Artykuł
O pośle i poselstwach

Pierwodruk: K. Warszewicki, O pośle i poselstwach, przeł. J. Życki, Warszawa 1935,

 

 

Rządzenie państwami i narodami wymaga licznych i nie byle jakich kwalifikacji a więc – zaznajomienia się z prawami w ogóle, a zwłaszcza z ustawami poszczególnych krajów, wreszcie poznania, i to dokładnego, obyczajów oraz psychiki narodów, którymi się kieruje. Dopiero to dać nam może bystrość tudzież doświadczenie – zalety konieczne do utrzymywania stosunków dyplomatycznych oraz skutecznego kierowania sprawami wojny i pokoju.

Prawa i ustawy wszyscy mogą łatwo poznać z kodeksów, toteż nie mamy potrzeby rozwodzić się nad tymi zagadnieniami. Inaczej – poznanie psychiki i obyczajów ludzkich, wiemy bowiem, jak zagadkową istotą jest człowiek i jak wiele tajników zawiera jego umysłowość.

W tych trudnych zadaniach wiele mogą pomóc królowi wierni, rozumni i poważni doradcy. Dzięki nim król rzadko albo wcale nie błądzi; muszą to jednak być ludzie wolni od zawiści i pochlebstwa, od strachu i chciwości, odznaczający się rozwagą i poczuciem obowiązku.

Sam bowiem król często bywa niezorientowany i niezdecydowany wskutek rozterek wewnętrznych. Decyzja zaś, jaką radę przyjąć, jest niezwykle ważna, ponieważ za sprawą małej garstki doradzających łatwo wzbudzić nienawiść ze strony wielu obywateli i spowodować złośliwą a przewlekłą chorobę organizmu państwowego, wiadomo zaś, że łatwiej zawczasu zapobiec zarazie, aniżeli chorobę uleczyć.

 

Przyjmowanie i wysyłanie posłów jest jednym z najtrudniejszych zadań mężów stanu.

Osoba posła – przedstawiciela czyjejś urzędowej godności, bądź prowadzącego układy – posiada wielkie znaczenie. Dlatego też, głowa państwa winna wiedzieć, jak i w jakich okolicznościach ma przyjmować obcych posłów i jakich im udzielać odpowiedzi, oraz dokładnie orientować się, jakich posłów, dokąd, w jaki sposób i kiedy ma wysyłać.

Osoba posła jest i być powinna nietykalna, jako reprezentująca urzędowo państwo oraz godność tego, kto posła wysyła. Wszystkim rodzajom posłów (oratores, interpretes, nuntii) przypada w udziale prawie jednakowy zakres działania. Różnice w nazwach nie mają więc większego znaczenia.

Sposób traktowania posłów zagranicznych przez naczelników państw posiada wielkie znaczenie, i powinien być dostosowany do okoliczności. Albowiem, źle jest, gdy się dopuszcza do nadmiernej swobody obcych przedstawicieli, podczas gdy nasi posłowie w innych krajach w takim samym stopniu swobody nie posiadają i otrzymują nagany za to, co obcym posłom u nas uchodzi bezkarnie, jak to zazwyczaj się dzieje w krajach barbarzyńskich. A jeżeli będziemy utrudniali spełnianie czynności urzędowych obcym posłom, to nasi wysłannicy będą mieli utrudnione zadanie i nie będą otoczeni należnymi im honorami.

Zdarza się często, że dyplomatom zagranicznym przydzielana bywa straż, co może wywoływać pozory ograniczania ich swobody. Jednakże opieka ta nie powinna wywoływać zdziwienia, zwłaszcza w czasie wojny, czy zaburzeń, wreszcie w wypadkach, gdy posłowie wykazują w obcym państwie zbytnią ciekawość. Podobnie bowiem, jak w ojczyźnie niechętnym okiem patrzy się na obywateli ospałych, tak samo zagranicą źle widziane są jednostki, wykazujące nadmierne zainteresowanie sprawami kraju, w którym przebywają.

Jesteśmy obywatelami Republiki Chrześcijańskiej toteż wszystkie starania i zabiegi winniśmy obrócić dla dobra i chwały ogółu; lepiej jednak uchybić tym zasadom, aniżeli narazić się na zarzut nieodpowiedniego zachowania się zagranicą i nieznajomości reguł współżycia z ludźmi.

Zachowanie się posłów winno być nacechowane skromnością i rozsądkiem: dyplomata nie może dopuścić, by go uważano za lekkomyślnego czy nierozważnego.

Naczelnicy państw muszą zawsze pamiętać, iż przebywanie na obcym terytorium krępuje ludzi. Toteż należy swym zachowaniem zjednywać sobie przybywających wysłanników i traktować ich tak, jakbyśmy to chcieli widzieć w stosunku do naszych przedstawicieli, wystrzegając się jednak wszelkiego rodzaju nierozważnych kroków. Albowiem istotnie trzeba wielkiej rozwagi i dokładnego przemyślenia sprawy, aby nie wpaść w którąś z krańcowości i traktować obcych reprezentantów z uprzejmością analogiczną do tej, jaką dane państwo stosuje względem naszych. Jakiekolwiek przekroczenia tych zasad będą przypisywane obawom, złej sytuacji politycznej, lub nierozważności naszej, a nigdy rozwadze, czy wielkoduszności. Pamiętajmy, że ludzie zazwyczaj przedstawiają wszystko nie w lepszym, lecz gorszym świetle, a choćbyśmy nawet lekceważyli ich krytyki, poklask z ich strony jest rzeczą nie do pogardzenia.

Instrukcje dla pełnomocników muszą być gruntownie obmyślane przez samego naczelnika państwa, który tylko w szczególnych wypadkach może zasięgać rady i to jedynie rozumnych a zaufania godnych obywateli.

Ten, kto idzie zawsze za cudzym zdaniem, choć mogą być niekiedy wypadki, że słusznie postąpi, ryzykuje na ogół wiele, a to z tego powodu, iż przy naradach dużą rolę odgrywa zręczna wymowa; do ludzi zacnych trudno trafić przekupstwem, lecz racjami można ich przekonać.

 

Wysyłanie i przyjmowanie posłów należało w Rzymie do kompetencji senatu, co stwierdza pisarz tak poważny, jak Polibiusz. Potwierdzenie powyższego znajdujemy również w historycznym dziele samego Liwiusza. Wobec tego nie posiada znaczenia wiadomość podana przez Tacyta, że w senacie dyskutowano z ożywieniem nad tym, czy posłowie mają być wybierani czy też wyznaczani drogą losowania. Z całą bowiem pewnością nic podobnego nie znajduje się ani u Liwiusza, który przekazał nam najwięcej wiadomości z dziejów rzymskich, ani u samego Tacyta w żadnym innym miejscu, ani u jakiegokolwiek innego autora. Przeciwnie natomiast, wiemy, że jako posłów wysyłano, na podstawie wyboru czy uchwały, ludzi starszych, znamienitego rodu, wyróżniających się zdolnościami politycznymi.

Szczegóły dotyczące sposobu i miejsca przyjmowania tudzież odprawiania posłów znajdujemy u Liwiusza i Warrona. Poselstwa przyjmowane były w miejscu, w którym odbywały się zgromadzenia ludowe, lub w Graecostasium. Rzymianie zazwyczaj przyjmowali nie w swej stolicy wysłanników wrogów. Co do tego, czy w samym Rzymie przyjmowani byli posłowie mocarstw, z którymi stosunki nie były nieprzyjazne, istnieje różnica zdań wśród prawników, historyków i kronikarzy.

Co do terminu przyjmowania posłów, wiemy, że wysłuchiwano ich nie wcześniej, niż w lutym, t. j. podobnie, jak u nas, już po rozpoczęciu urzędowania i załatwieniu aktualnych spraw państwowych przez nowych urzędników.

 

Pomijając szereg kwestii, które co do ważności nie mogą równać się ze sprawą sposobu wyboru posłów, przystąpimy od razu do szczegółowego omówienia kwalifikacji, jakie posiadać ma dyplomata.

Na planie pierwszym postawić tu trzeba gruntowne wykształcenie i doświadczenie. Jeżeli poseł nie będzie wiele czytał i oglądał, to trudno uzupełniać jego wykształcenie dopiero wtedy, gdy wyrusza w powierzonej misji.

O tym, jak trudno jest spotkać człowieka łączącego w sobie te zalety, niechaj świadczy fakt, że król Cyrus za jedno ze swych naczelnych zadań uznał kształcenie dyplomatów. Kto więc chce osiągnąć ten wysoki i szczytny cel, musi się doń sposobić od wczesnej młodości.

Nie można jednak stawiać zbyt wysokich wymagań: kto uważa, że poseł musi znać wszystkie języki, ba, może i wszystkie nauki, ten chyba nie zdaje sobie sprawy ze swych żądań; wymagać możemy wiele, ale musimy stale liczyć się z krótkością życia ludzkiego. Wystarcza całkowicie, gdy poseł posiada znajomość języka tego narodu czy monarchy, do którego jest wysłany; znajomość ta oszczędza mu wiele poważnych przykrości i oddaje wielkie usługi: przy omawianiu tajemnic politycznych wskazane jest unikać świadków, gdy negocjacje można prowadzić osobiście i bezpośrednio.

Ten, kto nie zna mowy kraju, do którego jest wysłany, uważany jest tam za barbarzyńcę, a wszyscy, pisze Cycero, jako niemi stoimy, gdy w milczeniu słuchamy słów dla nas niedostępnych, jakby zagadkowych, usiłując nadaremnie coś z tej mowy zrozumieć.

Znajomość historii jest jeszcze potrzebniejsza dla dyplomaty, aniżeli niezaprzeczalnie pożyteczne posiadanie języków. Z historii czerpać możemy natchnienie w naszych przedsięwzięciach, historia podsuwa rady, ułatwia stosunki z ludźmi podczas podróży i uczy etykiety. Z dokładnego i wszechstronnego poznania dziejów różnych narodów i porównań przeszłości z dobą bieżącą dyplomata czerpie doświadczenie, co ułatwia mu pracę.

Ze znajomością historii winna iść w parze znajomość spraw religijnych i świeckich.

Mały pożytek przynosi lektura, jeżeli człowiek nie posiada danych przez Boga zdolności i ponadto nad sobą nie pracuje; w działalności posła pomaga mu nie tylko Bóg Wszechmogący, ale wielkie przysługi oddają wrodzone zdolności, szczególnie zaś pracowitość i nieustanne kształcenie się. Człowiek bowiem z natury jest leniwy i nie posiada ani polotu, ani bystrości umysłu, a przeto powinien ochoczo poznać siebie samego i mocno trzymać się na wodzy.

Bystre talenty, niby ostre brzytwy, rozcinają zawiłe kwestie, ale, podobnie jak brzytwy, łatwo tępieją.

Dyplomata winien być hojnie obdarzony przez naturę; szczęście w jego pracach odgrywa częstokroć wielką rolę. Trafnie wyraził się o tym głęboki znawca natury i duszy ludzkiej, wielki Arystoteles, który, na pytanie, czemu rzeczy piękne przyciągają ludzi, odpowiedział, że podobne pytanie może zadać tylko ślepy. Wszelkie bowiem piękno z natury swojej wabi nas: piękna powierzchowność posiada wielki, acz milczący czar. Powszechnie piękno występuje w dwóch postaciach: żeńskiej i męskiej. Pierwsza to wdzięk, druga zaś polega na pełnym godności wyrazie twarzy i ta właśnie męska forma piękna winna być udziałem dyplomaty. Ułomni: garbaci, kulawi, czy upośledzeni innymi defektami ciała narażają się raczej na pośmiewisko, niż wzbudzą należyty szacunek dla siebie i swego mocodawcy, chyba, że odznaczają się wybitnymi zdolnościami dyplomatycznymi. Ale i to ostatnie nie może być brane pod uwagę przy desygnowaniu posłów do barbarzyńców, ponieważ ludzie pierwotni pochopniejsi są do szyderstw od ludzi kulturalnych, traktujących zazwyczaj obcych z wielką uprzejmością.

Ongiś królowa Amazonek z lekceważeniem odniosła się do Aleksandra Macedońskiego, ponieważ nie był równie piękny w jej oczach, jak sławny; podobnie Egipcjanie z mniejszym szacunkiem traktowali króla Sparty Agesilaosa Wielkiego, ponieważ był niskiego wzrostu.

Przykładów podobnych można przytoczyć wiele: wskazują one na to, że tych, których natura nie obdarzyła i tych, którym szczęście nie sprzyjało, traktowano bez należytego szacunku.

Wielu i to częstokroć wybitnych dyplomatów załamuje się w swej karierze i nie może sprostać ciążącym na nich wymaganiom uginając się pod ciężarem długów; wyruszają z dworu, aby udać się w podróż, jedynie wtedy, gdy są zadłużeni po uszu, czy to z powodu nadmiernej rozrzutności, czy też z powodu cierpianego niedostatku.

Jakżeż często posłowie zmuszeni są naprzykrzać się swym władcom, ustawicznie domagając się od nich pieniędzy. Uniknęłoby się tego, gdyby na stanowiska dyplomatów wybierani byli ludzie majętni, bądź, gdyby władca należycie uposażał tych, których uzna za powołanych. To drugie jest bardziej wskazane, gdyż ludzie naprawdę odpowiedni, choć niezamożni; otrzymawszy pomoc pieniężną ze strony głowy państwa, lepiej spełniać będą swe obowiązki, aniżeli strupieszałe figury bogaczy.

Szczególną uwagę przywiązywać należy do wyboru osoby posła, mającego godnie reprezentować majestat królewski. Podobnie, jak nie należy angażować nieudolnych muzyków, tak samo nie wolno wysyłać nieudolnych posłów.

Jasną jest rzeczą, że człowiek niskiego pochodzenia, niewykształcony i biedny nie może należycie reprezentować swego władcy. Nie pieniądz jednakże decyduje o wszystkim, a tym bardziej nie przepych i nie wystawność. Słuszna jest zasada, że przy desygnowaniu posła nie należy przywiązywać nadmiernej wagi do jego poloru zewnętrznego, lecz całą uwagę skupić na instrukcjach, jakie ma on otrzymać. Wysłany być winien nie ten, kto sam się narzuca, lecz raczej ten, kto wzbrania się przyjęcia godności.

Dyplomata narażony jest na przykre współzawodnictwo i zawiść przy obejmowaniu swego urzędu; musi zwalczać wielkie trudności – urzędując już; czekają go złośliwe obmowy – gdy spełni poruczoną misję. Fałszywy, choćby najmniej znaczący krok posła może rzucić cień na całą jego działalność, a, jak wiadomo, wobec nawet mało znaczących wad bledną największe zalety. Poseł, będąc osobą urzędową, najczęściej nieznaną w kraju, do którego przybywa, zwraca na siebie uwagę wszystkich, przy czym zazwyczaj zainteresowanie to nie jest życzliwe. I mało kto zechce, nawet zasłużenie, pochwalić go.

Ilość przeciwników politycznych wzrasta proporcjonalnie do kompetencji i zakresu działania posła.

Zdarzają się okoliczności, gdy głowa państwa nie może udzielić wysłanemu pełnomocnikowi ścisłych instrukcji. Wówczas poseł ma pozostawioną swobodę działania i decyzji w tych sprawach, które normalnie należą do kompetencji samego władcy.

Są sprawy w których nie można z góry oznaczyć emisariuszom ścisłych wskazówek, częstokroć natomiast bywają takie sytuacje, gdy bieg wydarzeń narzuca konkretne postępowanie, w których koniecznością jest z całą precyzją przemyśleć i przygotować wskazówki. Do tego potrzebna jest zdolność przewidywania wydarzeń, którą nabywa się tylko przez praktykę polityczną. A że zdobycie doświadczenia jest rzeczą trudną, więc praktyki tej nigdy nie jest za dużo. W przygotowaniach planu akcji należy nie tyle mieć na uwadze odniesione sukcesy, ile uwzględniać najgorszy obrót sprawy: klęski dają się dotkliwie we znaki, sukcesy zaś szybko mijają.

Widzimy więc, że nie ma wielu odpowiednich kandydatów na tak ważne stanowiska, jak przedstawiciele zagraniczni państwa.

Sprawowanie obowiązków posła wydaje się bardzo łatwe tym, którzy chcą je objąć, kto jednak zacznie pracować w tej dziedzinie, temu zawód dyplomaty wydaje się niedostępnie trudny i takim jest istotnie, jeśli nie zawezwie się Boga do pomocy. Toteż do pełnienia służby dyplomatycznej głowa państwa winna wybierać gorliwych istotnie, a nie tylko pozornie katolików – dobrych obywateli.

 

Niezależnie od głębokiej religijności, jaką ma się odznaczać dyplomata, winien on posiadać szereg zalet, jak wierność, roztropność, skromność i, niby stal nieugiętą, odwagę. Pozostałe kwalifikacje sprowadzają się do pewnego rodzaju ogłady towarzyskiej. Lecz cnoty, które wyliczyłem, stoją na pierwszym planie: powinny się one łączyć z odpowiednimi zaletami ciała. Tak więc odwaga winna iść w parze z siłą, skromność – ze zdrowiem, roztropność – z bystrością zmysłów.

Ale najcenniejszą zaletą posła jest i zawsze była wierność: przysłowie łacińskie mówi fides obligat fidem, t. j. wierność zobowiązuje do zaufania; nikt chyba wątpić nie może, że zdrada jest najhaniebniejszą zbrodnią: nie ma większej przepaści niż ta, jaka istnieje między zdradą stanu a cnotą. Znana jest opowieść o pewnym głośnym, zmarłym w Rzymie, Burbonie: pomimo, iż położył on wielkie zasługi dla Hiszpanii, nikt go nie chciał przyjmować w kraju, ponieważ w ojczyźnie swojej uważany był za zakałę z powodu sprzeniewierzenia się królowi, czy też z powodu zmiany przekonań.

Moim zdaniem, nie należy nazywać zdrajcą tęgo, kto nie chcąc wejść w konflikt ze swym sumieniem, ściąga na siebie zarzut niewierności. Istnieje bowiem niewzruszalne kryterium sprawiedliwości, obowiązujące zawsze, chociaż obyczaje podlegają zmianom i zepsuciu.

Chociaż winniśmy wiele protektorom, którzy wyświadczają nam dobrodziejstwa, większe bezsprzecznie obowiązki mamy wobec samych siebie i naszej godności. To nic, że te moje słowa nie zgadzają się z pojęciami i obyczajami naszej epoki: zamiarem moim jest skreślenie wizerunku dyplomaty nie związanego z określonym miejscem, czasem czy osobą, dyplomaty, który by zbliżał się jak najbardziej do ideału rozumu i sprawiedliwości.

Dlatego chcę obecnie rozważyć, czego należy wymagać od posła oprócz wierności, a zwłaszcza omówić, jak nieodzowne są dla dyplomaty odwaga i doświadczenie.

Rozpoczynamy od odwagi.

Cycero nie cieszył się opinią człowieka odważnego, tak, że niegdyś nawet Pompejusz odezwał się do niego:

– Przejdź, Marku Tuljuszu, na Cezara, a będziesz drżał przede mną.

Toteż słusznie postąpił Cycero, że, znając swój charakter, uchylił się od poselstwa do Antoniusza.

Podobnież Demostenes, jako poseł, nie miał dobrej opinii: wysłany przez Ateńczyków w pewnej misji dyplomatycznej, autor „Filipik”, dowiedziawszy się, że monarcha, do którego jechał, jest usposobienia niepowściągliwego, zawrócił z połowy drogi, czym naraził się na złośliwą krytykę nie tylko ze strony rodaków, ale i obcych.

Należy zawczasu cofnąć się przed tym, czego moglibyśmy następnie żałować.

Przytoczę jeszcze anegdotę o pewnym reprezentancie jednego z książąt italskich, wysłanym do króla Zygmunta Augusta bawiącego w Grodnie, by zaprosić go na gody weselne. Poseł ten, przebywając głęboką puszczę koło Knyszyna*) zapytał, czy pozostało mu do przebycia wiele drogi. Gdy usłyszał odpowiedź, że ma przed sobą więcej, niż połowę puszczy, wyprawił swego towarzysza z pismem księcia do Zygmunta Augusta, sam zaś zawrócił w drogę powrotną do Italii.

Stąd wniosek, że dyplomata musi zawsze kierować się roztropnością, jasno widzieć, czy podoła przyjętym obowiązkom – oraz uświadamiać sobie, jak i kiedy może użyć w służbie swej odwagi. Częstokroć ostrożność a nie pewność siebie jest pożyteczniejsza. Wskazanym jest raczej ulegać koniecznościom niżeli dać się kierować popędom.

Większości podobnych spraw nie można ująć w karby reguł – każda sytuacja wymaga odrębnego rozpatrzenia.

Słusznie ktoś wypowiedział sentencję, że dyplomata nie jest posłańcem, powtarzającym zlecenia swego mocodawcy – jest natomiast rzecznikiem zleconych spraw. Dyplomaci są oczami i uszami państwa.

Sądzę, że poseł nie tylko w rzeczach wielkich winien okazywać swą wielkoduszność, lecz we wszystkich sprawach musi tak postępować, by nie dopuścić do najdrobniejszego nawet uchybienia swej godności.

Ciekawe zdarzenie opowiada Tacyt: posłowie germańscy, przybywszy do Rzymu, zaobserwowali, że wysłannicy zagraniczni sadzani są w krzesłach senatorskich. Zapytali wówczas kogo ten zaszczyt spotyka? A usłyszawszy odpowiedź, że przywilej ów przysługuje okazującym wierność względem narodu rzymskiego, zasiedli wśród senatorów, klnąc się na wszystkie świętości, że pod względem zachowania wierności, nikomu nie ustępują.

Nie należy posła wyżej sadzać od siebie. Przy decydowaniu jednak tych spraw konieczne jest wzięcie pod uwagę znaczenia i powagi monarchy, którego dany dyplomata reprezentuje.

Zarozumiały poseł nie jest miły ani Bogu, ani ludziom, a swym postępowaniem jedynie naraża cały swój naród na powszechną pogardę i śmiech.

Powyższe zilustruje najlepiej następujące zdarzenie: posłowie z Portugalii, udając się na dwór królewski w Hiszpanii, wysłali gońca do marszałka dworu, celem omówienia kwestii gospod. Marszałek zapytał, jak liczny jest skład poselstwa. Otrzymawszy odpowiedź, że przybywa około tysiąca osób – w tym pięciuset bogom zgoła podobnych – pozostali zaś, to zwykli śmiertelnicy, marszałek dał pełną humoru odpowiedź:

– Ci twoi bogowie niech udadzą się do świątyni, a reszta niech ulokuje się w gospodach. Tak więc ów dostojnik dworski zupełnie wyraźnie ganił brak rozsądku reprezentantów Portugalii. Wszelka bowiem chełpliwość i puste słowa nie mogą zyskać sympatii, a wyszukaność stroju, przepych w sprzętach, koniach i t. p. rzeczach jest bardzo niemiły.

Nie chcąc uchybić swej powadze, poseł ma unikać wszelkiego rodzaju nieprzystojnych opowieści.

Dyplomata nie może szafować swą sympatią, choć musi być uprzejmym wobec wszystkich; uprzejmość ta jednak nie może dopuszczać do spoufalania się. W życiu prywatnym obowiązuje go grzeczność – w wystąpieniach publicznych winien wystrzegać się narażania na szwank swej powagi. Częste hulanki nie tylko dlatego są szkodliwe, że powodują nieprzychylne głosy opinii, lecz i dlatego, że nie godzi się mężowi stanu zatrudnionemu w służbie zagranicznej być nienaturalnie wielomównym w stanie nietrzeźwym, zwłaszcza, gdy normalnie jest człowiekiem milczącym…

Na bankietach publicznych dyplomata musi być ostrożnym, mało mówić, a gdy zachodzi potrzeba zabrania głosu, ważyć każde słowo, a to choćby z tego względu, że podobnie, jak mądrość, której się nie okazuje, mało odróżnia się od głupoty, tak, odpowiednio zastosowanym milczeniem łatwo może nierozważny nadać sobie pozory mądrości. Puste naczynia wydają szczególnie głośne dźwięki – im kto jest mniej rozumny, tym jest bardziej gadatliwy. Wielomówność jest szkodliwa, a człowiek umiejący trzymać język za zębami, jest słusznie uważany za mądrego.

Jeśli się czegoś nie powie, można to zawsze naprawić. Natomiast odwrotnie – nie da się przemilczeć tego, co już się raz powiedziało: słowa, niby ptaki wypuszczone, nie wracają na swe dawne miejsce. Wreszcie musimy zawsze liczyć się z tym, że o treści każdej naszej rozmowy dowiedzą się niebawem wszyscy.

