Artykuł
Polityka polska i odbudowa państwa
Władysław Studnicki

Pierwodruk: Warszawa 1925.

 

 

Pod powyższym tytułem ukazała się książka p. R. Dmowskiego. Rzecz ta była drukowana w trzech pismach endeckich i jest wyno­szona nadzwyczajnie w prasie endeckiej. Reklama jest zdolna zapew­nić powodzenie ludziom i rzeczom. Któż z nas nie pamięta ogłoszeń w pismach we wszystkich językach: „Byłem łysy” lub „Ja Anna Schilling”. Dla upowszechnienia niewinnych środków na porost włosów rzu­cono miliony i to dawało setki milionów. Każdą ideę można za pomocą prasy upowszechnić, zareklamować każdą mierność, o znacznym tu­pecie i wierze w siebie i swoją wielkość, można kreować na pewien czas na wielkiego człowieka. Potrzebni ludzie wielcy, jako ośrodki krystalizacyjne dla grup politycznych – jak królowa dla ula. Gdy pszczoły nie mają królowej, wykarmiają zwykłą pszczołę roboczą na królową; gdy brakuje wielkiego człowieka, reklamą prasową robi się wie1kość.

Do takich wielkości należy p. Dmowski oraz jego dzieło. Nie chcemy przez to negować zdolności wybitnych p. Dmowskiego. Jest to człowiek obdarzony nadzwyczajną pamięcią, olbrzymią łatwością naby­wania języków obcych, na początku zaś swojej kariery politycznej prze­jawiał dużo sprytu, wielkie zdolności pozyskiwania ludzi. Główną za­sadą p. Dmowskiego była znana maksyma Snoba z Klubu Pickwacka: „Prowadzę mój naród, więc idę za moim narodem”.

Przystosowanie do otoczenia jest podstawowym prawem biologiczno-socjologicznym. Proces przystosowania do otoczenia degraduje tam, gdzie warunki zewnętrzne bardziej sprzyjają niższym, niż wyższym organizmom. Darwin twierdził, że w walce o byt ostają się organizmy nie wyższe, ale bardziej przystosowane do otoczenia. Wykazuje on nawet, że w nieprzyjaznych warunkach zewnętrznych następuje uwstecznienie organizmów; zwierzęta żyjące w jaskiniach w szeregu pokoleń tracą wzrok. Myśmy się przystosowali do politycznego ujarzmienia i podziałów; każdy zabór zabarwiał się coraz to bardziej psychologią państwa zaborczego, psychicznie się od innych wyodrębniał; szeregiem nici wrażał się z państwem zaborczym, z nim, a nie z innymi zaborami kooperował gospodarczo, podlegał jego obyczajowym wpływom. Jak silne były psychiczne wpływy rosyjskie, dowodzą tego początki naszego socjalizmu, a szczególnie ruch rewolucyjny w zaborze rosyjskim w 1905 i 1906 roku. Rok ów był nową erą dla zaboru rosyjskiego: rozpoczy­namy z Rosją wspólną historię, a wspólna historia urabia różne sku­pienia etniczne w jeden naród. Uprzednio owej wspólnej historii nie mieliśmy. Braliśmy przymusowo udział w wojnach, które Rosja prowa­dziła. Rekrutowano nas, wybierano podatki; upadek rosyjskiej waluty wywierał wpływ na nasze stosunki gospodarcze, ale wspólnej historii jeszcze nie było, gdyż klęski Rosji uświadamialiśmy, jako coś pożąda­nego, coś co nam ulgę lub wyzwolenie przynieść może, natomiast jej zwycięstwa ujmowaliśmy, jako zapowiedź długich klęsk. „Nie potrzebu­jemy czytać biuletynów wojennych” mówili Rosjanie w Warszawie pod­czas wojny rosyjsko-japońskiej – „wasze radosne twarze mówią już nam o naszych porażkach”. Ostatni fakt dziejowy, który społeczeństwo polskie i rosyjskie ujmowało odmiennie, była wojna rosyjsko-japońska. Podczas rewolucji rosyjskiej serce Warszawy zaczęło uderzać w takt z sercem Petersburga, Moskwy itd. Potem przyszła Duma rosyjska z jej demoralizującym wpływem. Adwokat Nowodworski i inne błazny polityczne nawoływały do wyborów do Dumy, jak na jaką uroczystość narodową. Złudzenie autonomiczne wówczas szerzone, było ideologią naszego stosunku do Rosji: w imię raju autonomicznego w przyszłości godzono się z przynależnością Polski do Rosji. Potem przyszłą Duma; dla zjednania opinii rosyjskiej przejawiali nasi posłowie patriotyzm pań­stwowy rosyjski, a był to czynnik rozkładający patriotyzm polski. Dzie­sięć lat poprzedzających wojnę światową były niemal całe wypełnione demoralizacją narodową w zaborze rosyjskim, likwidacją naszych dążeń państwowych. Proces ów wyniósł na powierzchnię życia narodowego prąd, który nie był myśli prądem, ale był myśli trądem, – Narodową Demokrację. Przygotowało to grunt dla bierności narodowej zaboru rosyjskiego w okresie wojny światowej oraz dla tych objawów upodlenia, jakie nastąpiły na początku wojny, owych manifestacji lojalistycznych, owych kwiatów rzucanych pod nogi Kozakom, synonimowi rosyjskiej nahajki. Przypuśćmy teraz, że Rosja wygrała wojnę. Czyż nie nastąpiłby wówczas ostatecznie koniec narodu naszego? Czyż ten wspól­ny rosyjski państwowy patriotyzm, który głosili pp. Dmowski, Balicki, Grabski, Rabski et quanti nie byłby już ostateczną likwidacją narodu naszego.

Narodowa Demokracja prowadziła politykę likwidacji naszych dążeń państwowych; trwało to od 1905 do 1917 roku. Zasadnicza więc teza książki Dmowskiego, że polityka prowadzona przez niego i jego towarzyszy doprowadziła do odbudowy Polski, nie wytrzymuje krytyki. Słusznie twierdzi w jednym miejscu swojej książki p. D., że „odbu­dowanie Polski jest to żniwo bez odpowiednich wysiłków z naszej strony”. Były wysiłki jednostek, były wysiłki niewielkich grup, lecz bier­ność ogółu nie dała się przezwyciężyć. Odbudowa Polski nastąpiła wskutek zbiegu szczęśliwych okoliczności. Sam p. D. twierdzi: „takiego rozszerzenia wojny i takiego przebiegu nigdyśmy nie przypuszcza­li” (str. 138).

 

 

Rzekoma droga do niepodległości.

P. Dmowski twierdzi w swej książce „Polityka Polska i odbudo­wanie Państwa”, że on i jego towarzysze, w pierwszym rzędzie Jan Popławski, wyznaczyli właściwą drogę do odbudowy Polski.

Według p. D. trzy fakty sprawę polską mogły ruszyć z miejsca: wewnętrzne przekształcenie państwa rosyjskiego, ostateczny rozkład Austrii i wojna między Rosją a Niemcami. Zanalizujemy te trzy czynniki.

Przekształcenie państwa rosyjskiego w państwo posiadające re­prezentację, – Izbę Prawodawczą nadawało mu więcej sprawności admi­nistracyjnej, a więc większą zdolność realizacji stawianych przez nie celów politycznych. Do celów tych należała rusyfikacja zaborów. Samo nawet uzyskanie koncesji przez stawanie na gruncie państwowości rosyjskiej demoralizowało opinię Polski i zatruwało patriotyzm polski obcopaństwowym patriotyzmem. P. D. mówi o wielkim znaczeniu dla sprawy polskiej reprezentacji polskiej w Dumie rosyjskiej. Wrażenie jakie sprawiała owa reprezentacja, charakteryzują słowa wybitnego październikowca, ks. Urusowa: „Przyglądając się reprezentacji polskiej w trzeciej i pierwszej Dumie, przychodzę do wniosku – nahajka rzecz dobra, byleby nie w pijanych rękach”. Rosja z niepokojem czekała re­prezentacji polskiej, gdy miała powstać Duma rosyjska. Sądziła, że na mównicy Dumy zjawią się nieprzejednani szermierze niepodległości pol­skiej. Wkrótce się przekonali, że Polaków politycznych już nie ma, są tylko „polaczyszki”.

Różne posunięcia polityczne naszej reprezentacji dla zjednania Rosji, dla uczynienia z jej imperializmu siły motorowej dla koncesji w za­borze rosyjskim były tylko pogrzebowym dzwonem sprawy polskiej. P. Dmowski mówi; że „przy liczbie Polaków w państwie rosyjskim i przy różnicy cywilizacyjnej między Polską, a Rosją przekształcenie Rosji musiało doprowadzić to państwo do niemożności rządzenia Polską (str. 5). Tu mi się przypomina odpowiedź Karkowa na powyższy argument, tak stary jak przynależność Polski do Rosji – „Niczewo, my ich dogłupim do swojego urownia” (nic nie szkodzi, my ich dogłupimy do swego poziomu). Otóż argument o wyższości cywilizacyjnej Polski, słuszny po zaborach, kiedy to jeden okrąg wileński miał więcej szkół i uczących się, niż cała Rosja, tracił coraz to bardziej podstawy, im dłu­żej ciążyło na nas rosyjskie jarzmo. Pod względem ilości szkół i uczą­cych się prowincje polskie stawały się coraz to bardziej upośledzone; przemysł Łodzi i Sosnowca spotykał coraz to bardziej niebezpieczną konkurencję przemysłu rosyjskiego, bardziej faworyzowanego przez rząd. Od 1905 roku wpływ prasy i literatury rosyjskiej na naszą umysłowość stał się już bardziej widoczny. Jedynym czynnikiem, który osłabiał wpływy rosyjskie, był bojkot rosyjskich wyższych uczelni i kształcenie się masowe naszej młodzieży w Galicji. Młodzież ta, od­sunięta od wpływów rosyjskich i pozostająca pod wpływem tych, którzy nie mogli przystosować się do rosyjskiego jarzma, dała podstawę legionom i była kadrami dla polskiego wojska, kadrami, bez których – jeżeliby to wojsko powstało – byłoby ciałem bez duszy.

Rozkład Austrii bez rozkładu Rosji, umożliwiającego nasze wy­zwolenie się od niej bez jej porażki, którego konsekwencją byłaby utrata znacznej części zaboru rosyjskiego, nie byłby czynnikiem naszego wy­zwolenia lub przynajmniej lepszych warunków narodowego bytu, – prze­ciwnie wiódłby nas do zagłady.

Akcja rusyfikacyjna rządu rosyjskiego była miarkowana tą okolicz­nością, że jedna prowincja polska, należąca do sąsiedniego państwa, Ga­licja, korzystała z pewnych swobód narodowych. Częstokroć wyła­niały się w Rosji projekty nowych bezwzględnych zarządzeń antypol­skich, jak np. wprowadzenie rosyjskiego alfabetu do książek polskich, zakaz drukowania studiów historycznych itd. Przechodzenie nad nimi do porządku dziennego było wywołane swobodami narodowymi polskimi, z jakich korzystała ludność polska za kordonem. Mieliśmy w Galicji dwa uniwersytety i Akademię Umiejętności, a więc pewną ucieczkę dla polskiej nauki, dzięki czemu mogliśmy kontynuować nić naszej cywilizacji po zagwożdżeniu naszych centrów umysłowych naj­pierw w Wilnie, potem w Warszawie. Rosja pragnęła zaboru Galicji Wschodniej i Zachodniej; – Wschodniej dla zniweczenia zarodka krysta­lizującej się tam narodowości ukraińskiej, Zachodniej, dlatego, aby stać się panią, całego życia duchowego Polaków.

Wojna z Niemcami była bezwarunkowo podstawowym czynnikiem, odbudowy Państwa Polskiego, lecz o tyle, o ile spowodowała rozbicie Rosji.

Przed wojną światową Rosja posiadała 80% naszego terytorium historycznego, w tym 12-milionowe Królestwo o osiemdziesięciu kilku procentach ludności polskiej. Niemcy 8% naszego terytorium historycz­nego, przy czym od 30 do 60% w różnych okręgach zaboru pruskiego stanowiła ludność niemiecka. Austria 12%. Otóż tylko z działu rosyj­skiego można było wykroić terytorium, które ze względu na swą roz­ległość, liczebność i niemal jednolity skład narodowościowy mogło być pierwszym zrębem odbudowy Polski, być kompleksem samodzielnym, prawnopaństwowym. Można było stworzyć taki kompleks przez posu­nięcie kordonu na niekorzyść Rosji, na korzyść Galicji. Galicja rozsze­rzona, równająca się, lub zbliżona co do ilości mieszkańców do Austrii lub Węgier, musiała stać się organizmem państwowym, związanym tyl­ko unią z Austrią i Węgrami. Natomiast dodanie do Królestwa Polskiego Galicji Zachodniej i Poznańskiego, powołanie do życia 15-milionowego kompleksu polskiego przy 160-milionowej Rosji, w dodatku Rosji zwycięskiej, mogłoby dać w najlepszym razie prowincję, korzystającą tym­czasowo z autonomii, gdyż układ sił polsko-rosyjskich w związku pań­stwowym z Rosją nie dałby żadnych gwarancji zachowania samodziel­nego bytu Polski. Zauważyć należy, że energia narodowa i duch byłby w znacznej mierze skrępowany przez filo-rosyjskie stanowisko w okresie wojny, co oznaczało zarysowanie się w wielkim wypadku dziejowym zgody Polski na rosyjskie jarzmo.

P. D. twierdzi, że Polska tylko przy pomocy Rosji mogłaby uzy­skać Śląsk i Gdańsk. Otóż, jak wiadomo z wydanych obecnie dokumen­tów tajnych umów, celem wojny dla Rosji było uzyskanie Konstantyno­pola, Cieśnin i Galicji Wschodniej. Śląska Rosja ani pragnęła, ani zdo­bywała go, – po cóżby miała zdobywać okrąg przemysłowy, który byłby niebezpiecznym współzawodnikiem dla jej donieckiego okręgu prze­mysłowego.

Odezwa Wielkiego Księcia była właśnie manewrem strategicznym, miała na celu zneutralizować aktywność antyrosyjską Polaków, aktyw­ność, której pierwszym wyrazem było wkroczenie strzelców pod do­wództwem Piłsudskiego do Królestwa, następnym stworzenie N. K. N., w którym wzięli też udział Narodowi Demokraci Galicyjscy. Pan Dmowski może się pocieszyć, że jego stronnicy przyczynili się do wydania odezwy Wielkiego Księcia. Czym była ta odezwa dla polityków typu Dmowskiego? Ilustrację tego daje rozmowa śp. Władysława Żukowskiego z p. Henrykiem Tenenbaumem: „Jak to dobrze, że Moskale wydali odezwę Wielkiego Księcia” – powiedział Żukowski. „To Pan wierzy w zamiary Rosji zjednoczenia ziem polskich” zapytał p. Tenenbaum. „Nie jestem tak naiwny, ale w Austrii mieliśmy autonomię, mieliśmy prawa językowe, a w Rosji tylko ucisk. Czym byśmy usprawiedliwili swoje prorosyjskie stanowisko, gdyby nie odezwa Wielkiego Księcia, – obecnie możemy udawać, że wierzymy”.

