Artykuł
Nasz demokratyzm

I.

 

Niejednokrotnie zaznaczaliśmy wyraźnie lub nawet wy­jaśnialiśmy obszernie istotę i charakter naszego demokratyzmu, wykazując zarazem, że w programie naszym kierunki narodowy i demokratyczny zlewają się w jedną organiczną całość. Uzasadnieniu teoretycznemu naszego demokratyzmu nie mogliśmy poświęcić wiele miejsca w piśmie i wydaw­nictwach, mających przede wszystkim na widoku sprawy i za­dania realne. Było to zresztą, zdaniem naszym, zbyteczne, sformułowanie bowiem istoty i dążeń współczesnego demo­kratyzmu polskiego poprzednio już zostało dokonane. Ten kierunek polityczno-społeczny, który przedstawiamy, nie jest jakimś nowym objawieniem najskuteczniejszego sposobu rozwiązania zagadnień politycznych i społecznych naszego życia narodowego, nie jest doktryną mniej więcej jednolitą, jak socjalizm współczesny lub nasz dawny demokratyzm re­wolucyjny.

Z tym ostatnim utożsamiano nieraz – ze świadomością kłamstwa lub z dobrą, ale niekrytyczną wiarą – nasz kie­runek, wyprowadzano jego genealogię od „wersalskich dzieci”, od Towarzystwa Demokratycznego[i], od Mierosławskiego[ii] itd. Nie mamy powodu wypierać się tej, w oczach naszych bądź co bądź zaszczytnej, paranteli, zaznaczamy jednak, że nasz demokratyzm ma charakter zupełnie odmienny. Jest wyni­kiem głębokiej zmiany w stosunkach politycznych i społecznych, jaka w ciągu ostatnich lat trzydziestu nastąpiła, jest ujęciem i sformułowaniem tych dążeń, które w życiu narodowym świadomie lub bezwiednie pod wpływem tej zmiany stosunków wytwarzać się i ujawniać zaczęły już od lat kil­kunastu. Nasz program demokratyczny nie jest jednolity, ale w zasadniczych swych rysach jest jednym i tym samym na całym obszarze ziem polskich. To świadczy, że jest on rzetelnym wyrazem potrzeb, interesów i dążeń politycznych i społecznych, zupełnie zaś jednolity być nie może, bo po­wstał i rozwijał się samodzielnie w różnych warunkach, bo przystosowuje się do tych warunków życia, do wymagań rzeczywistości.

Jednym z tych zasadniczych rysów wspólnych współ­czesnego demokratyzmu polskiego we wszystkich dzielni­cach, we wszystkich stronnictwach i grupach, jest „dążenie do przekształcenia społeczeństwa na organizację samoistnych obywateli, decydujących świadomie o swoim losie”. I nie tylko świadomie, ale i „swobodnie”, swobodnie zaś nie tylko w znaczeniu wolności zewnętrznej, formalnej, ale i wolno­ści duchowej, wolności myśli, sądu, wyboru sposobów i dróg działania.

Program stronnictwa demokratyczno-narodowego stre­szcza istotę i charakter naszego demokratyzmu, którego głó­wne podstawy niejednokrotnie były uprzednio możliwie ści­śle określone i teoretycznie uzasadnione. „Opierając się na uznaniu faktu, iż dzięki postępowi oświaty odbywa się obe­cnie szybki rozwój samodzielności społecznej i politycznej ludu wespół z rozwojem świadomości narodowej, oraz uzna­jąc fakt ten za najważniejszy objaw naszego życia współ­czesnego i podstawę przyszłości, uważamy, iż dziś właśnie należy wszelkimi siłami dążyć do tego, ażeby lud co ry­chlej wziął czynny i bezpośredni udział w życiu politycznym, w naszych dążeniach narodowych i we wszelkich sprawach społecznych. Równouprawnienie społeczne ludu jest dla nas nie mniej ważnym celem, jak wzrost sił narodowych oraz uzyskanie odpowiednich warunków dla pełnego rozwoju narodowego życia, że zaś z przenikaniem świadomości społe­cznej i politycznej w masy ludowe idzie w parze narodowe ich uświadomienie, z ich udziałem zaś w sprawach publicznych wzrasta napięcie narodowego życia, przeto uważamy, iż w dzisiejszym układzie stosunków społecznych i polity­cznych interesy ogólne ludu są równoznaczne z interesami narodu. Stawiamy więc w społecznych dążeniach naszych na pierwszym miejscu interesy duchowe i materialne warstw ludowych, podporządkowując im, gdzie tego potrzeba, inte­resy warstw innych”[iii].

To ostatnie zdanie wyraża istotę naszego demokratyzmu i zarazem różnicę jego od demokratyzmu dawnego. Ha­słu „wszystko dla ludu przez lud” dajemy właściwie inne tylko sformułowanie, ale w polityce, podobnie jak w nauce, należyte sformułowanie i uzasadnienie pewnej prawdy od­grywa rolę bardzo ważną.

Ta zasada „podporządkowania interesom ludu interesów innych warstw” otrzymuje w programie naszym uzupełnie­nie, potrzebne ze względu na upowszechnione pojmowanie wyrazu lud, jako nazwy par excellence ludności wiejskiej.

„Przez lud rozumiemy wszystkie te warstwy społeczeń­stwa, które dotychczas skutkiem upośledzenia kulturalnego były usunięte od świadomego udziału w życiu narodowym i pozbawione wpływu na poprawienie swego bytu materialnego i duchowego, pozbawione zdolności do samoistnej obrony swoich interesów. Nie uważamy, żeby którakolwiek z klas ludowych była uprawnioną do hegemonii nad resztą, ale, przeciwnie, pragniemy, żeby wszystkie rozwijały się samoistnie, zgodnie z duchem czasu, żeby każda wniosła w ży­cie narodowe dążenia i aspiracje, będące naturalnym wy­tworem jej ustroju duchowego i warunków bytu”. Innymi słowy nazwa „lud” w naszym pojmowaniu obejmuje całość warstw pracujących w najszerszym znaczeniu tego wyrazu, a więc nie tylko włościan, drobnych właścicieli i robotników wiejskich, ale i najemnych robotników fabrycznych i rękodzielników i przedstawicieli wszelkich zawodów, nie wyłączając tzw. zawodów inteligentnych, którym wyłącznie lub przeważnie praca osobista daje środki do życia.

Przytoczyliśmy powyższe ustępy nie dlatego, żeby za­wierały one wyczerpującą charakterystykę naszego demo­kratyzmu, ale dlatego głównie, żeby uniknąć w dalszym ciągu wyjaśnień przerywających tok wywodów.

Nie mamy bynajmniej zamiaru polemizować w tym artykule, z zarzutami, z różnych stron nieraz podnoszonymi przeciw naszemu programowi demokratyczno-narodowemu i zwłaszcza przeciw naszemu pojmowaniu zadań współcze­snego demokratyzmu polskiego w zakresie działalności pra­ktycznej. Odpowiadanie szczegółowe na zarzuty zasadnicze przeciwników nie ma celu realnego, tym bardziej, że zazwy­czaj zła wiara jest aż nadto widoczna. Natomiast pożądane jest zawsze wyjaśnienie sprawy tym, którzy nasze zda­nia lub postępowanie fałszywie sobie tłumaczą, którzy nie rozumieją naszego stanowiska w tym lub owym wypadku, lub nawet w stosunku do całej kategorii objawów życia po­litycznego, względnie społecznego.

Takie wyjaśnienie jest tym bardziej konieczne, że nie­raz właśnie najfałszywiej wystąpienia nasze tłumaczą nie przeciwnicy polityczni, ale ci ludzie, którzy uważają się poniekąd za naszych sojuszników politycznych, którym się wy­daje, że są nam bliscy i idą równoległe z nami do jednego celu, chociaż w gruncie rzeczy są od nas dalsi, są nam bar­dziej obcy, niż wielu z tych, z którymi zacięcie walczymy. Wspólność, niektórych zresztą tylko, celów konkretnych, wspólność haseł, inaczej zresztą przez nich i przez nas poj­mowanych, może łączyć ludzi w chwili stanowczego działa­nia, ale nie w robocie systematycznie na długie lata rozło­żonej i mającej w znacznej mierze charakter, że tak po­wiemy, wychowawczo-polityczny, mianowicie wytworzenie w społeczeństwie pewnego trybu myślenia politycznego i pew­nych metod działalności praktycznej.

Nieproszeni lub narzucani nam przez przeciwników rze­komi sojusznicy więcej nam w opinii publicznej i działalno­ści zaszkodzili, niż pomogli, i przeprowadzenie wyraźnej linii, odgraniczającej nas od nich, staje się z wielu względów sprawą konieczną i nawet pilną.

