Artykuł
Izby wyższe i arystokracja nowożytna
Aleksander Rembowski

Praca powyższa wydrukowaną została w r. 1894 na łamach „Biblioteki Warszawskiej”. Pierwotnie przeznaczoną była dla Roczników Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu, w celu uczczenia jubileuszu hr. Augusta Cieszkowskiego. Gdy jednakże sędziwy nasz uczony zmarł przed jubileuszem, pracę umieściłem w Bibliotece. Obecnie zostaje ona wydrukowana z małymi jedynie zmianami.

 

 

Wielokrotnie już przekonywano i dowodzono, że wśród wielkiej rewolucji francuskiej narodził się konstytucyjny duch XIX. wieku, i że wstrząsający swą grozą przebieg tejże rewolucji był nieomylną zapowiedzią dzielności i twórczej siły powołanych do bytu społeczno-politycznych prądów[1]. Nie tylko Napoleon I., jako główny piastun rewolucyjnych zasad, ale i inni najpoważniejsi mężowie stanu z końca zeszłego i początku bieżącego stulecia byli przekonani, że atmosfera, wytworzona socjalno-politycznymi przewrotami, oraz rewolucyjną-etyczno-polityczną doktryną, stanie się dla starego porządku (l'ancien régime), zwanego z pewnym odcieniem szyderstwa feudalizmem, zabójczą, i że wśród tej atmosfery, budzącej nowe życie, dawne instytucje oddychać nie będą w możności.

Konstytucje. narzucone przez Napoleona I. pewnej części kontynentu europejskiego, niosły zazwyczaj swobodę licznym i mniej lub więcej uciemiężonym pracownikom gleby. Krótkie orzeczenie, zamieszczone w art. 4 konstytucji Księstwa Warszawskiego z d. 22 lipca 1807 r. „L'esclavage est aboli; Tous les citoyens sont egaux devant la loi”[2]. znajdujące się i w innych statutach organicznych Napoleońskich[3]. zwiastowało niezbędność szerokich reform społeczno-politycznych i zmusiło tak rozważnego męża stanu, jak Hardenberg, do wyznania, że nawet monarchie, w których ludy pozostały na wskroś przejęte szczerym przywiązaniem dynastycznym, będą zmuszone do wcielenia nowych zasad w dawne formy (demokratische Grundsätze in einer monarchischen Regierung[4], a to w celu zażegnania nadciągającej społecznej burzy.

Mimo niezaprzeczenie potężnego wpływu, jaki teoria wielkiej rewolucji wywarła na stosunki polityczno-społeczne zachodu i środka kontynentu europejskiego, znalazły się dziwnym zbiegiem okoliczności, pewne państwowe zacisza, w których ognista teoria francuska nie zdołała obrócić w perzynę dawnego porządku, a nawet nie starła starożytnej pleśni, pokrywającej w obfitości sędziwy gmach państwowy. Resztki reprezentacji stanowej, jakie się dochowały w Niderlandach, Szwajcarii[5], uległy przeistoczeniom pod wpływem nowego ducha, ale Szwecja zachowała nadal swój stary ustrój reprezentacyjny, złożony z czterech izb, uosabiających interesy uprzywilejowanych stanów, a nie pojmujących, ani dbających o dobro całego ludu[6].

Drugim państwem, nieprzystępnym dla teorii rewolucyjnych, była Anglia. Odporność swą zawdzięczała nie tylko falom morza, na którym pozostała zwycięską królową, ale przede wszystkim przeświadczeniu narodowemu, utrzymującemu wiarę w doskonałość rodzimych instytucji, które zapewniły narodowi istotną polityczną swobodę i równość prawną, wówczas, gdy szumna frazeologia konstytucji rewolucyjnych żywiła lud francuski pojęciami z metafizyki, geometrii i matematyki czerpanymi[7], a stwarzała przy tym administrację, tłumiącą wolność indywidualną. Doktryna rewolucyjna nie przynosiła Anglii nic nowego, a ogólnikowe i ułudne obietnice deklaracji praw człowieka nie zdołały stłumić szczerego i głębokiego uwielbienia Anglików dla starej konstytucji, którą, począwszy od „Magna charta” (1215) uważał każdy za najdroższy fideikomis, przekazywany w spuściźnie z pokolenia na pokolenie, oraz za pierwiastek powinowactwa, który instytucje państwowe łączył z dobrem familii, niejako z ogniskiem rodzinnym[8]. Duma z posiadania możliwie doskonałych instytucji i głębokie przywiązanie do nich objawiły się w Anglii w dobie rewolucyjnej jeszcze z większą siłą, a ogarnęły one wszystkie warstwy narodu, bo wśród tych warstw nie było już od dawna uprzywilejowanego możnowładztwa, które by na wzór kontynentu, usunąwszy się od obowiązków i ciężarów publicznych, ujarzmiło lud rolny patrymonialną władzą i żyło jego kosztem, nie dając mu nic prawie w zamian[9].

Trzecim krajem, któremu danym było wśród grozy rewolucyjnej przechować swą „constitutionem avitam”, było Apostolskie Królestwo Węgier. Pochodzenie tej konstytucji było prawie równie odlegle, jak angielskiej, bo datujące się od złotej bulli króla Andrzeja II. z r. 1222[10], ale charakter jej wyrobił się w ciągu wieków odmiennie i przypominał w zupełności dawne konstytucje stanowe kontynentu. Porządek państwowy Węgier, pomimo formalnego uprawnienia czterech stanów, reprezentowanych w sejmie[11], opierał się wyłącznie na szlachcie i ją uważał jedynie za „prawomocny naród” (gesetzliche Nation[12]). Masa ludu, wynosząca dziewiętnaście dwudziestych części mieszkańców węgierskich[13], pozbawioną była praw politycznych, a włościanie, bez względu na usiłowania Maryi Teresy i Józefa II., znajdowali się w surowym poddaństwie swych patrymonialnych władców[14]. Z teorią Rewolucyjną tworzył stary porządek madziarski zupełne przeciwieństwo. Gdy wszakże Anglia nic dobrego od spekulacyjnych urządzeń francuskich spodziewać się nie mogła, Węgry nie chciały ulec nowym prądom z pobudek, dyktowanych przez egoizm uprzywilejowanych stanów. W roku 1807, gdy Prusy, w obawie gorszych następstw, rozpoczęły szereg reform włościańskich, sejm węgierski, na domaganie się Nagye'go, aby ulżyć chłopom w ich ciężkiej doli, zawołał prawie jednogłośnie „non stultiset”, czyli, aby nie bajał i dalej przy systemie poddańczym wytrwał[15].

Stara konstytucja szwedzka, jak to już nadmienionym zostało, posiadała organizację reprezentacyjną czteroizbową. Funkcje prawodawcze, spełniane przez cztery samoistne czynniki, wsparte odrębnymi interesami społecznymi, musiały iść leniwie i z zapoznaniem dobra całego państwa. Nadto maszyneria prawodawcza czteroizbową wywoływała w Szwecji swego czasu wysokie niezadowolenie[16] i wady jej nikomu tajnymi nie były, zwłaszcza odkąd w politycznej nauce swą wyczerpującą i treściwą krytyką skazał ją Bentham na zagładę[17]. W Anglii jednak i w Węgrzech przyjął się od dawna w ustroju prawodawczym system dwuizbowy. Oba też powyższe państwa miały izby wyższe (izba lordów, izba magnatów), a jakkolwiek charakter prawodawczego ustroju nosił w Anglii i w Węgrzech odmienne znamiona, jednakże były oba te kraje poniekąd wspólnym źródłem, z którego teoria konstytucyjna czerpała swe uzasadnienia i dowody na korzyść systemu dwuizbowego w ogóle, lub dziedzicznych izb panów w szczególności.

Izba lordów w Anglii nosiła pierwotnie tenże sam stanowy charakter, co izba magnatów w Węgrzech. Składała się bowiem z dwóch stanów, tj. z duchownych i świeckich lordów, którzy przez czas jakiś w odrębności prowadzili narady[18]. Dość prędko jednak odosobnienie i samodzielność interesów stanowych zatarły się wśród izby lordów. Natomiast wytworzyło się poczucie rzetelnej politycznej siły, które egoizmowi stanowemu kazało ustępować na rzecz dobra państwowego. Jakkolwiek też izba lordów reprezentowała przeważnie wielką własność ziemską i rodową arystokrację, nie starała się nigdy wyzyskiwać prawodawstwa na rzecz własnego pożytku i nie spychała ciężarów państwowych na ludność rolniczą. Lordowie angielscy chlubili się z tego, że w chwilach ciężkich przesileń nie zapominali o ubogich pracownikach gleby, i nie pamiętali jedynie, jak to czyniło możnowładztwo kontynentalne, o swobodach i pożytkach własnych. Byli oni zawsze opiekunami ludu i nie stworzyli z niego swych poddanych, ani z swych własności dominialnych miniaturowych państewek w państwie[19].

Zasada, na której się wsparła izba lordów, uosabiała dziedziczność politycznej, a nie stanowej godności i próba wytworzenia dożywotnich lordów, wykonana przez Palmerstona w r. 1856, udaremnioną została oporem izby wyższej[20]. Wysokim jednak godnościom kościelnym jak i państwowym otworzono podwoje lordowskiej korporacji. Obok arystokracji rodowej znalazła się szlachta wysługi publicznej (Verdienstadel), do rzędu której należy zaliczyć arcybiskupów i biskupów, oraz najwyższych sędziów, którzy na żądanie wspierali izbę swą wiedzą prawniczą. W r. 1707 i 1801 dostał się do izby lordów w niewielkiej ilości pierwiastek wyborczy. Stało się to w dobie zjednoczenia prawno - państwowego Szkocji i Irlandii z Anglią. Szkocja dostarczała izbie szesnastu wybieralnych lordów na okres trwania parlamentu, a Irlandia 28 dożywotnich; prócz tego czterech biskupów reprezentowało w izbie całe duchowieństwo Irlandii. Jeżeli porównamy liczbę miejsc zajętych w izbie lordów z tytułu urzędów lub wyborów z parostwami dziedzicznemu, to przekonamy się, że zasada dziedziczności stanowczo przeważała, a zasada powyższa nie wspierała się bynajmniej na wyłącznych przywilejach własności ziemskiej, lecz na powołaniu monarszym, które w tej formie czciło zasługi, położone dla państwa i tronu, zdobywając dla izby doświadczenie polityczne, nabyte w służbie publicznej.

W powyższy sposób wcielana w czyn dziedziczność zacierała w izbie lordów ślady egoizmu stanowego, a przypominała nieustannie wielkie cele polityczne, mające dobro całego państwa na pieczy. Jeżeli zaś przypomnimy, że większa część lordów świeckich zasługiwała się miejscowemu społeczeństwu spełnianiem honorowym urzędów selfgovernmentu i pamiętała zawsze o zasadzie: „noblesse oblige”, to doniosłość wpływu, jaki wywarła izba lordów na życie parlamentarne, stanie się widoczną i zrozumiałą. Izba lordów przez długi czas była nie tylko pośrednikiem między tronem a narodem, lecz prócz tego stała się rzeczywistym piastunem monarchicznych idei i zarazem strażnicą swobód narodowych. Dzięki przeważnie izbie lordów, rozwój życia parlamentarnego odbywał się spokojnie i harmonijnie, mimo wielu burz politycznych. Żadna reforma nie wydawała się skutkiem tego nowatorstwem, ani zachowanie starych instytucji reakcją. Nawet przeciwnicy izby lordów przyznają, że była doba, w której idealnie spełniała swe zadania polityczne; nie można się więc dziwić, że system dwuizbowy stał się formą nierozdzielną z życiem publicznym anglosaksońskiej narodowości. Konstytucje pojedynczych stanów Ameryki północnej, zarówno jak i konstytucja związkowa Stanów Zjednoczonych, przejęły system dwuizbowy od swej dawnej macierzy[21], a osadnicy anglosaksońskiego pochodzenia, zgromadziwszy się w świeżo wykarczowanych okolicach Oregonu w celu uchwalenia organizacji politycznej dla swego młodocianego społeczeństwa; pomimo, że się znajdowali w warunkach zupełnie odmiennych od dawnych ojczystych, nie mogli nawet pomyśleć o porzuceniu systemu dwuizbowego, który tkwił niejako w ich kościach a krążył w żyłach[22].

Natomiast izba magnatów węgierskich nie tylko się z biegiem czasu nie pozbywała pierwotnych naleciałości stanowych, ale wręcz przeciwnie: spotęgowała je znakomicie i do połowy bieżącego stulecia była korporacją reprezentującą egoizm klas uprzywilejowanych, które w imię zasady: „noblesse exempte” wyzyskiwały swych poddanych, obdarzanych nazwą „miseris ac contribuentis plebis” i na nich spychały ciężar podatków państwowych. W izbie magnatów węgierskich mieściły się dwa stany: magnatów duchownych i świeckich, ale odrębne pierwiastki stanowe nie zatarły się z biegiem czasu i nie dozwoliły izbie stać się korporacją polityczną, składającą interes własny na rzecz dobra całego kraju. Jak izba węgierskich stanów nie zespoliła szlachty z uprzywilejowanemu municypiami w pojęciu angielskiej izby gmin, uosabiającej cały lud, tak i izba magnatów, zawierająca dwa samoistne stany, dopiero w XVIII wieku, dla braku miejsca, poczęła tworzyć odrębne od izby stanów zgromadzenie[23], a przy głosowaniu każdy stan zachowywał swe odrębne votum.

Z czterech stanów (status regni) węgierskich, będących czynnikami prawodawczymi, po dwa stany a więc po dwa głosy przypadały na każdą izbę, a że do uchwalenia statutów potrzeba było większości trzech głosów, przeto izba magnatów, posiadając dwa głosy, dzierżyła skuteczny środek do skrępowania rozwoju instytucji publicznych w kierunku, zagrażającym ich przywilejom. Izba magnatów wsparła się, równie jak izba lordów, na zasadzie dziedziczności w połączeniu z szlachectwem publicznej wysługi. Oprócz wysokich urzędów koronnych: dworskich, sądowych i administracyjnych, którzy jako „ex officio tales”[24] zasiadali w izbie, spotykamy w gronie magnatów, nadżupanów dziedzicznych (perpetui) i szlachtę utytułowaną, a przy tym nie brak nawet w bardzo drobnej ilości i elementu wyborczego; sejmik bowiem chorwacki i słowacki wybierał do izby magnatów dwóch deputowanych[25].

Kreowanie magnatów dziedzicznych przysługiwało niezaprzeczenie koronie, ale wydało zupełnie inny rezultat polityczny niż w Anglii. Izba magnatów bowiem odznaczając się służalczą uległością względem tronu, w żadnym razie nie zasłużyła sobie na nazwę opiekunki ludu lub strażnicy swobód narodowych. Szlachta węgierska wymogła wprawdzie w r. 1222 ustępstwa na królu, ale ustępstwa powyższe zabezpieczały przede wszystkim jej własne pożytki[26]. Następnie z własności dominialnej uczyniła małą satrapię i chlubiła się tym, że szlachcic węgierski jest królem wśród swych posiadłości, tak samo jak król był tylko wśród swoich domen szlachcicem[27]. Przywłaszczywszy sobie władzę patrymonialną, magnaci węgierscy przejęci byli na wskroś egoizmem stanowym, spychali ciężary państwowe na lud i odosobnili się od reszty narodu jako klasa oligarchów, mająca przede wszystkim na pieczy swe własne przywileje. Swarliwe i anarchiczne rządy komitetowe, wykonywane tylko przez szlachtę i dla szlachty[28], nie mogły zaszczepić w magnatach doświadczenia politycznego lub poczucia obowiązku służenia krajowi. Pozostali też magnaci obcymi wszelkim pragnieniom i dążeniom reformacyjnym narodu. Niebezpieczni w swym niewyczerpanym egoizmie nawet dla szlachty, zachowali do pierwszej polowy XIX wieku wybitny typ pasożytniczo-oligarchiczny i, jak Horwath przytacza, powszechny głos utrzymywał, że trudno było nawet przypuścić. aby magnaci byli synami jednej i tejże samej epoki[29], co reszta obywateli.

Teorie wielkiej rewolucji francuskiej, nawiedzające kontynent europejski w towarzystwie orłów Napoleońskich, odwróciły na czas jakiś uwagę społeczeństw od sędziwych instytucji angielskich do niedawna uwielbianych w samej Francji[30]. Prawo historyczne, na które się powoływał monarchizm i klasy uprzywilejowane, przedstawiało się wszechwładnemu francuskiemu trzeciemu stanowi (tiers-etat), oraz pracownikom gleby, w postaci sokola-pustułki (hobereau), pochłaniającego słabszych w imię brutalnej przemocy, a nie w zamian za spełnianie publicznych obowiązków. Nauka też rewolucyjna głosiła zasadę oderwanej wolności i równości, z którą najliberalniejsza i najrozumniejsza arystokracja była w wiekuistej rozterce. Wszelkie więc izby wyższe, naśladujące izbę lordów, choćby do nich przypuszczono najniższe warstwy ludności (roturier[31]), podkopywały spekulacyjny gmach rewolucji i duchowi równości wypowiadały walkę. Pomimo, że wszelkie naśladownictwa izby panów wydawały się z góry poronionymi, nie brakło we Francji projektów zorganizowania dożywotniej izby lub senatu, złożonego z członków, funkcjonujących przez lat sześć, a odnawianego częściowo co lat dwa. Wszystkie jednak usiłowania wytworzenia instytucji, która by prawodawcy rewolucyjnemu dala możność zastanowienia się wśród chaotycznego i terroryzującego kaprysu tłumów, rozbiły się o motyw zasadniczy, wyrażany zazwyczaj w słowach: „za pośrednictwem wyższej izby mniejsza liczba rozkazywałaby większej: „on rétomberait dans les distinctions humiliantes de l'ancien régime, on reveillerait le germe d’aristocratie qu'il faut anéantir. D'ailleurs tout ce qui rapelle ou ranime le gouvernement féodale est mauvais et la chambre haute n'en est qu'une reste. Si les Anglais en ont une, c'est qu'ils ont eté obliges de composer avec les préjuges”[32].

Wyborne prace Thiers'a i Taine'a, wielkiej rewolucji francuskiej poświęcone, opisują gruntownie i zajmująco, w jaki sposób w r. 1788 zwołane etats-généraux porzuciły organizację trzyizbową w kurialną, zlewając się w jedno coraz bardziej wszechwładne zgromadzenie. Konstytucja z r. 1791, formułująca po raz pierwszy w statucie organicznym teorie rewolucyjną, oddała prawie całą prawodawczą władzę w ręce reprezentacji narodowej, złożonej z jednej izby wybieralnej[33]. „Acte constitutionnel” z 1793 r. wyraził doktrynę rewolucyjną jeszcze dosadniej w słowach: „le corps législatif est un, indhisible et permanent”[34]. Kilka lat doświadczeń, przebytych z jednoizbowym wybieralnym prawodawcą, skłoniło nawet ówczesne społeczeństwo francuskie, dyszące zemstą przeciw arystokracji, do pogodzenia się z systemem dwuizbowym. Rozumie się samo przez się, że o izbie wyższej w starożytnym angielskim stylu nie mogło być nawet żadnej wzmianki. Zasada dziedziczności i powaga prawa historycznego nie miały wówczas naturalnych reprezentantów i piastunów we Francji. Monarchizm został zdruzgotany w osobie nieszczęśliwego Ludwika XVI., a doprowadzona do rozpaczy arystokracja, walcząc w obcych szeregach przeciw własnej ojczyźnie, podała się tym samem w coraz większą ohydę własnemu narodowi. Istniał wszakże jeden przymiot czy właściwość natury ludzkiej, który najmniej drażnił przerafinowaną teorią absolutnej równości. Było to starszeństwo wieku i wraz z tym starszeństwem zjawiająca się przewaga rozsądku nad uczuciem i namiętnościami. Jakkolwiek i w dojrzalszym wieku tkwiło niebezpieczeństwo dla teorii rewolucyjnej, która domagała się od wszystkich bujnej wyobraźni, utożsamiającej ułudne spekulacje z rzeczywistością, to przynajmniej była to jeszcze jedyna zasada, na której się dało oprzeć w konstytucji z r. 1795 system dwuizbowy[35].

Izba starszych (conseil des anciens), naśladująca izbę wyższą, podług brzmienia konstytucji z r. 1795, winna się była składać z członków czterdziestoletnich i to ożenionych, gdy tymczasem dla członków rady pięciuset (conseil des cinq cens) wystarczyło lat 30 i wyrażono zaufanie nawet do żyjących w stanie bezżennym. System dwuizbowy rewolucyjny nie okazał jednak więcej politycznych przymiotów od jednoizbowego. Dwie izby, złożone z tychże samych pierwiastków społecznych i przejęte na wskroś tymi samymi zasadami i tym samym brakiem odwagi wobec demagogicznego terroryzmu, nie zdołały powstrzymać anarchicznej powodzi, zalewającej wszystkie kierunki życia państwowego, i dlatego też Taine oba płody konstytucjonalizmu rewolucyjnego (1791—1795) uważał za chybione[36]; oba bowiem dążyły do wytworzenia powszechnej powagi i protekcji, a oba zarówno przyczyniły się do zamętu i rozprzężenia społecznego.