Dlaczego jednak chciano u nas iść z Rosją? Działał tu strach przed Rosją i rachowanie na jej zwycięstwo. Pękło coś w duszy pol­skiej po 63 roku. Akcja antyrosyjska kojarzyła się u większości naszej inteligencji nie z ideą wyzwolenia, lecz represji i udręki. Ten strach paraliżował dążność do czynu narodowego i decydował o słabości akcji niepodległościowej kraju.

Na początku wojny w poglądach na Rosję, jako na przyszłego zwy­cięzcę w wojnie światowej, nie było różnicy między starą, a nową emi­gracją polską w Rosji; do nowej należeli endecy z D. na czele, do sta­rej pp. Aleksander Lednicki, Aleksander Więckowski i wielu innych Po­laków, odgrywających wybitną rolę w życiu społecznym i politycznym Rosji. Stara emigracja orientowała się lepiej w stosunkach rosyjskich i dostrzegła słabość i porażkę Rosji, gdy nowa trwała w hipnozie potęgi tego państwa. Stąd stara emigracja przechodzi na niepodległościowe stanowisko już wówczas, gdy nowa uprawia kult siły rosyjskiej i głosi autonomię. Po rewolucji stara emigracja, związana z lewicą rosyjską oddziaływa na nią i wpływa na proklamowanie Polski przez Rząd Tym­czasowy, gdy nowa zostaje zaskoczona tym wszystkim co się dzieje w Rosji w marcu 1917 roku.

 

 

Spór o orientację.

„Oni kłócą się o to dziś, co wczoraj należało czynić” powiedział Bismarck, szydząc ze sporów o tym, kto zajmował właściwe stanowisko w wypadkach niedawnej przeszłości. Bezwarunkowo bieg historii wy­twarza coraz to nowe zadania, do których mogą być powołani anta­goniści z dnia wczorajszego, ale istnieje ścisła łączność zjawisk histo­rycznych, są procesy dziejowe, przechodzące przez szereg wielkich wypadków, są problematy nierealizowane, przechodzące od pokolenia do pokolenia, niezmienne w swej istocie.

Stosunek narodu do sąsiadów należy do problematów najbardziej stałych, gdyż jest uwarunkowany niemal niezmiennymi czynnikami geo­graficznymi Tylko terytorialne zmiany sąsiedniego państwa lub znacz­ne zmiany w ilościowym stosunku ludności, sąsiadujących ze sobą państw zmieniają ich wzajemne stosunki.

Problemat Polski był i jest problematem jej stosunku do Rosji i Niemiec; nie rozpoczął się on od rozbiorów, nie zakończył się odbudową Państwa Polskiego. Polska ostała się wobec Niemiec, uzyskała siłę przez zdobycie Grodów Czerwieńskich oraz olbrzymich terytoriów państwowych Litwy i przez unię z tym państwem. Lecz posiadła odtąd dziejowy przedmiot sporu z Rosją. Od XV wieku mieliśmy piętnaście wojen z Rosją, w epoce porozbiorowej mieliśmy trzy powstania prze­ciwko Rosji. Natomiast od pokoju toruńskiego 1465 r. do rozbiorów właś­ciwie nie mieliśmy żadnej wojny z Niemcami.

Od Piotra I Rosja usiłowała opanować całą Polskę, wobec jednak wzrastających sił Prus i międzynarodowego znaczenia Austrii musiała szukać kompromisu z tymi państwami; stąd podziały polski.

Dla ochrony Polski od podziałów i ujarzmienia stronnictwo patriotyczne szukało oparcia w Prusach, ale nie zdołało wywołać w narodzie dostatecznych sił czynnych, ani jego zgody zapłacenia za sojusz i nie uchroniło państwa od katastrofy. Sprawa Torunia i Gdańska w okresie przymierza polsko-pruskiego zasłoniła przed oczyma ówczesnych poli­tyków sprawę ochrony bytu Rzeczypospolitej sprawę niebezpieczeń­stwa rosyjskiego.

Pod ochroną przymierza polsko-pruskiego uchwaliliśmy Konsty­tucję 3 Maja, ale zmarnowaliśmy czas, podczas którego należałoby stwo­rzyć odpowiednią armię.

Po rozbiorach generał Dąbrowski zwrócił się do króla pruskiego w 1796 roku z propozycją przywrócenia Polski pod berłem jednego z książąt pruskich. Otrzymawszy propozycję wstąpienia do wojska pru­skiego Dąbrowski uwarunkował to przyjęciem do wojska pruskiego 30 tysięcy Polaków, którzy by byli użyci na przywrócenie Polski. Dą­browski rozumiał, że naród pozbawiony życia państwowego może wy­zwolić się tylko przy pomocy wojska.

Generał Prądzyński występował przeciwko idei opierania wyzwo­lenia Polski na Francji; „Czternaście wieków historii Francji jest jednym pasmem wojen. Gdzie się one odbywały; oto na powierzchni Francji samej. Przez długi czas Belgia jest placem, na którym Francuzi wojują; za Pireneje lub za Ren rzadko się i niedaleko puszczają. Każda ich wy­prawa do Włoch niepomyślny obrót bierze… Wracając do sprawy pol­skiej, zastanówmy się, jaki był wpływ Francji na nią. Od czasu jak Polska przestała obierać sama królów i obcy ich narzucali, nigdy się nie utrzymał kandydat przez Francję popierany, ponieważ przeważał zaw­sze wpływ bliższych sąsiadów. Ludwik XV nie zdołał wojną nawet utrzymać swego kandydata na polskim tronie. Jakaż to była nędzna pomoc, której Francja królowi Leszczyńskiemu i konfederatom barskim udzielała. Rozbioru Polski nie potrafiła zabronić pomimo, że wszystkie jej siły były przez rewolucję naprężone. Za Napoleonem tylko Francja, jak wezbrany potok wyszła ze swego łożyska, i ten potężnie by się mylił, kto by uważał ówczesny stan rzeczy za normalny. Moim jest przekona­niem, że skądkolwiek bądź zorza lepszej przyszłości zejść może najmniej od Francji spodziewać jej się możemy” (pamiętniki gen. Prądzyńskiego, str. 192).

Prądzyński widzi warunek wyzwolenia Polski w wojnie Rosji z Austrią lub Prusami, przy czym w przypisku pisze: „Zdaje mi się, że rozgraniczenie Polski z Prusami tak, żeby wspólne interesy i prawa po­godzić, a słuszności zadośćuczynić, nieprzezwyciężalne przedstawia trudności. Dla pokonania takowych, czy nie lepiej byłoby oba te kraje połączyć wiekuistym węzłem wspólnej dynastii. Oby tę myśl wzięli pod rozwagę Polacy i Niemcy”. (Pamiętniki gen. Prądzyńskiego, tom I. str. 189).

Aktywizm polski podczas wojny, z wyjątkiem nielicznym, nie szedł tak daleko co do związku z Niemcami jak Prądzyński, nie stawiał programu wspólnej dynastii, chciał tylko konwencji militarnej i zbliżenia gospodarczego. W politycznej myśli polskiej miał poprzedników, należą­cych do najlepszych postaci w historii Polski.

Kierunek oparcia się o Rosję miał też swych poprzedników: Adam Czartoryski, minister Xawery Drucki-Lubecki, Staszic po upadku Na­poleona, cala plejada polityków i pisarzy w okresie 1815 do 1831 roku reprezentowali ów kierunek. On to zneutralizował siły narodu w okresie 1812 roku i uprzednio w okresie Księstwa Warszawskiego, on to przy­czynił się do klęsk i niepowodzeń w 1812 roku, jemu zawdzięczamy prze­kleństwo jarzma rosyjskiego w ciągu stulecia.

W okresie wojny światowej kierunek ów nie zdobył się na czyn, ale neutralizował nasze siły, wywoływał pozory narodowej śmierci Polski.

P. Dmowski usiłuje dowieść, iż w narodzie panował szczery zapał dla odezwy Wielkiego Księcia o zjednoczeniu ziem polskich. Dlaczegóż to się nie przejawiało w czynach poza lojalistycznymi odezwami różnych działaczy warszawskich? Tak zwane drużyny Gorczyńskiego, tj. oddziałek walczący po stronie Rosji, organizował człowiek, uważany za agenta rosyjskiej ochrany. Potem w tę robotę weszli pp. Zygmunt Balicki, Wł. Grabski, Stanisław Wojciechowski oraz Konstanty Plater, weszli ludzie wpływowi, a rezultat ich działalności był bardzo nikły, jakkolwiek wielu chętnie by uciekło z rosyjskiego wojska do formacji mającej pewne cechy oddziału polskiego. Lecz fałszem jest twierdzenie p. Dmow-skiego, iż „zapał był wielki i napływ ochotników zapowiadał utworzenie wcale pokaźnego wojska” (str. 157). Czyż bowiem Plac Zamkowy nie przypominał strzelania do bezbronnych demonstrantów 1861 roku, a Pra­ga czyż już całkiem zapomniała o rzezi Suworowa? Każda grudka ziemi w Polsce jest przesiąknięta krwią tych, którzy walczyli za jej wyzwo­lenie łzami kobiet, opłakujących poległych i deportowanych. Na takiej ziemi nie wyrastają wawrzyny obrońców Rosji w Polsce. Może jednak już naród zatracił pamięć historyczną? Lecz w takim razie przestał już być narodem; cóż go mogło obchodzić zjednoczenie dzielnic. Gdy w Ga­licji myślano o przyłączeniu Królestwa, myślano o tym, że swobody narodowe, z jakich korzysta ta dzielnica, zostaną rozszerzone na prowincje polskie od Rosji oderwane. Natomiast, gdy się mówiło o przyłączeniu Galicji do Rosji, czuło się, że ucisk rosyjski stanie się i jej udziałem. Czyż może patriota polski pragnąć ujrzeć „Andrejewski Fłag” powiewający nad Wawelem? Samo istnienie obrońców obroży mówiło tylko o upodleniu narodowym.

Na początku niemieckiej okupacji dzielono Polaków na Moskalofilów i Germanofilów. W mowie mej przy otwarciu Klubu Państwowców, w sierpniu 1915 roku twierdziłem, że w Polsce nie ma moskalofilów, że ci, których tak nazywają, przejawiali w swych pismach pogardę i niechęć do Rosji, że nie mogli oni zdobyć się na żadną akcję zbrojną na korzyść Rosji, mogącą równać się z czynem legionowym. Lecz ludzie ci obawiają się Rosji, jej zemsty po zwycięstwie, bo wierzą w to zwycięstwo, więc pragną utrzymać naród w bierności. Trzeba więc dzielić naród na tych, którzy pragną czynu – są to aktywiści i ci, którzy chcą bierności, pa­sywnego stosunku do wypadków – pasywiści. Termin pasywizm i aktywizm zapożyczyłem od Szwedów, gdzie zwolenników udziału Szwecji w wojnie światowej po stronie państw centralnych nazywano aktywistami, zwolenników bierności – pasywistami. Terminy te przy­jęły się u nas podczas wojny światowej; nie były one pochodzenia bel­gijskiego ani wymysłem Niemców – jak to twierdzi p. Dmowski w swojej książce.

Wyraz, moskalofil był uważany za obraźliwy nawet przez zwo­lenników rosyjskiej orientacji. Rzecz naturalna, bo moskalofilstwo pol­skie było w zaborze rosyjskim wynikiem upodlenia, niewoli; nazywam i nazywałem siebie germanofilem, bo germanofilstwo Polaków zaboru rosyjskiego było reakcją na ból niewoli, było objawem nieprzystosowania się do rosyjskiego jarzma.

W 1907 roku Liga Narodowa, tajne jądro narodowej demokracji postanowiła zaniechać agitacji antyrosyjskiej, skupić uwagę społeczeństwa na ucisku w zaborze pruskim oraz upowszechnić pogląd, że ucisk w zaborze rosyjskim jest wynikiem wpływów niemieckich. „Skupienie uwagi na ziemiach zaboru pruskiego nie było rzeczą wyłącznie naszego obozu. Od lat dziesiątków społeczeństwo polskie we wszystkich zaborach po­święcało główną uwagę tej dzielnicy… Prasa była pełna spraw zaboru pruskiego”… Najzupełniejsza prawda, lecz pochodziło to stąd, że prasa zaboru rosyjskiego do 1905 roku nie mogła, a po 1905 roku obawiała się pisać o ucisku zaboru rosyjskiego, trzeba było jednak dla przypodobania się czytelnikom grać na patriotycznym nerwie, więc czemuż nie pisać o zaborze pruskim? Tam dzięki swobodzie prasy ujawniały się wszelkie krzywdy, więc nawet można było żywić się wycinkami i parafrazami itd. Pamiętam, że w 1907 roku po zawieszeniu mego tygodnika „Naród a Państwo” spotkałem się z ówczesnym redaktorem „Kuriera Warszaw­skiego” p. Olchowiczem, i ten, według zwyczaju, prosił mię o artykuły, odpowiedziałem mu: „Czy Pan się nie obawia zamieszczać artykuły publicysty, którego pismo zawieszono”. „Niech Pan nie pisze o Rosji i zaborze rosyjskim, ale o zaborze pruskim” – brzmiała odpowiedź redaktora, będącego uosobieniem Warszawy.

Dmowski wspomina o Sienkiewiczu, jako o przedstawicielu antyniemieckiego kierunku, o jego powieści „Z notatek poznańskiego nauczy­ciela”. Tymczasem Sienkiewicz w liście do redakcji „Rusi” w 1905 roku pisał, że chciał przedstawić szkolnictwo rosyjskie, i ze względów cenzuralnych nazwał powieść: „Z notatek poznańskiego nauczyciela”. Sien­kiewicz nie był germanofilem, uważał panowanie niemieckie za niebezpieczniejsze od rosyjskiego. „Wyszło wojsko rosyjskie z ziemi kieleckiej, z nim wyszły i urzędy i w kraju już nie ma Moskali; gdyby jednak pa­nowali nad krajem Niemcy, zostawiliby kolonistów po wsiach, mieszczań­stwa niemieckiego liczne grupy po miastach” – mówił mi Sienkiewicz w 1915 roku w Wiedniu. „Nam nie chodzi o zmianę jarzma, ale o nie­podległość” – odpowiedziałem mu. „Ach, gdybyż to Niemcy dali niepodległość. Słaba nadzieja” – powiedział Sienkiewicz. Gdy 5 listopada zostało proklamowane Państwo Polskie, Sienkiewicz ze wstrętem od­rzucił podpisanie protestu przeciwko temu aktowi, protestu organizowa­nego przez Dmowskiego.

W okresie przedwojennym w mych dwutygodnikach politycznych wielokrotnie zwalczałem twierdzenie, że ucisk w zaborze rosyjskim jest wynikiem wpływów niemieckich. Ucisk był najsilniejszy za czasów antyniemieckich rządów Aleksandra III i był uwarunkowany całą konstrukcją państwową i tradycją polityczną Rosji. Po wojnie ukazały się listy Wil­helma II do Mikołaja II, pisane w okresie kryzysu państwowego Rosji i gawęd o autonomii Królestwa; podczas, gdy endecy twierdzili, że Niemcy stoją na przeszkodzie owej autonomii, w listach Wilhelma II nie znajdujemy ani jednego wyrazu w sprawie autonomii lub polityki Rosji względem Polaków.

