Artykuł
Stare i nowe hasła
Pisma Aleksandra Rembowskiego

[w:] Pisma Aleksandra Rembowskiego, t. II, Warszawa 1902

 

W dobie dwudziestego stulecia, mimo woli ogarnia każdego skłonność do rozpamiętywania przeszłości i jak do dzieciństwa i młodości własnej, tak uporczywie wraca myśl człowiecza do zarania gasnącego wieku, pragnąc odtworzyć minione obrazy nadziei, dążeń, zawodów, burz i cierpień, nurtujących w łonie ludzkości. W tym pożegnalnym rozrachunku, uprzedzającym wyrok historii najbardziej zaciekawia pytanie: jakie idee i hasła przewodniczące życiu społeczno-politycznemu, przejął nasz wiek gasnący od swego przodka? Następnie, czy w tym bogatym, choć w krwi i ogniu poczętym dziedzictwie, okazało się wszystko trwałe i zdrowe? i wreszcie, co nasze stulecie uczyniło z duchową spuścizną, czy ją pomnożyło nowymi zdobyczami, czy przeciwnie, zmarnotrawiło cząstkę ojcowizny?

Schyłek XVIII stulecia pogrążył myśl ludzką w anarchicznym odmęcie społeczno-politycznych przeciwieństw i sprzeczności. Ustrój stanowy rozdzielał wciąż ludy na stany broniące, nauczające i żywiące (Wehr – Lehr – Nähr – Stande), z których dwa pierwsze uciemiężały i wyzyskiwały najsłabszy, zwany przez Jana Sobieskiego „robakiem ziemi”. Ówczesnym reprezentacjom stanowym przewodniczyła stara dewiza Rafała Leszczyńskiego: „malo periculosam libertatem, quam quietum servitium”, ale z tej dewizy tryskała płomienna miłość do uprzywilejowanej wolności, zapewniającej swobodę jednym kosztem drugich.

Obok starożytnych gmachów państwowych, przynoszących szczęście możnym tego świata, powstała nieznacznie skromna i prosta budowa zachodniego oświeconego monarchizmu z jeszcze skromniejszym napisem: „le roi est le premier serviteur de l'Etat”. Naczelne to hasło, wyrażające przesadnie idee oświeconego monarchizmu było zwiastunem zagłady dla przywilejów stanowych i objawiało się w niestrudzonym dążeniu ku zjednoczeniu klas społecznych, w politycznym pojęciu całego ludu, jako zbiorowiska poddanych. Monarchizm oświecony dążył niewątpliwie do państwowego dobra i każda jego czynność, każde niemal tchnienie poświęcone było temu celowi. Ale w tej absolutnej budowie panował spokój cmentarny, swoboda obywatelska uleciała spośród rzeszy rekrutów i opodatkowanych, pozostawiając tylko nienawiść i waśń socjalną, pragnącą złupić bezkarnie możnych i bogatych.

Zza oceanów przypłynęło do Europy pierwsze hasło, pierwsza idea nowego porządku, wraz z deklaracją niepodległości Stanów Zjednoczonych (1776). W szeregu prawd, wypowiedzianych we wstępie do owej deklaracji, wystąpiła wyraźnie idea zjednoczenia narodu, nie będącego ani zbiorem uprzywilejowanych stanów, ani pozbawionych swobody poddanych. Zjednoczony naród stawał się jednocześnie niepodległym i zwierzchniczym państwem, a obywatelska wolność i samorząd miejscowy, będący jej wielką strażnicą, nie opuściły młodego społeczeństwa, które ustami Bancrofta wypowiedziało z słuszną dumą, że gmach nowego państwa powstał, jak legendowy geniusz miłości i piękna z piany Oceanu i jego to zadaniem było zastąpienie przywilejów dziedzicznych nowym porządkiem.