Życie i śmierć spoczywa w rękach języka, jak mawiał pewien słynny filozof.

Są również politycy wiele rozprawiający, by zmylić czujność rozmówców i móc od nich wydobyć ciekawe wiadomości. Przemawiają oni na przykład w miejscach publicznych, by zgromadzić licznych słuchaczy i śledzą pilnie, jakie wrażenie wywiera ich przemówienie. Kto znów żywi tajoną chęć pokonania w dyskusji przeciwnika, prowokuje go do rozmowy, dając mu pozornie możność swobodnego polemizowania, a gdy ten da się nieostrożnie wciągnąć w dysputę, napada nań, niby gladiator na przeciwnika na arenie. Król nie może ufać podobnym ludziom; nie należy jednak karać ich nieumiarkowania w mowie, ponieważ gadulstwo podobne wzbudza zwykle śmiech, głupota budzi litość; jeśli kto ucieka się do podobnych metod w poczuciu doznanej krzywdy – możemy okazać mu wyrozumienie.

Trzej cesarze wydali następujące orzeczenie w tej sprawie:

– Nie ukarzemy wyzutych z poczucia wstydu i skromności ludzi, którzy będą w sposób obelżywy znieważali nas lub nam po pijanemu uwłaczali. Jeśli człowiekiem takim kieruje lekkomyślność – nie dbamy o jego słowa, jeżeli głupota – litujemy się nad nim, jeśli poczucie krzywdy – przebaczamy mu. Toteż każdy bezpiecznie może i powinien donosić nam o podobnych faktach, byśmy je mogli rozpatrywać indywidualnie i w każdym poszczególnym wypadku orzec, czy należy wymierzyć karę, czy darować winę.

Tak brzmi owo orzeczenie.

Co zaś do obelg rzucanych na księcia w jego nieobecności, możemy powtórzyć, co o takich zaocznych obrazach powiedział Arystoteles:

– Obrazy słownej dopuszcza się lekkomyślny; zapalczywy mści się za nią. Ale mądry drwi sobie z tego.

Dlatego też Wenecjanie odprawili z szacunkiem herolda, który w imieniu króla Francji wypowiedział im wojnę, choć wypominał im niesprawiedliwość i inne przestępstwa.

Podobnież posłowie Partów, państwa roszczącego pretensje do podbitej ongiś przez nich Armenii, powrócili z Rzymu z niczym, choć za swą postawę zostali obdarowani.

Nie należy bowiem winić tego, kto czyjeś polecenia wykonywa, ale tego, kto zarządzenia wydaje.

Obaj jednak nie powinni nadużyć swych uprawnień; poseł zaś powinien zachowywać najdalej idący umiar w przedstawianiu poruczonych sobie spraw, drażliwych dla państwa, do którego przybywa.

Z monarchą obcym nie można nierozważnie poruszać prywatnych kwestii; trzeba uważać, by nie zostać wciągniętym w niebezpieczne głębie zasadniczych dyskusji. Przebywając wśród obcych, należy chwalić panujące wśród nich stosunki, a unikać arbitralności w poglądach i nierozważnej krytyki.

Powszechną wadą ludzi jest przecenianie swej osoby, a niedocenianie innych: w duchu każdy z nas uświadamia sobie wyższość lekceważonych, a pomimo tego usiłuje ich pomniejszyć w rozmowach.

Trzeba niezmiennie okazywać naczelnikowi państwa należny mu szacunek i poważanie, nie przeoczyć żadnego z posiadanych przezeń tytułów i nie pominąć żadnego z przysługujących mu praw.

Gdy zachowanie się władcy uchybia godności posła, nie może on okazywać swego niezadowolenia i wskazanym jest, by zachował o tym ścisłą tajemnicę.

Pamiętać przy tym powinien o mądrym powiedzeniu sławnego Rzymianina:

– Zniewagi ze strony władców należy znosić nie tylko cierpliwie, ale i z pogodnym obliczem.

Często nawet zdarza się, że władca nie poprzestaje na wyrządzeniu jednej krzywdy. Jeżeli skrzywdzony zniesie to w pokorze – władca, czując, że postąpił niezbyt szlachetnie, postara się o rekompensatę w postaci jakiegoś dobrodziejstwa. A za jedną łaską pójdzie niewątpliwie i druga.

Rzadko wyświadcza się bezinteresownie przysługi. Lecz ten, kto raz już tak postąpił, niewątpliwie pójdzie dalej tą drogą.

Zresztą poseł nie może być interesowny i spodziewać się korzyści materialnych ze strony obcego monarchy. Przeciwnie, winien unikać wszelkich podejrzeń na ten temat, by dochować wierności swemu mocodawcy i uszanować godność jego domu.          

Tak, jak lekarz o zdrowie pacjenta a wódz o zwycięstwo, dyplomata musi dbać o godność władcy, którego reprezentuje: podobnie, jak o jakości towarów wyrokuje się na podstawie renomy kupców, tak naczelników państw sądzi się według wartości ich urzędników.

Nie rozumieją tego, czy zrozumieć nie chcą z jednej strony naczelnicy państw, z drugiej zaś dyplomaci. Stąd monarchowie wysyłają niejednokrotnie posłów nieodpowiednich i z ich winy stają się przedmiotem nienawiści, czy pogardy, co znów sprowadza zawieruchę wojenną, czy inne temu podobne nieszczęścia, a to przecież nie leży w interesie władców i nie odpowiada ich godności.

Rozważni posłowie mają być rzecznikami sprawiedliwości i pokoju powszechnego, a nie siać nieufność, prowadzącą do zbrojnych konfliktów.

Z drugiej strony, nie wolno dyplomacie zniżyć się do żadnego postępku niegodnego jego, czy też zwierzchnika, nawet celem osiągnięcia dla swego mocodawcy wielkich korzyści; nie wolno posłowi pozwolić, by znieważano jego dostojeństwo lub orszak; godność należy cenić może nawet więcej, niż życie. Kto raz puści płazem zniewagę swego honoru, ten zachęca innych do następnych zniewag. Stąd zaś krok tylko do ściągnięcia na siebie ogólnej pogardy.

Praktyczny i troskliwy o siebie oraz swych podwładnych poseł musi być wstrzemięźliwy i ostrożny w rozmowach, a tak postępować, by nie dać swemu orszakowi okazji do kłótni i rozlewu krwi i nie pozwolić mu na prowadzenie rozpustnego trybu życia, ani włóczenie się po mieście, oraz szukanie ukrytych lub podejrzanych lokali do zabawy i pijatyk.

Dobrze uczyni poseł, jeśli będzie swym towarzyszom świecił przykładem statecznego życia. I choćby to skrępowanie świty miało robić wrażenie niewoli, trzeba otoczenie trzymać raczej krótko, a nie zostawiać mu zbytniej swobody.

Tego wszystkiego należy dopilnować na samym początku pełnienia funkcji poselskich; rozpoczęcie obowiązków stanowi niejako przedsionek, wstęp, który, jak wiadomo, zawsze najbardziej rzuca się w oczy. Owe pierwsze kroki będą miarodajne dla oceny całego przebiegu poselstwa i ta pierwsza opinia, jaką sobie zyskamy, przylgnie do nas na stałe.

Pamiętajmy o tym, że zawsze z wielką ciekawością obserwujemy obcych dostojników przybywających do naszego kraju i usilnie staramy się dowiedzieć bliższych szczegółów o ich osobie i stanowisku oraz interesujemy się ich świtą.

Bądźmy więc zawsze przygotowani na to, że możemy zagranicą znaleźć się w podobnej sytuacji.

Poseł musi przestrzegać, by ani on sam, ani nikt ze składu legacji nie wyjawił przed oznaczonym terminem otrzymanych instrukcji. Źle jest, jak mówi przysłowie, gdy dym widać wcześniej, niż ogień, a sprawy mogą taki właśnie wziąć obrót, gdy ktoś z poselstwa będzie się kierował w pracach nie rozwagą, lecz próżnością.

Nie należy zbytnio wychwalać swego kraju i jego potęgi, umniejszając przez to znaczenie i potęgę innych. Nie można też mieszać próśb z groźbami – takie postępowanie może wywołać jedynie oburzenie ze strony rządzących państwem, w którym przebywamy. Przecież podobnie nikt z nas nie pozwoliłby, by mu okazywano lekceważenie, zwłaszcza, by czynili to obcy w jego własnym kraju.

Nie przystoi również obłudnymi i przesadnymi pochwałami zabiegać o łaski monarchy. W mowie konieczna jest konsekwencja: nie uchodzi – by użyć przysłowia – co innego mówić stojąc, a co innego siedząc, dziś to, jutro tamto, tym właśnie ściągamy na się podejrzenie, iż jesteśmy próżni. Najczęściej zdarza się to, gdy w długiem przemówieniu wykładamy rzeczy powszechnie znane lub też chwalimy bez zastrzeżeń to, cośmy niedawno ganili; zaletą męża jest stałość poglądów.

Karol V po zawarciu w Kemark pokoju z królem Francji Franciszkiem, powiedział podobno do posła wygłaszającego wyszukane pochwały na jego cześć, że lepiej by było, gdyby go mniej chwalił obecnie, a za to nie rzucał nań w Anglii oszczerstw przed dwoma laty: chętnie obyłby się bez jednego i drugiego.

Szczególnie ważne jest zachowanie umiaru w chwaleniu, czy ganieniu osób obecnych. Niebezpiecznie jest wygłaszać opinie o żyjących, jak również i o obecnych, ponieważ, jak każdy dzień przed nocą, tak człowiek zmienia się aż do śmierci.

Poza tym nadmierne chwalenie kogoś w oczy ma i tę złą stronę, że stwarza pozory niewolniczej uniżoności i wzbudza podejrzenia, iż chwalącemu idzie nie o oddanie hołdu cnocie, lecz jedynie o pozyskanie względów wychwalanego. Toteż władca Burgundii, Karol, mawiał często, że nie należy ani zbytnio chwalić, ani ganić panujących za życia, bo jedno jest niebezpieczne, drugie zaś nosi charakter niezgrabnego pochlebstwa.

I o tym musi dyplomata również pamiętać, że nie wolno mu upadać na duchu, gdy, występując w imieniu swego władcy z jakimś żądaniem, nie osiąga natychmiast zamierzonego celu. Nawet jeżeli spotka się z odmową, nie wolno mu uciec się do gróźb i wymuszania. Podobnie gwałtowne wystąpienia wywołują scysje – pozytywny ich rezultat bywa nikły. A gdy nawet słuszność mamy po swej stronie, nie możemy okazywać się nieprzejednani, lecz przeciwnie, pozyskać przychylność przeciwnika drobnymi ustępstwami. Tym łatwiej będzie go można przeciągnąć na swoją stronę w kwestiach zasadniczych, zyskując w ten sposób opinię doświadczonych i mądrych.

Naczelnicy państw nie znoszą butnych posłów, podobnie jak konie jeźdźców nie umiejących ich dosiadać. Natomiast posłowie dobrze ułożeni i skromni zawsze mogą liczyć na daleko idące ustępstwa z ich strony; dyplomata obdarzony podobnymi zaletami może być pewnym sukcesów zwłaszcza w pertraktacjach z monarchami, mającymi psychikę podobną do natury ryb, które łatwo jest przyciągnąć do brzegu powoli i ostrożnie, a nieostrożnym i gwałtownym szarpnięciem można odstraszyć.

Władcy żądają, by ich traktowano jak bóstwa.

Zgodę ich i przychylność można osiągnąć uprzejmością, zaś nigdy stanowczością, a tym bardziej groźbami.

Mając zamiar przekonać przedstawicieli strony przeciwnej o niesłuszności zajmowanego przez nich stanowiska, trzeba rozpocząć od wstępnego usprawiedliwienia, a następnie taktownie podkreślić, tak gestykulacją, jak i sposobem mówienia, swe życzliwe nastawienie względem monarchy.

Gdy wysunięte postulaty są dla strony przeciwnej trudne do przyjęcia, dobrze jest zaznaczyć, że zostały one ustalone przez naczelnika państwa. Albowiem stanowisko opromienionego sławą monarchy ułatwia sytuację jego reprezentantom i zmniejsza nieżyczliwość strony przeciwnej wobec nich, podobnie, jak słońce, rzucające prostopadle promienie na człowieka, powoduje zanik cienia, a co najwyżej zostawia go mało.

Niechęć skrupia się przede wszystkim na niższych urzędnikach, a w mniejszym stopniu spada na dostojników państwowych; pretensje skierowane są zazwyczaj nie do nieobecnego króla, lecz do jego reprezentantów uczestniczących w obradach.

Im mniej poseł zrazi się odmową ze strony przeciwnej, tym łatwiej będzie mógł doczekać się zmiany stanowiska ze strony tego, który uprzednio odmówił. Nikomu nie jest miłe, gdy wyrzuca mu się niesprawiedliwość, natomiast zachowanie spokojne i cierpliwe zawsze robi dodatnie wrażenie.

Znana jest opowieść o pośle Janie Dantyszku, biskupie warmińskim, który przybył do cesarza rzymskiego Karola V wysłany przez Zygmunta I w sprawie Baru, należnego królowej Bonie w spadku po matce jej Izabelli Aragońskiej.

Karol V ustosunkował się od początku negatywnie do przedłożonej sprawy.

Gdy zaś Dantyszek zbyt ostro zareagował na to i na jakiejś biesiadzie głośno wyraził się, iż władcy jego dzieje się krzywda, musiał stracić na dworze cesarskim więcej czasu, aniżeli przewidywał, nie osiągając, mimo tego, pozytywnych rezultatów.

I dopiero, gdy zmienił swe postępowanie, został wezwany podczas biesiady przed oblicze cesarza, który wyruszał na polowanie i miał na nim przebywać czas dłuższy. Dantyszek, mimo, iż był podchmielony, okazał w rozmowie z cesarzem niezwykły umiar i takt, czym tak go sobie ujął, że w przeciągu jednego dnia uzyskał pomyślne załatwienie sprawy, na co przez dłuższy czas czekał bezskutecznie.

W stosunku więc do monarchów nie można być natarczywym, a przeciwnie, koniecznym jest stosować się do ich nawyków i usposobienia.

Z powyższego jasno widać, jak ważną, wśród zalet dyplomaty, jest przezorność i jak prawdziwa jest sentencja, że mądrość rządzi światem.

Rozsądny dyplomata musi zdać sobie sprawę, jakie zamierzenia uda mu się osiągnąć, a jakich nie będzie mógł przeprowadzić; w sytuacjach, gdy kompromis jest możliwy, nie należy nigdy pozbawiać kontrahentów nadziei porozumienia. Bez ufności w pomyślną przyszłość każde położenie byłoby nie do zniesienia. Jeśli jakie przedsięwzięcie wydaje się trudne do osiągnięcia, nie należy go porzucać, lecz załatwienie sprawy na czas jakiś odłożyć; dzień następny jest nauczycielem poprzedniego i wszystko może naprawić – głosi przysłowie. Lecz ten, kto, raz porzuciwszy sprawę, stracił zaufanie mocodawcy i możność osiągnięcia zamierzonego celu, niełatwo je następnie odzyska.

Z chwilą, gdy poseł załatwi poruczone mu sprawy, ma on bezzwłocznie zakończyć poselstwo, podpisać i uprawomocnić dokumenty.

Lecz i wtedy musi się mieć na baczności, – często w ciągu jednej nocy jakaś zasłyszana wiadomość, częstokroć nawet fałszywa, wszystko może zepsuć; wszak zmienność nastroju, myśli czy poglądów nie należy w naszej epoce do zjawisk rzadkich.

 Niejednokrotnie ze spornej i niby już załatwionej sprawy wynikają ponownie kwestie sporne, które trudno załagodzić, podobnie jak chorobę powtórnie nawiedzającą człowieka.

Nie należy odkładać załatwienia spraw dojrzałych już do tego; podobnie źle jest przedwcześnie je podejmować.

Poznać to wszystko możemy jedynie dzięki praktyce, która potrzebna jest zarówno lekarzowi, by nie zabił pacjenta, jak i mężowi stanu, by nie spowodował zguby rzeczypospolitej, która winna trwać wiecznie. W działalności naszej osiągać możemy dobre rezultaty, jeśli pracować będziemy nie ospale, lecz z pełnym umiaru pośpiechem; nadmierny pośpiech może stać się zgubą przedsięwzięcia – zwłoka zaś niweczy częstokroć nasze plany i pracę.

 

Przejdźmy obecnie do nowego tematu.

Poseł musi dbać o żywą wymianę korespondencji z osobami, z którymi utrzymuje kontakt – czy to z rodakami, czy z cudzoziemcami; najchętniej oczywiście będzie pisywał do swych przyjaciół, lecz niech nie zaniedbuje również i tych, których przyjaźni nie jest pewny – pisząc do nich należy oczywiście pomijać pewne tematy. Dyplomata powinien żywo zabiegać o liczne wiadomości od swych korespondentów: znajomość stanu rzeczy przed laty i dzisiaj przyczynia się do zyskania opinii człowieka mądrego. Stąd nawet opinia, że jedynie królowie, dostojnicy państwowi i dyplomaci mają obowiązek interesować się cudzymi sprawami, ludzie zaś prywatni, na których nie ciąży troska o dobro publiczne, niech poprzestają na swych własnych sprawach.

Nie tylko ożywiona korespondencja, lecz także częste podejmowanie innych dyplomatów, bądź dostojników dworskich na ucztach czy przyjęciach może być posłowi użyteczne, jako sposób pozyskiwania życzliwości ze strony zapraszanych i zobowiązania ich (choć nie należy do tego przywiązywać nadmiernej wagi) do rewanżu, w myśl słusznego powiedzenia któregoś z rzymskich autorów:

– Pijesz cudze wino, a nikt twojego. Jeśli nie będziesz się poczuwał do obowiązku odwzajemnienia, zrezygnuj z tego, by cię zapraszano.

Nastrój sprzyjający swobodnej rozmowie można stworzyć wszędzie, lecz najłatwiej to osiągnąć na uczcie. Niejeden rozgrzany winem będzie mówił rzeczy, których by nie wyznał na torturach.

Postępując w ten sposób, dyplomata działać będzie dla dobra swego monarchy, sam zaś zdobędzie życzliwość ze strony obcych władców; traktując w wyżej opisany sposób doradców, czy dworzan obcego naczelnika państwa, łatwo pozyskać możemy jego łaski.

Pewien cesarz mawiał, że widzi bardzo chętnie, gdy ludzie odnoszą się z szacunkiem nie tylko do jego otoczenia, ale nawet i do jego małp.

Wskazane jest, by poseł, chcąc zyskać uznanie ze strony naczelnika państwa, przy którym jest akredytowany, zapraszał na przyjęcia nie tylko dygnitarzy rządowych, lecz także otoczenie monarchy.

Na przyjęciach tych panować ma swobodna i pełna poufałości atmosfera, osiągnięta przede wszystkim przez opowiadanie stosownych anegdot i prowadzenie rozmów; niektórym gościom można pokazywać otrzymaną korespondencję, a z innymi prowadzić rozmowy, najlepiej o ich lub swoim władcy. Nie zawadzi również w stosownej chwili, np. w czasie karnawału, ofiarować gościom podarunki, czym dobrze się ich nastroi. Wszystko, co się dzieje na dworze, dochodzi do uszu króla, który poczuwać się zawsze będzie wobec posła do rewanżu za usługi wyświadczone jego podwładnym. Wieść bowiem jest złem – nic od niej szybciej nie roznosi się – powiedział słusznie jakiś poeta. Toteż zła czy dobra opinia o nas błyskawicznie dochodzi do monarchy, powodując smutne lub radosne dla nas następstwa.

Poseł ma zajmować locum stosowne do jego godności, otaczać się większym, aniżeli zwykły człowiek, przepychem, nie szczędząc na to, ze względów reprezentacyjnych kosztów…

Tłum jest tak czuły na przepych, że zależnie od tych zewnętrznych efektów, albo będzie posła lekceważył, albo go podziwiał.

Trudno wyobrazić sobie, by ten, kto, rozporządzając wytwornym mieszkaniem, wystawnie podejmuje gości i nie szczędzi im podarunków, nie spotkał się z wdzięcznością przynajmniej ze strony niektórych, oraz z należytą oceną i wynagrodzeniem ze strony monarchy.

Pamiętać również należy, że tylko szczodry chlebodawca spodziewać się może ze strony służby wierności i dyskrecji. Jednakże poseł nie może ani swej osoby, ani swego domu otaczać nadmiernym przepychem; dom jego winien być ośrodkiem wszelkich cnót a nie przy­bytkiem rozpusty i pijatyki.

Zarówno w ojczyźnie, jak i zagranicą, winniśmy używać z umiarem, a nie nadużywać prywatnych czy publicznych funduszów: jeśli tę zaletę posiadamy, nie trzeba jej ukrywać przed nikim, a zwłaszcza przed monarchami, którzy nie lubią wyświadczać dobrodziejstw ludziom rozwiązłym czy rozrzutnym, nie ma bowiem nic bardziej niemożliwego, jak napełnienie dziurawych kieszeni ludzi, którzy utracili swe człowieczeństwo. Kieszenie te podobne są beczkom bez dna.

W stosunkach z ludźmi nie można być małodusznym; tym, którzy wyświadczyli nam przysługi, zwłaszcza, jeśli przy tym narażali się na przykrości, winniśmy okazać wdzięczność: ludzie niechętnie pomagają bliźnim, jeśli są przeświadczeni, że nie mogą liczyć na wzajemność.

W tym miejscu opowiem, co się zdarzyło Ferdynandowi Gonsalwusowi, pozostającemu w służbie dyplomatycznej, katolickiego króla Hiszpanii Ferdynanda. Gonsalwus położył wielkie zasługi przy odzyskiwaniu królestwa neapolitańskiego spod władzy Francji. Gdy został on następnie oskarżony o malwersacje, zwrócił się do króla, by przybył do Neapolu i zażądał odeń zdania rachunku z sum, które otrzymał i zestawienia kosztów, które poniósł w służbie Hiszpanii, szczególnie jako zarządca królestwa neapolitańskiego.

Tak się też stało: Gonsalwus załatwił sprawę tak szybko, że już następnego dnia wręczył królowi zestawienie wydatków. Król zaś uwolnił go od wszelkich podejrzeń, stwierdzając, że Gonsalvus wykonał swe obowiązki bez zarzutu i że pieniądze zużył na cele odpowiednie; choćby wydane kwoty były wysokie – cenniejszy, niż złoto, jest umocniony za nie pokój i odzyskane królestwo.

W ten sposób nawet duże wydatki posła staną się usprawiedliwione, jeżeli będzie wiadomo, na co zostały zużytkowane, a mianowicie, jeśli obrócone były na wyśledzenie i poznanie tajemnic naczelników państw i ich kraju, przekupienie ministrów i unicestwienie ich zamiarów, na zażegnanie pożogi wojennej, na wsparcie dla będących w opresji, na wykupienie i stracenie buntowników.

Jeżeli naczelnicy państw i dyplomaci postawią sobie za cel prac chwałę Pana naszego Chrystusa i pokój powszechny, to podejrzliwość i nienawiść, jakimi ich ludzie otaczają, zamieni się na sympatię, przez wzgląd na te wzniosłe cele. Lecz nawet w służbie tych ideałów nie może dyplomata ściągnąć na się zarzutu, że kieruje się ambicją lub ciekawością a przedsiębierze ryzykowne i niebezpieczne czynności.

Trzeba Bogu Wszechmogącemu i czasowi zostawić to, czego rozumem dokonać nie możemy.

Ludzie sprzedający swe usługi każdemu, kto się nadarzy, nie są godni zaufania ani szacunku; tacy jedną ręką podają chleb, drugą zadają cios.

A jeśli kto nie potrafił być wierny swym rodakom, to czy można spodziewać się, by był wierny obcym?

Zdarza się również, iż dyplomata, dokładając starań, by wyśledzić istotne zamiary obcych, zdobywa jedynie kłamliwe plotki, a, mogąc tylko podobnymi wiadomościami podzielić się z rodakami, sam musi żałować włożonej pracy i poniesionych wydatków.

Pomińmy już fakt, iż osoby wykonywujące funkcje szpiegowskie spotykają się z zawiścią i niechęcią. Próżniacy prowadzący długie dysputy, by wydobyć jakieś informacje od rozmówców, narażeni są na niebezpieczeństwo; podobnie postępując łatwo utracić zaufanie, a straciwszy je – trudno odzyskać: lekkomyślność, gadatliwość i blaga są powszechnie uważane za cechy szpiega; sądzi się ogólnie, że korzysta z każdej okazji, by szerzyć wiadomości podstępnie zdobyte – sprzedać towar jeszcze nie kupiony. A przecież rozpowszechnianie fałszywych wieści jest i zawsze było karane w praworządnych państwach.