Mamy tu zwłaszcza na myśli starych i młodych przed­stawicieli doktrynerstwa demokratycznego, głosicieli wielkich haseł, gorliwych stróżów niewzruszonych zasad politycznych i społecznych. Ludzie starzy, którzy od wielu lat kraju nie widzieli i nowych stosunków nie znają, zrozumieć nie mogą i nie chcą, czasem nawet ludzie, którzy w kraju mieszkają, ale w życiu czynnym narodu, w działalności politycznej i spo­łecznej nie biorą udziału bezpośredniego, wreszcie młodzieńcy, przeważnie kształcący się zagranicą lub w Rosji, którzy rów­nież o wymaganiach tej działalności, o jej warunkach real­nych pojęcia nie mają – tworzą główny zastęp demokratów tego typu. Ani walczyć, ani polemizować z nimi, ani w ogóle zajmować się nimi nie warto, pierwsi i drudzy wskutek wa­runków realnych lub wskutek charakteru swej umysłowości tak w formalizmie demokratycznym skostnieli, że zmienić się nie mogą, ostatnich zaś samo życie wciąż zmienia, gdy w nie wchodzą i poznawać je zaczynają. Dla jednych i dru­gich, od praktyki politycznej oderwanych, głoszenie wielkich haseł i niewzruszonych zasad jest poniekąd potrzebą psychi­czną, jest surogatem działalności politycznej i społecznej, do której już lub jeszcze nie są zdolni, surogatem, podtrzymującym w nich uczucia obywatelskie, zazwyczaj zresztą platoniczne.

Ale te hasła i zasady, które w sposób dogmatyczny gło­szą, bałamucą opinię ogółu, nie mającego wyrobienia polity­cznego, a często nawet ją znieprawiają, osłaniając niedołę­stwo lub lenistwo obywatelskie. Mamy w społeczeństwie naszym legiony ludzi, którym ideały patriotyczne i dogmaty demokratyczne nie pozwalają brać udziału w codziennej ro­bocie politycznej i społecznej, bo ona tym ideałom i dogma­tom nie odpowiada. Zbytecznym byłoby tłumaczenie, że wszelkie zasady i hasła są tylko formułami istniejących w da­nym czasie i danych stosunkach interesów i dążeń polity­cznych i społecznych, że nie mają nigdy trwałej wartości, że z biegiem czasu i zmianą stosunków stają się pustymi dźwiękami, nie mającymi żadnej treści realnej, lub, co gor­sza, fałszywymi określeniami nowych objawów życia. Dla określenia charakteru naszego demokratyzmu dosyć będzie zaznaczyć, że my żadnych dogmatów, czy nazywają się one wiekuistymi prawdami, czy wyrazami praw przyrodzonych, czy pewnikami lub ostatnimi wynikami nauk politycznych i społecznych – nie uznajemy.

W naszym społeczeństwie, wskutek warunków, w ja­kich ono żyje, nagromadziło się więcej niż gdzie indziej ta­kich haseł i zasad, nie mających dziś znaczenia realnego. A że w naszych dziejach porozbiorowych czynnym pierwiast­kiem życia narodowego był demokratyzm ideowy, wszystkie te hasła i zasady mają piętno demokratyczne. Niewycofane dotychczas z obiegu politycznego, zachowują one wartość nominalną i są poważną przeszkodą w wyrabianiu się my­śli politycznej, w ocenianiu warunków realnych działalności praktycznej. Oczyszczenie dziedziny naszego życia polity­cznego i społecznego z tych czcigodnych zabytków, które jednak są przeszkadzającymi jego rozwojowi rupieciami, wydaje nam się sprawą bardzo ważną i pilną. W takiej ro­bocie nie można się zbyt liczyć z uczuciami lub słabostkami, zasługującymi na poszanowanie. W piśmie naszym, poświęconym przeważnie oświetlaniu spraw bieżących, ubocznie tylko tą robotą zajmować się możemy, a nikt inny nie zaj­muje się nią w należytej mierze, bo najradykalniejsze pod względem politycznym i społecznym żywioły grzeszą u nas w doktrynerstwie i dogmatyzmie.

To, cośmy powiedzieli, przyczynić się powinno do wy­jaśnienia jednego z najczęstszych przeciw demokratyzmowi naszemu zarzutów, że sprzeniewierza się on nieraz zasadom postępowym i nie jest dość radykalnym ideowo. Postępo­wość i radykalizm nie są dla nas istotnie żadnymi kryteriami sądów o sprawach realnych, politycznych i społecznych. Jedynym sprawdzianem praktycznym w tych sprawach jest dla nas interes narodowy lub interes społeczny ludu. Mo­żemy w pewnych wypadkach ten interes błędnie pojmować – to rzecz inna, ale ślepa wiara w dogmaty postępowe i ra­dykalne nie da nam potrzebnego światła. Takie światło wy­tworzyć może tylko zupełna swoboda zdania i myśli, niekrępowana żadnymi ograniczeniami zasadowymi, nieskuta żadnymi dogmatami. In dubiis libertas[iv], a któraż sprawa realna, któryż objaw życia zbiorowego, z tylu różnorodnych czyn­ników złożony, nie nastręcza wątpliwości? I w polityce nieraz sąd błędny większą ma wartość niż sąd szablonowy. Rozprawiamy dużo o wolności politycznej i samodzielności spo­łecznej, o gwarancjach formalnych, zabezpieczających je­dną i drugą. Ale przede wszystkim należy nauczyć społe­czeństwo myśleć swobodnie i samodzielnie badać objawy życia realnego w tych dziedzinach. Tyrania ideowa dogma­tów i szablonów, krępująca swobodę myśli, jest bodaj nawet szkodliwsza, niż tyrania formalna, krępująca swobodę słowa i działania. Prawomyślność radykalna w istocie swej nie ró­żni się niczym od prawomyślności klerykalnej. Powtarzanie bezmyślne formułek Marksa lub wszelkich innych, najbar­dziej postępowych i radykalnych pewników wiedzy polity­cznej i społecznej tak samo ogłupia, jak powtarzanie for­mułek obrzędowych. Wciskanie zmiennych i nieskończenie różnorodnych objawów życia w nieruchome ramki „uproszczonego” pojmowania spraw politycznych i społecznych, stosowanie do tych objawów martwych przepisów doktryny jest taką samą zbrodnią przeciw duchowi ludzkiemu, prze­ciw jego swobodzie i samodzielności, jaką jest zmuszanie ludzi do wierzenia w pewne dogmaty religijne, do wykony­wania pewnych obrzędów itd.

My nie boimy się swobody sądów, nie krępujemy różnicy zdań, a nawet sposobów działania praktycznego w sprawach politycznych i społecznych, nie tylko tolerujemy rozmaitość przekonań i poglądów, ale po prostu nie chcemy wy­twarzać stronnictwa zbyt jednolitego. Nasza solidarność polega na dążeniu chociażby różnymi drogami do wspólnego celu, „do jak najszerszego rozwoju sił narodowych, do po­stępu, prowadzącego za sobą pogłębienie treści i rozszerze­nie zakresu życia narodowego”, na uznaniu tej ogólnej za­sady, raczej tej prawdy realnej, że w dobie dzisiejszej in­teresy ludu, w znaczeniu ogółu warstw pracujących, są rów­noznaczne z interesami narodu. Z tego dążenia wspólnego, z uznania tej prawdy, ze świadomego i żywego poczucia jedności i odrębności narodowej, ze zrozumienia tego faktu, że jako naród rośniemy wciąż w siłę i rozwijamy się, wy­nika zupełnie naturalnie, jeżeli nie zupełna jedność, to ścisła solidarność wewnętrzna działania, przekonań i poglądów, wy­nika nawet łączność formalna, która stronnictwo demokratyczno-narodowe zespala w realnej robocie politycznej i spo­łecznej.

Ci wszyscy, którzy uznają wyżej zaznaczone podstawy naszego programu i podzielają zarazem nasze zdanie o po­trzebie samodzielności i swobody w ocenianiu objawów ży­cia politycznego i społecznego, niekrępowanej żadną dok­tryną, żadnym dogmatem, zrozumieją łatwo, dlaczego sta­nowisko nasze w wielu sprawach odbiega od szablonów postępowości, radykalizmu, humanitaryzmu itd., dlaczego sądy nasze w wielu wypadkach sprzeciwiają się sądom, wy­głaszanym przez ludzi, przyznających się również do zasad demokratycznych i zgadzających się na ogół na punkty pra­ktyczne naszego programu, ale zasklepionych w rutynie pew­nych form myślenia, pewnych doktryn, w formalizmie świę­tych haseł i zasad niewzruszonych, z których porobili sobie fetysze i bezmyślnie je wielbią.

W odpowiedzi na zarzut, że nasz demokratyzm nie jest dosyć albo nie zawsze jest postępowym i radykalnym, że przeniewierza się hasłom i zasadom, które rzekomo są dla niego obowiązującymi, zaznaczyć jeszcze trzeba z naci­skiem, że inkryminowane nieraz sądy nasze i zdania doty­czą zazwyczaj realnych objawów życia politycznego i spo­łecznego lub tylko pewnych stron jego i nie mają bynaj­mniej charakteru teoretycznego, zasadniczego, nie zawierają ogólnego poglądu naszego na całokształt danej sprawy, ale oceniają tylko wypadki konkretne.

Pamiętać o tym trzeba, przechodząc do drugiej kategorii zarzutów przeciw naszemu demokratyzmowi, mianowicie przeciw naszemu stanowisku wobec sprawy narodowej ru­skiej i litewskiej. Oskarżano nas nawet o dążności bismarckowskie w stosunku do Rusinów i Litwinów, o odmawianie im prawa do samodzielnego bytu narodowego, do rozwijania swej indywidualności.

