Artykuł
Utopie w rozwoju historycznym
Aleksander Świętochowski

 

Wybrane fragmenty pochodzą z: Utopie w rozwoju historycznym, Warszawa 1910, s. 326-336.

 

Pierwszym punktem, na który utopia uderza najczęściej i najsilniej, jest własność, a głównie własność ziemi i w ogóle środków produkcji. Teoretycznie sprawa ta oparta jest dość mocno. Ze strony logiczno-etycznej trudno odmówić zasadności stwierdzeniom, że każdy człowiek posiada prawo do życia i całkowitego wytworu swej pracy; że każdy w równej mierze powinien korzystać ze środków i warunków bytu; że nikogo nie można wydziedziczać z nich lub obdarzać przywilejem; że dla podtrzymania zbytku i przesytu nie należy podtrzymywać nędzy i głodu. Ale praktycznie zagadnienie to się wikła, gdyż logicznemu rozumowaniu przeciwstawia się niekonsekwencja, a raczej - odmienna konsekwencja natury. Ludzie mogą być równi w prawach, nie będąc równi w uzdolnieniach. Przeszkodę tę utopiści dostrzegają, ale spodziewają się, że ona kiedyś sama runie. Liczą na to, że kontrolowany przez społeczeństwo dobór płciowy, umiejętna hodowla potomstwa i te same warunki życia upodabnią ludzi; że powszechna i jednaka oświata zgładzi te góry i przepaście, które dziś oddzielają ciemnych od wykształconych lub nawet przekształconych, wyrównają między nimi poziom wiedzy, a z nią uzdolnień. Do pewnego stopnia przypuścić to można. Ażeby wszakże nastąpiła bezwzględna, a chociażby tylko mało zróżnicowana identyfikacja osobników ludzkich - nie jest to ani prawdopodobne, ani nawet pożądane. Nieprawdopodobne, bo natura pod żadnym sztucznym wpływem nie przestanie wytwarzać różnorodności wśród istot jednako uwarunkowanych; niepożądana - bo ich upodobnienie wstrzymałoby ruch rozwojowy i zmechanizowałoby zupełnie bieg życia społecznego. Zdaje się więc nie ulegać wątpliwości, że jakąkolwiek przybierze ono postać, cokolwiek zrobione będzie dla zniwelowania jego wyżyn i nizin, ludzie na tej równinie będą ciągle różni - różni nie tylko w swych charakterach, ale także zdolnościach. A w takim razie, jeżeli nawet własność obecna zniknie, obrachunek udziału jednostek w wytworach pracy wykaże znaczne różnice. Jak je zrównoważyć? Na to pytanie nie odpowiedziała zadowalająco żadna utopia. Argument, którym zwykle usiłowano przechylić szalę na stronę komunizmu, mianowicie, że dziś także jednako wynagradzane są niejednakowe siły (w biurach, wojsku, fabrykach), niewielką ma wagę, gdyż naprzód różnice są drobne, a po wtóre wzgląd na ten może nie być dość przekonywający dla przyszłości, obiecującej odważać ludziom ich czyny ścisłą sprawiedliwością. Urzędnicy lub żołnierze, w ogóle ludzie średniej miary mogą być uznani i sami się uznawać za równych; ale zachodzą przecie różnice olbrzymie. Trudno postawić na tym samym szczeblu wartości Matejkę i malarza bryczek lub Newtona i zwykłego rachmistrza. Czy więc przyjmiemy zasadę obdzielenia pracowników społecznych według potrzeb, czy inną - według zasług, zawsze w rezultacie wypadnie nam nierówność.

Jedyną bezsprzeczną własnością jednostki w społeczeństwie utopijnym ma być tylko wytwór jej pracy lub jego równoważnik. Pomijając zupełną niemożliwość dokładnego ustalenia przypadającej każdemu części w czynnościach zbiorowych, samo owo prawo, które stało się hasłem bojowym naszych czasów, nie może być nigdy zupełne. Bo przecież - jak to obszernie wykazał Menger - w najdoskonalszej organizacji społecznej istnieć będą dzieci, starcy, chorzy i kaleki, których utrzymywać trzeba kosztem wytworów pracy członków dojrzałych i zdrowych, istnieć będą wreszcie wydatki ogólne na maszynę państwową. Nikt zatem nigdy nie otrzyma tyle, ile zapracował i ofiara "nadwartości" nie ustanie. Jeżeli zaś dźwigać ją będą wszyscy równomiernie bez względu na wysokość swych zasług i zarobków, to przyczyni się ona niechybnie do powiększenia różnic majątkowych.