Ponieważ zaś posłowie nie podlegają sądownictwu kraju, w którym przebywają, i nie mogą być karani przez tamtejsze władze, przeto często narażeni są na nieprzychylne nastroje ze strony miejscowego społeczeństwa, nie mogącego pogodzić się z ich bezkarnością, tą odwieczną podnietą występków.

Jak to już zostało wspomniane, dyplomata winien przestrzegać w swym życiu zasad przyzwoitości i skromności – nie ubiegać się za niegodnymi jego powagi zabawami. Im bardziej będzie skromny i bogobojny, tym chętniej wszyscy poważać go będą. A im większą poseł ma pozostawioną swobodę, tym ostrożniej powinien z niej korzystać, by z niej móc jak najdłużej korzystać.

W Portugalii spalono pewnego razu posła barbarzyńców za niegodne przestępstwo, dowiódłszy mu uprzednio, że również na zasadzie praw jego ojczyzny należy mu się kara śmierci. I kto wie, czy nie postąpiono słusznie: osoba posła jest istotnie nietykalna, lecz i on sam musi być nieskazitelny, nie zaś hańbić się wykroczeniami przeciwko moralności publicznej.

 

Przystąpmy do szerszego omówienia praw posłów.

Istnieje bardzo stare przysłowie: „Poseł nie może być ani znieważony, ani zabity”.                                

Eustachiusz podaje, że posłów zaliczano do rzędu bogów, a przynajmniej uważano za rodzaj łączników między bóstwem a człowiekiem. Jedynie Lestrygonowie, Cyklopi oraz inne narody, nie znające praw bożych, traktowali posłów odmiennie.

Boski Homer nazywa posłowi heroldami Jowisza i ludzi; Ksenofont w Cyropedii mówi, że należy odnosić się do nich z największą czcią. Podobny pogląd, że nie można dopuścić, by wysłannicy państw obcych mogli być skrzywdzeni, wyraża Kato Starszy.

Inaczej traktuje się oczywiście nieformalne poselstwa: mam tu na myśli podszywających się pod miano posła, tudzież dyplomatów, którzy w przepisanym terminie nie wywiązują się ze swych obowiązków lub którzy udają się nie do tych państw, do jakich zostali wysłani.

Wiemy z historii, że w większości takich wypadków podobnych wysłanników odsyłano z niczym, lecz nie karano ich, by nawet przypadkiem nie dopuścić się znieważenia godności poselskiej.

Piękne słowa wkłada Waleriusz Maximus w usta Scypiona Afrykańskiego, który miał powiedzieć, że woli, by ktoś nadużył dobrej wiary wodza rzymskiego, aniżeli, by wódz ten miał komuś, może niesłusznie, zaufania odmówić.

Powstaje tu co prawda problemat, czy posłowie mają mieć zapewnione bezpieczeństwo również ze strony tych, do których nie zostali wysłani. Kwestię tę łatwo rozstrzygnąć: skoro dyplomaci wysłani do wrogów rozpoczną działania nieprzyjacielskie, nie mogą skarżyć się, jeśli spotkają analogiczne postępowanie ze strony przeciwnej, podobnie, jak żołnierze nie mogą żądać, by ich oszczędzano na tej podstawie, że walczą nie za siebie, lecz za swego pana.

Dlatego też Liwiusz, pisząc o jednym z poselstw macedońskich, dochodzi do następującej konkluzji: na wstępie udało się posłom oszustwo, lecz wkrótce zostali zdemaskowani, zakuci w kajdany i odesłani do Rzymu.

  Posłowie, jak to widać i z ich nazwy, korzystają zasadniczo z przywilejów związanych z ich urzędem jedynie ze strony państw, do których zostali posłani celem prowadzenia pertraktacji. Tak przedstawia się sprawa z formalnego jedynie punktu widzenia. Lecz, gdy w grę wchodzi wspaniałomyślność i powaga wielkich monarchów, reguły te nie są brane pod uwagę. Aleksander Macedoński na przykład oszczędził posłów kartagińskich, choć ci udali się do Tyru, celem wrogiego usposobienia tego miasta względem Macedonii.

Francja była oburzona na Karola V, który polecił zabić posłów francuskich jadących do Turcji sprawa ta jednak posiada odmienny charakter, ponieważ pomiędzy wyznawcami Chrystusa a Mahometanami nie ma uregulowanych stosunków, gdyż pierwsi walczą o chwałę boską, drudzy zaś myślą jedynie o własnych korzyściach.

Powróćmy jednak do naszego tematu.

Posłowie są rzecznikami pokoju, reprezentują godność naczelnika państwa, bądź samego państwa i dlatego muszą być nietykalni nie tylko w krajach sprzymierzonych, ale również i wrogich, a nawet na polu walki. Kto nie szanuje obcych wysłanników, nie może spodziewać się uszanowania nietykalności swoich przedstawicieli.

Przykład wyjątkowego traktowania posłów przytacza historyk Apian, który pisze, iż Scypion Afrykański Starszy na zapytanie, co powinno się uczynić z wysłannikami Kartagińczyków, odrzekł:

– Nic takiego, co by odpowiadało obyczajom kartagińskim.

Inni bowiem w stosunkach z dyplomatami nie biorą pod uwagę wymagań słuszności, a swe postępowanie przystosowują do zwyczajów panujących w kraju ojczystym posła.

Nawet wtedy, gdy legacja przybywa wbrew naszemu zakazowi, należy, zdaniem Cycerona, które odzwierciadla pogląd powszechny, z wyrozumiałością odnosić się do okazujących skruchę posłów, a dyplomatów-szpiegów lub wiarołomnych niekiedy puszcza się bezkarnie. Dyktator rzymski Postumiusz darował życie posłom Wolsków przyłapanym na akcji szpiegowskiej, ponieważ, jak twierdzi historyk Dionizjusz z Halikarnasu, większą wagę przywiązywał do godności poselskiej, aniżeli do popełnionego przestępstwa. Jednakże niedopuszczalnym jest, aby poseł wykorzystywał te przywileje. Jego osobista obyczajność w życiu winna być dlań puklerzem.

Pewien wyróżniający się rozumem dyplomata, wróciwszy do ojczyzny po długiej służbie, zapytany, jakimi cechami winien odznaczać się poseł, dał odpowiednimi gestami do zrozumienia, że trzy zalety uważa za najważniejsze: umieć milczeć, być wstrzemięźliwym, oraz wspaniałomyślnym.

Wspaniałomyślność lub wielkoduszność polega nie tylko na dawaniu podarunków, ale również na odrzucaniu niestosownych prezentów. Najbardziej hańbiące są sytuacje, gdy poseł, który powinien być wyższy ponad wszelkie obrazy, czynem, czy nawet słowami – daje się przekupić darami. Ten, kto dał się przekupić, jak to mówiono o Eschynesie, nie może nadal decydować o sprawach rzeczypospolitej, a tym bardziej nie może być o tym mowy, by mógł sprawować poselstwo.

Znany historyk grecki Tucydydes przytacza powiedzenie Sokratesa, iż ten, kto daje się przekupić, uznaje za swego pana tego, od kogo wziął pieniądze. Demostenes, oburzony na mającego niezbyt czyste ręce swego przeciwnika, Eschynesa, takie doń wypowiedział słowa:

– Nie w tym rzecz, Eschynesie, abyś stał na zgromadzeniu ludowym w pięknej postawie, trzymając ręce w fałdach szaty, lecz w tym, byś podczas sprawowania poselstwa także chował ręce w fałdach.

Ciekawą również historię przytacza Waleriusz o posłach rzymskich, którzy przyjęli co prawda podarunki, ale oddali je do skarbu państwa jeszcze przed złożeniem sprawozdania. Takie postępowanie nie może być uważane za nieuczciwość. Zasadą bowiem jest, że nie można czerpać korzyści, poza sławą zdobytą przez rzetelne wypełnianie obowiązków i funkcji politycznych. Najściślej chyba przestrzegana jest ta zasada w Rzeczypospolitej weneckiej, odwiecznej kolebce wolności i wszelkich cnót.

Piękny przykład bezinteresowności dał swego czasu poseł ateński do Filipa Macedońskiego – Ksenokrates, jedyny spośród licznego poselstwa, który nie uległ przekupstwu.

Inaczej oczywiście przedstawia się sprawa, gdy w grę wchodzą jedynie drobne upominki, jak przysmaki lub napoje, które książę może przysłać posłowi, bądź w momencie rozpoczęcia czynności, w czasie pełnienia funkcji, czy też po zakończeniu legacji. Nie wypada, rzecz jasna, ani spodziewać się tych podarunków, ani tym bardziej, zabiegać o nie.

Lecz nieprzyjęcie ofiarowanych darów, nawet gdyby posiadały one dużą wartość, byłoby równoznaczne z okazaniem pogardy ofiarodawcy i mogłoby ściągnąć na posła zarzut prostactwa; aby uniknąć podobnych sytuacji, należy jeśli do tego zmuszają okoliczności, przyjąć prezenty, lecz natychmiast odwzajemnić się, obdarzając wręczających podarunki, a nawet, gdy na to pozwalają fundusze, samego władcę. Takim postępowaniem zyskać można dobrą opinię, a ponadto zachęca się do częstszego obdarowywania: ludzie dają, by również im dawano, wyświadczają przysługi, by je podobnie im wyświadczano. Zauważyć należy, że sprawia to wrażenie niemiłej interesowności: przysługi i grzeczności wyświadczane są przeważnie nie bezinteresownie, lecz ludziom zależy, by przynajmniej stworzyć pozory bezinteresowności.

Przyjaźń, która kieruje się tylko korzyściami, przystoi zwierzętom, a nie ludziom.

Przed wyruszeniem zagranicę winien poseł odbyć szereg konferencji z dyplomatami, którzy przebywali już na tej samej placówce i znają charakter oraz zwyczaje monarchy i dostojników państwa, do którego jest wyznaczony. Ponadto trzeba dokładnie poznać geografię tego kraju, jego prawa, obyczaje, wreszcie wszystko, co trzeba wiedzieć, by móc dobrze spełniać przyjęte obowiązki.

Obeznani z niebezpieczeństwem morza żeglarze dodają otuchy mniej doświadczonym – biegli w swym zawodzie dyplomaci udzielać mogą światłych wskazówek młodszym kolegom.

Nawet mała ilość czasu poświęcona na takie kształcące rozmowy jest bardziej pouczająca, aniżeli kilkomiesięczne studia teoretyczne; zwłaszcza wtedy, gdy udzielający rad jest dyplomatą mądrym, jeśli obracał się wśród najwyższych dostojników dworskich i pozostawił po sobie dobre wspomnienia, jako umiejący szanować kogo należy, umiarkowany w rozdawaniu podarunków, usłużny i grzeczny; są to drobiazgi, ale zwraca się na nie niekiedy baczną uwagę.

Pierwszym obowiązkiem posła po przybyciu na dwór królewski jest złożenie wizyty królowi, którego należy poważać, oddając mu cześć niemal boską; doradców monarchy trzeba szanować i unikać lekceważenia osób niżej postawionych. Wystrzegać ma się poseł jedynie sobie równych, t. j. przedstawicieli innych państw tudzież ich dworzan, jako pełniących zazwyczaj funkcje wywiadowcze. Nie znaczy to zresztą, by ci obcy posłowie nie byli godni szacunku – na dworze istnieje zawsze między równymi sobie rywalizacja, nie sprzyjająca powstaniu atmosfery wzajemnej życzliwości.

Istnieje powiedzenie, że błąd jednego posła może stać się okazją do wywyższenia dla innych:

polityk, który popełnił błąd, przysparza cichej pochwały tym, którzy go nie popełnili, jeszcze przedtem, nim sam otrzyma naganę: teraz ich można stawiać za wzór;

błąd, który popełnia wielu, łatwiej jest wybaczalny – mniejszą ściąga na siebie niechęć ten, kto może wykazać, że i inni uprzednio podobnie niefortunnie działali.

Dwór wreszcie, jak to już zostało wspomniane, jest terenem starannie ukrywanych zawiści. Toteż kwitnie tam sztuka ukrywania swych myśli i wytwarzania fałszywych pozorów. Używający tych środków, jako narażeni na pewne, niewielkie zresztą, niebezpieczeństwo, uważają się za znakomitości, ba, nawet za nauczycieli narodu.

Jak wiadomo lisy są najbardziej i przebiegłe ze wszystkich stworzeń – a jednak ludzie noszą więcej skór lisich, aniżeli jakichkolwiek innych zwierząt.

Mając dla kogoś dobre wieści, poseł winien starać się zakomunikować je przed wszystkimi, natomiast o niepomyślnych ma donosić ostatni i, aż do czasu, gdy sprawa stanie się powszechnie znana, nie zdradzać się, że je otrzymał, nawet gdyby był zapytany; w przeciwnym racie może być posądzony o to, że cieszy się z cudzego nieszczęścia.

Należy czekać, aż sprawa stanie się powszechnie znana. Dopiero wówczas z pałacu królewskiego czy gmachu poselstwa niech wyjdzie zwiastun, zwłaszcza, gdy idzie o złe wieści. Osobom zajmującym wysokie stanowiska nie przystoi próżność.

Na biesiadach dyplomatów winien panować przepych. Przy stole niech rozbrzmiewają dowcipne powiedzenia; wskazana jest lektura utworów znakomitych pisarzy. Wystrzegać się należy natomiast sprośności i wulgarności, oraz potwarczych plotek, szarpiących cudzą cześć – na oszczerców w ogóle patrzy się niechętnie; ale nade wszystko władcy i posłowie nie powinni ich tolerować w swym otoczeniu i nie dawać im posłuchu, by nie ściągać na się zarzutu, że patronują potwarzy. Z dala od siebie trzymać należy błaznów i pasożytów tudzież strzec się hałaśliwości, karczmarzy i temu podobnych osobistości. Dyplomata i jego monarcha są z reguły wrogami a nie uczestnikami podobnych swawoli.

Lecz przy całej powadze nie zaszkodzi pozwolić sobie czasem na żart.

Tak na przykład pewien imperator rzymski wysłał do Pontu trzy okręty naładowane aktorami, dając rozkaz admirałowi dowodzącemu ową wyprawą, by, zamiast zabranego ładunku, przywiózł trzech mędrców, ponieważ, jak mówił, miarka złota jest więcej warta, aniżeli wielka nawet ilość ołowiu…

Ludzie dostrzegą zawsze źdźbło w oku bliźniego. Zwłaszcza posłowie i ich towarzysze narażeni są na obmowy.

Poseł trafnie postąpi, jeśli jak najwięcej przebywać będzie w domu, a noc poświęci na spanie; niechaj nie pokazuje się zbyt często publicznie – to prowadzi do spospolitowania i podkopuje szacunek nawet wybitnych ludzi. Dyplomata winien wykluczyć wszelkie wyuzdanie ze swego życia tak publicznego, jak prywatnego, a wzorować się na człowieku, który pragnął mieszkać w szklanym domu, aby wszyscy mogli bez zgorszenia widzieć, co robi w dzień i w nocy. Sekundować mu w tym musi jego otoczenie…

Na dworze, terenie zazdrości i intryg, zbyt ambitni dyplomaci nie są lubiani toteż każda, nawet drobna ambicja zostanie posłowi wytknięta, i uznana niemal za przestępstwo.

Jan Przerembski, arcybiskup gnieźnieński, znamienity i powszechnie w swoim czasie znany dostojnik, był nadmiernie pobłażliwy dla swego otoczenia. Posłując z ramienia króla polskiego Zygmunta do cesarza Ferdynanda, arcybiskup miał następującą przygodę w Wiedniu: woźnice jego, wysłani wozem zaprzężonym w cztery pary koni za miasto po drzewo na opał, nie znając miejscowości, czy też chcąc sobie ułatwić zadanie, zabrali drzewo z lasu służącego za miejsce rozrywek cesarza. W drodze powrotnej wóz został zauważony przez cesarza, który wybuchnął wielkim gniewem i kazał zbadać, czyja to służba pozwala sobie na nieuszanowanie jego prywatnego lasu. Woźnice, których badano, wyznali po łacinie, znając zaledwie parę słów tego języka, że są ludźmi arcybiskupa gnieźnieńskiego, dostojnego posła króla polskiego do J. C. Mości. Tą swoją odpowiedzią, wypowiedzianą łamaną łaciną, udało im się obrócić całe zajście w żart, a wszyscy śmieli się, że w Polsce nawet woźnice mówią po łacinie. Puszczono więc ich bezkarnie, choć zachowując pewnego rodzaju żal, że służba obcego posła zbyt wiele sobie pozwala.

Postępując skromnie i umiarkowanie, nigdy nie będziemy tego żałować; brak zaś opanowania zawsze trzeba odpokutować. Niespokojne duchy nie tylko siebie samych, ale także i innych narażają na niebezpieczeństwo. Otoczenie posła winno zawsze postępować zgodnie z zasadami przyzwoitości i nigdy nie przeciągać struny, licząc na autorytet i opiekę swego zwierzchnika. Podobnie, jak należycie solone potrawy są ogólnie cenione, tak słowa i czyny okraszone skromnością zawsze popłacają. I dlatego, nie tylko życie lecz i słowa dyplomaty mają być skromne. Zresztą te dwie zalety idą w parze… Szczególnie winniśmy wystrzegać się swych przywar w stosunkach z monarchami, którzy się odznaczają zazwyczaj wielką drażliwością i przeto wyczuwają najdrobniejszą nawet zgryźliwość, której nie znoszą.

Swobodny ton mowy poselskiej, wygłoszonej przez arcybiskupa gnieźnieńskiego do Mistrza Krzyżackiego, spowodował wojnę.

Wenecjanie zganili posła cesarza Karola V – Dydakusa Mendocjusza za to, że wygłosił przed owym mądrym i znakomitym zgromadzeniem – senatem – swobodnie i jakby od niechcenia swe przemówienie.

Rzekł on mianowicie:

– Słyszę, że mieszacie się do sporów pomiędzy naszym cesarzem a królem francuskim i podsycacie zarzewie wojny – nie radzę wam tego robić. Tuż przed waszym pałacem widziałem, jak białe kamienie prowadziły między sobą zaciętą walkę. Zazdroszcząc im zabawy, jaja wzięły udział w walce, lecz wkrótce potłukły się na drobne kawałki – a przecież myślały, że będą mogły robić toż samo, co kamienie.

Wenecjanie uważali, że słowa te są zniewagą, wobec czego zwrócili się doń, by był bardziej powściągliwy w mowie: państwo ich, egzystujące od tysiąca lat, nie potrzebuje od nikogo wskazówek, jak postępować w stosunkach międzynarodowych.

Albowiem tak, jak nie do pomyślenia jest, by ślepy los kierował się rozumem, podobnie trudno sobie wyobrazić, by możni tego świata dopuścili, aby ich strofowano; znane są w dyplomacji ostre formy interwencji, a choć mogą nie podobać się stronie przeciwnej, to jednak przepaść dzieli, wskazane nawet niekiedy, ostre słowa od zniewagi.

Kardynał Zbigniew Oleśnicki, posłując do Budapesztu, czynił zarzuty cesarzowi Zygmuntowi, będącemu jednocześnie królem węgierskim, w tak ostrej formie, że omal nie przypłacił tego życiem. Jednakże udało mu się wyjść szczęśliwie z tak przykrej sytuacji, a nadto zasłużył sobie na pochwałę za to, że godnie broni honoru swej ojczyzny.

Podobnież godne wspomnienia są słowa wypowiedziane przez posłów Stanów Szwajcarskich do burmistrza i radnych miasta Spiry. Szwajcarzy, pozywani zbyt często do stawiania się przed trybunałem, odmawiali, dokąd mogli, swego przybycia. Gdy jednak pozwy stawały się coraz częstsze, wysłali po pewnym czasie złożone ze znamienitych obywateli poselstwo, które, w szwajcarskim dialekcie, złożyło następującą deklarację:

– Naczelnicy Zjednoczonej Szwajcarii pozdrawiają swoich sąsiadów, wyrażając jednocześnie zdziwienie, że są niepokojeni przez obywateli Spiry częstymi pozwami. Proszą więc i domagają się, by im w przyszłości nie zajmowano czasu analogicznemi sprawami.

W mowie tej zostało użyte tak mocne i dosadne wyrażenie, że trudno je tu przytoczyć.

Wystąpienie Szwajcarów wywarło wielkie wrażenie i wprowadziło trybunał w takie zdumienie, że nikt nie wystąpił z odpowiedzią. Obywatele Spiry zbadali ponownie sprawę i z obawy, by dziki i niepohamowany naród szwajcarski nie dał im się bardziej we znaki, uznali sprawę za zlikwidowaną i więcej pozwów nie posyłali.

Powściągliwość w mowie jest dobrze widziana, ale konieczna jest niekiedy i swoboda słowa. Nie zawsze jednak, nie wszędzie, nie każdemu i nie bez ograniczenia przydaje się ona w równej mierze…

Z dziejów Spartan, Ateńczyków, czy Juliana zaczerpnąć możemy liczne przykłady karania posłów za butne wystąpienia. Nie jest to dozwolone, lecz z dwojga złego, większym przewinieniem jest niezawodnie zuchwałość dyplomatów, aniżeli karanie ich za to przez władców. Instynkt bowiem władania i rozkazywania leży w naturze monarchów – każdy chce rządzić w swym domu.

Chcąc spotkać się z szacunkiem, trzeba umieć szanować innych.

Nie można być natarczywym w prośbach o audiencje – królowie nie znoszą, by ich zmuszano, chcą, by ich proszono, byśmy byli zależni od ich woli, a nie kierowali się naszymi kaprysami i zachciankami. Stosując się tedy do rozkazów monarchy, możemy łatwo, a często niespodziewanie, uzyskać to, o co prosimy.

Uzyskawszy audiencję, trzeba ściśle zastosować się do wyznaczonej godziny. Zdarza się bowiem niekiedy, że, gdy zmarnujemy jedną z rzadkich okazji, król każe nam długo czekać na następną, nie pozwalając, by go lekceważono.

Nie można nadużywać czasu monarchy: na audiencjach ograniczać się trzeba do możliwie jak najzwięźlejszego przedstawienia powierzonych sobie spraw, nie rozpoczynać zbędnych rozmów, nie przerywać wysokiemu rozmówcy, a cierpliwie słuchać jego wywodów nawet wtedy, gdy są przewlekłe i nieprzemyślane. Jeżeli słowa monarchy nie idą po linii naszych interesów, nie reagujmy na nie natychmiast, ukrywając bezpośrednie wrażenie.

O gadatliwych posłach mówi się często, że posłuchanie nie jest im udzielane, lecz oni go udzielają.

Bywają dyplomaci jakby zapominający o swej roli – uzyskawszy audiencję cały wyznaczony czas zajmują swym przemówieniem, wdając się również w dyskusje z monarchą, jakby z prywatną osobą, tak, że nie dają mu, bez mała, dojść do słowa. Podobne postępowanie nie odpowiada, oczywiście, władcy, choćby nawet nie dał poznać swego niezadowolenia, a ponadto jest szkodliwe dla sprawy reprezentowanej przez posła.

Charakter człowieka poznaje się z jego mowy. Toteż dyplomata musi starać się poznać monarchę, słuchając pilnie i cierpliwie jego słów. Inaczej nie dowie się niczego, a ponadto, swym gadulstwem i zbytnią swobodą zrazi do siebie głowę państwa; wiadomo bowiem, że panujący woleliby raczej postradać swe pałace i włości, aniżeli pozwolić na podanie w wątpliwość ich inteligencji i znajomości spraw politycznych.

Dlatego zasługuje na surową naganę dyplomata, który nie tylko nie umie spokojnie wysłuchać monarchy, odważając się przerywać mu, ale nawet podwala sobie krytykować oraz poprawiać słowa panującego, chcąc zyskać opinię uczonego.

Cóż z tego, że król popełni błąd, prowadząc rozmowę w tym, czy innym języku? Po co podchwytywać to, niby na śledztwie? Przecież naczelnik państwa nie ma obowiązku znać wszystkich języków… Oczywiście dyplomata postępujący w taki sposób chce wykazać swe wykształcenie.

Wiemy dobrze, iż istnieje wielu ludzi, którzy nie posiadając istotnego wykształcenia, a chcąc uchodzić za inteligentnych, narażają się jedynie na śmieszność.

