Artykuł
Tadeusz Romanowicz 1843-1904

Istniały i istnieją dwie opinie, dodajmy – przeciwstawne opinie, dotyczące roli powstań w dziejach narodu polskiego. Wedle jednej – zrywy narodowe przyczyniły się do upowszechnienia świadomości narodowej wśród szerokich rzesz etnosu polskiego, który dzięki owej irredencie stał się narodem. Opinia druga traktowała powstania narodowe jako czynnik osłabiający żywotne siły narodu, kolejne zrywy prowadziły bowiem do fizycznej eksterminacji najwartościowszych, bo najbardziej wykształconych (świadomych) członków wspólnoty narodowej.

Istniały w wieku XIX i XX dwie opinie dotyczące celów oraz sposobów uprawiania polityki w realiach braku suwerenności narodowej (braku bytu państwowego). Były one obecne w polskiej refleksji politycznej przed rokiem 1918, były także obecne w czasach PRL-u. Debata o stosunku do tradycji powstańczej[1], a przede wszystkim dysputa o granicach kompromisu – oto w największym uproszczeniu potwierdzenie faktu istnienia dwóch opinii i dwóch polityk.

Politykiem, a zarazem publicystą, który w szczególny sposób wpłynął na kształtowanie się opinii przeciwstawiającej się „pesymistycznej” i obrazoburczej wizji stańczykowskiej, był Tadeusz Romanowicz. Urodził się 25 października 1843 roku we Lwowie w rodzinie adwokata Piotra Romanowicza, niegdyś mocno się angażującego w sprawę narodową[2]. W domu rodzinnym Romanowiczów z wielkim pietyzmem kultywowano tradycje narodowe polskie. Młody Tadeusz i jego siostra Zofia zostali wychowani w duchu głębokiego patriotyzmu polskiego.

Wykształcenie zdobywał najpierw w jednym z gimnazjów lwowskich, a później, po maturze, w roku 1861 podjął studia na wydziale prawa tamtejszego uniwersytetu. Nauka nie była jedynym jego zajęciem. Tym, co szczególnie go frapowało, były dyskusje o walce, o niepodległości. Już jako student prawa zaangażował się w wydawanie tajnych pisemek – najpierw „Znicza”, a potem „Nowego Znicza”; trudnił się także powielaniem oraz kolportażem tekstów pieśni patriotycznych.

Już w grudniu 1861 roku trafił za tę działalność na trzy miesiące do więzienia. W 1862 roku powrócił na uczelnię i podjął na nowo studia prawnicze. Niestety, nie było mu dane ich skończyć, bowiem wraz z wybuchem powstania styczniowego Romanowicz jeszcze aktywniej włączył się w „robotę narodową”.

Wiosną 1863 roku wziął udział w powstaniu styczniowym, będąc w oddziale Leona Czechowskiego (10 marca), następnie w oddziale Jana Żalplachty-Zapałowicza (13 maja). Latem tegoż roku włączył się na prośbę Adama Sapiehy w działalność w Komitecie Miejskim (później w Biurze Przybocznym naczelnika miasta) traktowanym w tamtym czasie jako organ Rządu Narodowego na terenie zaboru austriackiego.

16 grudnia 1864 roku Romanowicz został po raz kolejny aresztowany przez władze austriackie i skazany „za zakłócanie spokojności publicznej” na dwa lata twierdzy – wyrok odbywał w Ołomuńcu, dzieląc celę więzienną ze Stanisławem hr. Tarnowskim, odsiadującym wyrok dwunastu lat więzienia. W więzieniu przebywał do 20 listopada 1865 roku. Nie uległ presji ze strony swej matki, która nakłaniała go do napisania prośby o ułaskawienie (w formie wyznania win i chęci poprawy).

Po powrocie do Lwowa podjął przerwane studia, lecz pod wpływem ówczesnej atmosfery politycznej rychło zaniechał ich kontynuacji i zaangażował się w działalność polityczno-publicystyczną.
W mniemaniu Romanowicza i jego politycznych przyjaciół należało podejmować takie działania, które mogłyby przyczynić się do przeobrażenia sytuacji społecznej w kraju, tj. w Galicji, tym samym kariera adwokacka przestała być dla młodego działacza atrakcyjnym celem.

Klęska powstania styczniowego dla młodych pokoleń wychowanych na kanonie romantycznym była przeżyciem traumatycznym. Czas refleksji nad wypadkami lat 1863-1864, ale i tymi wcześniejszymi z roku 1830 oraz tragicznymi wydarzeniami roku 1846 w wypadku Romanowicza był czasem spędzonym w miejscu więziennego odosobnienia. Po wielu miesiącach przymusowej bezczynności kontakt z „wolnym” galicyjskim światem zaowocował wzmożoną aktywnością. Tym bardziej, że przełom 1866 i 1867 roku przyniósł zdecydowaną zmianę ustroju politycznego.

Ustawy zasadnicze z grudnia 1867 roku dokonywały istotnych zmian w systemie zależności między Wiedniem a Lwowem. Po roku 1867 status prawny Galicji uległ rozszerzeniu i przybrał kształt zbliżony, według określenia Franciszka Kasparka, do uprawnień korporacji prawa publicznego[3]. Do uprawnień posiadanych przez Królestwo Galicji i Lodomerii, a właściwie jego władz, zaliczyć należy: niepodzielność i niezbywalność terytorium, prawo do nakładania na swych mieszkańców dodatków do podatków (do wysokości 10%) i swobodne dysponowanie tak wygospodarowanym funduszem krajowym. Do uprawnień władz autonomicznych należało również nadzorowanie niższych organów samorządowych, takich jak władze gmin oraz powiatów.

Rok 1867 oznaczał również przyznanie wszystkim obywatelom C. K. Austro-Węgier szerokich swobód i praw politycznych: wolności słowa, prasy i zgromadzeń, swobody stowarzyszania się, uznania praw językowych poszczególnych nacji wchodzących w skład monarchii (w Galicji językiem urzędowym stał się język polski, Czesi uzyskali prawo posługiwania się językiem narodowym dopiero w roku 1897, dzięki premierowi Kazimierzowi hr. Badeniemu).

Lata 1867-1874 to okres, kiedy w Galicji pojawia się wiele czasopism propagujących idee pozytywizmu, liberalizmu, przy jednoczesnym nawiązywaniu do tradycji niepodległościowej i powstańczej. Wśród nich do najważniejszych zaliczyć należy lwowski „Dziennik Literacki”[4] (zwłaszcza w latach 1866-1868) oraz krakowski „Kraj” (1869-1874)[5]. Dzięki tym dwóm periodykom wykrystalizował się w opozycji zarówno do „tradycyjnej” demokracji galicyjskiej, jak i ugrupowań konserwatywnych nurt starający się dać nowe podstawy realizacji idei niepodległości i suwerenności narodowej. Przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przyniósł części „młodych” uzasadnienie zmiany dotychczasowych metod walki o niepodległość; spisek został zamieniony na pracę organiczną, konspirację zastąpiono aktywnym uczestnictwem w organizowaniu stowarzyszeń gospodarczych, kulturalnych czy nawet gimnastycznych. Nowy system ustrojowy Austro-Węgier stworzył podstawy do legalnego funkcjonowania różnorakich form organizacji polskich. Oczywiście nie wszyscy odeszli od swych dawnych poglądów politycznych, wielu byłych powstańców pozostało przy swym radykalizmie wynikającym z konserwowania postawy romantyzmu politycznego, byli oni jednak coraz bardziej spychani na margines życia politycznego. To właśnie ich ochrzcił Jan Lam mianem tromtadratów.

Romanowicz włączył się do grupy polityków związanych z Franciszkiem Smolką i kierowanym przez niego Towarzystwem Narodowo-Demokratycznym. Po krótkim czasie wszedł do władz Towarzystwa. Pracował równolegle w „Tygodniku Naukowym i Literackim”, „Dzienniku Literackim i Politycznym” oraz „Dzienniku Lwowskim”. W 1867 roku zaczął wydawać „Gminę”[6]. W tym czasie bardzo wiele publikował, były to głównie artykuły i broszury. Ten rodzaj wypowiedzi stał się dla niego charakterystyczny. Mimo że pisał bardzo wiele, nigdy nie zdobył się na napisanie większej rozprawy politycznej. Przyczyną była jego aktywność społeczna, polityczna i publicystyczna. Współuczestniczył w redagowaniu między innymi: „Dziennika Polskiego” (1878-1879), „Dziennika Literackiego” (1871-1872), a także „Nowin” (1879-1880).

Rok 1869 był dla Galicji rokiem szczególnym[7]. W tym właśnie roku ukazała się w „Przeglądzie Polskim” Teka Stańczyka[8], zawierająca teksty zdecydowanie potępiające organizatorów kolejnych powstań narodowych oraz krytykująca za nieodpowiedzialność i brak zmysłu politycznego tych, którzy odwoływali się do ich tradycji. Na pewien moment wszystkie nurty demokratyczne zjednoczyły się w ataku na obrazoburstwo Teki. Jedność okazała się jednak krótkotrwała.

Pierwszym wyraźnym sygnałem świadczącym o podziałach w dotychczasowym obozie demokratycznym był rozpad Towarzystwa Narodowo-Demokratycznego. Powołane do życia w rocznicę wybuchu konfederacji barskiej (w lutym 1868 roku we Lwowie), miało na celu skonsolidowanie żywiołów patriotycznych wokół walki o prawa narodowe Polaków. Jednak jego żywot był stosunkowo krótki. „Reklamowanie przez młodych pracy organicznej rozbijało już od samego początku jedność Towarzystwa Narodowo-Demokra-tycznego. Wzbudzało niechęć i nieufność jego starszych członków, zniecierpliwionych »rozprawami teoretyczno-deklamacyjnymi«, wygłaszanymi głównie przez Romanowicza. Wkrótce nawet tutaj odżył podział na »białych« i »czerwonych«, przy czym kryterium stanowił właśnie stosunek do pracy organicznej”[9].

Druga połowa lat siedemdziesiątych pogłębiła jedynie różnice ideologiczne zarysowujące się wcześniej. Dużą rolę w tym procesie odegrały ostre polemiki prasowe między „Tygodniem Literackim, Artystycznym, Naukowym i Społecznym” (Lwów 1874-1881) a „Ruchem Literackim” oraz „Gazetą Narodową”. W tym okresie Romanowicz zdobywał coraz większe uznanie i autorytet. Jego sylwetka od początku lat osiemdziesiątych będzie utożsamiana z wyraźnie już zarysowanym nurtem demoliberalnym.

