Artykuł
Gospodarka polska w międzywojniu. Rozwojowy sukces czy porażka?

Historia gospodarcza międzywojennej Polski jest zmitologizowana, tak przez krytyków, nie zawsze, ale często (zwłaszcza w przypadku lewicowych) ulegających ułudzie marksistowskiej interpretacji dziejów, jak i zwolenników. Krytykom, które często miały legitymizować zmianę ustroju gospodarczego po wojnie, towarzyszą sentymentalne opowieści o sukcesach, od Sztafety Wańkowicza poczynając. Poniżej proponuję realistyczne spojrzenie na historię gospodarczą Dwudziestolecia – więcej w niej niestety było nieprzezwyciężalnych trudności, porażek, niepowodzeń niż sukcesów.

Zdaniem części historyków I wojna światowa zniszczyła ziemie polskie w równie dużym stopniu, co II wojna. Znaczące były zwłaszcza straty w sferze infrastruktury i kapitału rzeczowego. Ogromna była również utrata kapitału ludzkiego. Wielu Polaków zginęło wskutek zmagań wojennych, ale poważniejsze okazały się konsekwencje głodu i epidemii, zwłaszcza grypy hiszpanki i tyfusu. Wreszcie, strukturę i zasoby kapitału ludzkiego zmieniły też powojenne migracje. Trzeba również pamiętać, że na ziemiach polskich wojna nie skończyła się 11 listopada 1918 roku, ale toczyła się przez kolejne 3 lata. W tym okresie nie doszło do ostatecznego ustalenia granic, a utrzymywanie armii w stanie gotowości nie tylko generowało często przekraczające możliwości państwa koszty, ale także zmniejszało dostępne zasoby siły roboczej.

W pierwszych latach po wojnie, w związku z wymienionymi powyżej czynnikami, Polska znalazła się w nadzwyczaj trudnej sytuacji gospodarczej. W dodatku, w tym właśnie okresie ziemie, które złożyły się na międzywojenną Polskę, pogrążyły się w stanie głębokiej dezintegracji gospodarczej. Powstanie Polski doprowadziło do ponownej integracji politycznej ziem zamieszkanych przez Polaków, ale jednocześnie znajdujące się wcześniej w ramach trzech państw zaborczych terytoria tworzące II Rzeczpospolitą odczuły koszty owej dezintegracji. Królestwo Polskie pełniło funkcję jednego w ważnych okręgów przemysłowych carskiej Rosji, zaopatrującego głęboki rosyjski rynek w produkty tekstylne, a w pewnej mierze także w stal. Wielkopolska i cały zabór pruski były powiązane z gospodarką Niemiec, pełniąc z kolei rolę zaplecza rolniczego Berlina i Śląska. Uzyskany w wyniku powstań i plebiscytu skrawek Śląska był powiązany gospodarczo właściwie wyłącznie z resztą regionu, od którego został odcięty granicą. W rolniczej Galicji takie problemy były może mniej odczuwalne, ale i w jej przypadku dotychczasowa metropolia znalazła się setki kilometrów od granicy. Można też dodać, że najważniejsze ośrodki akademickie, w których dotąd kształcili się Polacy, z niewielkimi wyjątkami znalazły się poza granicami kraju. Wprawdzie istniały dwa dość porządne uniwersytety w Galicji, poza tym jednak polska młodzież udawała się na studia do Wrocławia, Berlina czy Wiednia, a z drugiej strony do Petersburga, Kijowa, a nawet Moskwy.

Firmy z trzech zaborów współpracowały niekiedy ze sobą: fabryka Cegielskiego z Poznania eksportowała maszyny rolnicze do Królestwa Polskiego, z kolei firmy tekstylne z Łodzi, prócz rosyjskiego były obecne na wielu rynkach światowych, w tym na rynku niemieckim (a więc i w zaborze pruskim). Podobnie mobilna była siła robocza: robotnicy z Guberni Piotrkowskiej pracowali na Śląsku, a do Prowincji Poznańskiej trafiali pracownicy z innych nadwiślańskich guberni. Wiele publikacji w języku polskim dostępnych we wszystkich zaborach drukowano w Krakowie i Lwowie, a sama Galicja stanowiła trwałe zaplecze polskich ruchów niepodległościowych. Jednak współpraca transgraniczna opierała się na innych regułach niż współpraca w nowo powstałym państwie, w którym wiele firm znalazło się w warunkach braku gospodarczego centrum. Zniesienie granic doprowadziło też do częściowego wyrównania wynagrodzeń, zmniejszając konkurencyjność niektórych firm.