Wkrótce po tym wspaniałym zjawisku, dokonano na stałym lądzie Europy zjednoczenia narodowego na gruzach starego porządku (Francja). Dążeniom i pragnieniom reformatorów torowały jednak drogę nienawiść do wszystkiego, co było pokryte pleśnią stanową, oraz instynkt spoliacyjny, pragnący „ściągnąć na dół to, co było na górze, a umieścić to u szczytu, co tyle wieków musiało cierpieć poniżenie”.

Nowy porządek polityczny, poczęty w duchu nienawiści i zawiści zapewnił narodowi zjednoczonemu władzę zwierzchniczą tak olbrzymią, że jak to już Machiavelli przeczuł, żaden tyran poszczycić by się nią nie mógł, i jedynie anonimowe większości Rzeczypospolitej posiąść ją zdołały. Ale nienawiść i zawiść nie są w stanie wytworzyć swobody obywatelskiej. Z tych uczuć wypłynęło tylko namiętne dążenie do równości i to do równości naturalnej, nie uznające przymiotów i dojrzałości politycznej, a osłaniające swą mściwość powagą rzymskiej definicji: „omnes homines natura aequales sunt”. Dążenie do usunięcia i zatarcia wszelkich różnic stanowych, dostało się do pierwszych konstytucji francuskich, jako przepis zaprowadzający równość wobec prawa. Najdosadniej wyrażonym zostało powyższe hasło w konstytucji francuskiej z 1793 r. (art. 1) słowami: „Tous les hommes sont egaux par la nature et devant la loi”.

Wraz z wolnością indywidualną zniknęło jej najskuteczniejsze urzeczywistnienie – samorząd miejscowy. Bezduszna centralizacja administracyjna wtórowała szaleństwom samowoli parlamentarnej, a z tego wiru zmieniających się stronniczych większości wydobywały się czcze konstytucyjne frazesy, proklamujące swobodę wyznań, przekonań, sumienia i zakazujące innym czynić to, co uczynione samemu sobie jest niemiłym. Wiek XIX przejął wszystkie te puste frazesy razem z trującym pierwiastkiem wielkiej rewolucji. Orły napoleońskie zaszczepiały równość wobec prawa na gruzach starego porządku, a jeszcze konstytucja Królestwa Sardynii z 1848 roku przepisuje „tous les reqnicoles, quels que soient leurs titres on leur rang, sont egaux devant la loi. Tous jouissent êgalement des droits civils et politiques et sont admissibles aux emplois civils et militaires” (art. 24).

Z tym wszystkim, z dążenia do równości wiek XIX usunął nienawiść i zawiść socjalną. Już konstytucje: bawarska z r. 1818, badeńska z r. 1818 i wirtemberska z r. 1819, uwzględniły szczątki odrębności stanowych, o ile one nie były dla innych klas szkodliwymi i zastrzegały drobne odstępstwa od absolutnej równości prawa, w imię użyteczności państwowej, czyli, jak konstytucja sardyńska się wyraziła: „saut les exceptions determinées par les lois”. Konstytucje Szwecji, Norwegii i Węgier, zostały prawie nienaruszonymi przez straszliwy huragan, przelatujący przez cały europejski kontynent, a w reszcie państw większości parlamentarne wobec konstytucyjnego monarchizmu, nie mogły prowadzić dalej w tym stopniu swego rozkładowego dzieła.

Wprawdzie w konstytucji francuskiej z 1848 r. (art. 4) występuje jeszcze nowe hasło, proklamujące w pustym frazesie ogólne braterstwo, a w konstytucji portugalskiej z roku 1852 i brazylijskiej z r. 1824 ukazuje się doktrynerski paragraf o władzy „moderateur”, zaczerpnięty z dzieł B. Constant'a, ale w ogóle konstytucje państwowe, zwłaszcza z drugiej połowy XIX stulecia, pozbywały się kodyfikowanej retoryki, zaopatrzonej w paragrafy i otaczając swobodę indywidualną prawami organicznymi, etykę polityczną niepochwytną dla przymusu pozostawiły sumieniu obywateli. Dowodem tego rozwoju może być konstytucja Transwalu z roku 1858, która się uwolniła od balastu czczych haseł, nie posiadających treści polityczno-prawnej.