Znaczącym przełomem w karierze Romanowicza było założenie przez niego w 1882 roku w Krakowie „Nowej Reformy”. Idea wydawania w Krakowie dziennika, który miałby za swój główny cel skupienie wokół siebie zdeklarowanych przeciwników obozu konserwatywnego, pojawiła się jesienią 1881 roku. Chwila była o tyle sprzyjająca, że w sejmowym klubie konserwatystów doszło do secesji, w której wyniku został on uszczuplony o dwunastu członków. Wśród nich był właściciel zakładu wodoleczniczego w Furstenhofie (Styria), dr Jan Czerwiński. To właśnie on stał się głównym inicjatorem powołania do życia nowej gazety. Czerwiński, jako przyszły właściciel, rozpoczął dzieło kompletowania zespołu redakcyjnego; do współpracy zaprosił Tadeusza Romanowicza oraz Adama Asnyka (1838-1897) poetę, byłego członka powstańczego Rządu Narodowego, a także Mieczysława Pawlikowskiego (1834-1903) oraz młodego ekonomistę Tadeusza Rutowskiego (1852-1918). Pierwszy numer „Reformy” ukazał się 1 stycznia 1882 roku.

Współpraca między zespołem redakcyjnym a Czerwińskim od samego początku układała się bardzo źle: „traktował całą swoją redakcję jak niesforną gromadkę głupich młokosów – pisał biograf Adama Asnyka, Kazimierz Wóycicki – których trzeba nieustannie karcić i pouczać. Taki stosunek musiał obrażać godność osobistą jego współpracowników (…). Coraz też ostrzej występowała różnica poglądów. (…). Czerwiński stał twardo przy centrowości pisma, »konserwatywno-postępowym« kierunku (sic!), w którym widział niezawodny lek na bolączki galicyjskie – słowa »demokracja« nawet wymienić nie pozwalał”[10]. Atmosfera panująca w redakcji doprowadziła do zerwania zespołu redakcyjnego z dotychczasowym właścicielem. Większość byłych redaktorów „Reformy” zdecydowała się wydawać swój własny dziennik pod zmienionym nieco tytułem. 28 listopada 1882 roku ukazał się pierwszy numer „Nowej Reformy”, z Adamem Asnykiem jako wydawcą i Tadeuszem Rutowskim jako redaktorem odpowiedzialnym. Faktycznym redaktorem naczelnym, kierującym zespołem redakcyjnym oraz nadającym odpowiedni ton polityczny, był Tadeusz Romanowicz.

Do nowo powstałego dziennika, będącego szańcem walki z wszechpotęgą Stańczyków, w krótkim czasie zbliżyli się publicyści, politycy i literaci będący do tej pory w rozproszeniu. „Nowa Reforma” szybko stała się tym, czym miała być w zamierzeniach jej twórców – „sztandarem”, pod którym skupili się wszyscy ci, którzy, nie rezygnując z haseł niepodległości, postawili sobie za zadanie walkę „nad podniesieniem ekonomicznym kraju”. Sukces „Nowej Reformy” był istotnie wielki; jako jedyne pismo codzienne, niekonserwatywne, utrzymało się na rynku wydawniczym i trwało na nim nawet wtedy, kiedy redakcję „Czasu”, jej głównego niegdyś oponenta, przeniesiono do Warszawy.

Przez redakcję „Nowej Reformy” przewinęło się w omawianym okresie (1882-1905) bardzo wielu publicystów i polityków zarazem, odgrywających w życiu Galicji znaczącą rolę. Wśród nich odnajdziemy nazwiska: Michała Konopińskiego (1855-1927), Augusta Sokołowskiego (1846-1921), Jana Rottera (1850-1906), Ernesta Bandrowskiego (1853-1920), Bronisława Szwarcego (1834-1904), Michała Danielaka (1865-1918), Adama Doboszyńskiego (seniora) (1852-1929), Bolesława Lutostańskiego (1837-1890), Władysława Prokescha (1863-1923). Do bliskich współpracowników zaliczyć należy również: ekonomistę i przemysłowca Stanisława Szczepanowskiego (Piasta) (1846-1900), powieściopisarza Ignacego Maciejowskiego (Sewera) (1839-1901), historyka literatury Piotra Chmielowskiego (1848-1904), pisarza i wydawcę Ferdynanda Hoesicka (1867-1941), teatrologa Tadeusza Pawlikowskiego (1862-1915).

Lata osiemdziesiąte to również okres, w którym Romanowicz rozpoczął karierę poselską w Sejmie Krajowym Galicyjskim. Mandat poselski zdobył w kolejnych wyborach 1880, 1883, 1889, 1895, 1901. W 1889 roku podjął pracę w Wydziale Krajowym. Zwieńczeniem jego kariery politycznej było wejście do Rady Państwa w Wiedniu w roku 1901.

Działalność polityczna oraz refleksja Tadeusza Romanowicza opierała się, jak już powiedziano, na określonym stosunku do historii narodu polskiego. To niejako z tego punktu wywiedzione zostały kolejne ustalenia o charakterze politycznym, jak na przykład wobec kwestii niepodległości, pracy organicznej czy też postulatów demokratyzacji ustroju Galicji.

Tadeusz Romanowicz, podobnie jak wielu innych pisarzy politycznych tamtej epoki, pisząc i mówiąc o narodzie, często stosował to pojęcie zamiennie z pojęciem społeczeństwa[11]. Pisząc o społeczeństwie w odniesieniu do spraw polskich w wymiarze trzech zaborów, miał na myśli społeczeństwo polskie, a więc naród polski.

Dla Romanowicza naród nie był przypadkowym, mechanicznym zlepkiem żyjących obok siebie jednostek – dla niego naród był „to żywy, cały organizm, rozwijający się naturalnie, połączony w swych pojedynczych członkach wspólnością taką, że rozwój lub skrzywienie któregokolwiek z nich, wpływa korzystnie lub szkodliwie na całość organizmu”[12].

Dla koncepcji Tadeusza Romanowicza typowe było traktowanie narodu jako organizmu składającego się z cząstek, z jednostek, a nie stanów i warstw, tak charakterystycznych dla ujęć klasycznie konserwatywnych. Odrzucenie hierarchizacji w obrębie organizmu, brak wskazania wyróżnionej warstwy przodkującej stawiały tę koncepcję w rzędzie nurtów egalitarnych.

„Poznaj sam siebie” – to były słowa, od których rozpoczął swój wykład w 1870 roku Tadeusz Romanowicz[13]. Słowa te odnosiły się w takim samym stopniu do jednostki, jak i do narodu. Bowiem „naród, który sam siebie świadom nie jest, który zasobów i sił nie zna ani wie dobrze skąd idzie i dokąd dąży – naród taki powiadam, zamiast być samowiednym czynnikiem w dziejach i losy swe dzierżyć we własnym ręku – idzie na oślep, idzie nie ze świadomością dojrzałego męża, który zna cel swój i środki, ale jako dziecko daje się wodzić na pasku. A ręka, co go tak wodzi – prawie nigdy nie jest ręką ojcowską”[14]. Było to wskazanie drogi edukacji jako tej, która może prowadzić do uzyskania świadomości narodowej. Stwierdzenie o „wodzeniu na pasku” może być jednoznacznie odczytane jako sprzeciw wobec dotychczasowej zasady kierowania narodem przez szlachtę.

Dla Romanowicza, tak jak i dla pozostałych jego stronników, świadomość narodowa, jej rozbudzenie, było warunkiem sine qua non powstania nowoczesnego narodu polskiego.

Diagnoza Romanowicza z 1901 roku brzmiała: „Nie byliśmy jednolitym w sobie narodem, kiedyśmy państwowo upadali – nie jesteśmy nim jeszcze dziś”[15]. Natomiast cel polityczny brzmiał – dążyć do tego, „aby lud cały stał się narodem, by naród nie był garstką, ale milionem i milionami, by przyszłość narodu oprzeć na tej niewzruszonej podstawie”[16]. Dążenia do uczynienia z mieszkańców ziem polskich świadomych Polaków jest jednocześnie potwierdzeniem nominalistycznego pojmowania „organizmu narodowego”; widać w tym zapewne inspirację filozofią Józefa Supińskiego[17].

Dla teraźniejszości każdego organizmu, również dla narodu, istotną jest jego przeszłość – historia. „Tak jak organizm zwierzęcy nosi na sobie cechy wszystkich swych przodków i wzajemnie piętno swej indywidualności wyciska na swych potomkach – tak też i w organizmie narodowym każde pokolenie najściślej związane jest ze swoim poprzednikiem. My dziś pokutujemy za wszystkie grzechy poprzedników naszych i korzystamy z owoców ich prac i zasług…”[18]. I w tym wypadku jako antenata tego sformułowania możemy wskazać Józefa Supińskiego, który w Szkole gospodarstwa stwierdzał między innymi: „narodowością jest wszystko, co jest narodowej przeszłości spuścizną: język, ziemia, religia, dzieje, zasoby, obyczaje, ubiory”[19].

Romanowicz będzie wielokrotnie podkreślał wagę traktowania narodu jako wspólnoty historycznej; w roku 1894 napisze o narodzie, że jest on „organizmem, jest owocem kulturalnej pracy licznych, narodową jednością złączonych pokoleń”[20].

„Poznaj sam siebie” – te słowa odnosiły się nie tylko do przeszłości, należało je wedle Romanowicza odnieść także do teraźniejszości. Narzędziem pozwalającym na zbadanie oraz opisanie teraźniejszości narodu miała być według liberałów statystyka. Romanowicz, Szczepanowski i Rutowski wielokrotnie podkreślali w swych wystąpieniach znaczenie statystyki, która w ówczesnych czasach dopiero zdobywała sobie miano dyscypliny naukowej. Romanowicz, podnosząc rolę statystyki, był zapewne pod urokiem Buckle’a; statystyka według Romanowicza „sięga w samą głębię życia narodu, i staje się jego sumieniem”[21].

Statystyka nie mogła jednak odpowiedzieć na pytanie o cel istnienia narodu, bowiem „Dla narodu źródłem jego są, co do przeszłości – dzieje, co do teraźniejszości – głównie statystyka. Tamte (dzieje) uczą, jaki jest jego punkt wyjścia i są drogowskazem w przyszłość”[22].

Najbardziej reprezentatywną wypowiedzią Romanowicza zawierającą jego ocenę stosunku konserwatystów do sprawy niepodległości jest fragment z Polityki Stańczyków: „Czy zarzut »wyparcia się idei niepodległości Polski« słusznym był ze stanowiska indywidualnego – czy może Stańczycy ideę tę przechowywali na dnie swych serc i tylko »dla wysokiej polityki« jawnie stawali w sprzeczności z tą ideą – to nie wpływa bynajmniej na sąd o stronnictwie i politycznej jego działalności. Stronnictwo sądzi się według tego, co ono działa i wypowiada słowem lub pismem, a nie według tego, co członkowie na dnie serc swoich skrywają”[23].