W naturalny sposób, ze względu na obszar i rozmiary populacji, a w konsekwencji i rozmiary gospodarki, kluczową rolę w gospodarce II Rzeczpospolitej odegrać musiały ziemie zaboru rosyjskiego. Zamieszkiwane były one przez ponad połowę populacji przyszłego państwa (z czego około 2/3 na terenach Królestwa Kongresowego). Jednak, jeśli zastanowić się nad najlepiej rozwiniętymi gospodarczo regionami Polski, to prócz byłych guberni Warszawskiej i Piotrkowskiej (zamieszkiwanych przez około 1/3 ludności Królestwa) z największymi polskimi miastami, Warszawą i Łodzią, leżały one w granicach wyłącznie byłego zaboru pruskiego i Górnego Śląska.

Polska została odbudowana w oparciu o zjednoczenie peryferyjnych prowincji trzech imperiów. O ile jeszcze gospodarkę Królestwa Polskiego uznać można za względnie kompletną, to jak pokazano wyżej, ziemie zaboru pruskiego i Galicji były terenami rolniczymi, z rozwiniętymi gałęziami przemysłu odpowiadającymi tylko lokalnym potrzebom. Tereny dawnych Ziem Zabranych stanowiły peryferie Cesarstwa Rosyjskiego, a ich poziom urbanizacji i rozwoju był zapewne porównywalny z dalekimi wschodnimi rubieżami Galicji lub najbiedniejszymi guberniami Królestwa. Jedynym znaczącym ośrodkiem miejskim tych terenów było Wilno. Cechę szczególną ziem zaborów austriackiego i rosyjskiego stanowiło przeludnienie agrarne i daleko posunięte rozdrobnienie gruntów. Dominowały nisko produktywne, tradycyjne gospodarstwa chłopskie. Inaczej sytuacja wyglądała na ziemiach zaboru pruskiego: tam gospodarstwa były nieco większe, a ze względu na model uwłaszczenia i późniejsze ‘rugi’, dużo liczniejsza była grupa nieposiadających ziemi pracowników rolnych. Centra przemysłowe obsługiwane w dobie zaborów przez polskie prowincje rolnicze pozostały poza granicami Polski (z wyjątkiem Górnego Śląska oraz uprzemysłowionych obszarów byłych zachodnich guberni Królestwa). Górny Śląsk był obszarem bardzo wysoko rozwiniętym jak na polskie warunki. Jednak jeśli popatrzeć na jego rozwój w poprzedzającym wojnę półwieczu, to ze względu na lokalizację, w tym na oddalenie od innych niemieckich centrów przemysłowych i bliskość niebezpiecznej z niemieckiego punktu widzenia granicy z Rosją, po roku 1870 należał do najwolniej rozwijających się prowincji Niemiec. U progu I wojny światowej PKB per capita prowincji śląskiej znajdował się prawdopodobnie poniżej niemieckiej średniej. Biorąc wszystkie te czynniki pod uwagę, integracja w jeden organizm państwowy tak odmiennych regionów i peryferii tak odmiennych państw, jak Niemcy, Austro-Węgry i Rosja, była zatem wyjątkowo skomplikowana, zwłaszcza w dziedzinie gospodarki.

Na znacznym obszarze Polski dominował sektor rolny – obszary wysokiego (przynajmniej w ujęciu względnym) uprzemysłowienia stanowiły województwa śląskie, łódzkie i warszawskie. Przemysł spożywczy i obsługujący rolnictwo był rozwinięty również w Wielkopolsce. To akurat obszary najmniej dotknięte działaniami wojennymi po roku 1918, ale zwłaszcza w przypadku guberni Królestwa – dość mocno zniszczone (zarówno wskutek działań wojennych, jak i eksploatacyjnej polityki niemieckiej) w trakcie wojny. Zniszczenia te oraz utrata wykwalifikowanej kadry, w szczególności na Śląsku, były długo odczuwalne w przemyśle. Symbolem wysiłków, które podejmowały władze Rzeczpospolitej, by sobie z tym problemem poradzić, stało się ponowne uruchomienie Zakładów Azotowych w Królewskiej Hucie (dzisiejszym Chorzowie) przez Ignacego Mościckiego, któremu wtedy pomagał m.in. Eugeniusz Kwiatkowski. Rolnictwo miało się nieco lepiej – gdy ustawały działania wojenne, przynajmniej do pewnego poziomu możliwe było szybkie odtworzenie zdolności produkcyjnej. Tu jednak problemem był popyt, czyli rynek zbytu na produkty rolne. Ustabilizowanie się produkcji rolnej po wojnie poniżej przedwojennego poziomu (przynajmniej w pierwszych latach niepodległości) wynikało nie z niedostatków podaży, jak w przemyśle, ale z załamania się popytu. Miało ono źródło zarówno w utracie rynków wielkich imperiów, jak i w zubożeniu polskiego społeczeństwa na skutek wojny.