Konstytucja z r. 1799[37], zawdzięczająca swe główne idee słynnemu doktrynerowi rewolucji, Sieyès'owi, pragnęła zastąpić jakość izb ich ilością i stworzyła aż trzy czynniki ciała prawodawczego. Lichota tej skomplikowanej prawodawczej maszynerii była dobrze znaną pierwszemu konsulowi, Bonapartemu, i jeżeli się zgodził na nadanie jej siły obowiązującej, to jedynie w tym przekonaniu, że stworzy z niej wygodny konstytucyjny automat, poruszany dowolnie jego mistrzowską ręką. Już w r. 1802 za pośrednictwem senatus consultu[38]; przeistoczył Bonaparte znacznie konstytucję z r. 1799, a w r. 1804 na mocy takiego samego senatu consultu uczynił się cesarzem. Konstytucja pierwszego cesarstwa, wsparta przeważnie na posłusznym „zachowawczym” senacie (senat – conservateur), radzie stanu, oraz na wydyscyplinowanej i scentralizowanej administracji, posiadała również i cień reprezentacyjnych instytucji[39]. Stwierdzona w konstytucji z r. 1799 lichota wieloizbowego systemu znalazła i w konstytucji cesarstwa zastosowanie. Senat, ciało prawodawcze, trybunat, a nawet w pewnym stopniu rada stanu, mogły być uważane za czynniki prawodawcze, nawzajem się krępujące i nawzajem sobie przeszkadzające, wobec zaś władzy cesarskiej bezsilne.

O ile jednak w organizacji nowego porządku państwowego chciał Napoleon zachować dla siebie jak najwięcej swobody działania i w tym też celu narzucił Francji ustrój, gwarantujący mu ją w pełni, o tyle przyoblókłszy się raz w znamienne szaty cesarza, sprzeniewierzył się niektórym zasadom teorii rewolucyjnej. Zniszczywszy we Francji doszczętnie wszystko, co tylko przypominało dawny feudalny porządek, i zabezpieczywszy się kodeksem cywilnym swego imienia od możliwego utajenia się pierwiastku staro-arystokratycznego w sferze praw prywatnych, w ognisku rodzinnym, lub też od jego odrodzenia się w przyszłości, stworzył arystokrację nową, przywiązaną do niego i posłuszną ślepo jego skinieniu[40]. Źródłem tej arystokracji miała być zasługa bojowa, cywilna lub naukowa; przede wszystkim więc do niej zaliczeni zostali wszyscy najwyżsi dygnitarze państwowi i wraz z miejscem w senacie otrzymywali tytuły arystokratyczne i dotację fideikomisową w ziemi lub w dziedzicznej rencie.

Nie tylko w tym kierunku odstąpił Napoleon od zasad rewolucyjnego konstytucjonalizmu, które tyle razy uroczyście zwiastował europejskiemu kontynentowi. Jako twórczy organizator nowego porządku państwowego, przeniknął Napoleon najtajniejsze głębie sprzeczności i niemożliwości, jakie w sobie zawierał system jedno- lub trójizbowy w zastosowaniu do ciał prawodawczych. Nadmienionym już zostało, z jakich powodów konstytucja cesarstwa przyjąć musiała wieloizbowy ustrój; dodać jednak należy, iż w obcych krajach, w których wraz z Napoleońskimi orłami zjawiły się karty konstytucyjne, system dwuizbowy został uznany za najodpowiedniejszy, a w niektórych państwach, jak np. w Księstwie Warszawskim, pozostawiono izbie wyższej, czyli senatowi, niektóre dekoracyjne szczegóły po dawnym porządku państwowym[41].

Teoria rewolucyjna, przeistoczona przez Napoleona I., zastąpioną została w roku 1814 przez doktrynę monarchizmu legitymistycznego, z przymusu mianującego się konstytucyjnym, która naukowy swój wyraz znalazła w dziełach Benjamina Constant’a. Pisarz ten niezaprzeczonego talentu uważał system dwuizbowy za jedynie możliwy dla ustroju ciał prawodawczych i nie wahał się go zalecić monarchii konstytucyjnej francuskiej. Constant’a nauczyły dzieje wielkiej rewolucji, czego się można spodziewać od jednej izby; powrócił więc do wzorów angielskich, poleconych w wieku XVIII, przez De Lolme'a[42] i, doradzając swemu krajowi dziedziczną izbę wyższą, uprzedzał: „jeżeli nie trafią (uwagi moje) do przekonania wszystkich moich czytelników, przekonać ich przynajmniej powinny, że nie używano tej instytucji przeciw wolności; owszem, upatruję w niej nową dla wolności rękojmię”[43]. Naukę Constant’a przyjęła oktrojowana karta konstytucyjna Francji z r. 1814[44], a następnie rozwinęła się jego doktryna i w Niemczech, gdzie w 1820 r. Zachariae tak się nią przejął, że już „Die Herrenwürde auf Lebenszeit” wydawała mu się „ein Vorrecht ohne genügende Grundlage” i że podobne „Vorrecht zu einem Vorrechte lässt sich nur unter besonderen Umständen vertheidigen”[45].

Począwszy od 1818 roku, oświadczyły się konstytucje państewek niemieckich za systemem dwuizbowym i za izbą wyższą, opartą na zasadzie dziedziczności, skombinowaną z zasadą dożywotniego pierwiastku urzędniczego (Aemteradel). Z całej państwowej mozaiki Rzeszy niemieckiej, jedyna Hessya (Kurhessen) uniknęła systemu dwuizbowego i, jak Treitschke utrzymuje, nie potrzebowała się na to uskarżać[46]. W r. 1850 otrzymały Prusy konstytucję, a w r. 1854 dekret monarszy powołał do bytu izbę wyższą (Herrenhaus). Zasada dziedzictwa i pierwiastek urzędniczy otrzymały w uzupełnieniu elementy wyborcze, dające przewagę szlachcie pospolitszej[47]. W r. 1861 konstytucja austriacka przyjęła system dwuizbowy, a izba wyższa (Herrenhaus) była skombinowaniem zasady dziedziczności z dożywotnością z wyłączeniem elementu wyborczego, uwzględnionego w Prusach[48]. Jednocześnie zaprowadzono i w starożytnym ustroju izby magnatów węgierskich pewne modyfikacje, nie zacierające wszakże dawnego charakteru korporacji[49]. Zjednoczone w r. 1870 cesarstwo niemieckie oparło organizację ciała prawodawczego na systemie jednoizbowym. Nie przeszkadzało to jednak takim autorytetom, jak Mohl i Bluntschli, uważać „Bundesrathu”, za wytwór, przypominający i zastępujący do pewnego stopnia izbę wyższą[50], ale najwięcej przekonywającej siły posiada rozumowanie Labanda, dowodzące, że w żadnym razie „Bundesrathu” za izbę wyższą uważać nie można[51].

Wyszczególnić należy w XIX wieku odrębny typ izb wyższych, które wzięły wyraźny rozbrat z zasadą dziedziczności, a zastąpiły ją przeważnie dożywotnością funkcjonowania godności. Do powyższej kategorii należą np. senaty obu cesarzy Napoleońskich, izba wyższa Orleańskiej monarchii, senat włoski itp.[52]. Konstytucjonalizm XIX stulecia zna jeszcze trzeci typ izb wyższych, oparty przeważnie i na równi z izbami deputowanych na zasadzie wyborczej. Forma państwowa Rzeczypospolitej (Szwajcarka, Francja od 1870 r., Stany Zjedn. Ameryki północnej), lub też niedostatek żywiołów arystokratycznych (Szwecja. Norwegia, Holandia, Belgia) w monarchiach[53], zmusiły w obu wypadkach prawodawcę do wytworzenia izby wyższej za pośrednictwem wyborów.

Zrozumiano jednak wszędzie, że do izby wyższej muszą być powołanymi żywioły rozważniejsze i dojrzalsze w służbie publicznej, że w żadnym razie izba wyższa nie może być podobizną z ducha i formy izby niższej, czyli że wejść do niej powinni mężowie więcej polityczni – Staatsmänner[54]. Do celu politycznego, który miał, jak się trafnie Bluntschli wyraził, stworzyć „zwei verschieden denkende Kammer”[55], zdążali prawodawcy za pośrednictwem ograniczenia prawa wyborczego, zarówno czynnego, jak i biernego. Zazwyczaj wymagano od wyborców wyższych niż zwykle warunków intelektualnych, a w dodatku pozwalano im wybierać tylko wśród grona dojrzalszego pod względem umysłowym, a samodzielniejszego pod względem społecznym. Z państw europejskich w jednej tylko Norwegii konstytucja z r. 1814 pogardziła zasadniczymi różnicami, a zadowalając się czysto mechanicznym podziałem, stworzyła dwie izby z tychże samych pierwiastków społecznych. Zupełny brak żywiołów arystokratycznych w Norwegii stał się powodem, że do systemu dwuizbowego prawodawca z 1814 r. mało przypisywał wagi; uchwalonym też został większością zaledwie jednego głosu[56].

Z przebiegu dziejów konstytucjonalizmu w XIX. wieku przekonać się łatwo, że system dwuizbowy znalazł zastosowanie w znakomitej większości państw europejskich, i że monarchie, zarówno jak i Rzeczypospolite, państwa jednolite, jak i związkowe, upatrywały w nim cenne przymioty polityczne, zapewniające ustrojowi państwowemu trwałe podstawy, a prawodawcy zrozumienie jego pobudek i poszanowanie dla jego ustaw. Zanim się zastanowię nad pytaniem: czy system dwuizbowy w ogóle, a izby wyższe w szczególności urzeczywistniły nadzieje, jakie w nich nauka polityczna pokładała, winienem w krótkości przedstawić owe polityczne korzyści i pożytki, jakich się od tego systemu i od izb wyższych domagano i spodziewano.

Z wybornym i gruntownym uzasadnieniem przymiotów systemu dwuizbowego, zarówno jak i z wykazaniem ujemnych stron jedno- lub wieloizbowego ustroju prawodawczego, wystąpił już dość dawno Bentham. Benthamem przejął się na wskroś Constant, a najistotniejsze powody, przemawiające za systemem dwuizbowym oraz za izbą wyższą (z usunięciem zasady dziedziczności), uznał Story za właściwe dla Stanów Zjednoczonych Ameryki północnej i ujął je w wykład tak ścisły i wyczerpujący, że zadowolić może najwybredniejsze wymagania i w zupełności” na nazwę klasycznego zasługuje[57]. Pomimo nieudanych prób z izbami dziedzicznymi i dożywotnymi we Francji, najwyższe powagi nauki politycznej powtarzały za Benthamem korzyści, przemawiające za systemem dwuizbowym, uznając jego przewagę nad prawodawcą, który tylko z jedną izbą liczyć się potrzebuje.

Izby wyższe, bez względu na nazwę i bez względu na zasadę, na jakiej się wsparły, miały przede wszystkim jako współczynnik parlamentarny oddać prawodawstwu państwowemu niepospolite usługi. Usługa polegała nasamprzód na tym, że prawodawca zyskiwał należyty spokój, rozwagę, trzeźwość i niepodległość sądu, dzięki dojrzałości obrad, zabezpieczającej od namiętnych pragnień kapryśnych większości izb niższych. Dojrzałość obrad nie pozwalała prawodawcy rzucać się w odmęt nagłych i gorączkowych nowatorstw i uporczywie przypominała mu o niezbędnym poszanowaniu obowiązującego prawa, które izba niższa uważać była skłonna za wyraz siły, godny uznania jedynie wówczas, gdy odpowiadał pragnieniom większości. Dojrzałości obrad parlamentarnych system jednoizbowy nie zapewniał wcale i nie bez słuszności Chaudordy wątpił, czy kiedykolwiek zapewnić będzie w możności[58]. Wszelkie bowiem środki mechaniczne, jakie użytymi zostały, aby większość izby deputowanych skłonić do chłodnej rozwagi, zawsze się okazywały w chwili roznamiętnienia niedostatecznymi i nic nie mogło skłonić zwycięskiego stronnictwa do upamiętania się ze względu na dobro publiczne i do umiarkowania wobec mniejszości.

Dojrzałością obrad miały się odznaczać izby wyższe skutkiem tego, iż w skład ich wchodziły żywioły, doświadczone w życiu państwowym i odznaczone zasługą publiczną. Rozumu politycznego i doświadczenia wymagano od izb wyższych nie tylko tam, gdzie się one wspierały na zasadzie dziedziczności lub dożywotności. pozwalającej koronie powoływać wytrawne żywioły ze sfer rządzących. Izby wyższe wybieralne miały zapewnić ten sam cel prawodawcy, dobierając rozważniejszych wyborców, zapewniając wybór dojrzalszym i samodzielniejszym społecznie mężom, a prócz tego wymagając od wybranych dłuższego okresu służby, pozwalającego gruntowniej zapoznać się ze sprawami publicznymi. Trafnie zauważył Story, że częste wybory wytwarzają w izbach deputowanych niedostateczne poczucie odpowiedzialności politycznej i zniechęcają wybranych do należytego obznajomienia się ze sprawami, które ich sądowi podlegają[59]. Dłuższy okres urzędowania, za którym bardzo silnie Story przemawia, miał właśnie rozkrzewić poczucie odpowiedzialności politycznej i skłonić członków izb wyższych do poświęcenia egoizmu społecznego na rzecz dobra państwowego. Izba wyższa, w której skład wchodzą członkowie dynastii, rody, uprzytomniające przeszłe zasługi dziejowe, i mężowie stanu, zasobni w doświadczenie i znajomość bieżącej politycznej doby, posiada znaczne rękojmie, iż nie da się porwać gorączkowej retoryce, ani namiętnym pragnieniom izby deputowanych.

Prócz dojrzałości obrad, która sprowadzała w nieuniknionym następstwie dojrzałość prawodawczej działalności, zapewniały izby wyższe ustrojowi państwowemu jeszcze inne i to bardzo poważne korzyści. Doświadczenie nauczyło, że jedna izba wybieralna nie tylko nabawia władzę prawodawczą szkodliwej gorączkowości, demoralizującej rząd i obezwładniającej administrację państwową, ale daje się łatwo ogarnąć poczuciu własnej wszechwładności, w tym przekonaniu, że wyobraża cały naród, a więc, że i zwierzchnictwo ludu do niej należeć powinno. Usposobienie do terroryzowania władzy monarchicznej objawiało się zazwyczaj w mniejszym lub większym stopniu wśród izb deputowanych; tam jednak, gdzie izb wyższych nie było, stanowisko monarchizmu, lub rządu republikańskiego stawało się wobec jednego zgromadzenia prawodawczego daleko drażliwszym, a w następstwie i zależniejszym.

Izba wyższa miała być właśnie owym pożądanym hamulcem, miarkującym zachcianki wszechwładne izb deputowanych, oraz jej przypadało w udziale kontrolowanie i rewidowanie działalności reprezentacji narodowej. Prawodawcy konstytucyjni, nie wyłączając angielskich, przeświadczeni byli z góry o tym, że izby wyższe, wsparte nawet na zasadzie dziedziczności tak popularnej, jak w Anglii, stanowić będą wobec izb, reprezentujących cały naród, hamulec jedynie względny, nigdy zaś absolutny. Angielska izba gmin przekonała już w XVIII, wieku lordów, że reformom, uznanym przez opinię społeczną, zapobiec nie potrafią, że mogą kilkakrotnie odrzucać bil[60], lecz że ostatecznie w każdym poważniejszym sporze gminom ustąpić muszą, choćby nawet korona sprzyjała szczerze ich oporowi. Jeżeli zaś angielska izba lordów nie mogła się mierzyć doniosłością powagi i wpływu z izbą gmin, to cóż dopiero mówić o izbach wyższych kontynentalnych, które okazywały niejednokrotnie nieograniczoną uległość dla korony i nieograniczony opór wobec izby deputowanych, lecz też, zamiast być podporą tronu, stawały się czasami przyczyną jego upadku.

Prawodawcy konstytucyjni, zarówno w starej Anglii, jak i na kontynencie europejskim, nie pragnęli ani marzyli nawet o tym, ażeby z izby wyższej stworzyć organ, równy władzą, wpływem i znaczeniem izbom deputowanych. Nawet najnowszy wytwór konstytucji francuskiej z 1875 r., senat republikański, miał uosabiać jedynie „experience” wobec izby deputowanych, przedstawiającej „autorité” całego narodu[61]. Zadanie też izb wyższych nie tkwi bynajmniej w ubieganiu się o przewagę nad reprezentacją państwową, ale w przeciwstawieniu doświadczenia politycznego i poczucia publicznego obowiązku roznamiętnieniu stronniczemu i egoistycznym zachceniom izby deputowanych. Oporu, jaki w danych wypadkach stawiały izby wyższe reformom zamierzonym przez reprezentację kraju, nie należy uważać zawsze za reakcję, czyli zasklepienie się ślepe w przeżytych formach i zasadach. Chwilowe wędzidło, nałożone rozkiełznaniu stronniczemu, miało przede wszystkim na celu doprowadzenie izby deputowanych do chłodnej refleksji, a zarazem całej masy wyborców do zajęcia się pilnego palącą kwestią. Przymuszenie reprezentacji narodu do policzenia się z własnym sumieniem i z odpowiedzialnością przed wyborcami bywało tym pożyteczniejszym, że często przebiegłość stronnictw potrafiła pozyskać małą większość dla uchwał, niweczących najważniejsze prawodawczo-konstytucyjne zdobycze.

W dobie obecnej np. w angielskiej izbie gmin uchwalono „home rule”, zaprowadzający osobny parlament w Irlandii i niweczący tym samem akt unii, osiągnięty z takim wysiłkiem i, rzec można, wykonany na początku XIX. stulecia „per fas et nefas”. Izba lordów, niezastraszona bynajmniej groźbami ministerium, oraz izby gmin, zapowiadającemu lordom, że oporem stawianym reformom przyśpieszą własny upadek[62], odrzuciła bil znaczną większością głosów, nie dlatego, aby się czuła w mocy stawiania czoła pragnieniom narodu, lecz aby zmusić ministerium do odwołania się do rzeczywistego przekonania poważnej większości wyborców[63]. Być bardzo może, iż izbie gmin stawiać będą lordowie jeszcze niejednokrotnie opór w przeprowadzeniu tak ważnych, jak „home rule” reform, ale w każdym razie wobec nowych reprezentantów, występujących z tymi samymi postulatami, będą musieli złagodzić opozycję a spotęgować motywy polityczne, które ich do podobnego zachowania się skłoniły.

Izby wyższe oparte na zasadzie dziedziczności, miały na równi z monarchizmem reprezentować prawo historyczne[64] i dlatego też im przypadała z natury rzeczy rola najodpowiedniejszego pośrednika między tronem a całym narodem. Dziedziczność, związana zazwyczaj z tradycją i sławą dziejową, wytworzyła w Anglii niezwykły urok i skłoniła niektórych teoretyków do przekonania, że jedynie izby wsparte na powyższej zasadzie mogą być istotnie pożytecznymi[65]. Dożywotność wszakże, zasilająca izby wyższe pierwiastkami rządzącymi, może również oddawać monarchizmowi poważne usługi i spełniać zadanie pośredniczenia z pożytkiem dla dobra publicznego.

W rzeczachpospolitych, będących zarazem państwami związkowymi (Bundesstaat) izby wyższe wybieralne, pomimo że są pozbawione pierwiastków historycznych i rządzących, spełniają te same prawie zadania, co izby dziedzicznych lub dożywotnich panów. Członkowie bowiem powyższych korporacji obdarzani są posłannictwem reprezentowania pojedynczych państw (stanów, kantonów)[66], i ich zadaniem jest zapobieganie temu, ażeby większość izby deputowanych nie wyzyskiwała lub nie krzywdziła niepotrzebnie pojedynczych części na rzecz całości. Wyborcy, przejęci ważną misją izby wyższej, stawali się zazwyczaj oględnymi i rozważnymi w wyborze; zarówno też w Szwajcarii, jak i w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, dojrzałość obrad, a tym samem i dojrzałość prawodawczej działalności, zyskiwała na wartości, dzięki systemowi dwuizbowemu, i niema prawie wśród uczonych lub mężów stanu powyższych krajów poważniejszych orędowników systemu jednoizbowego[67].

Zadaniem więc izb wyższych było uosabianie w ustroju prawodawczym interesu politycznego, mającego dobro całego państwa na względzie. Interesu tego winny były bronić izby wyższe wobec izb deputowanych, reprezentujących zazwyczaj interesy społeczne różnych klas, dążących do wyzyskania jednych na korzyść drugich. Prócz powyższych zadań, jakich w mniejszym lub większym stopniu wymagano od izb wyższych we wszystkich państwach konstytucyjnych, wystąpił prawodawca konstytucyjny francuski w roku 1875 z nowym celem, który za pośrednictwem republikańskiego senatu osiągnąć zamierzał. Gdy zgromadzenie narodowe jednoizbowe budziło wśród najpoważniejszych teoretyków francuskich niepokój[68], przyszedł i sam Gambetta do przekonania, że jedynie senat może się stać „l'aucre de salut”[69] dla wątlej i chwiejnej konstytucyjnej budowy. Konstytucja Wallona z 1875 roku, przyjąwszy za zasadę system dwuizbowy i uposażywszy senat w ważne prerogatywy, powołała za pośrednictwem skomplikowanego prawa wyborczego do jego składu pierwiastki zapewniające przewagę gminom wiejskim nad miastami[70].