Utopiści komunistyczni zażegnują to niebezpieczeństwo zapewnieniem, że człowiek, oderwany od własności i uwolniony od demoralizującego jej wpływu, zmieni się wewnętrznie. Dawna jego dusza zamrze i narodzi się nowa, która będzie niedostępna dla pobudek samolubnych a wrażliwa tylko na altruistyczne. Niepodobna zaprzeczyć, że w jaskiniach i norach własności lęgną się najjadowitsze gady wyzysku i kryją się najokrutniejsze szajki rozboju ekonomicznego; ale należy przypuszczać, że dzikie instynkty tego największego drapieżcy, który się nazywa "mądrym człowiekiem", nie będą miały w przyszłości ani tak szerokiej, jak dziś, swobody do rozwoju, ani tak szerokiego pola do łowów. Ale czy one zupełnie zamilkną? Wielu myślicieli o tym wątpi. O. Wilde mniema nawet, że "większość ludzi marnuje sobie życie niezdrowym i przesadnym altruizmem", czyli, utopijny kryształ duszy człowieka nie powinien łatwo roztapiać się w ogniu miłości bliźniego. Że obecne, tak silne w naturze ludzkiej popędy wilcze, straciwszy swoją główną podnietę, osłabną, a może zupełnie zginą, to zdaje się być pewnym. Ale nie należy przeoczyć, że nowy ustrój społeczeństwa, czyniąc swym rdzeniem prawo każdej jednostki do pełnego szczęścia, zbudzi w niej egoizm, który będzie odmienny od teraźniejszego, bo pozbawiony upodobania w cudzej krzywdzie, mimo to będzie umieszczał w sobie punkt ciężkości życia. Przestanie on być zaborczym, a będzie obronnym; przestanie być drapieżnym, a stanie się wspaniałomyślnym, rodzącym pragnienia altruistyczne z siebie, a nie z nakazu. Dziś mówimy, chociaż z mniejszą bezwzględnością, niż starożytni, że osobnik istnieje dla ogółu; dzieci przyszłości powiedzą, że ogół istnieje dla osobnika. Silnie rozwinięty i uwolniony od obowiązku poświęceń indywidualizm, przestałby być sobą, gdyby nie korzystał ze wszystkich dóbr i warunków życia i rozdawał siebie innym, zwłaszcza że według wszelkiego prawdopodobieństwa, człowiek będzie coraz bardziej oziębiał swe uczucia, a rozświetlał swój rozum. W tym stanie nie wyrzeknie się on nigdy wszelkiej własności, a oznaczenie jej granic jest tak trudne i złożone, że zbyt prostych rozwiązań tego zadania w dotychczasowych utopiach nie można uważać za wystarczające. Pozostaje ono dalej zagadką przyszłości. Samolubstwo, korzyść materialna, w ogóle interes, jest dotąd najgłówniejszą sprężyną czynów ludzkich i rzec można, że on był w znacznej mierze siłą twórczą cywilizacji. Jaką pobudka równej mocy zastąpi go dusza przyszłego człowieka - powiedzieć łatwo, zrozumieć trudno.

Drugą twierdzą, do której utopiści szturmują z wielką śmiałością i powodzeniem, jest szkoła publiczna. W tej walce ich sztandar reformatorski ma godła, którym przyszłość zapewnia niewątpliwe zwycięstwo. Zabezpieczenie dziecka od samowoli, niedbalstwa i nieudolności rodziców, otoczenie go staranną i mądrą opieką w doskonale urządzonych zakładach pedagogicznych, przeniesienie wychowania ludzi z prostackich a często niesumiennych zabiegów prywatnych do wzorowych instytucji publicznych, użycie wszelkich, zalecanych przez naukę środków dla fizycznego i duchowego rozwinięcia młodych istot, zanim one utracą wrażliwość i podatność, umiejętne zużytkowanie i skierowanie każdej ich właściwości, zapalenie w nich najszlachetniejszych uczuć i oświecenie najpotrzebniejszą wiedzą - wszystko to stanowi pierwszorzędny cel społeczeństwa i - jak widzieliśmy - główny przedmiot pomysłów utopijnych. W innych warunkach musi się znaleźć inny człowiek. Nie dość stworzyć nową formę społeczną, trzeba ją napełnić nowym materiałem ludzkim. Forma ta powinna być jego funkcją, albo też - że tak rzeknę - jego własną, do niego przyrośniętą skorupą. Powtarzane dotychczas stwierdzenia utopistów, że człowiek jest wytworem swego otoczenia społecznego, zawiera część prawdy; zachodzi tu bowiem stosunek wpływów wzajemnych. Sprawiedliwy sąd strzeże sprawiedliwości obywateli, ale miłujący wolność obywatele tworzą sprawiedliwy sąd. Wprzódy muszą istnieć odpowiedni ludzie, zanim powstaną odpowiednie instytucje. Pomimo licznych i oczywistych dowodów nieumiejętności zachowania się ludzi w warunkach przewyższających miarę ich rozwoju, ciągle ulegamy złudzeniu, że oni są zdolni do korzystania z najdoskonalszych. Jest to omyłka podobna do tej, którą popełnilibyśmy mniemając, że każdy człowiek potrafi grać, jeśli tylko otrzyma instrument. Dlatego to wszystkie rządy i wszystkie stronnictwa, świadomie i bezwiednie, starają się opanować szkołę i ukryć w jej programach swoje dążenia; dlatego każde społeczeństwo, zagrożone w swym bycie, na nią zwraca głównie wysiłki obrony. Żaden zaś system pedagogiczny nie udowodnił tak wymownie potęgi wychowania i żaden nie wskazał mu tak prostych i pewnych dróg, jak utopia.