Sprowadzenie odrębności narodowej do wewnętrznej kontemplacji, do sfery „autonomii moralnej” było dla Romanowicza czynem wysoce nierozważnym, powodującym nieodwracalne zmiany w psychice pojedynczego człowieka i świadomości całego narodu. „Polska, duchem tylko żyjąca, to przedłużenie w nieskończoność dzisiejszego stanu rzeczy – stanu niewoli politycznej, stanu rozdarcia za pomocą sztucznych, ręką przemocy pociągniętych granic”[24].

W Dwóch opiniach Romanowicz rozwija w pewnym sensie wyrażoną wcześniej myśl, wskazując na warunek sine qua non istnienia narodu: „Naród ujarzmiony, jeżeli mimo ucisku zachował nie tylko zewnętrzne znamiona swej narodowości, ale i jej istotę, więź swoją duchową, od ciemięzców odrębność i swoje narodowe poczucie, nie może, choćby chciał, zatracić swych aspiracji, przestać dążyć do niepodległości”[25].

Dążność do niepodległości była traktowana przez Romanowicza wręcz jako wynik działania prawa przyrodniczego. Zwróćmy jednak uwagę na poczynione przez niego zastrzeżenie. Stwierdza on bowiem, że prawo to ma charakter imperatywu tylko wtedy, jeżeli trwa życie narodu. Jeśli ono ustanie, ustanie również naturalny pęd do odzyskania niepodległości. Głoszenie zatem haseł zstąpienia ze swymi uczuciami patriotycznymi z areny publicznej w intymność wnętrza serca swego jest niczym innym, jak początkiem rezygnacji z odrębności narodowej nie tylko w wymiarze państwowym, ale również kulturowym.

Stanowisko zajęte przez Tadeusza Romanowicza było charakterystyczne nie tylko dla demoliberałów galicyjskich. Z podobnymi opiniami spotkać się możemy również u liberałów włoskich i niemieckich, którzy uważali, że posiadanie bytu państwowego przez naród było uznawane za rzecz zupełnie naturalną – tak naturalną, że nieuchronną. Niepodległość czy zjednoczenie narodowe musiało nastąpić, jeśli tylko naród nie wyrzekł się swej odrębności[26].

Konieczność ubiegania się o niepodległość dyktowana była również pragmatyzmem. Romanowicz bardzo ostro polemizował ze Stanisławem Koźmianem, poddając ostrej krytyce jego ideę bytu narodowego. Koźmian w Rzeczy o roku 1863 pisał: „Nie forma zadania stanowi jego wzniosłość i piękność, ale jego treść i duch, nie pierwsze, ale drugie nadają mu tę moc, którą ono zdolne jest udzielić społeczeństwu. Nie mogąc być państwem, pozostać narodem jest – w treści i duchu także zadaniem wzniosłym”[27]. Romanowicz, wychowany na filozofii Thomasa Buckle’a, stanowczo odrzucał możliwość istnienia w przeciągu długiego okresu czasu narodu, który by zaakceptował, pogodził się ostatecznie z brakiem suwerenności państwowej i jednocześnie trwał w czasie. Uważał, że niemożliwe jest istnienie treści w oderwaniu od formy w sensie czysto zewnętrznym. Przez pojęcie formy tak Koźmian, jak i Romanowicz rozumieli byt państwowy. Treść musi istnieć w ścisłym powiązaniu z formą; bez formy treść staje się jedynie metafizycznym frazesem: „…w świecie ludzkim jakoś dotąd jeszcze nie znalazł się sposób, ażeby żyć jakąś treścią oderwaną od formy i jakimś duchem niemogącym w formie znaleźć przybytku i wyrazu. Prawdopodobnie dlatego, że dla tej sumy czynników, które nazywamy właściwością i odrębnością, narodowym życiem i duchem narodowym, jedynym zabezpieczeniem i jedyną dotychczas możnością wyrażenia się na zewnątrz i stałego rozwijania się w sobie są kształty państwowe”[28].

Równie krytycznie oceniony i uznany za nieuzasadniony został postulat Koźmiana odrzucenia walki o niepodległość ze względu na nieadekwatność siły narodu do siły militarnej zaborców. Według Romanowicza teza taka miałaby tylko wtedy sens, gdyby przyjąć siłę narodu za czynnik niezmienny – podobnie jak gdyby nie dopuścić myśli o możliwym upadku poszczególnych zaborców lub też ewentualności wystąpienia konfliktu zbrojnego między Rosją, Austrią i Niemcami.

Częste posługiwanie się hasłem walki o niepodległość, zarówno w odniesieniu do czasów minionych, jak i czasu teraźniejszego, brak odżegnywania się od walki o nią w przyszłości prowokowały konserwatystów do określania liberałów mianem demagogów, tromtadratów. Najczęstszą i najbardziej upowszechnianą opinią było określenie doktryny liberałów jako wyłącznie zbioru negacji odnoszących się do porządku społecznego i politycznego. Niestety, często i dziś w literaturze naukowej pojawiają się podobne sądy. Głoszenie takich opinii jest wielkim uproszczeniem i najczęściej wynika z nieznajomości tak publicystyki, jak i działalności politycznej i społecznej liberałów. O brak pozytywnego programu, o negację konstruktywnych programów posądzali liberałów najpierw konserwatyści, a później również narodowi demokraci[29].

W 1882 roku Romanowicz pisał: „Stańczycy z lubością mówią o sobie, że są stronnictwem syntezy – ależ to właśnie jest najgorszego rodzaju analiza, bo jest utrwaleniem rozczłonkowania i tej analizy, jaką przez rozbiory na Rzeczypospolitej dokonano. W Polsce syntezą jest tylko – Polska. Mówią o sobie, że są stronnictwem afirmacji, wszystko inne zowiąc negacją. A toć to właśnie najgorszą jest negacją, bo zaprzeczeniem tysiącletniej przeszłości. W Polsce afirmacją jest tylko – Polska”[30].

Dyskusja wokół problemu niepodległości była w swej istocie sporem o wartości; trafnie zauważył Romanowicz, że tzw. prawda historiozoficzna musi, aby posiadać walor prawdy, stać się prawdą polityczną, bowiem „…inaczej ona wcale prawdą nie była”[31]. Prawdą historiozoficzną, według galicyjskiego liberała, jest idea narodowości. Została ona potwierdzona w wielu rejonach Europy, jako przykład podał Romanowicz sukcesy polityczne Węgrów, Greków, Włochów, Rumunów, Serbów, Bułgarów. Niezrozumiałe w tym kontekście byłoby wyrzeczenie się przez Polaków nie tylko syntezy (walki o niepodległość), ale i afirmacji (swej odrębności i kultywowania tradycji narodowej).

Dla liberałów, a w tym i dla Romanowicza, droga do niepodległości nie prowadziła jedynie poprzez walkę zbrojną. W Dwóch opiniach pisał: „to dążenie do odzyskania bytu objawia się w różnych okresach rozmaicie – objawia się w każdym okresie tak, jak w danych warunkach chwili objawić się może. Raz przybiera formę tajnych spisków i związków sięgających czasem aż do gabinetów dyplomacji – to znowu wybucha krwawym czynem – albo w zmienionych okolicznościach rozlewa się szerokim, lecz powolnym prądem wszechstronnej pracy nad spotęgowaniem sił narodowych i spokojnym wyczekiwaniem pory stosownej do jawnego wytoczenia sprawy narodowej przed trybunał dziejów”[32]. Według Romanowicza naród, który utracił niepodległość, nie może wyrzekać się jakiejkolwiek drogi prowadzącej do niezależnego bytu państwowego. Żadnej drogi nie można wykluczać, żadnego środka działania. Romanowicz zaryzykował nawet w jednym ze swych tekstów odwołanie się do Otto von Bismarcka, stwierdzając: „on powinien (naród – przyp. W.B.) – jak to mawiał Bismarck – w swoim arsenale politycznym mieć zawsze wszystkie rodzaje broni, ażeby w danym razie użyć tej która właśnie jest najlepszą”[33].

Naród powinien „w swoim arsenale politycznym mieć (…) wszystkie rodzaje broni” – powstanie narodowe urastało w tym względzie do jednego wśród innych środków wiodących do niepodległości. Romanowicz dyskutując kwestię powstań, polemizował w tym względzie przede wszystkim ze środowiskami konserwatywnymi[34].

Według Romanowicza powstania narodowe nie następowały w wyniku skłonności anarchistycznych narodu polskiego, lecz z powodu uwarunkowań zewnętrznych – polityki zaborcy. To nie liberum conspiro, lecz łamanie Konstytucji Królestwa Polskiego przez Aleksandra I, uniemożliwianie działalności opozycji legalnej przez Mikołaja I zmusiło Polaków do podjęcia kroków nielegalnych i półlegalnych, zmierzających najpierw do przywrócenia porządku konstytucyjnego, a w efekcie do Nocy Listopadowej.

Podobne konkluzje wysnuł Romanowicz z analizy zjawisk poprzedzających powstanie styczniowe. Aleksander Wielopolski – w mniemaniu Stańczyków mąż opatrznościowy narodu polskiego – w ocenie Romanowicza jawił się jako główny czynnik sprawczy radykalizacji żywiołów narodowych na ziemiach zaboru rosyjskiego. W tej perspektywie zlikwidowanie przez Wielopolskiego Towarzystwa Rolniczego było poważnym błędem bowiem w tamtym czasie Towarzystwo pełniło rolę nieformalnego forum przedstawicielskiego. Na jego czele stał Andrzej Zamojski, a zrzeszało – przypomnijmy – ok. 2000 członków, głównie ludzi wykształconych, wywodzących się z ziemiaństwa. Jeszcze bardziej nierozważnym w tym względzie krokiem było ogłoszenie branki: „czy to było działanie „polskiego męża stanu”? Czyż nie było oczywistym, że wywoła to rozpacz i czyny rozpaczy?”[35].

Zdaniem Romanowicza duży wpływ na wybuch powstań narodowych miała ogólna sytuacja międzynarodowa w Europie. Lata 1829 i 1830 to okres, w którym przy wsparciu Anglii odzyskuje niepodległość Grecja, powstańcy belgijscy, łamiąc postanowienia kongresu wiedeńskiego, uniezależniają się od Holendrów, Francuzi detronizują Burbonów. Z kolei lata poprzedzające wybuch powstania styczniowego to faza jednoczenia się Włoch, a przede wszystkim wielka klęska Rosji w wojnie krymskiej, w której stroną zwycięską obok Anglii są Piemontczycy, a przede wszystkim rokujący wielkie nadzieje wśród Polaków Napoleon III Bonaparte. Tak w wypadku postania listopadowego, jak i styczniowego sytuacja międzynarodowa rozbudzała aspiracje niepodległościowe Polaków.