Integracja gospodarcza ziem polskich następowała w dodatku w skrajnie niekorzystnych warunkach geopolitycznych: w obliczu trwających wojen granicznych, wrogo nastawionych sąsiadów, izolacji gospodarczej i braku dostępności do europejskich korytarzy transportowych. Izolacja wynikała z wyjątkowo niekorzystnego położenia Polski, pomiędzy prowadzącą autarkiczną politykę sowiecką Rosją a niechętnymi Polsce Niemcami. Dostęp do rynków zagranicznych poprzez południową granicę był z kolei utrudniony ze względów geograficznych (góry), jak i nienajlepsze relacje polsko-czechosłowackie. Z kolei dostęp do morza na północy nie przynosił tylu korzyści, ilu można by się spodziewać, ponieważ na polskim wybrzeżu nie istniał żaden port. Wprawdzie funkcję polskiego portu miał pełnić Gdańsk, ale od początku na przeszkodzie temu stała niechętna polityka władz miasta.

Na spowolnienie procesu odbudowy szczególnie duży wpływ miała też powojenna hiperinflacja, która dodatkowo ograniczyła wiarygodność zewnętrzną kraju i zmniejszyła lokalne zasoby kapitału, a także długotrwała destabilizacja finansów publicznych. Polska hiperinflacja miała kilka źródeł. Z jednej strony, do czasu reformy Władysława Grabskiego, Polska w dużej mierze „dziedziczyła” systemy pieniężne krajów, które same z powodu polityki monetarnej i fiskalnej czasów wojny przeżywały hiperinflację (Niemcy, Austria, Węgry, również Rosja), z drugiej – niekorzystne uwarunkowania wewnętrzne i międzynarodowe ograniczały możliwość przeprowadzenia polityki stabilizacyjnej.

Z tymi uwarunkowaniami wiązała się też utrzymująca się w pierwszych latach istnienia państwa nierównowaga budżetowa. Konieczność finansowania wojen granicznych, koszty budowania administracji, integracji gospodarczej i last, but not least marzenia elit politycznych, by Polska stała się prawdziwie nowoczesną republiką oferującą obywatelom bogaty pakiet praw socjalnych, sprawiły, że osiągnięcie równowagi finansowej było w pierwszych latach niepodległości niemożliwe. Podobnie kosztowne okazały się marzenia o zbudowaniu imperialnej, przynajmniej w regionalnym wymiarze, pozycji Polski. Wciąż nowe i konieczne do pilnego finansowania wydatki, brak możliwości uzyskania zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych źródeł finansowania (niechęć Zachodu do pożyczania pieniędzy, społeczeństwo zbyt ubogie, by obciążyć je wyższymi podatkami, a urzędy podatkowe za słabe, by je egzekwować) prowadziły do nadmiernej emisji pieniądza służącej ciągłemu „łataniu” budżetowych dziur. Budżetów i tak nie udawało się domykać, a finanse publiczne opierały się na „prowizoriach”.

Z drugiej strony po wojnie prawie na pewno pojawił się silny makroekonomiczny impuls rozwojowy związany z przywracaniem mocy produkcyjnych i efektywniejszym wykorzystaniem posiadanego kapitału ludzkiego niż w trakcie wojny – czyli powracaniem na dawną długookresową ścieżkę wzrostu. To w kontekście tych ograniczeń i możliwości trzeba spojrzeć na sukcesy gospodarcze pierwszej dekady niepodległości. Stabilizacja finansów publicznych i wyjście z okresu hiperinflacji, co udało się Grabskiemu, wydaje się bardzo poważnym dokonaniem. Nawet jeśli kurs nowo utworzonej złotówki w stosunku do dolara był początkowo przewartościowany, a po okresie poprawy sytuacji nastąpił okresowy nawrót problemów gospodarczych, wydaje się, że reformy Grabskiego położyły instytucjonalne fundamenty pod przyszły rozwój. Sam Grabski wykazał się dużą odwagą, dokonując tak głębokich reform w wyjątkowo niesprzyjających warunkach politycznych – zresztą bliski mu obóz polityczny, Narodowa Demokracja, zapłacił m.in. za te reformy trwałą utratą znaczenia politycznego po coup d’état Piłsudskiego w roku 1926.