Ani w programie stronnictwa demokratyczno-narodo­wego, ani w artykułach „Przeglądu Wszechpolskiego”, ani w innych wydawnictwach naszych nie występowaliśmy nigdy przeciw dążeniom narodowym Rusinów i Litwinów, mającym na celu utrwalenie i rozwój ich bytu narodowego lub nawet odrębności politycznej. Ocenialiśmy tylko, ze stanowiska interesów narodowych polskich, pewne objawy tych dążeń i wykazywaliśmy nieraz ich szkodliwość przede wszystkim dla naszej sprawy lub, ubocznie, nawet dla sprawy czy to ruskiej czy litewskiej. W naszych oświadczeniach progra­mowych nie poruszaliśmy nigdy stosunku sprawy polskiej do tych narodowości, nie dlatego, żebyśmy ich dążenia lekceważyli, żebyśmy ich praw zaprzeczali, ale dlatego, że w dzi­siejszych warunkach uważamy pozostawienie Litwinów a zwła­szcza Rusinów i niemieszanie się do ich spraw za najko­rzystniejsze dla Polaków. W jedynej dzielnicy, w Galicji, gdzie Polacy mogą wpływać na uregulowanie stosunku dwóch narodowości, akcja ugodowa, lekkomyślnie podjęta, naraziła nas na straty poważne i zamiast złagodzić zaostrzyła stosu­nek Rusinów do nas. Polityka realna w chwili dzisiejszej po­legać powinna, zdaniem naszym, na tym, żebyśmy pozosta­wili Rusinom i Litwinom zupełną swobodę działania i nie wchodzili w rokowania formalne, które wobec wzmożenia się rządów separatystycznych nie mogą dać na razie rezultatu pożądanego, ale żebyśmy natomiast gorliwie i bezwzglę­dnie bronili praw naszych i interesów narodowych, nie żą­dając niczego od nich i nie narzucając się ze swymi propozycjami. Gdybyśmy konsekwentnie na tym stanowisku polityki realnej stali i mocno je obwarowali, gdyby obie strony wyjaśniły sobie siły swoje i zależność wzajemną, nie jakieś sentymentalne, nieokreślone pojednanie, ale kompro­mis rozumny, na niewątpliwie istniejącej wzajemności inte­resów oparty, mógłby w stosunkowo bliskiej przyszłości na­stąpić, zwłaszcza pomiędzy Litwinami i Polakami.

Zwalczamy jednak i zwalczać będziemy uproszczone, mechaniczne pojmowanie spraw narodowościowych, rozpo­wszechnione u nas, zwłaszcza w kołach radykalnych. Pogląd mechaniczny, wykazujący konieczność przeprowadzania gra­nic i tworzenia terytoriów etnograficznych, nie liczy się z faktami rzeczywistości i pod pozorami humanitaryzmu i wolności jest uświęceniem brutalnego pogwałcenia indywi­dualności narodowej. Fakt urodzenia się lub zamieszkiwania na pewnym terytorium i pochodzenia plemiennego nie może decydować nie tylko o narodowości tysięcy i milionów ludzi, ale nawet pojedynczych osób. Wieki wspólnego życia politycznego, wspólność kultury duchowej i materialnej, wspólność interesów itd. więcej stokroć znaczą, niż wspólność pochodzenia lub nawet języka. Ten pogląd rzekomo huma­nitarny jest tylko odwrotną stroną innego, centralistycznego, żądającego w imię interesów państwa lub interesów kultury – co się sprowadza zawsze do interesów większości – zniesie­nia różnic i odrębności narodowych. Istota obu poglądów jest jednakową, tylko drugi jest bodaj bardziej uzasadnionym, bar­dziej, powiedzielibyśmy, postępowym. Jakkolwiek niedorze­czne i niesprawiedliwe jest żądanie, żeby Polacy w zaborze pruskim zostali Niemcami w imię interesów wielkiego pań­stwa i cywilizacji, to jednak więcej jest w nim sensu i mniej barbarzyńskiej brutalności, niż w żądaniu, żeby Po­lacy na Litwie i Rusi zostawali Litwinami lub Rusinami dla­tego tylko, że większość mieszkańców tych krajów mówi po litewsku lub po rusku. To są właśnie poglądy bismarckowskie, to jest właśnie kult brutalnej siły – wszystko jedno, czy nazywa się wszechwładzą państwa, czy wszechwładzą większości narodowej.

Zgodnie z poglądem naszym, że nie powinniśmy wcale mieszać się do spraw wewnętrznych Litwinów i Rusinów i występować z projektami uregulowania naszego stosunku do tych narodowości, bo w warunkach obecnych kompro­mis realny jest niemożliwy, dorywczo tylko mówimy o po­szczególnych objawach tych stosunków, o ile dotyczą one interesów narodowości polskiej. Sądy nasze o tych objawach są zawsze i niczym innym być nie mogą, jak tylko sądami strony zainteresowanej. Wyznajemy to otwarcie i nie ro­ścimy sobie pretensji, by Litwini lub Rusini sądy te uwzglę­dniali i stosowali do nich swoje postępowanie. Jesteśmy jak gdyby adwokatami jednej strony w sporze politycznym i interesów jej bronimy bezwzględnie, bo to jest naszym obo­wiązkiem. Nie twierdzimy bynajmniej, że tylko interesy na­szego narodu są uprawnione, ale sądzimy, że przede wszystkim strony, wiodące spór, powinny określić swoje żądania i pretensje, a wtedy dopiero będzie można myśleć o kom­promisie, lub, gdy ten nie dojdzie do skutku, o innym rozstrzygnięciu sprawy.

Humanitarni obrońcy praw i radykalni mściciele nieraz urojonych krzywd Litwinów i Rusinów są właściwymi twór­cami separatyzmu litewskiego i ruskiego. Dosyć powszechnym a zazwyczaj bezwiednym jest u nas taki samobójczy rady­kalizm, który polega jedynie na zohydzeniu przeszłości i te­raźniejszości narodowej, na jakiejś chorobliwej nienawiści do wszystkiego, co polskie, na jakimś ekspiacyjnym oplu­waniu godności swego narodu i obniżaniu jego wartości, na szkodzeniu jego interesom i zaprzeczaniu jego praw. Tacy właśnie spośród nas separatyzm litewski i ruski niebacznie zaognili i dotychczas rozdmuchują. Z Rusinami samymi, a zwłaszcza z Litwinami, łatwiej byłoby się nam porozumieć i polityka, którą zalecamy, bezpośrednie porozumienie się najprędzej sprowadzi, usuwając szkodliwych doktrynerów waśni narodowych.

Inni znowu separatyzm litewski i ruski pośrednio pod­niecają w naiwnej rachubie patriotycznej, że Rosji trudniej walczyć z trzema separatyzmami, niż z jednym polskim. Ta naiwna rachuba okazuje się w praktyce zawodną. Niebezpieczniejszym dla Rosji był jeden separatyzm polski, obej­mujący zarazem dążenia narodowe Rusinów i Litwinów, niż trzy separatyzmy – polski, ruski i litewski, z których dwa ostatnie rząd rosyjski może podszczuwać przeciw pierw­szemu i w ten sposób część jego energii zużywać. Patrioci tegoż autoramentu występują również z argumentem etyczno-politycznym, że nam Polakom, nie wypada krzywdzić innych narodowości i odmawiać im praw należnych. Niewątpliwie, nie tylko nam Polakom, ale nikomu nikogo krzywdzić nie wypada. Ale biorąc rzeczy realnie, czy wypadało w Galicji dawać Rusinom to, czego nawet nie żądali i co dla nas oka­zało się szkodliwe, czy wypadało np. zamiast zaprowadza­nia obowiązkowej nauki języka ruskiego stwarzać gimnazja ruskie, których nawet wielu patriotów Rusinów nie ży­czyło sobie, a które wychowują młodzież ruską w zupełnym odosobnieniu od wpływów kultury polskiej i niemal zmu­szają do korzystania z utworów literatury rosyjskiej? Czy należało popierać per fas et nefas narodowców ruskich prze­ciw tzw. moskalofilom, którzy z pewnością wyrzekliby się zbyt daleko idących sympatii rosyjskich, gdyby im za to wy­płacono odpowiednie odszkodowanie w walucie austriackiej i w posadach urzędowych? Czy należy wytwarzać sztucznie wśród Białorusinów dążenie do odrębności narodowej, któ­rego nie ma, pisać książeczki w ich narzeczu, kiedy oni sami żądają polskich? Odmawiać komuś zaspokojenia potrzeb, które już uświadomił sobie, byłoby niesprawiedliwością, ale wytwarzać sztucznie te potrzeby, a potem wszelkimi sposo­bami świadomość ich rozbudzać, szafować nieopatrznie a hoj­nie dorobkiem lub zdobyczami przeszłych pokoleń i uszczu­plać dziedzictwo przyszłych – jest karygodną lekkomyślno­ścią, jest grzechem przeciw naturze, przeciw instynktowi zachowawczemu. To nie jest polityka mądra i ludzka, ale samolubna zachcianka fantastów szlacheckich, wytwór znieprawionych mózgów i zwyrodnionych instynktów, gospodarka bezmyślna i marnotrawna, i lud polski, zdrowy i trzeźwy, gospodarny i oszczędny, na cudze nie chciwy, ale o swoje dbały, nigdy takiej polityki narzucić sobie nie pozwoli.