Wielkim błędem, według Romanowicza, było określanie przez konserwatystów ruchów irredentystycznych mianem anarchistycznych. W jego opinii anarchią były zabory, ponieważ dokonały się w majestacie siły, a nie prawa. „Rosyjskie rządy w Polsce były i są anarchią – wszystko, co do ich obalenia dąży, jest legitymistycznym w szlachetnym znaczeniu tego wyrazu. Dążenia takie nazywać anarchią, znaczy uznawać legalność rosyjskich rządów w Polsce. Boć oczywiście: anarchią to tylko być może, co jest obaleniem stanu prawnego”[36].

Powstania narodowe, według Romanowicza, odegrały również bardzo istotną rolę w rozszerzaniu się świadomości narodowej na wszystkie warstwy (stany) społeczeństwa polskiego. Śledząc losy irredenty polskiej od czasów konfederacji barskiej aż po wiek XX, zauważył, że w kolejnych powstaniach udział włościan i mieszczan systematycznie wzrastał, a tym samym rola szlachty rodowej ulegała uszczupleniu. To właśnie między innymi obawy przed utratą uprzywilejowanej pozycji skłoniły Stańczyków, wedle Romanowicza, do ostrej i zdecydowanej krytyki spontanicznych ruchów niepodległościowych.

Romanowicz z oburzeniem zareagował na ocenę literatury polskiej okresu 1830-1863 dokonaną przez Stanisława Koźmiana. Literatura romantyczna, poezja Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego, która zdaniem Stańczyka zatruwała umysły polskie – według Romanowicza pozwalała zachować tożsamość narodową i przetrwać najtrudniejsze chwile terroru popowstańczego. Jednak najbardziej dramatyczny charakter przybrała polemika ze Stańczykami dotycząca negatywnej oceny uczestników powstań. „Naród, który się ma rozwijać, nie może się wypierać swojej przeszłości. On nie może dzisiaj hańbą okrywać swoje wczorajsze świętości. On nie może – dlatego, że zmieniły się stosunki i okoliczności – świeże, zaledwie zielenią porosłe mogiły swych męczenników rozkopywać i kości ich z szyderstwem i przekleństwem na świat rozrzucać”[37].

Powstania narodowe, skierowane przeciwko wszystkim zaborcom (jawnie lub niejawnie), toczyły się na ziemiach zaboru rosyjskiego. To zaborca rosyjski był najbardziej brutalny wobec spiskowców i powstańców. Wszystko to skłaniało Romanowicza do uznania Rosji (jako państwa) za głównego wroga narodu polskiego. Nie był odosobniony w tym poglądzie – duża część emigracji po powstaniu styczniowym pod koniec lat sześćdziesiątych znalazła miejsce osiedlenia „pod opieką” innego zaborcy – C. K. Austro-Węgier.

Rosja była dla Romanowicza nie tylko katem kolejnych powstań, była przede wszystkim gwarantem i strażnikiem istniejącego porządku rzeczy, w którym nie było miejsca na państwowość polską. Po roku 1878 Romanowicz, podobnie jak Ludwik Wolski oraz Otto Hausner, wyraził ostry sprzeciw wobec polityki Austro-Węgier i Rosji na Bałkanach. W tym też czasie Romanowicz doszedł do przekonania, że konflikt między Rosją a Austro-Węgrami jest czymś nieuniknionym. Zderzenie interesów tych dwóch mocarstw miało dla niego także wymiar pozabałkański. Rosja i Austro-Węgry były reprezentantami dwóch przeciwstawnych sobie systemów ustrojowych: despotii wschodniej i państwa demokratycznego, opierającego swój porządek na konstytucji gwarantującej podstawowy katalog swobód obywatelskich. W ewentualnej wojnie między tymi dwoma państwami Polacy – według Romanowicza – powinni stanąć po stronie Austro-Węgier. Przystąpienie do walki zbrojnej mogło nastąpić tylko pod warunkiem dania przez Wiedeń politycznych gwarancji odtworzenia państwowości polskiej.

W swych rozważaniach Romanowicz uznał Rosję za państwo, które odegrało wybitną rolę w rozbiorach Rzeczypospolitej. Poglądowi temu, wydawać by się mogło mało oryginalnemu, Romanowicz nadał nowe znaczenie. Według niego dla Rosji, inspiratorki rozbiorów, likwidacja państwowości polskiej była działaniem tożsamym z wejściem do Europy, dała jej możliwość prowadzenia wpływowej polityki europejskiej. Bierność państw europejskich wobec zaborczej polityki Rosji wynikała według Romanowicza z niedostrzegania przez polityków zachodnioeuropejskich właściwego jej oblicza.

Rosja dla Romanowicza to państwo rządzone w sposób, jaki nie był znany ludom cywilizowanym. „Zagranica – jak pisał Romanowicz – zna Moskwę i sądzi po tych »poddanych«” cara, którzy jako podróżnicy dają się Europie poznać, przybierając wszelkie pozory cywilizacyjne. Trzeba jednak samemu być pod władztwem Moskwy, żyć pod jej prawami, a co więcej, pod jej czynownikami, trzeba poznać tę Moskwę na polu bitwy, w urzędzie, w sądzie, w szkole, w życiu ekonomicznym i towarzyskim, trzeba samemu poznać ten systemat polityczny, którego podstawą jest knut i katorga…”[38]. Opinia Romanowicza o Rosji i jej systemie polityczno-ustrojowym była wybitnie negatywna. Dla niego Rosja była państwem barbarzyńskim o ustroju będącym „azjatyckim despotyzmem”, który zrodził swe przeciwieństwo w postaci ruchów anarchistyczno-nihilistycznych. „W efekcie społeczeństwo, w którym między tymi dwiema strasznymi skrajnościami nie ma żadnego środkowego kierunku, które musi albo niewolniczo drżeć przed knutem, albo rozpasać się w anarchii nie uznającej i nie szanującej ni rządu, ni własności, ni rodziny, ni religii – społeczeństwo takie nie może być inaczej nazwane, tylko barbarzyńskim[39]. Wkroczenie do Europy na miejsce demokratycznej Rzeczpospolitej Rosji, o ustroju tak odmiennym nie tylko od polskiego, ale przede wszystkim obcego tradycji europejskiej, musiało prowadzić do konfliktu. Tym bardziej, że w drugiej połowie XIX wieku w większości krajów europejskich zaprzestano utożsamiania porządku z ustrojem despotycznym, a rozwój konstytucjonalizmu postąpił w tym czasie na tyle daleko, aby uzmysłowić fakt, iż współpraca oraz tolerowanie obecności Rosji w Europie jest anomalią – „jest zaprzeczeniem własnej swej podstawy bytu, jest plamą ciążącą na konstytucyjnych państwach Europy, jest ciężkim grzechem przeciw sobie samym”[40].

Romanowicz, tak krytycznie opisując stan społeczeństwa i państwa rosyjskiego, chciał wskazać na źródła o wiele poważniejszego zagrożenia. Owym zagrożeniem bezpośrednio wynikającym z mechanizmów rządzenia Rosją była ekspansywność i zaborczość tego państwa. Podzielając w tym względzie poglądy Maurycego Mochnackiego[41], Romanowicz wskazywał na mechanizm przenoszenia napięć wewnętrznych w sferę bardziej bezpieczną i korzystną dla cesarstwa, w sferę imperialną. Jego zdaniem, Rosja musiała kroczyć drogą podbojów, ponieważ gdyby tego zaniechała, „system rządowy caratu (straciłby) całą swą rację bytu. Niewolnik począłby naprawdę rozmyślać nad ciężką swą dolą. A czymże wtedy odwrócić uwagę jego od tych dla cara tak niebezpiecznych rozmyślań? czym zająć jego wyobraźnię? czym narodowej dumie tak pochlebić, by car jako reprezentant narodowej wielkości i chwały pozostał zawsze przedmiotem czci i bojaźni?”[42]. Odpowiedź mogła być tylko jedna – prowadzić politykę ekspansji, odwracając uwagę społeczeństwa rosyjskiego od sytuacji wewnętrznej.

Po zneutralizowaniu Polski, według Romanowicza, Rosja otworzyła sobie drogę na Bałkany, a tym samym sny o zjednoczeniu wszystkich Słowian pod jednym berłem carskim stały się bardziej realne niż kiedykolwiek wcześniej. Rosjanie mogli mieć wreszcie nadzieję na odbicie z rąk tureckich dawnej stolicy Imperium – Konstantynopola.

Romanowicz ostrzegał Słowian Południowych przed zbytnią ufnością wobec Rosji, przed traktowaniem polityki „wschodniej” Rosji w wymiarze altruistycznego wspierania dążeń niepodległościowych. Po ewentualnym zwycięstwie nad Turcją „przekonałyby się rychło, iż wszystka krew w walce z Turkami przelana została tylko dla Moskwy, tylko dla tego, ażeby jarzmo tureckie na stokroć gorsze i uciążliwsze moskiewskie zamienić”[43].

Zaproponowany przez Romanowicza scenariusz wydarzeń, od rozbioru Polski do nieuniknionego międzynarodowego konfliktu na Bałkanach, miał dla niego wielkie znaczenie, udowadniał bowiem możliwość ponownego umiędzynarodowienia sprawy polskiej. Szanse na jej powrót na arenę międzynarodową dodatkowo wzmacniał fakt ewidentnej sprzeczności interesów Austrii i Rosji, gdyż „najbardziej bezpośrednio dotyczy cała ta sprawa Austrii, która wszelkimi postępami Moskwy na Wschodzie najbardziej jest zagrożoną”[44].

Pisząc o kwestii wschodniej, Romanowicz nie tylko podnosił nieuchronność konfliktu między państwami zaborczymi, możliwość odzyskania niepodległości, ale przede wszystkim wskazywał Polakom głównego, realnie istniejącego wroga oraz potencjalnego sojusznika. Wrogiem głównym, który dobitnie udowodnił przez wieki swój stosunek do sprawy polskiej, była Rosja, natomiast potencjalnym sojusznikiem mogła stać się monarchia habsburska. Mogła, lecz nie musiała.

Romanowicz w swej pracy wskazuje na trzy możliwe postawy Polaków, jakie mogli przyjąć w razie konfliktu między Rosją a Austrią. Po pierwsze, Polacy mogli zająć postawę całkowicie bierną, nieangażowania się w konflikt, wypełniania jedynie obowiązków wynikających z ustawodawstwa austriackiego. Postawy takiej Romanowicz nie akceptował, ponieważ brała ona za punkt wyjścia tylko dotychczasowe relacje między Lwowem a Wiedniem – zasadniczy błąd tego kierunku tkwił w tym, że nie był on „polskim, ale galicyjskim”. Postawa taka wynikać mogła również z fałszywego założenia, jakoby „Moskwa staje w obronie Słowian, ponieważ żywioły w Austrii rządzące, więc Niemcy i Węgrzy są nieprzyjaciółmi Słowian… Przyjęcie postawy bierności nie powinno było opierać się li tylko na emocjach… nie wolno nikomu wprowadzać uczuć osobistych w grę, gdy chodzi o losy narodu. Dla tych sympatii słowiańskich porzucać sposobność przyspieszenia narodowego odrodzenia byłoby szaleństwem”[45].