Co więcej, wysiłki Grabskiego mające na celu uzyskanie pożyczek zagranicznych, uwieńczone (nawet jeśli tylko połowicznymi) sukcesami, zbliżyły Polskę do międzynarodowego rynku pożyczkowego, czyniąc z niej coraz bardziej wiarygodnego partnera. Tak krytykowane przez historyków gospodarczych piszących po II wojnie światowej kolejne pożyczki zagraniczne bez wątpienia stanowić miały podstawę pod możliwości przyszłego pozyskiwania przez Polskę źródeł finansowania inwestycji. Nawet jeśli otrzymywane na niekorzystnych warunkach, miały nie tylko stricte ekonomiczne funkcje. Miały również dowieść, że Polska jest wiarygodnym partnerem, zdolnym do spłaty zobowiązań międzynarodowych w przyszłości. Po wojnie, w PRL-u, historię polskich pożyczek zagranicznych opisywano bardzo krytycznie – miały być formą uzależnienia od zachodnich kapitalistów. Z dzisiejszej perspektywy warto spojrzeć na tą formę zbliżenia z Zachodem inaczej (w szczególności wysokie oprocentowanie pożyczek należy rozpatrywać raczej jako rentę za ryzyko niż formę wyzysku).

Wartość kapitałowych związków z Zachodem rozumiały też elity sanacyjne po roku 1926. Kontynuowanie starań o utrzymanie parytetu złota i „silnej złotówki” miało za adresatów nie tylko polskie społeczeństwo, ale także zachodnich – zwłaszcza francuskich – przedsiębiorców, bankierów i polityków. Stabilna waluta, oparta na parytecie złota, miała być dowodem zewnętrznej wiarygodności, stabilności, ale też trwałości państwa – argumentem na rzecz tego, że Polska nie jest państwem sezonowym.

W okresie do roku 1929 w Polsce podejmowano też poważne wysiłki związane z rozbudową infrastruktury. Przyczyniały się one nie tylko do tworzenia warunków do rozwoju gospodarczego ziem polskich, ale też ich reintegracji. Linie kolejowe powoli zaczynały łączyć główne miasta i regiony byłych zaborów, zbliżając je do siebie i zwiększając ich potencjał rozwojowy. Warszawa dzięki rozbudowie infrastruktury kolejowej znalazła się rzeczywiście w centrum procesów integracyjnych. Najważniejszą z nowych linii kolejowych była magistrala Gdynia-Śląsk, która umożliwiła eksport polskiego węgla z pominięciem Niemiec. Podobnie ogromną rolę w rozwoju gospodarki II RP odegrała budowa Gdyni, która otworzyła dla Polski światowe rynki. Wcześniej barierą w handlu międzynarodowym były Niemcy i Gdańsk: główne kolejowe linie transportowe na zachód wiodły przez Niemcy, a jedynym dostępnym dla Polski portem był Gdańsk, co gwarantował traktat wersalski. W praktyce Niemcy ograniczali możliwości tranzytu towarów, a dostęp do infrastruktury portowej Wolnego Miasta Gdańsk był utrudniany. Znaczenie Gdyni dla Polski najlepiej ilustruje fakt, że rozwijała się dynamicznie (jako miasto i port) również w trakcie Wielkiego Kryzysu. W latach 30. koncentrowała się w niej większość handlu zagranicznego Rzeczypospolitej. Kolej połączyła Warszawę z Poznaniem po dobudowaniu brakujących odcinków już na początku lat 20. W 1934 roku powstało bezpośrednie połączenie Warszawa-Kraków. Znaczne inwestycje kolejowe w latach 30. miały też charakter interwencyjnych działań antykryzysowych.