Rzecz ciekawa, że ci właśnie radykalni krytycy, którym nasze stanowisko w sprawie litewskiej i ruskiej nie podoba się, pobłażliwie pomijają milczeniem artykuły w pismach socjalistycznych i wystąpienie tego stronnictwa, mające nieraz charakter wyraźnie centralistyczny i będące jak gdyby echem poglądów demokratów radykalnych ze szkoły Mierosławskiego. My na tym stanowisku nie stoimy, ale że nazy­wamy rzeczy po imieniu, że traktujemy sprawę realnie i nie upiększamy pięknie brzmiącymi hasłami zdań naszych, wydają się one twardymi i szorstkimi, rażącymi uczucia hu­manitarne i mącącymi miłą harmonię kłamstw umówionych.

W artykule następnym wyjaśnimy nieraz opacznie tłumaczony i fałszywie przedstawiany stosunek nasz do sprawy robotniczej i stronnictwa socjalistycznego.

 

II.

 

O stosunku naszym do sprawy robotniczej i w ogóle do sprawy społecznej oraz do stronnictwa socjalno-demokratycznego można z pewnymi zmianami to samo powiedzieć, co mówiliśmy o stosunku do dążeń narodowych Rusinów i Litwi­nów. Zarówno w naszych oświadczeniach programowych, jak w wystąpieniach publicystycznych zaznaczaliśmy zawsze wyraźnie nasze sympatie dla klas pracujących i ich dążenia do emancypacji politycznej, społecznej i ekonomicznej. Kry­tyka nasza dotyczyła niemal wyłącznie pewnych objawów i form działalności, przeważnie politycznej, socjalistów pol­skich, ich taktyki i programów praktycznych.

Stanowisko nasze określiliśmy wyraźnie w Programie stronnictwa demokratyczno-narodowego, mówiąc, że „emancypacja ekonomiczna ludu przez sam lud tylko, przez jego samoistne działanie odbyć się może”. Odrzucając wszelki dogmatyzm, wszelkie doktrynerstwo, nie kreślimy z góry planu reform, nie wytykamy koniecznych dróg rozwoju spo­łecznego, tych dróg, z których sami socjaliści w działalno­ści realnej wciąż zbaczają. Dla nas „współczesny rozwój i ruch społeczno-ekonomiczny nie jest dążeniem do okre­ślonego z góry, skrystalizowanego w doktrynie ustroju... ale jest on kierunkiem, zjawiskiem na wskroś dynamicznym, prądem dziejowym, słowem stawaniem się nowego ustroju społecznego”[v].

Temu dynamicznemu pojęciu kwestii socjalnej odpo­wiada nasz program, uważając „za pierwsze zadanie stron­nictwa prawdziwie demokratycznego równoległe z podno­szeniem wszelkimi środkami dobrobytu klas pracujących wyrabianie w nich tych zdolności, które umożliwią im sa­moistne działanie i wcielenie w życie swych dążeń i ideałów”, zgodnie z tą zasadą program nasz określa najważniejsze za­dania „walki o interesy ekonomiczne ludu”, zadania, wska­zujące w jakim kierunku prowadzić chcemy naszą działal­ność w zakresie reformy stosunków społecznoekonomicznych.

„1) Zapoznawanie warstw pracujących z prawami współ­czesnego życia ekonomiczno-społecznego, z odbywającą się w tym życiu walką interesów i uświadamianie im ich położenia, interesów i właściwych dróg działania ku ich obronie;

2) rozpowszechnianie między ludem form działania, w których wyrabia się samodzielność społeczna, a więc działania zbiorowego, przede wszystkim w stowarzyszeniach i spółkach kredytowych, zarobkowych, spożywczych, zawodowych itp.; organizowanie samoistnej działalności ludu, prowadzącej skutecznie do doraźnej obrony jego interesów;

3) zaprawianie ludu w umiejętnym wyzyskiwaniu istniejących praw dla swych interesów i dla swej samoistnej działalności, tam zaś, gdzie prawa tę działalność krępują, w odpowiednim rozwijaniu działalności nielegalnej;

4) domaganie się i wywoływanie możliwymi środkami konieczności reform ustawodawczych, jak rozszerzenie prawodawstwa fabrycznego w duchu dla robotników korzystnym, większej swobody stowarzyszania się w celach społecznych i ekono­micznych itp.”

Są to niewątpliwie określenia bardzo ogólnikowe, ale pomimo to wyraźnie sformułowane. Pamiętać zaś trzeba, że znajdują się one w programie „stronnictwa demokratyczno-narodowego” w zaborze rosyjskim, że dotyczą tylko zadań najrealniejszych chwili bieżącej, że nie mają charakteru żądań konkretnych, ale są raczej wskazaniami, wyznaczającymi kierunek naszych dążeń.

Jak słusznie wykazano w przytoczonej wyżej rozprawie, ten program nasz jednak bardziej jest określony pod wzglę­dem społecznym i ekonomicznym, niż program polskiej partii socjalistycznej, który ma być wyrazem dążeń całego stronnictwa, we wszystkich zaborach, a więc tam nawet, gdzie działalność organiczna jest względnie swobodna.

„Polska partia socjalistyczna w dążeniach swych wy­stępuje nie jako sentymentalny (!) architekta (?) społeczny, ale jako świadoma organizacja polityczna mas pra­cujących. Idzie jej zatem przede wszystkim o zdobycie władzy politycznej dla proletariatu i przez proletariat”. Ogół więc jest z góry uprzedzony, żeby się od stronnictwa socjalistycznego nie spodziewał żadnej budują­cej pracy o głębszej doniosłości społecznej, żadnej działal­ności, podnoszącej społeczeństwo na wyższy stopień kultury i cywilizacji, żadnego przygotowania mas do ustroju przy­szłości, opartego na solidarności, kooperacji i organizacji, żadnych usiłowań wznoszenia nowych form ustroju ekono­micznego – bo tu wyraźnie użyteczność publiczna mierzy się użytecznością partyjną, a ta jest dążeniem do władzy i niczym więcej. Z tego wypływa, że stronnictwo socjalistyczne nie ma żadnego planu ani programu rozwiązania kwestii socjalnej. I tak jest rzeczywiście[vi].

Co się tyczy „minimalnego”, zwanego czasem dla od­miany „praktycznym”, programu socjalistów polskich, to za­znaczyć należy, że jeżeli odwiejemy od niego garść plew w postaci frazesów oklepanych – nie ma on w sobie nic socjalistycznego. Na postulaty praktyczne np. zawarte w pro­gramie socjalistów galicyjskich, które w innym miejscu wy­liczamy, zgodzić się możemy niemal bez zastrzeżeń. Co wię­cej, dodać należy, że w żądaniach naszych, gdybyśmy je formułowali szczegółowo, poszlibyśmy w niektórych przy­najmniej punktach znacznie dalej. I tu również zauważyć trzeba, że wszystkie te postulaty, z wyjątkiem paru dla salwowania honoru stronnictwa przyczepionych, nie mają nic albo mają bardzo mało wspólnego z doktryną socjalizmu, a często nawet jej podstawowym zasadom przeczą.

Ale ogromna większość tych praktycznych postulatów w warunkach dzisiejszych nawet w Galicji nie może być w bliskiej przyszłości urzeczywistniona. Są one praktycznymi – idealnie, jeżeli tak wyrazić się można, nie zaś realnie. Zga­dzając się na nie w zasadzie, nie uważamy za potrzebne włączanie ich do naszego programu, uwzględniającego jedy­nie zadania bliskiej przyszłości, w zakresie dostępnym prze­widywaniom prawdopodobnym. O takich sprawach, jak znie­sienie wojsk stałych, wybieralność urzędników, oddzielenie kościoła od państwa, dopuszczenie kobiet do głosowania, można pisać ciekawe i pouczające artykuły, ale żaden poli­tyk poważny, mający świadomość warunków realnych, nie włączy ich do programu działalności praktycznej w państwie austriackim, pruskim lub tym bardziej rosyjskim. Wojo­wanie takimi hasłami wydaje się nam po prostu śmieszne wobec ludzi rozumnych i wykształconych politycznie, a karygodnym bałamuctwem wobec naiwnych i ciemnych mas ludowych lub wobec niedoświadczonej i niedouczonej cho­ciaż uczącej się młodzieży.

Zwłaszcza w zaborze rosyjskim, gdzie zmysł polityczny jest tak niewyrobiony, gdzie walka polityczna toczyć się po­winna o elementarne prawa obywatelskie lub nawet po pro­stu ludzkie, o najprostsze potrzeby życia narodowego, od­wracanie fantastycznymi hasłami i szumnie brzmiącymi po­stulatami uwagi społeczeństwa od tych zadań, tak doniosłych, tak palących, jest niezmiernie szkodliwe.