Zilustruje to dobrze następujący przykład: jeden z posłów przebywających na dworze cesarza Ferdynanda ściągnął na się naganę w takich oto okolicznościach: pewnego razu zaprosił go na rozmowę w cztery oczy; gdy w ożywionej rozmowie cesarz użył niegramatycznie pewnego słówka łacińskiego, poseł uznał za stosowne natychmiast zwrócił swemu rozmówcy na to uwagę. Wówczas cesarz odrzekł z uśmiechem:

– Zapomniałem, że rozmawiam nie z dyplomatą, lecz z pedagogiem.

Odpowiedź ta była dowcipna i całkowicie słuszna, ponieważ brakiem taktu jest pozwalać sobie na podobną swobodę w stosunku do ukoronowanej głowy.

Powtórzmy raz jeszcze – obowiązkiem posła jest przybyć na audiencję, gdy zostanie wezwany, mówić jedynie o zleconej sobie sprawie, wysłuchać cierpliwie odpowiedzi, dać ze swej strony zwięzłe wyjaśnienie, nie mówić publicznie nic takiego, co by kolidowało z całokształtem jego misji; nie można narażać się na śmieszność, jak np. Formion, który miał tupet prowadzić – i to nieproszony – dyskusję na temat spraw wojskowych z największym strategikiem starożytności, – albo też dyplomata, który z cesarzem mówił o gramatyce, czy też inny, który nieprzyzwoicie odpowiedział monarsze, gdy ten powiedział coś, co wywołało zdziwienie posła.

Dyplomata musi być człowiekiem doświadczonym, winien, jeszcze przed objęciem swej placówki, być wprowadzony w tok przyszłych swych prac, umieć zachować się wobec głowy państwa, być wymownym, lecz nie wielomównym, bystrym lecz nie złośliwym. Jego życie, czyny, mowa, a nawet strój mają być nacechowane skromnością; nie wszystko, co wolno, wypada: to, co przystoi jednostce prywatnej, może być nieodpowiednie dla dyplo­maty – inaczej może postępować człowiek młody, inaczej starszy, odmiennie krajowiec, a odmiennie obcy – każda narodowość ma swoiste zwyczaje i sposób bycia.

Pewien monarcha był bardzo zdziwiony, zobaczywszy dwóch posłów ubranych inaczej, niż przypuszczał: włoski nosił się z polska, a polski według włoskiej mody. Chociaż bowiem, jak mówią, nie suknia zdobi człowieka, to jednak i tu zachowanie pewnego poziomu jest naszą powinnością.

Często bywamy zadowoleni z tego, żeśmy danego dnia włożyli ten a nie inny strój. Idąc więc na audiencję do monarchy, należy ubrać się możliwie najstaranniej.

O stroju orszaku posła mówić tu nie będę; gdy wystawienie na widok publiczny przepychu otoczenia poselskiego ma miejsce w początkach pełnienia funkcji poselskich, jest to oznaką jawnej próżności. Okazja zresztą nadarzyć się może nieco później, a wystąpienie z pompą w odpowiednich okolicznościach przyniesie posłowi tylko zaszczyt, w żadnym zaś razie nie ściągnie nań zarzutów.

W okazywaniu swych dostatków i bogactwa należy stosować stopniowanie – stale posuwać się naprzód, a nigdy nie cofać. Toteż nie należy na pierwszą audiencję wkładać nowego stroju – może nas to krępować, a i szelest nowych szat może wydać się podejrzany i być całkowicie opacznie tłumaczony.

Poważne osobistości nie mogą narażać się na śmieszność; stosuje się to przede wszystkim do dyplomatów i cudzoziemców. Podobnie, jak koń mający złote cugle nie będzie przez to lepszy, tak dyplomacie choćby najwytworniejszy strój nie doda zalet.

Oczywiście od czasu do czasu może poseł ubrać się wystawniej, zwłaszcza, jeśli jest młodym lub wojskowym – młodemu to bardziej przystoi, a i wojskowy może pozwolić sobie na większą swobodę. Przestrzegać przy tym należy następującego prawidła: jeżeli poseł ubrał się odświętnie na jakąś uroczystość czy spotkanie z monarchą, niech zaraz potem wróci do swego zwykłego skromnego stroju. Podobnie bowiem jak przyjemność, tak i przepych czyni większe wrażenie, gdy jest stosowany rzadko.

Częstokroć z zewnętrznych cech można poznać istotę rzeczy, na przykład ze stylu mowy – z kroju i barwy ubrania da się określić charakter człowieka.

Toteż dyplomata nie może ani swym trybem życia, ani sposobem ubierania się ściągnąć na się zarzutu przykrego skąpstwa. Nie da się to pogodzić ze zwyczajami dworów, gdzie z pewnością niechlujny wygląd posła przypisywany będzie nie skromności i powadze, lecz zatwardziałemu skąpstwu lub ubóstwu.

Jeżeli zaś wystawnie podejmowany przez innych dyplomata nie odwzajemni się należycie, ściągnie na się zarzut skąpca… Bogatych posłów, którzy ze swych zasobów nie korzystają, uważa się niby za barany o złotem runie.

Starając się uniknąć tej istotnie bardzo przykrej wady, nie powinien poseł jednakże wpaść w inną krańcowość i żyć rozrzutnie. Zaciągnięty i niezapłacony dług hańbi dyplomatę, bardziej niż kogokolwiek innego; źle jest, gdy ktoś ubiega się o poselstwo, by poprawić sobie na tym stanowisku finanse lub uwolnić się od zobowiązań.

Jednym z najtrudniejszych zadań jest umieć pogodzić powagę poselską z łatwością bycia. A jednak jest to zaleta, którą musi nieodzownie posiadać dyplomata.

Poseł jest osobą urzędową, reprezentującą głowę państwa w imię przyjaźni monarchów i pokoju powszechnego. Nie można chyba zaliczać do grona posłów tych, którzy są wysyłani przez panujących do osób prywatnych, lub odwrotnie przez jednostki do monarchów.

Obowiązki posła są dwojakie. Należy więc do nich po pierwsze prowadzenie pertraktacji i zawieranie traktatów pokojowych, rozejmów lub przymierzy, bądź załatwianie spraw związanych z wypowiedzeniem wojny.

Po wtóre zaś, posłowie wyrażają w imieniu swych mocodawców życzliwość lub przyjaźń, czy też deklarują nieprzyjazne ustosunkowanie do wspólnych wrogów, składają powinszowania z okazji zaślubin, narodzin, bądź odniesionych zwycięstw, oraz kondolencje.

Posłowie bywają delegowani celem stałego reprezentowania swego monarchy na danym dworze, lub mają powierzaną określoną sprawę i po jej załatwieniu powracają do kraju.

Wszystkie jednak poselstwa mają ten sam cel – zjednywać naczelników państw i strzec pokoju powszechnego; dyplomaci winni zawsze o tym pamiętać i, mając na względzie swą rolę w życiu publicznym, stosować się ściśle do otrzymanych rozkazów i woli mocodawców, nie zaniedbywać niczego, co władca uzna za mogące przyczynić się do jego korzyści i chwały. To pierwszy obowiązek. Drugi zaś to wywiązywanie się ze wszystkich powinności wobec monarchy, przy którym jest akredytowany.

Jakżeż byłoby to pięknie, gdyby dyplomaci wzięli sobie za wzór posłów boskich – aniołów, których pierwszym obowiązkiem jest wykonywanie woli bożej, co nie stoi im na przeszkodzie okazywać z litości pomoc potrzebującym tego ludziom. Pismo święte mówi, że królestwo niebieskie uznaje jedynie siłę miłości i uczynności. Jeżeli więc anioł służy Bogu, a jednocześnie świadczy przysługi ludziom, to czemuż dyplomata nie miałby podobnie postępować, nawiązując dobre stosunki pomiędzy naczelnikami państw?

Dyplomata nie może dopuścić, by obcy władca, lub jego dostojnicy musieli mu parokrotnie powtarzać swe prośby. Gdy więc otrzyma polecenie, niech nakryje swą głowę, siądzie na wskazanym miejscu, niech z jak największą godnością, wyłoży, co mu powierzono. Największą bowiem zaletą mówcy jest, by umiał tę godność zachować i nie dał się wyprowadzić z równowagi sykaniem, szeptami, czy rozmowami, gdy podobne przeszkody mają miejsce podczas jego przemówienia. Są to często rzeczy przypadku, ale zdarza się, że bywają umyślnie aranżowane, by zdetonować mówcę. Wypadki podobne zdarzają się u barbarzyńców, którzy ponadto wyznaczają na miejsce posłuchań poselskich sale ciemne, aby przemawiający, przybywszy z miejsca, gdzie jest widno, stracił pewność siebie i popełnił jaki nierozważny krok, z czego uczestnicy mają oczywiście niemądrą uciechę. Wielu z nich bowiem poczytuje sobie za ujmę, jeśli poseł obcy uczyni lub powie w ich kraju coś, co wzbudzi powszechny podziw.

Otrzymawszy od naczelnika państwa odpowiedź, winien poseł pozdrowić go ze szczególnym szacunkiem i pożegnać uprzejmie wszystkich obecnych, poczym, nie wdając się w żadne rozmowy, powrócić do swego mieszkania i dopiero następnie złożyć wizyty przedstawicielom innych państw i dostojnikom rządowym. Jeżeli natomiast ktoś złoży posłowi pierwszą wizytę – należy go rewizytować, by jakimkolwiek uchybieniem nie zasłużyć na złą opinię: pierwsze wrażenie pozostaje długo w pamięci, a ludzie ustosunkowywują się do nas na podstawie tego właśnie wrażenia.

W sprawach wizyt i rewizyt kierować się trzeba specjalnym umiarem. Takt ma wskazywać dyplomacie, z kim należy nawiązać stosunki towarzyskie a od kogo stronić. Składanie wizyt osobom stojącym znacznie niżej w pozycji towarzyskiej może przynieść ujmę dyplomacie, czy jego monarsze. Wysłannik, znakomitego władcy musi się szanować.

Należy zawczasu zasięgnąć informacji, jakie zwyczaje panują na danym dworze, by nie zbłądzić nawet w rzeczach błahych. W oczach wielu ludzi uchodzi za nietakt nie powitać dygnitarzy państwowych, po uczczeniu samego króla. Przeciwnie – są i tacy monarchowie, którzy unikają, by ich pozdrawiano publicznie w obecności ich dostojników, a to ze względu na wyłączność i niepodzielność królewskiego majestatu.

Inna jest pozycja towarzyska ludzi z niższego stanu, odmienna – średniego, różna – wyższego: nie należy tych różnic zacierać, ponieważ wywołać to może jedynie niezadowolenie.

Stosunki prywatne i oficjalne, czy dyplomatyczne – to rzeczy całkowicie odmienne. Inaczej zachowywać się należy wobec króla, a inaczej w stosunku do jego dostojników. Odmienne przepisy rządzą w pałacu królewskim, odmienne w mieszkaniu prywatnym, podobnie jak różne jest światło słońca i lampy.

Dyplomata musi na to wszystko pilnie zwracać uwagę.

W swych pracach nie może być poseł ani zbyt niepohamowany, ani nadmiernie bojaźliwy; gdy nie załatwi w odpowiednim terminie poruczonych spraw, musi dołożyć starań, by jak najpośpieszniej wywiązać się ze swych obowiązków tak, by władcy swemu i mającym po nim przybyć posłom nie pozostawić złej opinii na danym dworze.

Słusznie ktoś powiedział, że ludzie butni i aroganci muszą zazwyczaj zawracać z obranej drogi i zabiegać o względy tych, którymi uprzednio pogardzali. Dodać należy, że raz zepsute stosunki trudno naprawić, a posłowie mający odrobić błędy poprzedników stają wobec bardzo trudnego zadania.

Oczywiście błędy mogą popełniać i popełniają na dworze wszyscy, jednakże dyplomatom uchybienia etykiety wytykane są ze szczególną złośliwością.

Swego czasu wysłany przez Karola V poseł, bojąc się, iż popełni podobne uchybienie, nadaremnie czekał podczas audiencji u sułtana tureckiego na zaproszenie do zajęcia siedzącego miejsca, wreszcie usiadł niezmieszany na swym płaszczu i w tej pozycji przedstawił postulaty swego monarchy. Wychodząc, umyślnie zostawił płaszcz, a gdy go zapytano, dlaczego to uczynił, odpowiedział dowcipnie, że poseł cesarski nie zwykł nosić ze sobą krzesła.

I miał słuszność, albowiem wszelkie uchybienie w stosunku do posła jest również uchybieniem godności jego monarchy.

Analogiczną anegdotę opowiadają o niejakim Sorancie, pośle weneckim o Turków.

Reguły te nie odnoszą się do stosunków z narodami wrogimi i barbarzyńskimi; w przyjmowaniu ich reprezentantów kierować się należy ich zwyczajami. Tak na przykład przygotowanie krzeseł dla posłów tatarskich do króla polskiego było więcej niż śmiesznym dowodem nieznajomości starych obyczajów, ponieważ Tatarzy przemawiają do naczelników państw na klęczkach i nigdy od tego zwyczaju nie odstępują.

Należy więc, rzecz oczywista, dbać, by poseł spotkał się ze strony obcego rządu z uprzejmością, należną jego mocodawcy. Lecz i odwrotnie, dyplomacie nie wolno zrywać z ustaloną przez tradycję etykietą i popełniać czynów, które by można piętnować, jako wypływające z braku kultury.

Ludzie rozsądni zazwyczaj nie przywiązują wielkiej wagi do tych mimowolnych uchybień, zwłaszcza, gdy nie sprawiają one nikomu krzywdy, czy przykrości. Lecz tłum, ten potwór wielogłowy,ma większe, niż wszyscy, wymagania w tej dziedzinie i zwraca uwagę nie tylko na słowa i czyny, ale także na gestykulację, wyraz twarzy i oczy dyplomaty. Co więcej – tłum jest do tego stopnia wymagający i drażliwy w swych ambicjach, że gdy poseł podczas uroczystości opieszale zdejmuje nakrycie głowy, czy zbyt pośpiesznie je wkłada, tłum postępuje analogicznie, a nawet, w swym przekonaniu obrażony, nie obnaża głów, choćby dyplomata powtórnie zdjął kapelusz.

Chcąc zjednać sobie przychylność ogółu, trzeba pozyskać względy wszystkich sfer, otrzymując od najwyższych poparcie, od średnich – przychylne stanowisko, zaś od najniższych – sympatię, która by nie pozwoliła wydrwiwać nas. Łatwiej bowiem napotkać przeszkody, aniżeli doznać pomocy, łatwiej został wyśmianym, niż wzbudzić sympatię; inaczej przedstawiać się będzie oczywiście sytuacja, jeśli będziemy umieli przełamać tę nieżyczliwość naszym postępowaniem – można by to porównać z umiejętnym nastawieniem żagli.

Co więcej – zdarza się, że dom posła zostaje splądrowany przez tłum. Ma to zazwyczaj miejsce wtedy, gdy poseł ukrywa przestępców nie pod osłoną praw, lecz nadużywając nietykalności swego domu, bądź też w inny sposób wchodzi w kolizję z ustawami krajowymi. Wówczas dochodzi do głosu tłum i od jego nastroju względem posła wszystko zależy.

Albowiem najlepsze wojsko nie chwyci na alarm tak szybko za broń, jak łatwo tłum skierowuje swe oburzenie na obcokrajowca, który nadużył swobód przysługujących mu z tytułu pełnionych funkcji.

Nie wolno, oczywiście, lekkomyślnie naruszać nietykalności poselskiej, z drugiej jednak strony dyplomata ma dołożyć starań, by nie wejść w kolizję z tłumem.

W tym miejscu należałoby jeszcze poruszyć obszerny temat praw o przyjęciu lub nieprzyjęciu poselstwa. Lecz wszystkiemu sprostać nie mogę, toteż pominę ten temat. Poseł jest osobą urzędową przez cały czas, gdy znajduje się poza granicami ojczyzny, a więc, zarówno podczas podróży służbowych, jak i gdy przebywa w państwie, w którym pełni swą misję.

Dyplomata jest zwiastunem pokoju i, jako taki, nie powinien być przez nikogo znieważany.

Toteż sławny Wergili pisze o posłach Eneasza:

– Tedy Eneasz każe stu posłom wybranym ze wszystkich stanów przystroić się w gałązki Pallady i udać się do pałacu królewskiego.

Oliwa bowiem jest drzewem Pallady i symbolem pokoju. Eneasz wybrał posłów spośród najznakomitszych swych żołnierzy, lecz nikomu z nich nie powierzył funkcji wypowiedzenia wojny. I wybrał ich ze wszystkich stanów, dlatego, że pragnął pokoju powszechnego…

Trudno się dziwić, że posłowie wykazujący wrogie ustosunkowanie do kraju, w którym przebywają i dążą do wywoływania konfliktów, traktowani są jak wrogowie, a nie jak goście. Dlatego też posłowie i ich otoczenie muszą unikać intryg i nie mieszać się do wewnętrznych spraw obcych mocarstw.

Rozumny dyplomata musi unikać niebezpiecznych sytuacji i odsuwać od siebie wszystko to, co może mu utrudniać pracę. Przecież, jeśli wierzyć Arystotelesowi, bobry pontyjskie, czując, że są tropione, nie wahają się pozbawić nawet genitalni, by móc łatwiej uciekać i uniknąć niebezpieczeństwa utraty życia.

Nietykalność poselską należy posunąć talk daleko, że dyplomata powinien czuć się bezpieczny nie tylko w domu przyjaciół, ale nawet na polu walki, wśród wrogów.

Toteż do obowiązków naczelnika państwa należy przedsięwziąć wszelkie możliwe środki, by dyplomata nie doznawał krzywd ani ze strony jego i jego dygnitarzy, ani w ogóle ze strony kogokolwiek… Nikt nie odniesie się z szacunkiem do monarchy, jeśli ten będzie dbał jedynie o splendor zewnętrzny, – piękne rumaki, świetny orszak, klejnoty i zdobne szaty, a nie pomyśli o swych obowiązkach.

Liczni teoretycy prawa są zdania, że obrażenie posłów znieważa majestat ich mocodawców, a wobec tego można pociągać do odpowiedzialności, na zasadzie Lex Julia de vi publica, wyrządzających krzywdy lub dopuszczających się obrazy dyplomaty, albo jego towarzyszy.

Ponadto jest rzeczą wiadomą, że obywatele łamiący przepisy prawa międzypaństwowego przez znieważenie reprezentantów obcych potencji są wydawani władzom poszkodowanych państw.

O tym, że tak jest, świadczyć mogą następujące przykłady: mieszkańcom miasta Apollonia wydano tych, którzy znieważyli ich posłów, zaś winni znieważenia wysłanników Kartaginy zostali oddani do dyspozycji tego miasta, a następnie skazani na śmierć.

Z drugiej strony monarchowie sami pociągają do odpowiedzialności swych poddanych, jeśli ci krzywdzą posła, on zaś żąda ukarania ich. Rzymianin Saturninus został skazany przez senat na śmierć za dopuszczenie się wielkiego bezprawia wobec przedstawicieli Mitrydatesa, ponieważ prawo o nietykalności poselskiej nie może być bezkarnie gwałcone. Dlatego na uwagę zasługują słowa Cycerona:

– Ponieważ Koryntianie przyjęli obelżywie posłów Rzymu, nasi senatorowie postanowili zniszczyć ozdobę całej, Grecji – Korynt.

Podobnież król Dawid rozkazał zabić Ammonitów za znieważenie posłów, a Herod – Arabów, winnych podobnych przestępstw; Ateńczycy doczekali się zniszczenia Attyki, co było karą za obrażenie posła króla Dariusza.

Historyk rzymski Ammianus wypowiedział takie słowa:

– Oko sprawiedliwości czuwa wiecznie, a posłowie zawsze mają srogich mścicieli.

Nie bez powodu jednak ostrzegałem, że dyplomaci winni stronić od wszelkich sytuacji, mogących nastręczać okazje do sporów i kłótni.

Jeżeli cudzoziemski monarcha, bądź jego poddani, zwrócą się do posła z jakąś prośbą, od której spełnienia nie będzie można uchylić się, niech odpowie, że zadośćuczynienie prośbie jest dlań sprawą trudną, musi jednak wykonać ją chętnie i bez zwłoki. Zysk stąd będzie podwójny. Po pierwsze, wiadomo, że jedynie szybko wyświadczone przysługi wzbudzają należytą wdzięczność, po wtóre że samorzutne spełnienie prośby, bez rady i pomocy innych, przysparza nam opinię mądrych i dodaje powagi, podczas gdy w wypadku przeciwnym, to jest, gdy uprzednio zasięgamy rady osób trzecich, wdzięczność jakby rozdziela się – ludzie darzą nią nie tylko nas, ale i naszych doradców.

Znakomicie ktoś się wyraził, że przysługi wyświadczać należy osobiście, groźby zaś przesyłać za czymś pośrednictwem. Szorstkość ludzi zraża, uprzejmość zjednywa.

Dyplomata musi być dobrze zorientowany w stosunkach panujących na dworze, gdzie pełni swą misję, poznać charakter, znaczenie i pozycje zarówno wielkich, jak małych osobistości tam występujących, władać używanym w danym kraju językiem, zaznajomić się z zakresem działania poszczególnych dygnitarzy i ich kompetencjami, by wiedzieć, jak należy odnosić się do każdego z nich, jak go pozyskać i czego się można odeń spodziewać, orientować się, czy dana jednostka sprawuje funkcje wojskowe, czy cywilne, czy w kraju, czy zagranicą, czy jej realny wpływ jest istotnie wielki, czy też jedynie pozorny.

Brak orientacji w stosunkach dworskich powoduje, że nie możemy pewnie kroczyć naprzód w realizacji naszych zamierzeń, zmuszeni częstokroć do cofania się, by, jak to się mówi, nie ugrzęznąć po uszy. Tak jak żeglarz na morzu nie jest w stanie dać sobie w żaden sposób rady, nie posiadając sztuki badania wiatrów czy gwiazd, tak dyplomata nie może osiągać sukcesów, nie posiadając tych wszystkich wiadomości, o których mówiliśmy.

W życiu większe daleko znaczenie ma rozum, aniżeli nauka, większe usługi oddaje nam dokładna znajomość używanej na dworze mowy, aniżeli powierzchowne posiadanie wielu języków.

Charakterystyczna jest anegdota o grandzie hiszpańskim Ruy Gomezie: gdy mu polecono pewną osobistość, jako znającą szereg języków, zapytał jedynie, czy zna także język królestwa Kastylii, którym przeważnie posługiwano się na dworze hiszpańskim. Usłyszawszy twierdzącą odpowiedź, odrzekł – to wystarczy.

Należy jednak zachować dużą dozę krytycyzmu, zbierając, w myśl powyższych wskazówek, informacje o stosunkach, urzędach i dostojnikach dworskich – nie można zbyt łatwowiernie ufać każdemu informatorowi. Gdy chcemy uniknąć błędnych danych, trzeba postarać się, by ten, od kogo czerpiemy informacje, podzielił się nimi z szeregiem osób; jeżeli wobec wszystkich będzie stwierdzał jedno i to samo, będzie to rękojmią prawdziwości jego słów – bądź też należy zbierać wiadomości od szeregu wiarogodnych jednostek.

Przejdźmy do spornej i zawiłej kwestii, związanej z poznaniem charakteru ludzkiego. Za dobrego człowieka uchodzi ten, kto posiada najmniej wad i cieszy się dobrą opinią ludzi zacnych i bezstron­nych.

Słusznie powiedział papież Paweł III, iż żaden człowiek na świe­cie nie jest doskonały; każdy dzieli się na pięć jakby części: jeżeli dwie z nich są dobre – człowiek jest znośny, jeżeli trzy – godny po­chwały. Trudno zaś mówić o doskonałości: człowiek, dopóki krę­puje go cielesna powłoka, nie może pozbyć się brzemienia grzechów.

Kapitana ocenia się nie według wielkości i piękności jego okrętu – o wartości człowieka nie sądzą na podstawie jego stanu materialnego.

Dzień po dniu następuje, a ża­den nie jest ani doskonalszy, ani nie trwa dłużej od poprzedniego.

Gdy chcemy poznać innych, po­znajmy najpierw samych siebie. Stosując odwieczną dewizę: „poznaj siebie samego”, zyskamy uznanie przynajmniej ze strony naszych władców.

Nie ustawajmy w pracy dla do­bra kraju oraz dbałości o interesy i sławę naszych monarchów, nie uchylajmy się od przyjmowania w ich imieniu honorów od obcych, lecz nie wykazujmy nadmiernej dbałości o zaszczyty; ten, który wychodzi z siebie, by zyskać uzna­nie, naraża się łatwo na pośmiewi­sko, a kto z wrodzoną skromnością odmawia przyjęcia splendorów, ten obsypywany bywa ze wszystkich stron dowodami sympatii i uzna­nia.