Krwawa łuna komuny paryskiej, przyświecająca tryumfom nieprzyjaciela, oraz zachcianki federalistyczne innych miast francuskich, zaszczepiły w umysłach prawodawców trwałą nieufność do żywiołu mieszczańskiego i podyktowały mu oryginalny polityczny pomysł. Senat francuski z r. 1875 nie przedstawia korporacji wyłącznie politycznej wobec pierwiastków społecznych izby deputowanych, ale skupiają się w nim przeważnie interesy gmin wiejskich, które nie odbiegały w danej epoce tak dalece jak gminy miejskie od poczucia dobra ogólnego. Oryginalny ów polityczny pomysł, jaki senat francuski uosabia, jakkolwiek wywołał słuszny zarzut Blanc'a, utrzymującego: że jest przeciwnym wszelkiej logice płynącej z natury republikańskich instytucji[71], funkcjonuje dotąd, jak przynajmniej utrzymują poważni uczeni[72], wcale nieźle i nie zasługuje bynajmniej na to, aby go w imię niedostatecznego uzasadnienia naukowego potępiano. W r. 1888 zjawił się wprawdzie projekt reformy konstytucyjnej, utrzymujący, że glos opinii publicznej pragnie usunięcia senatu (supression du senat) i zaprowadzenia systemu reprezentacji jednoizbowej (chambre unicpie)[73]; z tym wszystkim jednak jeden z najuczeńszych pisarzy politycznych francuskich obecnej chwili, Desjardins, ceni wysoko usługi, jakie oddaje senat rzeczypospolitej; nazywa on go „l'asile de la liberte”, który przynajmniej opóźnia wprowadzenie rządów tyranizujących konwencyi narodowej. Tylko też w obrębie senatu, zdaniem Desjardins'a „que la tout puissance du nombre ne s'exerce pas avec une regularité mathématique et que l'opinion, puissance distincte du suftrage, peut encore entendre sa voix”[74].

Takie były w ogólnym zarysie wymagania, jakie nauka polityki izbom wyższym stawiała[75]. Pozostaje teraz do zbadania kwestia: czy praktyka konstytucyjna pozostała w zgodzie z postulatami doktryny i czy rzeczywistość życia państwowego nie rozwiała wszelkich iluzji i obliczeń uczonych? Stwarzając polityczny ideał izby wyższej, nauka nie łudziła się bynajmniej nadzieją, aby się prawodawcy udało kiedykolwiek osiągnąć go w zupełności. Chodziło jedynie o to, aby w przybliżeniu zdobyć obiecywane przez naukę polityczną korzyści, a pod tym względem historia konstytucjonalizmu XIX. wieku ciekawe i nauczające przedstawia objawy.

Właściwe spełnienie licznych zadań politycznych, wymaganych od izb wyższych, zależało od dojrzałości i doświadczenia pierwiastków społecznych, które do ich składu wchodziły. Izby wyższe miały przedstawiać polityczną jakość (Qualität) w przeciwstawieniu do politycznej ilości (Quantität), którą uosabiały izby deputowanych. Jeżeli więc członkowie izb wyższych nie zdołali wyrobić wśród siebie świadomości i poczucia obowiązków publicznych i w dalszym ciągu dawali się ogarniać egoizmowi klasowemu, wówczas, co do pożytków oczekiwanych a obiecywanych przez polityczną naukę, można było mieć istotnie poważne wątpliwości. Najpierw zatem poświęcić wypada uwagę jakości pierwiastków wytwarzających izby wyższe, a rozpocząć trzeba od tych państw, w których zasada dziedziczności skupiała w izbach wyższych pierwiastki arystokratyczne, wsparte dziejową tradycją i polityczną zasługą.

Jako ideał izby wyższej, możliwy do osiągnięcia w XIX. stuleciu, uważano w ogóle angielską izbę lordów. Usposobienie na wskroś arystokratyczne narodu angielskiego[76] wytworzyło w pierwszej połowie bieżącego wieku ten ciekawy i oryginalny objaw, że wtedy nawet, gdy izba lordów zajmowała wobec izby gmin podrzędniejsze stanowisko, każdy par Anglii, pojedynczo wzięty, stanowił bezspornie pierwszą potęgę społeczną w swej okolicy i od niego zawisły przeważnie wybory do izby gmin, nie wspominając o sprawach samorządu lokalnego, którym najczęściej osobiście przewodniczył[77]. Pomimo jednak tego, że stanowisko arystokracji angielskiej wobec klas niższych było odmieniłem niż na stałym lądzie i pomimo, że samorząd miejscowy był dla niej wyborną szkołą publicznego życia, w której zdobywała sobie uznanie i przywiązanie uboższych mas, w drugiej połowie XIX. stulecia społeczna powaga izby lordów zmniejszyła się znacznie i żywioły arystokratyczne w skład jej wchodzące obarczano licznymi zarzutami[78]. Nie chodzi bynajmniej tym razem o namiętne nawoływania radykalnych reformatorów, domagające się zniesienia izby lordów[79]. Nie brakło takich i w Anglii, ale lekceważyć nie można zarzutów, stawianych przez poważnych uczonych, którzy, mimo to, że przejęci byli na wskroś uwielbieniem dla systemu dwuizbowego, przyznać musieli, że prawie wszystkie pożytki z tego systemu płynące, idą na marne, dzięki martwocie ogarniającej coraz wszechwładniej lordów[80].

Bagehot, któremu ani przenikliwości, ani przywiązania, do staro-brytańskich instytucji odmówić nie można, zauważył, że parowie Anglii, czując wstręt do świeżych wielkości, które talentem i zasługą zdobyły sobie miejsce w izbie lordów, poczynali coraz bardziej stronić od obrad i posiedzeń własnej korporacji a zadawalali się w zupełności skrytym wpływem, jaki na społeczeństwo wywierali. Gdy zwyczaj przysyłania zastępców do głosowania ustalił się w izbie lordów, a .w dodatku pomysł odświeżania izby dożywotnimi członkami upadł, posiedzenia tej niegdyś imponującej rozumem stanu korporacji świeciły pustkami i czuć było, że duch nowożytny wynosił się z niej, aby wśród gmin obrać siedlisko[81]. Z tym wszystkim wyliczając braki izby lordów oraz arystokracji angielskiej, z doby więcej zbliżonej do nas, Bagehot dalekim był od potępienia tej niezaprzeczenie zasłużonej instytucji państwowej, i przyznaje, że nawet w stanie obumierania i wewnętrznego rozstroju jeszcze zabezpieczała prawodawstwo krajowe od gorączkowego nowatorstwa i zadanie spokojnego oraz fachowego kontrolowania prawodawczych funkcji izby gmin spełniała nienajgorzej[82].

Jeżeli arystokracja angielska będąca tradycyjnie opiekunką i służebnicą ludu, nie zdołała w drugiej połowie XIX. stulecia utrzymać dziedzicznej izby lordów na dawnym poziomie znaczenia i powagi, to cóż dopiero mówić o arystokracji stałego lądu europejskiego. Arystokracja kontynentalna była na równi z całą szlachtą stanem uprzywilejowanym, któremu wraz z licznymi pożytkami zapewniało prawo państwowe stanowisko wyzyskujące dobrobyt pracowników gleby. Wprawdzie w pierwszej połowie XIX-go wieku arystokracja nie mogła powtarzać starego przysłowia, nazywającego ją drobnymi królikami, z tą samą co dawniej pewnością siebie, ale w każdym razie proklamowana przez kodeks i konstytucje Napoleońskie równość prawna była w wielu państwach dopiero postulatem teoretycznym, któremu resztki przywilejów klas wyższych najwyraźniejszy kłam zadawały.

Konstytucyjny gmach XIX. stulecia stanął na dawnej podstawie społecznej, wytworzonej patrymonialnymi stosunkami agrarnej ludności, i usunąwszy jedynie bardziej krzyczące nadużycia, bynajmniej tej podstawy nie przeistoczył stosownie do potrzeb nowożytnego państwa. Własność dominialna dawniej uprzywilejowanych stanów nie tworzyła już w XIX. wieku państwa w państwie, arystokracja nie mogła włościan nazywać poddanymi w dawnym znaczeniu tego słowa; ale, choć się wiele zmieniło i nie spychano wszystkich ciężarów na barki biednego ludu, pozostało dużo śladów z dawnego feudalnego porządku, które przypominały arystokracji, że niedawno miała przywilej wyzyskiwania słabszych, a nie służenia dobru publicznemu. W wielu krajach pozostawiono dawnemu możnowładztwu patrymonialnemu władzę policyjną miejscową, a choć ją uważano za delegowaną przez państwo a nie za przytwierdzoną do ziemi, to w połączeniu z prekaryjnym posiadaniem gruntów rolniczej ludności i z brakiem samodzielnych włościan właścicieli i to skromniejsze stanowisko arystokracji podkopywało teorię konstytucyjną i do pojęć prawno - państwowych wprowadzało wraz ze sprzecznościami istotny chaos.

Dla arystokracji angielskiej najpraktyczniejszą szkołą publicznego życia był self-government. Samorząd lokalny wymagał jednak dwóch uprzednich warunków, bez których nie mógł się rozwinąć, a przynajmniej nie był w stanie stworzyć szkoły jednoczącej w codziennej pracy wszystkie klasy narodu. Warunkami tymi były: 1) równość prawna i 2) większa ilość włościan właścicieli ziemi. Dopóki więc na kontynencie europejskim nie załatwiono się z kwestią uwłaszczenia włościan, o samorządzie gminnym we właściwym tego słowa znaczeniu mowy być nie mogło[83] i gmina zamykała się przeważnie w obrębie dawnego dominium szlacheckiego, a funkcje władzy publicznej złożone były w rękach dawniej uprzywilejowanych właścicieli lub ich zastępców, nad którymi czuwało mniej lub więcej troskliwe oko administracji państwowej.

Do chwili uwłaszczenia włościan, które w większości państw kontynentalnych dopiero w r. 1848 ostatecznie dokonanym zostało, jedno z najważniejszych ogniw społecznych a zarazem najdonioślejszy organ administracji lokalnej, gmina, przypominała arystokracji dawne dobre czasy, i dopiero wśród sejmów prowincjonalnych lub krajowych spotykała się ona z liberalnymi hasłami, pragnącymi zaprowadzić w ustroju państwa harmonię a usunąć z podstaw społecznych rdzę, pozostałą po dawnych czasach. Ale i uwłaszczenie włościan nie wytworzyło natychmiastowo samorządu miejscowego, któryby mógł rozkrzewić i wyszlachetnić życie konstytucyjne. W Prusach , gdzie reforma uwłaszczenia włościan przeprowadzoną była wcześnie (1823 r.), z wielką rozwagą i ostrożnością[84], nie zdobył się prawodawca na nadanie samorządowi miejscowemu odpowiedniej nowym wymaganiom organizacji i życie publiczne gmin wiejskich było prawie suchotniczym[85].

Trudności powstrzymujące należyte zorganizowanie gminy, których nawet Prusy przezwyciężyć nie zdołały, wystąpiły jeszcze silniej w innych krajach, a prawodawca nie był w nich szczęśliwszym od pruskiego. Powodem wywołującym je było to, że uwłaszczenie włościan wywoływało często pewną waśń społeczną i, osłabiając pojęcia własności, oziębiało stosunki wzajemne klas rolnych[86]. Dawniejsi uprzywilejowani i upośledzeni nie mieli zrazu ochoty do wspólnej pracy w obrębie gminy. Mnóstwo drobnych pretensji a jeszcze znaczniejszych niechęci, wywołanych zmianą stosunków agrarnych, skłaniało przez czas jakiś obie strony do wzajemnego unikania się, co uwzględniając, prawodawca stwarzał zazwyczaj dwie formy organizacji gminnej: jedną dla obszarów dworskich, drugą dla włościańskich, a obie nie były zdolne do trwałego żywota, ani do oddania rzetelnych usług praworządnemu państwu.

Arystokracja kontynentalna nie miała więc ani czasu, ani sposobności, aby po uwłaszczeniu, pracując wspólnie z włościanami w obrębie samorządu, zdobyć sobie rzetelnie ich zaufanie i przywiązanie. Odsunięta przez oświecony absolutyzm od spraw państwowych a przyuczona do serwilizmu dworskiego, w wielkich państwach, jak np. we Francji, jeszcze, dzięki koronie i świetności królewskiego dworu, przechowała cząstkę dekoracyjnej wartości; w mniejszych zaś państewkach niemieckich pozostała jedynie śmieszną pretensjonalnością, która dla panujących stała się próżnym ciężarem[87]. Prawodawcy zatem kontynentalni, chcący z arystokratycznych pierwiastków ulepić dziedziczną izbę wyższą, musieli być z góry przygotowani na to, że ich materiał budowlany nie będzie doskonałym.

We Francji, gdzie konstytucja z 1814 r., stosując się do życzeń Benjamina Constant, zaprowadziła izbę wyższą dziedziczną, arystokracja otoczona była nienawiścią rewolucyjnego społeczeństwa; zajęła też ona w izbie wyższej i w hierarchii społecznej honorowe miejsce nie w celu porozumienia się i pojednania z młodą Francją, lecz w zamiarze odwetu za grabież rewolucyjną i za krwawe krzywdy, jakich w dobie terroryzmu doznała. Młoda Francja uważała w zamian izbę wyższą za siedlisko wrogów życia konstytucyjnego, a w takim położeniu rzeczy istnienie izby wyższej było w zupełności zawisłem od losów władzy monarchicznej. Samoistnej siły, korporacja, wypełniona podobnymi arystokratycznymi żywiołami, mieć nie mogła i podeprzeć dynastii lub zwrócić ją na właściwe tory nie była w stanie ani na chwilę[88]. Fiévée, który przypatrzył się daremnym próbom wytworzenia arystokracji przez obie monarchie francuskie, przyszedł do przekonania, że podkopywana przez dawną władzę królewską i zdruzgotana przez rewolucję, przestała być od dawna siłą społeczną i dlatego też zarówno Bourboni jak i Orleani, zamiast parów, znajdowali tylko „tres humbles serviteurs''. a zamiast izby wyższej, wygodny „instrument de ses caprices”[89].

Arystokratyczne pierwiastki niemieckich państewek nie wytworzyły również idealnych izb wyższych. Z namiętnych i gniewliwych zarzutów Treitschkego przekonać się jednak można, że odmówić im wszelkich przymiotów politycznych lub powagi wobec niższych klas społecznych niepodobna[90]. Prawdą jest, że wspomnienie wyzyskujących przywilejów było w Niemczech żywszym niż we Francji i że resztki tychże przywilejów błąkały się aż do 1848 r. w niektórych państewkach[91]; w każdym razie żadna burza rewolucyjna nie wytworzyła w Niemczech między klasami społecznymi tak szerokiego jak we Francji rozdziału, wypełnionego nienawiścią i spoliacyjnymi instynktami. Nadto arystokracja niemiecka zdobyła sobie w wojnach o niepodległość przeciw Napoleonowi I. nowy urok, a absolutyzm oświecony przyuczył ją dość wcześnie do poszanowania uznojonej roboty pracowników gleby. Najwięksi filozofowie niemieccy, jak Kant, nie na darmo stawali się zwiastunami i rzeczułkami lepszej doli włościan; twórcami projektów reform w Prusach 1807 r., przodujących całym Niemcom, byli arystokraci pełnej krwi i wśród grona panujących można było nawet w XVIII. w. spotkać się z humanitarnymi usposobieniami i z reformatorami, co w obrębie swych domenów łagodzili dolę włościan i pozwalali im zapominać o poddańczych stosunkach, jakie wówczas wszędzie panowały[92].

Prócz tego arystokracja niemiecka ożywioną była gorącem przywiązaniem do panujących, a ponieważ dynastowie germańscy cieszyli się tradycyjną wiernością swych ludów, przeto ten jej przymiot niepośledni był źródłem jeszcze większej powagi wśród niższych klas, gdy tymczasem we Francji przywiązanie do tronu poczytywane było arystokracji prawie za zdradę kraju i za przyrodzony serwilizm, albowiem legitymistyczną władzę monarchiczną uważał cały naród za narzuconą przez sprzymierzonych. Pomimo warunków dziejowych, nierównie korzystniejszych niż we Francji, arystokracja niemiecka nie przedstawiała wybornego materiału do wytworzenia izb wyższych. Przede wszystkim bowiem obciążał ją zarzut, iż była niewykształconą politycznie, do czego nierozwinięty samorząd lokalny przyczyniał się w wysokim stopniu[93]. Aż do 1848 r. utrzymywało prawodawstwo agrarne w arystokracji egoizm stanowy, który znowu wytwarzał w niej ducha krańcowej reakcji i przywiązanie do tronu zamieniał w ślepą uległość dla monarchicznego rządu. Łatwo zaś zrozumieć można, że podobne objawy, powagi i uznania izbom wyższym wśród szerokich warstw społecznych przyczynić nie mogły. Doszło do tak wielkiego rozdziału przekonań między dwiema izbami w niektórych państewkach niemieckich, iż ministrowie uważani w izbie deputowanych za uosobienie wstecznictwa i za wrogów porządku konstytucyjnego, gdy przeszli do obok znajdującej się sali obrad izby wyższej, musieli nie bez pewnego zdumienia wysłuchać napomnień, przestrogi zarzutów, iż są skrajnymi demagogami i że dla popisywania się liberalnymi frazesami podkopują podwaliny państwowego porządku[94]. Arystokratyczne żywioły, wypełniające izby wyższe w Niemczech, starały się zazwyczaj oddalić od tronu wszelki prąd nowych idei, a jakkolwiek nie panowały one w izbach wyższych wyłącznie, lecz uzupełniane bywały pierwiastkiem dożywotnim lub czasowym, uosabianym przez sfery urzędnicze i naukowe, bywały jednak zazwyczaj silniejszymi i zdołały przekonania swe uczynić miarodawczymi. Duch też ożywiający niemieckie izby wyższe, jak świadczy Treitschke skłaniał najżarliwszych wyznawców konserwatyzmu do łączenia się z opozycją i niweczył prawie wszystkie korzyści, jakie mogły płynąć w obfitości z systemu dwuizbowego. Ale nawet Treitschke. pomimo żółcią zaprawnej krytyki, nie zdobył się na bezwarunkowe potępienie izb wyższych i przyznać musiał, że w życiu konstytucyjnym Niemiec położyły przynajmniej tę zasługę, iż zabezpieczyły prawodawcę od gorączkowego nowatorstwa nawet wówczas, gdy korona okazywała mu pewne względy i skłonną się czuła do ustępstw[95].

Izba panów pruskich, powołana do życia dekretem królewskim z 1854 r., zawiodła najbardziej ze wszystkich pobratymczych instytucji niemieckich oczekiwania prawodawcy. Co prawda, to i w przededniu reformy 1854 roku, sfery rządowe nie łudziły się zbyt dobrem mniemaniem o wykształceniu i zmyśle politycznym arystokracji pruskiej. Wiadomym było, że o jej opór rozbiły się reformy Hardenberga i Steina w r. 1821, zamierzające przeistoczyć samorząd gminny, a tym samym stworzyć spoistą podstawę dla przyszłego gmachu konstytucyjnego[96]. Postanowiono więc powołać do izby panów również żywioły ruchliwsze i jak się zdawało, podatniejsze dla nowych potrzeb i prądów. Obok starożytnych rodów, w liczbie 66, zasiadających w izbie panów, pojawili się tłumniej reprezentanci związków hrabiowskich i większej własności ziemskiej, wybierani przez odpowiednie grupy elekcyjne i zatwierdzani przez monarchę (242).

Większość owej średniej szlachty, przedstawiająca czczy tytuł hrabiowski lub własność ziemską”, posiadaną przez pewną liczbę lat w jednym rodzie, zniechęciła istotną arystokrację pruską do uczęszczania na posiedzenia izby[97] i wszczepiła w tę korporację ducha niesforności, który wywołał słowa surowej nagany ze strony poważniejszych mężów stanu oraz historyków. Treitschke wyraża się o elementach wyborczych w izbie panów pruskich prawie z pogardą[98], Eoessler, oględniejszy zazwyczaj w słowach, nie znajduje jednak nic na usprawiedliwienie tej egoistycznej szlachty[99], a Lasker nie może dość ubolewać nad tym, z jakim brakiem wszelkiego zmysłu politycznego, czyniła wszystko na przekór koronie[100], zaparłszy się niekiedy nawet monarchicznych tradycji. Z takich żywiołów złożona izba wyższa pruska musiała wywoływać nieustanne domaganie się reformy. O chwilowym wzmocnieniu jej sił politycznych za pośrednictwem gromadnej nominacji panów (Pairschub) nie myślano nawet, gdyż w możność odrodzenia się tej korporacji nie wierzono wcale. Wszyscy też łącznie z księciem Bismarkiem byli tego przekonania, że chcąc osiągnąć z systemu dwuizbowego należyte korzyści, trzeba koniecznie przeistoczyć organizm izby panów, a to powołując doń elementy sforniejsze i politycznie wykształceńsze[101].