Nie znaczy to jednak wcale, że uważamy za szkodliwe prowadzenie walki o interesy ekonomiczne klas pracujących. Przeciwnie, walka ta jest potrzebną a nawet konieczną ze stanowiska interesów narodowych, ale powinna liczyć się z warunkami realnymi, dążyć do celów, których osiągniecie teraz lub w bliskiej przyszłości według wszelkiego prawdopodobieństwa wydaje się możliwe. Działalność, mająca za zadanie organizowanie klasy robotniczej nie w „grupy agi­tatorów”, jak radzi program socjalistów polskich, ale w związki, które mogłyby skutecznie prowadzić walkę o skrócenie dnia roboczego, podwyższenie płacy, zniesienie krępujących wol­ność lub poniżających godność pracownika zarządzeń itd., nie tylko nie jest sprzeczna z naszym programem, ale zawsze, bez względu na nasz stosunek do partii socjalistycznej, w miarę sił i środków popierać ją będziemy.

Nie uznajemy za właściwe „rozżarzania nienawiści i za­ostrzania przeciwieństw klasowych, jako czynników, nie ma­jących żadnej wartości dla postępu i usamodzielnienia warstw pracujących”. Istnienie wszakże klas i antagonizmu między nimi jest faktem, z którym liczyć się trzeba, dążąc stopniowo do niwelacji tych stosunków społecznych czyli, innymi słowy, do demokratyzacji społeczeństw. W społeczeństwach współ­czesnych, a w naszym więcej może niż w innych wskutek warunków szczególnych jego bytu, rośnie i nabiera znacze­nia zasada solidarności interesów politycznych, narodowych i obywatelskich, a nawet w pewnych wypadkach – interesów ekonomicznych. Ta solidarność obejmuje coraz szerszy za­kres życia zbiorowego. Interesy narodowe i polityczne klasy pracującej są zazwyczaj wspólne z interesami innych warstw i walka o nie wspólnie powinna być prowadzoną. Tymczasem socjaliści, dla których idea walki klas jest najwyższą zasadą polityczną, nieraz tę solidarność narodową zrywają i systematycznie ją osłabiają ze względu na ciasno pojmo­wany interes partyjny, często ze względu po prostu na marną ambicję partyjną, o czym pomówimy jeszcze niżej. Zazna­czymy tu tylko, że uznajemy potrzebę istnienia odrębnego stronnictwa robotniczego, które by miało swój program kla­sowy społeczno-ekonomiczny, ale w sprawach ogólno-naro­dowych działałoby solidarnie ze stronnictwem czy stronni­ctwami demokratyczno-narodowymi.

Nie jesteśmy socjalistami chociażby dlatego, że nie je­steśmy dogmatykami. Ale dla tego właśnie, że nie jesteśmy dogmatykami, moglibyśmy łatwo, odrzucając większość postulatów teoretycznych socjalizmu, porozumieć się z polskim stronnictwem socjalistycznym co do działalności praktycznej, tym bardziej, że jej zakres istotny nie przekracza zakresu tych zadań politycznych i społeczno-ekonomicznych, które zawiera program stronnictwa demokratyczno-narodowego. Dotyczy to zwłaszcza zaboru rosyjskiego, gdzie rozumniejsi socjaliści przyznają, że w działalności politycznej wśród ludu pomiędzy ich a naszą robotą nie ma prawie żadnej różnicy. Jeden z najwybitniejszych i, co najważniejsza, najuczciwszych działaczy socjalistycznych w zaborze rosyjskim oświad­czył nam szczerze, że „ponad to, co wy robicie, my nic więcej robić nie możemy”, i dodał, że wielu ludzi, podobnie jak on myślących, trzymają w partii socjalistycznej stosunki osobiste, przyzwyczajenie, wreszcie zrozumiała niechęć jawnej zmiany barwy politycznej, ale w pewnych sprawach (w da­nym wypadku chodziło o strajk studencki i zachowanie się w sprawie pomnika Mickiewicza) solidaryzują się raczej z nami, niż ze swymi towarzyszami partyjnymi.

W chwili gdy z luźnych kółek i odłamów dawnych organizacji wytwarzać się zaczęła polska partia socjalistyczna, która przybrała barwę narodową, pomagaliśmy szczerze i skutecznie tym usiłowaniom, wychodząc z założenia, że sfery rzeczywistej działalności obu stronnictw łatwo mogą być od­graniczone. Stronnictwo demokratyczno-narodowe chciało uwzględniać w swej działalności praktycznej ludność wiej­ską, pozostawiając socjalistom działalność polityczną i społeczno-ekonomiczną wśród klasy robotniczej. Nie umawia­liśmy się o ten podział pracy polityczno-społecznej, ale z po­czątku obie strony tak zadania swoje pojmowały. Popełni­liśmy niewątpliwie, jak się później okazało, błąd polityczny, nie uwzględnialiśmy bowiem natury żywiołów, z których się składa tzw. inteligencja socjalistyczna i ich koniecznej zmienności. Na wytłumaczenie tego błędu tyle tylko powiedzieć można, że istniejący wówczas drugi odłam socjalistów, który kładł główny nacisk na pracę kulturalną i organiza­cyjną wśród klasy robotniczej, a więc ze względu na cha­rakter swej działalności był do zawarcia kompromisu z nami odpowiedniejszym, uniemożliwiał wszelkie porozumienie ze sobą przyczepioną do programu propagandą dążeń antynarodowych i ciasnym doktrynerstwem.

Sądzimy zresztą, że pomimo nieuniknionych nieporo­zumień w sprawach poszczególnych, istniałby dotychczas tacito consensu kompromis faktyczny pomiędzy stronnictwem demokratyczno-narodowym a polską partią socjalistyczną, gdyby ta ostatnia nie miała zagranicznego ogona, złożonego z wypoczywających od wielu lat w ustroniach londyńskich, paryskich lub szwajcarskich emerytów-spiskowców, z doktrynerów, nieznających ani kraju, ani stosunków realnych, wreszcie z wszelkiego rodzaju wichrzycieli i intrygantów, żywiołów wykolejonych, niespokojnych i żyjących fikcjami. Ten ogon zagraniczny stał się, niestety, sztabem partii, jej główną siłą intelektualną. On nadaje ton jej wystąpieniom, układa dla niej programy, on wreszcie walkę o byt partii, o jej powodzenie i rozgłos podniósł do godności zasady, zro­bił osią główną taktyki. Nie ma w tym nic dziwnego, bo dla ludzi, odsuniętych od działalności żywej, jedynym łącznikiem jest ciasno pojmowana partyjność. Interes partii staje się główną sprężyną ich działania, jej powodzenie – głównym celem ich dążeń.

Pośrednio odbiło się to na charakterze działalności stronnictwa socjalistycznego w kraju, zarówno w zaborze rosyjskim jak w Galicji. Na pierwszym planie stoi zawsze interes partii; zasady, względy etyczne – muszą przed nim ustąpić. Postawienie interesu partii ponad wszystko zdemo­ralizowało politycznie partię socjalistyczną. Pierwsi pionierzy ruchu, szczerzy i bezwzględni fanatycy idei, nie mo­gliby poznać w tych typowych oportunistach swoich na­stępców. Taktyka dzisiejsza partii socjalistycznej nie tylko ją znieprawia, ale obniża w ogóle poziom moralności poli­tycznej. Haniebne sojusze, zawierane przez socjalistów galicyjskich (np. ze Stojałowskim), i kompromitujące stosunki, które ich dziś jeszcze łączą z różnymi lichymi i podejrzanymi osobistościami, rozbijanie wieców i organizacji innych stronnictw, przeszkadzanie demonstracjom i obchodom na­rodowym, wojowanie paszkwilami i oszczerstwami, świa­dome fałszowanie faktów, zapieranie się swoich zasad i wy­krętne przystosowywanie ich do pojęcia masy, ażeby wśród niej zdobyć zwolenników dla partii – żadnym z tych środ­ków socjaliści nie gardzą, przeciwnie, stale je stosują. Przywódca socjalistów galicyjskich z namaszczeniem rozprawia o religii i datuje odezwy do chłopów „w święto Trzech Króli”, prowadząc jednocześnie w organie swoim propagandę antyreligijną; adiutant jego zapewnia chłopów, że socjaliści nie chcą ich własności pozbawić, przeciwnie, „socjaliści wła­śnie mówią, że chłopi mają za mało gruntów, że nie mają lasów, nie mają pastwisk, i dlatego trzeba chłopom dać wię­cej gruntów, lasów i pastwisk, aby mogli na nich gospodarzyć”. Podczas wyborów agitatorzy socjalistyczni rozpuszczali po prostu potworne bajki, żeby dla kandydatów swoich po­zyskać głosy. Reklama, nieprzebierająca w środkach, bez­czelna, krzykliwa, iście żydowska, stanowi również nieodłą­czną część ich taktyki. Wszystko się do tej reklamy nadaje, każdy fakt najdrobniejszy wyrasta w jej oświetleniu do roz­miarów ogromnych.

Ponieważ przytoczone wyżej przykłady dotyczą głównie socjalistów galicyjskich, weźmy fakty z działalności ich to­warzyszy warszawskich. Fakty to drobne, ale znamienne. Or­gana socjalistów wciąż powtarzają z dumą, że podczas po­bytu cara[vii] oni jedni tylko protestowali i ocalili godność narodową. Pomyślałby ktoś, nie znający sprawy, że socjaliści jeżeli nie dokonali zamachu na cara, to urządzili przynaj­mniej jakąś poważną demonstrację. Tymczasem cały ten „wspaniały protest” polegał na wydaniu nieudolnie napisanej i nieudolniej jeszcze, w małej liczbie egzemplarzy rozpowszechnionej odezwy. Nam taka forma protestu wydawała się po prostu śmieszną. „Krzyknęli nie pozwalam – uciekli na Pragę”. Ba, gdyby przynajmniej uciekli, gdyby ludność robotnicza, w której imieniu socjaliści przemawiają, usunęła się istotnie w sposób widoczny od udziału w ówczesnych uroczystościach. Ale gdzie tam – w tłumach, zapełniających ulice i gapiących się na iluminację, „proletariat” stanowił część poważną, a nie brakło pomiędzy uczestnikami uroczystości i „uświadomionych” towarzyszy.