W ciągu dziesięciu lat, poprzedzających wojnę światową dezorientowano systematycznie opinię polską fałszywymi wiadomościami. Była to robota na korzyść Rosji.

P. Dmowski pisze w swej książce: „Wojna między Rosją, a Niem­cami była w naszym przekonaniu nieunikniona ale dlatego, żeśmy znali Rosję i byli pewni, iż weźmie, w niej górę, świadomość, że związek z Niemcami oznacza zależność, od nich i zrzeczenie się mocarstwowej roli.

Całkiem co innego w owym czasie pisały organy Endecji i p. Dmowski. Prasa uporczywie dowodziła w 1913 roku, że wojny nie będzie. P. Dmowski w wywiadzie w „Słowie Polskim” mówił o ruchu strze­leckim, że „wytworzy on uczestników niedoszłego powstania, którzy całe życie z lekceważeniem będą się odnosili do pracy społecznej” – wycho­dził bowiem z założenia, że wojny nie będzie.

 W 1909 roku, gdy podczas kryzysu bośniackiego zanosiło się na wojnę austriacko-rosyjską, Endecja nie była po stronie Rosji. P. St. Grabski w organizacjach młodzieży mówił o potrzebie aktywnego antyrosyjskiego wystąpienia, p. St. Głąbiński mówił p. Al. Zawadz­kiemu, iż po wojnie powstanie Polska niepodległa, że trzeba tylko, aby miała choć jedno płuco, tj. dostęp do morza, choćby w Libawie. P. Dmowski przyznawał się przed Władysławem Żukowskim, że gdyby Wiedział o bliskim kryzysie bośniackim, to by nie brał udziału w akcji neosłowiańskiej. P. Wł. Żukowski, który na początku wojny światowej był orientacji rosyjskiej, w 1909 roku opowiadał mi z entuzjazmem, że „Dwaj Fran­ciszki” (cesarz Franciszek Józef i Ferdynand Franciszek, następca tronu) nabiją Rosję w ciągu paru tygodni i wówczas nastąpi odbudowa Polski”.

Od wojny rosyjsko-japońskiej przeszło wówczas zaledwie cztery lata, demoralizacja armii rosyjskiej i zły jej stan były wiadome. Rosję uważały nasze sfery ugodowe za słabą i gdyby wówczas wypadła wojna, nie byłoby w Polsce obozu filorosyjskiego.

Nie z powodu przewidywania wojny, ale wskutek poglądów na usta­lenie się stosunków politycznych międzynarodowych, obóz p. Dmow­skiego prowadził politykę ugodową, podkreślając swą lojalność wzglę­dem państwowości rosyjskiej. W 1912 roku w okresie najznaczniejszego naprężenia stosunków rosyjsko-austriackich „Słowo Polskie”, organ Narodowej Demokracji Galicji, ulegającej dyrektywom p. Dmowskiego, oświadcza się jasno i wyraźnie za Austrią kontra Rosji na wypadek kon­fliktu zbrojnego między tymi dwoma państwami:

„Orientacja polska odrzuca bierność, tak samo, jak walkę dla samej walki bez względu na to, za czyje interesy walczyć będziemy. Nakazuje wytężyć wszystkie siły, zdobyć się na najwyższą ofiarę, ale tylko za własną sprawę, jeżeli nie zupełna samodzielność, to w każdym razie zmianę kordonów na korzyść przyłączenia Królestwa Polskiego do państwa, w którym swobody rozwoju narodowego mamy.”

Na początku wojny światowej, gdy polonofil węgierski, baron Nyarry pragnął stworzyć legion węgierski przy legionie polskim, jako manifestację dążeń Węgier do odbudowy Polski, prof. Głąbiński zajął bardzo życzliwe stanowisko względem tego projektu. Przy powołaniu go do życia byli czynni Narodowi Demokraci galicyjscy z p. Stanisławem Grabskim na czele. Człowiek ten, będący jednym z pierwszych propa­gatorów niepodległości Polski w programie socjalistycznym, jednym z pierwszych propagatorów przygotowań powstaniowych na łamach „Przedświtu”, nie wchodził do N. K. N. z zamiarem rozbijania tej organi­zacji. Załamała się jego linia polityczna, przeszedł on na stronę Rosji; dawny opozycjonista względem Bobrzyńskiego stał się człowiekiem Bobrzyńskiego, bo mniemał, że już wojna przegrana i trzeba przejść na stronę zwycięstwa. Polskie moskalofilstwo, pomimo uprzedniej edukacji słowiańskiej, udzielanej przez p. Dmowskiego, nie byłoby się rozwinęło, gdyby w pierwszym roku wojny Rosja nie miała pewnych powodzeń w starciu z Austrią, a nawet i Niemcami. Nie było więc ze strony obozu rosyjskiego w Polsce wytkniętej linii politycznej o celach niepodległościo­wych, był tylko strach przed Rosją i wiara w jej niezwyciężalność. Orientacja austriacka narzucała się w Galicji sama przez się. Przyłączenie do Austro-Węgier Królestwa wytwarzałoby dwudziestomilionowy kompleks polityczny, a więc pod względem ilości mieszkańców nie ustępujący Austrii i przewyższający Węgry. Czyż to nie był stosunek sił decydu­jący o unii realnej? Gdy tymczasem dwudziestomilionowa Polska w związku ze 160-milionową Rosją, znajdowałaby się w układzie sił, nie-gwarantującym odrębności prawnopaństwowej i samodzielności nawet w sprawach wewnętrznych. Od 1909 roku do 1914, tj. do wybuchu wojny światowej, propagowałem, jako najprawdopodobniejsze rozwiąza­nie sprawy polskiej, unię z Austrią i Węgrami. Lecz w mych memoriałach broszurowych, wydanych jako manuskrypt („Denkschrift für ungarische Staatsmänner” i „Osterreich-Ungarische Frage”) domagałem się, jako granic wschodnich dla Polski linii Dźwiny i Berezyny oraz Wołynia na południu. W takich granicach Polska nie mogłaby się pomieścić w unii realnej z Austrią i Węgrami, rzecz naturalna.

Orientacja niemiecka narzuciła się podczas wojny, gdy, z jednej strony Austro-Węgry wykazały się za słabe, aby sprostać naciskowi Rosji – z drugiej, gdy w sferach miarodajnych niemieckich zjawiły się projekty budowy Państwa Polskiego, posiadającego z jednej strony Libawę, jako port, z drugiej opierającego się na wschodzie na linii Dźwiny i Berezyny. W listopadzie 1914 roku podczas ofensywy Hindenburga i zbliżania się Niemców do Warszawy, byłem w Berlinie i tu w gmachu Auswärtiges Amt Kleinow pokazywał mnie, Feldmanowi i p. Kazimie­rzowi Natansonowi mapę Polski według projektu geografów i ekonomistów niemieckich. Mama ta obejmowała Królestwo i ziemie wschodnie z granicami Dźwiny i Berezyny; nie tylko gubernia kowieńska, ale i Libawa należała do Polski, natomiast Ryga miała być wolnym miastem. Zobaczyłem wówczas, że te teorie, które uważałem za możliwe i niezbęd­ne dla Polski, są uważane za takie przez niemieckich uczonych.

W mych memoriałach przedwojennych dowodziłem, że front anty­rosyjski przyszłej Polski nie będzie zależał ani od traktatów, ani od na­strojów politycznych obecnego pokolenia, ale tylko od ukształtowania granic Polski. Ziemie wschodnie, przedmiot dziejowego sporu między Polską a Rosją, ich posiadanie przez Polskę, wywoływać musi przez długi czas front antyrosyjski. Zdanie to podczas wojny usiłowałem upowszechnić wśród publicystów niemieckich i ich mężów stanu. Wielu z nich, między innym Beseler, uznawali tę opinię za całkiem słuszną. Przed wydaniem aktu 5 listopada Ludendorf uznawał, że ziemie wschod­nie wraz z Wilnem należy przyłączyć do Polski. Lecz poglądy jego w tej sprawie były chwiejne. Częstokroć wypowiadał on idee, że przez ziemie wschodnie Polska może dojść do znacznej siły liczebnej i zwrócić się przeciwko Niemcom dla odbioru Gdańska i Poznańskiego.

Obszar przyszłej Polski zależał przede wszystkim od tego, jak daleko Rosja będzie odsunięta na wschód. Przy odsunięciu Rosji z paru powiatów musiałaby nastąpić aneksja tych powiatów, przy usunięciu ich z Warszawy sprawa polska narzucała się Niemcom. W 1915 roku na wia­domość o wzięciu Warszawy napisałem artykuł do „Gazety Polskiej” w Dąbrowie Górniczej pod tytułem: „Sprawa polska narzuca się”. W kilka miesięcy potem analogiczne stanowisko zajął kanclerz Betman-Holweg w swej mowie w parlamencie niemieckim: :…nie mieliśmy za­miaru podnosić sprawy polskiej, nasze zwycięstwa nam ją narzuciły”… Gdy się słusznie obejmuje stosunki polityczne, to przedstawiciele róż­nych narodów, wychodzący z odmiennych punktów widzenia, obejmują je analogicznie.

Od aktywności Polski, od pomocy, jaką ona czynnie niosła pań­stwom centralnym zależała w znacznej mierze granica Polski. „O ile rozszerzycie serca wasze, o tyle rozszerzycie granice wasze”. Te słowa Mickiewicza znajdowały realne zastosowanie w ówczesnych warunkach. Dlatego to pragnąłem wytworzenia wojska polskiego, które by objęło front wschodni i posuwało go dalej na wschód. Stąd domagałem się przy­musowej rekrutacji.

Endecy ubolewają, że nie udało się stworzyć wielkiej polskiej armii w Rosji w okresie rozkładu armii rosyjskiej. Przeciwko tworzeniu tej armii było kresowe ziemiaństwo, które pragnęło oderwania ziem wschod­nich od Rosji, młodzież peowiacka, która nie chciała walki po stronie Rosji z zarodkiem państwa polskiego, byli polscy jeńcy armii austriac­kiej. Gdyby wytworzona w Rosji armia polska zajęła Królestwo lub część ziem wschodnich, otworzyłaby drogę Rosji do Polski, co przyniosłoby ujarzmienie lub przynajmniej pomniejszenie Polski. Armia stworzona w Rosji, w atmosferze rewolucji i idei bolszewickiej przyniosłaby Polsce bolszewizm.

Między legionami Piłsudskiego lub Polską Siłą Zbrojną, powstałą podczas okupacji z kadr przeważnie legionowych, a formacjami po­wstałymi w Rosji, była różnica zasadnicza: podstawą legionów była młodzież oddana idei niepodległości i gotowa dla niej wszystko ponieść w ofierze. Ludzie ci rozumieli, dlaczego szli do wojska. Dowborczycy wiedzieli tylko, w jaki sposób się skupili, ale celu wspólnego nie mieli. Było tylko jakieś naturalne ciążenie Polaków ku Polakom i jakaś we­wnętrzna łączność skupiła ich, gdy zaczęły pękać żelazne obręcze rosyj­skiej armii, do której ich wtłoczono.

Siłą czynną, ośrodkiem krystalizacyjnym państwa polskiego były legiony Piłsudskiego i Siła Zbrojna, która pomimo wrogiej agitacji i nie­przyjaznej atmosfery psychicznej została zachowana.

Tymczasowa Rada Stanu, pomimo jej nieudolności, chwiejności, braku decyzji była ogniwem ważnym w budowie Państwa Polskiego; ona to zapoczątkowała instytucje państwowe, które następnie rozwinęły się w okresie ministerstw Rady Regencyjnej. Dzięki tym instytucjom pań­stwowym i Sile Zbrojnej byliśmy już państwem; Polska nie była tylko pojęciem geograficznym, nie była bezpańskim domem, wystawionym na plądrowanie ze wszystkich stron. Pan Dmowski tego nie rozumie, pisze więc: „…ba, gdyby nie było legionów, Rady Stanu, Rady Regencyjnej i jej rządu, Armii Królestwa Polskiego itd., gdybyśmy mieli podczas wojny Rząd Narodowy na Zachodzie, gdyby nasza armia po stronie sprzymierzonej była jedynym czynem zbrojnym Polaków… inaczej pewnie byśmy w Paryżu, ja i Paderewski, przemawiali” (470 str.).

Dopóki była Rosja, Rząd Narodowy na Zachodzie nie mógł być możliwy i przez nią nie byłby tolerowany, lub byłaby to tylko ekspozy­tura wywiadowcza rządu rosyjskiego. Pp. Dmowski i Piltz weszli do paryskich i londyńskich przedpokojów wprowadzeni przez rosyjskich antypolskich działaczy dyplomatycznych, którzy we Francji sprawiali cenzurę nad artykułami o Polsce, we Włoszech w 1915 roku powstrzy­mali rezolucję o niepodległości polskiej. Po przewrocie bolszewickim Rząd Polski rezydujący zagranicą miałby mniejsze znaczenie, niż Rząd Kiereńskiego na emigracji, Polska bowiem byłaby zalana bolszewizmem, jak i Rosja, a Francja miałaby niezrównanie mniej interesu przyczynić się do wyzwolenia Polski, niż do zniesienia w Rosji bolszewizmu, który nie uznał ani rosyjskich długów państwowych, zawartych we Francji, ani francuskich przedsiębiorstw w Rosji. W listopadzie 1918 roku po wyjściu Niemców zaczęły się burzyć Nalewki. Organizacje komunistyczne, w swym składzie przeważnie żydowskie, szły na przewrót polityczny. Przyszły dwa pułki Polskiej Siły Zbrojnej z Ostrowia, strzelanina na Na­lewkach ustała, zapanował spokój. Były odruchy rewolucyjne, były pró­by dokonywane przez tzw. milicję ludową rozbrajania wojska polskiego, ale autorytet moralny pierwszego twórcy polskiej siły zbrojnej zapanował nad sytuacją. Siła ta wzrastała i dorastała stopniowo do wyłaniają­cych się zadań. Bez tej siły zbrojnej nie moglibyśmy przeszkodzić wejściu Rosjan do Warszawy. Weszli oni do bezbronnego Wilna w pierw­szych dniach 1919 roku, z Wilna ich wypędziła siła zbrojna rządzona z Warszawy. Gdyby Warszawa była zajęta, Polska zalana wojskiem bolszewickim, któżby wówczas nas wyzwolił? Koalicja? Jej ekspedycje do Rosji zakończyły się fiaskiem, nasze wyzwolenie od Rosji zawdzięczamy żelaznej pięści niemieckiej, która rozbiła Rosję i działalności naszej siły zbrojnej, która nie dopuściła zalania Polski przez rozbitą bolszewicką Rosję. Wyzwolenie Lwowa od nawały ukraińskiej było dziełem samego Lwowa i naszej siły zbrojnej. Lwów krwawił się, sam rozpoczął walkę o swe wyzwolenie, lecz któż mu przyszedł z odsieczą? Wojsko stwo­rzone na kadrach legionowych. Polska siła zbrojna stworzona podczas okupacji przyszła w pomoc Cieszynowi, napadniętemu przez Czechów. Gdyby jej było więcej, Śląsk Cieszyński, obiecany Czechom przez Francję, pozostałby przy Polsce, jak jest polskim.