Samorząd miejscowy, będący podług Tocquevilla, tym dla politycznej swobody, czym są szkoły początkowe dla wiedzy, począwszy od pruskiej ustawy municypalnej z 1808 roku, rozwijał się w coraz piękniejszy kwiat, wzorując się w treści, lecz nie w formie na wielko brytańskim Selfgovermencie. Reprezentacje państwowe, zwłaszcza w kolebce konstytucjonalizmu Anglii, zdumiewały prawodawczą zabiegliwością około dobra całego ludu, około indywidualnej swobody i potęgi państwa. Na kontynencie europejskim okazały parlamenty w końcu XIX stulecia objawy pewnego zwyrodnienia i rozbicia się na stronnictwa, ożywione niskimi instynktami, a rządzące się duchem plemiennych lub narodowych uprzedzeń (Austria). Objawów tych jednak nie przekazuje nasze gasnące stulecie wiekowi dwudziestemu, jako ideę i hasło odrodzenia. Przechodzą one raczej jako smutne memento, tj. jako przestroga na przyszłość, oraz jako upokarzające wspomnienie.

Następnie, aby prawom konstytucyjnym zapewnić trwały rozwój w XIX wieku ujęto administrację państwową w coraz ściślejsze karby sprawiedliwości i prawa. Sądownictwo administracyjne pragnęło usunąć z czynności rządowych wszelką cechę samowoli, czyli, że państwo miało być na wskroś praworządnym (Rechtsstaat) i urzeczywistnić postulat św. Augustyna: „Justicia regnorum fundamentum”. To nowe państwo przemawiające do swych obywateli w imię sprawiedliwości i prawa, oraz troszczące się o ich wszechstronny rozwój i pomyślność, wymagało za to wyjątkowego stanowiska w sercach swych poddanych. Miara poświęceń obywatelskich w godzinie niebezpieczeństwa miała nie znać granicy i najmici lub uprzywilejowani obrońcy ustępowali coraz bardziej miejsca hasłu: „Das Volk im Waffen”, które znalazło miejsce w konstytucji portugalskiej, w słowach: „Tous les Portugais sont obligés de prendre les armes pour la conservation de l'independance du royaume et de l'integrité du territoire, et pour le defendre contre les ennemis exterieurs comme intèrieurs”. (Art. 113 konst. z 1852).

Wiek XVIII przekazał XIX, wraz z ślepą nienawiścią do religii i Kościoła, wolteriańskie hasło „crasez l'infame”. Nasze stulecie przeistoczyło je wszakże najzupełniej. I na początku bieżącego wieku zaświeciła na chwilę złowroga doktryna: „L'Etat — Athée”, jak w drugiej połowie anarchiczna filozofia Nietsche, ale pierwsze hasło stłumiło cavourowskie: „libera chiesa in libero stato”, a filozofię obłędu odepchnęły społeczeństwa ze wstrętem od siebie. Pomimo też wszelkich walk kulturalnych, wiek XIX przekazuje następcy głęboką cześć dla religii i poszanowanie dla Kościoła w tym rzetelnym przekonaniu, że był on najpierwszym i najważniejszym piastunem cywilizacji, który w miłości chrześcijańskiej jednoczył wszystkich, pocieszając pokrzywdzonych, krzepiąc zwątpiałych i słabnących. Wiek XIX przelewa też na następcę, w miejsce nienawiści, to szczere przeświadczenie, że Kościół urobił w znacznym stopniu serce narodowe, spajając duszę całego ludu we wspólnej modlitwie, a krzepiąc ją nadzieją w chwilach bezmiernej niedoli.