Za równie szaleńcze poglądy uznał Romanowicz hasła aktywnego, bez warunków wstępnych, zaangażowania się Polaków w konflikcie po stronie Austrii: „rzucić się na oślep w walkę, znaczyłoby narażać interes narodu polskiego dla sprawy zgoła mu obcej. Tak samo, jak nie wolno narodowi polskiemu dla pięknych oczu Serbów i Bośniaków zaniedbać sposobności odzyskania bytu, jeżeli się ona nadarzy, tak samo nie wolno mu poświęcać się dla interesu Austrii”[46].

Postawą najwłaściwszą wedle Romanowicza było stanowisko „egoizmu narodowego”, które dyktowało aktywne uczestnictwo w walce po stronie Austrii tylko wtedy, gdyby ta udzieliła pewnych i rzetelnych gwarancji dla sprawy polskiej. „Wyłącznie więc interes narodu polskiego mając na oku, rozpatrzeć nam trzeba wszelkie ewentualności dzisiejszych europejskich zawikłań i do tego plany nasze na dziś i na jutro i na dalszą przyszłość stosować, nie unosząc się żadnymi chwilowymi interesami tej lub owej prowincji Polski”[47].

Romanowicz, stając po stronie Austro-Węgier, nie postulował bynajmniej postawy lojalistycznej. Władze w Wiedniu nadal pozostawały dla niego władzami zaborczymi. Dla niego autonomia, jaką posiadała Galicja w ramach monarchii habsburskiej, nie była autonomią pełną. Z tego też powodu w swej karierze politycznej podejmował ciągłe starania o jej poszerzenie.

Pamiętajmy jednak, że autonomia, w ujęciu Romanowicza, nie była celem samym w sobie, lecz jedynie sprzyjającym czynnikiem dla szeroko rozumianej działalności społecznej – działalności, która w ówczesnym ujęciu najczęściej łączona była z pojęciem pracy organicznej.

Praca organiczna – hasło nader nośne w XIX wieku – była jednocześnie hasłem, którego treść w dużej mierze zależała od poglądów politycznych osoby nim się posługującej. Jednym z najbardziej upowszechnionych sposobów rozumienia pracy organicznej była próba przedstawiona w jednym z numerów „Nowej Reformy”: „pracować, nie zrażać się niepowodzeniami, nie przejmować się pesymizmem, starać się uratować każdą piędź ziemi, przysparzać sił, gdzie można; zachowywać je, gdzie przysparzanie jest niemożliwe, a gdy nas z jednej warowni wyprą, cofać się do drugiej i w niej dalej prowadzić pracę”[48]. Byłoby to jednak zbyt daleko idące uproszczenie.

Romanowicz, jak i inni politycy przyznający się do pracy „pod sztandarem narodowym”, uznawał za wartość podstawową niepodległość narodu polskiego. Samą zaś ideę niepodległości za bardzo ważną wartość moralną, pozwalającą na jednoczenie się ogółu społeczeństwa wokół prób jej urzeczywistnienia. Zaniechanie czy odrzucenie idei niepodległości, wyparcie się tradycji powstańczych musiało prowadzić do tego, że „służalstwo miało stać się programem”[49]. Aby uniknąć tego typu niebezpieczeństwa, aby nie nazwać jakiejkolwiek działalności społecznej i ekonomicznej mianem pracy organicznej, Romanowicz każdorazowo konfrontował cel działalności z celem i wartością zasadniczą – niepodległością kraju. Praca organiczna miała być jedynie środkiem, a nie celem samym w sobie. Praca pozbawiona moralnej wartości narodu musiała prowadzić w warunkach rozbiorowych do ugody, lojalizmu i serwilizmu.

„Korzystając ze zmiany politycznego położenia Galicji – ostrzegał Romanowicz – nie dopuszczać jednak do tego, by służalstwo miało się stać programem, a godność narodowa poszła na poniewierkę, bo wtedy tylko zaprzepaścilibyśmy to, co w pracy organicznej jest potężnym czynnikiem, moralną wartością narodu (niepodległość – przyp. W.B.), ale z czasem dopuścili do zatraty tych praw narodowych i autonomicznych, które ta część Polski odzyskiwać poczyna”[50]. Według Romanowicza, Stańczycy, przypisując sobie i tylko sobie placet na mądrość polityczną i jedynie słuszne pojmowanie treści zawierających się w haśle pracy organicznej, u zarania swego istnienia wraz z wydaniem Teki Stańczyka popełnili najbardziej nieorganiczny czyn w historii XIX wieku. Negatywna ocena powstań narodowych i zerwanie z ich tradycją były dla Romanowicza czynami świadczącymi o dość płytkim rozumieniu pojęcia „organizm”, „organiczność”. Przeszłości, jakakolwiek by ona była, wyprzeć się nie można – jeśli tak uczynili Stańczycy, to tym samym wykopali wielką przepaść międzypokoleniową.

Poddając krytyce stańczykowskie pojmowanie pracy organicznej, Romanowicz jednocześnie wskazał na potrzebę fundamentu „moralnego”, na którym należy oprzeć wszelką pracę organiczną. Zasadą miało być uznanie pracy organicznej za tylko jeden z wielu środków wiodących do niepodległości. Jeden z wielu, choć w sytuacji narodu polskiego w XIX wieku – środek najlepszy. Istotne stawało się pytanie o to, co winno być ważniejsze: podniesienie przemysłu czy też rozwój oświaty?

Miarodajna w tym względzie jest wypowiedź Romanowicza z roku 1901, kiedy tak określił wzajemne relacje między oświatą a rozwojem przemysłowym: „oświata i ekonomiczny rozwój nie mają się do siebie jak przyczyna i skutek – ale jak dwie obok siebie się rozwijające i wzajemnie na siebie oddziaływujące kategorie społecznego rozwoju. Każda zdobycz na polu oświaty da nowe siły do pracy ekonomicznej – każdy ekonomiczny postęp da nowe zasoby do dalszego rozwoju oświaty. Więc nie wolno mówić pierwej rozwój ekonomiczny, a potem oświata; ani odwrotnie: pierwej oświata, a potem rozwój ekonomiczny, bo przez zaniedbanie jednego z tych kierunków życia odbiera się drugiemu warunki rozwoju”[51].

Walka z analfabetyzmem stawała się zadaniem naczelnym, ponieważ oznaczał on dla Romanowicza i innych demoliberałów „pozbawienie ludu możności czerpania ze skarbnicy wiedzy, z wielkiego umysłowego dorobku narodu, pozbawienie go tej potężnej siły w walce o byt jednostek i warstw”[52]. Dla polityków przyznających się do pracy pod sztandarem narodowo-demokratycznym zachowanie bierności w takim stanie rzeczy było pozbawieniem narodu „siły”, zarówno tej moralnej, jak i tej czysto fizycznej. Analfabetyzm spychał jednostkę na margines społeczeństwa, pozbawiał ją poczucia bezpieczeństwa, zwłaszcza w sytuacjach, gdy jej interes wymagał kontaktu z urzędem lub sądem.

Romanowicz winą za niski stan oświaty obarczał przede wszystkim konserwatywną „większość Sejmu Krajowego”. Rada Krajowa Szkolna, mając możliwości prawne jego podnoszenia, w praktyce ich nie wykorzystywała[53]. W opinii Romanowicza obowiązek szkolny zaprowadzony w stulecie pierwszego rozbioru Rzeczpospolitej był w realiach galicyjskich pustym zapisem.

Romanowicz w przemówieniu z października 1882 roku, zdając sobie sprawę z niemożności stworzenia nowego systemu edukacji w Galicji (jako że byłoby to sprzeczne z konstytucyjnymi zasadami ustrojowymi), zaproponował, aby Sejm wraz z Wydziałem Krajowym podjął działania zmierzające do zmian w obrębie ustawodawstwa krajowego. Jak twierdził: „gdy mało jest do zrobienia, zróbmy to mało – gdy wiele, zróbmy to wiele, a zawsze zróbmy wszystko, co tylko zrobić można”[54]. Nie oznaczało to bynajmniej rezygnacji z nacisków na Wiedeń, ale oznaczało, że wiele można dokonać w sprawie oświaty, nie wykraczając poza uprawnienia instancji krajowych. „Skoro – twierdził Romanowicz – pałacu sobie wybudować nie możemy, starać się (powinniśmy) o to, aby w naszej szkolnej strzesze nie było dziur i aby woda nie zaciekała; (…); ażeby głodne apostolstwo nauczyciela ludowego zamienić w troszeczkę mniej głodne apostolstwo; jednym słowem, tam gdzie nie możemy dojść do ideału, możemy przynajmniej stopniowo krok za krokiem przeprowadzić naprawę”[55].

Romanowicz, zabierając głos w dyskusji o stanie oświaty, a zwłaszcza o jej potrzebach finansowych, zdecydowanie opowiadał się za hasłem: „mierz siły na zamiary, nie zamiar podług sił; …tu nie stoi kwestia tak – jak mówił Romanowicz – że zrobi się to (reformę oświaty), gdy będą zasoby pieniężne, lecz tak, że zrobić się to musi, a zasoby znaleźć się muszą, choćby z największą ofiarą”[56].

Jedyną możliwą drogą, na gruncie konstytucyjnym, wiodącą do poprawy sytuacji szkół było uchwalenie podwyżki dodatków do podatków. Liberałowie, a zwłaszcza Romanowicz, przejawiali w tej mierze nadmierny optymizm. Romanowicz sądził, że podniesienie „dodatku” o 10% zostanie przyjęte z uznaniem przez całe społeczeństwo Galicji, uważał, że odmowa, ze względu na szczytny cel, nastąpić nie powinna. Przeciwnik takiej reformy „byłby już brudnym egoistą, gdyby się tej ofierze na ten cel sprzeciwiał”[57].

Najwcześniej, bo już na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, Tadeusz Romanowicz, zainspirowany z jednej strony dziełem Smilesa pt. Pomoc własna[58], a z drugiej doświadczeniami Schultzego w Delitzsch (1850), podjął działania zmierzające do upowszechnienia idei stowarzyszeń gospodarczych[59]. Innym kierunkiem działań były propozycje decentralizacji i zreformowania systemu fiskalnego i gospodarczego. I wreszcie trzeci kierunek to podkreślenie znaczenia instytucji państwa we wspieraniu rozwoju gospodarki kraju.

