Artykuł
Piłsudczycy wobec Rapallo i Locarno. Z rozważań nad genezą przewrotu majowego

 [w:] Idea Europy i Polska w XIX-XX wieku. Księga ofiarowana dr. Adolfowi Juzwence, dyrektorowi Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, z okazji 60-lecia urodzin, Red.J.Degler i in., Wrocław 1999, s. 69-76

 

 

Udzielając w początkach czerwca 1922 r. dymisji gabinetowi Antoniego Ponikowskiego - co otworzyło długi, trwający półtora miesiąca kryzys rządowy - Piłsudski wskazywał na pogorszenie się sytuacji międzynarodowej Polski w wyniku porozumienia, zawartego dwa miesiące wcześniej między Niemcami a Rosją Radziecką, oraz brak stosownej do rangi zagrożenia reakcji ze strony rządu. Wypowiedź ta niewątpliwie trafiała w szersze emocje społeczne. Co gorsza, budzący wielki niepokój polskiej opinii publicznej układ w Rapallo - bo o nim mowa - okazał się zaledwie początkiem łańcucha wydarzeń, sygnalizujących wygasanie koniunktury politycznej, w której Polska ponownie pojawiła się na mapie. Zbliżenie obu tradycyjnych przeciwników Polski korespondowało ze zmianami w polityce najważniejszego jej sojusznika - Francji. W wyniku wyborów, przeprowadzonych tam w roku 1924 zwyciężył tak „zwany „kartel lewicy”. Wśród triumfujących po wyborach postaci znaleźli się również politycy od dawna opowiadający się za trwałą współpracą z Niemcami. Spektakularna zmiana w nastrojach opinii publicznej nie mogła nie wpłynąć na ogólny kierunek polityki zagranicznej Francji. Osłabienie antyniemieckich resentymentów potwierdziły także późniejsze o rok wybory w Wielkiej Brytanii. Pozytywną stroną zbliżenia między państwami zachodnimi a Niemcami, uwieńczonego porozumieniami lokarneńskimi, było przyśpieszenie procesu stabilizacji porządku powojennego. Z perspektywy czasu stabilizacja ta okazała się jednak względna, oczywistym zaś jej mankamentem z polskiego punktu widzenia było zepchnięcie Polski na pozycje izolowane.

Takie właśnie komentarze przeważały w opiniach poszczególnych środowisk politycznych[1]. Tym, co hamowało ujawnianie się nastrojów niezadowolenia oraz pretensji pod adresem mocarstw zachodnich było poczucie jałowości protestu i braku możliwości aktywniejszego wpływanie przez Polskę na rozwój sytuacji[2]; w przypadku części zaś środowisk - także przekonanie o braku sensownej alternatywy dla realizowanej linii polityki zagranicznej. Poza tym nie wszystkie elementy zmienionej sytuacji pokazały się od razu. Przed otwartym proklamowaniem przez republikę weimarską zamiaru doprowadzenia do rewizji granicy z Polską wywierana przez nią presja nie zawsze była dostrzegana w obrębie środowisk skłaniających się ku idei współpracy z Niemcami - przede wszystkim socjalistów, a także wśród inteligenckich radykałów. I tak, piłsudczykowski „Głos Prawdy” w jednym z komentarzy uznał wojnę celną z Niemcami za humbug Grabskiego, pragnącego uchylić się od odpowiedzialności za klęskę polityki stabilizacyjnej. Na jego łamach piętnowano wydalanie z kraju „optantów”, tj Niemców odmawiających przyjęcia obywatelstwa polskiego, wykazując niedopuszczalność podobnie „barbarzyńskich praktyk”, podejmowanych jakoby li tylko celem „dogodzenia grupie nacjonalistów poznańskich o kwadratowych głowach”[3]. Ustosunkowując się do pogłosek na temat możliwego „Anschlussu” - pochłonięcia Austrii przez Niemcy - Tadeusz Hołówko widział w nim konieczność dziejową i akt sprawiedliwości[4].