Drugi fakt jest bardziej znamienny jeszcze. Na parę miesięcy przed ukazaniem się pierwszego numeru rządowej „Oświaty” stronnictwo demokratyczno-narodowe wydało w formie odbitki z „Polaka” odezwę, ostrzegającą lud w Kró­lestwie i tę odezwę w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy sprowadziło i rozpowszechniło. Niektórzy socjaliści brali setki tych odezw. W jakiś czas potem, zdaje się, komitet robotni­czy w Dąbrowie wydał również odezwę ostrzegającą, napi­saną nieprzystępnie dla tych, dla których była jedynie potrzebna, tj. dla mało uświadomionych politycznie. I oto z komunikatu partii socjalistycznej, ogłoszonego za pośre­dnictwem „Słowa Polskiego”, społeczeństwo polskie w Gali­cji dowiaduje się, że tylko socjaliści projektowi rządu rosyjskiego skutecznie przeciwdziałali wydaniem odpowiedniej odezwy.

Słusznie powiada B. Ostoja[viii], że „ten jeden punkt – etyka polityczna, kopie prawdziwą przepaść pomiędzy stronnictwami demokratycznym i socjalistycznym, i dotychczasowego ich stosunku wzajemnego zrozumieć niepodobna, nie biorąc pod uwagę tej różnicy, która wyrasta do rozmiarów kwestii za­sadniczej”.

Charakter i taktyka stronnictwa socjalistycznego unie­możliwiają wszelkie z nim współdziałanie. Socjaliści takie tylko współdziałanie uznają i przyjmują, które jest pracą dla ich celów, dla ich widoków i zysków partyjnych. Sami zresztą wyznają, „że partia socjalistyczna wprost nieprzyjaźnie traktować musi wszelkie próby agitacji, wychodzące ze źródeł obcych, gdyż zdradzają one jakieś interesy od­rębne... a więc wrogie proletariatowi”. Zamiast „agitacji” powiedzieć można śmiało „działalności”, a otrzymamy wierną charakterystykę stosunku socjalistów do robót politycznych i społecznych, nie mających bynajmniej charakteru partyj­nego lub klasowego. Znamiennym było zachowanie się socjalistów podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Mickie­wicza w Warszawie. Z początku chcieli oni nadać tej uro­czystości charakter demonstracyjny, ale widząc, że nie mogą urządzić poważnej manifestacji robotniczej i że stronnictwo demokratyczno-narodowe chce z obchodu skorzystać dla roz­szerzenia bezpośrednich stosunków z ludem, socjaliści zmie­nili nagle front i do spółki z tchórzliwymi zwolennikami biernego protestu propagować zaczęli usunięcie się od udziału w obchodzie, nie bacząc w zaślepieniu partyjnym, że dzia­łają tym sposobem w myśl życzeń rządu rosyjskiego, i nie przebierając w środkach dla dopięcia swego celu (rozpu­szczanie fałszywych pogłosek i niszczenie wyproszonych bi­letów wejścia). Tego rodzaju faktów można by przytoczyć dużo więcej, ale nie chcemy wyliczaniem ich nudzić czytel­ników, zaznaczamy niektóre tylko, żeby nie zarzucano nam, że formujemy zarzuty bez dowodów.

Wyżej przytoczone i inne jeszcze względy, które w dal­szym ciągu wyliczamy, nie tylko uniemożliwiają jeżeli nie kompromis, to jakieś porozumienie się z partią socjalistyczną, o ile zasadniczo charakteru swego i taktyki nie zmieni – ale zmuszają nas do zwalczania jej działalności.

Nie będziemy długo rozwodzili się nad ujemnymi stro­nami działalności socjalistów polskich, którą nas zniewalają do występowania przeciw nim.

1. Socjaliści wskutek swego doktrynerstwa i dogmatyzmu teoretycznego, wskutek schematycznego przedstawiania wszelkich kwestii politycznych i społecznych i uproszczonego ich pojmowania wywierają wpływ zgubny na umysłowość uczącej się młodzieży, zaś ich oportunizm niewybredny i również niewybredna wyłączność partyjna demoralizują tę młodzież. Niejednokrotnie już mówiliśmy o szkodliwości dogmatyzmu, tu zaznaczymy jedynie, że socjaliści u nas nie tylko nie wykazali samodzielnej pracy myślowej w dzie­dzinie naukowej, ale nie przyczynili się bodaj niczym do zbadania realnych warunków społecznych i ekonomicznych, chociażby w duchu ich teorii. Cała tzw. literatura socjalistyczna u nas jest łataniną teoretyczną, a przecie liczne za­stępy ludzi młodych, zdolnych, energicznych od lat dwudziestu kilku hołdowały zasadom socjalistycznym. Pewną orygi­nalność i wartość przedstawiają ci tylko spomiędzy nich, którzy w większym lub mniejszym stopniu odżegnali się od zasad socjalizmu lub nawet całkowicie wyzwolili się spod wpływów doktryny partyjnej, i ci, których okoliczności ży­cia zmusiły do pracy w innych dziedzinach wiedzy lub na polu twórczości artystycznej. Stronnictwo socjalistyczne u nas przedstawia ciekawy objaw: liczba tych, którzy szeregi jego opuścili, jest wśród inteligencji kilkakroć większa, niż liczba tych wszystkich, którzy zostali wierni sztandarowi. Czegoś podobnego nie widzimy gdzie indziej (z wyjątkiem Rosji), a przecie tam, w Europie, demoralizujące wpływy uboczne działają silniej. Ale i z tych, którzy w szeregach zostali, iluż trzyma fałszywe poczucie honoru, nie pozwalające im wy­znać, że nie są już socjalistami, iluż znowu niewzruszoną wiernością zasadom, nieposzlakowaną prawomyślnością socjalistyczną maskuje swoje tchórzostwo i lenistwo lub swoje instynkty i uczynki antyspołeczne. Cóż to za idea, która ro­dzi dziesięćkroć więcej zaprzańców, niż wyznawców, a ra­czej cóż to za propaganda, która takie opłakane skutki wydaje.

A jednak takie opuszczanie sztandaru socjalistycznego jest objawem zupełnie naturalnym. Ani doktryna, ani pro­gram partii, nie wskazują ludziom, należącym do niej, żadnego pola działania, żadnej pracy, w którą człowiek mógłby włożyć swoją duszę – poza agitacją fachową. Ludzie, któ­rych szczery zapał lub temperament na tę drogę popycha, zostają agitatorami, zawodowymi działaczami. Ich poświęce­niu, ich energii i wyłącznemu oddaniu się służbie partyjnej zawdzięczają socjaliści, zwłaszcza w zaborze rosyjskim, swoje względne powodzenie. Ich działalność wyłączna na­daje partii pozory siły i żywotności, szeroko rozgałęzionej i sprawnej organizacji. Ale ci ludzie stanowią zaledwie drobną garstkę, przypadkowe aresztowanie kilku z nich przerywa zwykle na czas dłuższy działalność partii. A poza nimi nie ma w partii miejsca dla innych ludzi. Ci inni, skoro wyjdą z kółek studenckich, wytwarzają w najlepszym razie bierny, pośredni typ, o którym dowcipnie ktoś powiedział, że „jest zanadto socjalistą, żeby coś robić z patriotami, a zanadto patriotą, żeby coś robić z socjalistami”. Albo zo­stają filistrami, zupełnie obojętnymi na sprawy publiczne, albo, co najgorsza, przerabiają się na niezadowolonych ze wszystkiego krytyków, zgorzkniałych, rozczarowanych, trujących się jadem własnej śliny, która naokół bryzgają, zaka­żających atmosferę społeczną smrodliwymi wyziewami swego zgniłego pesymizmu.