W Austrii, z chwilą trwałego przyjęcia się porządku konstytucyjnego (1861), zaprowadzono izbę panów[102], do której monarcha powoływał dziedzicznie rody historyczne pojedynczych krain, odznaczając przy tym dożywotnim miejscem w izbie wszelką publiczną zasługę. Wysokie rody austriackich krain przechowały spory zasób poczucia dziejowego posłannictwa wraz z gorącem przywiązaniem do tronu. Wykształcenie ich polityczne, z tych samych przyczyn, co i w innych państwach kontynentalnych, nie mogło się należycie wyrobić, ale, jak trafnie książę Czartoryski w mowie, wygłoszonej w r. 1867 przepowiedział, samorząd prowincjonalny miał się stać dla Austrii zwiastunem politycznego i społecznego pojednania[103]. Po roku 1861 nie brakło w Austrii głosów, domagających się dwóch izb, lecz obu wybieralnych, z których, jak zwykle w państwach związkowych, jedna byłaby izbą krajów (Litnderhaus), a druga izbą ludów austriackich (Volkshaus)[104]. Wśród dyskusji parlamentarnej w r. 1867, nie oszczędzono również arystokracji gorzkich wyrażeń, nazywając ją w ogóle gniazdem feudalizmu. które z życiem konstytucyjnym nigdy zespolić się nie potrafi[105]. Pokazało się jednak wkrótce, że samorząd prowincjonalny wciągnął do życia publicznego arystokratyczne żywioły austriackich krain. Pogodziwszy się zaś z nowym porządkiem państwowym i prowincjonalnym, arystokracja zrozumiała doniosłość zjednoczenia austriackiego i konieczność bronienia całości państwowej.

Czy izba austriackich panów zawsze idealnie wypełniała swe polityczne zadania, trudno dziś osądzić należycie, bo czasy same są jeszcze zbyt bliskie i nie przystępne wytrawnemu historycznemu wyrokowi. Mniemać jednak wolno, że porównania z kontynentalnymi izbami wyższymi, wspartymi na zasadzie dziedziczności, panowie austriaccy wstydzić się nie potrzebują. Z tego powodu ani mężowie stanu, ani uczeni, nie domagali się jej radykalnego przeistoczenia i w każdym razie wysokiej zasługi dla porządku konstytucyjnego izbie wyższej austriackiej odmówić nie można.

Izba magnatów węgierskich doznała w 1861 r. tylko pomniejszych przeistoczeń, które jej dawnego dziedzicznego typu nie przeistoczyły[106]. W roku 1848 rozpoczęła się jednak dla Węgier nowa era społeczna, zbliżająca wszystkie klasy narodu, pod wpływem ogólnej klęski i dzięki uwłaszczeniu włościan. Odrodzone życie polityczne Węgier musiało w 1861 r. utracić swój wyłączny szlachecki charakter i w tej nowej erze, samorząd komitetowy, pomimo wadliwej organizacji, był szkołą publiczną dla magnatów, którym Treitschke nie szczędził pochwal i uznania[107].

Izby wyższe, wypełnione przeważnie żywiołem urzędniczym, nie zdobyły sobie uznania, nie ziściły pokładanych nadziei. Francuska izba wyższa za czasów monarchii orleańskiej oraz senaty Napoleońskie, nie mogąc liczyć na poparcie legitymistycznych rodów, posługiwać się musiały dygnitariatem urzędniczym, z którego miała powstać nowa arystokracja, przejęta na wskroś przywiązaniem do tronu i obznajomiona fachowo ze sprawami administracyjnymi. Chociaż kwestia agrarna we Francji nie wywierała rozkładowego wpływu przechowywaniem dawnych pańszczyźnianych naleciałości, to jednakże załatwienie jej nagłe i gwałtowne podczas wielkiej rewolucji wytworzyło centralizację administracyjną, która wszelkie objawy samodzielnego życia miejscowego dusiła w swym niemiłosiernym uścisku[108]. Mechanizm administracyjny, centralizujący władzę, musiał się składać z urzędników fachowych, którzy rozkazywali jedynie społeczeństwu, a nie pracowali z nim wspólnie w instytucjach samorządnych i tą pracą nie zdobywali sobie jego zaufania. Personel administracyjny przy systemie centralizacyjnym był niezaprzeczenie wielką podporą rządu, a zasłużeni urzędnicy, ozdobieni dożywotnią godnością para lub senatora, mogli technicznym opracowaniem prawa państwowego i administracyjnego oddać prawodawcy niejedną rzetelną usługę. W każdym razie jednak powagi i zaufania wśród społeczeństwa, pierwiastki urzędnicze, nie wyrobione w szkole samorządu, zdobyć sobie nie były w możności. Objawiając też przy każdej sposobności uniżoność, przeradzającą się niekiedy w niski serwilizm względem korony, nie wzniosły się one na wyżyny, gdzie duch poświęceń obywatelskich panuje, i fachowego wykształcenia administracyjnego nie zdołały przemienić w rzetelne wykształcenie polityczne. Słowa, które wyrzekł Napoleon, gdy mu w roku 1814 w Fontainebleau odczytano akt detronizacji, uchwalony przez senat, przesądzają o wartości dawniejszych izb wyższych, wytworzonych z materyalti urzędniczego. „Un sigue etait un ordre pour le senat qui toujours faisait plus qu' on ne désirait de lui”, oświadczył zdetronizowany cesarz, a tym samem dał do zrozumienia, że senat był dlań pobudką do despotycznych zachcianek, bo jakżeż się im oprzeć, będąc otoczonym przez niewolników[109].

Pozostały jeszcze państwa, gdzie prawodawca zwątpił zupełnie o politycznej i społecznej sile arystokracji rodowej, zarówno jak i o poczuciu samoistności pierwiastków urzędniczych, i dla tego oparł izbę wyższą na zasadzie wyborczej, wprowadzając do samych wyborów biernych, lub też do wyborów czynnych i biernych, stosowne ograniczenia[110]. Literatura polityczna posiada wyborną pracę[111], która pozwala dokładnie zapoznać się z wartością arystokracji izb wyższych, obu typów, dopiero co wymienionych, tj. takiego, gdzie tylko elekci muszą być wybierani z pierwiastków wykształceńszych i samodzielniejszych (Belgia 1830 r.) i takiego, gdzie skala podwyższonych wymagań zastosowaną została nie tylko do wybranych, ale i do wyborców (Holandia 1848, Francja 1875).

Zdawałoby się, że w Belgii, gdzie od 1830 r. ci sami wyborcy wybierali obie izby i tylko z odmiennych żywiołów wybierać byli zmuszeni, niebezpieczeństwo wytworzenia jednego organu politycznego, na dwie sekcje podzielonego, było prawie nieuniknionym. Arystokracja belgijska została zniweczoną przez rewolucję francuską, a urok jej w oczach mas ludowych niepowrotnie starty[112]; prawdopodobieństwo zatem tego, aby wyborcy z jej szczątków mieli stworzyć izbę wyższą, było bardzo małe i prawie niemożliwe. Z tym wszystkim jednak, żywiołom, powołanym do senatu belgijskiego, nie brakło ani energii, ani doświadczenia politycznego; zdobyli się nawet senatorowie w r. 1851 na poważniejszy opór izbie deputowanych, a w r. 1864 i 1879 ustąpili dopiero po długich dyskusjach. Zazwyczaj jednak odsyłali projekty do uzupełnienia deputowanym i potrafili na nich niejednokrotnie wymóc poprawki, czym wyświadczyli prawodawstwu nie małą przysługę[113].

Nierównie doskonalsze przymioty wykazała arystokracja izb wyższych, wybranych pośrednio we Francji (1875) i w Holandii (1848). Republikański senat Francji z 1875 r. coraz mniej zawierał w swym składzie szlachty rodowej[114], a coraz więcej szlachty z ducha i z zasługi. Dzięki temu, godność senatorska pozostała otoczona szacunkiem, a krzesło kurulne było pożądanym i upragnionym zaszczytem[115]. Senatorów republikańskich ożywiały te same prądy liberalne, co i resztę wykształconej Francji; sprzyjali oni gorąco reformom socjalnym, poczuwając wstręt do socjalizmu[116], w niebezpiecznej chwili zdołali się oprzeć nawet popularnemu Gam-becie (Scrutin de liste[117]), a krótką ich egzystencję zdobi i ta niepoślednia zasługa, że dwukrotnie (1877 i 1889) uratowali nawę Rzeczypospolitej od rozbicia[118].

Te same prawie pochwały dadzą się powtórzyć o arystokracji wyborczej senatu Holandii. Stany prowincjonalne, wybierając senatorów, pamiętały niekiedy za dużo o interesie partykularnym, ale uwzględniały do tego stopnia publiczną zasługę, że nie znajdując jej u siebie, wyszukiwały ją w sąsiedniej prowincji[119]. Jakkolwiek też dawniej nadawano senatowi Holandii nazwę „Chambres des Cresus”, lub „Chambres des bourgmestres”[120], nie stracił on nigdy poczucia łączności z resztą społeczeństwa, z jego potrzebami i pragnieniami, a chociaż samodzielność senatu wobec izby deputowanych nie mogła być tak wielką, jak we Francji, gdyż nie posiadając prawa poprawiania projektów, senat był jedynie rodzajem izby kasacyjnej, to jednakże wywierał na prawodawstwo wpływ bardzo dodatni, chociaż tylko uprzedzający, prewencyjny[121], a to dzięki temu, że zawierał w swym łonie mężów, którym nikt bezstronny nie był w stanie odmówić wysokiej wartości intelektualnej[122]. W żadnym z tych państw nie ciśnięto też na izby wyższe stanowczym, z poważnego źródła płynącym, potępieniem, a Treitschke zaliczył Holandię do krajów, w których izba wyższa cieszy się wielkim uznaniem w zamian za wielkie pożytki, które porządkowi konstytucyjnemu przynosiła[123].

Pozostaje na końcu jeszcze jedna kwestia do rozważenia. a mianowicie: czy wobec tego, że izby wyższe nie urzeczywistniły pokładanych w nich nadziei, przynajmniej w tym stopniu, jak tego oczekiwano, należy je uważać za organ zbyteczny w konstytucyjnym ustroju? a tym samem i system dwuizbowy za nieodpowiedny celowi? Uprzedzić winienem, że największe powagi w zakresie nauk politycznych nie zdobyły się na potępienie izb wyższych dziedzicznych, dożywotnich, czy też wybieralnych, i dziwić się ich pobłażliwości nie będzie ten, kto uważnie śledził rozwój konstytucjonalizmu w XIX. w. Nie tylko bowiem same izby wyższe przyczyniły się do rozwiania wielu iluzji, nie tylko one składały się na wytworzenie owego „constitutionalism-bâtard”[124] i nie tylko izbom wyższym stawiano za wzór niedoścignione, jak się później pokazało, ideały. Temu samemu losowi uległy izby deputowanych, a gdyby do nich chciano zastosować bezwzględny wyrok, nie miarkowany politycznym rozsądkiem, toby system reprezentacyjnych rządów stracił racjonalne podstawy istnienia i to dla tego jedynie, że od razu nie stał się doskonałością, organizującą nowe potrzeby państwowego życia.

Izby wyższe nie mogą być też oceniane w oderwaniu, lecz na tle całości życia konstytucyjnego. Nie wolno od nich wymagać wyjątkowych przymiotów, rozgrzeszając inne współczynniki prawodawcze z wielkich niedostatków; krytyka winna być też równomierną dla wszystkich instytucji konstytucyjnych i wykazywać przyczyny błędów w celu ich usunięcia, a nie przystoi jej jednostronnym sądem piętnować korporacji, bez której mechanizm konstytucyjny byłby jeszcze o wiele wadliwszym. Przypomnieć też sobie przede wszystkim należy, że cały porządek konstytucyjny na stałym lądzie kulał silnie, a objaw powyższy był nawet nieunikniony z tego względu, że społeczeństwo, przyzwyczajone do gwałtownego dopominania się o swobody polityczne oraz o udział w prawodawstwie, nie przyuczyło się równocześnie do wykonywania publicznych obowiązków, jakich porządek konstytucyjny domaga! się od każdego obywatela. Masy wyborców, zarówno jak i wybrani, poświęcali przeważnie temu uwagę, co wziąć można od państwa, a zapominali lub lekceważyli drugą kwestię, która nakazywała zastanowić się nad tym, co państwu w zamian dać należy. Jeżeli też, podług wymagań teorii, wyborcy powinni byli przy urnie zatrzeć w sobie różnice klasowe i uosabiać pragnienia całego ludu, to praktyka przekonywała stale inaczej, z tym dodatkowym nadmienieniem, że do 1848 r. w wielu państwach kontynentalnych wykluczono masy pracowników gleby i że egoizm klas bogatszych był zazwyczaj gwiazdą przewodnią politycznych wyborów.

Prawo wyborcze, doszedłszy nawet do możliwego równouprawnienia wszystkich w głosowaniu powszechnym, nie zdołało się pozbyć socjalnego piętna, zastępującego dobro ogólne stronniczym interesem. Być bardzo może, że właśnie dzięki głosowaniu powszechnemu, piętno powyższe, zadające kłam oczekiwaniom teorii, spotęgowało się skutkiem bezwzględniejszej i namiętniejszej walki stronniczej. Niejednokrotnie też z urny wyborczej wychodziła fałszywa większość parlamentarna[125], dzięki temu, że przebiegłość i energia zdołały mniejszości wyborców, przy pomocy różnych kombinacji, zapewnić tryumf. Nawet w Anglii sfery arystokratyczne wpływały tak potężnie na polityczne wybory, że izbę gmin można chyba było dla tego uważać za objaw woli i potrzeb całego narodu, że bez względu na wpływy i różnice stanowe członkowie gmin przejęci byli świadomością obowiązków publicznych i stali wytrwale na straży potrzeb całego narodu. Samorząd miejscowy był też zarówno dla izby lordów, jak i dla izby gmin, wyborną wstępną szkołą parlamentarnego życia, a emancypacja klas rolnych oraz równość prawna, przeprowadzona od dawna, złagodziły niechęci stanowe i wywołały ten znamienny objaw, że klasy posiadające uważały się za naturalnych opiekunów klas uboższych.

Lecz za to izby deputowanych stałego lądu, powstałe z wyborów, na które rządy, zarówno jak i bogatsze klasy wpływały często „per fas et nefas”, nie były do zbytku uposażone w żywioły polityczne dojrzałe. Żywiołów tych społeczeństwa kontynentalne posiadały nie wiele i z tego powodu izby deputowanych z namiętną gorączkowością uganiały się za niepochwytnymi widziadłami liberalizmu, uważając walkę z rządem i obrażanie korony za swe przewodnie hasło. Niekiedy znowu izby deputowanych, przerzucając się w drugą ostateczność, posuwały usłużność swą dla rządu do upokarzającego serwilizmu, stwarzając owe „chainbres introuvables”, które nie mogły rościć pretensji do uosabiania woli całego narodu. Nawet po 1848 r., gdy grono wyborców rozszerzało się nieustannie i gdy przypuszczać było można na pewno, że izby deputowanych opierają się na całych masach ludu, nie zyskały one ani tej powagi, ani tego uznania w społeczeństwie, jakiego teoretycy się spodziewali. W roku 1865, późniejszy książę Bismarck, nie bez głębokiego przeświadczenia, zauważył, że gdyby król kazał armii zamknąć wszystkich posłów pruskich pod kluczem w Spandawie, niewątpliwie by rozkaz wykonano, choćby do tego nie powołano Bismarcka, jako konstytucyjnego ministra[126]. W tej charakterystycznej opowieści tkwi jednak wyraźny dowód, że Bismarck za najpotężniejszy czynnik państwowego życia uważał monarchizm, a izbę deputowanych za cacko dekoracyjne, które zbytnio rozbawionemu liberalnymi frazesami narodowi można było na czas jakiś schować bezpiecznie do fortecy.

Szeregi błędów, popełnianych przez izby deputowanych, zarówno jak i szeregi egoistycznych objawów, okazywanych przez wyborców, nie skłoniły jednakże politycznej nauki do potępienia systemu reprezentacyjnego i do odmówienia społeczeństwu prawa udziału w prawodawstwie oraz w samorządzie miejscowym. System reprezentacyjny bowiem był ustrojem młodym, z którym się społeczeństwo zżyć musiało, a pomyślnemu krzewieniu się kardynalnych zasad porządku konstytucyjnego stało dużo dawnych naleciałości na przeszkodzie, które w zaraniu politycznych wyborów lub obrad parlamentarnych kusiły się o powrót do dawnych rządów, nienawidzących nowego porządku. Z tego powodu też urzeczywistnienie teoretycznych ideałów doznawało nieustannego opóźnienia, ale to bynajmniej nie skłoniło nauki do potępienia izby wyższej lub izby deputowanych. Uganianie się za absolutnie doskonałymi instytucjami może doprowadzić w rzeczywistości, jak to słusznie Story zauważył, do chaosu i anarchii[127]. Stawiając też wysokie wymagania społeczeństwu, trzeba przede wszystkim wykształcić je politycznie, a cele tej doniosłości nie osiągają się w krótkiej dobie, a tym mniej w jednej chwili za pośrednictwem prawodawczej uchwały. Bez dojrzałości politycznej społeczeństwa, daremnym by było oczekiwanie doskonałego funkcjonowania konstytucyjnego porządku. Liczne błędy i zawody stały się więc koniecznością, ale właśnie dzięki tym błędom, społeczeństwa dojrzewały i ustrój konstytucyjny mógł się rozwijać oraz przybierać pełniejsze kształty.

Doświadczenie, zdobyte w mozolnej pracy, skłoniło też polityczną naukę do uznania, że izby wyższe nie zasługują bynajmniej na potępienie za okazane usterki, od których zresztą cały ustrój reprezentacyjny nie był nigdy wolny, lecz że tkwi w nich konieczny czynnik prawodawczy i dlatego należy pracować nad jego możliwym udoskonaleniem, aby posiadł choć w przybliżeniu te przymioty, jakich od niego wymaga polityczna nauka. Mill też, który zwątpił, ażeby w rzeczywistości doskonałą izbę wyższą zorganizować było można, dał się jednak skusić reformacyjnym pragnieniom i skreślił obraz senatu, któryby dzisiejszym wymaganiom jak najlepiej odpowiedział[128]. Nie zdobywa się też Mill, mimo filozoficznego usposobienia, skłonnego do apodyktyczności, na potępienie systemu dwuizbowego, ale już w instytucji dwóch konsulów rzymskich widzi dowód, że żadna funkcja władzy państwowej nie może być złożoną w ręku jednego człowieka, lub powierzoną jednej instytucji. Bagehot. który tak surowym okazał się sędzią dla zasłużonej i sędziwej izby lordów, przyszedł jednak do tego przekonania, że tylko idealna a więc wymarzona izba gmin może się obejść bez lordów, taka jednak, jaka istnieje, wymaga dla osiągnięcia dojrzalszej prawodawczej pracy izby wyższej[129] i chodzi jedynie o to, aby tę izbę zorganizować odpowiednio i skupić w niej polityczny rozsądek.

Treitschke, również jak Bagehot, surowy krytyk niemieckich izb wyższych, łącznie z pruską, usprawiedliwia prawodawcę konstytucyjnego zjednoczonych Niemiec, iż nie był w możności zorganizowania izby wyższej, ale bynajmniej nie utrzymywał, aby izba wyższa dla prawodawczego ustroju mocarstwa niemieckiego w przyszłości była zbyteczną lub niepotrzebną. W panujących nad krainami niemieckimi widział Treitschke wyborny materiał do wytworzenia wzorowej dziedzicznej izby wyższej, będącej zarazem piastunem wielkiej tradycji historycznej[130], a Roesler, mimo smutnych doświadczeń, uczynionych z izbą panów pruskich, nie traci nadziei wytworzenia z niej wybornego czynnika prawodawczego, za pomocą przeistoczenia rady państwa w izbę wyższą i przez uzupełnienie urzędniczego pierwiastku dziedzicznym elementem wysokiej rodowej arystokracji[131]. Wreszcie Heuvel zauważył trafnie[132], że w najniższych łożyskach społecznych spotyka się najwięcej zwolenników reform nagłych i gorączkowych. Głosowanie powszechne zatem wprowadziło dużo palnego materiału do izb deputowanych i dla tego, aby państwu zapewnić trwały rozwój, a mniejszościom parlamentarnym dać należytą opiekę, nie tylko potrzeba izby wyższej takiej, jakie dziś istnieją w Belgii, Francji i Holandii, ale trzeba koniecznie korporacji jeszcze silniejszej i więcej wpływowej, niż dotychczasowe wybieralne senaty, a Prins przytacza poważne zdanie, upatrujące w senacie, reprezentującym wszystkie wielkie siły społeczne, jedyny ratunek dla nowożytnej demokracji[133].