Gdyby Piłsudski nie stworzył kad dla naszego wojska, gdyby nie było legionów, gdyby nie udało się zachować tych kadr podczas oku­pacji, – nie byłoby Polski.

 

 

Proklamowanie Państwa Polskiego*.

Dla wskrzeszenia Państwa Polskiego pierwszorzędne znaczenie posiada manifest 5 listopada 1916 roku.

Gdy na płaszczyźnie niepodległości Polski stali tylko ci, którzy dla względu uzyskania niepodległości pragnęli przymierza z państwami centralnym, po akcie 5 listopada nawet ci, którzy pragnęli oparcia o Rosję wysuwali program niepodległościowy. Zaraz po 5 listopada p. Lednicki w „Ruskich Wiadomościach” wystąpił z artykułem, w którym dowodził, że sztandar wolności Rosja winna wyrwać z rąk Niemiec przez prokla­mowanie niepodległości Polski. P. Dmowski jeszcze przed aktem 5 listo­pada komunikuje Izwolskiemu, iż Niemcy i Austria przygotowują waż­ny akt o wskrzeszeniu Państwa Polskiego, akt ów może wywrzeć wpływ na Polaków, dotychczas stojących po stronie Rosji, dlatego więc aby sprawa polska nie zwróciła się kontra Rosji, winna Rosja wespół z aliantami wydać odpowiedni manifest odnośnie do sprawy polskiej. Izwolskij komunikował o tym Sazonowowi. Sazonow, jak widać z przy­toczonej przez p. Dmowskiego rezolucji, był przeciwny stawianiu spra­wy polskiej na gruncie międzynarodowym. „W szczególności konieczną jest rzeczą kłaść nacisk na wyłączenie kwestii polskiej z przedmiotu dyskusji międzynarodowej i stać na przeszkodzie wszelkim próbom po­stawienia w przyszłości Polski pod gwarancją i kontrolą mocarstw” – pisał Sazonow w swej rezolucji. P. Dmowski nie wspomina o tym w swej książce, że swe postulaty wobec Rosji i koalicji opierał na dokona­nych i mających się dokonać posunięciach w sprawie polskiej państw centralnych, posunięć umożliwionych i spowodowanych akcją aktywi­stów. Chodzi mu bowiem o to, żeby przedstawić przed naiwnym czy­telnikiem, że on tylko wraz ze swymi towarzyszami przyczynił się do odbudowy Polski, aktywiści zaś tylko mu w tej akcji przeszkadzali. Szczególnie nie chce się przyznać do tego, że akt 5 listopada 1916 roku był ważnym i płodnym posunięciem w sprawie polskiej.

P. Dmowski przytacza „Deklarację Lozańską” o akcie 5 listopada lecz nie przytacza protestu Koła Polskiego w Dumie Rosyjskiej prze­ciwko aktowi proklamującemu niepodległość Polski. Pochodzi to stąd, że odezwa Lozańska, jakkolwiek mająca na celu zwalczenie niepodległości zaboru rosyjskiego, nie była potwierdzeniem rozbioru. Protest zaś Koła Polskiego oświadczający się przeciwko tworzeniu armii polskiej w imię prawa międzynarodowego, jest oparty na uznawaniu rosyjskiego jarzma nie za fakt, ale za prawo.

Odezwa Lozańska ma jednak już akcenty niepodległościowe, gdyż mówi, iż, „ta wojna postawiła zasadę wolności i niepodległości ludów”. Akcenty te były możliwe po akcie 5 listopada, a użyte zostały dla uzys­kania podpisu kilku patriotycznie usposobionych, lecz naiwnych Pola­ków, w przeciwnym bowiem razie ów elaborat byłby podpisany tylko przez takie kanalie polityczne, jak Piltz, a nie położyłby swego podpisu Maurycy hr. Zamoyski, Jan Rozwadowski itd. Wobec poziomu du­chowego Koła Polskiego w Petersburgu, protest jego przeciwko prokla­mowaniu niepodległości Polski przez państwa centralne, był wyrazicie­lem wyłącznie niewolniczych instynktów, polskiego przystosowania, się do niewoli. Było to wdrożeniem się do „cierpliwie i długo noszonej obroży” i „gryzieniem ręki, co ją targa”.

P. Dmowski zachował nienawiść do aktu 5 listopada, akt ów, zdaje się, spotęgował jego nienawiść do Niemców. „Dobrze byłoby wiedzieć – pisze p. Dmowski, – czy akt 5 listopada zrobiono w porozu­mieniu ze Stürmerem i innymi germanofilami rosyjskimi (str. 282).

Jakiegoż trzeba było zacietrzewienia ze strony p. Dmowskiego, żeby napisać powyższe zdanie, które by zaledwie uszło jakiemuś z najbar­dziej ogłupiałych szeregowców endecji.

Pod względem niechęci do aktu 5 listopada p. Dmowski nie różni się od ówczesnej prasy rosyjskiej. Nacjonaliści rosyjscy urągali na akt 5 listopada, nazywając go tanim towarem niemieckim, z napisem: „Made in Germany”. Mieńszykow, jeden z najwpływowszych publicystów rosyjskich pisał z powodu aktu 5 listopada: „Krok Niemiec w Polsce podziałał, jak nowe wypowiedzenie wojny i dał impuls moralny Rosji do doprowadzenia wojny do końca”. Zaufania godny Rosjanin, dobry znajomy posła rosyjskiego w Sztokholmie, Niechludowa, dał wyraz opinii rosyjskiej w następującym liście, pisanym w połowie grudnia 1916 roku:

„W przedsięwzięciu, podjętym w Polsce przez Niemcy w związku z Austro-Węgrami widzi Rosja cios śmiertelny, który więcej odczuje, niż przegraną lub stratę większego jeszcze terytorium niż Polska. Dla poczucia bowiem honoru państwa znaczy mniej pchnięcie sztyletem, niż policzek publiczny. Posunięcie Niemiec, które już teraz starają się dyktować warunki, nie jest akcją wojenną, lecz mieszaniem się w we­wnętrzne stosunki Rosji. Posunięcie to będzie obfitować w skutki, gdyż Rosja na to nigdy się nie zgodzi, lecz będzie szukała odwetu. Czynem, którym Niemcy buntują prowincję słowiańską przeciw jej macierzystej władzy i zmuszają Rosję do akcji bojowej przeciw własnej prowincji, zdobyli sobie Niemcy wiecznego wroga w Rosji. Rosja znalazła wyjście, które połączy wszystkie partie i klasy we wspólnym dążeniu do prowa­dzenia wojny aż do ostatniej kropli krwi, gdyby nawet wbrew wszelkim, oczekiwaniom sojusznicy jej mieli się znużyć”. (Erzberger: Meine Kriegserlebnisse, str. 390).

W sprawie polskiej w ogóle – w sprawie proklamowania polskiego państwa w szczególności – w opinii niemieckiej nie było jednomyślności. Zwolennicy odrębnego pokoju z Rosją byli przeciwnikami podnoszenia sprawy polskiej, budowy państwa polskiego, zwolennicy kompromisu z państwami zachodnimi, przeciwnicy aneksji Belgii byli przeciwnikami Rosji, twierdzili, że dla zabezpieczenia się od supremacji Rosji w przysz­łości, Niemcy winni stworzyć system państw środkowoeuropejskich i w tym systemie wyznaczali wybitne miejsce Polsce.

Hossa i bessa sprawy polskiej w Niemczech zależała od powodze­nia na frontach. Im znaczniejsze powodzenie miał oręż niemiecki na froncie wschodnim, tym bardziej narzucała się Niemcom sprawa polską i tym bardziej liczono się z możliwością, nawet pewnością, powstania państwa polskiego. Pierwsza hossa sprawy polskiej była podczas pier­wszego pochodu Hindenburga na Warszawę.

Moskalofilskie enuncjacje Królestwa w pierwszym roku wojny oraz mały efekt werbunku w pierwszych miesiącach wojny do marca 1915 roku zniechęcały Niemców do liczenia się z Polską, jako czynną siłą podczas wojny światowej. Gdy p. Jodko zawierał umowę z kwa­terą Hindenburga ze strony polskiej mówiono, że werbunek da 100 tys., dał zaś 2 tysiące. Gdy meldowano o tym Hindenburgowi, powiedział: „Polen ist national todt”.

W marcu 1915 roku zakazano werbunku w okupacji niemieckiej. Zwolennicy aneksji paru powiatów Królestwa, należący do hakatystycznego obozu uznawali, że bierność narodu polskiego jest wskazana, po­pierali podczas okupacji pasywistów i przeciwdziałali aktywistom. Kleinow, z którym poznałem się w Berlinie w 1915 roku, wydał opinię, że mój przyjazd do Warszawy jest bardzo niepożądany; pierwszym okólnikiem Kleinowa był zakaz pisania o legionach, jedyną gazetę, któ­rą pragnął zamknąć był „Goniec”, wydawany przez Makowieckiego, w którym ja i Grużewski pisaliśmy artykuły niepodległościowe; jedy­nymi publicystami, którzy zostali z Warszawy wysłani na wniosek Kleinowa do obozu jeńców byli: Wincenty Rzymowski i Hołówko, redaktorzy „Widnokręgu”, antyrosyjscy aktywiści, propagatorzy legionowego czynu.

Pierwszym posunięciem moim, które miało wpływ na wydanie aktu proklamującego niepodległość Polski był obchód Konstytucji 3 Maja. Wiedziałem, że obchody i pochody u nas się udają, jesteśmy bowiem narodem wychowanym na procesjach Bożego Ciała, a nasz patriotyzm w ciągu ostatnich lat dwudziestu karmił się i przejawiał obchodami. Pozwolenie na obchód, zawiązania komitetu obchodowego otrzymałem dzięki temu, że nasza lewica urządziła demonstrację 22 stycznia 1916 ro­ku. Twierdziłem kategorycznie urzędnikom okupacyjnym, że „jeżeli nie pozwolicie na obchód 3 maja, którego głównym wyrazem będzie pochód, pochód się odbędzie, będziecie go rozpędzali, a to będzie miało rezonans międzynarodowy was kompromitujący; jeżeli pozwolicie – ilustracje w pismach i zdjęcia kinematograficzne będą dowodziły przed światem cywilizowanym, że szanujecie wspomnienia historyczne narodu polskiego, że naród ten ma pamięć historyczną i dążność do samodzielności politycznej”.

Ogromne wrażenie na Niemców sprawił obchód 3 maja 1916 roku. „W Polsce nie ma moskalofilstwa, gdyż jest przywiązanie do tradycji państwowych” mówił mi zaraz po obchodzie delegat kanclerza, von Mutius.

Dnia 10 maja miałem pierwszą rozmowę z gen. Beselerem o sprawie polskiej. Wystawiłem postulat proklamowania państwa polskiego i rozpoczęcia jego budowy podczas wojny; przy czym pierwszym orga­nem, od którego rozpoczyna się budowa państwa jest armia. Armia polska odsunie wespół z niemiecką front do Berezyny i ustanowi stra­tegiczną polską granicę na wschodzie; będzie to pierwsza linia obronna od strony Rosji i dla Niemców, gdyż Polska pozostawać będzie w przy­mierzu i konwencji militarnej z Niemcami.

Beseler dowodził, że na przeszkodzie stoją polskie moskalofilstwo i brak porozumienia z Austrią, zaznaczył, że w razie odbudowy Polski w znaczniejszych granicach Niemcy nie będą mogli się zgodzić na trializm Polski z Austrią i Węgrami. Tłumaczyłem, że moskalofilstwa w Polsce nie ma, że jest tylko w pewnej części społeczeństwa strach przed re­presjami Rosji, która wróci, ale to zanika w miarę niepowodzeń Rosji, że Austria zawsze spóźnia się według słów Napoleona o jedną armię i o jedną ideę, że Niemcy spóźnią się z uzyskaniem pomocy Polski przez przeobrażenie jej sił potencjonalnych w energię kinetyczną, jeżeli będą oglądać się na Austrię. Można Polskę robić na razie bez Galicji, byleby z ziemiami wschodnimi „My i wy otrzymamy prędko spadek po Austrii” powiedziałem.

Beseler obiecał mi zatwierdzić statut Klubu Państwowców Pol­skich, który statutowo miał na celu odbudowę państwa polskiego, sprzy­mierzonego z Niemcami i Austro-Węgrami. Z powodu tego jednak, że przez swych agentów Austria dowiedziała się o mającym być zatwier­dzonym statucie i wniosła protest, statut został zatwierdzony aż po ofensywie Brusiłowa. Niemcy wyciągnęli swego sprzymierzeńca z bło­ta, ochronili go od klęski, w zamian za to uzyskali od Austrii zgodę na niemieckie rozwiązanie. Zaraz potem przysłał do mnie Beseler swego urzędnika z prośbą opracowania stanu przejściowego, tj. budowy pań­stwa w okresie okupacji i zatwierdził statut Klubu Państwowców Pol­skich. W Niemczech odbywały się olbrzymie tarcia w sprawie pro­klamowania i organizacji państwa polskiego. Rzecz ta znalazła się znów w martwym punkcie. Nastąpiło wystąpienie Rumunii, które zda­niem moim musiało wywołać depresję w opinii niemieckiej. W czasie wojny zauważyłem, że ilekroć następował jakiś niepomyślny fakt, – dla oddziałania krzepiąco na opinię publiczną, rząd niemiecki przez swe agencje prasowe i przez wpływ na prasę, upowszechniał w świadomości ogółu jakikolwiek objaw pomyślny, wyolbrzymiając go. Wykorzystał to Klub Państwowców, którego byłem wówczas faktycznym kierownikiem, zorganizował wiec w Filharmonii z powodu wystąpienia Rumunii, wiec żądający powołania do życia Państwa Polskiego, którego armia mogłaby wziąć udział w obecnej wojnie światowej i walczyć przeciwko Rosji. Kilkutysięczny wiec znakomicie się udał, sprawił wrażenie w Polsce i w Niemczech. Rezolucja wiecu była drukowana we wszystkich pis­mach niemieckich. Wobec protestu Klubu Międzypartyjnego powtórzy­liśmy wiec. Ze strony przeciwników proklamowania Polski w Niem­czech przyszedł niespodziewany cios: rekrutacja do robót w Niemczech. Liga Państwowości, która miała już przyłączyć się do naszej akcji, wy­cofała się. Rzuciłem hasło: „Kto nie chce być rycerzem, będzie knech­tem” – i złożyłem w imieniu Klubu ostry protest przeciwko rekrutacji do robót w Niemczech, następnie urządziłem nowy wiec w Warszawie i na prowincji.