Przełom lat 20. i 30. wyznaczył koniec okresu dobrej koniunktury w gospodarce Polski międzywojennej. W roku 1929 od krachu na giełdzie w USA zaczął się Wielki Kryzys. Głęboka recesja, w skutek błędów politycznych (tak dotyczących jednego kraju, USA, jak i związanych ze złą koordynacją polityk między krajami) przekształciła się w długookresową depresję, która szczególnie mocno dotknęła kraje wysoko rozwinięte: USA, Niemcy i w nieco mniejszym stopniu inne gospodarki europejskiego centrum. Wprawdzie kryzys dotarł do Polski z opóźnieniem, ale później miał wyjątkowo niekorzystny przebieg. Zaczął się na przełomie lat 1929 i 1930, a wciąż odbudowująca się gospodarka szybko weszła w fazę gwałtownego załamania. Spadki objęły zarówno sektor przemysłowy, jak i rolny – w dodatku działo się to w warunkach szybko rosnącej populacji. Wzrost siły roboczej nabrał dynamiki dopiero kilka lat później, kiedy na rynek pracy zaczęły wchodzić liczne roczniki powojennego wyżu, co w dużej mierze niwelowało wysiłki sanacyjnych polityków gospodarczych, by etatystycznymi inwestycjami ograniczać bezrobocie.

Załamanie lat 30. okazało się w Rzeczpospolitej trwałe. Po okresie długotrwałej depresji przyszła stagnacja. Skutkowało to znaczącym obniżeniem poziomu życia, dochodów ludności (zwłaszcza miejskiej, a później i wiejskiej, ze względu na spadek cen produktów rolnych), a w konsekwencji załamaniem popytu wewnętrznego. Trwałe okazały się zjawiska takie, jak bezrobocie w przemyśle i wykluczenie z rynku (autarkizacja) najmniejszych gospodarstw rolnych. W dłuższej perspektywie prowadziło to do narastających konfliktów na tle etnicznym i ekonomicznym (do których z kolei wiodły narastające nierówności społeczne, opisane pod koniec lat 30. w amerykańskim magazynie „Life”, jako jedne z największych w Europie).

Brak koncepcji wyjścia z kryzysu, bardzo niski potencjał do odbudowy rynku wewnętrznego, a wreszcie kontrowersyjna polityka monetarna i walutowa to jedne z najważniejszych czynników zmniejszających tempo pokryzysowej odbudowy gospodarki. Wśród polityków sanacji, przynajmniej tych mających wpływ na politykę gospodarczą, długo pokutowało przekonanie, że kryzys jest krótkookresowy, a powrót do równowagi i wyjście ze spowolnienia powinno dokonać się spontanicznie. Mieściło się ono w głównym nurcie ówcześnie obowiązujących koncepcji ekonomicznych. W związku z tym, a także na skutek przekonania marszałka Piłsudskiego i jego bliskiego otoczenia, że nie należy „manipulować” w gospodarce, właściwie aż do połowy lat 30. działania antykryzysowe były podejmowane na niedużą skalę: w ich ramach próbowano ograniczać kartelizację i ceny monopolowe, uelastyczniać rynek pracy, w niewielkim stopniu tworzono wskutek państwowej interwencji miejsca pracy – albo poprzez przejmowanie i ponowne uruchamianie bankrutujących firm prywatnych, albo poprzez publiczne inwestycje (np. kolejowe).

Polska długo starała się funkcjonować według reguł gospodarczych świata lat 20., który w międzyczasie uległ faktycznej destrukcji. W ramach bloku franka, dłużej nawet niż Francuzi, polski rząd utrzymywał stały względem złota kurs złotówki, co w efekcie właściwie wyeliminowało polski eksport z rynków światowych. Wielki Kryzys przybrał zaś rozmiary niemal apokaliptyczne, charakterystyczne dla wysokorozwiniętych gospodarek przemysłowych, a nie gospodarki kraju peryferyjnego i wciąż w dużym stopniu rolniczego. Przemysł prywatny, w obliczu rozpadu rynku wewnętrznego, a także utraty rynków zagranicznych, nieomal stracił rację bytu. Funkcjonowanie przedsiębiorstw pozostających w rękach państwa czy samorządów było sztucznie podtrzymywane.

Po śmierci Piłsudskiego nastąpiła reorientacja polityki państwowej i sformułowanie nowej koncepcji rozwoju przez polityków z otoczenia prezydenta Mościckiego, w szczególności Kwiatkowskiego. Założenia tej nowej polityki gospodarczej powstały w oparciu o wypróbowane już na zachodzie Europy i w USA rozwiązania interwencjonistyczne, jednak skala etatyzmu w przemyśle (bo nie w całej, wciąż głównie rolniczej gospodarce) była większa niż tam.