Nie tylko więc, że polityczna nauka nie wyrzekła kondemnaty na izby wyższe, ale nawet gwoli ultra-demokratycznym wymaganiom nie zdobyła się na uczynienie ich wszystkich wybieralnymi, czyli, że nie wyrzekła się gdzie niegdzie zasady dziedziczności nie-rozdzielnej z arystokracją rodową. Niewątpliwie owo pozorne uprzywilejowanie w życiu konstytucyjnym wielkich fortun, w połączeniu z tradycyjną pracą polityczną, stawało w jaskrawej sprzeczności z logicznym rozumowaniem, domagającym się absolutnego równouprawnienia wszystkich w nowożytnym państwie. Nauka zatem i prawo obowiązujące, broniąc wspólnie zasady dziedziczności w izbach wyższych niektórych państw, musiały mieć ważne polityczne powody do zachowania arystokratycznym rodowym żywiołom wyjątkowego stanowiska i miały niewątpliwą nadzieję, że z tego nieszkodliwego, dekoracyjnego odznaczenia wypłyną dla nowych rządów liczne i niezaprzeczalne korzyści. Powody i nadzieje, którym nie można było odmówię głębszego uzasadnienia, istniały rzeczywiście, a można je streścić w argumentach następujących.

Anglia najlepszym była przykładem, do jakiego stopnia emancypacja włościan i zjednoczenie wszystkich klas narodu, za pośrednictwem self-government-u, pobudza arystokratyczne żywioły do zasługiwania się bądź to miejscowemu społeczeństwu, bądź to państwu. Po uwłaszczeniu włościan, gdy znikły resztki władzy patrymonialnej, arystokracją kontynentalna powołaną została do równego ponoszenia ciężarów państwowych i zmora przywilejów, wyzyskujących lud, pierzchła prawdopodobnie na zawsze. Rozdrażnienie, wywołane uwłaszczeniem włościan i paraliżujące na razie rozwój samorządu lokalnego, nie mogło trwać wiecznie. Zycie gminne, prowincjonalne i państwowe, wołało o pracą wspólną i zgodną, a od żywiołów samodzielnych społecznie i tradycyjnie nawykłych do politycznej służby oczekiwano pierwszego przełamania lodów, tj. pierwszego zbliżenia się do klas uboższych, a następnie zdobycia ich szacunku i zaufania, tymi samymi środkami, jak to miało miejsce w W. Brytanii.

Nauka nowożytna przyszła do przekonania, że samo pojęcie równości prawnej nie zdoła konstytucyjnego porządku uratować od zupełnego bankructwa[134]. Swobody polityczne, których w początku XIX. w. domagano się z taką niecierpliwością, wywołały w nieuniknionym następstwie uciążliwe obowiązki i ciężary, którym ubogie masy sprostać nie były w możności. Równość w zakresie prawa państwowego nie łagodziła sama przez się cierpień socjalnych. Świetny gmach konstytucyjny, zaspakajający ambicje wykształconego i dostatniego obywatela, był dla wyzutych z własności robotników zaklętym przybytkiem, przez którego próg prawie przestąpić nie byli w stanie. Za to, że przy uczcie, jaką porządek konstytucyjny zastawił, wolno było biednym robotnikom w charakterze bydła wołającego (Stimmvieh[135]) sprzątnąć marne okruchy dla siebie, musieli płacić obfity podatek z krwi i zarobku na jego utrzymanie; nic więc dziwnego, że sama równość prawna w życiu państwowym wydała im się szyderstwem i że ustrój polityczny, oparty wyłącznie na tejże równości, nie mógł tchnąć w nich zaufania, ani wzbudzić wiary w przyszłość.

Dopiero organizacja państwowa, zapewniająca pracującym klasom opiekę i podtrzymująca ich siłę roboczą za pośrednictwem reform socjalnych, mogła liczyć na to, że się ostoi wśród huraganów rewolucyjnych, wywoływanych nędzą proletariatu. Wszystkie też najkardynalniejsze czynniki polityczne, jak monarchizm, organa prawodawcze, administracja państwowa, nabyły w drugiej połowie XIX. stulecia przeświadczenia o tym, że ciążą na nich specjalnie, jak na całym państwie w ogólności, ważne socjalne zadania do spełnienia i że potęga ich polityczna wzrastać będzie o tyle, o ile powyższe zadania urzeczywistnić zdołają. Ażeby jednak organa państwowej władzy były w możności sprostania socjalnym zadaniom i aby nie wytworzyły się masy robotnicze, wrogie nowożytnemu państwu, bo nie mogące z powodu nędzy korzystać ze swobód politycznych, potrzeba niezbędnie, aby klasy, posiadające wraz ze znaczną fortuną dziejową tradycję, ożywione były tym samem przeświadczeniem, co i państwo praworządne, czyli, ażeby dopomagały do pomyślnego rozwiązania kwestii socjalnej pracą honorową, publiczną ofiarnością, poświęceniem obywatelskim dla dobra kraju, i to poświęceniem, nie normowanym bynajmniej pojęciem równości prawnej.

Wiadomo, że w ciągu ubiegłych stuleci, państwo czerpało przeważnie wszystkie zasoby ze znoju roboczego ludu. Uprzywilejowane klasy oswobodziły się od ciężarów publicznych i można było powiedzieć, że im kto był uboższy, tym wyciskano zeń więcej podatków, skazując go tym sposobem na ekonomiczną zagładę. Ale przywileje, wyzyskujące pracę ubogiego ludu, nie wyszły na dobre ani uprzywilejowanym, ani państwu. Uprzywilejowani przeistoczyli się w pasożytną roślinę, wyzyskiwany lud nabrał cech rewolucyjnego proletariatu, a stary gmach państwowy został albo pogrzebany w gruzach, albo porysował się złowróżbnie, nawołując mieszkańców do pośpiesznej naprawy. Państwo konstytucyjne, usuwające stare przywileje w imię równości prawnej, nie może nawet marzyć o nowych przywilejach, wyzyskujących klasy bogatsze na rzecz uboższych. Socjalna reforma, którą się winny zająć wszystkie czynniki władzy państwowej, nie może mieć bynajmniej charakteru spoliacyjnego, jaki objawiała zazwyczaj w dobie rewolucyjnej. Państwu konstytucyjnemu chodzi jedynie o to, aby polityczna jedność narodu, uosabiana przez organizm władz państwowych, mogła nieść pomoc zupełnie zubożałej części społeczeństwa, a to nie w celu zaspokojenia żądz pospolitych lub ciskania jej „panem et circenses”, ale dlatego, aby utrzymać w niej zdolność i chęć do pracy, bez których znika wszelkie poczucie obywatelstwa i powstaje widmo zwyrodnienia, groźne dla państwa i dla całej chrześcijańskiej cywilizacji.

Troskliwą pieczą nad dobrem całości społeczeństwa, czyli socjalna reformą, politycznie zrozumianą i odczutą, zajęły się w Anglii klasy posiadające w ogóle, a arystokratyczne w szczególności[136]. Nic dziwnego więc, że prawodawcy stałego lądu razem z uczonymi mniemali, że też same klasy, pojednawszy się z konstytucyjnym porządkiem, oddadzą mu te same, co w Anglii, usługi. Środki do gruntownego wykształcenia, niezależność społeczna i tradycja politycznej zasługi czyniły z arystokracji kontynentalnej żywioł bardzo pożyteczny nowożytnemu państwu. Ubogie klasy dopomogły niewątpliwie nieustającym i namiętnym dążeniem do pozyskania politycznych swobód, ale warstwy posiadające i ożywione tradycją politycznej wysługi okazywały więcej zdolności i chęci do wykonywania obowiązków z tychże praw płynących. Arystokracji nowożytnej, dziedzicznej, czy wybieralnej, otwiera się też w porządku konstytucyjnym szerokie pole działania. Wspierając się na zasadzie równości prawnej, może ona w zakresie samorządu lokalnego i prowincjonalnego, zarówno jak i w życiu państwowym, nieść obywatelskie usługi, którymi wobec prądów demokratycznych usprawiedliwi swe wywyższone społeczne stanowisko. Pracując codziennie w obrębie gminy i państwa ze wszystkimi klasami narodu i opiekując się biednymi, choćby w parafialnym zakresie, arystokracja przejmie się nowożytnym duchem politycznym i nie tylko zdobędzie dojrzałość w sprawach publicznych, ale zyska zaufanie tych klas, które dawniej żywiły dla niej niechęci i uprzedzenia. Słusznym też było dowodzenie Treitschkego, przekonywające, że z chwilą rozwoju samorządu i wytworzenia dlań wyższych okręgowych organów, izby wyższe poczną się wypełniać żywiołami dojrzałymi, przejętymi duchem politycznym, uosabiającym myśl państwową[137].

Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia, jakie pierwiastki społeczne należy, prócz rodowej szlachty, uważać w dobie obecnej za arystokrację nowożytną?... Czy do tej nazwy może rościć prawo jedynie ścisłe grono heraldycznie wylegitymowanych? czy też za pierwiastek arystokratyczny w konstytucyjnym porządku należy uważać tych wszystkich, którzy potęgą własnego ducha zdobyli sobie niezależność społeczną i uwieńczyli ją zasługą publiczną? Arystokracja rodowa angielska zasilała się nieustannie nowymi ludźmi, którzy na rozlicznych polach publicznego życia odznaczyli się zdolnościami i położyli zasługi. Kontynentalne państwa musiały również pojęcie arystokracji znakomicie rozszerzyć. Świat przemysłowy, wymagający dużego wykształcenia i zdobywający przedsiębiorczością swą olbrzymie fortuny, nie mógł pozostać wykluczonym z arystokratycznej sfery, albowiem wybitne osobistości z tego świata były w stanie oddać zarówno państwu, jak i reformie socjalnej. znakomite usługi. Możnowładcy fabryczni choć bez uprzywilejowanej zbroi stali się w bieżącej dobie potęgą, silniejszą od dawniejszego możnowładztwa gruntowego, wyposażonego obficie przywilejami. Państwu więc musiało zależeć na tym, aby żywioły, posiadające tak wielką doniosłość społeczną, zostały wcielone do honorowej pracy publicznej i aby zaszczepiono w nie szlachetne ambicje polityczne pod postacią obywatelskiej ofiarności i zasługi.

Rozszerzone pojęcie arystokracji odejmie prawdopodobnie zasadzie dziedziczności w izbach wyższych znaczenie tak wysokie, jakie dotychczas posiadało w niektórych państwach. Zasada dziedziczności , odpowiednia dla wyłącznej arystokracji rodowej, bywała i tak w prawodawstwie konstytucyjnym uzupełniana zasadą dożywotności. Dożywotność, pozwalająca wynagradzać zasługi świeże, podtrzymywała skuteczniej duchowe przymioty w pierwiastku arystokratycznym i stawała sic bodźcem do nieustannego zasługiwania się krajowi obywatelską ofiarnością. Uznając jednak większe znaczenie zasady dożywotności, nie idzie zatem, aby zasadę dziedziczności zupełnie potępić wypadało. Mogą one i nadal razem w uzupełnieniu składać się na ustrój izby wyższej, tak samo, jak senat rzeczypospolitej francuskiej z 1875 r. wsparł się na zasadach: dożywotności i wybieralności.

Jakiekolwiek zresztą zasady służyć będą za podstawę izbom wyższym, zawsze powoływać one muszą do swego składu żywioły arystokratyczne w nowożytnym znaczeniu, to jest zasługujące się ponad równy obowiązek ofiarnością obywatelską i poświęceniem własnych interesów krajowi. Jeżeli izbom wyższym zbraknie arystokracji nowożytnej, będącej potęgą duchową i piastunem wzniosłej etyki politycznej, wówczas nie tylko system dwuizbowy okaże się zużytym, ale cały porządek konstytucyjny nowożytny będzie musiał ustąpić miejsca państwowym ideałom socjalnej demokracji. Chociaż dzieje konstytucjonalizmu kontynentalnego zapisały i zapisują z każdą chwilą dużo zawodów i rozczarowań, nic jednak nie upoważnia do czarnych przewidywań, które by organizmowi państwa praworządnego obumieranie przepowiadać miały. Zarówno klasy posiadające i wykształcone, jak i państwo nowożytne, poczuwają się do coraz cięższych obowiązków publicznych, a dopóki duch obywatelskiego poświęcenia jest silnym i żywym, można porządkowi konstytucyjnemu, a tym samem i izbom wyższym, wróżyć długie lata pożytecznego istnienia.

 

* * *

 

Przed pięćdziesięciu laty ukazała się w Paryżu książka pt. „De la pairie et de 1'aristocratie moderne”, napisana przez hr. Augusta Cieszkowskiego. Autor powyższej rozprawy był już zaszczytnie znanym uczonemu europejskiemu światu, a studium, organizacji izby wyższej we Francji poświęcone, nie należało bynajmniej do pierwiosnków jego umysłowej działalności. Przedtem hr. August Cieszkowski opublikował już kilka cennych dzieł; między innymi pracę: „Du crédit et de la circulation” (1839), wspominaną chlubnie przez historyków ekonomii społecznej[138], a mowa francuska nie była wyłączną, jaką się posługiwał w naukowych studiach. Dziedzina filozofii wzbogacona została jeszcze wcześniej rozprawą hr. Cieszkowskiego pt. „Prolegomena zur Historiosophie” (1838)[139], a w języku polskim ukazał się w lamach „Biblioteki Warszawskiej” w 1841 r. fragment z historii filozofii, specjalnie filozofii jońskiej poświęcony.

Jako jeden z najzdolniejszych uczniów Hegla, hr. August Cieszkowski ogarnął wcześnie a szybko szerokie widnokręgi naukowe; z dziedziny filozofii spekulacyjnej przeszedł do nauk społecznych, a z tychże wkroczył w sferę pobratymczych nauk politycznych. W każdej zaś z tych dziedzin zebrał poważny plon spostrzeżeń, podając je całemu uczonemu światu Europy do ocenienia. Ze względu, że hr. August Cieszkowski należał do owego nielicznego a wybranego grona, które zaszczytnie reprezentowało naszą naukę w literaturze powszechnej, i to reprezentowało z górą przez pół stulecia, a nadto z uwagi, że praca polityczna nie doczekała się równie sumiennego i wyczerpującego rozbioru, jak inne jego studia[140], sądzę, że poświęcenie uwagi tej ze wszech miar interesującej i wybornej rozprawie będzie na miejscu, i że zajęcie się nią jest poniekąd honorowym długiem, który po tylu latach zacnej, chlubnej wysługi powinniśmy spłacić sędziwemu a czcigodnemu autorowi.

Pozwolę sobie też nasamprzód streścić główniejsze myśli, zawarte w pracy pt. „De la pairie et de l'aristoeratie moderne”, chociaż z góry uprzedzić winienem, że zadanie streszczenia nie jest tak łatwym i nie zwolni czytelnika od przeczytania samej rozprawy. Hr. August Cieszkowski w studium politycznym bowiem zachował w pełni subtelność logiczną, unikającą czczych, choć utartych frazesów, a skupiającą się w zwięzłej argumentacji, która treść bogatą wyrażała stosunkowo skąpymi słowy. Na samem czele swej rozprawy zastanawia się autor nad kwestią: czy może prawodawca wpływać na obyczaje, będące samoistnym wytworem życia państwowego. Na pytanie powyższe znajdujemy odpowiedź dowodzącą: że oddziaływanie na zwyczaje jest możliwe i to za pośrednictwem instytucji. Choć nie ulega żadnej wątpliwości, że instytucje są wytworem narodowego zwyczaju, niemniej wszakże oddziaływają i one ze swej strony na zwyczaj i albo go przeistaczają lub zachowują, albo go rozwijają, lub stłumiają.

Argument „laissez faire et laissez passer”, jest bezpłodnym zarówno w ekonomii, jak i w polityce. Przeżył się on stanowczo, a dziś zasadą najistotniejszą, wstępującą na jego miejsce, jest dopomaganie rozwojowi życia narodowego, jest oddziaływanie na społeczeństwo za pośrednictwem instytucji pozytywnych i organicznych, jest wreszcie przyczynianie się do rozwoju tychże instytucji, przez krzewienie i wpajanie odpowiednich idei, które winny być zwiastunami nowego porządku. Francja, zdaniem hr. Cieszkowskiego, stała się od dawna łupem wyłącznych teorii i abstrakcyjnych zasad, skutkiem czego nie tylko idee, zwane przez niego pozytywnymi i organicznymi, były krępowane w swoim rozwoju, ale uległ temu samemu losowi i ucierpiał znacznie polityczny zwyczaj. Nie dalekim od prawdy byłby ten, kto by utrzymywał, że we Francji zwyczaj polityczny prawie zupełnie zaniknął. Niewielki zarodek jego, dotąd pozostały, a sprawiający duży kłopot badaczowi, znajduje się nadto w stanie chaotycznym, i jakkolwiek z niego winien się w przyszłości wyłonić świat zorganizowany, obecnie uosabia on jedynie walkę najróżnorodniejszych elementów.

Wśród tych przepływających fal, jakie w narodzie francuskim tworzą poglądy i zwyczaje polityczne, zyskują niektóre idee trwalszy i solidniejszy grunt, bez względu na to, czy pochodzenie ich jest rodzime, czy obce. Do takich właśnie wytworów importowanych i mniej lub więcej obcych, które potrafiły zyskać we Francji wielką naturalizację i zdołały zżyć się z żywiołami narodowymi, należy przede wszystkim rząd reprezentacyjny. Od kiedy go wprowadzono do Francji, umiał się wcale znośnie zaaklimatyzować i dziś należy do warunków niezbędnych i potrzeb nieuniknionych życia społecznego i politycznego w tym kraju. Uznając jednak prawdziwość powyższej obserwacji, należy nasamprzód koniecznie poznać i zbadać: jaki ustrój parlamentarnych rządów odpowiada najlepiej potrzebom i geniuszowi narodowemu francuskiemu. Powoływanie się na wzory, bądź angielskie, bądź jakiekolwiek inne, nie doprowadziłoby do celu, choćby samo w sobie było najracjonalniejszym. Żywot instytucji społecznych musi się opierać na podstawie z pierwiastków narodowych spojonej, inaczej grozi mu śmierć nieunikniona a bez-pożyteczna. Zwiastując też nową ideę, lub przeszczepiając instytucję dla tego, że w obcym kraju wydala pożyteczne owoce, trzeba przede wszystkim zbadać naturę społeczeństwa i właściwość terenu, na którym działać prawodawcy przychodzi.

Hr. Cieszkowskiemu nie zależy bynajmniej na tym, aby przekonać czytelnika o doskonałości systemu dwuizbowego rządów reprezentacyjnych, lub przedstawić mu krytyczne zbadanie stron jego dodatnich i ujemnych. Opierając się na fakcie niewzruszalnym, że naród francuski przyjął ostatecznie system dwuizbowy, autor zastanawia się jedynie nad tym, w jaki sposób stworzyć temuż systemowi naturalne podstawy, które pozwoliłyby mu się zżyć ze społeczeństwem. Mając też dany z jednej strony system dwuizbowy z całym aparatem głównych zasad i logicznych konsekwencji, a z drugiej strony stan aktualny społeczeństwa francuskiego, hr. Cieszkowski pragnie jedynie znaleźć odpowiedni ustrój parlamentarny dla izby wyższej, któryby zaspokoił wymagania i wypełnił warunki życia politycznego.

Reforma parlamentarna stała się od dość dawnego czasu głównym ogniskiem, skupiającym uwagę wszystkich stronnictw francuskich. Zamiast jednak badać kwestie reformy wszechstronnie i w całej rozciągłości, ograniczano się zazwyczaj do krytycznych uwag, dotyczących izby deputowanych oraz prawa wyborczego. Tymczasem opinia publiczna uważała od dawna reformę izby panów z r. 1831 za eksperyment od samego początku chybiony i obumarły. Nikomu nie było tajnym, że w łonie parów zaszczepiony pierwiastek bezwładności i upadku rozwijał się coraz bardziej, wytwarzając w społeczeństwie ironiczną obojętność dla powyższej instytucji, która idzie w parze z pozbawieniem jej wszelkiego politycznego wpływu. Mimo też, że ówczesna izba parów skupiała w sobie całą sławę narodu i że uosabiała zasługę, zdobytą na wszystkich polach publicznego życia, godność parostwa topniała ciągle, począwszy od 1831 r., i fakt powyższy stwierdzony był niejednokrotnie przez tych, którzy tę godność piastowali.

Kwestia reformy izby parów nie stała wszakże na porządku dziennym we Francji; hr. Cieszkowski podjął ją jednakże, a to z tego względu, że ją uważał prawie za donioślejszą od reformy izby deputowanych. Nasamprzód autor zastanowił się nad zasadą wyborczą, o ile ona może służyć za podstawę izbom wyższym, i w rozdziale powyższym zamieścił wiele spostrzeżeń krytycznych, cennych dla nauki polityki po dzień dzisiejszy. Zdaniem hr. Cieszkowskiego, do najistotniejszych warunków rządu parlamentarnego należy zaliczyć ten przede wszystkim: aby obie izby, uosabiające pierwiastki narodowe, realne i pozytywne, opierały się na zasadach, najzupełniej odmiennych i od siebie niezależnych. Wybory zawierają tymczasem ukrytą groźbę dla systemu dwuizbowego w tym mianowicie: że jeżeli nie są jedynie wspólną formą dla dwóch pierwiastków zupełnie odmiennych, stwarzają zazwyczaj jeden organ polityczny, podzielony na dwie sekcje.