Mówił mi Beseler, że do przełamania opinii Niemiec względem proklamowania Polski wiece przyczyniły się w wysokim stopniu. Uważa­no je w Niemczech za zwrot opinii publicznej polskiej. W całej akcji wiecowej miałem poparcie i czynny udział naszej lewicy, zorganizo­wanej w tzw. C. K. N. W dzień 5 listopada zorganizowaliśmy olbrzy­mi wiec w Filharmonii, który wysłał telegramy do dwóch cesarzy: Wilhelma II i Franciszka Józefa. W telegramie do Wilhelma II dziękowaliśmy „za wyzwolenie Warszawy i Wilna, obu naszych stolic, zarówno drogich dla polskiego serca”. Chodziło mi o to, aby upomnieć się o Wilno. Organy prasy niemieckiej, pragnące zlikwidować wojnę, były niezadowolone z powodu wysunięcia przez nas sprawy Wilna, jako miasta polskiego.

Nieudolność, i chwiejność Rady Stanu z jednej strony, usunięcie się lewicy od akcji budowy Państwa Polskiego, ciężkie warunki aprowizacyjne – wszystko to paraliżowało akcję budowy Państwa Polskie­go. W chwili zakończenia wojny, mieliśmy tylko skromne fundamenty. Lewica chciała zaraz po proklamowaniu państwa akcji emancypującej owo państwo od wpływów niemieckich; ja zaś uważałem; że akcja budo­wy państwa jest akcją emancypacyjną. Każdy korpus polski zmienia stosunek sił na naszą korzyść. Armię zaś uważałem za organ, od któ­rego rozpoczyna się byt państwa. Robienie armii musi wywołać organy administracyjne i skarbowe; daje ono dalej narodowi międzynarodowe znaczenie, daje posłuch zagranicą, – stąd powstanie organów polityki zewnętrznej przychodzi samo przez się.

Akt 5 listopada wywarł wpływ stanowczy na proklamowanie państwa polskiego przez Rząd Tymczasowy Rosyjski. Już nawet za rządów carskich dzięki temu, że znaczna część opinii polskiej w Rosji po akcie 5 listopada stanęła na gruncie niepodległościowym, sprawa niepodległości Polski weszła na porządek dzienny opinii rosyjskiej.

W Galicji manifest 5 listopada wywołał daleko silniejsze wrażenie niż w Królestwie. Pochodziło to stąd, że Galicja posiadała daleko więcej kultury narodowej i politycznej, niż zabór rosyjski. U kolebki bowiem autonomii Galicji stała myśl o Polsce Niepodległej; najwybitniejsi poli­tycy galicyjscy marzyli o tym, by Galicja stała się Piemontem Polski. Dnia 12 grudnia zebrało się Koło Polskie Sejmowe na uroczyste posie­dzenie, na którym prezes Biliński z serdeczną radością powitał fakt, że jedna z dzielnic zyskuje samodzielny byt państwowy. Z olbrzymim entuzjazmem przyjęto manifest w Krakowie, jakkolwiek Kraków wiedział, że na razie nie ma wejść w skład Polski Niepodległej. W Królestwie po 5 listopada chłodził entuzjazm ten fakt, że nie nastąpiły żadne widoczne zmiany w ustroju kraju, nie powstały urzędy polskie, przejmujące wła­dzę od okupantów i w dawnych zarządzeniach aprowizacyjnych nie nastąpiła ulga.

Polska w okresie wojny światowej od 1915 roku wespół z Niem­cami i Austrią znajdowała się jakby w oblężonej fortecy, którą usiło­wano wziąć głodem. Rok 1917 był szczególnie ciężki pod względem aprowizacyjnym dla państw centralnych i Polski, a nawet dla państw koalicji. Był to rok maksymalnego spadku ilości małżeństw i urodzeń, i maksymalnego wzrostu śmiertelności. Gdy przed wojną Warszawa miała 42 na tysiąc urodzeń – 17 śmiertelności, w 1917 roku na odwrót miała 17 urodzeń i 42 śmiertelności. Nędza mas osłabiała ich aktywność, wywoływała zniechęcenie i bezmyślną reakcję. Oddziaływało to na nasze partie lewicowe.

„Wrażenie, które najprzód wywołał manifest w Europie, można porównać tylko z wrażeniem tłumu, który nagle ujrzał człowieka wstającego z grobu. Rosja, która od wieku trzymała straż nad grobem Polski, odepchnięta teraz od niego, podniosła krzyk, aby kamień grobowy jak najrychlej przywalić, a wtórowali jej w tym wszyscy jej sprzymierzeńcy. Francja, Anglia i Włochy, wyścigając się wzajemnie, tłumaczyły Polakom, że w nowym całunie autonomicznym, – jaki im Rosja sprawi, będzie im lepiej. Wielu w to uwierzyło. (Wskrzeszenie Państwa Polskiego str. 116., Kraków 1920)”.

Manifest 5 listopada posiada olbrzymie znaczenie dla sprawy polskiej, nawet obóz prorosyjski dźwignął z poziomu pragnień autonomicznych do postulatów odrębności prawnopaństwowej.

 Manifest 5 listopada nie przyniósł państwom centralnym oczekiwanych dyploma­tycz­nych i militarnych korzyści. Stwierdziłem to w memoriale do rządu niemieckiego w sierpniu 1917 roku, w którym żądałem różnych koncesji, niezbędnych dla budowy Państwa Polskiego. Twier­dzenie do cytuje Erzberger, nazywając mnie „ojcem manifestu 5 listopada”. Nie ulega wątpliwości, że manifest 5 listopada przyniósł więcej korzyści nam, niż Niemcom. Sądzę jednak, że bez manifestu 5 listopada odruchy antyniemieckie zapanowałyby w Polsce i to by utrudniało ich akcję mi­litarną. Niemcy popełnili olbrzymi błąd, że wydając manifest uprzednio zawierając z Austrią umowę co do sprawy polskiej, nie wymogli znie­sienia austriackiej okupacji, oddania legionów Państwu Polskiemu na kadry armii polskiej, nie ustanowili wraz z Austriakami regenta, przy którym od razu powstałby rząd polski. Należałoby przynajmniej kon­cesje, udzielone we wrześniu 1917 roku dać niezwłocznie po manifeście 5 listopada. Austria, nie chcąc wyrzec się idei trializmu, przez swych agentów, częstokroć bardzo zręcznych, oraz przez zwolenników kon­cepcji austriackiej, czyniła obstrukcję w budowie Państwa Polskiego na nasadzie manifestu 5 listopada.

 

Sprawcy proklamowania niepodległości Polski przez rząd tym­czasowy w Rosji oraz sprawa orędzia Wilsona.

Przez cały czas wojny światowej mocarstwa zachodnie liczyły się ze stosunkiem Rosji do sprawy polskiej, Rosja zaś jak wiadomo utrzy­mywała, że sprawa polska jest jedną z wewnętrznych jej kwestii, do których sprzymierzeńcy nie mają prawa się mieszać.

Niemal do rewolucji rosyjskiej w marcu 1917 roku artykuły prasy francuskiej o Polsce ulegały cenzurze rosyjskiego ambasadora Izwolskiego. Znany jest układ zawarty na początku 1917 roku między rządem francuskim a rosyjskim, mocą którego Rosja zobowiązała się do pozosta­wienia uznaniu Francji zakreślenie granic francusko-niemieckich, Francji bowiem chodziło o aneksję prowincji nadreńskich, natomiast Francja przyznawała Rosji prawo według swego uznania zakreślenia granic między Rosją z jednej strony, a Niemcami i Austro-Węgrami z drugiej (w sprawie tej ze strony Francji prowadził korespondencję Doumergue, ze strony Rosji minister Pokrowski w lutym 1917 roku).

W sierpniu 1916 roku w poważnym czasopiśmie angielskim „The forthnightly Review” ukazał się artykuł wyrażający ówczesne zapatry­wania angielskie na sprawę polską:

Czy nie będzie zbyt przesądzona nadzieja, że Polacy zrozumieją na koniec przez straszliwe doświadczenie swej obecnej nędzy, całe nie­bezpieczeństwo, które dar zupełnej wolności przynosi wszystkim dro­bnym narodom, niezdolnym do obrony swej wolności z orężem w ręku.

„Nie możemy pozwolić Polakom na odbudowanie ich państwa do dawnej potęgi na koszt naszego wschodniego sprzymierzeńca lub też zezwolić na wszelką dalszą możliwość, żeby próba, chociażby nieudana, zrealizowania ich więcej lub mniej uprawnionych ambicji miała znów pogrążyć Europę w morzu krwi”. (str.250).

Niektórzy przyjaciele Polski w Anglii i Francji, chcieliby obdarzyć Polskę autonomią, która by złączyła ją z Rosją w ten sam sposób jak po­łudniowa Afryka i Kanada złączone są z Anglią. Zapominali jednak ci liberalnie usposobieni entuzjaści, że kolonie angielskie oddzielone są od macierzy tysiącem mil oceanu, a Polska leży bliżej łona Rosji, niż nawet Irlandia od Anglii.

„Polska mająca zupełną swobodę zawierania zagranicznych so­juszów, mająca własną armię mogłaby zadać cios w samo serce Rosji, zanimby Rosja miała czas przygotować się do obrony”.

W Anglii nie nastąpił zwrot w sprawie polskiej po rosyjskiej rewo­lucji, dokonanej przy współudziale angielskiego złota, nastąpił jednak po manifeście Rządu Tymczasowego o niepodległość Polski.

Wobec tego, że z Rządem Tymczasowym rosyjskim nie p. Dmowski, który był wówczas zagranicą, ani jego zwolennicy, którzy szukali związku z dawnym rządem rosyjskim, lecz przedstawiciele dawnej emi­gracji, jak pp. Lednicki i Więckowski utrzymywali bliskie stosunki, p. Dmowski twierdzi, że on to wpłynął na wydanie owej proklamacji przez swe oddziaływanie na Balfour’a. Proklamacja Rządu Tymczaso­wego o niepodległości Polski według niego nastąpiła pod presją Anglii.

Ministrem Spraw Zagranicznych w Nowym Rządzie został Milukow, człowiek inteligentny i wykształcony, ale w kwestii polskiej sta­nowisko jego było stanowiskiem działacza rządowego ubiegłej doby, tylko z liberalnym zabarwieniem. Godził się na autonomię Królestwa Polskiego, ale pojmował ją tak, że liberalna Rosja podyktuje autono­micznej Polsce jak się ma rządzić.

„Milukow nawet zdolny był całemu światu obwieścić, że o przysz­łości Polski zadecyduje Duma, czy konstytuanta rosyjska”. (Odbudowa Państwa Polskiego i Polityka Polska).

„W celu uprzedzenia podobnego fałszywego kroku ze strony no­wego rządu, udałem się, – pisze p. D. – 25 marca do Balfour’a, stoją­cego u steru spraw zagranicznych w koalicyjnym gabinecie. Wyłoży­łem mu moje obawy i przedstawiłem niebezpieczeństwa, jakimi by gro­ził błąd nowego rządu w kwestii polskiej”. „Niebezpieczeństwu temu zapobiegłaby i wywarłaby zbawienny wpływ na umysły w Polsce wspól­na z Rosją deklaracja państw sprzymierzonych, że Polska będzie zjed­noczona, odbudowana jako państwo niepodległe, w warunkach jakie pozwolą jej przyczynić się wespół z innymi narodami do utrzymania rów­nowagi europejskiej”.

„O dalszych krokach tej mojej inicjatywy miałem tylko wiado­mości poufne przez moich przyjaciół angielskich; według nich tego samego dnia, w którym z nim rozmawiałem, Balfour przedstawił sprawę z odpowiednim wnioskiem na posiedzeniu gabinetu wojennego na skutek czego nocą wysłano telegraficznie instrukcje do ambasady w Piotrogrodzie. W odpowiedzi na nią miało przyjść doniesienie od angielskiego ambasadora Buchanana, że Milukow nie zgadza się, podając trzy powody: że sprawa to zbyt skomplikowana, ażeby ją tak szybko decydować, że uznana przez mocarstwa niepodległa Polską może stanąć po stronie Niemiec przeciw Rosji, że wreszcie ta Polska może wystąpić z preten­sjami do ziem rdzennie rosyjskich. Na to miało wyjść polecenie do ambasady, aby nie ustępować w żądaniu”.       

„29 marca ukazał się znany manifest Rządu Tymczasowego do Polaków, zapowiadający im niepodległą Polskę, złożoną ze wszystkich ziem posiadających większość polską, złączoną z Rosją wolnym związkiem wojskowym”.

„Poprzedziło ten manifest ogłoszone 28 marca oświadczenie De­legatów Robotniczych i Żołnierskich w Piotrogrodzie, przyznających prawa Polski do zupełnej niepodległości i memoriał wskazujący koniecz­ność aktu ze strony Rządu Rosyjskiego o proklamowaniu niepodległości Polski i zapowiedzi jej zjednoczenia; memoriał ów złożyła prezesowi, Ks. Lwowowi, deputacja polska przyjęta przez niego tegoż dnia 29 marca”.

 Nie ulega wątpliwości, że przedstawienie p. D. o parciu Anglii na Rząd Tymczasowy w sprawie niepodległości Polski nie odpowiada obiektywnej prawdzie.

W pamiętnikach ambasadora angielskiego w Petersburgu Buchanana nie ma żadnej wzmianki o interwencji angielskiej w sprawie pro­klamowania niepodległości Polski. Fakt ten byłby tak znamienny, że nie mógłby być pominięty w pamiętnikach posła angielskiego.

Sowiecki komisariat dla spraw zagranicznych wydał dokumenty rządu rosyjskiego z tego okresu, jego korespondencję dyplomatyczną w okresie wojny. W dokumentach tych nie ma not rządu angielskiego w sprawie Polski, ani żadnych śladów, że Rząd Tymczasowy w sprawie polskiej był pobudzony przez Wielką Brytanię. Rząd Bolszewicki był wrogo usposobiony do obalonego przez siebie Rządu Tymczasowego i nie omieszkałby opublikować dokumentów wykazujących, że w sprawie polskiej za czasów Rządu Tymczasowego inicjatywa należała nie do niego, lecz do Anglii.  

Nie ulega wątpliwości, że rządy państw zachodnich nie wywierały żadnego nacisku na Rząd Tymczasowy rosyjski w sprawie niepodległości Polski. Przeciwnie manifestem Rządu Tymczasowego państwa zachodnie były zaskoczone i zaniepokojone. Proklamowanie bowiem niepodległości Polski przez rząd rosyjski ułatwiało odrębny pokój, którego konieczność odczuwał dawny rząd rosyjski oraz żywioły lewicowe Rosji. Po manifeście Rządu Tymczasowego o niepodległości Polski, poprzedzonym proklamowaniem niepodległości Polski przez państwa centralne, które po­siadały w swej okupacji gros ziem polskich, wojna o wyrzucenie Niemców i Austriaków z okupowanych prowincji sama przez się odpadała. Manifest o niepodległości Polski ze strony Rządu Tymczasowego był ważnym krokiem do likwidacji wojny, do pokoju Rosji z państwami centralnymi. Toteż żywioły lewicowe parły Rząd Tymczasowy do tego manifestu, jakkolwiek przed wojną przeważał wśród nich prąd wrogi niepodległości Polski.