Tadeusz Romanowicz wcześnie wkroczył na arenę społeczno--gospodarczą Galicji. Jego kariera jako działacza i publicysty rozpoczęła się tuż po opuszczeniu przez niego Ołomuńca w 1865 roku. W latach 1867-1870 wydawał „Gminę”, w której publikował cykl artykułów wydanych w 1869 roku pod wspólnym tytułem Banki rolnicze powiatowe czyli zaliczkowe stowarzyszenia. Odwoływał się w swej pracy do rozpraw z zakresu teorii ekonomii (między innymi Lorenza von Steina, ale i polskiego Józefa Supińskiego) oraz działalności w sferze praktyki niemieckiego ekonomisty H. Schultzego. Zwłaszcza ten ostatni odegrał istotną rolę w kształtowaniu się poglądów Romanowicza. Schultze, sędzia, a potem burmistrz niewielkiego miasteczka Delitzsch, dzięki swym talentom nie tylko ekonomicznym, ale i organizacyjnym (w czasie klęski głodu w 1847 roku stworzył namiastkę kooperatywy miejskiej, która pozwoliła przeżyć mieszkańcom) wkroczył na arenę polityczną, zasiadając w 1848 roku w Zgromadzeniu Narodowym. System zaproponowany przez Schultzego polegał na stworzeniu kooperatyw skupiających w swym obrębie rzemieślników zagrożonych uzależnieniem ekonomicznym ze strony wielkiego kapitału i państwa. Rzemieślnicy, płacąc składki do kasy kooperatywy, mogli w niej zaciągać również i kredyty na przetrwanie szczególnie krytycznych momentów. Z czasem jednak, jak pisze Wojciechowski: „Schultze przejął zasady kierujące działalnością zwykłych przedsiębiorstw i jako jedyny cel asocjacji wystawił takie przysposobienie i wzmocnienie członków, żeby mogli sami przechodzić do kategorii większych przedsiębiorców”[60].

Romanowicza zainspirował pomysł Schultzego polegający na tworzeniu towarzystw ekonomicznych niezależnych od państwa oraz wielkiego kapitału, lecz ta niezależność miała w warunkach galicyjskich zupełnie inny wymiar. W Galicji w drugiej połowie XIX wieku wielkiego kapitału po prostu nie było, natomiast państwo w sferze gospodarczej zaznaczało swą obecność jedynie w postaci śruby podatkowej. Dlatego przyjęcie przez Romanowicza rozwiązania Schultzego miało dwa główne cele: „ułatwić członkom kredyt, a także dać im możność zyskownego kapitalizowania”[61]. Drugi cel był niejako wtórny; zasadniczym celem, dla którego Romanowicz chciał powołania do życia kooperatyw – był kredyt. Schultze swe spółdzielnie tworzył głównie w ośrodkach miejskich, Romanowicz, żyjąc w nieco innej rzeczywistości społeczno-ekonomicznej, starał się pozyskać dla swego pomysłu zarówno przemysłowców, jak i chłopów. Za konieczność wręcz uznał uczestnictwo w takich stowarzyszeniach przedstawicieli obu tych grup. „Jakkolwiek potrzeba kredytu rolników a przemysłowców nieco jest różna – przecież ostatecznie chodzi tu o jedno i to samo: o kredyt osobisty dla jednych i drugich równie ważny i potrzebny, dla jednych i drugich dziś trudny bardziej i drogi. Różnica leży głównie w terminach zwrotu, które dla rolnika zwykle dłuższe będą, niż dla przemysłowca”[62].

Towarzystwa, zwane też przez Romanowicza towarzystwami zaliczkowymi, obok dostarczania tanich kredytów, miały przez swe oddziaływanie na inne ośrodki kredytujące doprowadzić do potanienia kredytu, do „zniżenia stopy odsetków w kraju całym”. Miały również, poprzez prowadzoną przez siebie działalność handlową (komisową), wpłynąć na ustabilizowanie się wewnętrznego rynku handlu ziemiopłodami. Stabilizacja ta miała być skutkiem usunięcia przez towarzystwa pośredników oraz obcej konkurencji, nie zainteresowanej inwestowaniem w Galicji.

Romanowicz zdawał sobie sprawę, że powstanie tego typu stowarzyszeń nie będzie dziełem łatwym, wcale nie idealizował modelu przez siebie stworzonego (w jego pracy z 1869 roku znajdował się szczegółowy regulamin Towarzystwa), uznawał jedynie potrzebę działania, poszukiwania metod, dzięki którym, choć w minimalnym stopniu, sytuacja ekonomiczna Polaków w Galicji uległaby poprawie. Rozwiązanie, które proponował, nie było tak atrakcyjne i nie mogło przynieść takich korzyści, jak przy koncesji na budowę kolei, lecz mimo to warte było zachodu, bowiem „mówimy wiele i piszemy o potrzebie organicznej pracy – a w istocie tak mało dla niej się robi. Tu pole okazania, czy to prawda istotna, czy frazes marny. (…) Na polu tym nie zdobędziesz ani rozgłośnego imienia, ani wielkiego uznania – ale nabędziesz to błogie uczucie, że stworzyłeś dzieło dla drugich i siebie pożyteczne. Praca to mrówcza, powolna, niemniej potrzebna”[63].

Nie udało się Romanowiczowi w pełni wcielić w życie swej idei kooperatywy, lecz to nie powstrzymało go od owej mrówczej pracy. Był jednym z założycieli towarzystwa samopomocowego rzemieślników i rękodzielników lwowskich pod nazwą „Gwiazda”[64], uczestniczył w tworzeniu się „ruchu kółkowego” wśród chłopów, był jednym z twórców Związku Stowarzyszeń Zarobkowych i Gospodarczych, wydawał wreszcie poświęcony ruchowi stowarzyszeń tygodnik „Związkowiec”. Jeden z mówców nad grobem Romanowicza powiedział: „ślubujemy ci nie tylko zachować wiernie pamięć o tobie – a pamięć ta zapisze się złotymi zgłoskami w historii ekonomicznego odrodzenia kraju i organicznej pracy narodowej – ale przyrzekamy ci iść naprzód za drogowskazem wskazanym przez ciebie”[65].

Szczególnym sukcesem Romanowicza i jego przyjaciół politycznych w sprawach reformy gospodarki kraju było uchwalenie konwersji długu indemnizacyjnego w roku 1890. Najdzielniejszym szermierzem tej sprawy był Romanowicz, który kolejno w latach 1882, 1883 i 1890 składał wnioski – projekty ugody indemnizacyjnej i tylko dzięki jego aktywności ugoda ta została uchwalona. Oddłużenie budżetu Galicji stworzyć miało, według Romanowicza i innych liberałów, lepsze warunki do doinwestowania przemysłu krajowego. Dług indemnizacyjny powstał w wyniku uwłaszczenia chłopów w Galicji, które, jak pisał Romanowicz, „wykonano w praktyce w sposób tak niesłychanie niedołężny, tak kraj nasz krzywdzący i obciążający”[66]. Koszty uwłaszczenia zostały przerzucone na barki całego społeczeństwa w postaci podatków, które musiały doprowadzić do „przeciążenia indemnizacyjnego”. Określając reformę uwłaszczeniową mianem „prezentu”, Romanowicz przedstawił w swym pierwszym wystąpieniu sejmowym za ugodą w 1882 roku wyliczenie, z którego wynikało, że „chłop zapłaci sumę prawie równą temu, co szlachta realnego wynagrodzenia otrzymała, szlachcic zapłaci blisko połowę tego, co dostał od Rządu, miasta panowie…, miasta z pewnością nie skarżyłyby się na ten ciężar nie w interesie miast, ale w wielkim interesie społecznym i narodowym nałożony, gdyby ta cała operacja nie była w sposób tak rabunkowy zorganizowana. A teraz moi panowie, czy nie lepiej było znieść pańszczyznę bez wynagrodzenia?”[67]. Jak wielkie było to obciążenie dla Galicji, wskazuje wysokość uchwalanych dodatków do podatków: w Galicji 50%, w Czechach 6,5%, na Morawach 10%. „Te ogromne dodatki indemnizacyjne musiały oczywiście w Galicji uniemożliwić krajowi, powiatom i gminom pobieranie wyższych dodatków do podatków na cele kulturalne, stały się więc powodem długo trwającego zastoju w działalności kulturalnej i ekonomicznej samorządu krajowego”[68].

Konieczne stawało się skonwertowanie tego długu przez zawarcie umowy z rządem wiedeńskim. Konwersja miała polegać na przeniesieniu środków przeznaczonych dotychczas na spłatę zadłużenia na cele inwestycyjne. Miały one posłużyć „ku podniesieniu stanu komunikacji, melioracji, rolnictwa, przemysłu, górnictwa, słowem: ku podniesieniu wytwórczości kraju”[69].

Ugodę taką zawarto i to dzięki, jak już wcześniej zaznaczyłem, wielkiemu udziałowi w tym procesie Tadeusza Romanowicza (w chwili podpisywania ugody członka Wydziału Krajowego). Jedyną pozostałość sprawy indemnizacyjnej stanowiła pożyczka, która miała zostać spłacona do 1943 roku.

Ten niewątpliwy sukces Romanowicza i dowodzonych przez niego liberałów zachęcił ich do podjęcia jeszcze bardziej aktywnych kroków zmierzających do zmiany struktury wydatków budżetu krajowego. Demoliberałowie widzieli dwie sfery, w które warto inwestować: w oświatę oraz w rozwój przemysłu.

Demoliberałowie w swej polityce ekonomicznej nie podporządkowywali się zasadzie leseferyzmu, traktowali ją jako relikt czasów minionych, całkowicie nieprzystający do stanu ekonomiki galicyjskiej. Wyraźnie to podkreślali w swych wypowiedziach, zarówno tych prasowych, jak i parlamentarnych. Mówił o niej Romanowicz, podkreślając z namaszczeniem, że „z zasadą laisser faire, bezwarunkowego pozostawienia jednostkom czy asocjacjom całej pracy ekonomicznej, zerwać raz musimy”[70].

Romanowicz uważał za konieczne przede wszystkim pomnożenie wydatków z budżetu na wspieranie rodzącego się dopiero przemysłu. Staczał ciągłe boje o stworzenie funduszy wspierających przemysł i gospodarkę rolną. Sprawa funduszu wspierania przemysłu pojawiła się w Sejmie w 1886 roku. W trakcie tej debaty Romanowicz zajął zdecydowane stanowisko, występując z wnioskiem o powiększenie kwoty proponowanej przez komisję.

Dla Polaków z innych zaborów Królestwo Galicji i Lodomerii ze swą autonomią krajową utwierdzoną w Ustawach zasadniczych było oazą wolności na ziemiach polskich. Dla Romanowicza i jego współpracowników z „Nowej Reformy” ustrój Galicji wymagał koniecznych korektur.