Pewien dyplomata polski, kato­lik, mąż znamienity, posłując do Cesarza Karola V w towarzy­stwie kilku heretyków, zwłasz­cza Frycza, pisarza zwalczającego Kościół, zażądał w tajemnicy od księcia Alby, który był marszał­kiem dworu cesarskiego, by go wy­różniono spośród całej delegacji polskiej i traktowano ze specjalnymi honorami.

Jednakże książę Alba nie kwapił się ze spełnieniem tego życzenia i nawet żadnych kroków w tym kie­runku nie uczynił, albowiem zaro­zumiałym żądaniom zwykle odma­wia się, wymaganiom natomiast słusznym czyni się zadość nawet je­szcze przed ich wyjawieniem.

W tym zaś wydarzeniu nader niewłaściwym było to, że katolik na obcym gruncie miał towarzyszy innego obrządku, wyznawców in­nych dogmatów.

Granvella starszy posłał list do Jana hrabiego Tarnowskiego, mar­szałka senatu polskiego, upomina­jąc, by mu przysyłał posłów, za­opatrzonych w rzeczowe instrukcje, a nie takich, którzy wyróżniają się jedynie okazałymi wystąpieniami.

Śmieszna jest zarozumiałość niektórych narodów­. Prym tu dzierżą Moskwicinowie.

Gdy, co się rzadko zdarza, wyru­szają z ojczyzny, i znajdą się wśród obcych – aż uszy więdną od ich przechwałek. Uważają się za coś wyższego od innych i pomiatają innymi narodami.

Gdy pokazywano im w Rzymie owe wzbudzające powszechny po­dziw budowle, oświadczyli, że w Moskwie posiadają znakomitsze; kiedy indziej znów, na zapytanie, czym jest sumienie, odpowiedzieli, że można je znaleźć w skarbcu cara.

Podczas ostatniego za życia cesa­rza Maksymiliana sejmu Rzeszy w Ratyzbonie książę bawarski Al­bert zaprosił na obiad posłów Mo­skwy. Gdy nadeszła pora posiłku, książę posłał kilku najznakomit­szych obywateli do ich kwater. Wówczas Moskwicinowie oświad­czyli, że nie wyobrażali sobie za­proszenia inaczej, jak tylko w ten sposób, że sam książę do nich przy­będzie na obiad: im, wysłannikom dostojnego cara moskiewskiego, nie przystoi włóczyć się byle gdzie z powodu obiadu!

A cóż dopiero inne ich śmiesz­niejsze obyczaje, niejednokrotnie w innych krajach piętnowane!

I w Polsce szydzono z ich barba­rzyństwa, gdy żądali, by inni przed nimi pierwsi odkrywali głowy, ze­skakiwali z koni, ustępowali im z drogi i t. p…

Toteż słuszna chyba kara spotkała ich z ręki króla Ste­fana: gdy od słów przyszło do orę­ża, natychmiast z zuchwalstwa wpa­dli w tchórzostwo. Przemoc bo­wiem jest dowodem strachu, aro­gancja zaś w mowie świadczy o tchórzostwie. Podobnie przecież i psy, które gryzą – gdy się je kar­mi w domu, zawodzą na polowa­niu.

Poseł, reprezentant całego naro­du i naczelnika swego państwa, powinien prowadzić poważne studia i poznawać obce języki, a gdy mu okoliczności na to nie pozwolą, ma przynajmniej pędzić skromny ży­wot i poznać mowę tych, do któ­rych posłuje.

Dyplomata musi być powścią­gliwy w obejściu w mowie. Nie może chwalić swoich, a ganić ob­cych; nie trudno zyskać przyjaźń pochwałami, krytyką zaś łatwo lu­dzi zrazić.

Oczywiście nikt nie poczyta za błąd dyplomacie, gdy pochlebnie będzie się wyrażał o swym monar­sze, winniśmy bowiem zawsze po­słuszeństwo i uznanie naszemu władcy.

Jednakże pochwały te winny być umiarkowane, szczere i dostosowa­ne do miejsca, czasu oraz okolicz­ności.

Należy unikać podejrzliwości lub nienawiści ze strony tych, któ­rzy poczytują sobie za ujmę, że się w ich domu chwali kogoś inne­go. Trudno wprost pojąć, jak niektórych ludzi głęboko boli cu­dza sława – uważają oni, że bliźni spotykają się z pochwałami im na­leżnymi. Częstokroć też, słysząc po­chwały nie do nich skierowane, lękają się o siebie i swe stanowisko; sądzą, że bezrozumny tłum, pod wpływem tego uznania dla innych, skieruje się przeciw nim i ich wład­cy.

Toteż trzeba być bardzo uważnym w wypowiadaniu opinii i nie dopuścić do jakichkolwiek podej­rzeń, że wtrącamy się w nie swoje rzeczy.

Największą wadą jest kłamstwo. Gdy się choć raz skłamie, to nawet, jeżeli mówimy prawdę, nikt nam nie uwierzy.

Lecz zastanówmy się nad kwestią, czy nigdy i w żadnych oko­licznościach nie wolno dyplomacie mijać się z prawdą?

Są kłamstwa obowiązkowe. Po­sługują się nimi niekiedy naczelni­cy, wodzowie w stosunku do swych żołnierzy – dla ich dobra, urzędnicy – dla dobra kraju, doradcy naczelników państw dla dobra ogółu. Lecz kłamstwo człowieka na niższym stanowisku wobec jednostki wyżej postawionej jest nierozważne i niebezpieczne: kłamiąc, dajemy niejako do zrozumienia, że wiemy wiele, że stoimy więc wyżej od tego, do kogo mówimy nieprawdę.

Ponieważ naczelnik państwa jest najwyższą osobą, a przeto mniema, że wszystko musi wiedzieć najle­piej, więc przez najdrobniejsze kłamstwo możemy łatwo utracić jego zaufanie.

Milczenie jest niezawodnie naj­bezpieczniejszym sposobem ukry­wania prawdy, albowiem przemil­czając coś, możemy w razie potrze­by usprawiedliwić się nieświadomością czy zapomnieniem.

Jeżeliby jednak z niepokojem domagano się od nas prawdy, nie zawsze należy ją ukrywać.

Podobnie, jak mówca sądowy, jeśli chce być człowiekiem zacnym i za takiego uchodzić, nie będzie u­krywał prawdy na szkodę niewin­nego, lecz uczyni to jedynie dla obrony oskarżonego – tak i poseł może zrobić użytek z prawdy dla dobra swego monarchy, a nie na zgubę innych. Jeżeli jed­nak interesy jego władcy nie są w kolizji z prawdą, niechaj zawsze trzyma się jej, a unika kłamstwa. Musi także rozróżniać rzeczy nie­pewne od pewnych, fałsz od praw­dy, mało zbadane sprawy od dobrze znanych. Bo jeśli będzie upie­rał się przy kłamstwie i rozpo­wszechniał wątpliwe wiadomości, zostanie to uznane za objaw nie­dołęstwa umysłowego lub złośli­wości.

Można by wyliczyć bardzo wiele objawów nierozwagi – ograniczę się do trzech najważniejszych: gdy się uważa za pewne rzeczy, co do których nie ma dokładnych da­nych; gdy poświęca się zbyt wiele trudu sprawom mało ważnym lub szybko przemijającym, bądź, gdy nieodpowiedzialnie rozsiewa się sensacyjne pogłoski.

Dyplomata musi być dyskretny i nie zawieść okazanego mu zaufa­nia, narażając na przykrość czy niebezpieczeństwo tych, którzy mu powierzyli swe tajemnice, gdyż nadużywanie dobrej wiary jest nie ­tylko podłością, ale i czarną nie­wdzięcznością, a ponadto raz na za­wsze podrywa w opinii publicznej nasz kredyt.

W przeprowadzaniu przedsię­wzięcia nie można być zapalnym, bądź ulegać zniechęceniu, ponie­waż częstokroć sprawy przyjmują nieoczekiwany obrót, zachodzą no­we niespodziewane okoliczności, które powodują, że praca rozpoczę­ta pomyślnie nie postępuje na­przód – i odwrotnie.

W korespondencji ze swym rzą­dem nie należy donosić o sprawach niepewnych, nie sprawdzonych gruntownie. W przeciwnym bowiem razie dyplomata zyskuje złą opinię, jeśli już nie co do swej rze­telności, to przynajmniej co do mą­drości, a ponadto traci ze szkodą dla siebie tak drogi czas na zajmo­wanie się nic nieznaczącymi pogło­skami.

W listach posła wszystkie spra­wy winny być dokładnie opisane, przy czym zawsze należy zaznaczyć, co jest oparte na własnych przypu­szczeniach, a co na poglądach po­wszechnie przyjętych: istnieje wiel­ka różnica między tym, co wiemy bezpośrednio od naczelnika pań­stwa, a tym, co mówią jego mini­strowie; wiele też opowiadają nam w celu wywołania strachu, wzbu­dzenia płonnych nadziei, czy też wybadania naszych zamiarów.

Wszystkie te wiadomości winni­śmy zebrać i mieć w pamięci – ale nie wszystkie należy jednakowo ce­nić i nie wszystkie są tego warte, byśmy o nich wydawali opinię.

Nie należy podsuwać opinii o pewnych kwestiach swemu monarsze – władcy nie lubią, gdy się uprzedza ich sąd lub narzuca poglądy.

Czasem może poseł bez prze­szkód przytoczyć w swym liście nie tylko to, co mówią o jego monar­sze jednostki wybitne, lecz podać również i opinie tłumu. Mając obowiązek udzielania rad swemu mo­codawcy, poseł bierze na siebie nie­jako rolę senatora, którego obo­wiązkiem jest przecież swobodne wypowiadanie swego zdania. Za­niedbywanie opinii pospólstwa jest dowodem pychy oraz niedbalstwa. Krótko mówiąc, dyplomata winien przeszukać, zbadać i opisać wszy­stko, co tylko może być pożytecz­ne dla jego monarchy lub co może sprawić mu przyjemność: często­kroć drobiazgi i rzeczy pozornie zbędne, opisane przy właściwej o­kazji w liście, sprawiają wielką przyjemność.

Jeden z posłów papieża Pawła III opracował tak dokładny opis pogrzebu króla francuskiego Fran­ciszka I, że doniósł Ojcu Św. nawet o tym, jak długo paliły się świece, dodając w końcu, iż pisze o owych kwestiach, poczuwając się do o­bowiązku donoszenia nawet o najdrobniejszych szczegółach ze względu na powagę swego pana.

Ludziom prywatnym wystarczają nieznaczne nawet objawy naszej uczynności. Monarchowie natomiast wymagają tak wiele, że nie poprzestają nawet na rzeczach wiel­kich, a mają do tego prawo. Toteż trzeba o tym pamiętać i swemu władcy zawsze dawać niestrudzoną pracą dowody jak najdalej idącego oddania. Jednocześnie uważajmy, byśmy z tytułu naszej gorliwości służbowej nie dotknęli monarchy, u którego przebywamy, ani też nie narazili się na niechęć z jego strony.        

Nie można więc zrazić do siebie ludzi; działać winniśmy tak, by ni­kogo nie krzywdzić, nawet jeśli tym mamy wyświadczyć przysługę innym.

Jesteśmy wszyscy obywatelami świata i obowiązkiem naszym jest wzajemnie sobie pomagać.

Dyplomaci bywają przyrówny­wani do kucharzy, czy pośredników – może nawet i słusznie, po­nieważ zadaniem ich jest doprowa­dzenie do porozumienia pomiędzy władcami za pomocą rozsądnego przystosowywania okoliczności do zgody i ujmowania stron argumen­tami, czy innymi sposobami, zaś kucharze zaprawiają odpowiednio potrawy, by nęciły jedzącego, a po­średnicy łagodzą spory czy nieuf­ność między kochankami.

Rzecz oczywista, że w stosun­kach z ludźmi należy starać się o pozyskanie ich sympatii; na dwo­rze poseł ma się tak zachowywać, aby monarcha był przekonany nie ­tylko o jego rozsądku, ale także i o jego życzliwości względem siebie: dyplomata, który na wstęp­nej audiencji u monarchy pozyskał jego względy, postawił pierwszy, decydujący krok na drodze do rea­lizacji swych zamierzeń.

Jednym z podstawowych warun­ków osiągnięcia sukcesów w tej dziedzinie jest dar gładkiej wymo­wy. Toteż wiele trudów i starań warto poświęcić, by tę umiejętność posiąść. I dlatego Wergili w tak pięknych słowach odmalowuje o­powiadanie posłów trojańskich, obrazujących swe przeżycia królo­wi Latynusowi i proszących o u­dzielenie im siedzib:

„O tym, jak wielka burza szła od strasznych Myken ku błoniom idaj­skim, jakimi gnane losami uderzy­ły na siebie Azja i Europa, słyszał każdy – i ten, co mieszka na krańcach ziemi za szeroko rozlanym Oceanem, i ten, kto żyje w leżącej w środku czterech stref krainie u­palnego słońca. Pędzeni owym po­topem po niezmierzonych wód ob­szarach, prosimy o małe schroni­sko dla bogów ojczystych i o wy­brzeże bezpieczne, o wodę i o po­wietrze wszystkim dostępne”.

Lecz sama umiejętność przema­wiania nie wystarcza – dyplomata musi być zdolny do czynu, umieć tak prowadzić poruczone mu spra­wy, by nie dopuścić do uchybienia godności jego własnej i rządu, któ­ry reprezentuje.

Bywają dyplomaci, którzy, uło­żywszy sobie plan pracy całkowi­cie poprawnie, przy wykonywaniu zamiarów zbaczają z prostej drogi, czym narażają się na podejrzenia co do ich wierności, czy stateczno­ści.

Podczas jednego z sejmów Rze­szy w Ratyzbonie przybył do cesa­rza Maksymiliana II nuncjusz pa­pieża Grzegorza XIII, znamienity kardynał, nazwiskiem Moronus. W tym samym okresie przebywali w Ratyzbonie posłowie rywala cesa­rza – Stefana Batorego, o którym mówiono wówczas, iż zostanie o­brany królem polskim. Lekarz z otoczenia kardynała utrzymywał kontakt z legacją Batorego i odwie­dzał jej członków. Dało to asumpt do podejrzeń, że te przyjazne sto­sunki nie są bez kozery, że eskulap składa posłom Batorego dokładne relacje z rozmów cesarza z nuncju­szem. Cesarz, poruszony otrzyma­nymi doniesieniami w tej sprawie, czynił ostre wyrzuty Moronusowi i wydał polecenie, by zatrzymano opuszczających Ratyzbonę posłów Batorego – być może, że również i w związku z incydentem zniewa­żenia w Polsce posła Rzeszy, wy­prawionego do Gdańska. Jednakże natychmiast po śmierci cesarza lu­dzie Batorego odzyskali swobodę ruchów.

Historia ta jest godna uwagi dla­tego, że jasno uświadamia słuszne wskazanie życiowe: za wszelką ce­nę należy unikać sytuacji, które by mogły wzbudzić jakiekolwiek po­dejrzenia ze strony dworu, na któ­rym przebywamy.

Aby dyplomata mógł skutecznie spełniać swe funkcje, a jak wiado­mo, celem zabiegów dyplomatycz­nych jest nawiązywanie i utrwala­nie stosunków międzypaństwo­wych, musi posiadać nie tylko prze­konanie o słuszności i sprawiedli­wości tez, o które walczy, ale powi­nien mieć tęgą głowę i tak postępo­wać, by unikać czynów, które by mogły narazić go na niechęć ze strony innych; nie powinien po­zwolić, by go oszukiwano, ale i je­mu nie wolno oszukiwać, kłamać, czy zawieść zaufania czyjegokol­wiek. Niedopuszczalne jest, byśmy obłudnie obiecywali więcej, niż dotrzymać możemy, lub wykonać za­mierzamy. Narażanie się na niepo­trzebne utarczki dowodzi jedynie głupoty.

Po śmierci Zygmunta Augusta przybył do Polski, jako poseł króla francuskiego Karola IX, Jan de Montluc, mając powierzoną misję zapewnienia elekcji na tron polski dla brata króla, Henryka. Montluc obiecywał złote góry wszystkim stanom, a nawet osobom prywat­nym. Gdy jednak po wyborze Henryka odbywała się w Krako­wie koronacja, wśród tylu znako­mitych gości zabrakło tego, które­go najbardziej oczekiwano – Mon­tluca. Z tej przyczyny nazwano go ironicznie przeorem klasztoru.

Mówią bowiem, że od niepamięt­nych czasów, wyruszając w podróż, powierza się drogocenne rzeczy na przechowanie przełożonemu klasz­toru; gdy się zgłosić po odbiór tych kosztowności – słyszy się od­powiedź, że prefekci klasztoru są nieobecni – nie powrócili jeszcze z podróży. Otóż o podobne postę­powanie pomawiali Francuzów ci, co na próżno oczekiwali powrotu Montluca i spełnienia przezeń po­czynionych im obietnic.

Dyplomata nie może posługiwać się kłamstwem, wywoływać spo­rów tudzież kłótni, bo czy w mniej­szym, czy w większym stopniu bę­dzie posiadał uzasadnienie swego postępowania – zawsze zostanie potępiony.

Długo należy naciągać cięciwę, nim się strzałę wypuści – musimy baczyć, by nie wymknęło się nam nic wbrew naszej woli.

Jeżeli w grę wchodzi honor włas­ny, lub godność naszego naczelni­ka państwa, nawet za cenę życia nie wolno dopuścić do jakichkolwiek uchybień. ­Lecz i w tych wypadkach trzeba dołożyć starań, by uniknąć rozlewu krwi, czy morderstwa. Krwawa­ bowiem walka hańbi wszystkich, lecz ­szczególnie star­ców i osoby urzędowe.

Nie od rzeczy będzie przytoczyć tu kilka przykładów wziętych z ży­cia,

Serdecznie uśmiał się król polski Zygmunt I z postępowania Jana Dantyszka, biskupa chełmińskiego, a następnie warmińskiego: Danty­szek przebywał dłuższy czas, jako poseł, na dworze cesarza Karola V. Pewnego razu cesarz, a był to dzień świąteczny, mając iść do kaplicy, wybrał sobie Dantyszka na towa­rzysza, zamiast posła portugalskie­go, a to dla uniknięcia zatargów. Wówczas Dantyszek, niby to po­dając rękę na powitanie, usunął Portugalczyka z jego miejsca; było to zrobione jakby od niechcenia, a jednak w ten sposób, że poseł Portugalii nie uważał za stosowne ani protestować, ani rozpoczynać sprzeczki.

Lecz nie byli skłonni do śmiechu książęta italscy, dowiedziawszy się, że ich posłowie do cesarza Rudolfa zastąpili sobie wzajemnie drogę na moście w Pradze i nie ruszyli się z miejsca przez cały dzień, ku ogól­nej uciesze gawiedzi. Pragną bo­wiem książęta, by posłowie przy­sparzali im chwały i ich godnie re­prezentowali, a nie, by wystawiali się na pośmiewisko.

Podobnych sytuacji, rzecz jasna, należy unikać.

Dyplomaci winni zabiegać, by mieć w otoczeniu monarchy przyjaciół, którzy by ich sukcesy przedstawiali w należytym świetle, a porażki i błędy umieli bagatelizo­wać. Tego rodzaju domowa pro­tekcja u władców wiele znaczy – pierwsza relacja o jakiejś działal­ności najsilniej tkwi w umyśle. Lecz i dyplomaci i pomagający im winni wystrzegać się ujawnienia, że są w zmowie ze sobą – wyproszo­ne łaski przydają się tak długo, do­póki nie wiadomo, że są wyświad­czone na skutek próśb. Gdy zaś to choć raz wyjdzie na jaw, dawne opinie, nawet dodatnie, choćby i szczerze wypowiadane, uchodzą za fałsz.

Największą mądrością jest wie­dzieć wszystko, nawet tajemnice.

Łatwowierność natomiast i nie­możność rozróżniania pomiędzy prawdą a fałszem – trudno nazwać rozsądkiem.

Kardynał Granvella zdobył so­bie ogólny szacunek tym, że pod­czas dyskusji o przymierzu Wene­cji z Turkami mógł przytoczyć ca­ły szereg danych na ten temat i po­przeć je rzeczowymi argumentami.

W ten sposób i całym swym za­chowaniem dowiódł, że jest niepo­spolitym człowiekiem.

Przeciwnie natomiast poseł Sak­sonii i Filipa, landgrafa Hesji, na­raził się na pośmiewisko: przeby­wał on we Francji podczas wojny saskiej i miał obowiązek relacjono­wania królowi o postępach oręża cesarskiego w Niemczech. Ale o tym, że sami jego mocodawcy zostali internowani przez cesarza, do­wiedział się dopiero od kroiła Fran­ciszka!

Naczelnicy państw chcą otrzy­mywać liczne wiadomości, lecz nie znoszą niedorzeczności lub rze­czy powszechnie znanych; zaró­wno żartobliwą, jak i poważną wiadomością łatwo sobie zjednać przychylność monarchy: można u­żywać, ale nie nadużywać tych mo­żliwości.

Karol V do tego stopnia przy­chylnie traktował Dantyszka, posła Zygmunta I, że, pewnego razu, wbrew uroczyście wydanemu w przeddzień zarządzeniu, by mu ża­den z dyplomatów nie towarzyszył w podróży do Belgii i Hiszpanii, polecił jedynemu z całego korpusu dyplomatycznego Dantyszkowi, by z nim jechał. Wówczas Danty­szek dowcipnie powiedział:

– Dobrze, jedziemy. Lecz po­nieważ zakaz towarzyszenia cesa­rzowi został obwieszczony wszyst­kim uroczyście przez heroldów, przeto i decyzję co do mojej osoby chciałbym usłyszeć za pośrednic­twem herolda.

Cesarz Karol V zgodził się na to i nie tylko zabrał go do Hiszpanii, ale tam obdarzył wielkimi zaszczy­tami i szlachectwem, które nadał również całej jego rodzinie.

Panujący lubią bowiem zdolnych ludzi, żądając od nich jedynie wza­jemności i bezinteresowności.

Niech się też dyplomata wystrze­ga renomy pijaka, rozpustnika, gra­cza, człowieka zwlekającego z wy­konaniem powierzonej mu misji i pochłoniętego całkowicie swymi za­chciankami i przyjemnościami.

Opowiadają, że pewien dyplo­mata zyskał sobie złą opinię przez to, że w drodze na swą placówkę zatrzymywał się w różnych mia­stach i wydał lekkomyślnie posia­dane pieniądze. Nie mając środków na dalszą podróż, musiał cze­kać na przysłanie mu pieniędzy z kraju.

Nie zaprzestał jednak prowadzić szerokiego trybu życia, więc do chwili, gdy pieniądze nadeszły, miał już tyle długów, że przysłana suma nie wystarczyła na pokrycie zaciągniętych zobowiązań. Mało brakowało do tego, by król, nie mogąc tolerować podobnego trak­towania obowiązków, odwołał wy­słanego już dyplomaty.

Stąd wniosek, iż sprawy publiczne wymagają poważnego podejścia: podczas podróży służbowych nie wolno beztrosko oddawać się przyjemnościom. Pamiętajmy, jak to niezwyciężony w walce Hanni­bal uległ przepychowi i pokusom Kapui i co z tego wynikło.

Podobnie Prosper Colonna, któ­ry w młodości często stawiał zagranicą czoła znacznej liczbie nieprzy­jaciół, nie mógł na starość oprzeć się wdziękom niewieścim.

Jest to przykry objaw, gdy lu­dzie zachowują się tak, jak gdyby byli po raz wtóry dziećmi, ale zwła­szcza u starców, dyplomatów i wojskowych jest to szczególnie go­dne potępienia.

Podróżujący dyplomata winien starać się wszystko dokładnie ob­serwować oraz mieć pod ręką spo­strzeżenia innych, jako że należy zawsze orientować się w sytuacji dawnej i obecnej; zwiedzić i po­znać coś nowego chciałoby bardzo wielu, ale mało kto potrafi podró­żować celowo i z pożytkiem; po­dróżujący szybko nie mogą osiągnąć z podróży żadnych korzyści, poza tym, że zmieniają klimat. Uczą się oni podczas swych lądowych lub morskich podróży nie więcej, aniżeli przebywający codziennie wielkie przestrzenie przewoźnicy czy pocztylioni. Ci natomiast, któ­rzy wiele widzieli i słyszeli, lecz nie umieją wykorzystać zdobytego doświadczenia, mogą być porów­nani z wozami pełnymi źle rozmie­szczonych towarów.