2. Pomimo przybrania barwy patriotycznej stronnictwo socjalistyczne jest w dążeniach swych, w charakterze swej działalności antynarodowe. Socjaliści przyswoili sobie wcale zręcznie frazeologię patriotyczną, chcą mieć monopol pol­skiej myśli rewolucyjnej, wprowadzali i nie tylko ze wzglę­dów taktycznych, ale istotnie, ze szczerego przekonania do swego programu dążenie do niepodległości Polski, ale nie można odczuć w ich robocie duszy polskiej, przyrodzonego instynktu narodowego. Niepodległości Polski żądają i niektó­rzy niemieccy, i francuscy, i nawet rosyjscy socjaliści. Nie­wątpliwie są pomiędzy socjalistami patrioci szczerzy, gorący, prawi Polacy, ale mówimy tu nie o ludziach – tylko o charakterze partii. Jej patriotyzm jest, że tak powiemy, wymuszonym, wynikającym z przekonania teoretycznego, je­żeli nie z pobudek praktycznych, w najlepszym razie jest wytworem ideowym, ale nie ma w nim głosu krwi polskiej, czującej swą duchową i rasową odrębność. Klasyczny świa­dek, bo jeden z wybitnych przedstawicieli partii, wyraził się publicznie, że patriotyzm socjalistów galicyjskich jest „patriotyzmem od parady”. Patriotyzm socjalistów w za­borze rosyjskim jest szczerszym, albo może raczej więcej jest między nimi patriotów prawdziwych, I tam jednak – nie w odezwach ad hoc wydawanych, nie we frazesach, sztu­cznie przyczepianych, lecz w robocie propagatorskiej i agi­tacyjnej wśród robotników – nie widać wcale patriotyzmu polskiego, nie widać dążeń narodowych. Można by pomyśleć, że nasi robotnicy są jakąś szczególną odmianą ludzi, którym wszystko jedno, jakim językiem mówią w domu, w sądzie i urzędzie, jak uczą ich dzieci, jaką wyznają wiarę, jaka jest przeszłość i stan obecny tej ziemi, na której żyją. Albo można by myśleć – jak pisze autor nadesłanego nam listu o socjalistach – „że robotnikom wolno już wszystko: uczyć
się, modlić, śpiewać, żyć po polsku, tylko im dokucza fabry­kant, a żandarm jest jeno od obrony fabrykanta”. Ostre to i twarde słowa, ale określają one trafnie charakter roboty politycznej socjalistów.

Inaczej zresztą być nie może. Nasz socjalizm przez lat kilkanaście był – nie kosmopolitycznym nawet we właściwym znaczeniu tego wyrazu – ale antynarodowym z odcieniem rusofilskim. Pierwszym jego wystąpieniem publicznym była owacja dla Spasowicza[ix] za sponiewieranie w odczycie o Polu[x] przeszłości narodowej, pierwszą głośną manifestacją okrzyk: „precz z niepodległą Polską”. Wspomnienia tego nie zagłu­szą dzisiejsze wiwaty na cześć „niepodległej i socjalistycznej Rzpltej polskiej”. Ta tradycja żyje, sami socjaliści do niej się przyznają, i wywiera wpływ większy, niż się wydaje. Cała niemal literatura socjalistyczna polska jest nią prze­siąknięta, jak przesiąknięta jest rusyfikacją ideową i jakaś cho­robliwą, namiętną nienawiścią do polskości i przeszłości na­rodowej. Ta tradycja odezwała się świeżo we wniosku so­cjalistów poznańskich, żądających wyrzeczenia się „frazesów narodowych”, ujawniła się w komicznym zapędzie oratorskim p. Daszyńskiego[xi], który szczątki królów i bohaterów pol­skich, spoczywające na Wawelu, nazwał „prochami tyranów (?) ludu”.

Po wtóre w partii socjalistycznej polskiej liczny udział biorą Żydzi. Patriotyzm polski Żydów może być bardzo ideal­nym, na wysoki ton braterstwa nastrojonym, może niekiedy łączyć się z przyrodzonym przywiązaniem do kraju, w któ­rym się urodzili, do narodu, z którym się zespolili lub przy­najmniej zespolić pragną. Ale co najmniej dziwnym byłoby żądanie od nich miłości dla tradycji narodowej, dla prze­szłości, z której tylko zapamiętać mogli upokorzenie i krzywdy, dla kultury, w której wytworzeniu udziału nie brali, a tym bardziej – żywego poczucia odrębności plemiennej, instynktu rasy, do której nie należą, z którą nic nie mają wspólnego. A partia socjalistyczna nie tylko wpływom ich ulega, ale z ich poglądami, uczuciami i wymaganiami liczyć się musi. W Galicji zwłaszcza jest to aż nadto widoczne i tak przykre, że nawet u socjalistów ujawniać się zaczyna słaby zresztą prąd antysemicki.

Podówczas, gdy ludzie, należący do innych stronnictw, są naprzód Polakami, a później dopiero demokratami, libera­łami, zachowawcami itd., socjaliści są przede wszystkim członkami partii, wyznawcami pewnych zasad, a dopiero w dodatku Polakami. Ich patriotyzm polski jest nieodłączny od radykalizmu politycznego i społecznego. Interes partyjny góruje nad wzglądami moralności politycznej, nad wymaga­niami dobra publicznego. „Niepodległość Polski jest niezbę­dna dla rozwoju idei socjalizmu nie tylko u nas, lecz w całej Europie” – wyznaje naiwnie jeden z przedstawicieli partii, określając tym bezwiednie genezę jej patriotyzmu. A gdyby się okazało, że ten postęp obejdzie się też bez niepodległo­ści Polski, punkt odpowiedni wykreślono by z programu partii i z szeregów jej wykluczono by ludzi, którzy by się na ta­kie załatwienie sprawy nie zgodzili.

3. Pozostawienie partii socjalistycznej zupełnej swo­body działania wśród klasy robotniczej i wyłącznego wpływu na nią jest dzisiaj nie tylko dla sprawy narodowej, ale i dla interesów tej klasy szkodliwym. Doktrynerstwo socjalistów, ich taktyka partyjna, ich formalizm polityczny, ich nieznajo­mość realnych warunków życia społecznego i ekonomicznego daleko dotkliwsze wyrządzają tu szkody, niż pośród inteligencji i uczącej się młodzieży. Nie mówiąc już o tym, że przypisywanie proletariatowi, który przedstawia klasa robo­tników fabrycznych, naczelnej roli w społeczeństwie i mo­nopolu przedstawicielstwa dążeń narodowych jest niedorzecznym i zgubnym w skutkach bałamuctwem politycznym – zwrócimy przede wszystkim uwagę na charakter agitacji politycznej i ekonomicznej socjalistów, oddziaływający wprost ujemnie na wyrabianie się świadomości politycznej i społe­cznej warstw pracujących.

Głównym postulatem programu politycznego partii socjalistycznej jest, jak zaznaczyliśmy wyżej, dążenie do opa­nowania władzy. W Galicji, gdzie socjaliści mają względną swobodę agitacji, dążenie to na razie redukuje się do opa­nowania kilku mandatów do Rady Państwa i do pozyskania w kraju pewnego wpływu i znaczenia. Agitacja, prowadzona do osiągnięcia tego celu, polega głównie na rozbudzeniu nie­nawiści klasowej, na rozkiełznywaniu brutalnych instynktów, na łudzeniu ciemnych i naiwnych tłumów nadziejami szczę­śliwości bezwzględnej w przyszłym ustroju i bardziej realnymi, chociaż niemożliwymi do spełnienia a często niedorzecznymi i kłamliwymi obietnicami, na rozpalaniu umysłów i podniecaniu uczuć frazesami rewolucyjnymi. Pozytywną część roboty stanowi wytwarzanie organizacji przede wszystkim dla celów wyborczych, organizacji, istotnie bardzo spra­wnej i sprytnie urządzonej, skoro przynajmniej połowę wy­borców socjalistycznych stanowią analfabeci, a znaczną część Żydzi, poczynając od bogatych kapitalistów żydowskich, wśród których nieraz znajdują się notoryczni lichwiarze, a kończąc na ciemnych chałaciarzach. Zespolenie chociażby tylko w celu głosowania na kandydata socjalistycznego takich różno­rodnych żywiołów dowodzi, że kierownicy partii są ludźmi bardzo obrotnymi i zręcznymi, ale nie jest to przecie robota polityczna, nie jest to uświadamianie polityczne warstwy pra­cującej.

W zaborze rosyjskim dążenie do opanowania władzy jest po prostu frazesem bez znaczenia. Frazesami są również inne punkty programu, formułowane w postaci żądań, nie wiadomo do kogo zwróconych, bo juści chyba nie do rządu rosyjskiego. A agitacja praktyczna ma mniej więcej podobny charakter jak w Galicji, tylko nie ma żadnego konkretnego celu. Właściwością jej znamienną jest wojowanie frazesami o rewolucji powszechnej, o walce socjalistów europejskich z caratem itd. To, co stanowić powinno treść działalności politycznej – walka o pozyskanie lub rozszerzenie praw narodowych i obywatelskich – socjalistów nie obchodzi, nie figuruje w ich programie. Przysposabianie i organizowanie sił do tej walki, uświadamianie jej znaczenia – to w ich pojęciu robota drobnomieszczańska, to zamaskowana patriotycznym demokratyzmem ugodowość. Najbardziej uzdolniona i z temperamentu swego usposobiona do tej walki, najbar­dziej może uczuciowo patriotyczna część ludu jest wskutek działalności socjalistów utrzymywaną w stanie bierności. Dokładają oni wszelkich starań, żeby tę część ludu, podległą ich wpływom, zamknąć w odrębności interesów klaso­wych, usunąć od solidarności pracy narodowej.

Program ekonomiczny socjalistów polskich zawarty jest w dwóch punktach: 1) prawodawstwo pracy i 2) stopniowe uspołecznienie ziemi, narzędzi produkcji i środków komunikacji. Są to również frazesy, ale nie rozbieramy tu programu, w działalności zaś praktycznej socjaliści polscy, zarówno w Galicji, jak i w zaborze rosyjskim, wysuwają inne punkty, nie mające z socjalizmem wiele wspólnego, jak: skrócenie dnia roboczego, podwyższenie płacy itd.