Tłem podobnych głosów był z jednej strony swoisty machiavelizm, wyrażający się w dążeniu do odsunięcia niemieckiej ekspansji od granic Polski[5], z drugiej zaś - i chyba w większym stopniu - rozczarowanie do Francji. Sojusz z Francją, będący podstawą polskich polityki zagranicznej, ostentacyjnie aprobowany przez endecję, budził wątpliwości różnorakiej natury. Nieliczne w pierwszej połowie lat dwudziestych głosy sceptyków, z reguły powiązanych ze środowiskami byłych „aktywistów”, po Locarno zostały wsparte argumentacją silniejszą niż resentymenty i urazy[6]. Za próbę sformułowania alternatywnej wobec sojuszu z Francją koncepcji politycznej uznać można zainteresowanie możliwością zbliżenia do Wielkiej Brytanii, ujawniane wówczas przez dość szerokie spektrum środowisk, od konserwatystów na prawicy, poprzez grupy radykalnej inteligencji, po socjalistów. Dla części z nich dodatkowym motywem proangielskich sympatii były sukcesy wyborcze Labour Party - najważniejszym jednak motywem zainteresowania Wielką Brytanią było przekonanie o nieefektywności dotychczasowej polityki, a także, że w zespole mocarstw zachodnich to właśnie Brytyjczycy nadają ton[7]. Personalno-instytucjonalnym odbiciem tych tendencji było objęcie ministerstwa spraw zagranicznych przez uchodzącego za anglofila Aleksandra Skrzyńskiego[8] - który zajął miejsce powiązanego z endecją Maurycego Zamoyskiego. Innym przejawem usiłowań poszerzenia pola manewru - w rzeczywistości bardzo ograniczonego nie tyle z uwagi na gospodarczą słabość państwa[9], ile położenie geograficzne Polski oraz poczynania jej wielkich sąsiadów - były próby szukania możliwości rozładowania napięcia w stosunkach z Niemcami oraz Rosją. Podejmowane przez dyplomację, były one na swój sposób aprobowane przez opinię publiczną, co nie znaczy, by nie ujawiały się tu zasadnicze różnice stanowisk. Podczas wizyty w Warszawie ludowego komisarza spraw zagranicznych Cziczerina prasa endecka spekulowała na temat możliwości ściślejszych, ponad ustrojowymi różnicami, związków między obu państwami[10] - budząc oburzenie środowisk, którym odpowiadałby raczej bliższy kontakt z Niemcami. W rzeczywistości jednak żadna z tych możliwości nie wchodziła w grę.

Świadectwem powagi sytuacji, przede wszystkim jednak bezradności wobec coraz wyraźniejszej perspektywy zagrożenia bezpieczeństwa państwa, były przygotowywane przez wojsko plany operacyjne. Mimo nienajgorszej jeszcze - w zestawieniu z następnym dziesięcioleciem - relacji sił wojskowych Polski oraz jej potencjalnych przeciwników, powstające w połowie lat dwudziestych opracowania zapowiadały katastrofę. Zakładały one wystąpienie przeciw Polsce obu jej wielkich sąsiadów. Podstawowy wariant planu wojny dwufrontowej, określony symbolem N + R (Niemcy plus Rosja), rozrzucał armie cieniutkim kordonem wzdłuż z górą 3 tysięcy kilometrów granicy z republiką weimarską i ZSRR; nawet jednak bardziej otymistyczne warianty działań, zakładające wojnę z jednym tylko przeciwnikiem, przewidywały pozostawienie znacznych (ok. 1/3 całości) sił dla obrony przeciwległej rubieży państwa, zakładając, że spokój nie potrwa tam długo[11]. Kalkulacje te, trafnie odczytując realia polityczne, prowadziły jednak do wniosków sprzecznych z kanonami sztuki wojskowej - przesuwając pojęcie obrony kraju ze sfery operacji militarnych prowadzonych z myślą o odparciu najazdu w sferę działań symbolicznych, dokumentujących wolę oporu. Komentując ten stan rzeczy, Piłsudski wyraził się, że nie widzi dla Polski „żadnego wyraźnego celu prowadzenia wojny, gdyż Polska nie może sobie dać rady nawet z tymi granicami, jakie posiada”[12].

Sygnalizowano, że skutkiem zmian, jakie zachodziły w sytuacji międzynarodowej, było ujawnienie się wątpliwości co do sensu upartego trzymania się sojuszu polsko-francuskiego. Nie tylko w kręgach byłych „aktywistów”: zwolennikiem podobnego poglądu okazał się również premier Władysław Grabski, mimo licznych więzów (także rodzinnych), łączących go z uparcie eksponującą ideę sojuszu z Francją endecją.

Ta ostatnia natomiast pozornie zachowywała się tak, jakby w położeniu międzynarodowym nic się nie zmieniło. Od lutego 1924 r. - krótko przed ujawnieniem się odprężenia w stosunkach francusko-niemieckich, uwieńczonych konferencją w Locarno - w wiodących dziennikach obozu narodowego zaczęły ukazywać się artykuły Romana Dmowskiego, w cyklu pod tytułem: „Jak odbudowano Polskę”. Później złożyły się one na głośną książkę, „Polityka polska i odbudowanie państwa”, której pierwsze wydanie ukazało się w 1925 r., następne zaś, po wyczerpaniu nakładu, już rok później. Na marginesie toczącego się równolegle sporu o zasługi poszczególnych obozów politycznych w odzyskaniu niepodległości Dmowski przedstawił systematyczny wykład poglądów, zawierających wizję miejsca Polski w Europie, jak i wypływających z tego konsekwencji. Precyzyjny i spójny wywód, uznany za oficjalną wykładnię poglądów środowiska, powielany był później w licznych wypowiedziach propagandowych. Stąd też warto poświęcić mu więcej miejsca.