Trzeba uważnie i systematycznie robić obserwacje co do osób, z któ­rymi spotykamy się codziennie i czynić notatki co do wypadków dnia, a nawet i otrzymywanych do­niesień. Z podróży należy często pisywać do swego rządu – częste raporty są dobrze widziane przez mądrych władców; podobnie, jak pochwały godne było postępowanie owego malarza, zaręczającego, iż nie ma dnia, w którym by nie zro­bił przynajmniej jednego pocią­gnięcia pędzla, tak na uznanie za­sługuje dyplomata, nie ustający w pilności pisywania listów do swe­go władcy.

Częste pisywanie jest tym bar­dziej wskazane, że dyplomata od­bywa nie jedną, lecz szereg podró­ży; przesyła on listy z daleka, cza­sem z miejsc, do których droga jest długa i trudna, musi więc myśleć o tym, by korespondujący z nim miał możność nadsyłania mu równie częstych odpowiedzi.

Może też zdarzyć się, że list nasz omyłkowo zostanie doręczony ko­mu innemu, co powoduje zwłokę. Liczne są drogi błędu, a tylko jed­na prawdy; nie zawsze również by­wa okazja do przesłania poczty; toteż należy listy pisywać zawczasu i mieć je przygotowane do wysył­ki, aby rzadkich sposobności nie tracić…

Gdy kurier nie wzbudza w nas zaufania, lepiej zaadresować list do osoby trzeciej, prosząc ją o dorę­czenie pisma monarsze lub też pi­sać o sprawach poufnych tajemnym alfabetem. Ustępy szyfrowane nale­ży opatrzyć specjalnymi znakami, by ten, kto będzie list czytał i tłu­maczył, nie zaprzątał zbytecznie swej uwagi fragmentami, które na­pisane są zwykłym alfabetem; da to jednocześnie adresatowi pewność, że nic nie zostało do tekstu doda­ne. Oczywiście, odbiorca podob­nych listów musi być dokładnie poinformowany o znaczeniu tajem­nych liter i znaków.

Co prawda nawet te wszystkie ostrożności nie dają pewności, że dopniemy celu. Lepiej jednak, z dwojga złego postępować z prze­sądną przezornością, aniżeli okazać się leniwym czy niedbałym.

Pilność i rozwaga są niejako dźwignią w podejściu do trudnych sytuacji.

Nie można dawać nikomu powo­dów do podejrzeń i samemu wszyst­kich podejrzewać. Lekkomyślne podejrzenia źle świadczą o inteli­gencji podejrzewającego: człowiek zły stosuje zazwyczaj do innych własną miarę.

W liście należy dokładnie ozna­czyć datę i godzinę wyruszenia goń­ca w drogę. Nie wolno bez zastrze­żeń polegać na tych, którzy samo­rzutnie zaofiarowują swe usługi w doręczaniu poczty. By jednak nie czynić ostentacji ze swej nieufności, wskazane jest i w podobnych oko­licznościach list wysłać, lecz pisać w nim jedynie o sprawach błahych, a następnie, by nie dać się dwukro­tnie wywieść w pole, sprawdzić, czy list doręczono, czy też nie.

Poseł, który ma do załatwienia ważne sprawy na obcym dworze, winien składać sprawozdania o ich realizacji, czyniąc to możliwie jak­ najdokładniej, a więc, przytacza­jąc usłyszane oświadczenia i opi­sując okoliczności towarzyszące rozmowom oraz gestykulację i na­strój rozmówców, zaznaczając, czy dane słowa wypowiedział sam na­czelnik państwa, czy który z sena­torów, czy zostały one złożone ust­nie, czy opracowane w formie pi­sma, czy natychmiast po porusze­niu sprawy, czy też po namyśle.

Rozsądni ludzie nie mogą po­przestawać na rozpatrzeniu samych faktów, lecz badają dokładnie ich tło i genezę, ujmując systematycz­nie całokształt zagadnienia.

W końcu listu wskazane jest raz jeszcze powtórzyć najważniejsze wiadomości, w sposób jak najbardziej zgodny z prawdą: pamięć ludzka jest słaba i nigdy przypominania nie jest za wiele…

Raportów swych nie wolno pisać pośpiesznie i niedbale, czy niejasno: omyłki należy poprawiać wyraźnie, a nie wymazywać, co mogłoby dać innym zły przykład wymazywania rzeczy, na których nam zależy. Ludzie bowiem łatwiej naśladują błędy, niż dobre uczynki; pośpieszne zaś pisywanie listu mo­że być poczytywane za oznakę lek­ceważenia.

W urzędowej korespondencji nie należy poruszać spraw prywatnych, zwłaszcza, gdy ma się możność zakomunikowania ich monarsze w inny sposób. Należy tego unikać, choćby tylko przez wzgląd na ła­twość zyskania w ten sposób opinii człowieka dbającego bardziej o swoje, aniżeli o państwowe sprawy. A pokusa jest wielka: zwykle ludziom los ich wydaje się złym w porównaniu z wielkim, w naszym mniemaniu, powodzeniem innych; stąd biorą asumpt do skarg i żalów, czym gniewają swego władcę.

Należy zawsze sporządzać kopie listów wysłanych i przechowywać je w archiwum. Pisma nie mogą być pisywane jednakowym charakterem i zaopatrywane identycznym zna­kiem, by utrudnić sytuację tym, którzy by chcieli sfałszować tekst i podrobić pieczęcie… Gdy list jest długi, nie należy zszywać kartek lecz je ponumerować.

Jeżeli list, zawierający tajne wiadomości, zostaje zgubiony, należy zastanowić się, w czyje ręce mógł wpaść: nie można szczędzić trudów i kosztów na odzyskanie go.

Gdy wszystkie starania zawiodą, trzeba przynajmniej taką wyciągnąć naukę, że nigdy już nie można zau­fać temu, przeciwko komu skiero­wane były nasze plany w zaginio­nym liście.

Jeżeli komukolwiek przyda się ta czy owa z moich rad, niech się nie martwi, że dopiero ode mnie je poznał: nie jest wstydem posłuchać tego, kto dobrze radzi.

Wiele byłoby jeszcze do powie­dzenia na te tematy, ponieważ znawcy praw, w swych dziełach, dotyczących omawianych zaga­dnień, aczkolwiek pisanych ze zna­jomością rzeczy, bynajmniej nie wyczerpali kwestii. Z dwóch je­dnak względów postaram się skrócić swe wywody: po pierwsze, są­dzę, że mój przyszły czytelnik, dy­plomata, nie będąc nowicjuszem, posiadać będzie praktykę i do­świadczenie; po wtóre, temat jest tak obszerny, że im bardziej zagłębiam się weń, tym więcej nastręcza mi się nowych problematów, tym więc dal­szy jestem od zakończenia.

 

Skoro więc już mówiłem o pośle i jego kwalifikacjach, pozostaje mi omówienie czynności monarchy, t. j. wysyłanie poselstw.

Do poważnych wywodów można czasami i anegdoty wtrącić, toteż wspomnę tu o szeroko rozpo­wszechnionej opinii co do nieod­zownych kwalifikacji dyplomatów:

do Turcji, mówią, należy jedynie wysyłać odważnych i hojnych, po­nieważ Turcy mają być groźni a je­dnocześnie chciwi i dlatego nie na­leży wysyłać tchórzów czy ską­pych, by nie ulękli się gróźb, a je­dnocześnie umieli w miarę potrzeby sypać złotem;

placówka w Moskwie jest odpo­wiednia dla ludzi przezornych tak ze względu na panującą tam perfidię, jak i na to, że bez długich tar­gów nic od nich nie można uzy­skać;

do Rzymu trzeba przeznaczać po­słów pobożnych, raczej świeckich, niż duchownych, ze względu na subordynacje kleru wobec najwyż­szej władzy – Ojca świętego;

do Hiszpanii nadają się jednost­ki o spokojnym usposobieniu, po­zbawione żądzy przygód i nowości, bo w kraju tym, czy się chce, czy nie, trzeba prowadzić skromne ży­cie;

w Italii natomiast dobrze będą reprezentować swe państwo dyplo­maci uprzejmi, mający specjalnie dobre maniery, ponieważ tam usta­wicznie toczy się spory o kwestie grzeczności i etykiety;

Francja, jest polem do popisu dla ludzi odznaczających się lotnym, bystrym umysłem, by mogli szyb­ko orientować się w sytuacji i umie­li dostosować do otoczenia;

do Anglii pasują mężowie przy­stojni i poważni, ponieważ dla ta­kich właśnie Anglicy mają szacu­nek­ mówiąc im podobno, iż po­winni żałować, że nie są Anglika­mi;

do Niemiec wreszcie przeznaczać trzeba dyplomatów, odznaczających się uporem, Niemcy bowiem znani są od dawien dawna ze swej stało­ści we wszelkich poczynaniach.

Wszędzie jednak dyplomaci win­ni okazywać wstrzemięźliwość i powściągliwość w myśl zasady: sustine et abstine, bo zawarte w niej są dwa życiowe wskazania, których przestrzeganie zapewnia korzyści i szacunek u ludzi.

Naczelnik państwa, wysyłając posła zagranicę, winien dać mu upo­sażenie niezbyt małe, ale i nie nad­mierne, stosując jakby zwyczaj hi­szpański, według którego syn wy­jeżdżający z kraju otrzymuje od ojca niewielką sumę pieniędzy.

Przede wszystkim zaś winien monarcha swemu posłowi zalecić na drogę, by zachowywał powagę.

Powaga, najważniejsza może za­leta dyplomaty, nie może ściągać nań niechęci, ani powodować stra­chu, a, przeciwnie, zjednać mu serca.

Poseł musi mieć nieposzlakowa­ny charakter i być prawdziwie do­brym; osobiste zalety dyplomaty powinny być mu pomocne w funk­cjach urzędowych, tak, by mógł zjednywać sympatię dla swego mo­narchy, nie zrażając do siebie wład­cy, przy którym jest akredyto­wany.

A oto dalsze zalety, wymagane od dyplomaty: ma pochodzić, rzecz jasna – w miarę możności, ze zna­komitego i szlacheckiego rodu, mieć miłą powierzchowność i mę­ską postawę; musi być szczodrym, znać wiele krajów i liczne wspania­łe budowle, być doświadczonym, mieć wprawę w pertraktacjach, znać historię różnych krajów, być obeznany z etyką, wymiarem spra­wiedliwości i sztuką rządzenia. W dalszym ciągu wyliczę inne, nieod­zowne przymioty: wierność wzglę­dem monarchy, życzliwy stosunek do swych rodaków, uprzejmość wobec obcych, inteligencja, zdolność prowadzenia dyskusji, gruntowna znajomość literatury.

Na zakończenie wymienię wre­szcie uprzejmość w życiu towarzy­skim i w rozmowie, stałość w przyjaźni, ostrożność w doborze przyjaciół przy jednoczesnej nie­chęci rozwiązywania, w żadnym je­dnak razie zrywania, stosunków towarzyskich.

Wszystko to, choć niejednokrot­nie omawiane, zestawiłem raz je­szcze dla wygody.

 

Znamy dwa sposoby udzielania posłom dyrektyw:

I. instrukcje ogólne, pozosta­wiające posłom szeroką swo­bodę działania;

II. instrukcje ścisłe, dokładnie oznaczające sposoby działa­nia, sformułowane pisemnie.

Pozostawianie posłom zupełnej swobody działania jest ryzykowne, ponieważ jest się wówczas zdanym całkowicie na ich inicjatywę, a nie wiadomo, jaka będzie ich praca. Lecz, mimo tego, niejednokrotnie udzielano posłom daleko idących plenipotencji, czemu nie zaprzeczy nikt, kto zna choć trochę historię.

Szeroko zakreślone kompetencje zostawiano posłom również i w sta­rożytności: Kartagińczycy i Grecy pozostawiali swobodę działania swym posłom do Rzymu. Nawet Rzymianie nie ograniczali w pew­nych sytuacjach zakresu pełnomoc­nictw swych wysłanników, udają­cych się do Koriolana lub do zbun­towanego plebsu. Choć jest to nie­bezpieczne, bywa niekiedy koniecz­nością. Zachodzą bowiem czasem tak nieoczekiwane sytuacje, że nie­podobieństwem jest je przewidzieć, a, co za tym idzie, określonych in­strukcji z góry nie można i nie na­leży dawać.

Niech to zilustruje nam następu­jące zdarzenie: po śmierci cesarza Ferdynanda, syn jego i następca, Maksymilian, nie śpieszył się z wy­słaniem do sułtana tureckiego po­selstwa w kwestii utrwalenia trak­tatów pokojowych. Wówczas suł­tan wysłał pierwszy poselstwo do cesarza, jak sądzono, w celach poko­jowych, ale dał swym przedstawi­cielom polecenie, żeby natychmiast powrócili do kraju, gdy się dowie­dzą, że cesarskie poselstwo jest w drodze do Turcji.

Tak się też stało. Poselstwo po­wróciło.

W ten sposób nie doszło do za­warcia układów pokojowych, w konsekwencji czego wybuchła woj­na…

Co mógł i powinien był zrobić, wobec podobnego postępowania barbarzyńcy, poseł cesarza Maksymiliana? Czy można było ustalić w instrukcji sposób postępowania w sytuacjach, wykraczających poza sferę wydarzeń, dających się prze­widzieć?

Ponieważ niemożliwością jest przewidzieć, jak się potoczą spra­wy, przeto rozstrzygnięcie poszcze­gólnych kwestii należy pozostawić inteligencji posła, który jednak za­wsze winien pamiętać o uszanowa­niu powagi swego władcy, biorąc przekład z Rzymian: Meneniusza lub Manliusza, który mimo wiel­kiej swobody działania, otrzymanej od senatu, nie nadużył jej nawet wówczas, gdy strona przeciwna sta­wiała mu niespodziewane żądania.

Ten postępek Meneniusza, choć sam przez się jest godny pochwały, staje się takim jeszcze bardziej przez zestawienie z wręcz przeciw­nym postępowaniem Kasjusza, o którym wspomina Dionizy z Hali­karnasu: Kasjusz otrzymał swą go­dność od senatu, ­mimo tego, wbrew wszelkiej słuszności, nie od­nosił się do senatu z należytym sza­cunkiem, nie informując go o swych poczynaniach. A przecież senatowi, który dał mu pełnię władzy, należa­ła się z jego strony choć ta drobna satysfakcja…

Jak więc widzimy, bardzo wiele zależy od osobistych walorów po­sła, jego bystrości i rozwagi oraz wierności względem monarchy.

Częstokroć poseł nawet nie ze­chce wykorzystać całkowicie otrzy­manych pełnomocnictw, lecz zwróci się do swego rządu o decyzję. Kie­dy indziej znów, gdy sprawa będzie nagląca, zadecyduje sam. Byleby tylko postępował uczciwie i był szczery: ludzie fałszywi, czy grają­cy komedię, nigdy nie cieszą się sympatią.

Bez wątpienia wróżbiarze najczę­ściej nie mówią prawdy. Dziwić nas jednak może, że ludzie czynią pewną różnicę pomiędzy nimi a zwykłymi kłamcami, którzy, schwy­tani na kłamstwie, tracą wszelki kredyt. Ci zaś, którzy przepowia­dają przyszłe zdarzenia, choćby mi­jali się stałe z prawdą, znajdują za­wsze wiarę. Tłumaczy się to chyba tym, że, podobnie, jak lekarze obie­cujący zdrowie pacjentowi, tak i oni – wróżbici, astrologowie – po­trafią narzucać swą powagę tłumo­wi, który, będąc wrogo usposobio­ny w stosunku do władców, chęt­nie zapomina o przeszłości, a stara się za wszelką cenę poznać tajniki czasu przyszłego.

W czasie wojny, na polu bitwy dzieje się wiele rzeczy, których w stolicy nie przewidziano – po­dobnież dzieje się i podczas per­traktacji z innymi pastwami, o ile instrukcje poselskie nie były dość wyczerpujące.

Kapitan okrętu może łatwo wy­prowadzić okręt z portu na pełne morze, ale nie zawsze umie skiero­wać okręt tam, dokąd by chciał.

Analogicznie przedstawia się nie­jednokrotnie sytuacja dyplomaty. A przeto głowa państwa winna zaufać inicjatywie swych przedsta­wicieli, ale nie zaszkodzi udzielić im dyrektyw, by wiedzieli, jak po­kierować rokowaniami.

Ze swej strony poseł nie powi­nien czuć się tak pewnym siebie, aby uważać wszelkie dyrektywy za zbędne, zwłaszcza, że zwalniają go one od odpowiedzialności.

Zresztą poseł i jego misja bywa rozmaicie oceniana i rzadko kiedy spotyka się z należytym uznaniem. A skoro tak jest, to lepiej, sprawu­jąc ten urząd, kierować się wolą monarchy, aniżeli swą własną.

Kto służy wyższym celom – rozkazuje innym. Kto zaś pragnie władzy, bywa najczęściej sługą innych.

Stosowany dziś bywa w niektó­rych państwach nowy zwyczaj: mo­wy poselskie, dawniej wygłaszane według uznania posła, są uprzednio opracowywane pisemnie, by dyplo­mata ani na krok nie oddalił się od przepisanych mu przez mocodawcę zwrotów i to bez względu na to, czy zechce nauczyć się tej mowy na pamięć, czy też ją zwyczajnie od­czytać. Uzasadnia się to tym, że za­daniem posła nie jest popisywanie się swą wymową, lecz spełnienie poruczonej misji ściśle w myśl ży­czeń monarchy. A choć ważne jest, by dyplomata umiał wysłowić się ozdobnie i godnie, o wiele jednak ważniejsze jest, by spełnił dyrekty­wy swego władcy…

Lecz najlepiej będzie, rzecz jasna, jeśli żadnej z wymaganych zalet nie zabraknie posłowi. Winien więc on posiadać umiejętność prowadze­nia rzeczowych dyskusji, umieć przemawiać z odpowiednią gesty­kulacją, wyróżniać się mądrością i powagą oraz nie posiadać defektów fizycznych.

Do warunków fizycznych przy­wiązują wielką wagę na Wschodzie, szczególnie w Persji, Turcji i Wo­łoszczyźnie, gdzie królem nie może być kaleka. Dlatego też pewien wysoki dostojnik turecki zapytał mającego blizny na twarzy posła hiszpańskiego, czy monarcha jego nie mógł przysłać wolnego od ze­szpeceń twarzy przedstawiciela swego na dwór sułtana.

Hiszpan odpowiedział z godno­ścią:

– Owszem, mógł. Lecz ta moja rana, którą otrzymałem nie w ple­cy jest świadectwem naszego zwy­cięstwa nad wami: pod Naupaktem i ty niechybnie zginąłbyś, gdybyś nie ratował się ucieczką.

Tyle o warunkach zewnętrznych posła – większe od nich znaczenie mają walory duchowe.

Przede wszystkim mam tu na myśli dar wymowy, którego jednak nie wolno nadużywać. Należy po­sługiwać się nim z umiarem, mówić z rozwagą i po namyśle, nikogo nie obrażać, a gdy zajdzie konieczność wypowiedzenia ostrzejszej opinii, piętnować wady ludzkie, a nie lu­dzi samych.

 

Słowa bowiem podrywające czy­jąś opinię zapadają zbyt głęboko w pamięć.

Perykles, chociaż był znakomi­tym mówcą, przed każdym publicz­nym przemówieniem prosił bogów, by udało mu się nie powiedzieć cze­go, czym mógłby urazić rodaków.

Ażeby było światło, potrzebna jest lampka oliwna. A że to pach­nie oliwą – to trudno.

Demostenesowi zarzucano, że je­go mowy są wynikiem mozolnych opracowywań – że trącą lampą. Mówca odpowiedział na to:

– Istotnie. Tylko, że ja przy świetle lampy uczę się, a tobie świece potrzebne są, by przyświecać twym matactwom…

Opracowanie mowy poselskiej jest robotą, nie pozwalającą na po­śpiech i improwizację, wymagają­cą gruntownego zbadania spraw omawianych, głębokiego zasta­nowienia, wreszcie skorygowania przez osoby postronne… Przywią­zani do własnych prac, niczym do swych dzieci, nie możemy sami do­strzec ich błędów…

Poseł mający przemawiać pu­blicznie do najwyższych dostojni­ków ma dbać nade wszystko o treść i powagę swej mowy, co zaś do formy, to oczywiście nie należy gonić za pustymi ozdobami, które w poważnym przemówieniu, mają­cym na celu nie tylko zadowolenie, ale i korzyść, byłyby nie na miejscu i jedynie wzbudziłyby śmiech; wy­glądałoby to tak, jak gdyby wyciąg­nąć ołowianą szablę ze złotej po­chwy.

Mowa jest ozdobą człowieka, a najodpowiedniejszym polem dla po­ważnego mówcy jest poselstwo: dy­plomata winien zastanowić się, kie­dy, gdzie i w jaki sposób ma ująć w mowie roztrząsane tematy, sy­stematycznie podzielić wszystkie dane na punkty i zaopatrzyć je od­powiednimi argumentami. Tak opracowany materiał uporządkować i efektownie ułożyć, a następnie wszystko ozdobić i nadać ładną formę. Mowę trzeba wygłosić wy­raźnie i z poważną gestykulacją.

Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach, gdy najwybitniejsi nawet mówcy nie zadawalają wymagań słuchaczy, wszystko, co nie zostało starannie opracowane, jest niemiłe dla ucha, trudno więc pomyśleć, by chwalono posła za brednie i śmiesz­ne przemowy.

Na miejscu będzie tu przytoczyć historyjkę o wystąpieniu delegata księcia Holsztynu, brata króla duń­skiego, do Stefana Batorego. Wy­słannika tego trudno byłoby na­zwać posłem – był to raczej ara­tor, a nie orator, przy czym odzna­czał się potwornymi wyglądem i nie posiadał żadnych talentów pro­wadzenia rozmów.

Ów dyplomata wynosił pod nie­biosa oklepanymi pochwałami Ste­fana Batorego w przemówieniu doń skierowanym, a wreszcie dodał, że dowiedział się z gwiazd, iż car moskiewski, Iwan, ulegnie w przy­szłym roku orężowi króla Batorego i, wraz z tronem, utraci życie, to bowiem jest mu pisane; wiadomo zresztą wszystkim, że jest chory i to niebezpiecznie.

W ten sposób, ów poseł, mówiąc bez zastanowienia, odegrał, poza rolą dyplomaty, również rolę astro­loga, lekarza, a nade wszystko błazna – wszystko to w obecności króla i rady. Na podobieństwo sza­lonego, który mieczem przeszywa powietrze, ten kunsztowny mówca wypowiadał zdania bez sensu.

W podobnej sytuacji Spartanie dali zdecydowaną odprawę jakimś posłom, stwierdzając, iż początku mowy zapomnieli, środek był nieja­sny, a zakończenie niezrozumiałe.

Ludzie wolą zazwyczaj słuchać rzeczy poważnych, aniżeli żartobli­wych; bardziej odpowiada im mo­wa ujęta mądrze i krótko, aniżeli bez sensu i rozwlekle; unikać nale­ży więc rozwlekłości i zbytecznego rozwodzenia się…

Niedopuszczalnym też jest, by poseł dołączał groźby do swych próśb; zawsze winien on pamiętać, że siedząc w pokoju, przy rokowa­niach, nie można używać piorunu­jących i groźnych wyrażeń. Lecz, gdy przyjdzie do wojny, niech umie spełnić swój obowiązek, stając na czele wojska i prowadząc je na wroga.

Psy, które zawzięcie ujadają i przeciwnicy, którzy ostentacyjnie manifestują swoje wrogie nastawie­nie – nie są zazwyczaj zbyt groźni.

Chcąc nadać poselstwu powagę, należy wysyłać je niezbyt często i powierzać ludziom starszym – uznanie dla młodego posła dotyczy raczej nadziei, jakie rokuje, a nie jego rozwagi.

Co prawda, bywa, że dyplomata młody okazuje się zdolniejszy, i z tym należy się liczyć – nie broda i strój, ale talent i rzetelna praca sprawiają, że człowiek posiada pe­wne umiejętności. Lecz z reguły do­świadczenie przychodzi z wiekiem, i najlepiej jest w sprawach poważ­nych radzić się ludzi statecznych, a takimi są zazwyczaj podeszli wie­kiem… Ci bowiem mają nad mło­dymi tę przewagę, że młody nigdy nie był starym, podczas gdy starzec przebył i wiek dziecięcy i młodzień­czy.

Zawsze w praktyce dyplomata-­szlachcic stoi wyżej od dyplomaty niskiego rodu, tuziemiec wyżej od cudzoziemca, mądry od tępego, a to choćby z tej przyczyny, że wład­ca, z którym mamy pertraktować, może uważać wydelegowanie mniej wartościowego posła za brak sza­cunku dla swej osoby. Rodzaj po­selstwa jest uważany za miarę sza­cunku, jaki żywią dla siebie na­czelnicy państw.