Schyłek wieku XVIII pozostawił kobiecie swobodę obyczajowego rozpasania i umieścił ją na dawnych ołtarzach, jako bóstwo mądrości, obdarzające braterskimi pocałunkami rewolucyjne wielkości. Wiek XIX rozwijał powoli i ostrożnie ideę emancypacji niewieściej. Pozornie przekazuje on swemu dziedzicowi starożytne: „Taceat mulier in Ecclesia et in politicis”, ale nieustannie pragnął rozszerzyć działalność publiczną kobiety i uczynić ją towarzyszką mężczyzny w życiu gminnym i państwowym, czyli inaczej mówiąc obywatelką. W sferze administracyjnej, a przede wszystkim w zakresie szkolnictwa, zrobiono już znaczny wyłom dla pracy kobiecej, ale w dziedzinie prawodawczej wyjątkowe próby w niektórych terytoriach Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej (Utah, Washington, Wyoming) nie wytrzymały krytycznej próby. Nasze stulecie przekazuje też następcy to przekonanie, że prawa polityczne przysługiwać mogą w całej pełni tylko tym, którzy ich bronić potrafią, czyli, że z prawami państwowymi nieodłączne są obowiązki, z których najważniejszym jest służba wojskowa.

Dla czynnika cywilizacyjnego, jakim są narodowości, wyraził wiek XVIII wielką obojętność a nawet pogardę. Fryderyk II pruski z wyrafinowanym cynizmem obwieszczał swe komunikowanie się nie tylko ciałem ale i duchem naszego narodu, a w naszym stuleciu rozwijał dalej rząd pruski prostytucyjną ideę swego monarchy. Grolmann w r. 1848 podżegał władze pruskie do wyniszczenia pierwiastków rodzinnych w Wielkopolsce, a w zaraniu dwudziestego stulecia urzędowy dzwon pruski wydzwania nam, jak przed stu laty, z cmentarną powagą dwa grobowe tony: „Germanisiren, ausrotten – germanisiren, ausrotten”.

W prawie międzynarodowym zostały dokonane w XIX stuleciu duże przeistoczenia w duchu sprawiedliwym i humanitarnym. Jeżeli Józef II szydził z marzeń Stanisława Leszczyńskiego o wiecznym pokoju, jako z utopii i jeżeli w końcu w. XVIII zawierano i zaprzysięgano traktaty, aby ich nie dotrzymywać, to nasze stulecie oddaje następcy znacznie uszlachetnione międzynarodowe pojęcia i zasady. Państwa, jako podmioty międzynarodowego prawa, przestały się chlubić ze złej wiary, z pogardy dla sprawiedliwości i nie tylko myśl wiecznego pokoju, choć niewykonalna, została poważnie podjętą, ale złagodzenie następstw wojny i wyczerpanie środków pojednawczych przed odwołaniem się do miecza, stało się dążeniem ogólnym i nieustającą troską wszystkich rządów. Obrona orężna swych praw państwowych pozostała nadal pobudką do słusznej wojny. Jak w końcu XVIII w. Ameryka Północna, tak w końcu XIX w. Afryka Południowa (Transwal) wystąpiła do śmiertelnej walki, o swą niezależność w imię odwiecznej starogermańskiej zasady: „Hundert tausend Jahre Unrecht ist keine Stunde Recht”. Wprawdzie nie towarzyszy Burom tak ogólne współczucie, które Amerykanom swego czasu sprowadziło „najdumniejszą szlachtę Polski wraz z rycerstwem całej Europy” (Bancroft), ale za to rodzić się poczyna rzetelny podziw dla niezłomnego męstwa Burów, więcej druzgocącego, niż waleczność szeregów Washingtona.