Zaznaczyliśmy już, że na ten ich praktyczny program zgadzamy się w zupełności, o ile jest on istotnie praktycznym. Ale to są dopiero postulaty, chodzi teraz o sposoby i środki ich urzeczywistnienia. Zajęci organizowaniem sił do walki o władzę, na którą długo czekać im wypadnie i przysposa­bianiem „grup agitatorów”, którzy „mają pośredniczyć między partią a masami proletariatu”, socjaliści zaniedbują takich środków działania, jak tworzenie związków zawodowych, sta­łych kas oporu itd. Alfą i omegą ich roboty praktycznej jest urządzanie strajków. Niewątpliwie w tym zwłaszcza za­kresie wykazali socjaliści dużo energii, zapału, poświęcenia, ale niestety bardzo mało znajomości stosunków realnych, zrozumienia technicznych i gospodarczych warunków różnych gałęzi przemysłu, koniunktur handlowych itp. W tych sprawach kierownicy ruchu socjalistycznego są zazwyczaj zupełnymi ignorantami, działają na oślep, bez zbadania stanu rzeczy, i narażają na szwank interesy klasy robotniczej, jak to się np. okazało w zeszłorocznym strajku warszawskim lub obecnie w strajku górników śląskich, gdzie zresztą za­winili głównie socjaliści wiedeńscy i czescy.

O wcieleniu swoich zasad w życie społeczne i ekono­miczne socjaliści nasi nie troszczą się wcale. W robotach ich nie widzimy dążenia do wytwarzania takich form dzia­łalności zbiorowej, w których wyrabiałaby się samodziel­ność i solidarność społeczna. To wszystko automatycznie ma spełniać kapitalizm do czasu, aż z odciętej toporem rewolucyjnym jego głowy wyskoczy w najdrobniejszych szczegó­łach według niezawodnych przepisów wykończony ustrój socjalistyczny.

Inteligentniejsi przedstawiciele klasy robotniczej w za­borze rosyjskim zniechęcają się coraz bardziej do działal­ności socjalistów. Stronnictwo demokratyczne-narodowe wielu z nich liczy w swych szeregach. Gdybyśmy, jak socja­liści, mieli na oku głównie interes partyjny, gdyby nam cho­dziło o reklamę polityczną, o werbowanie największej liczby ludzi, moglibyśmy stworzyć organizację robotniczą od ich organizacji silniejszą i wywołać dezercję w ich szeregach. Zajęci innymi zadaniami nie mniej ważnymi nie mogliśmy oddać tej sprawie odpowiednich sił i środków. Potrzeba je­dnak wytworzenia partii czy też organizacji robotniczej, ściśle związanej ze stronnictwem demokratyczno-narodowym staje się coraz bardziej naglącą wskutek nalegania samych robotników. Taka organizacja, szczerze sprawie robotniczej oddana, poza służeniem interesom społecznym i ekonomi­cznym klas pracujących nie mająca żadnych innych ubocznych celów, w dążeniach politycznych kierować się powinna za­sadami solidarności narodowej.

Podczas gdy partia socjalistyczna przekształca się co­raz wyraźniej w stronnictwo radykalno-opozycyjne, gdy w Galicji chce stać się stronnictwem reformy społecznej, a w zaborze rosyjskim pretenduje do objęcia w spadku tradycji dążeń rewolucyjnych do niepodległości – grunt realny, na którym działalność swoją opiera, podstawa jej bytu, łatwo jej się usunąć może spod nóg.

Nie przeczymy, że socjaliści polscy dali nieraz dowody poświęcenia, zapału, wytrwałości, że walczą nieraz dzielnie z gwałtem i wyzyskiem, że wobec rządu rosyjskiego są stron­nictwem szczerze rewolucyjnym, ale to wszystko nie daje im przywileju do przedstawiania interesów klasy robotniczej, monopolu pośredniczenia między tą klasą a dążeniem do wolności politycznej i reform społecznych. Ich działalność, przesiąknięta doktrynerstwem, krępowana dogmatyzmem, znieprawiona egoizmem partyjnym, nie przebierająca w środ­kach, którymi się posługuje, w istocie swej antynarodowa i antydemokratyczna, nie odpowiadająca interesom i potrze­bom ludu pracującego, ma tyle stron ujemnych, że przewa­żają one znacznie strony dodatnie. Ta zaś okoliczność, że partia socjalistyczna, chociaż się polską nazywa i frazesami patriotycznymi sypie, pomija dążenia narodowe klasy ro­botniczej lub nawet objawy ich powstrzymuje świadomie, że nie rozumie duszy polskiego ludu, nie odczuwa jej drgnień i porywów, ta jedna okoliczność zmusza nie tylko do prze­ciwdziałania robocie socjalistów, ale i do przeciwstawienia jej, wcześniej czy później roboty innej, szczerej, swobodnej, w duchu narodowym prowadzonej, do warunków realnych zastosowanej i lepiej odpowiadającej pojęciom i uczuciom tej warstwy społecznej, której dążeń i potrzeb chce być wyrazem.

 



[i] Towarzystwo Demokratyczne Polskie – jedno z głównych ugrupowań politycznych tzw. Wielkiej Emigracji po powstaniu listopadowym, powołane do życia w 1832 r. w Paryżu, rozwiązane w 1862 r. Centralizacja TDP – zatem jego najwyższa władza – mieściła się w latach 1840-1849 w Wersalu, przeniesiona tam z Poitiers (następnie jej siedzibą uczyniono Londyn).

[ii] Ludwik Mierosławski (1714-1878), generał, działacz polityczny i pisarz, uczestnik powstania listopadowego i Wielkiej Emigracji. Jeden z przywódców Centralizacji TDP, naczelny wódz armii polskiej zaboru pruskiego w 1846 r., przez 3 tygodnie w styczniu i lutym 1863 r. był dyktatorem powstania styczniowego. Po porażkach wojskowych wrócił do Paryża.

[iii] Tu i dalej Popławski odwołuje się do Programu Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego w zaborze rosyjskim z 1897 roku, którego był współautorem.

[iv] In necessariis unitas, in dubiis libertas, in omnibus Caritas – jedność w rzeczach koniecznych, w sprawach wątpliwych wolność, we wszystkim miłość. Zalecenie przypisywane św. Augustynowi, ale najprawdopodobniej wypowiedziane dużo później, bo w XVII wieku, przez arcybiskupa Splitu, Marco Antonio de Dominisa.

[v] B. Ostoja, Uwagi krytyczne nad socjalizmem współczesnym, s. 7 (przypis z wydania oryginalnego)

[vi] B. Ostoja, op. cit., s. 17. (przypis z wydania oryginalnego)

[vii] Zob. przypis 2 w tekście Sprawa ludowa w zaborze rosyjskim.

[viii] Teksty pod pseudonimem B. Ostoja pisywał Zygmunt Balicki (1858-1916), współtwórca i jeden z najważniejszych myślicieli ruchu narodowego. Studiował w Petersburgu, angażując się w owym czasie w działalność środowisk socjalistycznych. Współpracę z socjalistami kontynuował także po opuszczeniu Rosji i osiedleniu się we Lwowie: z Bolesławem Limanowskim powołał socjalistyczno-niepodległościowe ugrupowanie „Lud Polski”. Zagrożony wydaniem Rosjanom, wyemigrował do Szwajcarii, gdzie kontynuował studia w Zurychu i Genewie, uzyskując stopień doktora i stając się członkiem-korespondentem Międzynarodowego Instytutu Socjologicznego. Kolejnym etapem w jego ewolucji ideowej była współpraca z Z. Miłkowskim w ramach Ligi Polskiej. Sam Balicki założył Związek Młodzieży Polskiej – tzw. Zet (1887). Wraz z Romanem Dmowskim zakładał Ligę Narodową, a następnie Stronnictwo Demokratyczno-Narodowe, stając się jednym z czołowych publicystów i polityków środowiska. Artykuły zamieszczał głównie w „Przeglądzie Wszechpolskim” i „Przeglądzie Narodowym”. Oprócz licznych tekstów publicystycznych, Balicki był autorem cenionych prac socjologicznych i z teorii polityki, m.in. Parlamentaryzm (1900) i Psychologia społeczna (1912).

[ix] Zob. przypis 1 w tekście Wielkie i małe idee.

[x] Wincenty Pol (1807-1872), poeta i geograf, uczestnik powstania listopadowego, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek Akademii Umiejętności.

[xi] Ignacy Daszyński (1866-1936), polityk, twórca partii socjalistycznej w zaborze austriackim, jeden z głównych przywódców PPS w Polsce międzywojennej. W latach 1897-1918 zasiadał w parlamencie austriackim. W listopadzie 1918 r. stanął na czele lewicowego rządu lubelskiego, który proklamował w swym manifeście republikański ustrój Państwa Polskiego i zapowiadał realizację programu szeroko zakrojonych reform społecznych. Po powrocie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga, rząd Daszyńskiego podał się do dymisji. W czasie wojny polsko-bolszewickiej pełnił funkcję wicepremiera w rządzie obrony narodowej (przełom lat 1920/21). W latach 1919-30 piastował mandat posła na Sejm RP, będąc także jego wicemarszałkiem i marszałkiem.

Najnowsze artykuły