Idee aktywnej polityki fiskalnej państwa, a w szczególności interwencjonizmu pojawiły się w Europie niemal jednocześnie jako element praktyki, jak i teorii ekonomicznej. W krajach zachodnich fundamentem teoretycznym nowej polityki gospodarczej stały się badania Johna M. Keynesa. Zakwestionował on idee ekonomiczne, które fundowały praktykę polityczną ery globalizacji drugiej połowy XIX wieku i odbudowy po I wojnie światowej – system waluty złotej, laissez-faire, swobodne przepływy kapitału. W warunkach nowej architektury politycznej świata po wojnie światowej ich realizacja okazała się właściwie niemożliwa. W miejsce tego Keynes zaproponował nowe koncepcje, wskazując na zalety wspierania przez państwo procesów rynkowych lub wręcz ich wypierania. Państwo miało się podjąć stymulowania rozwoju gospodarczego, zabezpieczania warunków egzystencji obywateli poprzez system ubezpieczeń społecznych oraz tworzenie miejsc pracy. Miało też redukować ekonomiczne skutki cyklów koniunkturalnych.

Koncepcje te rozwijały się w krajach centrum, ze szczególnym wskazaniem na Niemcy, USA i Wielką Brytanię, ale także w krajach peryferyjnych, w Europie Wschodniej. Warto szczególną uwagę zwrócić na Michaila Manoilescu, który sformułował koncepcję doganiania Zachodu opartą na silnie antyindywidualistycznych założeniach. Koncepcja ta wpłynęła później na niektóre nurty ekonomii rozwoju i teorii zależności. Manoilescu uważał, że sukces rozwojowy możliwy jest do osiągnięcia w warunkach wyłączenia się kraju zacofanego z gospodarki światowej, budowy własnego przemysłu zaspokającego popyt wewnętrzny i dokonania w ten sposób skoku rozwojowego. Skok ten miałby polegać przede wszystkim na zmianie strukturalnej w gospodarce, opartej na urbanizacji i uprzemysłowieniu oraz rozwoju przemysłu do rozmiarów umożliwiających konkurencję z państwami centrum.

W Polsce również rozwijały się podobne poglądy. Najbardziej znane i częściowo wprowadzone w życie były koncepcje Eugeniusza Kwiatkowskiego. Jednak rozczarowanie modelem rynkowego kapitalizmu było zdecydowanie powszechniejsze. Wśród krytyków tego modelu znaleźli się lewicowi i prawicowi etatyści (jak z jednej strony Stefan Starzyński, z drugiej ideologowie ONR-u), ale też zwolennicy korporatyzmu (jak Leopold Caro) czy odwrotu od nowoczesności (jak Adam Doboszyński).

Efektem tej zmiany paradygmatu myślenia o gospodarce stała się wspomniana zmiana polityki gospodarczej. Z reguły wskazuje się, że reorientacja tej polityki dokonana przez Kwiatkowskiego z wykorzystaniem dwóch planów, 4- i 15-letniego (ten drugi nie wszedł w fazę realizacji przed wybuchem wojny), przyczyniła się do wyjścia Polski z kryzysu. Warto jednak podkreślić, że po długotrwałym i głębokim załamaniu makroekonomiczne symptomy wychodzenia z kryzysu pojawiły się około połowy lat 30., przed faktycznym wprowadzeniem w życie planu 4-letniego.

Od roku 1936 skala inwestycji państwowych i towarzyszącej im etatyzacji gospodarki nabrała dynamiki. Kołem zamachowym rozwoju miał się stać przemysł ciężki, a zwłaszcza zbrojeniowy – co uzasadnione było zarówno ze względu na lokalne potrzeby, jak i na rosnący popyt międzynarodowy. Do momentu wybuchu wojny środki przeznaczone na prowadzenie aktywnej polityki publicznej skoncentrowane były w Centralnym Okręgu Przemysłowym. Realizowane tam inwestycje miał jednocześnie spełniać cele ekonomiczne (odbudowa po kryzysie), społeczne (zmniejszenie bezrobocia, urbanizacja obszarów najmocniej dotkniętych przeludnieniem wsi i bardzo słabo zurbanizowanych) i strategiczne (bezpieczna lokalizacja, rozbudowa krajowego przemysłu ciężkiego i zbrojeniowego). Wykształcone w COP-ie kadry miały zaś stać się zapleczem realizacji następnego, 15-letniego planu rozwoju gospodarki.

Inwestycje publiczne przyniosły dalsze przyspieszenie rozwoju gospodarczego i prawdopodobnie przynajmniej krótkookresową gwałtowną poprawę sytuacji makroekonomicznej, odczuwalną też przez część społeczeństwa. Jednak napięcia społeczne zapoczątkowane przez kryzys nie zostały w pełni zredukowane, a sukces polityki rządowej nie przełożył się na ograniczenie narastających w czasie kryzysu nierówności społecznych.