Jednym z najbardziej znanych i najczęściej cytowanych przemówień Tadeusza Romanowicza było wystąpienie w czasie sejmowej dyskusji nad budżetem w trakcie dwudziestego posiedzenia Sejmu krajowego w dniu 16 października 1888 roku, w całości poświęcone sprawie autonomii Galicji. Diagnoza, jaką postawił, była jednocześnie wskazaniem winnego tak opłakanych stosunków w Galicji: „Niech się rząd nie łudzi, niech się nie łudzą ci, którzy przy rządzie stoją, którzy się o rząd opierają i o których się on opiera. Kraj zadowolony nie jest. I jeżeliby dziś można było kraju całego zapytać i jeśliby dziś daną mu była zupełna swoboda dania odpowiedzi na zapytanie: co sądzi o swoim położeniu obecnym? Odpowiedź ta streściłaby się w jednym wyrazie – niezadowolenie”[71].

Wystąpienie Romanowicza wywołało burzę w Sejmie. Konserwatyści odebrali treści zawarte w jego przemówieniu za policzek i przejaw grubiaństwa, a także niezrozumienia podstaw polityki autonomicznej. Z niezrozumienia i z niewiedzy zrodziło się, według konserwatystów, niedostateczne docenianie dotychczasowych osiągnięć instytucji autonomicznych. Romanowicz ripostował: „Ja pozwolę sobie przypomnieć daty i powiedzieć, że jeżeli autonomią nazwiemy zakres działania Sejmu, to datuje się ona od roku 1861 i od tego czasu rozszerzoną nie jest; jeżeli zaś autonomią nazwiemy Rady powiatowe, to datują się one od roku 1866 i od tego czasu ta autonomia gminna nie jest. Jeżeli zaś mówimy o języku, to ten zdobyliśmy w roku 1869, a od tego czasu nawet luki, które są w Najwyższym postanowieniu z roku 1869 i większe jeszcze, które są w wykonaniu tego postanowienia, niczym zapełnione nie zostały”[72].

Analizując stosunek Romanowicza i demoliberałów do autonomii Galicji, należy dostrzegać, zresztą zgodnie z ich intencjami, nie tylko krytykę konserwatystów czy panującego systemu konstytucyjnego. Bardzo ważne są wskazania wypływające z tej krytyki. Według Romanowicza, należało zerwać przede wszystkim z polityką wyczekiwania; zadaniem, zwłaszcza Sejmu, powinna była być szybka reakcja legislacyjna na zmieniającą się rzeczywistość społeczną i ekonomiczną w Galicji. W tym kierunku zmierzał projekt Romanowicza, zgłoszony po raz pierwszy w grudniu 1886 roku, dotyczący przedłużenia sesji sejmowych. Romanowicz, zwracając się do Sejmu o przyjęcie swego wniosku, tak go uzasadniał: „Sądzę panowie, że jeżeli mamy umożliwić jaki taki rozwój kraju pod względem administracyjnym, pod względem społecznym, ekonomicznym i oświatowym; jeżeli mamy dalej dążyć do tego, ażeby powaga i znaczenie tej reprezentacji kraju wzrastały, zamiast żeby upaść miały, toż trzeba nam koniecznie postarać się o to, ażeby czynność ustawodawcza Sejmu była płodniejszą, była skuteczniejszą niż dotąd. W tym zaś krótkim czasie, jaki obradom naszym jest dany, uskutecznić tego niepodobna”[73]. W czasie drugiego czytania wniosku Romanowicz podniósł kwestię równouprawnienia Sejmu wobec innych władz w państwie. Oceniając wzajemne relacje między Radą Państwa, rządem a Sejmem, wykazał upośledzenie tego ostatniego, bo jak stwierdził: „jeżeliby rząd zawsze to miał na oku i tym przekonaniem był silnie przejęty, że Sejm jest równorzędnym czynnikiem konstytucyjnym z innymi ciałami parlamentarnymi, z pewnością czas na obrady sejmowe dostateczny by się znalazł”[74].

Niestety, wniosek, mimo że uchwalony, nie wszedł w życie. Droga legislacyjna Sejmu Krajowego była wyjątkowo długa; wnioski uchwalone przez Sejm musiały zyskać „sankcję cesarską”, a takiej właśnie sankcji wniosek Romanowicza nie uzyskał. Romanowicz zgłosił ponownie tak samo brzmiący wniosek na trzecim posiedzeniu Sejmu Krajowego 26 listopada 1887 roku. Uczynił tak, ponieważ Wiedeń przez prawie rok nie zajął w tej sprawie stanowiska. Wykorzystując ten fakt, Romanowicz po raz kolejny poddał krytyce system administracji rządowej, napiętnował w zdecydowanej formie indolencję rządu, ale wskazał również konieczność nieodstępowania od raz obranej drogi – ustawicznej walki o rozszerzenie autonomii. „O czym Rząd zapomina, o tym nam, Panowie, zapominać się nie godzi i zdaje mi się, że powinniśmy właśnie ze względu na powagę tej Wysokiej Izby, ze względu na jej prawa, ze względu na jej obowiązki wobec kraju upominać się i kołatać co roku póty, póki w końcu nie wykołaczemy tego, ażeby nam dano czas do obrad stosowny i dostateczny”[75].

W wyborach 1900 roku demoliberałowie wprowadzili do Rady Państwa kilku swych przedstawicieli. Mandaty poselskie zdobyli między innymi: Tadeusz Romanowicz, Adolf Doboszyński, Jan Rotter i Michał Grek. Dzięki temu już w styczniu 1901 roku pod obrady Koła Polskiego został wniesiony przez Romanowicza projekt zmiany Statutu Koła. Wnioskował on, aby w trybie natychmiastowym Koło przyznało wszystkim swym członkom prawo do wnoszenia interpelacji. „Nowa Reforma” tak przedstawiła wystąpienie Romanowicza: „Podnosił on potrzebę zabezpieczenia mniejszości Koła prawa kontroli rządu w formie wnoszenia interpelacji i przez zabieranie głosu w szczegółowej rozprawie budżetowej”[76]. Wniosek oraz wypowiedzi Doboszyńskiego i Rottera spotkały się ze strony konserwatywnej z całkowitą obojętnością. Prezes Koła, Władysław L. Jaworski, zastosował wobec liberałów starą taktykę wypróbowaną wcześniej przez konserwatystów w Sejmie krajowym – wniosek Romanowicza odesłany został do Komisji Statutowej, a sprawa tym samym została odłożona ad calendas graecas.

Dla Romanowicza demokratyzacja w warunkach galicyjskich była koniecznością, zwłaszcza w obliczu obowiązującego na terenie Austrii systemu wyborczego. System kurialny, bo o nim tu mowa, opierał się na zasadzie reprezentacji interesów poszczególnych grup społecznych, do których przynależność wyznaczona była przez wysokość płaconego podatku bezpośredniego. Podział na kurie w dużej mierze pokrywał się z dawnym podziałem stanowym – wskazywał na to choćby paragraf 8 Ordynacji wyborczej sejmowej, dający prawa wyborcze w kurii wielkiej własności ziemskiej wszystkim tym, których dobra były w 1780 roku zapisane w tabuli krajowej. Z tego też względu Romanowicz zarzucał temu sposobowi organizowania wyborów archaiczność. Jak stwierdzała „Nowa Reforma”: „podział na kurie sprzeczny w najwyższym stopniu z zasadą demokratyczną utrzymuje i uświęca podział kastowy w społeczeństwie i wytwarza zbyteczne a niebezpieczne antagonizmy, zwłaszcza wtedy, gdy proteguje pewne sfery ze szkodą dla innych, a poczucie krzywdy zakorzenia się tym silniej, im mniej powodów do wyjątkowego traktowania jednych lub drugich”[77]. Według Romanowicza podział na kurie nie był adekwatny do stratyfikacji społeczeństwa galicyjskiego w drugiej połowie XIX wieku. Stare podziały istniały jedynie w sferze formalnej, zaś coraz istotniejszym kryterium, na podstawie którego krystalizowała się nowa struktura społeczna, stawała się zasobność majątkowa. Wszelkie inne, nienaturalne podziały, zwłaszcza tworzone przez prawo pozytywne, musiały prowadzić w prostej konsekwencji do konfliktów społecznych.

Podział na kurie nie odpowiadał również ówcześnie istniejącym podziałom politycznym, coraz trudniej było na podstawie li tylko pochodzenia społecznego określić czyjeś preferencje polityczne. Równie złudna okazywała się reprezentacja interesów kurii przez wybranych w takim systemie posłów. „System kurialny – pisała „Nowa Reforma” – nie jest wcale wyrazem rzeczywistej reprezentacji interesów. Nie jest on wyrazem interesów ekonomicznych, bo dzieląc rolników mających między sobą tyle punktów stycznych, na dwie grupy, zamieszał wszystkie, a tak różnorodne interesy mieszczaństwa w jednej kurii, wyłączył znaczną liczbę miast z tej kurii i utopił wśród rolników gospodarujących na drobnych przestrzeniach, a wyłączając tak ważną grupę interesów, jak przemysł i handel, dał mu reprezentację pośrednią i niedostateczną”[78]. Anachroniczność systemu kurialnego wyrażała się również w stałej liczbie mandatów poselskich przyznanej poszczególnym kuriom. W Galicji, mimo że była krajem typowo rolniczym, znaczenie ośrodków miejskich ustawicznie wzrastało. Wzrost ekonomiczny miast oraz ich zasobów intelektualnych i politycznych nie znajdował odzwierciedlenia w ordynacji wyborczej. Nie dziwi zatem fakt, że projekty zwiększenia liczby posłów miejskich w Sejmie Krajowym znajdowały największego orędownika w stronnictwie liberalnym. Dyskusja wokół tej kwestii pojawiała się kolejno w 1863, 1865, 1866, 1871-1875, a następnie 1890, 1892-1898, 1900 i 1905 roku (już po śmierci Romanowicza).

Oprócz argumentów odwołujących się do idei równości praw i obowiązków, a także nieuchronności procesów demokratyzacyjnych, Romanowicz używał dla poparcia swych wniosków argumentów odwołujących się do tradycji narodowej, do patriotyzmu. Wątek narodowy, tak często używany przez Romanowicza, znalazł swe miejsce również w dyskusji nad upowszechnieniem praw wyborczych. Klasycznym tego przykładem jest jego przemówienie sejmowe, które „Nowa Reforma” opublikowała pod tytułem: Nie bez ludu, ale wraz z ludem. Optując za równością uprawnień wyborczych, Romanowicz podkreślał, iż „tylko dopuszczeniem do wykonywania praw obywatelskich nabywa się poczucia tych praw i połączonych z nimi obowiązków, że jedyną najlepszą szkołą patriotyzmu jest praktyka publicznego życia i to poczucie, że owa patria dla wszystkich jest jednako kochającą matką, a nie dla jednych matką, a dla innych macochą, bo im praw odmawia – w interesie narodowym uzasadnienie hasła: nie bez ludu, ale wraz z ludem, jako równi z równymi”[79].