W Stanach Zjednoczonych Ameryki północnej zasada wyborcza jest rzeczywiście tylko wspólną formą, zastosowaną do dwóch pierwiastków, zupełnie odmiennych. Jeden z tych pierwiastków jest federacyjnym, czyli generalnym, drugi prowincjonalnym, czyli partykularnym; jedne wybory odbywają się w imię całej ludności, drugie zaś w ograniczeniu terytorialnym, i podwójna reprezentacja była w Ameryce północnej zupełnie uzasadnioną głębokimi racjami stanu, które ostatecznie przekonały: że wspólna zasada wyborcza nie stworzyła jednego ciała politycznego, podzielonego na dwie sekcje. Francja nie znajduje się wszakże w położeniu analogicznym. Wskrzeszaniu indywidualności prowincjonalnych opiera się historia, której cofnąć niepodobna, a jakkolwiek i we Francji znajdują się interesy lokalne, to jednakże są one natury przemijającej i ekonomicznej, która bynajmniej głębokich różnic socjalno-narodowych nie stwierdza.

Osobliwości miejscowe, skupiające się w patriotyzmie zapieckowym, dostatecznie są reprezentowane w izbie deputowanych i niema co myśleć o ich pokrzepianiu; natomiast wszystkim powinna leżeć na sercu reprezentacja interesów ogólnych, tak samo, jak i zorganizowanie dla niej odpowiedniej instytucji, bez której społeczeństwo może wprawdzie ciągnąć marny żywot, ale nie jest w stanie żyć w należytym rozumieniu tego słowa. Wybory zwyczajne nie są w możności wytworzenia podobnej instytucji i oczekiwać można od nich jedynie zdwojonej izby deputowanych. Nawet wszelkie ograniczenia wyborów zwykłych, za pośrednictwem określenia wieku parów, okresu trwania mandatu, itp. nie zdołają osiągnąć pożądanego rezultatu, albowiem jedynie podstawowo-odmienna zasada organizacyjna może w tym wypadku zaradzić złemu. Próba z wyborami pośrednimi wykonać by się dała, ale zastosowanie jej byłoby nierównie odpowiedniejszym dla izby deputowanych. Powoływanie się na przykład Stanów Zjednoczonych Ameryki północnej jest w tym wypadku zupełnie nie właściwym. W Stanach Zjednoczonych bowiem senat jest wprawdzie wytworem wyborów pośrednich, lecz za to izby poselskie powstają za pośrednictwem głosowania powszechnego. Prawidłem i regułą normalną w Stanach Zjednoczonych pozostało głosowanie powszechne, a wyjątkowym jego ograniczeniem były wybory pośrednie, gdy tymczasem we Francji wprost przeciwnie: wybory pośrednie musiałyby zdążać ku głosowaniu powszechnemu, rozszerzając podstawę wyborczą[141].

Pozostaje jeszcze jedna kombinacja do rozważenia, a mianowicie wybór izby wyższej przez izbę deputowanych. Niedogodności nasuwają się liczne i w tym wypadku. Trudno bowiem nie zauważyć, że wybór jednej izby przez drugą powołać może do życia organizm bardzo slaby, który do niezależności wobec wyborcy nie będzie mógł mieć żadnych pretensji. Jeżeli też w Wenecji wielka rada wybierała senat, to przykład powyższy historyczny nie może być wzorem dla dzisiejszej Francji, choćby z tego względu, że senat wenecki był raczej instytucją administracyjną, a nie prawodawczą.

Oprócz zasady wyborczej, pozostaje jeszcze nominacja, czyli powołanie królewskie, które z izby panów stwarza izbę monarchiczną lub ministerialną, nie reprezentującą istotnie nic, chyba jedną samowolę. Nawet gdyby zasługi indywidualne członków izby monarszej czy ministerialnej były jak największymi, błąd zasadniczy, tkwiący w jej powstaniu i w rozwoju, uczyni ją bezwładną i zdyskredytowaną wśród społeczeństwa. W Anglii korona posiada nieograniczone prawo powoływania czyli kreowania parów, ale zwyczaj polityczny i zasada dziedzictwa ograniczają ściśle powyższe prawo i gdy, mimo najwyraźniejszego przywileju korony, przeładowanie izby wyższej za pośrednictwem ryczałtowej nominacji (une fournée de Pairs, Pairschub) stało się w Anglii niemożliwością, we Francji za czasów restauracji, mimo zasady dziedziczności, było koniecznością polityczną.

Żywot izby wyższej, wywodzący się z powołania monarszego, podkopuje z gruntu równowagę władz, a w zamian za to nie nadaje przewagi władzy wykonawczej, jak sądzono zrazu. Na tej dysharmonii zyskuje od pewnego czasu izba deputowanych, która potrafiła uczynić z izby parów instytucję rejestrującą i pozbawioną prawie w zupełności prawa dyskusji, pomimo, że w danych wypadkach parowie dyskutowali bardzo dobrze. W rzeczywistości istniała też we Francji jedna tylko izba prawodawcza, co się zaś tyczy organu, który w systemie dwuizbowym winien uosabiać pierwiastek konserwatywny, to ten był co najwyżej konserwatorem samego siebie. Izba panów francuskich stała się też co najwyżej zgromadzeniem notablów, powołanych przez króla lub ministrów, które paraliżowało jedynie wpływ polityczny, jaki mogły posiadać pojedyncze jednostki, w skład jej wchodzące. Nic dziwnego zatem, że w końcu godność parowską utożsamiano z wyrokiem śmierci politycznej, wydanym na męża stanu, którego w nią przystrojono.

Zasadzie dziedziczności poświęca hr. Cieszkowski specjalnie uwagę, zaznaczając, że jakkolwiek w r. 1831 rozbrzmiewało po Francji hasło „precz z dziedzicznością”, i choć tym nie wy rozumowanym okrzykiem zaduszono na razie palącą kwestię, już w r. 1844 poczęto na nowo zastanawiać się nad tym: czy zasada dziedziczności nie byłaby lepszą od przeładowywania nieustannego izby wyższej produktem ministerialnym. W istocie jednak opinia publiczna nie jest we Francji pozyskaną dla zasady dziedziczności; co najwyżej można powiedzieć, że jest nieco mniej przeciwko niej uprzedzoną, a to jeszcze do jej wskrzeszenia nie jest dostatecznym, zwłaszcza, że uczucie i instynkt ludu, jak dawniej, tak i teraz, okazał się wszelkiej dziedziczności nieprzychylnym. Ażeby stworzyć izbę arystokratyczną, bo taka winna być owocem dziedziczności, potrzeba przede wszystkim posiadać arystokrację. Jeżeli zaś po r. 1814 okazało się we Francji niemożliwym wskrzeszenie istotnego patrycjatu z powodu braku patrycjuszy, to czyż można mieć jeszcze pod tym względem jakiekolwiek iluzje po 1830 r.?

Trzeba więc przyjść do stanowczego przekonania, że arystokracja nie istnieje już we Francji; należałoby ją chyba wskrzesić, tymczasem arystokracja rzeczywista nie potrzebuje być tworzoną, ani wskrzeszaną, bo żyje i podtrzymuje się własnymi siłami. Jeżeli zaś prawodawca chce sztucznymi środkami powołać ją do życia, wywołuje tylko upiory, jeżeli pragnie ją wytworzyć, wytwarza jedynie kreatury. Zresztą zasada dziedziczności została usuniętą we Francji wielkim aktem prawodawczym, a fakty dokonane i uznane posiadają w dziejach wpływ znaczny, który w tym wypadku stanowi poważną zaporę do wskrzeszenia zasady i tak już niepopularnej.

Jakkolwiek wszystkie kardynalne zasady organizacyjne izb wyższych poddane zostały przez hr. Cieszkowskiego surowej i wyczerpującej krytyce, nie poprzestał jednakże na ujemnych spostrzeżeniach i przyszedł do przekonania, że można jeszcze wśród stosunków francuskich wytworzyć nową organizacyjną zasadę. Ową siłę twórczą nową dla izby parów upatruje hr. Cieszkowski w zasadzie kooptacyjnej, mocą której izba będzie się odradzała sama w sobie i przez się (reproduction de soi et par soi), pozyskując tym sposobem ducha korporacji i wewnętrzną spójnię, jakich byśmy daremnie gdzieindziej szukali w obecnej chwili. Przeistoczenie izby wyższej podług modły, podanej przez autora, jest proste i łatwe. W razie opróżnienia miejsca w izbie, pozostali członkowie przystępują do wyboru w tym samym porządku, jak to czynią akademicy. Wobec zaś korporacji. przejętej nowym duchem, hr. Cieszkowski mniema, że tylko taka kandydatura będzie możliwą, za którą przemawia wybitny talent, zasługa lub wreszcie choćby rzetelna usługa, oddana sprawie publicznej. Jeżeli izba panów nie zawsze obierze kandydata najgodniejszego, to przynajmniej możemy być pewni, że wybór padnie na jednego z więcej godnych. Trudno też podejrzewać, ażeby w ten sposób wytworzona nowa izba, powodując się wyłącznym duchem stronnictwa, zamykała przed jakąkolwiek zasługą drzwi dla tego jedynie, że jej chwilowa większość nie uznaje. Ze względu na poszanowanie własnej godności i przez poczucie szlachetnej korporacyjnej ambicji, izba parów będzie się starała za pośrednictwem wyborów potwierdzić jedynie głos opinii publicznej, nie tej przemijającej i namiętnej, lecz opinii poważnej, trudnej do pominięcia, a której parowie staliby się z czasem bezpośrednim źródłem.

Hr. Cieszkowski nie poprzestał na samem zaleceniu i wyrozumowaniu zasady kooptacyjnej dla francuskiej izby panów, lecz uważał za nieodzowne zastanowić się w dalszym ciągu nad konsekwencjami społecznymi i politycznymi, wypływającymi z nowego organizacyjnego czynnika. Autor jest przekonany, że, dzięki kooptacji, przyjęcie do grona „parów stanie się jedną z najdonioślejszych narodowych nagród i cennym świadectwem, wystawionym elektowi: że się dobrze zasłuży! krajowi. Jeżeli Nelson, umierając, wyrzekł z przeświadczeniem, że zdobył sobie bohaterską śmiercią grób w Westminsterze, to dla czegóż Francuz w przeświadczeniu zasług lub usług, krajowi oddanych, nie miałby powiedzieć: „zdobyłem sobie krzesło w Luksemburgu”. Godność parowska, uorganizowana w jedną z najwyższych magistratur krajowych, będzie niewątpliwie skupiała wszystkie namiętności osobiste. Osłabnie pościg za teką ministerialną, który doprowadził do nienaturalnego rozwoju rady tajnej (Conseil privé), przepełnionej ministrami stanu. Tocqueville wyrzucał już Francuzom namiętność uganiania się za miejscami urzędowymi, reforma parów zaś pozwoli skorzystać z tej namiętności, a to w celu jej uszlachetnienia.

Za czasów restauracji, dla każdego nowego para winien był być wytworzony osobny majorat; gdy jednak system kooptacji nie będzie powoływał nowych członków jedynie z grona specjalnie faworyzowanych przez fortunę, trzeba będzie w następstwie obmyśleć odpowiedne utrzymanie dla parów, gdyż jest ono, zdaniem hr. Cieszkowskiego, nieodzownym dla niewzruszalnego senatu, jakim by się izba wyższa niewątpliwie stała. Nie przeszkadza to jednak autorowi zastanawiać się nad środkami, zapobiegającymi pożądaniu parostwa ze względów chciwości. Kumulowanie urzędów nie powinno by w żadnym razie pociągać za sobą łączenia wynagrodzeń, a dostatniejszym parom pozostawiono by możność zrzeczenia się wynagrodzenia do ich godności przywiązanego. Dzięki powyższym sposobom, izba wyższa zdolną by była niewątpliwie do przedstawienia wielkich interesów narodu, a przede wszystkim do uosabiani, pierwiastku ogólnego, któremu można nadać nazwę państwowego.

Demokracja, powstała po wielkiej rewolucji, niwecząc wszelkie dawne stosunki i wpływy, zaprowadziła jedną kardynalną zmianę, a mianowicie: zastąpiła dawne wpływy i prądy, jakościowe nowymi ilościowymi. Obecnie ilość wszędzie panuje i, o czymkolwiek jest mowa, na pierwsze miejsce występuje cyfra. Sławiona i tyle razy proklamowana równość pozostała i nadal wobec prawa, ale nie ostała się bynajmniej wobec faktów i przedzierzgnęła się raczej w kłamstwo i czczą abstrakcję. Mniemano powszechnie, że równość stała się hasłem tego wieku i że przede wszystkim we Francji namiętne pożądanie tej równości dominowało nad wszystkim. Hr. Cieszkowski sądzi, że mniemanie powyższe nie jest w zupełności prawdziwym. Zasada równości stanowi tylko jedną stronę kwestii socjalnej, a obok niej poczyna już występować zasada organizacji, ażeby ją uzupełnić, ożywić i urzeczywistnić. Równość jest pojęciem abstrakcyjnym i, jako takie, bezpłodnym, dopiero zasada organizacyjna jest w stanie ją zapłodnić i jedynie w związku ścisłym obie zasady będą zdolne podbić świat cały.

Autor nie wyobraża też sobie bynajmniej, aby reforma izby parów sama w sobie okazała się dostateczną do usunięcia wszelkiego złego w społeczeństwie francuskim. Potrzeba niewątpliwie wiele więcej uczynić, aby wobec przesileń dojść do właściwego celu; z tym wszystkim nie ulega wątpliwości, że izba parów, należycie zorganizowana i na odpowiednich podstawach oparta, dopomogłaby znakomicie do normalnego rozwoju społeczeństwa i do racjonalnego ugrupowania rzeczywistej demokracji. Zdaniem hr. Cieszkowskiego, społeczeństwo demokratyczne nie może ani żyć, ani prosperować bez arystokracji, odpowiednej swemu stopniowi rozwoju. Wprawdzie arystokracja we Francji ani może być już dziedziczną, boby nie odpowiadała potrzebom społeczeństwa nowożytnego, mimo to jednak nie można w imię pojęć demokratycznych zaprzeczać zasadom arystokratycznym prawa, a nawet konieczności istnienia, zwłaszcza jeżeli ten pierwiastek będzie oparty na zasłudze i wysłudze publicznej. Zaprzeczenie podobne byłoby torowaniem drogi anarchii, a nie rzetelnej demokracji, a przy tym byłoby zniweczeniem jednego z najistotniejszych i najżywotniejszych warunków samej równości.

Społeczeństwo potrzebuje nieodzownie potęgi istotnej, uwolnionej od wpływów wyłącznych osobistej natury, potrzebuje instytucji, opartej na niezmiennym zwierzchnictwie rozumu oraz na szlachectwie zasługi. Takie zwierzchnictwo i takie szlachectwo nie ulega ani zapoznaniu, ani napaściom. Z powyższych też względów, których uzasadnienie jest nieprzepartym, pragnie hr. Cieszkowski społeczeństwu francuskiemu stworzyć organ polityczny, wyniesiony ponad interesy prywatne i ponad zmienne fale chwilowej opinii, a jednakże żyjący i rozwijający się w łonie samego narodu, podzielający jego uczucia i pragnienia, stojący wiernie na straży społecznej tradycji i przygotowujący dla niej przewodnie idee. Postępowcy przywiązują niewłaściwie do wyrazu tradycja pojęcie zacofania; zacofaniem może być tylko to, co nie postępuje naprzód, a więc co musi z natury rzeczy pozostawać w tyle; tymczasem tradycja nie powstała ani jedno chwilowo, ani jednorazowo, ona się wytwarza nieustannie i, nawet powstając, przeistacza się, a rozwijając, postępuje naprzód. Nie jest też tradycja bynajmniej rezerwuarem stojących wód, lecz szeroką rzeką, wchłaniającą w siebie źródła i strumienie, po to jedynie, aby ponieść ich wody na równiny przyszłości, w celu ich ożywienia i użyźnienia. Dawniej sądzono, że owa istotna potęga, konieczna i niezbędna dla wewnętrznego życia narodu i dla jego sity na zewnątrz, może być wyłącznym apanażem szlachty dziedzicznej. Tak też było w rzeczywistości przez czas pewien, aż nareszcie potęga owa zwyrodniała, zamieniając się w egoizm kastowo-rasowy, skutkiem czego tradycje wielkie, mające stanowić przeciwwagę tendencjom anarchicznym indywidualizmu, przeistoczyły się w tradycje partykularne, uosabiając szczególny rodzaj indywidualizmu, ale który nie mniej był zawsze tylko indywidualizmem. Senatowi, uzupełniającemu się przez kooptację, podobne niebezpieczeństwo nie grozi bynajmniej. Rekrutując się nieustannie z łona samego narodu, i to ze wszystkich jego stopni hierarchicznych i klas społecznych, nie pozostawiając przy tym bez reprezentacji żadnego poważniejszego prądu, żadnego istotnego interesu lub żywotnego pierwiastku, nowe ciało arystokratyczne czerpać będzie szlachetne żywioły z łona mas demokratycznych i wylegitymuje się z wpływu społecznego tym, że się wcieli w szczerą i pełną reprezentację narodu.

Dla tego to hr. Cieszkowski zaznacza z takim naciskiem, że do najistotniejszych potrzeb społeczeństwa nowożytnego należy samoistne wytworzenie patrycjatu ludowego (patriciat populaire), patrycjatu włączającego wszelką zasługę (expansif), a nie wyłącznego (esclusif), jaki dawniej istniał, albowiem jedynie taki patrycjat odpowiada potrzebom dzisiejszej epoki. Izba wyższa, oparta na podobnym patrycjacie, stanie się strażnicą wielkich tradycji, zarówno jak i orędownikiem niezbędnych potrzeb i konieczności społecznych. Pod przewodnictwem takiej izby wyższej pojawi się niezbędna siła skupienia i spójni wśród instytucji politycznych, która nie wyłączy bynajmniej rozwoju postępowego, lecz przeciwnie, będzie jego niezbędnym warunkiem i najpoważniejszą rękojmią. Niema bowiem rzeczywistego postępu bez zachowawczości, tak jak niema rzetelnej zachowawczości bez postępu.

Nasuwa także przeistoczona podług modły hr. Cieszkowskiego izba wyższa różne wątpliwości, ale niweczy je autor swą argumentacją zwięzłą, która pod względem ścisłości logicznej nie pozostawia nic do życzenia. Jednym z zarzutów, stawianych nowej izbie, jest ten mianowicie, iż pozbawia koronę możności złamania opornej i zaślepionej większości; gdy bowiem dawniej monarchizm posiadał moc oddziaływania na obie izby, a to za pośrednictwem rozwiązania, na izbę deputowanych, a za pomocą gromadnej nominacji na izbę parów, system kooptacji stawił wpływowi królewskiemu zaporę nie do przebycia. Zarzut powyższy jest jednak zdaniem hr. Cieszkowskiego tylko pozornym. Prawo bowiem niweczenia opornych większości, przysługujące dawniej koronie, niezupełnie się zgadzało z istotą porządku konstytucyjnego. Właściwszym nierównie był wpływ, skłaniający opornych do ustępstw i porozumienia. Wpływ powyższy posiadała w wysokim stopniu korona angielska, i dzięki jemu w łonie arystokracji wielko-brytańskiej nie zamierał duch pojednawczy, pomimo to, że była przecież dziedziczną.

Czyż więc należy przypuszczać, że zgromadzenie tak światłe, jak nowa izba wyższa, nie znajdzie w swym sumieniu politycznym dostatecznych powodów, aby ustąpić wobec rzeczywistej konieczności politycznej? A choćby wreszcie utworzyła się oporna większość, która by pragnęła uwiecznić swe tendencje za pośrednictwem jednostronnych wyborów, to i w takim wypadku istnieje potęga, kładąca tamę wszelkim nadużyciom, a naprawiająca zło bez wstrząśnień i zamieszania. Potęgę, o której mowa, stanowi czas, a czynnikiem poprawczym jest śmierć. Odświeżanie nieustanne izby wyższej z powodu wymierania jej członków powinno być zapowiedzią ciągłego rozwoju i postępu. Jest ono czymś zupełnie odmiennym, aniżeli uzupełnianie izby dziedzicznej. Gdy bowiem z zasadą dziedzictwa są nierozdzielne pewne przesądy familijne i pewne interesy kastowe, system kooptacji czyni arystokrację istotnie narodową i jedynie możliwą obecnie we Francji; czyni ją nadto przystępną dla wszystkich, nawet dla reprezentantów starych rodów, i tym sposobem uwalnia ją na zawsze od nienawiści społecznych.

Niema także najmniejszej obawy, aby nowa korporacja arystokratyczna przeistoczyła się kiedykolwiek w oligarchię. Świeże pierwiastki, którymi się nieustannie odżywiać musi, stanowić będą najlepszą gwarancję jej łączności z duchem i potrzebami wieku. Sposób odświeżania izby odpowiadać nawet będzie systemowi parlamentarnemu. Gdy bowiem izba deputowanych ulegać musi odnawianiu periodycznemu zewnętrznemu, izba parów odradzający pierwiastek przyjmować będzie nieustannie i z wewnątrz. Różnica powyższa zdaje się wypływać z istoty systemu dwuizbowego, która wymaga, aby izba pierwsza była piastunem żywiołów stałych i przejętych duchem łączności, a izba deputowanych aby objawiała zmysł ruchliwości i żywotności.