Budowa COP-u zwiększyła możliwości produkcyjne sektora przemysłowego i wydobywczego w Polsce w stosunku do okresu Wielkiego Kryzysu, jednak dane wskazują, że w wielu kluczowych dziedzinach pod koniec lat 30. osiągane były poziomy produkcji zbliżone do tych z lat 1928-9, a nawet 1913. Tak było np. z poziomem wydobycia węgla kamiennego (poziom wydobycia 40 mln ton w granicach II RP był przekraczany przed I wojną światową i w roku 1928-1929, a wydobycie z lat 1938-1939 do tego poziomu się zbliżało). W przypadku produkcji stali, w 1938 roku przekroczono przedkryzysowe poziomy produkcji surówki, a także osiągnięto porównywalne co przed kryzysem poziomy produkcji stali i wyrobów walcowanych. W niektórych dziedzinach przemysłu, zwłaszcza nowocześniejszych (rafinacja ropy naftowej, energetyka), generalnie jednak do końca lat 30. trwała odbudowa mocy produkcyjnych. Globalny wskaźnik produkcji przemysłowej osiągnął w 1938 roku dopiero 85% poziomu z roku 1929. Warto dodatkowo zwrócić uwagę na dwa towarzyszące temu czynniki.

Po pierwsze odbudowa mocy produkcyjnych odbywała się w warunkach szybko rosnącej populacji. W związku z czym powrót do przedwojennych lub przedkryzysowych poziomów produkcji oznaczał wciąż niższą produkcję per capita. Dane ze spisów powszechnych z 1921 i z 1931 roku wskazują na dość stabilny odsetek pracujących w rolnictwie (63-60%) i przemyśle (16-18%). Z kolei cząstkowe dane o wielkości zatrudnienia w przemyśle wskazują, że również bezwzględny poziom zatrudnienia w wielkim i średnim przemyśle z 1928 roku (850 tys. osób) nie został przekroczony w 1938 – oczywiście w miarach względnych, z powodu rosnącej populacji sytuacja wyglądała nawet gorzej. W poszczególnych działach przemysłu często oznaczało to również powrót do poziomów zatrudnienia z przedednia I wojny światowej.

Patrząc z tej perspektywy Dwudziestolecie jest okresem kolejnych prób odbudowy zamożności na poziomie przedwojennym, w ostatecznym rachunku chyba nieudanych. Przez wojny i kryzysy, z punktu widzenia gospodarki dwie dekady niepodległości były właściwie stracone.

Jednocześnie dokonywała się jednak poważna zmiana w strukturze przestrzennej lokalizacji przemysłu, wskutek czego powoli malały – zastraszająco wysokie – nierówności między regionami kraju. Odbywało się to nie tylko dzięki szybkiemu nadganianiu dystansu przez regiony zacofane, ale także, a może przede wszystkim z powodu utraty konkurencyjności, dekapitalizacji przedsiębiorstw i spadku produkcji w regionach dobrze rozwiniętych. Z tym m.in. wiązał się narastający krytycyzm polityków i mieszkańców Górnego Śląska wobec polityki Warszawy. U schyłku istnienia II RP różnice między regionami i dawnymi dzielnicami zaborczymi były mniejsze niż w punkcie wyjścia, ale ze względu na mechanizm redukcji tych różnic (częściej równanie w dół niż w górę, ponadto w drugiej połowie lat 30. wymuszona administracyjnie relokacja części przemysłu do COP-u), trudno ten stan rzeczy potraktować jednoznacznie jako sukces.

Miarą powolnego rozwoju, a często zastoju bądź regresu gospodarczego były też niezbyt gwałtowne procesy urbanizacji. Wprawdzie udział ludności miejskiej rósł, z ok. 10% w roku 1900, do ok. 18% w 1921 i 20% w 1931 (przyjmując funkcjonalną miarę urbanizacji jako liczby ludności miast większych niż 10 tys. mieszkańców), ale trend ten był powolny. Dalszy wzrost ludności miast następował w trzeciej dekadzie XX wieku, ale brak jest dokładnych danych z tego okresu. Cząstkowe dane dotyczące dużych miast nie wskazują, by dynamika ta przewyższała dynamikę z lat 20. Procesy urbanizacyjne w okresie niepodległości, zarówno w miarach względnych, jak i bezwzględnych, były dość powolne w porównaniu z dekadami poprzedzającymi I wojnę światową i tymi, które nastąpiły po II wojnie.