Toteż królowie Francji ściągnęli ongi na siebie zemstę, że dumnie tytułując się królami arcychrześci­jańskimi i najstarszymi z monar­chów, niedbale traktowali inne pań­stwa, posyłając do nich nieodpo­wiednie poselstwa. Któż bowiem może pogodzić się z faktem, że, mi­mo dysponowania wielu kandyda­tami na to stanowisko, czyniącymi zadość wszystkim wymaganym wa­runkom, do niego wysyła się za­wsze najgorszych?

Państwo, posługujące się tą niż­szą kategorią posłów, pogardzając wybitniejszymi, wystawia sobie złe świadectwo, a poza tym działa świa­domie wbrew swym interesom: od­pycha posłów, którzy by lepiej wy­wiązywali się z zadania, osiągnęli większy sukces i uświetnili opinię swej ojczyzny. Osoba takiego dy­plomaty mówi sama za siebie na­wet, gdy nie zabiera on głosu.

Do jednego z takich dyplomatów pewien monarcha wysłał list zaczy­nający się od słów: jeśli stoisz, ru­szaj w drogę, jeśli jedziesz, zacznij biec, jeśli biegniesz, fruwaj.

Najprzebieglejszy z Kartagińczy­ków­ biorąc udział w poselstwie, proszącym Rzymian o pokój, nie za­wahał się użyć takiego zwrotu:

– Senatorowie! Słyszałem, że wy ongi odrzuciliście propozycję pokoju, ponieważ skład przybyłego poselstwa nie odpowiadał wam. Przeto ja sam, Hannibal, do was przybyłem.

Krótko mówiąc, dobór odpowied­nich posłów jest kwestią pierwszo­rzędnego znaczenia.

Nie pochwalam postępowania pa­pieża Pawła IV, który postanowił jednego ze swych dawnych przy­jaciół wybrać do kolegium kardyna­łów. W tym celu wezwał go z Nea­polu do Rzymu i skłaniał do obję­cia godności duchownej; ponadto obiecał mu, że niebawem wyśle go z poselstwem do Francji. Gdy zaś tamten odpowiedział – zgodnie z prawdą, że nie ma dostatecznych kwalifikacji do objęcia tych godno­ści, papież rzekł mu:

– Nie uznaję tego tłumaczenia: prócz nas obu nikt nie dowie się, że się nie nadajesz bylebyś sam tego nie powiedział.

Nie należało postąpić w podobny sposób, ponieważ zalet duchowych nie można kupić, niby ubrania lub konia, lecz zdobywa się je długolet­nią pracą i wytrwałością.

Władca będzie miał dobrą lub złą sławę u obcych w zależności od tego, jak spełni misję jego wy­słannik.

Mając mówić o wadach i bra­kach posłów, zacznę od najbardziej błahej: otóż zdarza się, że poseł, mający wygłosić do monarchy prze­mówienie, od razu, przy pierwszym zetknięciu, staje niby niemy, nie mogąc wyrzec słowa. Choć, jak za­znaczyłem, jest to drobiazg, wielu przywiązuje doń wielkie znaczenie. Jeden bowiem uważa to za objaw pogardy względem siebie, inny twierdzi, że poseł miał snąć niezbyt czyste sumienie, za co spotkała go kara boska, inni znów snują od­mienne podejrzenia, wszystko z przyczyny jednego potknięcia się.

Widziałem niegdyś znakomitą osobistość, późniejszego członka kolegium kardynałów, wysłanego w nader ważnej misji. Mając wy­głosić przemówienie do monarchy, który właśnie wrócił z dalekiej po­droży, owa znakomitość nagle onie­miała i nie rzekła ani słowa.

Widziałem znów innego kardy­nała, który w podobnej sytuacji, choć mu kilkakroć przerywano, zdołał zachować równowagę i z ca­łą swobodą zakończył swe przemó­wienie.

Skąd taka różnica, trudno orzec.

Istnieją dwa sposoby ustrzeżenia się od podobnych przykrości. Po pierwsze – należy sobie uprzyto­mnić, iż nawet wobec najbardziej dla nas życzliwego audytorium mo­że opuścić nas śmiałość, że więc na­leży stale mieć się na baczności. Po wtóre – nie należy zbyt niewolniczo trzymać się ułożonego przemó­wienia, względnie, skoro już jest to potrzebne, należy się nauczyć go tak dobrze, by nas pamięć nie za­wiodła.

Lecz najlepiej może te sprawy uregulować sam monarcha: nie po­winien on powoływać na stanowi­ska posłów ludzi niedoświadczo­nych i zbyt młodych.

Misja dyplomatyczna nie może być szkołą.

Zdarza się, że poseł traci na audiencji ­mowę, będąc upity: wów­czas nie pozostaje nic innego, jak odesłać go, by otrzeźwiał. Gdy zaś jest podejrzewany, że milczenie je­go wynika stąd, iż ma nieczyste su­mienie, o czym już wspomniałem, łatwo może zostać oskarżonym i uwięzionym na obcym dworze.

Poseł turecki nie mógł wymówić słowa na audiencji u króla polskie­­go Zygmunta I, onieśmielony jego majestatem i powagą otoczenia: król polecił mu stawić się naza­jutrz i odesłał na gospodę.

Swego czasu cesarz Maksymilian polecił uwięzić Stefana Batorego, późniejszego króla polskiego, bo choć był delegowany przez księcia Siedmiogrodu do przeprowadzenia rokowań pokojowych, pertraktacje rozbiły się i wybuchła wojna. Ba­tory tłumaczył się, że stało się to przez intrygi jego bardzo zdolnego rywala, magnata siedmiogrodzkie­go, Kacpra Békészy.

Zdarza się, że dyplomaci (legati) bywają wysyłani z kraju po to, by ich obcy zakuli w kajdany (ligati).

Ponieważ każda misja dyploma­tyczna jest przedmiotem licznych komentarzy, należy zawsze uświa­domić sobie, jakie ma ona cele i za­dania i jakie czynniki wpłynęły na decyzję powierzenia jej nam.

Katarzyna Medycejska wynala­zła wygodny środek usuwania z dworu niedogodnych sobie osób. Specjalnie zasługuje na uwagę spo­sób, w jaki obeszła się z marszał­kiem de Bellegarde i członkiem świętej rady królewskiej de Pibrac. Katarzyna chciała zawsze panować nad swymi królewskimi synami i w rzeczywistości sprawować ich wła­dzę. Gdy więc widziała, że ktoś uzyskuje większy wpływ na jej sy­nów, natychmiast oddalała go z dworu, obarczając misją dyploma­tyczną lub dowództwem wojska. Otóż dwaj wymienieni dostojnicy stali najbliżej tronu Henryka III po jego powrocie z Polski. Bellegar­de’owi, który zdobył sobie sławę wojenną, powierzyła oblężenie mia­sta Livrogne, pozbawiwszy go uprzednio wszelkich środków, ko­niecznych do prowadzenia wojny. Chciała go tym skompromitować, niedołężnego dowódcę, co się jej całkowicie udało. Wówczas zabrała się do de Pibrac, który cieszył się sławą bardziej pokojową: posłała go mianowicie z poselstwem do stanów polskich, lecz zaaranżowała nań za­mach na granicy Niemiec i Lota­ryngii. Poselstwo oczywiście spełzło na niczym, przez co stosunki polskie, i tak już skomplikowane, za­gmatwały się w niesłychany sposób.

Tak oto zabawiają się osoby wpływowe na dworach.

Czy czynią słusznie – ich spra­wa.

Co do mnie, przedstawiwszy postępowanie królów i rolę ich pod­władnych, rozpatrzę obecnie różni­cę, jaka zachodzi pomiędzy wiedzą teoretyczną a praktyczną.

Godne pochwały jest podjąć się trudnych obowiązków posła i wy­wiązać się dobrze z przyjętych obo­wiązków. Lecz o ileż bezpieczniej jest uniknąć tego ciężaru.

Nie wystarczy, by poseł był je­dynie erudytą: – czyż zachodzi jaka różnica między osłem obłado­wanym książkami a uczonym nie umiejącym swej wiedzy zużytko­wać? Wiedza jest podobna do gli­ny, która jako gleba jest bez warto­ści, a dopiero po zrobieniu z niej naczynia zyskuje oszacowanie i ce­nę.

­Tak samo wiedza jest użyteczna, jeśli ją uzupełnić długotrwałą prak­tyką w sprawach politycznych.

Jest rzeczą niebezpieczną wysy­łać zagranicę posłów nieobeznanych ze swym zakresem działania i nie­doświadczonych, lub takich, którzy zatrzymują się w drodze lub w jaki inny, nie lepszy od tego, sposób marnują czas, krótko mówiąc – nieudolnych! Lepiej takiego opie­szałego dyplomatę zatrzymać w kraju, niż pozwolić, by ośmieszał się swym zachowaniem wobec cu­dzoziemców. Człowiek taki daje się byle czym nakłonić do zmiany zdania lub kierunku działania; na zapytania nie umie udzielić należy­tych wyjaśnień; nie umie czuwać nad zachowaniem swym własnym i swego otoczenia; zaciąga lekkomyślne długi; kwoty, przeznaczone na utrzymanie przez szereg miesięcy, trwoni w krótkim czasie. Co więcej: widzi u innych brak zalet, choć ich sam nie posiada; potępia charakte­ry innych, zajmuje się śledzeniem cudzego trybu życia. Sam zaś dra­puje się w strój niewinności i raczej stara się zyskać opinię zacnego, a nie usiłuje takim być. Ale zazwy­czaj i to mu się nie udaje. Bo jak muły, mieszańce konia i osła, nie są ani tym, ani tamtym, tak człowiek raz dobry, raz zły jest uważany wła­ściwie za bezwartościowego. Jeśli podobna jednostka ma jaki taki ro­zum (oby był przynajmniej mądry po cudzej, nie po własnej szko­dzie!) sama powinna stronić od piastowania godności publicznych; zwłaszcza poselskich. Niechże sama dojrzy, czego jej brak, niech widzi własne defekty, nie jedynie cudze braki.­

Jeśli chce koniecznie współżyć wyłącznie z doskonałymi ludźmi, niech wyszuka sobie miasta, gdzie przestrzegana jest sprawiedliwość dobrowolnie, a nie pod przymusem ustaw jak mówi poeta. Co innego bowiem jest żyć w zaciszu Li­ceum*) Platona, co innego zaś w zgiełku ludnego miasta, jak Rzym.

Lecz co innego jest mieć prawość na ustach jedynie, a co innego w sercu.

Naczelnicy Państw muszą po­wierzać urzędy publiczne nie tym, którzy o nie zabiegają, ale raczej uchylającym się od nich. Kandy­datowi na wakujące stanowisko należy dokładnie przedstawić za­kres jego przyszłego działania… Protekcja i jakieś osobiste wzglę­dy nie powinny istnieć przy no­minacjach urzędników państwo­wych – decydującą rolę muszą tu odgrywać kwalifikacje i zasługi kandydata.

Mianując nowego dyplomatę, należy udzielić mu, poza instrukcja­mi, szeregu ogólnych wskazówek, jak na przykład ta, by podczas ro­kowań stawiał świadomie zbyt wy­górowane żądania, aby móc na­stępnie zmniejszyć je, w zamian za ustępstwa strony przeciwnej, oraz ta, by strzegł się czyhających na każdym kroku podstępów.

Zwłaszcza niektórzy barbarzyń­scy władcy, gdy posłowie do nich przysłani nie chcą natychmiast za­stosować się do stawianych im wa­runków, pokazują tym dyplomatom odpisy posiadanych przez nich in­strukcji, zmuszając ich tym do wy­konania, swych żądań. Postępując tak, zdradzają swą nadmierną cie­kawość, z jaką śledzili cudze pole­cenia.

W podobny sposób postępowali sułtani Bajazet II i III w stosunku do Wenecjan, Galeacjusz, książę Mediolanu, wobec Florencjan, oraz inni.

Czy słusznie? Nad tym nie będę zastanawiać się, poprzestając na przytoczeniu faktów.

Wielkie również zainteresowanie instrukcjami poselskimi okazał obdarzony wyjątkowymi zdolno­ściami cesarz Maksymilian, który zdobył z wielkim trudem instrukcje, jakie możnowładcy polscy dali po­słom udającym się do Siedmiogro­du do Stefana Batorego i pokazał je swemu otoczeniu w Ratyzbonie.

Należy więc specjalnie dbać o zachowanie tajności otrzymanych dyrektyw.

Instrukcje winny być możliwie najjaśniej zredagowane i tak zrozumiale, by nie zawierały jakichkolwiek dwuznaczności.

Dwuznaczny i tajemniczy styl uchodzi za dowód Bóg wie jakiej mądrości. Jednakże jasność – iście królewska zaleta – wyższa jest od wszystkich sztuczek udawania i ukrywania, wbrew zresztą opinii je­dnego z cesarzy, twierdzącego, iż ten, kto nie potrafi udawać, nie umie rządzić.

Pomiędzy udawaniem a ukrywa­niem zachodzi wielka różnica: pierwsze dowodzi złośliwej chytro­ści, drugie może być wynikiem ko­nieczności.

Kto kroczy prostą drogą, może iść śmiało, niczego nie obawiając się.

Skrytość ma niezawodnie swe walory, lecz znacznie cenniejsza jest prostota zamysłów: człowiek, mają­cy nieczyste sumienie, nie może podnieść oczu i jest ze wszystkich stron jakby narażony na ataki. Czyste zaś sumienie stanowi nie­jako mur, broniący nas.

Tak poseł, jak monarcha winni stale trzymać się raz ustanowionych instrukcji: nagła ich zmiana, czy z winy dyplomaty, czy jego moco­dawcy, może narazić poselstwo na niebezpieczeństwa, o których już wspominałem. Nie przystoi ponad­to godności królewskiej jedną ręką podawać chleb, drugą zaś podsuwać zdradziecko skorpiona.

Zazwyczaj zresztą bywa tak, że ten, kto – mową lub pismem – usiłował podejść kogoś, ulega orężowi przeciwnika, gdy dojdzie do otwartej walki i w ten sposób okrywa się śmiesznością. Bóg bowiem nie pozwala oszustom zbyt długo cieszyć się skutkami ich niecnego postępowania.

Nie zamierzam tu naigrawać się z cudzego nieszczęścia, ani też zbyt pochopnie i surowo oceniać oby­czaje poszczególnych narodów, po­nieważ wiem, że można przedsta­wiać je rozmaicie i, że zawsze znaj­dzie się tyleż samo przykładów pro, co contra. Dam jednak przykład, jak Bóg karze fałsz.

Któż nie słyszał o przysłowiowej niewierności Greków w stosunku do Rzymian (Graeca fides), lub w naszych czasach o niewierności Moskwicinów. A jakżeż często, po­mimo swej przebiegłości, ponoszą oni klęski. I nie jest to dziełem przypadku, bo gdzie wiele fałszu, tam nie ma szczęścia.

Mógłbym tu przytoczyć szereg całkowicie prawdziwych przykła­dów, świadczących o podstępnym charakterze tego narodu. Lecz za­miast wielu, niech wystarczy jeden.

Posłowie cara Iwana Groźnego, prowadząc pertraktacje pokojowe w ­Jamie Zapolskim, z wysłannika­mi króla Stefana, usiłowali, za po­mocą przedłożenia fałszywego do­kumentu, pozbawić Polaków kilku twierdz w Inflantach na oddanie których zgodzili się już uprzednio.

Z szeregu różnych oszustw, naj­bardziej chyba na potępienie zasługują takie właśnie matactwa, dokonywane podczas rokowań pokojo­wych. Lecz o tych sprawach mówić będę na innym miejscu. Na razie tylko zapamiętajmy, że wszystko, co jest sprzeczne ze sprawiedliwo­ścią, nie może dać pomyślnych wyników.

Anglicy przyznają, że są lepszy­mi strategiami, lecz gorszymi dy­plomatami od Francuzów. Podobną opinię wygłaszano o Krzyżakach i naszych przodkach. Lecz nieraz mo­żna doskonale obejść się bez umie­jętności zręcznego komplikowania prostych sytuacji i gmatwania te­go, co jest jasne. Jeżeli cel, do któ­rego zmierzamy, jest godziwy, to za plan jego przeprowadzenia wy­starcza całkowicie pomoc Boża.

Niech więc dyplomata, zgodnie ze wskazaniem Apollina Delfickie­go, oraz z moją uprzednio udzielo­ną radą, dąży do poznania siebie samego. Zanim zacznie ubiegać się o stanowisko posła i nim te funkcje obejmie, niech zważy, czego wyma­ga słuszność i sprawiedliwość, co będzie mógł sam wykonać, wre­szcie – na jaką pomoc ze strony innych może liczyć.

Ludzkie zamierzenia są często­kroć nader śmiałe. Człowiek nie­zbyt mądry tym bardziej pragnie zyskać opinię mądrego – przed po­dobną pokusą brońmy się stanow­czo. Jednostki, które, pomimo bra­ku talentu, ambicja popycha na stanowiska dyplomatyczne, podob­ne są do owych pijanych, rzucają­cych się, bez broni, w wir walki.

Skoro jednak dochodzi się do sprawowania urzędu, należy doło­żyć starań, by o własnych siłach spełniać swe obowiązki.

Kto zawczasu, będąc jeszcze oso­bą prywatną, nie nauczył się wszy­stkiego, co jest mu potrzebne do sprawowania urzędu, ten zapewne nie nauczy się tego również, będąc już posłem: choćby udzielano mu rad, będzie potrzebował pomocnika do powzięcia decyzji, która z rad jest lepsza. Z drugiej zaś strony, ten, kto postępuje źle bez niczyjej rady, błądzi podobnie, jak ten, kto ma złych doradców; poznać zaś wartość człowieka, z którym mamy do czynienia jest sprawą trudną – trzeba zjeść razem beczkę soli. Nie­możliwością jest poznać kogoś z je­dnego, czy dwóch przemówień, wy­głoszonych w obecności głów ko­ronowanych, animusz bowiem mów­cy potęguje się, gdy przemawia on publicznie w obecności licznego audytorium, a odwrotnie, gdy miejsce wystąpienia mówcy jest skromne – podniecenie zmniejsza się. Takież samo zdanie w tej kwestii miał Cy­cero.

Mowa, wygłoszona z przerwami, wahaniem, czy jąkaniem wzbudzić może jedynie śmiech.

Pewien niefortunny orator prze­mawiał niegdyś do grona dostojni­ków tureckich, a tłumacz, który miał przełożyć jego słowa na język zrozumiały dla słuchaczy, oddał treść mowy tak płynnie, że obecni mieli wrażenie, iż tłumaczenie było znacznie bardziej poprawne, niż sa­ma oracja. Wówczas jeden z obec­nych dygnitarzy rzekł ze śmie­chem:

– Przysięgam, że nigdy nie wi­działem nikogo, kto by czynił gor­szy użytek z dysponowanego czasu i kto miałby sługę o tyle mędrsze­go od siebie.

I, jeśli się nie mylę, miał słusz­ność.

Zwracamy uwagę nie na to, jak wiele słów zawiera mowa poselska, lecz jak wiele treści.

Kładziemy nacisk na zdolności, a nie na pochodzenie dyplomaty: je­śli nawet jest niskiego rodu i wzbu­dza tym niechęć ogólną, nie może to w niczym zmienić faktu, że po­siada odpowiednie kwalifikacje. Je­żeli jednak ze znakomitym pocho­dzeniem połączą się osobiste kwali­fikacje, zwiększa to znakomicie szansę powodzenia poselstwa. Albo­wiem niski ród posła, jak to już by­ło wzmiankowane, jest również pe­wną przeszkodą, ponieważ monar­chowie uważają za oznakę pogardy dla siebie, jeśli wysyła się do nich człowieka mało znanego, cudzoziemca, względnie takiego, który sam, czy przez swego ojca, ma spla­mioną przeszłość. Nawet taka po­waga w dziedzinie etyki, jak Pla­ton, uznał, że nie należy dopusz­czać do wspólnoty państwowej tych, których ojcowie splamili się jakimś haniebnym uczynkiem.

Jakżeż więc ludzie, którzy sami dopuścili się przestępstwa, a nie umieli z biegiem czasu okupić tego chwalebnymi postępkami, mogliby sprawować publiczne funkcje?

Oczywiście, jeżeli ktoś umie pó­źniejszym swym postępowaniem zatrzeć ślady dawnych win, nie go­dzi się wypominać mu minionych grzechów. W podobnym zestawie­niu zyskane zalety nabierają tym większej wartości. Rzadko bowiem ludzie, którzy zabłysnęli talentem i zajaśnieli charakterem, nie mieli w młodości jakichś wad, czego zre­sztą nikt nie miał im za złe. Lepsza bowiem jest cnota, choćby nawet w połączeniu z pewnymi wadami, ani­żeli zesztywniała i bierna niewin­ność.

Tych dawnych grzechów nie na­leży bliźnim pamiętać, choćby tyl­ko dlatego, że i sam Bóg o nich za­pewne zapomniał.

Podobnie, jak wawrzyn zacho­wuje swą zieloność nawet przez zimę, tak dobra sława nigdy nie zgi­nie, również i wtedy, gdy nie jest pozbawiona kilku drobnych skaz.

Ustaliliśmy więc, jakich posłów nie należy wysyłać, doszliśmy wreszcie do wniosku, że nie pocho­dzenie, lecz osobiste zalety stano­wią wartość dyplomaty. Jeżeli więc w jednym poselstwie bierze udział kilka osób, należy je wszystkie o­ceniać wyłącznie według zalet du­chowych. Cóż bowiem z tego, że ktoś jest dumny z faktu, iż urodził się synem żeglarza, skoro sam jest zaledwie majtkiem, a nie kapitanem okrętu?

Czym dźwięki dla głuchego, wi­doki dla niewidomego, pług dla żeglarza, a ster okrętowy, dla szczura lądowego, tym jest dla wszystkich szlachectwo bez cnoty.

Nie należy przypisywać sobie cudzych pomysłów, czy uczynków. Na tym tlę mogą powstać scysje wśród członków legacji. Kontro­wersje spowodować mogą rów­nież i inne momenty – są ludzie, którzy chełpią się świetnością swych przodków, pomiatając inny­mi, a ci, odwzajemniając się, gardzą lekceważącymi ich. Podobne tarcia rychło bywają zauważone, zwłasz­cza przez obcych, a wówczas wia­domości o nich rozchodzą się szyb­ko, co, oczywiście, ma ujemny wpływ na interesy tudzież godność posła oraz jego władcy, który musi pić nie przez siebie nawarzone pi­wo.

Swego czasu Kromer, człowiek nie wysokiego rodu, lecz bardzo biegły w nauce, opowiadał mi, że posłując wraz z jakimś znakomitym dostojnikiem z polecenia króla polskiego Zygmunta Augusta do ce­sarza rzymskiego i króla czesko-­węgierskiego Ferdynanda, miał następującą przygodę: podczas audiencji u cesarza kolega jego, zna­mienita osobistość, w taki sposób zasiadł na dwóch krzesłach, przy­gotowanych dla posłów, że dla Kromera nie pozostało miejsca. Widząc to, Ferdynand powiedział:

– Skoro obydwaj jesteście po­słami, obydwaj zajmujcie miejsca.

Nie zdarzyłoby się to, gdyby posłowie nie spierali się pomiędzy sobą i nie usiłowali przewyższyć dostojeństwem jeden drugiego.

Często zbyt wygórowana opinia o sobie skłania nas do lekceważenia innych.

Z tych względów nie radziłbym wysyłać zbyt licznych legacji, t. j. złożonych z większej ilości, niż trzech posłów. Gdy przyjeżdża wielu dyplomatów i to z licznym orszakiem, mówi się zazwyczaj, iż zastęp ten przybył chyba celem to­czenia walki.

Nawet wówczas, gdy posłów jest kilku, słyszy się niekiedy opinię, że jest to za wiele, jak na po­selstwo, przysłane na rokowania.

Decydującym momentem w dy­plomacji jest nie liczebność dele­gacji, lecz autorytet posłów i ich zgodna współpraca. Jeżeli tych warunków nie ma, a zdarza się to, niestety, często, na wszystkich u­czestników poselstwa spada za­rzut lekkomyślności; gdy tarcia za­ognią się, do monarchy dochodzą wieści, zmuszające go do powąt­piewania o wierności, a przynaj­mniej o zdolności jego posłów.

Słusznie tedy postępowali staro­żytni, gdy godzili pomiędzy sobą wyjeżdżających zagranicę dyplomatów. Znacznie było lepiej, gdy sami posłowie, przed opuszczeniem kraju, dobrowolnie wyrzekali się kłótni i waśni.