Odpowiedź angielska na manifest o proklamowaniu Polski jest charakterystyczna, gdyż znamionuje, że rząd angielski decyzję w spra­wie polskiej nadal pozostawia Rosji:

„Rząd Wielkiej Brytanii jest szczęśliwy, mogąc oświadczyć, że w zupełności przyłącza się do uznania zasad niepodległości i zjednocze­nia Polski.

Urzeczywistnienie tych zasad, zdaniem rządu Wielkiej Brytanii staje się możliwe dzięki liberalnemu i pełnemu mądrości państwowej Rządowi Tymczasowemu i gotów on jest dołożyć wszelkich starań dla osiągnięcia celu w ścisłej zgodzie z Rosją”.

Mamy tu deklarację zobowiązującą Anglię do uzgadniania swego stanowiska z Rosją w sprawie Polski.

Po upływie kilku miesięcy rząd Wielkiej Brytanii wydał jeszcze drugą notę w sprawie Polski, a mianowicie 18 czerwca 1917 roku, w odpowiedzi rządowi rosyjskiemu o sformułowaniu celów wojny:

„Rząd angielski cieszy się stąd serdecznie, że wolna Rosja za­powiedziała swoje zamiary uwolnienia Polski, nie tylko rządzonej przez dawną rosyjską autokrację ale i tej Polski, która znajduje się w granicach niemieckich cesarstw. W tym przedsięwzięciu demokracja angielska, życzy Rosji błogosławieństwa Bożego”.

Tu występują dwa momenty, rząd angielski pragnie, aby sprawa polska była siłą motorową kontynuowania wojny przez Rosję, stąd mówi się o ziemiach polskich innych zaborów; moment drugi: rząd angielski nie bierze na się żadnych zobowiązań w sprawie zjednoczenia Polski, ale poleca ową sprawę Bożemu błogosławieństwu.

P. Dmowski nie rozumie stosunku Anglii w 1917 roku do Polski i Rosji i wierzy we wpływ swych memoriałów.

Obok zmęczenia wojną i chęci pokoju na manifest Rządu Tymcza­sowego wpłynął akt 5 listopada 1916 roku, obawa przed wytworzeniem po stronie państw centralnych armii polskiej, wpływał też i prąd niepodległościowy, który ogarniał Polaków zamieszkałych w Rosji. Nie ulega wątpliwości, że musiało sprawić wrażenie na kadetach rosyjskich wystą­pienie z ich partii p. Aleksandra Lednickiego latem 1916 roku, gdy komitet tej partii odrzucił większością głosów wniosek Lednickiego o niepodle­głości Polski.

„Dziennik Piotrogrodzki”, redagowany przez p. Dąbrowskiego, „Echo Polskie” przez Kierskiego w Moskwie, „Głos Ukraiński” przez Ursyna Zamarajewa w Kijowie – stały od 1916 roku na gruncie niepo­dległości polskiej. Znaczny odłam Polaków w Rosji uznawał Tymcza­sową Radę Stanu, a następnie Radę Regencyjną za rząd Polski niepo­dległej.

Kontakt osobisty wybitnych działaczy w Polsce z Rządem Tym­czasowym lub delegacją robotników i żołnierzy wywiera wpływ na pro­klamowanie Polski przez Rosję, gdy przyszedł nadzwyczajny moment psychologiczny wywołany porażkami Rosji, które doprowadziły ją do rewolucji.

Równolegle z manifestem Rządu Tymczasowego wyszedł dekret o Komisji Likwidacyjnej oraz jej statut. Komisja miała za zadanie likwi­dowanie urzędów rosyjskich Królestwa Polskiego, dawny rząd bowiem rosyjski po ewakuacji Królestwa zachował wszystkich urzędników Kró­lestwa na wypadek powrotu do tego kraju. Komisja Likwidacyjna miała też za zadanie wyszukiwanie majątku dawnego Królestwa Polskiego dla oddania go Państwu Polskiemu. Dnia 26 marca p. Aleksander Lednicki, wezwany telegraficznie do Petersburga przez Milukowa, otrzymał pole­cenie wypracowania statutu Komisji Likwidacyjnej, która miała się skła­dać z przedstawicieli ministerstw i polskich organizacji społecznych, – 26 więc marca już było przesądzone stanowisko Rządu Tymczasowego w sprawie proklamowania Państwa Polskiego.

Endecja nie może darować p. Lednickiemu, że przez niego i jego przyjaciół politycznych została zdystansowana w sprawie polskiej w Rosji.

W manifeście Rządu Tymczasowego mamy charakterystyczny ustęp:

„Pozostając z Rosją w wolnym związku militarnym Państwo Pol­skie tworzyć będzie mocny wał przeciwko naciskowi germanizmu na narody słowiańskie. Konstytuanta rosyjska udzieli zgody na zmiany terytorialne państwa rosyjskiego niezbędne dla utworzenia Państwa Polskiego”.

Pierwsza część tego ustępu pragnie mobilizować Polskę przeciwko Niemcom; druga sprowadza terytorium Polski do minimum, gdyż konstytuanta rosyjska ma decydować o tym terytorium. W najlepszym razie Polska mogłaby otrzymać Królestwo bez ziemi Chełmskiej i Suwalszczyzny. Komisja Likwidacyjna likwidowała zarząd rosyjski wyłącznie w Królestwie. Latem 1917 roku w mowie swej w Odessie Kiereński wolał: „Nasi zrzekli się ponownego zawojowania rosyjskich miast Wilna i Kowna”.

Rosja carska uważała nasze ziemie wschodnie za rosyjskie, na tym samem stanowisku stał Rząd Tymczasowy; walkę o te ziemie prowa­dziliśmy z Rosją bolszewicką. Walka ta jest nieskończona. Wszelka zgoda z Rosją jest pomniejszeniem Polski od wschodu, pomniejszeniem do granic, w których samodzielny byt staje się niemożliwością.

Manifest jednak Rządu Tymczasowego miał wpływ na Traktat Wersalski, który przez lojalność Francji i Anglii względem Rosji powo­łuje się przy uznawaniu Polski na manifest Rządu Tymczasowego.

Na manifest rosyjskiego Rządu Tymczasowego musiało wywrzeć wpływ oświadczenie się Wilsona za powołaniem do życia Polski niepo­dległej. Wilson, przemawiając na kongresie 9 stycznia 1917 roku, wyli­czył warunki na jakich ma być zawarty pokój europejski. Wśród tych warunków w punkcie 13-ym było powiedziane: „Ma być utworzone nie­podległe Państwo Polskie, które by obejmowało wszystkie ziemie za­mieszkałe przez ludność niewątpliwie polską i posiadało zabezpieczoną wolność i niezawodny dostęp do morza, i którego polityczna i gospodar­cza niezawisłość, jako też terytorialna nienaruszalność musiałyby być zagwarantowana traktatami międzynarodowymi”. W mowie swej 22 stycznia tegoż roku w senacie Wilson między innymi powiedział: „Mam zupełną pewność, że wszyscy mężowie stanu przyznają, że po­winna być zjednoczona, niepodległa i samorządna Polska”.

Rezolucja Wilsona wywołała dosyć znaczny entuzjazm wśród neutralnych kół społeczeństwa polskiego, lecz nie odpowiadała żywot­nym interesom naszym. Wszelka wątpliwość, co do tego, czy ludność danego terytorium jest przeważnie polska według tego punktu zwracała się przeciwko nam.

Wobec dominującego wpływu, jaki mogła mieć Ameryka na trak­taty pokojowi i wobec wpływu, jaki rzeczywiście wywarło powyższe oświadczenie Wilsona, miało ono bezwarunkowo znaczenie dla sprawy polskiej.

W Polsce upowszechniła się endecka legenda, że stanowisko Wil­sona w sprawie polskiej zawdzięczamy p. Ignacemu Padarewskiemu. P. Dmowski w swojej książce wspomina o wpływach Komitetu Paryskiego i Padarewskiego w Stanach Zjednoczonych. W książce Sosnowskiego „Prawda dziejowa” rok 1914 – 1917 znajdujemy dane, które winny rozbić legendę o dodatnich wpływach p. Paderewskiego na spra­wę polską w Ameryce.

Wspólnikiem p. Padarewskiego w akcji amerykańskiej byt p. Smulski, businessman amerykański, robiący interesy na polskości i stosunkach z republikami. Otóż pp. Smulski i Padarewski przy wybo­rach zwalczali Wilsona, jakkolwiek zajmował on życzliwe stanowisko w sprawie Polskiej.

„Panowie Smulski i Padarewski byli przeciwnikami wyboru na prezydenta Wilsona, poprzedniego prezydenta i kandydata partii demokratycznej, w której jeszcze przed kampanią wyborczą wypowiedział się jasno i wyraźnie za zasadą samostanowienia narodów i ludzi. W spra­wie polskiej dowiódł czynami, że odnosi się do niej niezmiernie życzli­wie. Jego osobiste wystąpienie do naczelników państw wojujących w sprawie akcji ratunkowej dla Polski – zdumiało rządy europejskie. W czasie wyborów dostałem – pisze p. Sosnowski – przez wspólnych przyjaciół zapewnienie, że kwestia niepodległości Polski ma i mieć będzie w nim zawsze gorącego orędownika. O tym wszystkim wiedzieli pp. Padarewski i Smulski – jednakże ten ostatni, gdy partia republikańska na dwa tygodnie przed wyborami zaproponowała mu agitacyjną podróż po polskich placówkach w celu popierania kontrk­andydata, nie zawaha się agitować przeciwko prezydentowi Wilsonowi (Sosnowski str. 267).

Program niepodległości Polski w Stanach Zjednoczonych został spopularyzowany przez Polski Komitet Obrony Narodowej, którego pre­zesem był dr Józef Zaleski, a jednym z najgorliwszych działaczy niedawno zmarły niemal w nędzy w New Yorku adwokat Kuła­kowski, utalentowany redaktor gazety „Wici” wydawanej przez Komi­tet. Delegat. N. K. N. w Stanach Zjednoczonych, p. Feliks Młynarski, dużo przyczynił się do spotęgowania działalności Komitetu Obrony Narodowej (K. O. N.). Komitet ów był założony 16 grudnia 1912 roku na zjeździe w Pitsburgu przy zaprzysiężonej wówczas przez wszystkie bez wyjątku organizacje polskie deklaracji: „Stosownie do orientacji politycznej, dokonanej w kraju przez poważne partie, postanawiamy popie­rać ruch powstańczy przeciwko Rosji, największemu wrogowi Polski, przedstawicielce ucisku, wynaradawiania, barbarzyństwa i odwieczne­mu żandarmowi absolutyzmu w Europie”.

K. O. N. spopularyzował w Stanach Zjednoczonych ideę niepo­dległości. Akt 5 listopada 1916 roku był przyjęty entuzjastycznie przez Polaków w Ameryce dzięki agitacji K. O. N.

Po proklamowaniu Państwa Polskiego K. O. N. zorganizował wspaniałe manifestacje, w których udział wzięli Amerykanie. Pod wpływem ogólnego entuzjazmu nawet dzienniki polskie zwalczające K. O. N. pozostające w związku z Wydziałem Narodowym, będącym pod wpły­wem rosyjskiej orientacji, entuzjastycznie przyjęły akt 5 listopada.

Nawet gazety amerykańskie oddane Rosji, jako sprzymierzeńcowi koalicji, przyznawały, że manifestacja w olbrzymiej sali hipodromu no­wojorskiego wypadła imponująco.

K. O. N. w odezwie do wychodźstwa polskiego pisał między innymi, co następuje: „Pewni jesteśmy, że odręczne pismo cesarza Fran­ciszka Józefa jest wstępem tylko do uprawnionego zjednoczenia obu dzielnic. Pewni jesteśmy, że brak określenia granic wschodnich Króle­stwa jest zapowiedzią włączenia w całość jedną utraconych dziedzin Wilna, Grodna i Mińska. Pewni jesteśmy, że najbliższe lata przy wzajemnym porozumieniu i wspólności interesów przez narody polski i nie­miecki wobec wspólnej groźby ze strony awangardy azjatyckiej – pań­stwa rosyjskiego, wrócą nam na łono Najjaśniejszej Rzeczypospolitej braci naszych zaboru pruskiego”. (Odezwa 14 listopada 1916 roku). Tego samego dnia Wydział Narodowy wydał odezwę, w której usiłuje ochłodzić zapał wywołany manifestem. Gdy Komitet Obrony Narodowej rozesłał memoriały do poselstw, domagając się uznania Państwa Pol­skiego i uczynił odpowiednie zabiegi w Ameryce, Padarewski rozpoczął agitację w prasie amerykańskiej przeciw uznaniu przez Stany Zjedno­czone prawno-politycznej niezależności Królestwa Polskiego. Pod wpły­wem akcji K. O. N. członek kongresu Mayer żądał uznania Polski.

Sprawa niepodległości Polski nie zostałaby postawiona przez Wilsona oficjalnie przed forum dyplomacji drogą mów w kongresie i w senacie, gdyby Amerykanie uwierzyli p. Padarewskemu, że postę­powanie Rosji w Polsce jest „boskie”, i że Polacy niczego innego nie pragną, jak samorządu w zjednoczonej przez Rosjan Polsce.

Padarewski od 16 roku życia do 60-go grał po osiem godzin na dobę; grał, więc nie myślał, ćwiczył się w muzyce, ćwiczył się wiec w niemyśleniu, a został działaczem politycznym polskim, rzecz naturalna, ku szkodzie polskiej.

Nie pasywiści, nie ludzie o rosyjskiej orientacji przyczynili się do odbudowy Polski. Korpus Hallera sformowany z ochotników Polaków amerykańskich mógł zaistnieć dzięki temu entuzjazmowi grodowemu, jaki rozniecali w Ameryce wśród swych rodaków członkowie K. O. N. Agitowali oni częstokroć imieniem Józefa Piłsudskiego. Idea dla mas musi być uosobiona w człowieku. Ideę walki o niepodległość może uosabiać tylko Piłsudski.

 

 

Sprawa Prowincji Polski

P. Dmowski, a z nim obóz endecki usiłują udowodnić, iż podczas wojny światowej walczył o wielką Polskę, gdy tymczasem aktywiści byli pomniejszycielami Polski.

Nie jest to zgodne z prawdą. Już wykazywaliśmy, że aktywizm zdecydowany, tak zwana niemiecka orientacja, była oparta na idei od­bioru od Rosji i wkluczenia do państwa polskiego znacznej części na­szych obszarów wschodnich, linii Berezyny i Dźwiny lub nawet Gór­nego Dniepru, na południu zaś domagała się Wołynia.