Istnieje wreszcie jeszcze jeden sposób, pośredni wprawdzie, ale za to moralnie bardzo skuteczny, wpływania na oporną większość izby panów. Jest nim protest mniejszości panów, używany niekiedy w Anglii. Jeżeli mniejszość jest imponującą i czuje, że poparcie kraju całego jest jej udziałem, wówczas protest, czyli uroczyste odwołanie się do opinii całego kraju, musi się stać dla większości przed wotowaniem bardzo niewygodnym, a dla mniejszości zwyciężonej wielkim pokrzepieniem i otuchą po niefortunnym wotowaniu. Hr. Cieszkowski obmyślił nawet dla władzy wykonawczej pewien wpływ na skład izby panów, bez narażenia zasady organizacyjnej na szwank niepożądany. Władzy monarchicznej, zdaniem autora, mogłoby przysługiwać prawo inwestytury i w następstwie prawo zawieszania na czas pewien dokonanych przez izbę wyborów. Zbytecznym prawie byłoby dodawać, że w pierwszym jak i w drugim wypadku, prawa, przyznane władzy wykonawczej, muszą mieć jasno i wyraźnie wytknięte granice.

Drugim środkiem, jeszcze więcej pozytywnym, a wpływającym na skład izby panów, może być prawo do pozyskania godności para, przyznane mężom stanu, którzy przez pewien przeciąg czasu spełniali najwyższe funkcje rządowe (ex virtute officii); to samo prawo mogłoby przysługiwać i marszałkom izby deputowanych. Warunek spełniania funkcji przez czas dłuższy jest w tym wypadku nieodzownym, on bowiem tylko byłby w stanie zapobiec nadużyciom, aby się skrytym sposobem nie dostawali do izby panów prowizoryczni ministrowie lub nominalni marszałkowie. Można by wreszcie i na to pozwolić, aby mężowie, których wotum obu izb wskazało jako dobrze zasłużonych ojczyźnie, pozyskiwali tym samym miejsce w senacie. Tym sposobem stworzono by dla izby deputowanych rodzaj inicjatywy w przedstawianiu kandydatów, nie dając jej jednak przewagi nad izbą panów. Wotum bowiem powinno by w każdym razie być zgodnym i pochodzić od obu izb; senat zatem, odmawiając swego głosu, mógłby unicestwić wszelką natrętną kandydaturę izby deputowanych.

Poczyniwszy znaczne ustępstwa władzy wykonawczej, prawie wbrew swemu przekonaniu, hr. Cieszkowski uważa stanowczo dawne środki, jakimi były: rozwiązanie izby i nominacja gromadna parów, za przestarzałe. Tym zaś, którzy się obawiają, aby izba panów w swym nowym ustroju nie uzyskała przewagi nad izbą deputowanych i nie skoncentrowała całej władzy w swym ręku, przypomina autor wetowanie budżetu. Nie potrzeba też szukać potężniejszego i skuteczniejszego środka do złamania oporu jakiegokolwiek, lub do usunięcia nadużyć, popełnianych przez wszelkie organa państwowe; środkiem tym bowiem, i to środkiem legalnym, jest odrzucenie całkowite lub częściowe budżetu, dzięki czemu izba deputowanych samą groźbą wykonania owego prawa jest w stanie zapewnić sobie raz na zawsze przewagę nad senatem.

Swoją drogą parostwo kooptacyjne przez nowy ustrój pozyska niezbędną moc, z której będzie mogło, a nawet będzie musiało, zrobić dobry użytek choćby dla tego, że nadużycie wszelkie skaże je nieodzownie na bezsilność. Poddając też jeszcze raz bardzo gruntownemu i głębokiemu rozbiorowi zasadę dziedziczności i wybieralności w zastosowaniu do ustroju izb wyższych i przyznając, że pierwsza z nich dała dodatni rezultat w Anglii, a druga w Ameryce północnej, hr. Cieszkowski jest tego przekonania, że system kooptacja osiągnie wszystkie dodatnie owoce obu zasad poprzednich, unikając jednocześnie nieodłącznych od nich niedostatków. Kooptacja, zdaniem autora, musi wytworzyć dziedziczność moralną i zbiorową, w miejsce dawnej fizycznej i indywidualnej, jednym słowem: dziedziczność z ducha a nie z ciała (une héredité selon Pesprit et non selon la chair). Każdy z nowych parów będzie się uważał za ogólnego dziedzica korporacji, która go mianowała, a nie za spadkobiercę krzesła po swym poprzedniku. Duch korporacji sprawi też to niezawodnie, że dziedziczenie osobiste zamieni się w korporacyjne, fizyczne zaś — w duchowe.

Przy tym kooptacja zawiera także zasadę wybieralności, tylko, że ciałem wyborczym jest sama korporacja, stanowiąca prócz tego specjalny trybunał do ocenienia zasługi. Wybory odbywają się też wewnątrz samej instytucji, a więc ciało polityczne, które z powyższych wyborów powstaje, nie ma egzystencji zapożyczanej, ani jest reprezentantem kogokolwiek bądź, lecz staje się niejako swym własnym twórcą i przedstawia jedynie zasadę arystokratyczną w pełnym znaczeniu tego wyrazu. Powtarzając jeszcze raz przekonanie, że arystokracja jest niezbędnie potrzebną społeczeństwu demokratycznemu, hr. Cieszkowski zaznacza dobitnie, że arystokracja dawniejsza była faktem i przywilejem, a dzisiejsza jest aktem i prawem. Dawniej dostatecznym było być arystokratą, dziś trzeba nim się stać dopiero. Dotychczas można usłyszeć powtarzaną dewizę „noblesse oblige”, tj., że szlachectwo obowiązuje, a w tym krótkim zdaniu, mieści się myśl głęboka i przekonywająca, że szlachta posiadała zawsze nie tylko prawa, ale i obowiązki, i że obowiązki te były przede wszystkim czynnymi, bo gdyby były jedynie biernymi, wystarczałaby dewiza „noblesse defend”, czyli, że szlachectwo tylko zakazuje pewnych czynów.

Dawniej uważano szlachectwo za nielicujące z mniej przystojnymi zajęciami; dziś jedynym niewłaściwym życiem dla szlachcica jest próżnowanie; jest przepędzanie bezpożyteczne i bezmyślne czasu. Chcąc być dziś szlachcicem, trzeba się nieustannie uszlachetniać, i to czynami dzielnymi, w myśl Sallustyuszowego twierdzenia: „neque diritiis aut superbia, sed bona fama, factisque fortibus nobilis ignobilem anteibat”. O ile też arystokracja poczuje się zobowiązaną do pożytecznej i płodnej działalności, o tyle społeczeństwo zrozumie, że jest nawzajem zobowiązane do rzetelnej wdzięczności. Bez czynów jednak pożytecznych nie może być mowy o wywzajemnianiu się narodu. Nowożytnej, duchowej arystokracji, wskazuje w końcu hr. Cieszkowski , podniosłe w całym znaczeniu tego słowa posłannictwo. Arystokracji zadaniem powinno być, podług niego, otoczenie opieką postępu i rozwoju całego ludu oraz wtajemniczanie klas niższych w warunki i potrzeby życia społecznego. Misja arystokracji nie może już dziś polegać na dziełach dobroczynnych prywatnej natury, ale winna dążyć do kierownictwa krokami ludu i torować mu drogę do postępowego rozwoju. Tylko też wypełniając podobne posłannictwo, może arystokracja nowożytna mieć przyszłość i to świetną przed sobą.

Taką jest w ogólnych zarysach zawartość naukowa rozprawy hr. Cieszkowskiego. Nie potrzebuję tłumaczyć, że, uogólniając poglądy autora, zwracałem uwagę przede wszystkim na myśl, nie zaś na słowa; dodać jednak winienem, że, skutkiem niezwykłego bogactwa treści, pominąć musiałem dużo przenikliwych obserwacji i głębokich myśli, których cząstka zaledwie mogłaby stanowić o wartości całych rozpraw i studiów. Zapoznawszy czytelnika z przebiegiem główniejszych poglądów, zawartych w pracy: „De la pairie et de l'aristocratie modernę”, pozostaję w pewnym kłopocie co do tego: czy po pięćdziesięciu latach istnienia powyższego studium właściwą jest naukowa krytyka, której się zazwyczaj poddaje świeże publikacje bieżącej chwili. Z uwagi jednak, że w dziełach, poświeconych historii nauk politycznych, studium hr. Cieszkowskiego nie doznało dotąd odpowiedniego uwzględnienia, zdecydowałem się na wypowiedzenie kilku krytycznych, choć bardzo spóźnionych, uwag. Otuchy mi dodaje w nim położeniu głębokie przeświadczenie, że jedynie niedouczone aroganckie miernoty, lubiące się pławić w panegirycznych przestworach, obrażają się na wszelką krytykę; myśliciel zaś tej miary i zasługi, co hr. Cieszkowski, mógłby się obrazić na piszącego, gdyby rzecz swą zwykłym panegirykiem zakończył. Nie potrzebuję przekonywać, że dla krytyki rok 1844, w którym się ukazała rozprawa autora, musi być miarodawczym. Tylko uwzględniając stan nauk politycznych w powyższej dobie i opierając się na ówczesnym rozwoju rządów reprezentacyjnych, wolno wystosowywać krytyczne wymagania, a oprócz tego przypominać trzeba sobie nieustannie, że dopiero po 1848 r. konstytucjonalizm europejski zdobywał coraz to więcej doświadczenia i sędziwości; w roku zaś 1844 nie tylko Niemcy były dalekimi od celów zjednoczenia, ale późniejszy cesarz Wilhelm I. zaledwie śmiał marzyć o rządach konstytucyjnych, więcej pozornych, niż istotnych, dla królestwa pruskiego[142].

Hr. Cieszkowski, jak to ze streszczenia jego pracy przekonać się było można, miał na względzie wyłącznie stosunki francuskie i dla Francji specjalnie opracował reformę izby panów. Nie chodziło autorowi o przedstawienie teoretyczne wszystkich pożytków i niedostatków, jakie wypływają z systemu dwuizbowego, zaznaczył tylko najwyraźniej, że naród francuski w 1844 r. przyjął stanowczo system dwuizbowy, a więc podjął się dlań stworzyć nieco solidniejszy grunt i naturalne podstawy. Jakkolwiek mimowolnie zdobył sobie autor przekonanie czytelnika na rzecz systemu dwuizbowego, to przede wszystkim samo oświadczenie, że naród francuski przyjął go stanowczo, należało w r. 1844, to jest po tylu niefortunnych próbach, do niezaprzeczenie głębokich i przenikliwych spostrzeżeń. Nie tylko bowiem, że dla radykalnych żywiołów nowożytnej Francji miał zawsze pewien urok sylogizm Robespierra, dowodzący, że „un peuple qui a deus especes de représentation cesse d’être un peule unique. Une double représentation est le germe du fédéralism et de la guerre civile”[143]. Fievée, pisarz niezaprzeczonego talentu i nauki, a nieżywiący najmniejszej sympatii dla osławionego oprawcy wielkiej rewolucji, przyszedł w r. 1831 do tego samego przekonania i jedynie w samorządzie lokalnym, zapożyczonym z wielkobrytańskich wzorów, upatrywał źródło odrodzenia dla swego społeczeństwa.

Wprawdzie znaleźli się i przed 1844 r. poważni uczeni francuscy, jak np. Cherbuliez[144], którzy się stanowczo za systemem dwuizbowym oświadczyli i dużo przekonywających motywów na jego uzasadnienie przytoczyć byli w możności, ale nie spotykamy u nich tego spostrzeżenia, któremu dzieje następnego półstulecia użyczyły powagi, a które twierdziło, że naród francuski, minio odmiennych pozorów, przyjął system dwuizbowy niejako za narodową instytucję. Była chwila, i to wkrótce po ukazaniu się pracy hr. Cieszkowskiego, w której można było co do trafności jego spostrzeżenia powziąć niejakie wątpliwości. Konstytucja z 1848 r., przejęta romantyczną frazeologią swych wielko-rewolucyjnych poprzedniczek, wsparła się na systemie jednoizbowym[145]; ale wraz z rzeczpospolitą pierzchnął Robespierrowski upiór, a następczyni jej, rzeczpospolita z 1871 r., przekonawszy się, że podług starego orzeczenia „une seule chambre sera eternellement despote on ésclave”[146], powróciła w r. 1875 do systemu dwuizbowego i uznała go za odpowiedni narodowym potrzebom. Trudno przypuszczać, aby wyboru swego miał republikański prawodawca niezadługo pożałować. Wobec bowiem niezaprzeczonego faktu, że izby francuskie zyskują coraz więcej przewagi nad władzą wykonawczą[147], jedno zgromadzenie reprezentacyjne powróciłoby prędzej lub później do tradycji wielkiej rewolucji, pogrążając cały kraj w nieopisanym odmęcie.

Pragnąc izbę wyższą we Francji oprzeć na zasadzie kooptacyjnej, hr. Cieszkowski poddał zasadę dziedziczności i wybieralności gruntownej i, rzec można, prawie wyczerpującej krytyce. Skończony mistrz w dziedzinie myślenia, jasny w najsubtelniejszej argumentacji i zawsze wyzwolony od owej zawiłości abstrakcyjnej. spotykanej dość często u uczniów Hegla, nie obciążał hr. Cieszkowski zbytecznie erudycją swych dowodzeń i liczyć się zwykł z wielkimi skarbnicami dziejowego doświadczenia. Sądziłbym wszakże, że argumentacji jego, zawsze silnej i podbijającej, dodałyby niekiedy powagi przykłady historyczne, choćby drobniejszego pokroju. Wykazując np., że pośrednio wybieralny senat, dobry z wielu względów dla Ameryki północnej, nie byłby odpowiedny we Francji, następnie przekonywując, że wybór jednej izby przez drugą, praktykowany w Norwegii, byłby jeszcze mniej właściwym dla Francji, hr. Cieszkowski, gdy podejmuje z kolei rzeczy krytykę wyborów bezpośrednich z ograniczeniem prawa wyborczego biernego, pomija Belgię, która od 1830 r. mogła wzbogacić swym doświadczeniem autora.

Przemawiając za zasadą kooptacji z niezwykłą siłą przekonania i z rzadką subtelnością argumentacji, hr. Cieszkowski pominął dzieje nowożytne tejże zasady, nie tylko powszechne, ale i we Francji. Senat za konsulatu był przecież kooptacyjnym[148], a mimo to. zrodził się w nim duch serwilizmu, który Bonapartemu wynalazł tytuł specjalny ,.la majesté consulaire”[149]. Nie podnoszę bynajmniej powyższego faktu, aby nim podkopywać rozumowanie autora. Jestem nawet przekonany, iż jak senat konsularny duchową swą nicością nie jest w stanie zachwiać wywodów hr. Cieszkowskiego, tak i senat kooptacyjny w stanie Marylandu, uznany przez Storego, mimo wszelkich zarzutów teoretycznych, za pożyteczny i dobrze funkcjonujący[150], nie może dlań stanowić wielkiej pomocy. Zaznaczam jedynie, że w studiach politycznych najlogiczniejszą argumentację uzupełniać zwykła logika faktów, czerpana z doświadczenia dziejowego, a sprawiająca niekiedy abstrakcyjnym myślicielom dziwne niespodzianki. Hr. Cieszkowski złożył w swej pracy niezaprzeczone dowody na to, że historię uważał za mistrzynię życia i że czerpał z jej wielkiej skarbnicy doświadczeń. Jedynie tylko w drugorzędnych kwestiach nie zdołał się nagiąć do poziomu historycznego szperacza i pozostawił skromniejsze dokumenty z przeszłości na uboczu.

Upatrując w zasadzie kooptacyjnej czynnik, jedynie odradzający izbę parów, hr. Cieszkowski, w następnym pięćdziesięcioletnim rozwoju życia konstytucyjnego nie znalazł pełnego dla swej myśli przewodniej potwierdzenia. Wybory pośrednie do senatu uzyskały na kontynencie sankcję polowy stulecia, a nawet rzeczpospolita francuska zżyła się od 1875 r. z systemem, któremu autor przyznawał tylko w pewnych warunkach rację bytu. Chociaż jednak mam pewne wątpliwości, czy akademicka kooptacja, odpowiedna dla spokojnego świata uczonych, wytrzymałaby ogień próbny politycznych namiętności, zaznaczyć jednak winienem i przyznać muszę, że pomysł hr. Cieszkowskiego odniósł świetny, choć tylko częściowy, tryumf. Wiadomo bowiem, że senat rzeczypospolitej francuskiej od 1875 r. uzupełniał się w czwartej części (75 na 300 senatorów) za pomocą kooptacji[151]. W ostatnich czasach odstąpiono nawet od powyższej zasady i jedynie około 40 pozostałych niewzruszalnych senatorów postanowiono cierpieć aż do zupełnego wymarcia. Żywioły jednak społeczne, które się dostały dzięki kooptacji do senatu, zasłużyły sobie na najwyższe pochwały i uznanie. Pyfferoen żałuje szczerze, że, gwoli ujednostajnieniu zasady, senat pozbędzie się źródła, z którego czerpał przez lat dwadzieścia obficie niepodległość zdania, chłodną rozwagę i dojrzały rozum stanu[152].

Wszystko, co hr. Cieszkowski napisał o niezbędności istnienia arystokracji w demokratycznym społeczeństwie, wszystko, czego od arystokracji wymagał, i doniosłości pełne posłannictwo, jakie jej wskazał, stanowić będzie niewyczerpany i niespożyty przez czas skarbiec politycznej etyki. Wyznaję, że nie zdarzyło mi się spotkać z pracą, która by pod tym względem dała się porównać ze studium hr. Cieszkowskiego. Do wytworzenia arystokracji, jakiej pragnął autor, najwięcej mógł dopomóc i w rzeczywistości najbardziej dopomógł samorząd lokalny. Uszlachetniający wpływ, jaki wywarł na społeczeństwo, wiadomy był już Fievée’mu, który nie zapomniał nawet o ciekawym przykładzie, jaki dały gminy Holandyi w dobie wcielenia tego kraju do francuskiego cesarstwa[153]. Chciałoby się też, ulegając mimo woli pokusom pedantyzmu, zarzucić hr. Cieszkowskiemu, że między kardynalnymi czynnikami, odradzającymi arystokrację z ducha, a nie z ciała, nie wymienił samorządu. Uwaga podobna jednak nie byłaby usprawiedliwioną. Dowodząc bowiem, że arystokracja nowożytna nie może się ograniczać dziełami dobroczynnymi prywatnej natury, lecz że winna, torować masom ludu drogę postępu i rozwoju, wskazuje najwyraźniej hr. Cieszkowski samorząd miejscowy, któremu przewodnicząc, zapewniła sobie arystokracja angielska wysokie przymioty wraz z dojrzałością polityczną[154]. Czytając zaś owe podniosłe myśli, nakazujące arystokracji unikać próżniactwa, a nieustannie zasługiwać się społeczeństwu dzielnymi czynami, ulega się złudzeniu, że hr. Cieszkowski dziwną moc swego ducha zaczerpnął z zamierzchłych czasów i dawnych tradycji, gdy Skarga, sławiąc zwycięzców multańskich, rzekł na ich największą pochwałę: „prawdziwa miłość ojczyzny pokazała się w nich nie słowy, nie udatnością, ale rzeczą samą”.



[1] Richter: „Staats- und Gesellschaftsrecht der französischen Revolution”. T. I, str. VIII.

[2] „Dziennik praw”, I, 1810, str. III, art. 4. Zawiera prócz tego zapewnienie, że l'etat des personnes est sous la protection des tribunaux.

[3] Stein: „Der Begriff der Gesellschaft und die sociale Geschichte der französischen Revolution bis zum Jahre” 1830 (drugie wydanie), str. 275; wybornie skreślony charakter konstytucji Napoleońskich i przedstawiona świadomość Napoleona, że, dzięki tym konstytucjom, stał się on odnowicielem państw (regenerateur).

[4] Ranke: „Hardenberg und die Geschichte des preussischen Staates”, wydanie drugie, tom III, str. 365.

[5] Treitschke: „Die Republik der vereinigten Niederlande”. Str. 537 i dalsze. „Hist. und pol. Aufsatze”, t. II, wydanie czwarte. Porównać: Juste „Histoire des Etats-Generaux des Pays-Bas”, t. II, str. 150; porównać: Bluntschli „Geschichte des schweizerischen Bundesrechts”. T. I, str. 452 i dalsze.

[6] Aschehoug: „Das Staatsrecht der vereinigten Königreiche Schweden
und Norwegen” (Marquardsen), str. 33.

[7] Burke: „Betraehtungen ueber die französische Revolution”, tłum. Gentza. Część II, 34.

[8] Burke, tamże, część I, str. 113.

[9] Russell: „Geschichte der englischen Regierung und Verfassung” (tłum. Kritza), str. 12.

[10] Virozsil: „Das Staatsrecht des Königreichs Ungarn”, t. I, str. 127 nazywa złota bullę „magna charta” Węgier, ale zaznacza, że dzięki jej „galten nur die Adeligen im Lande als Nation”.

[11] „Versuch einer Darstellung der hungarischen Konstitution”. Lipsk, 181-2, str. 79.