Trzecim celem ich zamachów reformatorskich jest małżeństwo, któremu w znacznej części chcą nadać formę związku czasowego i wolnego. Wynika to konsekwentnie z ich założeń ekonomicznych i pedagogicznych. Gdy rodzina traci własność i wszystkie środki produkcji materialnej, gdy przestaje być warsztatem roboczym i domem wychowawczym, jest budynkiem rozebranym, z którego utrzymały się dwie dawne podpory, niezłączone niczym, prócz chęci życia wspólnie. Dziecko było ostatnią ich spójnią: skoro ono zaraz po urodzeniu się przechodzi do zakładu społecznego, pęka jedyne między nimi ogniwo zewnętrzne, z męża i żony pozostaje tylko mężczyzna i kobieta. Jeżeli kiedykolwiek przymus, skazujący ich na nierozerwalność związku, miał rację ze względu na dzieci, to w tym położeniu zupełnie ją traci i nic już nie przeszkadza ludziom rozejść się, gdy wzajemne ich uczucia dla siebie zgasły. Zalecane przeto w wielu utopiach stadła krótkotrwałe lub stosunki przelotne nie świadczą bynajmniej o zamiarach rozkiełznania namiętności ludzkich, ale są logicznym wynikiem odjęcia rodzicom prawa i obowiązku wychowania dzieci. Nie jest to zburzenie instytucji potrzebnej, lecz bezużytecznej.

Dalszą konsekwencję tej zmiany stanowi usamowolnienie kobiety. Wraz z innymi środkami produkcji przestaje ona być własnością mężczyzny, wraz z innymi nierównościami społecznymi zostaje zniesione jej upośledzenie, a ponieważ jest uwolniona od pracy domowej i opieki macierzyńskiej, a otrzymuje jednaką dla obu płci wiedzę, może przeto zająć wszystkie stanowiska, do jakich ją uzdolniła natura.

Czwartym dążeniem utopii jest przetworzenie państwa politycznego, służącego interesom bogatych i władnych, na państwo gospodarcze, służące interesom ogółu. Wszystkie jego organy nie spełniają zadań rządu, lecz zadania administracji dóbr społecznych. Tam urzędnik nie jest zwierzchnikiem, lecz wykonawcą woli zbiorowej. Naturalnie w takiej - wielkiej czy małej - gminie gospodarczej nie ma przeznaczenia dla armii, nie ma - poza obroną - powodu do wojen, nie ma pobudki do zaborów. Stosunki zewnętrzne ograniczają się do wywozu lub przywozu towarów. Główna energia ciała społecznego zużywana jest na kształcenie ludzi, doskonalenie produkcji i sprawiedliwy podział jej wytworów.