Każda idea jest albo siłą motoru dla danej akcji politycznej albo siłą hamującą. Otóż idea przyłączenia ziem wschodnich była i jest siłą motorową naszej akcji antyrosyjskiej. We wszystkich mych me­moriałach przedwojennych i wojennych o sprawie polskiej podnosiłem bardzo stanowczo sprawę przyłączenia do Polski ziem wschodnich. W odezwie werbunkowej Klubu Państwowców Polskich mówiłem o za­kreśleniu naszym orężem naszych granic wschodnich, na audiencji przedstawicieli Klubu Państwowców u kanclerza Betmana-Holwega uderzałem pięścią w stół, mówiąc o krzywdach naszych w Wilnie i po­wiedziałem: „Polska może być odbudowana albo z kresami wschodnimi albo zachodnimi; antagoniści Niemiec wysuwają sprawę kre­sów zachodnich Polski, Niemcy winni nam ułatwić otrzymanie wschod­nich. Ziemie wschodnie przy Polsce mają obiektywną ideę przymierza z Niemcami przeciwko Rosji”.

Wobec tego, iż w Berlinie była deputacja działaczy litewskich w sprawie utworzenia odrębnego państwa litewskiego, że – jak poda­wały gazety – uzyskała owa deputacja zapewnienie Sekretarza Stanu Zimmermana, o autonomii Litwy, że niemal jednocześnie nastąpiło po­łączenie w jedną całość czterech okupowanych, okręgów: 1) Kurlandii 2) Litwy (b. Guberni Kowieńskiej), 3) Wilna-Suwałk i 4) Grodna-Białegostoku, z których Wileńszczyzna i Grodzieńszczyzna wraz z obwo­dem Białostockim, noszą wybitnie polski charakter – Rada Stanu uchwaliła: „Zapytać się przez Komisarzy Niemieckich Rządu Niemiec­kiego, czy autonomia Litwy ma nastąpić w granicach nowego ciała ad­ministracyjnego i jakiego państwa ma być ono prowincją autonomiczną”. Przy czym Rada Stanu oświadcza, iż manifest 5 listopada, proklamujący Państwo Polskie z ziem polskich odebranych od Rosji, uznaje jako za­powiedź odbudowy państwa polskiego nie tylko z Królestwa Kongreso­wego, stanowiącego tylko część ziem polskich, odebranych od Rosji.

„O historyczną polską spuściznę, której koroną jest Wilno, i które jako centrum umysłowe Polski w pierwszej ćwierci XIX wieku współ­zawodniczyło z Warszawą, toczy się wiekowy historyczny spór Pol­ski z Rosją, uniemożliwiający wszelki kompromis polsko- rosyjski w okresie panowania Rosji nad Polską. Spór o Wilno Warszawy z Pe­tersburgiem uniemożliwił współdziałanie Polski z Rosją w unii realnej, w okresie Królestwa Kongresowego, ten sam spór dziejowy uniemożli­wił w 1862 roku przyjęcie reform Wielkopolskiego.

„Pragnąc budować przyszły rozwój Polski na dobrych sprzy­mierzeńczych stosunkach z Rzeszą Niemiecką, Rada Stanu uważa za swój obowiązek zaznaczyć, iż przeniesienie sporu polsko-rosyjskiego o Wilno i Grodno na spór polsko-niemiecki o też same prowincje po­drywałoby fundamenty przyszłych, pożądanych stosunków polsko-niemieckich.

„Rada Stanu oświadcza przy tym, iż warunkiem trwałości anty­rosyjskiej linii Polski w polityce zewnętrznej jest posiadanie wyżej wy­mienionych kresowych polskich prowincji, że kresy północno-wschodnie są warunkiem bytu gospodarczego Polski, dają jej potrzebne tereny kolonizacyjne, jak i niezbędny rynek dla produkcji przemysłowej, że tylko posiadając owe kresy, Polska może mieć naturalne granice od wschodu, które będą stanowiły pierwszą linię obronną od Rosji dla państw centralnych.

„Dla zdobycia i zapewnienia sobie kresów wschodnich naród polski pomimo wyczerpania gospodarczego wojną, gotów jest do naj­większych ofiar z krwi i mienia, i czeka z niecierpliwością załatwienia kwestii armii polskiej”.

Myśl powyższą rozwijałem w mym czasopiśmie „Naród a Pań­stwo” w 1916 roku. Pisałem, w tym piśmie bardzo wiele o Ziemiach Wschodnich i przełamałem zakaz cenzury niemieckiej nieporuszania kwestii tych dzielnic.

Sprawa naszych dzielnic zachodnich, nie była siłą motorową, lecz hamującą dla tych, którzy w imię niepodległości narodu propago­wali walkę z Rosją. Za nadzieję uzyskania tych ziem chciano nas pogo­dzić z przynależnością do Rosji. Wolałem więc nie poruszać sprawy tych ziem, zmuszony do poruszania twierdziłem, że przymierze pol­skiego państwa z Niemcami wpłynie dodatnio na politykę Niemiec względem nich.

Nie poruszając kwestii tych ziem aktywiści byli zgodni z tradycją 1831 roku i 1863.

Sejm 1831 roku odznaczał się wielomównością; poruszając sze­reg spraw, mówiąc o Litwie i Rusi wielokrotnie, nigdy nie poruszył sprawy Poznańskiego, tak niedawno odłączonego od naszego komple­ksu państwowego. W żadnej nocie lub manifeście Rządu Narodowego 1863 roku nie wypowiadano się o potrzebie przyłączenia do Polski Poz­nańskiego, jakkolwiek znaczny odłam opinii ówczesnych Niemiec był za oddaniem przyszłej Polsce części zaboru pruskiego. W stosunku do Austrii formuła Rządu Narodowego brzmiała: „Niepodległość Polski – to bezpieczeństwo Austrii”.

Gdy się prowadzi poważną akcję dla zdobycia pierwszorzędnych postulatów, nie wysuwa się postulatów z tą akcją niezwiązanych lub jej przeciwdziałających.

Naiwnością byłoby czynienie zarzutów zwolennikom połączenia ziem polskich we wspólnym zaborze pod panowaniem Rosji, że nie pre­tendowali do ziem wschodnich, a nawet w oświadczeniach oficjalnych zrzekali się tych dzielnic.

P. Dmowski pisze w swej książce „Polityka polska i odbudowa Polski”: „Myśmy nie tylko Wschodnią Galicję, ale i znaczną część ziem, leżących na wschód Królestwa, zaliczyli do naszego obszaru narodo­wego i bez nich Polski prawdziwie niezawisłej nie uważaliśmy za możliwą”… (str. 31). „Kiedy wybuchła wojna, nie otrzymaliśmy od ni­kogo rozkazów ani wskazówek, rad, będących rozkazami” (str. 138). „Cóżby nam przyszło z poparcia najpotężniejszych czynników, gdy­byśmy z tym poparciem otrzymali wskazówki, że trzeba złożyć taką lub inną deklarację, że trzeba zrzec się zaboru pruskiego, bądź oświad­czyć się, że terytorialny dostęp do morza jest dla nas niepotrzebny, bądź wycofać się z Galicji Wschodniej, czy z Wilna” (Ibidem str. 128).

Jest to wprost spekulowaniem na krótką pamięć Polaków. „Słowo Polskie”, organ Narodowej Demokracji, redagowane przez pp. Zyg­munta Wasilewskiego i Stanisława Grabskiego, wysługiwało siłę w roku 1914 – 15, Bobryńskiemu, który likwidował polskość w Galicji Wschod­niej. Co do ziem wschodnich mamy oświadczenie p. Dmowskiego, wy­rażające niedwuznacznie rezygnację z tych ziem. Na tak zw. „Sowieszczanje dla predwaritelnago obsużdenia naczał wozwieszczonych w manifeście W. Kniazia Wierchownym Gławnokamandujuszczym” p. Dmowski oświadczył, że „obecnie Polacy są przeniknięci świado­mością całkowitej nierozerwalności Polski z Rosją. Podstawa określe­nia granic przyszłego Królestwa Polskiego winna być oparta na etno­graficznej zasadzie, przy czym jednak przy ustanowieniu granicy za­chodniej trzeba odstąpić od tej zasady i przyjąć pod uwagę względy strategiczne, polityczne oraz właściwości geograficzne”.

Na sesji ósmej 8/VII. 1915 roku Mirski oświadczył: „Dla przy­szłej Polski autonomicznej rosyjski naród gotów oddać nie tylko do niego należące Królestwo Polskie, lecz odebrane od Austrii i Niemiec prowincje polskie, odebrane za cenę krwi rosyjskiej. Jest to dar tak wielkiej wagi, o którym nie mogli marzyć dziadowie i ojcowie obecnych Polaków… I oto za ową kolosalną usługę rosyjski naród może zażądać niewiele, lecz to niewiele musi być otrzymane przez likwidację kwestii polskiej przed utwierdzeniem praw Polaków w Polsce etnograficznej. Zadośćuczynienie, którego winien domagać się niezwłocznie naród ro­syjski odnosi się do kwestii polskiej w Zachodniej Rosji… Tam garść Polaków dotychczas ciężkim brzemieniem była dla rosyjskiej społecz­ności i rosyjskiej państwowości. W związku z rozstrzygnięciem kwestii polskiej w Polsce etnograficznej winna być rozwiązana kwestia polska w Zachodniej Rosji. Polacy winni zrzec się nie tylko swych historycz­nych, ale i swych narodowo-kulturalnych pretensji w Rosji Zachodniej, gdzie wciąż wsuwają pałki w koła rosyjskiej państwowości… winni się przeobrazić w wiernych nosicieli rosyjskiej społeczności i rosyjskiej państwowości… Z tego względu trzeba stopniowo udzielać Polakom praw w dziedzinie autonomii… Wielkorosyjska masa narodowa przy­wykła od dawna patrzyć na Polaków, jakoby na odwiecznych wrogów państwowości rosyjskiej, nieraz kuszących się na jej całość, a nawet istnienie… Dlatego na początek oprócz szkoły polskiej Polakom winny być dane polski samorząd ziemski i miejski”…

W odpowiedzi na to rzekł Dmowski: „Co się tyczy południowego i północno-zachodniego kraju, to trzeba mieć na oku, że obecnie po upowszechnieniu kultury w masach ludowych w ciągu XIX wieku sprawę narodowego charakteru kraju decyduje nie język wykształco­nej i zamożnej mniejszości, ale język masy ludowej. Dlatego to Polacy którzy jeszcze w pierwszej połowie przeszłego wieku uważali Litwę, Wołyń, Podole i Ukrainę za ziemie polskie, a na Śląsk zapatrywali się, jako na ziemię niemiecką, teraz odwrotnie w Śląsku upatrują ziemię pol­ską, ziem litewsko-ruskich nie uważają za polskie, nie myślą o włącze­niu owych ziem do Polski. Jeżeli spotykają się w Polsce ludzie, stojący na innym gruncie, to z tego nie można wysnuwać wniosków o stanowi­sku społeczeństwa polskiego do tej sprawy. Mówiąc o Polsce, Polacy myślą wyłącznie o Polsce etnograficznej”.

Czyż podobna bardziej kategorycznie i jasno zrzekać się wszel­kich pretensji do ziem wschodnich?

P. Dmowski przytacza w swej książce swój memoriał z końca marca 1917., w którym usiłuje przekonać rząd angielski, że w skład państwa polskiego poza Królestwem powinny wejść gub. Kowieńska, Wileńska, część Mińskiej i Wołyńskiej. Pomijając zupełnie słabe uza­sadnienie tego programu terytorialnego w memoriale p. D., najbardziej przeciwko tezom przemawiała cała dotychczasowa polityka jego stron­nictwa, podczas wojny, akcentująca zrzeczenie się tych ziem wschodnich.

 

 

Wskazania polityczne Dmowskiego w stosunku do Niemiec.

Prowadząc agitację antyniemiecką i paradując w słowiańskości antyniemieckiej p. Dmowski nie miał na celu niepodległości Polski, gdyż – wobec tego, że Rosja dzierżyła 80% naszego historycznego terytor­ium, Prusy 8%, Austria zaś 12% – odbudowa Polski mogła nastąpić tylko po oderwaniu znacznej części działu rosyjskiego od Rosji, po po­rażce Rosji, po jej rozbiciu. P. Dmowski mniemał, że za antyniemieckie stanowisko naród polski otrzyma koncesje polityczne ze strony Rosji lub przynajmniej pewne ustępstwa. P. Dmowski twierdzi, że strata ziem zaboru pruskiego oznaczałaby dla przyszłej Polski: 1) Odcięcie od Europy Zachodniej; 2) odcięcie od morza; 3) pozostawienie w ręku groźnego sąsiada głęboko wrzynającej się w obszar polski placówki Śląskiej; 4) niższy o wiele poziom kultury w przyszłym państwie; 5) granicę z Niemcami, otaczającą nas nieprzerwanym półkolem; 6) ogromne uszczuplenie obszaru i zmniejszenie przeszło o jedną piątą część ludności rdzennie polskiej” (str. 24).

Nie ulega wątpliwości, że lepiej jest mieć, niż nie mieć b. dziel­nicy pruskiej, wyposażonej wyższym poziomem kultury gospodarczej i zwiększającej w państwie o 1/5 ludność rdzennie polską. Ale czyż obec­nie, przy posiadaniu tej dzielnicy, jesteśmy w pozycji lepszej od tej, o jakiej pisał p. D. przedstawiając konsekwencje nieposiadania tej dziel­nicy. Najpierw jesteśmy odcięci od morza; Gdańsk na wypadek wojny z Niemcami nie posiada dla nas najmniejszego znaczenia; na wypadek wojny z Rosją mniejsze lub większe znaczenie jego zależeć będzie wy­łącznie od stosunku Niemiec do walczących stron. Pod względem stra­tegicznym Libawa lub Kłajpeda, o ile mielibyśmy do nich dostęp terytorialny miałaby dla nas większą wartość.

Przyznany nam kawał Śląska wynoszący zaledwie 33 tys. km kw., nie polepsza w niczym naszej granicy z Niemcami pod względem strategicznym. Śląsk bowiem – o ile nawet w całości byłby przyznany Polsce – nie zmniejszyłby naszej linii granicznej z Niemcami. Nasze Zagłębie węglowe zarówno przy posiadaniu jak i nieposiadaniu Śląska, le­ży na granicy polsko-niemieckiej. Nieznaczne posunięcie frontu, do linii Warty, pozbawia już nas węgla i wywołuje paraliż życia gospodar­czego, a więc uniemożliwia nam prowadzenie wojny.

 Granice niemieckie otaczają nas półkolem. Ich mała przerwa, tak zwany korytarz Pomorski, nie polepsza naszej sytuacji strategicznej ani na jotę. Wojsko polskie na wypadek wojny z Niemcami musi być nie­zwłocznie wycofane z korytarza, gdyż może bardzo łatwo być odcięte. Niemcy bowiem mogą podwozić wojsko do Prus Wschodnich drogą morską.

W memoriale swym z 8/X. 1918 pisze p. D.: „Warunkiem nie­zbędnym dla zapewnienia Polsce rzeczywistej niezależności, która by pozwoliła jej zająć poważne, odpowiedzialne stanowisko we Wschod­niej Europie i zabezpieczyć od wpływów niemieckich, byłoby jedynie odłączenie Prus Wschodnich od Państwa Niemieckiego” (str. 621).

Nie ulega wątpliwości, że Prusy Wschodnie czynią naszą pozy­cję strategicznie słabą w stosunku do Niemiec. Od Prus Wschodnich bo­wiem do Warszawy w linii powietrznej jest około 100 km. Prusy Wschodnie wdzierają się tak daleko na wschód naszego terytorium, że niepodobna narysować frontu na wypadek wojny polsko-niemieckiej.