[12] Horvath: „Fünfundzwanzig Jahre aus der Geschichte Ungars”, t. II, str. 4.

[13] Eötvös: „Die Reform in Ungarn”, str. 2.

[14] Mailath: „Das ungarische Urbarialsystem oder des Grundherrn und des Bauers Wechselverhältniss in Ungar”, str. 6.

[15] Horvath: „Fünfundzwanzig Jahre aus der Geschichte Ungars”, t. I, str. 150.

[16] Aschehoug: „Das Staatsrecht der vereinigten Königreiehe Schweden und Norwegen”. Str. 10.

[17] „Tactique des Assemblées Politiques deliberantes”, str. 390 — 91 „Oeurres de Benthanr, t. I, wydanie z 1829 r.

[18] May: „Das englische Parlament und sein Verfahren”, tłum. Oppenheima. str. 15.

[19] Constant: „O monarchii konstytucyjnej i rękojmiach publicznych. Rzecz wyjęta z dziel (tłum. Niemojowski), część I, str. 13. Porównać: Fievée: .De la pairie, des libertés locales et de la liste cirile”, str. 55.

[20] Treitschke: „Das Zweikammersystem und das Herrenhaus”, str. 407. “Zehn Jahre deutscher Kämpfe”. Z podobnym projektem wystąpił jeszcze później Russell.

[21] Story: „Das Bundesstaatsrecht”, tłum. Buss. Str. 313 i dalsze. Porównać: Bagehot: „Englische Verfassungszustände”, str. 143. Pierwszym ministrem kolonii, utrzymującym, że system dwuizbowy jest szkodliwym dla kolonii angielskich, byt lord Grey.

[22] Treitschke: „Das Zweikammersystem und das Herrenhaus”, str. 405. „Zehn Jahre deutscher Kämpfe”.

[23] Horvath: „Fünfundzwanzig Jahre aus der Geschichte Ungars”, t. I, str. 364.

[24] Virozsil: “Das Staatsreeht des Königreichs Ungarn”, tom II, str. 322 i 350. Oprócz magnatów ex officio tales, byli ex genere nativitate vel titulo tales,

[25] Virozsil, t. 3, str. 32.

[26] Krajner: “Die ursprüngliche Staatsverfassung Ungarns”, str. 225 i dalsze.

[27] Virozsil: „Das Staatsrecht des Königreichs Ungarn”, t. II, str. 271. Primus inter pares.

[28] Eötvös: „Die Reform in Ungarn” — wybornie przedstawia wszystkie ujemne strony rządów komitetowych.

[29] Horvath: „Fünfundzwanzig Jahre aus der Geschichte Ungars”, t. I, str. 287.

[30] De Lolme: „Constitution de l’Angieterre”, — dzieło powyższe rozpowszechnione w kilku wydaniach we Francji, przyczyniło się do wyrobienia uznania prawu państwowemu angielskiemu (1785). Ostatnie wydanie ukazało się w 1819 roku.

[31] Taine: „La révolution”, t. I, str. 194.

[32] Tamże.

[33] Laferriére: “Les constitutions d’Europe et d’Amérique”, str. VI.

[34] Laferriére: “Les constitutions itd.” Str. XXXV.

[35] Laferriére: “Les constitutions itd.” Str. L i dalsze.

[36] Taine: „Le régime moderne”, t. I. str. 121.

[37] Laferriére: “Les constitutions itd.” str. LXXV i dalsze, porównać Taine: „Le régime moderne”, t. I, str. 136 i dalsze.

[38] Laferriére: “Les constitutions itd.” str. LXXXVI i dalsze.

[39] Laferriére: “Les constitutions itd.” str. CI i dalsze.

[40] Taine: „Le régime moderne”, t. I, str. 341 i dalsze.

[41] Pozostawiono w senacie Księstwa Warszawskiego wojewodów, kasztelanów, jako dawne tytuły senatorów Rzeczpospolitej.

[42] Constant: „O monarchii konstytucyjnej i rękojmiach publicznych”, część I, str. 179 i dalsze (tłum. Niem).

[43] Constant: „O monarchii konstytucyjnej”, część I, str. 185.

[44] Laferrièere: „Les constitulions itd.”, str. CXV, artykuł 27 konst. z 1814 r. dozwalał monarsze mianować dziedzicznych i dożywotnich parów.

[45] „Vierzig Bücher vom Staate”, t. II, str. 298.

[46] , Das Zweikammersystem und das Herrenhaus, str. 404.

[47] Rössler: Studien zur Fortbildung der preussischen Verfassung”, część II, str. 26. — Porównać Treitschke: „Das Zweikammersystem und das Herrenhaus”, str. 393. — Porównać Lasker: „Die Verfassnngsgeschichte Preussens”, str. 237.

[48] Ulbrich: „Lehrbuch des oesterreichischen Staatsrechts”, str. 342.

[49] Ulbrich: „Das Staatsrecht der oesterreich - ungarischen Monarchie (Marquardsen)”, str. 153. Pozostali w izbie magnatów nawet dwaj deputowani sejmu chorwacko-slawońskiego.

[50] „Das deutsche Reichstaatsrecht”, str. 223. Bundesrath jest — zur Wahrung des föderatiren Elements. — Porównać Bluntschli: „Allgemeines Staatsrecht”, str. 91, wyd. 1876.

[51] „Das Staatsrecht des deutschen Reiches”, t. I, str. 223. „Der Bundesrath steht aber zu jeder Art von parlamentarischer Körperschaft im schroffsten Gegensatze”

[52] Laferrière: ,.Les constitutions itd.”, str. CI i CXXVI, — nadmienić wypada, że art. 23 Konstytucji z 1830 r. pozostawia koronie swobodę mianowania parów dziedzicznych lub dożywotnich, lecz z tego ostatniego prawa monarchizm Orleański przeważny robił użytek. str. 514.

[53] Hartog: „Das Staatsrecht des Königreichs der Niederlande (Maiquardsen)”, str. 28. „Zu diesem Misstande kam noch der Umstand, dass einerseits die für ein Oberhaus natürliche Voraussetzung einer geschichtlich festgewurzelten Geburts-Aristocratie bei uns fast ganzlich fehle itd.” — Porównać Aschehoug: „Das Staatsrecht der vereinigten Königreiche Schweden und Norvegen (Marquardsen)”, str. 10, — w Szwecji za długo trwał przeważny wpływ arystokracji i reforma 1866 r., stanowiąc izbę wyższą wybieralną, chciała temu wpływowi zapobiec, porównać Brömel: “Die freie Verfassung Norvegens itd.” część I, str. 31.

[54] Winter: „Die Volksverwetung in Deutschlands-zukunft”, str. 290 — używa nazwy: Haus der Staatsmänner.

[55] „Politik als Wissenschaft, str. 360, wyd. 1876.

[56] Brömel: „Die freie Verfassung Norvegens itd. str. 209.

[57] „Das Bundesstaatsrecht der vereinigten Staaten Nordamerikas”, str. 305 i dalsze.

[58] „De l'etat politique de la nation française”, str. 52.

[59] “Das Bundesstaatsreeht der vereinigten Staaten Nordamerikas”, str. 314.

[60] Bagehot: „Englische Verfassungszustände”, s. 136: (lordowie) wir weisen eure Bill ein Mai, zwei Mai, sogar drei Mai zurück, wen ihr aber fortfährt sie uns vorzulegen, so werden wir sie zulezt nicht mehr zurückwiesen.

[61] Chaudordy: „De 1'etat politique de la nation française”, str. 49. Porównać: Ribert: Esprit de la constitution du 25 Fevrier 1875”. Str. 63: “des deux chambres qui est la première en dignité est la seconde en puissance”.

[62] Escher: „Handbuch der praktischen Politik”, t. II, str. 231. Przekonywa, że już w r. 1858 Bright wystąpił z projektem zniesienia izby lordów.

[63] De la Sizeranne: „Le referendum communal”, str. 839. (La reforme sociale 1 Juin, 1893).

[64] Eötvös: “Der Einfluss der herrschenden Ideen des XIX. Jts aut den Staat”. Cześć II, str. 166. (Oberhaus) „dass er im Gedränge der wirklichen und eingebildeten Bedürfnisse des Augenblickes das historische Recht vertrete”. Porównać Waitz: „Grundzüge der Politik”, str. 59.

[65] Do rzędu tych teoretyków należał Zachariae a i do pewnego stopnia Waitz: „Grundzüge der Politik”, str. 50. Porównać Desjardins: „Qu’-est-ce (que la liberté politique?” str. 127. („Reforme sociale” 1894, N. 74).

[66] Story: „Das Bundesstaatsrecht der vereinigten Staaten Nordamerikas” str. 306.

[67] Rüttimann: “Das Nordamerikanische Bundesstaatsrecht verglichen mit den politischen Einrichtungen der Schweiz”. Część I, str. 114—118.

[68] Blanc: „Histoire de la Constitution du 25 Fevrier 1875” str. 76. Porównać Laboulaye: ,,Questions constitutionelles” str. 338, w roku 1872 napisał: „La mer n’est ni plus orageuse, ni plus perfide qu'une assemblee est nombreuse”.

[69] Blanc: „Histoire de la Constitution du 25 Fevrier 1875”, str. 226. „L'ancre de salut sur lequel réposer le vaisseau de l’Etat”.

[70] Bard et Robiquet: „La Constitution française de 1875”, str. 212—213. Porównać Blanc: „Histoire de la Constitution du 25 F. 1875, str. 226. Senat jest “Le grand conseil des communes françaises.

[71] Blanc: „Histoire de la Constitution du 25 F. 1875”, str. 116.

[72] Bard et Robiquet: „La Constitution française de 1875”, str. 215.

[73] Becquard: „Essai de reforme constitutionnelle”, str. 9.

[74]Qu'est ce jue la liberté politique”, str. 128. („La réforme sociale” 1894, N. 74).

[75] Z izb wyższych organizowano zazwyczaj sąd polityczny, ale kwestię powyższą, jako nie wpływającą na ustrój izb wyższych pominąć można.

[76] Bluntschli: „Politik als Wissenschaft”, str. 323.

[77] Bagehot: „Englische Verfassungszustände”, str. 130—131.

[78] Bagehot: „Englische Verfassungszustände3 w rozdziale: „Das Hans der Lords” wystąpił z najliczniejszymi zarzutami.

[79] W obecnej dobie „home rule” irlandzki wywołał również, jako pogróżkę, projekty zniesienia izby lordów.

[80] Bagehot: Englische Verfassungszustände”, str. 151.

[81] Bagehot: Englische Verfassungszustände”, str. 152 i 154.

[82] Bagehot: Englische Verfassungszustände”, str. 160.

[83] Prawdę powyższą przyznaną ogólnie przez naukę administracji potwierdza „Zur inneren Kolonisation in Deutschland”, str. 74, — jaki zaś w najlepszym razie może być samorząd gminny przed uwłaszczeniem, przekonywa Czerwiński w pracy: „Prawa i zasady rządu wiejskiego”. (Przemyśl, 1812)

[84] Michalski: „Włościanie i ich regulacja. Rzut oka na stosunki gospodarcze W. Księstwa Poznańskiego przed uregulowaniem włościan”. Biblioteka Warsz.” 1845, str. 372.

[85] Lasker: „Die Vertassungsgeschichte Preussens”, str. 251. Porównać: Lavergne-Peguilhen: „Die Landgemeinde in Preussen”, str. 17 i 93.

[86] Lavergne-Peguilhen: „Die Landgemeinde in Preussen”, str. IV.

[87] Mohl „Politik”. T. I, str. 27.

[88] Treitschke: Das Zweikammersystem und das Herrenhans”, str. 404.

[89] „De la pairie, des libertés locales et de la liste civile”, str. 23 i 40.

[90] Treitschke: „Das Zweikammersystem und das Ilerrenhaus1'', str. 395.

[91] Sugenheim: „Geschichte der Aufhebung der Leibeigenschaft und Hörigkeit in Europa”, str. 350 i dalsze.

[92] Hausmann: „Die Grundentlastung in Bayern”, str. 2, reformatorami byli przede wszystkim monarchowie w swych posiadłościach.

[93] Eisenhart: „Ueber den Beruf des Adels und die Natur der Paivieverfassung” (1852), str. 11 i 176. Nie miał o niej także wysokiego wyobrażenia i pragnął, aby większa własność gruntowa tchnęła w arystokrację niemiecką więcej samodzielności.

[94] Treitschke: „Das Zweikammersystem und das Herrenhaus”, str. 403.

[95] Treitschke: „Das Zweikammersystem und das Herrenhaus”, str. 404.

[96] Treitschke: „Das Zweikammersystem und das Herrenhaus”, str. 388, a na str. 422 czytamy: „Preussens niederer Adel kämpfte oftmals trotzig an gegen die schopferischen Gedanken seiner Könige, die vollzogenen Neuerungen hat er immer anerkannt und zu benutzen verstanden”.

[97] Rössler: „Studien zur Fortbildung der prenssischen Verfassung”. Cześć II, str. 27.

[98] „Das Zweikammersystem und das Herrenhaus”, str. 395.

[99] „Studien zur Fortbildung der preussischen Verwaltung”. Cześć II., st. 26.

[100] „Zur Verfassungsgeschichte Preussens”, str. 251 i w ogóle cały rozdział pt. Das Herrenhaus.

[101] Treitschke: „Das Zweikammersystem itd.”, str. 415.

[102] “Die neue Gesetzgebung Oesterreichs, erläutert ans den Reichsraths-verhandlungen”, str. 105 i dalsze, zamieszczone jest prawo z 21 grud. 1867 r., modyfikujące ustawę z 1861 r. o reprezentacji państwowej, a tym samym i o izbie panów.

[103] “Die neue Gesetzgebung Oesterreichs itd.”, str. 246.

[104] “Die neue Gesetzgebung Oesterreichs”, str. 114.

[105] “Die neue Gesetzgebung Oesterreichs”, str. 139 (głos Schindlera) o arystokracji: „seit dem Mittelalter finden wir sie eine Rolle spielen, die gleich nachtheilig dem Volke, gleich nachtheilig dem Throne ist”.

[106] Ulbrich: „Das Staatsrecht der oesterreich-ungarischen Monarchie (Marquardsen)”, str. 156 — podany skład izby magnatów obowiązujący po dziś dzień.

[107] „Das Zweikammersystem und das Herrenhaus-, str. 406.

[108] Fiévée: „De la pairie, des libertés locales et de la liste civile”, str. 42 i dalsze znajdują się cenne uwagi odnośnie do centralizacji administracyjnej, skłaniające autora do tego, że monarchię Bourbonów i Orleanów nic nazywa konstytucyjną, lecz „monarchie ministerielle”, a prócz konstytucji domaga się „une cliarte adniinistrative”, c'est-a-dire une garantie legale de stabilité pour les agens de l’administration.

[109] Durdent: „Histoire critique du sénat-conservateur itd.”, str. 5.

[110] Bard et Paul Robiquet: „La constitution française de 1875, étudié dans ses rapports avec les constitutions étrangères”, str. 202 i dalsze, przedstawiono porównawczo ograniczenie prawa wyborczego do izb wyższych, zarówno czynnego, jak i biernego. Pokazuje się z tego, że np. w Belgii, gdzie prawo wyborcze czynne jest takie samo, jak do izby deputowanych, prawo wyborcze bierne ulega znacznym ograniczeniom. Str. 221, porównać. Pierre: „Traite de droit politique electoral et parlementaire”, str. 128-171. We Francji prawo wyborcze czynne i bierne do senatu ulega specjalnym ograniczeniom, których nie spotykamy w wyborach do izby deputowanych.

[111] Pyfferoen: „Du sénat en France et dans les Pays-Bas, avec une préface sur le sénat en Belgique par I. van den Heuvel”. Bruksella, 1892.

[112] „Du Sénat itd.”, str. 8.

[113] Tamże str. 16.

[114] Tamże str. 36.

[115] Tamże str. 34.

[116] Tamże str. 51.

[117] Tamże str. 46.

[118] Tamże str. 48.

[119] Tamże itr. 106.

[120] Tamże str. 104.

[121] Tamże str. 119.

[122] Tamże str. 105.

[123] “Das Zweikammersystem und das Herrenhaus”, str. 406.

[124] Duvergier de Hauranne: „Histoire du gouvernement parlementaire en France”. T. IV, str. 256. Jordan tym określeniem nazwał konstytucjonalizm za czasów Bourbonów wykrzywiany samowolnie przez administracją państwowa.

[125] Vemes: „Des principes de la représentation proportionelle, des procédés proposés pour 1'assurer et de leur application à la France”, str. 11 i dalsze.

[126] Bluntschli: „Denkwürdiges aus meinem Leben III”, str. 202. […]

[127]Das Bundesstaatsrecht der vereinigten Staaten Nordamerikas”, str. 342.

[128]Betrachtungen ueber Reprasentativverfassung” (tł. Wille), str, 163.

[129]Englische Verfassungszustände”, str. 144: […]

[130]Das Zweikammersystem und das Herrenhaus”, str. 115 i dalsze.

[131] „Studien zur Fortbildung des preusisschen Verfassang”. Cz. II, str. 33 i dalsze.

[132] Pyfferoen: „Du Sénat itd.”, str. 21 i 41.

[133]La démocratie et le régime parlamentaire”, str. 203.

[134] Woronicz: „Pisma rozmaite. Kazanie z 10 marca 1809 r.”, str. 193—197. Zastanawiając się nad §. 4 konstytucji ks. Warszawskiego, zaprowadzającym równość prawną, powiada do szlachty: „Zostawiono to wiec waszej szlachetności, abyście te nieoswojone jeszcze z nowym bytem niedorostki, z pod starszeństwa waszego na chleb własny wyprawiając, nie usuwali im tej dobroczynnej opieki, która by je przyzwoitym oświetleniem, skierowaniem, zapomożeniem do korzystania z daru niniejszej konstytucji doprowadziła”. Woronicz przekonany był, ze polityczna równość, wsparta na społecznej nierówności, czyli jak ją zwał „nierówna równość”, nic sama przez się pożytecznego dla społeczeństwa zdziałać nie potrafi.

[135] Maurus: „Der moderne Verfassungsstaat als Rechtsstaat kritisirt”, str. 132 i dalsze — przytacza powody, dla których prawo wyborcze nie zadowoliło ubogich mas i stawało się dla nich coraz obojętniejszym

[136] Schulze-Gaevernitz: „Zum socialen Frieden. Eine Darstellung der socialpolitischen Erziehung des englischen Volkes”. T. I. przedstawia liczne tego przykłady.

[137] “Das Zweikammersystem und das Herrenhaus”, str. 400 i 408: […]

[138] Kautz: „Die geschichtliche Entwickelung der National-Oekonomik und ihrer Literatur”, str. 729.

[139] Prócz tego, ukazała się w r. 1841 rozprawa filozoficzna hr. Cieszkowskiego pt. „Die Persönlichkeit Gottes und die Unsterblichkeit der Seele”, a w 1842 r. „Gott und Palingenesie”.

[140] Mohl: zarówno w dziele „Geschichte und Literatur der Staatswissenschaften”, jak i w ostatnim wydaniu „Encyklopedii nauk politycznych” pominął prace hr. Cieszkowskiego.

[141] Przypomnieć należy, że podług prawa wyborczego z d. 19 kw. 1831 r., wyborcami deputowanych byli płacący 200 fr. podatków i mający 25 lat wieku. Patrz Bard et Robiquet, „La constitution française de 1875 itd.”, str. 62.

[142] Koser: „Forschungen zur Brandenburgischen und Pressichen Geschichte”. 1888. T. I. Część druga, artykuł Treitschkego. Der Prinz von Preussen und die reichsständische Verfassung, str. 268 i dalsze.

[143] Laboulaye: “Questions constitutionelles”, str. 219.

[144] „Théorie des garanties constitutionelles”. 1838. Str. 50 i dalsze — dowodzi, że izba wyższa powinna sobie przyswoić i pierwiastki postępowe.

[145] Laferrière: „Les constitutions itd.”, str. 135, §. 20 “le peuple français delegue le pouvoir législatif à une Assemblée unique”.

[146] Laboulaye: „Questions constitutionelles”, str. 349.

[147] Pierre: „Traité de droit politique electorale et parlementaire”, str. 7 i dalsze.

[148] Laférriere: „Les Constitutions itd.”, str. 70, §. 516. Senat wybierał swych członków z trzech kandydatów, przedstawionych po jednemu przez ciało prawodawcze, trybunat i pierwszego króla.

[149] Durdent: „Histoire critique du Sénat-conservateur”, str. 56.

[150] “Das Bundesstaatsrecht der vereinigten Staaten Nordamerikas”, str. 319.

[151] Bard et Robiquet: „La coustitution française de 1875 itd.” str. 213.

[152] „Du Sénat en France et Pays-Bas”, str. 37.

[153] „De la pairie, des libertés locales et de la liste civile”, str. 67 i 68. Gminy Holandii oparły się systemowi centralizacji administracyjnej Napoleona.

[154] Fiévée: „De la pairie itd.”, str. 27, utrzymuje mylnie, że arystokracja angielska nie zniżała się nigdy do drobnych spraw samorządu lokalnego. Prace Gneista przekonały aż nadto, że mu zawsze przewodniczyła.

Najnowsze artykuły