Ażeby mechanizm działał sprawnie i ściśle, musi on być ujęty w mocne formy. I właśnie ta potrzeba stanowi szkopuł, na którym łamią się dotychczas wszystkie utopijne granice swobody osobistej projektowanych społeczeństw. Ma ona być w nich daleko obszerniejsza, niż obecnie. Tymczasem w wielu zacieśnia się, w niektórych schodzi do zupełnej niewoli. Przypomnijmy sobie srogie przepisy Platona, Campanelli, Cabeta i innych. Kto by chciał im zadośćuczynić, musiałby przede wszystkim przestać być człowiekiem. Tam nie tylko czyny, ale nawet myśli i uczucia są z góry uregulowane, zamknięte i rozprowadzone po społeczeństwie, jak para rurami, owładnięte i zużytkowane fabrycznie. Stary Moloch, w którym giną poświęceni na ofiarę ludzie, pozostał, tylko jego rozpalone wnętrze ogromnie powiększyło się. Wyjąwszy utopie anarchistyczne, które pragną wprowadzić do stosunków ludzkich zupełny bezład, oraz sielanki w stylu Morrisa, wszystkie inne przytłaczają jednostkę ciężarem woli zbiorowej, a niektóre (np. Morellego i Cabeta) pragną, ażeby społeczeństwo skamieniało na wieki w niezmiennej postaci, zabijając każdego, kto by chciał je ożywić. Najgorsza tyrania nie usiłowała bezwzględniej zatamować rozwoju, niż niejedna utopia, która zamierzyła ją zgładzić ze świata. Ale nawet poza tymi tężcami fanatycznego doktrynerstwa jednostka ma bardzo ograniczone ruchy w zegarach komunistycznych. Więzienie, chociaż urządzone według wszelkich wymagań higieny, wygody i estetyki, nie przestaje być więzieniem; miękko wysłane i pięknie ozdobione jarzmo nie przestaje być jarzmem. Dzisiejsza, głodna ludzkość więcej łaknie chleba, niż wolności; ale jeżeli kiedykolwiek się nasyci w przyszłym gospodarstwie społecznym, zapragnie swobody. A wtedy nie wystarczą jej reglamentacje, przenikające do najgłębszych sprężyn życia. Jakim węzłem złączyć jednostkę ze zbiorowiskiem ludzkim, który by nie był dla niej duszącą pętlą, ani pajęczą nicią; jakiej poddać ją sile naturalnego ciążenia do masy bez dokuczliwego gwałtu - tego nie powiedziała dotąd żadna utopia. Jej wskazówka przesuwa się ciągle od komunistycznego przymusu do anarchistycznej samowoli, nie mogąc trafić na punkt środkowy między tymi krańcami. Trudność odnalezienia pożądanej formuły spoczywa w braku norm przygotowawczych. Najlotniejsza fantazja czerpie materiał do swych obrazów z rzeczywistości. Ludzkość zaś tak pochłonięta jest ciągle walką o byt materialny, że nie zdoła dotąd obmyśleć i zastosować idealnych stosunków współżycia poza polem tych zapasów. Daleko bardziej zajmuje ją to, jak najłatwiej wytworzyć wiele dóbr, jak wszystkich nakarmić i odziać, jak uchronić ich istnienie, niż jak obwarować wolność osobników, nie łamiąc praw ogółu. Jest to sprawa odroczona i nie prędzej będzie rozstrzygnięta, aż wejdzie przed sąd ludzi sytych i ubezpieczonych w swym bycie. Dla nędzarzy, dla wszystkich zatrwożonych niepewnością jutra - a tacy stanowią ogromną większość rodzaju człowieczego - stosunek jednostki do społeczeństwa jest kwestią teoretyczną, oderwaną od życia, niegodną zaprzątać udręczonych troską i bojem o kawałek chleba, szmat tkaniny i dach nad głową. Oni zgodzą się nawet na klasztor Campanelli, aby tylko w nim mogli odpocząć

Zresztą utopie do pewnego stopnia uspokajają tę obawę zapowiedzią, że w przyszłym państwie każdy będzie prawodawcą, żaden więc głos nie zostanie stłumiony. Jest to obietnica może najmniej urojona, gdyż spełniła się niemal całkowicie w niektórych społeczeństwach obecnych (Szwajcaria, Australia). Zaznaczyć jednak należy, że "referenda" (głosowanie powszechne w sprawach bieżących) zyskują zwykle uznanie utopistów tylko w zakresie częściowych działów życia i gmin niewielkich, ustępując miejsca ciałom reprezentacyjnym w wypadkach, dotyczących ogółu społecznego lub też rzeszy, ogarniającej całą ludzkość.

Ostatnim rysem zasadniczym utopizmu nowoczesnego jest odpaństwowienie religii i zsunięcie jej do sfery przekonań osobistych. A jeżeli nawet zachowuje on jakiś kult dla istoty najwyższej, nie narzuca go przymusowo i nie krępuje swobody wyznań. [...]

Jeżeli marząca o szczęśliwszej doli myśl ludzka przez dwadzieścia kilka wieków stale rozpinała swe rojenia na pewnych punktach, to wnosić można, że ona nie przestanie i nadal ku nim się zwracać i że w nich widzi główne cele swoich dążeń, usiłowań i walki. Własność, władza, szkoła i rodzina - te instytucje przede wszystkim starała się ona zburzyć lub przetworzyć; one też będą niewątpliwie przedmiotem jej planowań w przyszłości.

 

Najnowsze artykuły