Piękne jest następujące powie­dzenie Greków:

– W tych oto górach pozostaw­my stare, różniące nas spory. Jeżeli zechcemy – odnowimy je, powró­ciwszy z poselstwa.

Czy można przypuszczać, by człowiek, nie umiejący zachować przyjaźni w stosunku do kolegów, mógł dotrzymać zapewnień życzliwości wobec obcych? Kto wystawi dobre świadectwo temu, o kim złą opinię wydaje nawet jego towarzysz podróży?   

Owa chorobliwa kłótliwość gra­suje również bardzo silnie wśród dyplomatów władców chrześcijań­skich, choć im Chrystus polecił za­chowywanie zgody, jako symbolu miłości bożej i wskazał jak najwy­raźniej, że właściwą drogą, po któ­rej należy kroczyć, jest łagodność.

Skłonność do sporów ma swe źródło częściowo w pysze i gwał­towności charakteru, częściowo zaś w tym, że niejeden obywatel ubie­ga się o poselstwo, by uniknąć konieczności płacenia swych długów lub, po prostu, dla zarobku. Dziwić się należy, że podobny kandydat zyskuje poparcie ze strony osobi­stości, które powinny odmówić mu pomocy, choćby tylko przez wzgląd na godność monarchy. Tym bardziej więc władcy muszą być ostrożni w wyborze swych re­prezentantów zagranicznych; nie­chaj starają się doprowadzić do zgody pomiędzy nimi. Raczej ich należy zatrzymać w kraju, niżby mieli zachowywać się wśród ob­cych kłótliwie, głupio i próżnie.

Rzecz jasna, że należy posłów odpowiednio uposażyć, by nie za­brakło im środków w połowie dro­gi, czy nawet u samego celu. Nie­dostatek zmógł niejednego czło­wieka o wybitnych zaletach, a z te­go, że zdolni i energiczni nie mają pola do działania, wynika wielka szkoda dla państwa. Zamiast nich bowiem zyskują znaczenie osobi­stości zgoła tego nie warte; nie mo­gą oni przynieść korzyści, ani za­szczytu swemu władcy, sami zaś, szukając zagranicą jedynie przy­jemności, okryją się śmiesznością i zasłużą na ogólną pogardę.

Aby temu wszystkiemu zapo­biec, należy, jak już wspomniałem, powierzać godność poselską lu­dziom starszym, których tempera­ment został stępiony latami, któ­rym doświadczenie kazało nieje­dnym wzgardzić, a sytość niejedno odtrącić. Lecz i na nich trzeba u­ważać, by nie skompromitowali się chciwością lub skąpstwem, przy­warami zrzędliwej starości. Chci­wość – wada w ogóle haniebna, dyskwalifikuje zwłaszcza dyplo­matów. Wolno posłowi przyjąć wynagrodzenie, ale, jeśli pełni swe funkcje dla zysku, nie będzie miał zeń monarcha pożytku.

Można stosownie do tego po­dzielić poselstwa na dwie grupy: sprawowane dla zysku i pełnione bezinteresownie. Pierwsze nie przy­noszą sprawującemu je nic dobre­go, drugie zyskują mu nagrodę po­dwójną: jedną państwową, drugą zaś prywatną, od naczelnika pań­stwa.

Zarzut więc chciwości nie powi­nien ciążyć nad dyplomatą; lecz i pod innymi względami jego kwa­lifikacje moralne muszą być wyso­kie, a może nawet i wyższe od za­let samego monarchy. Naczelnik państwa bowiem pełni szereg funk­cji, na których sam się nie zna, wy­ręczając się urzędnikami, dyploma­ta zaś może polegać jedynie na własnych, prawdziwych zaletach.

Stąd też pewien sławny wódz chełpił się, że, przy pomocy wymo­wy swego posła, zdobył więcej miast, niż posługując się najbar­dziej doborowym pułkiem.

Do zawodu dyplomaty należy odnosić się z szacunkiem i czcią: któż może być droższy i potrzebniejszy, niż ten, który słowem wojny przerywa, sprzymierza państwa do walki ze wspólnym wrogiem, łagodzi agresywność przeciwni­ków i sprawia, że zawarłszy przy­mierze, narody cieszą się trwałym pokojem?

Kto bardziej poważania jest go­dny, niż ten, kto chwałę i ogólne uznanie zyskuje w pracach dla do­bra powszechnego? Czy może czy­ja działalność być słuszniej uznana za świętą, niż trudy tych, którzy reprezentują idee Chrystusa, apo­stołów i archanioła Gabriela?

Poseł może bezbronnie przejść przez świat cały, chroniony nie przez oręż i liczny orszak, lecz przez zasady prawa narodów.

 Któż jest znakomitszy od posła, który, mając za sobą tyle chlubnie spełnionych misji, zwiedziwszy ty­le pałaców, przeprowadziwszy tyle rozmów z głowami koronowanymi, ma prawo chlubić się tym wszyst­kim bardziej, niż gdyby zdobył sobie, łatwo więdnące wawrzyny…

Bardzo ciekawą anegdotę opo­wiadano o jednym z królów fran­cuskich, Ludwiku, który miał za­targ z księciem Karolem Burgundz­kim, grożący mu zdradą części poddanych, mających przejść na stronę wroga. Ludwik, dowie­dziawszy się od swego posła o gniewie księcia, użył całego swego talentu dyplomatycznego i załatwił wówczas zatarg pokojowo za po­średnictwem tegoż posła: jest to zawsze najlepsze wyjście, przewyż­szające rozstrzyganie sporu orężem. Natychmiast potem król Ludwik zajął się swymi niewiernymi pod­danymi: wielu skazał na śmierć, licznych na wygnanie, a innych na wysokie kary pieniężne. A zapew­ne nie powiodłoby mu się to, gdy­by nie miał do dyspozycji pełnego rozwagi posła i gdyby nie był cier­pliwy ­tudzież spokojny: do tłu­mienia buntu należy przystępować powoli i dopiero wówczas, gdy ma się już mocny grunt pod nogami.

Tak więc wiele zależy od wysła­nia odpowiedniego poselstwa za­granicę – pokój, czy wojna, do­bro państwa i godność monarchy.

Pamiętajmy o tym, że nie każdy zyskuje taką opinię, jaką chce mieć, że kogo innego uważają za mądrego ludzie kompetentni i nie­przekupni, a kogo innego opinia tłumu, że wreszcie mądrość pozor­na, opierająca się na słowach jedy­nie, różni się od istotnej…

Panujący powinien starać się postępowaniem podtrzymać swą dobrą sławę: przestępstwa, choćby i ukrywane, wychodzą na jaw, a tajność nikomu nie może zapewnić bezkarności, zgodnie z pięknymi słowami Sofoklesa:

– Niczego ukryć nie zdołamy, ponieważ każdą sprawę widzący i słyszący czas wszystko odsłoni.

Za wszelką więc cenę unikać na­leży przyjmowania haniebnych po­leceń, które nie znoszą światła dziennego i takich, które grożą ko­muś zgubą. Nie zazdrośćmy temu, kto podobne zlecenia otrzyma, ponieważ mają one posmak zdrady: za zabójców uważa się nie tylko tych, którzy bezpośrednio popeł­niają zbrodnie, ale i tych, którzy układają plany na zagładę innych.

Z szeregu licznych rodzajów po­selstw najbardziej godne zaintere­sowania są legacje, mające na celu pokój, nie ściągające na nas zarzutu chytrych, niewdzięcznych, lekko­myślnych i zuchwałych.

Jakżeż może zasłużyć na sympatię dyplomata, którego instrukcje są tak sformułowane, że zmuszają innych do nienawiści i podejrzeń, gdy na przykład każą mu ze zbyt­nim zaciekawieniem wglądać w sprawy wewnętrzne obcego pań­stwa?…

 

Za cesarza Maksymiliana I pano­wał zwyczaj trzymania reprezentantów państw zagranicznych z dala od dworu, podobnie jak za czasów Ferdynanda Katolickiego w Hisz­panii, co odnośnie do swojej oso­by podaje francuski kronikarz Co­minnes. Tak oto stawia się dyplo­matę niemal na równi ze szpiegiem z tą tylko różnicą, że przysługuje mu nietykalność.

Szczególnie łatwo może narazić się na podejrzenia poseł, nie znający kraju, w którym przebywa, i pa­nującej tam religii, ponieważ religia, jak to wskazuje jej łacińska nazwa, jest najsilniejszym węzłem, łączącym dusze ludzkie.

Lecz nie należy zbyt pochopnie rzucać podejrzeń na posłów i zaj­mować się śledzeniem trybu ich ży­cia oraz poglądów religijnych, – bardzo wielu z nich doszło do przekonań przeciwnych, niż nasze, nie na drodze samodzielnych roz­ważań, ale idąc za duchem czasu.

Podobnie wielu dyplomatów, których podejrzewa się o intencje szpiegowskie, zaczęło zajmować się śledzeniem tego, co do nich nie na­leżało nie z własnej woli, lecz z roz­kazu swych władców.

Zresztą dążność do wiedzy i po­znania rzeczy nowych jest ludziom wrodzona. Choć wiedza nie jest wyłącznym celem życia, nie można bez niej pojąć, czym jest stworze­nie i Stwórca, a to jest przecież naj­wyższą i może jedyną prawdziwą mądrością, którą starożytni uwa­żali za zesłaną nam z nieba.

…zainteresowania nasze sprawa­mi kraju, w którym przebywamy, należy osłaniać uprzejmością towa­rzyską i uczynnością w stosunku do miejscowych obywateli.

Źle jest, gdy ktoś zostaje podej­rzany o szpiegostwo, lecz znacz­nie gorzej zyskać ponadto miano gbura; z pyszałkami poprzestajemy w ogóle niechętnie, a szczególnie nieżyczliwie traktujemy ich w na­szym kraju.

Niech tedy dyplomata pamięta, że należy w stosunku do ludzi ni­żej stojących być tak uprzejmym, jak tego życzylibyśmy sobie w sto­sunku do nas ze strony innych, stojących wyżej. Nigdy więc nie wolno pozwalać sobie na nie­uprzejme zwracanie się do kogoś, na kpiny, lekkomyślne oceny po­stępowania innych, czy wydawa­nie nieprzemyślanych opinii o ludziach.

Na pewnym dworze zwrócił się ktoś do jednego z dyplomatów w następujący sposób:

– Pan, panie pośle, stale źle się o mnie wyraża, podczas gdy ja o panu – dobrze. Niech pan baczy, by słowa jednego z nas nie okazały się nieprawdziwymi.         

Zaobserwowano, że zarzut, uczyniony mimochodem, łatwiej trafia ludziom do przekonania, niż wygłoszony po namyśle.

 

Częstokroć sąd o ludziach wy­dawany bywa na zasadzie jakichś błahostek. Poruszę więc tu podob­ne sprawy: pierwsze, a nawet dru­gie miejsce przy stole zajmować można jedynie wtedy, gdy nikogo u siebie nie gościmy. Równych sobie i wyższych stanowiskiem nale­ży sadzać wyżej od siebie, zaś niż­szych nie wolno lekceważyć, by nie mówiono, że zaproszonych spotykają przykrości, zamiast zabawy, że wreszcie zaproszono biesiadni­ków, mając na oku nie ich uhono­rowanie, lecz uczczenie godności gospodarza.

Podobnie, jak muzycy większe zadowolenie sprawiają słuchaczom pieszcząc ich uszy delikatnymi dźwiękami, a nie gwałtowną grą, tak też łatwiej zjednamy sobie życzliwość ludzi, traktując ich ła­godnie i uprzejmie, niż groźnymi minami i surowymi spojrzeniami.

Dyplomata ma w sobie jak gdy­by dwie natury: jedną własną, drugą swego monarchy.

Aktor, grając rolę Cezara czy Pompejusza, stara się jak najbar­dziej do nich upodobnić, lecz po skończeniu przedstawienia zrzuca chlamidę i przy wdziewa swój zwy­kły strój. Podobnie dyplomata, re­prezentujący zarówno siebie, jak i swego władcę: występując, publicz­nie musi godnie zastępować osobę panującego, lecz zaraz potem wi­nien stać się natychmiast sobą. Mu­si on więc tak pogodzić swe obie role, aby nie był zbyt wyniosły, ani też uniżony.

Nie należy zmuszać zaproszo­nych gości do picia nadmiernej ilości trunków; czynią to ludzie za­zwyczaj po to by od pijanego wy­dobyć jakieś tajemnice, a zapomi­nają, że łatwo samemu wpaść w za­stawioną pułapkę.

Z pijaństwa powstaje wszelaka swawola, uniemożliwiająca zacho­wanie dyskrecji. Nie dziw więc, że dyplomaty, obarczonego wadą ­opilstwa wszyscy unikają. Trze­źwość natomiast i umiejętność milczenia są zaletami, zjednującymi nam serca ludzkie. Owe zaś tajemnice, o które idzie, wyjawi nam chętnie niejeden, ujęty uprzejmością i dyskrecją, zjednany poufałym odnoszeniem się doń: człowiek, umiejący zachować powierzoną sobie tajemnicę, przywiązuje niejako do siebie silnymi więzami zwierzającego się     .

Jednakże dyskrecja nie może zo­bowiązywać dyplomaty do ukry­wania, zwłaszcza gdy jest o to za­pytywany, czyichś przewinień, go­dzących w jego monarchę lub w naczelnika państwa, na którego dworze przebywa.

Podobnie względy uprzejmości nie powinny skłaniać nas do pole­cania ludzi niedostatecznie zna­nych, przy czym pomijam już fakt, że monarchowie niechętnie patrzą na rekomendacje, otrzymane od cudzoziemców.

Pamięć ludzka jest niedoskonała. Toteż wskazane jest, by dyplo­mata codziennie spisywał rzeczy ważniejsze, dotyczące prowadzo­nych rozmów i usłyszanych wiado­mości, mogących przecież w przy­szłości przydać się, przy czym nale­ży zachować tu jak najdalej idącą ostrożność, ponieważ tego rodzaju informacje, zwłaszcza gdy są prze­syłane w formie listu, wymagają zachowania ścisłej tajności. Toteż jeśli dostaną się do rąk osób trze­cich, powodują wielkie przykrości i kompromitację. Jest to tym nie­bezpieczniejsze, że ludzie okazują nadmierną gorliwość w przejmo­waniu tajnych pism.

Cesarz Septymiusz Severus wy­dał po śmierci Klodiusza Albinusa rozkaz zbadania jego korespondencji, t. j. zarówno listów, jak i otrzy­mywanych odpowiedzi. I znalazł to, czego szukał: szereg osób zo­stało uznanych przez senat za wro­gów ojczyzny.

Aby uniknąć podobnej kompro­mitacji, można dostarczać do kra­ju wiadomości o planach wrogów na drewnianych tabliczkach, po­wlekanych następnie woskiem, lub na rzemieniach, owiniętych dokoła laski. Można również przesyłać in­formacje, wyryte na ołowianych pociskach lub w listach, owiniętych dokoła strzał. Istnieje również me­toda pisania listów mlekiem lub sokiem cebuli: pismo to jest wi­doczne po zbliżeniu do ognia, wre­szcie znamy sposób, gwarantujący najbardziej tajność koresponden­cji – posługiwanie się umówio­nym szyfrem.

 

Na szczególną pochwałę zasłuży dyplomata, który nie tylko spełni dokładnie swe obowiązki, lecz ponadto zdobędzie dokładne informacje, dotyczące kraju i państwa, w którym przebywa.

Otóż przede wszystkim należy sporządzić dokładny opis położe­nia kraju, podając, obok nowego, dawne brzmienie nazw dzielnic miast i osiedli… …opisać obszar, granice i podział terytorialny oraz samorządowy; ilość arcybiskupstw i biskupstw; stan dróg wodnych, przejść górskich, fortyfikacji itp.; glebę, stosunki rolne, kopalniane, leśne, warunki myślistwa itp.; cha­rakter narodowy i obyczaje, stroje, wygląd zewnętrzny i powierzchow­ność ludności; ustawodawstwo; wierzenia religijne, praktykowane obrzędy; sposób prowadzenia woj­ny na lądzie i na morzu, stałe i na­jemne siły zbrojne, obowiązki, u­prawnienia i wynagrodzenie wo­dzów oraz regulamin wojska i wy­sokość żołdu, wreszcie stosunki społeczne, a więc znaczenie możno­władztwa, wpływy szlachty, liczeb­ność i siłę ludu, t. j. W ogóle poło­żenie wszystkich warstw ludności świeckiej i duchownej.

Obowiązkiem posła jest ponad­to podać dokładną charakterysty­kę osoby naczelnika państwa: za­cząć trzeba od przedstawienia przodków, zobrazowania począt­ków ich kariery, sposobu, w jaki zdołali wybić się, dokonanych przez nich czynów… Następnie przejść należy do zobrazowania zwyczajów monarchy, jego charak­teru, trybu życia, ustosunkowania się ludności do niego, opinii ob­ych o nim, przedstawienia docho­dów czerpanych z podatków, wy­­dat­ków, stanu liczebnego gwardii i straży przybocznej, liczebności dworu – doradców i sług, wresz­cie omówić trzeba stosunki z pań­stwami obcymi, alianse, przyjaźnie i wrogów.

 

Jednakże ograniczanie się do in­formacji, jakie uzyskaliśmy sami, przy jednoczesnym zignorowaniu materiałów zebranych przez po­przedników nadawałoby naszym pracom charakter jednostronny: w królewskich archiwach znajdą się zapewne zapiski, sporządzone uprzednio przez dyplomatów dla u­trwalenia pamięci ich misji. Notat­ki te obrazują bieg wydarzeń i za­wierają wiele materiału, dotyczące­go czasów minionych, mogą więc stanowić źródło cennych wiadomo­ści: należy jednak zawsze mieć na uwadze, iż posiadają one różnoro­dną wartość, zależną od osoby au­tora… z zaufaniem można odnosić się jedynie do notatek, sporządzo­nych przez tych, którzy sami brali udział w wydarzeniach…

…Nie godzi się dyplomacie opu­szczać placówki bez wiedzy i woli monarchy, na którego dworze prze­bywa, oraz władcy, w którego służbie pozostaje. Tym bardziej nie uchodzi dyplomacie pozostać w obcym kraju, nie zakończywszy i nie złożywszy uprzednio swej mi­sji. Przekroczyli ten przepis Włoch – Filip Kallimach, poseł Floren­tyńczyków do Kazimierza III, Wę­gier – Andrzej Dudycz, poseł ce­sarza Maksymiliana do Zygmunta Augusta, oraz Niemiec – Andrzej Lorichius, poseł króla szwedzkiego Jana III do Stefana Batorego. Wszyscy oni pozostali w Polsce.

Nawiasem mówiąc, jest to do­wodem, że ani klimat Polski nie jest tak surowy, ani ludzie tak da­lece niecywilizowani…

 

Posła, któremu zostanie udowo­dniona zdrada, należy bezzwłocz­nie surowo ukarać. Nie wolno do­puszczać, by powstało mniemanie, że ten, kto zawinił nie tylko czy­nem, ale i złym przykładem, został zwolniony od kary ze względu na jego godność, na dostojeństwo re­prezentowanego przezeń monar­chy…

Dyplomacie winna być pozosta­wiona swoboda wyboru właściwe­go sposobu postępowania, które u­zależnić należy od usposobienia monarchy: nie każdy daje się ła­two przekonać, przy czym każdy inaczej, zależnie od usposobienia – porywczego i gwałtownego, czy spokojnego i opanowanego; jeden mówi wiele i prędko, inny zwolna i z rozwagą; jeden daje jasne, in­ny znów zawiłe odpowiedzi; jeden decyduje się szybko, inny potrze­buje wiele czasu do namysłu – tak wielka jest różnorodność uspo­sobień władców. Nam zaś nie po­zostaje nic innego, jak dostosować się do charakteru władcy.

Lekarz może przepisywać rodzaj diety lub kąpiele dopiero po zapo­znaniu się ze stanem zdrowia pa­cjenta – podobnie dyplomata do­piero na podstawie zbadania tere­nu swej pracy może przyjąć wła­ściwą taktykę.

 

Ludzie zajmujący wysokie sta­nowiska zmuszeni są prowadzić życie na odpowiedniej stopie; od ludzi przebywających na dworze wymaga się blasku i świetności. Toteż wskazane jest, by monar­cha, poza funduszami, jakie daje wyjeżdżającemu zagranicę posło­wi, dał mu możność życia w dostat­kach. Państwu bowiem bardziej zależy na zdolnych ludziach, aniże­li im samym na majątku, jaki może im państwo ofiarować. Nie należy powierzać ważnych stanowisk lu­dziom nieodpowiednim – podob­nie grzechem jest skazywanie czło­wieka zdolnego na nędzę i wzgardę ogólną: żaden szanujący się czło­wiek nie zechce odwiedzić nędznie mieszkającego dyplomaty. Nikt nie szanuje tego, kto liczy się z każdym groszem, ani tego, kto odbywa przechadzkę z jednym towarzy­szem. Trudno mówić o zrobieniu jakiegoś wrażenia na ludziach przez męża stanu nie posiadającego po­wozów i odpowiednich zaprzęgów – będzie się o nim mówiło, że tkwi po uszy w młynie materialnych kłopotów.

Sprawy te są tym ważniejsze, że nie tylko bezkrytyczny tłum, ale i ludzie mądrzy wymagają od nas blasku zewnętrznego…

Posła, który parokrotnie zawiódł pokładane w nim nadzieje, nie na­leży zatrzymywać na służbie, która nie jest właściwym terenem nauki…

Posłów natomiast dobrze wy­wiązujących się z powierzonych obowiązków należy utrzymywać na stanowiskach jak najdłużej… Nie znaczy to, że wskazane jest wysy­łanie stale tych samych osób na pe­wne stanowiska: pracujący czas dłuższy na jednej placówce stają się zbyt wymagający, zarozumiali, a wreszcie łatwo ulegają przekup­stwu.

 

Drogowskazem w życiu naszym powinny być następujące zasady: umieć zachować tajemnicę, mówić mało; nie przystępować do nicze­go bez namysłu, rozważyć nie tyl­ko początkowe, ale i końcowe eta­py danej sprawy; tępić tkwiący w nas fałsz; czas swój przeznaczać na prace, jak najmniej lub wcale nie odpoczywając; cnotę uważać za go­dną zaszczytów, przestępstwa za wymagające kary; powściągać gniew, zachowywać umiarkowanie i poczucie sprawiedliwości; bez wahania ustępować miejsca lu­dziom o wyższym stanowisku; nie krzywdzić ludzi niżej postawio­nych; wyróżniać się wiernością i dyskrecją; mieć litość dla bied­nych, by samemu w razie potrzeby też móc liczyć na współczucie; za­wczasu oswoić się z myślą o śmier­ci, by owego ostatniego, a tak ucią­żliwego dnia nie ulec trwodze.

Życie i wiedza ludzka podobne są do cienia.

Starajmy się poznać siebie sa­mych bardziej, niż innych, by nie ulegać fałszywym złudzeniom co do swej osoby i nie sądzić, że dobi­jamy do celu wtedy, gdy inni uwa­żają, że właśnie się odeń oddala­my.

Bóg jest Sprawcą wszystkiego do­bra – On daje nam rozum, On go oświeca; On wszystko czyni bez błędu i nie chce, by człowiek zbie­rał pochwały za swe zalety nie prawdziwe, lecz udane.

Człowiek łatwo może się po­tknąć; lecz jeśli z upadku nie po­wstaje, sam dąży dobrowolnie ku swej zgubie, która zagraża mu zwłaszcza wtedy, gdy zaczyna ży­wić nadmierne do siebie zaufanie, nie zważa na choroby, wypadki i starość, które są niby zwiastunami śmierci, zapomina, że jest dziełem Stwórcy i nie myśli o Nim.

Z Jego to woli Syn Jego jedyny spełnił wśród nas misję poselską, a apostołowie na całym świecie ­byli niejako tłumaczami i zwiastu­nami prawdy oraz nauczycielami życia: stąd my także ku wiecznej i Jego chwale winniśmy wykonywać i obowiązki poselskie i nie tylko nazywać się, ale i być naprawdę do­brymi posłami.

Powinniśmy – a odnosi się to także do wysyłających poselstwa – kierować się rozumem oraz, rzecz po wszystkie czasy najważniejsza, we wszystkich naszych poczyna­niach być nie tylko z imienia ale i faktycznie dobrymi chrześcijana­mi.

Koniec ku chwale jedynego Bo­ga.



*) Knyszyn jest odległy od Grodna o ca. 30 km. (Przyp. tłum.).

*) Zapewne Akademii.

Najnowsze artykuły