Pozostaje jeszcze kwestia socjalna, która jako przedwiekowe widmo łupiestwa i pożarów zjawiła się w naszym stuleciu, proklamując w roku 1848 złowieszcze hasła: „Vivre en travaillant ou mourir en combattant” i grożąc Paryżowi w roku 1871 ostateczną zagładą. W sprawie socjalnej przekazuje nasze stulecie swemu następcy zaszczytną i cenną spuściznę. Wcześnie, bo w r. 1807 rozpoczęto usamowolnienie i uwłaszczenie włościan, było dokonane w tym przekonaniu, że w społeczeństwie nie może być klas wydziedziczonych, które w nowym porządku państwowym nie mają nic do zyskania ani do stracenia. Reformami włościańskimi (Prusy) nie chciano bynajmniej wywoływać mściwego i kosmopolitycznego ducha proletariatu, ale swobodna praca kmieci, zarówno jak i swobodna własność, miały torować drogę poczuciom rządnego gospodarza i rozsądnego obywatela.

Prawodawstwo niemieckie dotyczące ludności przemysłowo-fabrycznej, ogarnęło tą samą opieką miasta z robotniczo-fabrycznymi dzielnicami, jak dawniej wieś z rzeszą kmiecą. Państwa postanowiły stawić zaporę rozwijaniu się wpływu kapitalizmu do ostatecznych konsekwencji (Grosse Fische essen kleine Fische). Administracja państwa, zarówno jak i nowe możnowładztwo, miały przyłożyć ofiarną rękę, aby podtrzymać zdrową siłę robotniczą, a w chwili losowej niedoli lub nieszczęścia wesprzeć ją skuteczną pomocą. Prócz tego dobroczynność publiczna, popierana zarówno przez Kościół, jak i przez państwo, łagodziła różnice społeczne i szczepiła w miejsce dawnej nienawiści, wzniosłe poczucie miłości bliźniego.

Wszystkie czynniki cywilizacyjne XIX wieku wystąpiły zgodnie przeciwko wojującemu socjalizmowi. Dawne hasło: „sperate miseri, cavete felices” zostało z gruntu przeistoczonym. Ubodzy i nędzni mogą się istotnie wiele spodziewać od dwudziestego stulecia, bo klasy posiadające, równie jak państwa nowożytne doszły do przekonania, że „w szczęściu wszystkich, wszystkich cele”, że nie powinno być takich, o których zapomniano przy wielkiej uczcie, jaką natura zastawiła, albowiem wytrwała i uczciwa praca do uczestniczenia dają w niej prawa. Z nadziejami ubogich nie ma jednak nic wspólnego trwoga bogaczy. Duch ofiarności, poczucie obowiązków ochroni ich od spoliacji, otwierając pole do współzawodnictwa w pracy i do zaszczytnej obywatelskiej zasługi. W imię wielkich prawd Chrystusowych nawoływał Leon XIII bojowników socjalizmu do miłości i zgody a możnych tego świata do poświęcenia i wyrozumiałości. Do współzawodnictwa w tym celu stanęła nauka (Kathedersocialisten) i wiek dwudziesty dziedziczy dążenia poważne i wytrwale całej ludzkości, aby w socjalizm wojujący tchnąć ducha chrześcijańskiego.

Nasze stulecie więc schodzi do historii z tą nadzieją, że jego praca nie pójdzie na marne, lecz że stanie się pochodnią w dalszym postępie i że nareszcie kiedyś, przy pomocy tego wiekowego znoju i mozołu, „wyjdzie z zamętu świat ducha, miłość go pocznie w swym łonie a przyjaźń w wieczne utwierdzi spójnie”. Wiek XIX przerobił wiele trujących haseł, stworzył zaś dużo nowych zwodniczych lub rzetelnych. We wszystkich dziedzinach życia społeczno-politycznego dążył do poznania prawdy i tę najobficiej znalazł w nauce Chrystusa. Nic też dziwnego, że w szeregu haseł, przekazanych następcy, naczelne miejsce zajmować będą odwieczne słowa Boskiego Mistrza: „et cognoscetis veritatem, quia veritas liberabit vos”.

 

Najnowsze artykuły