Polska teoretycznie ma dwie drogi: albo aneksję Prus Wschod­nich, albo zbliżenie się polityczne z Niemcami. Pierwsze jest niemo­żliwe wobec różnicy sił liczebnych, materialnych, kulturalnych między Polską a Niemcami. Wyrzekanie pp. Głąbińskich na to, że jesteśmy pokrzywdzeni przez nieposiadanie Prus Wschodnich, całego Śląska oraz Gdańska, jest tylko bezmyślną prowokacją Niemiec i osłabianiem naszej pozycji międzynarodowej w Europie, które pozbawia nas kredytu międzynarodowego. P. Dmowski twierdzi, że granice Niemiec otacza­jące nas półkolem stawiałyby nas na łasce i niełasce Niemiec. Lecz możemy wejść w system polityczny, obejmujący środkową i połu­dniową Europę, system do którego Polska należąc wespół z Niemcami, korzystałaby z korzyści gospodarczych kooperacji z Niemcami oraz szeregiem państw środkowej i południowej Europy. Blok składający się z Polski, Niemiec, Węgier, Bułgarii, Turcji i Włoch zabezpieczyłby Polskę od supremacji Niemiec, gdyż inne państwa, wchodzące do tego bloku wespół z Polską, stanowiłyby dla Niemiec odpowiednią prze­ciwwagę.

P. Dmowski ma jakiś przesądny strach przed Niemcami. On mniema, że katastrofa Rosji, rozpoczynająca się jej rewolucją była wy­wołana wpływami niemieckimi w Rosji i to twierdzenie uzasadnia tym, że przegrana wojna z Japonią nie miała tego groźnego efektu, co wojna z Niemcami. Rząd zwyciężył rewolucję po wojnie japońskiej, został zwyciężony przez rewolucję podczas wojny z Niemcami. Wpływy Niemców w Rosji zdaniem jego do tego się przyczyniły. P. Dmowski zapomina, że wojna z Japonią kosztowała Rosję do 400 tysięcy pole­głych, gdy wojna z Niemcami dała straty 10-krotnie większe.

Wojna z Japonią trwała około roku, wojna z Niemcami spowo­dowała rewolucję po dwóch i pół latach wojny. Wojna z Japonią nie wpływała na aprowizację Rosji; wojna z Niemcami zdezorganizowała całe życie gospodarcze tego państwa i zaważyła na aprowizacji lud­ności miejskiej, zwłaszcza Petersburga. Nie wewnątrz Rosji Niemcy byli niebezpieczni; zachowanie się kolonistów niemieckich było wzglę­dem Rosji lojalne, Rosja została rozbita przez opancerzoną żelazną pięść niemiecką. Niech będzie za to ta pięść błogosławiona.

Rosja od Piotra I do Aleksandra III dużo zawdzięczała Niemcom. Niemcy organizowali nie tylko rosyjskie życie gospodarcze ale rosyjską maszynę wojskową. Przyszedł głupi car Aleksander III. Rozpoczął walkę z pierwiastkiem niemieckim w Rosji, zdezorganizował rosyjską maszynę wojskową i politykę zewnętrzną rosyjską, wprowadził na francuskie tory i to doprowadziło Rosję do katastrofy. Rosja jednak przez długi czas wyzyskiwała swój stosunek z Francją. Francja była bankierem świata i zasilała Rosję kapitałem. Polska idzie tymi samymi torami, które Rosję doprowadziły do katastrofy, z tą tylko różnicą, że gdy Rosja wyzyskiwała Francję, Polska jest wyzyskiwana przez Fran­cję. Weszliśmy w katastrofalny system polityczny.

 

 

Układ polityczny Europy.

Niepodległość Polski nie była celem polityki p. Dmowskiego od wojny japońskiej aż do rewolucji 1917 roku. Gazeta Warszawska w 1915 roku urągała idei niepodległości Polski (patrz art. Niepodległość). Sy­stem polityczny, w którym byłoby miejsce na Polskę autonomiczną w granicach etnograficznych rozwinął p. D. na konferencji polsko-rosyjskiej o realizacji manifestu głównodowodzącego: „Obecnie Polacy, prze­niknięci przeświadczeniem nierozerwalności Polski od Rosji… Głównym zadaniem Rosji posiadanie cieśnin i Konstantynopola, ze zwycięst­wem Rosji ten cel będzie zrealizowany. Gdy Rosja zabezpieczy swą pozycję na południu, najbliższym jej zadaniem będzie przeciwdziałać dąż­nościom Niemiec przez mocno zorganizowany świat słowiański. Pod tym względem ważna jest kwestia czasu… Dlatego potrzeba, aby Rosja w narodzie polskim posiadała mocne narzędzie wpływu na Słowian zachodnich w celach walki z germanizmem”.

Wyobraźmy sobie, że program ów został zrealizowany. Czechy i Jugosławia są pionkami na szachownicy rosyjskiej. Rumunia otoczo­na posiadłościami rosyjskimi jest najpierw jej lennem następnie pro­wincją autonomiczną, następnie kompleksem kilku guberni. Ten sam los spotyka Bułgarię, Węgry okrojone, środkowa Europa rozbita, Włochy na południu zagrożone przez Rosję, Francja, która jest dziś uzależniona od Anglii i byłaby uzależniona od Rosji, jej bowiem zawdzięczałaby od­zyskanie Alzacji i Lotaryngii i otrzymanie tych prowincji zależne byłoby od dobrej woli Rosji. Niemcy i Francja współzawodniczyłyby wówczas o względy Rosji. Korzystając ze swych zdobyczy w Europie Rosja zwróciłaby się na podbój Azji. Każda zdobycz w Azji pomnażałaby jej siły w Europie.

Prawo jest rezultatem w stosunku do sił. Stosunek sił polsko-rosyjskich układałby się coraz to bardziej nieprzychylnie. Jakiż program wysuwali Rosjanie. Wyrazicielem dążeń rosyjskich był memoriał Czichaczowa, złożony wyższym sferom rosyjskim i tam życzliwie przy­jęty. Memoriał ów był drukowany w Kijewskoj Myśli i został ogło­szony w piśmie America Echo.

Czichaczow pisze w swym memoriale, że kokietowanie przez Niemców Królestwa Polskiego nie mogło pozostać bez śladu.

Rosja winna zadośćuczynić Polakom, należy dać szeroką autonomię polityczną zbliżoną nawet do unii realnej. Należy odseparować się od Polski i nie dopuścić do wpływu Polaków na życie wewnętrzne Rosji. Trzeba unikać niebezpieczeństwa, że Rosja weźmie Polskę i zatruje się nią pod każdym względem według wyrażenia Jeładina.

Czichaczow żąda: usunięcia Polski od wpływów kulturalnych i ekonomicznych na Biało i Małorusi, nie życzy sobie, aby Polacy mieli wpływ na rosyjskie sprawy wewnętrzne państwowe, by mieli możność podboju rynków rosyjskich. Z drugiej strony Rosjanin w Królestwie po­winien czuć się jak u siebie w domu, to znaczy mieć możność posługiwa­nia się swym językiem ojczystym w życiu publicznym. Czichaczow uznaje możność istnienia poddaństwa Królestwa Polskiego, którego kon­sekwencją byłoby obsadzanie urzędów publicznych przez osoby urodzo­ne w tym kraju; żąda jednak wzajemności; to jest odsunięcia poddanych Królestwa polskiego od urzędów cesarskich.

Pożądane byłoby według Czichaczowa przywrócenie wewnętrz­nej granicy celnej pomiędzy Królestwem, a cesarstwem. W skład kró­lestwa Polskiego nie mogą wchodzić: Białoruś, Gubernia Chełmska, Ga­licja Wschodnia. Granice Zachodnie Królestwa Polskiego zależeć będą od wyników wojny, w każdym razie zadaniu zjednoczenia Polski nie może być poświęcone inne jeszcze ważniejsze zadanie Rosji, jak przyłą­czenie Galicji Wschodniej, Rusi Węgierskiej i uzyskanie swobodnego wyjścia do morza.” (Cytowane w książce J. Sosnowskiego „Prawda dziejowa” str. 265).

Widzimy, że Czichaczow szedł dalej w swych projektowanych koncesjach od rosyjskich członków „Narady”, np. ks. Mirskiego, którego opinie myśmy już cytowali. Projekt ów nie szedł po myśli tkwiącej pod świadomością naszego przystosowanego do przynależności do Rosji społeczeństwa, myślą tą bowiem było – siedzieć w porach Rosji jak Żydzi siedzą w porach społeczeństwa polskiego, zawierał jednak pewne pierwiastki koncepcji narodowej demokracji.

Koncepcje polityczne p. Dmowskiego w pierwszych latach wojny wywierały wpływ na jego późniejsze zabiegi polityczne w kresie upadku Rosji, rozpoczynającym się od jej rewolucji oraz w okresie konferencji pokojowej. Wywierają one wpływ i na dzisiejszą politykę zagraniczną Polski, politykę znajdującą się na fałszywych torach i zdążającą do upadku.

P. Dmowski i narodowa demokracja nie miała wiary w rewo­lucję rosyjską, widząc w niej czynnik politycznego osłabienia i dezor­ganizacji Rosji. Stąd wyłaniają się z tej grupy dwie idee sprzeczne: Polska winna w systemie państwowym antyniemieckim zastąpić Rosję; – system antyniemiecki jednali musi być tak zbudowany, aby Rosja mogła zająć w nim miejsce i realizować plany wypowiadane w 1915 oku na konferencji polsko-rosyjskiej.

Dmowski popiera Czechy, domaga się dla nich Słowacczyzny; pochodzi to stąd, że jest pewny ich antyniemieckiego stanowiska. Prawdopodobnie w Czechach widział Dmowski ogniwo, łączące Polskę z Rosją. Jego więc pro-czeskie stanowisko było wynikiem jego kierunku pro-rosyjskiego. Wiara w antyniemieckie stanowisko Czech jest za­wodna, Czesi bowiem posiadając dwadzieścia kilka procent Niemców, nie są zdolni być czynnikiem militarnym antyniemieckim. Czesi potrzebowali Węgier północnych, aby graniczyć z Rosją, która miała otrzy­mać Galicję Wschodnią. Posiadanie przez Czechy korytarza do Rosji, tj. oddanie Rosji Galicji Wschodniej, byłoby rozbiorem Polski. Czechy więc nastawiał Dmowski na zasadniczy antagonizm względem Polski, współdziałając do dzisiejszego ich ukształtowania, tymczasem Czesi bez północnych Węgier, nie mając nadziei graniczenia z Rosją, trzymaliby się Polski, tym bardziej, im bardziej ich pozycja, byłaby krytyczna. W razie połączenia Austrii z Niemcami, będąc otoczeni z trzech stron terytorium potężnej Rzeszy, musieliby zajmować w bloku środkowo­europejskim prapolskie stanowisko.

 Dmowski zajmuje wrogie stanowisko względem Węgier. Jego psychiczne chamstwo W tym się przebija. Cham bowiem zawsze ma wstręt do tego, co wypływa z tradycji politycznych. Tymczasem trady­cje polityczne są rzeczą wielką. Jeżeli nie wojowaliśmy z Węgrami, a mieliśmy w nich sąsiada chętnego do pomocy, pochodziło to z warun­ków geograficznych, z rozgraniczenia obu państw. Tę historyczną gra­nicę polsko-węgierską zniesiono. P. Dmowski chlubi się jak jaką za­sługą, tym co jest przekleństwem dla Polski. W 1920 roku podczas najścia bolszewickiego na Polskę, pragnęli nam Węgrzy przyjść z pomocą. Nie mogli, bo im korytarz czeski w tym przeszkadzał. Czesi zaś zajmowali pro-rosyjskie stanowisko, jakkolwiek Rosja, rządzona była przez bolszewików między­narodowców, a oni wciąż tęsknią do „narodowej Rosji”.

P. Dmowski w swym moskalofilstwie nie mógł sobie wyobrazić, że Polska będzie zniewolona do prowadzenia wojny z Rosją.

W handlu naszym z Węgrami, Bułgarią i Włochami korytarz czeski jest poważną przeszkodą. My i Czesi mamy jako przedmioty eks­portu węgiel i wyroby tkackie. Jesteśmy więc państwami współzawodniczącymi i otoczenie nas z południa korytarzem czeskim jest ol­brzymią ujmą dla naszego handlu zewnętrznego. Natomiast my i Węgry jesteśmy rynkami rekompensacyjnymi i bezpośrednia granica z Wę­grami byłaby dla nas potężną dźwignią gospodarczą.

W tym samym czasie, kiedy p. Dmowski wysługiwał się Czechom, popierając ich postulaty, Czesi denuncjowali go przed Rosją, że pragnie on stworzyć Polskę, która by mogła zastąpić Rosję. P. Dmowski mnie­mał, że gdy Polska będzie przejawiać germanofobię, stanie się ona przedmiotem ukochania koalicji.

Stosunku zasadniczego poszczególnych państw Europy do Pol­ski p. Dmowski nie rozumiał. Włochy nie są nawet wspomniane w jego książce, a one to pierwsze wśród państw koalicyjnych przemówmy za niepodległością Polski. Pro-polskie stanowisko Włoch pochodziło nie z ich antyniemieckiego stanowiska, gdyż antagonizm włosko-niemiecki był antagonizmem wtórnym, wypływającym z antagonizmu włosko-austriackiego i przymierza austriacko-niemieckiego i po wojnie ulegał likwidacji, – ale z obaw panslawizmu, któremu Polska, jako dziejowa antagonistka Rosji, z natury rzeczy musi się przeciwstawić.

Stosunek polsko-angielski został zepsuty w czasie wojny i pertraktacji pokojowych.

„Miałem przekonanie, mam je i dzisiaj, że szeroka myśl polityczna głębsze zrozumienie dobra Anglii nakazuje polityce angielskiej poparcie Polski na całej linii” pisze p. Dmowski (str. 208). Czuje się on zawiedziony polityką angielską. Pochodzi to z jego głębokiej nieznajomości sto­sunków gospodarczych Europy i świata. Niemcy są głównym warszta­tem świata, ich upadek odbija się fatalnie na stosunkach angielskich. Uszczuplenie więc Niemiec na korzyść Polski nie leżało w interesach Anglii. Anglii zagraża Rosja w Azji; dla Anglii ma znaczenie Polska anty­rosyjska. P. Dmowski i jego przyjaciele rysowali Polskę, jako wy­łącznie antyniemiecką koncepcję. Rzucają hasło: My albo Niemcy, sądząc, że tym hasłem pozyskają cywilizowany świat, – i coraz częściej otrzymują odpowiedź: „Nie wy, ale Niemcy”.

Nawet opętana histerią antyniemiecką Francja gotowa jest dziś dla dobrych stosunków z Niemcami poświęcić Polskę.



* W rozdziale tym szczególnie jaskrawo występują różnice poglądów naszych z poglądami Sz. Autora, co sam on w kilku miejscach zaznacza.

Najnowsze artykuły