Brakuje dokładnych oszacowań polskiego PKB per capita w tym okresie. Można jednak przyjąć, że pod koniec lat 20., po wojennej i powojennej depresji gospodarczej, w Polsce dodatkowo przedłużonej wojnami o granice i hiperinflacją, jego poziom odpowiadał temu (lub być może był nieznacznie wyższy), który był osiągany w granicach ziem późniejszej II RP tuż przed wybuchem I wojny światowej. Potem kolejne załamanie przyniósł Wielki Kryzys – mniej więcej podobny poziom PKB per capita co w 1913 i 1929 roku osiągnięty został w ostatnich latach istnienia II RP. Również z tej perspektywy dwie dekady II RP, choć nie z winy społeczeństwa i elit, to czas stracony. Polska gospodarka nie rozwijała się, a w dodatku traciła dystans do wielu krajów europejskich. Kraje peryferyjne, takie jak Czechosłowacja, Grecja czy Węgry powiększyły w tym okresie PKB per capita o kilkadziesiąt procent, również w krajach rozwiniętych – jak Wielka Brytania czy Niemcy – wzrost mierzony zmianą PKB per capita przekroczył 30%[1].

 

***

Sukcesy gospodarcze osiągane w Dwudziestoleciu mieszają się z porażkami. Udana integracja ziem polskich, częściowe przynajmniej wyrównanie poziomu ich rozwoju, polityka stabilizacyjna Grabskiego, budowa Gdyni – to oczywiste sukcesy. Częściowo takim sukcesem była również polityka antykryzysowa Kwiatkowskiego. Z kolei niestabilność polityki gospodarczej początków niepodległości przedłużyła czas wychodzenia z powojennej depresji, a zawinili ją częściowo sami politycy nazbyt hojnymi wydatkami budżetowymi. Podobnie w następnej dekadzie nadzwyczaj długie trzymanie się przy tradycyjnych narzędziach polityki gospodarczej, jak i potem gwałtowna reorientacja tej polityki i etatyzacja gospodarki nie przyczyniły się zapewne do zbudowania trwałych fundamentów rozwoju. Choć być może dalekosiężny plan Kwiatkowskiego mógł stać się kołem zamachowym gospodarki. Musiałby jednak zadziałać mechanizm pchnięcia gospodarki do przodu (big push) dzięki koncentracji kapitałów i wysiłków.

O ile łatwo wskazać niepowodzenia w sferze gospodarczej i ich źródła, o tyle dużo trudniej odpowiedzieć na pytanie, czy możliwa była inna ścieżka rozwoju gospodarczego w zastanych warunkach geopolitycznych. Koszty prowadzenia wojen czy utrzymywania armii ograniczały dostępne środki na rozwój gospodarczy. Innych źródeł kapitału prawie nie było: wysiłki Grabskiego, by Polska uzyskała wiarygodność na międzynarodowym rynku kredytowym, przynosiły umiarkowane powodzenie, a i tak po kilku latach wybuchł kryzys światowy, w wyniku którego niemal cały kapitał dostępny krajom peryferyjnym odpłynął do krajów centrum.

Brak wykwalifikowanych kadr utrudniał, a często uniemożliwiał rozwój przemysłu – przypomnieć można, że maturę zdawało w II RP średnio mniej niż 20 tysięcy osób rocznie, a dyplom magistra uzyskiwało mniej niż 4 tysiące osób. Powolna urbanizacja też nie tworzyła warunków do rozwoju przemysłu: tu występowało sprzężenie zwrotne. W wielu regionach brakowało miast dostatecznie dużych, by atrakcyjne było w nich lokowanie przemysłu; bez przemysłu miasta nie mogły się rozwijać.

Nie da się zatem jednoznacznie podsumować gospodarczego doświadczenia Dwudziestolecia – nie było ono klęską, taka jak je malowała komunistyczna propaganda, nie było również bez wątpienia sukcesem, o jakim czasem z sentymentem chcielibyśmy wspominać…



[1] W odniesieniu do zagranicy posiłkuję się danymi z Maddison Project. Niestety dane dotyczące Polski w tym projekcie, ze względu na źródła, z których pochodzą, są mało wiarygodne. Według Angusa Maddisona wzrost gospodarczy w Polsce w okresie 1913-1938 sięgał 20%, jednak oszacowanie poziomu PKB per capita pod koniec lat 30. budzi wątpliwości. W tekście umieszczona została moja opinia o dynamice polskiego PKB.

Najnowsze artykuły