sądzę, że i każdy z Panów tak
myśli. To nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości. Odpowiedzialność za życie
dzieci polskich to jest odpowiedzialność straszna. I dlatego też zastanawiając
się nad sytuacją pytam siebie: Czy lepiej z narażeniem naszej wolności, naszej
całości, życia naszych współbraci, już dzisiaj osiągnąć postulaty choćby
najsłuszniejsze? Czy też lepiej jest osiągnąć coś niecoś dzisiaj, a co do
reszty powiedzieć: Panowie, do tej sprawy wrócimy później. Nie rezygnujemy z
postawionych postulatów, ale wiemy, że obecna realizacja niektórych z nich nie
jest możliwa [...]”.
To nie są z pewnością słowa, które wypowiedziałby
zwolennik kultu powstań, jako narodowego całopalenia. Wydaje się, że nie stoją
one w sprzeczności z poprzednio cytowanymi słowami prymasa Wyszyńskiego. Z tej
moralnej perspektywy, z jakiej starał się kardynał patrzeć na zagadnienia
dziejów narodu, oba sądy są całkowicie do pogodzenia. Można przypuszczać, że
kardynał był zdania, że w zależności od okoliczności z umiłowania Ojczyzny mogą
płynąć rozmaite rozwiązania praktyczne – w pewnych okolicznościach - czyn powstańczy, kiedy indziej zaś działanie
ograniczające się do „małych środków”, obliczone na zachowanie narodowych
zdobyczy i biologicznego istnienia wspólnoty.
W 1981 roku wchodził w grę także dodatkowy czynnik –
prymas w swych wystąpieniach starał się odnieść do problemu podejmowania decyzji
przez przywódców narodu. Do tego grona bez wątpienia należeli w warunkach
PRL-owskich zarówno zwierzchnik polskiego Kościoła, jak i członkowie kierownictwa
„Solidarności”. Poprzednie wypowiedzi zaś nie dotyczyły odpowiedzialności
przywódców narodu, lecz raczej postawy zwykłych uczestników kolejnych polskich
insurekcji. Czym innym jest bowiem obowiązek moralny roztropnego wyboru
dokonanego w trudnych sytuacjach przez rządzących, a czym innym obiektywne
moralne znaczenie powstańczej ofiary narodu i obowiązek solidarności z walczącą
i cierpiącą wspólnotą.
Miłość Ojczyzny, zdaniem kard. Wyszyńskiego, domaga się
więc czci i szacunku wobec bohaterów powstań, zwłaszcza tych, którzy złożyli w
ofierze swe życie. Dostrzegał on przede wszystkim wartość moralną i religijną
powstań – jako sprzeciwu wobec zła, nawet za cenę ryzyka utraty życia, a także
jako elementu współuczestniczenia przez naród w ofierze odkupieńczej Chrystusa.
Jednocześnie jednak Prymas Tysiąclecia nie uważał za łatwe i oczywiste w
warunkach PRL sięganie po „powstańczy” sposób narodowej posługi, zwracał uwagę,
że unikanie rozlewu krwi i konieczność zabezpieczenia istnienia narodu
przemawiają za poniechaniem działań insurekcyjnych.
Można więc powiedzieć, że ten wielki realista okresu
PRL-owskiego był jednocześnie wielkim czcicielem tradycji powstańczej, a oba te
elementy splatały się nierozerwalnie w proponowanym przez niego modelu
patriotyzmu.
[1] Kard. S. Wyszyński, Z rozważań nad kulturą
ojczystą, Warszawa 1998, s. 25-34.
[2] Słowa prymasa po poświęceniu nowego ołtarza w
kościele Św. Marcina w Warszawie, 4 X 1961, w: kard. S. Wyszyński, W sercu
stolicy, Warszawa 2000, s. 26-31.
[3] Słowo prymasa Polski na zakończenie Mszy Świętej w
kościele Św. Krzyża w Warszawie, 27 I 1963, kard. S. Wyszyński, W sercu stolicy,
s. 32-44.
[4] Słowo prymasa Polski w 30. rocznicę wybuchu
powstania warszawskiego w Fiszorze, 1 VIII 1074, w:
kard. S. Wyszyński, W sercu stolicy, s. 200-204.
[5] Wystąpienie po koncercie Krzystofa
Penedereckiego, Warszawa, 23 IX 1975 w: Kard. S.
Wyszyński, Z rozważań nad..., s. 250-252.
[6] Sumienie prawe u podstaw odnowy życia
narodowego. W uroczystość Objawienia Pańskiego, Warszawa, archikatedra Św.
Jana, 6 I 1981, w: kard. S. Wyszyński, Kościół w służbie Narodu.
Nauczanie Prymasa Polski czasu odnowy w Polsce sierpień 1980-maj 1981, Rzym
1981, s. 163-178.
[7] Wezwanie do odpowiedzialności i cierpliwości.
Do przedstawicieli KKP „Solidarności”, Warszawa, 28 III 1981 (fragmenty), w:
kard. S. Wyszyński, Kościół w służbie Narodu..., s. 253-258.