Czytając ponad sto lat później te słowa, nie wolno nam pominąć perspektywy, z jakiej na ów problem spoglądali ówcześni. W nie tak odległej przeszłości, bo w 1846 roku, chłopi podnieśli kosy na powstańców, w 1864 roku powstańcy musieli często ukrywać się przed żądnymi nagrody za dostarczenie do cyrkułu rebeliantów chłopami z Kongresówki, zaś lata osiemdziesiąte rozbrzmiewały echami bomb anarchistów i socjalistów. Samorząd mógł przyczynić się do wzmocnienia wspólnot lokalnych, ale tylko uczestnictwo w życiu politycznym całego kraju – Galicji – mogło zrodzić świadomość i więzi o charakterze narodowym. Zaś w dalszej perspektywie, przy sprzyjającej konstelacji międzynarodowej, powinno było prowadzić do odzyskania niepodległości – dodajmy, mogło się to dokonać przy pomocy C. K. Austro-Węgier.

Taka właśnie opinia ukształtowała się na długo przed pojawieniem się w Galicji Józefa Piłsudskiego. Warto pamiętać o współtwórcy owej opinii, Tadeuszu Romanowiczu – polityku, którego postać obecnie została prawie całkowicie zapomniana.



[1]    Równie ważnym i dyskutowanym, w latach osiemdziesiątych XX wieku, był problem, czy wojska sowieckie wejdą – czy też nie wejdą.

[2]    Piotr Romanowicz zaangażowany był w działalność polityczną w trakcie lwowskich wydarzeń 1848 roku.

[3]    Zob. F. Kasparek, Podręcznik prawa politycznego, Kraków 1894, s. 141.

[4]    Zob. H. Kozłowska-Sabatowska, Ideologia pozytywizmu galicyjskiego 1864-1881, Kraków 1978, s. 56 i n.; Prasa polska, pod red. J. Łojka, Warszawa 1976, s. 122-123, 132.

[5]    Zob. Cz. Lechicki, Krakowski „Kraj” (1869-1872), Kraków 1975; S. Kieniewicz, Adam ks. Sapieha, Warszawa 1994, s. 208 i n. 

[6]    Zob. W. Bernacki, Zapomniana „Gmina”, „Zeszyty Prasoznawcze” 1993, nr 1-2.

[7]    Również w tym roku uwolniono zamurowaną w celi Barbarę Ubryk, co dało asumpt do ostrej dyskusji na temat roli Kościoła instytucjonalnego w Galicji; zob. Cz. Lechicki, op. cit., s. 44-45.

[8]    Zob. M. Jaskólski, Historia – Naród – Państwo. Zarys syntezy myśli politycznej konserwatystów krakowskich w latach 1866-1934, Kraków 1981; M. Król, Stańczycy, Warszawa 1985.

[9]    H. Kozłowska-Sabatowska, Ideologia…, s. 113-114.

[10]   Cyt. za: M. Szypowska, Asnyk znany i nieznany, Warszawa 1971, s. 575.

[11]   O podobnym pojmowaniu narodu przez J. Szujskiego pisze M. Jaskólski, op. cit., s. 71.

[12]   T. Romanowicz, Z życia społecznego, „Gmina” nr 44 z 9 IV 1870.

[13]   Ibidem, wykład zorganizowany został w celu podreperowania finansów Stowarzyszenia Oświaty Ludowej we Lwowie. Odbył się 3 IV 1870.

[14]   Ibidem.

[15]   T. Romanowicz, Nie bez ludu, ale wraz z ludem, mowa na posiedzeniu Sejmu Krajowego w dniu 8 lipca 1901, „Nowa Reforma” nr 163 z 19 VII 1901.

[16]   Ibidem.

[17]   Zob. A. Wierzbicki, Spory o polską duszę, Warszawa 1993, s. 190-191.

[18]   T. Romanowicz, Z życia

[19]   J. Supiński, Pisma, t. 1, Lwów 1871, s. 388.

[20]  T. Romanowicz, recenzja z: S. Koźmian, O styczniowym powstaniu, „Nowa Reforma” nr 282 z 12 XII 1894.

[21]   T. Romanowicz, Z życia

[22]  Ibidem.

[23]   T. Romanowicz, Polityka Stańczyków, Kraków 1882, s. 12.

[24]  Ibidem, s. 14.

[25]   T. Romanowicz, Dwie opinie, recenzja z: S. Tarnowski, Z doświadczeń i rozmyślań, „Nowa Reforma” nr 166 z 24 VII 1891.

[26]  Zob. P. Pfizer, Myśli o celu i zadaniu niemieckiego liberalizmu, [w:] M. Sobolewski, Myśl polityczna XIX i XX w. Liberalizm, Warszawa 1978, s. 258.

[27]  T. Romanowicz, Krytyka III tomu dzieła p. Koźmiana (przemówienie w Kole Literackim dnia 17 maja 1895 r.), [w:] Stronnictwo krakowskie o styczniowym powstaniu 1863. Rozprawa w Kole Literackim we Lwowie o książce p. Stanisława Koźmiana pt.: Rzecz o 1863 r., Lwów 1895, s. 338.

[28]  Ibidem, s. 212.

[29]  Zob. R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, Warszawa 1994.

[30]   T. Romanowicz, Polityka Stańczyków, s. 15.

[31]   Idem, Krytyka III tomu…, s. 202.

[32]   Idem, Dwie opinie, „Nowa Reforma” nr 166 z 24 VII 1891.

[33]   Idem, Krytyka III tomu…, s. 214.

[34]   Znana jest również dyskusja Romanowicza z Aleksandrem Świętochowskim na temat oceny powstań oraz zasadności kultywowania tradycji powstańczej.

[35]   T. Romanowicz, Dwie opinie, „Nowa Reforma” nr 167 z 25 07 1891.

[36]   Ibidem.

[37]   Ibidem.

[38]   T. Romanowicz, Sprawa polska…, s. 9.

[39]   Ibidem, s. 10.

[40]  Ibidem, s. 11.

[41]   Zob. W. Feldman Dzieje polskiej myśli politycznej w okresie porozbiorowym, Warszawa 1988, s. 141 i n.

[42]  T. Romanowicz, Sprawa polska…, s. 13.

[43]   Ibidem, s. 15.

[44]  Ibidem, s. 19.

[45]   Ibidem, s. 30

[46]  Ibidem, s. 32.

[47]  Ibidem, s. 6.

[48]  Artykuł wstępny, „Nowa Reforma” nr 49 z 1 III 1885.

[49]  T. Romanowicz, Dwie opinie…, „Nowa Reforma” nr 168 z 26 VII 1891.

[50]   Ibidem.

[51]   T. Romanowicz, Nie bez ludu…, „Nowa Reforma” nr 161 z 17 VII 1901.

[52]   Ibidem.

[53]   Rada Krajowa Szkolna, powołana do życia Najwyższym Postanowieniem z 25 VI 1867 roku, miała pełnić funkcję najwyższego organu krajowego do spraw nauczania, z wyłączeniem szkół wyższych. Będąc organem administracji państwowej, miała mimo to zachować dużą dozę autonomii. Tak się jednak nie stało. W 1875 roku, na mocy rozporządzenia, Radę pozbawiono bardzo istotnego uprawnienia, to jest prawa do nominacji nauczycieli oraz dyrektorów. Zresztą już wcześniej rząd ingerował w sprawy wydawnicze prowadzone przez Radę i rezerwował sobie prawo do cenzurowania podręczników zaakceptowanych przez Radę. Tego typu fakty były dla Romanowicza kolejnym dowodem na nie dość elastyczną politykę Koła Polskiego, ale również argumentem na rzecz poszukiwania nowych dróg dla walki o oświatę.

[54]   T. Romanowicz, Przemówienie w trakcie 26 posiedzenia Sejmu w dniu 16. X. 1882, [w:] Stenogramy Sejmu krajowego, rok 1882, s. 539.

[55]   Ibidem.

[56]   T. Romanowicz, Nie bez ludu…, „Nowa Reforma” nr 161 z 17 VII 1901.

[57]   Ibidem.

[58]   S. Smiles, Pomoc własna, Warszawa 1879.

[59]   Zob. S. Wojciechowski, Kooperacja w rozwoju historycznym, Warszawa 1923, s. 271 i n.

[60]  Ibidem, s. 261.

[61]   T. Romanowicz, Banki rolnicze powiatowe czyli zaliczkowe stowarzyszenia, Lwów 1869, s. 35.

[62]  Ibidem, s. 119.

[63]   Ibidem, s. 123.

[64]  Zob. H. Kozłowska-Sabatowska, Między konspiracją a pracą organiczną, Kraków 1986, s. 147-148.

[65]   Pogrzeb T. Romanowicza, „Nowa Reforma” nr 125 z 2 VI 1904.

[66]  T. Romanowicz, Konwersja długu indemnizacyjnego, „Ekonomista Polski” 1890, t. 2, s. 278.

[67]  Idem, Przemówienie na 30 posiedzeniu Sejmu w dniu 20. X. 1882, [w:] Stenogramy Sejmu krajowego, rok 1882, s. 775. Całkowity koszt uwłaszczenia wynosił 213. 294. 000 złr., w 1882 roku wartość obligacji spadła do 60% wartości wyjściowej.

[68]  J. Buzek, Administracja gospodarstwa społecznego, Lwów 1913, s. 78.

[69]  W. Lewicki, Polityka ekonomiczna Sejmu galicyjskiego w roku 1890, „Ekonomista Polski”, t. IV, s. 133.

[70]  T. Romanowicz, Przemówienie na 7 posiedzenie Sejmu w dniu 27. IX. 1883, [w:] Stenogramy Sejmu krajowego, rok 1883, s. 166.

[71]   Idem, Przemówienie na 20 posiedzeniu Sejmu w dniu 16. X. 1888, [w:] Stenogramy Sejmu krajowego, rok 1888, s. 442.

[72]  Ibidem, s. 453.

[73]   T. Romanowicz, Przemówienie na 5 posiedzeniu Sejmu krajowego w dniu 17. XII. 1886, [w:] Stenogramy Sejmu krajowego, rok 1886.

[74]  Idem, Przemówienie na 14 posiedzeniu Sejmu krajowego w dniu 19. I. 1887, [w:] Stenogramy Sejmu krajowego, rok 1887.

[75]   Idem, Przemówienie na 3 posiedzenie Sejmu krajowego w dniu 26. XI. 1887, [w:] Stenogramy Sejmu krajowego, rok 1887, s. 43.

[76]  Reforma statutu Koła Polskiego, „Nowa Reforma” nr 27 z 1 II 1901.

[77]  Reforma wyborcza, „Nowa Reforma” nr 236 z 15 X 1893.

[78]  Ibidem.

[79]  T. Romanowicz, Nie bez ludu…, „Nowa Reforma” nr 163 z 19 VII 1901.

Najnowsze artykuły