Dmowski wykazywał przede wszystkim nieuchronność antagonizmu polsko-niemieckiego. Pozbawione kolonii oraz - poprzez zakaz Anschlussu - odcięte od południowego kierunku ekspansji, oddzielone od Polski granicą stwarzającą trwałe punkty zapalne, Niemcy powersalskie nie mogły być pozyskane, ani zneutralizowane. W okresie, gdy pisał „Politykę polską” Dmowski sądził jeszcze, że osłabienie Rosji będzie trwałe. Łudził się też, że rozległość obszarów Rosji oraz jej zaabsorbowanie na innych granicach sprawią, że z czasem dostrzeże ona korzyści w istnieniu państwa polskiego, oddzielającego ją od Niemiec. Słuszne przekonanie, że Polska nie może sobie pozwolić na walkę na dwóch wielkich frontach, przeciw Niemcom i przeciw Rosji, rzutowało na całość wywodu. Niezwykle silnie akcentując złowrogą rolę Niemiec w całej historii Polski, Rosję oszczędzał, sugerując pruską inspirację w udziale Rosji w rozbiorach oraz ucisku narodowym. Jakkolwiek uważał Rosjan za barbarzyńców[13], w tej akurat książce nie eksponował ich „azjatyzmu”; relacjonując zaś swoje poczynania czasów wojny starannie „wygładził” swe wspomnienia w miejscach, gdzie mogłyby rzucać cień na stosunki polsko-czechosłowackie czy zwłaszcza polsko-francuskie. Tendencja ta w oczywisty sposób zmniejszała dokumentalną wartość książki, intencją Dmowskiego było jednak przede wszystkim kształtowanie opinii publicznej w taki sposób, by aktywnie popierała politykę, stabilizującą porządek powersalski[14]. Niejako przy okazji informował o działaniach własnych i skupionego wokół siebie środowiska.

Co charakterystyczne i godne odnotowania, to sztywność poglądów Dmowskiego. Przygotowując do druku kolejne wydania książki, autor nie zmieniał ich ogólnej wymowy. W 1926 r. ogłosił broszurę[15], w której - w niedwuznacznej intencji przecidziałania powszechym fascynacjom rosnącą rolą Wielkiej Brytanii w polityce międzynarodowej - przepowiedział jej polityczną degradację oraz rozpad Imperium.

Sztywność stanowiska endecji jest źródłem kłopotów dla badaczy próbujących je interpretować. Niektórzy piszą wręcz o zagubieniu myśli politycznej endecji, nie przyjmującej do wiadomości, że oto przestaje istnieć fundament jej koncepcji politycznych: wrogość w stosunkach francusko-niemieckich[16]. Jest to o tyle dyskusyjne, że „fundament” ten był szerszy. Ogólnie rzecz biorąc uważano, że polityka zagraniczna każdego kraju jest w bardzo znacznym stopniu zdeterminowana przez jego historię oraz położenie geograficzne: to zaś oznacza, że reprezentujący interesy państwa politycy mają ograniczone pole manewru. W przypadku Polski o kierunku jej polityki zagranicznej przesądzać miało sąsiedztwo z Rosją i Niemcami oraz nacisk niemiecki na jej granice. Niechęć do pacyfistycznej retoryki Locarna oraz firmujących francusko-niemieckie pojednanie liberalnych polityków - z których znaczna część objawiała wcześniej niechęć wobec Polski - dyktowała sceptycyzm co do sensu oraz możliwości dostosowywania się do nowych reguł gry. W tej sytuacji dość naturalna wydaje się tendencja do „przeczekania” niekorzystnych zjawisk w polityce międzynarodowej, tym bardziej, że początkowo trudno było wyrokować o ich trwałości.

Zmiany, wywołane konferencją w Locarno, zaznaczyły się na dwóch płaszczyznach. Przede wszystkim w nasileniu się wrogości środowiska wobec instytucji oraz środowisk, obarczanych odpowiedzialnością za pchnięcie rozwoju wydarzeń na niewłaściwe tory - to jest Ligi Narodów, Żydów oraz środowisk liberalnych (masonerii). Nastroje te, wyciskające swoje piętno i na przytoczonej książce Dmowskiego, „Polityka polska...”, ze szczególną siłą zaznaczyły się wśród endeckiej młodzieży. Wrogość wobec Ligi Narodów, stanowiącej przecież ustanowiony jeszcze w Paryżu element ładu powojennego poniekąd sygnalizowała większy niż przedtem dystans w ocenie tego ładu. To samo powiedzieć można także o pojawieniu się tendencji do kwestionowania terytorialnych ustaleń traktatu wersalskiego: widocznych w domaganiu się przez młodzież endecką podjęcia przez Polskę ofensywnej polityki zachodniej[17] poprzez upomnienie się o pozostającą pod panowaniem niemieckim część Śląska Górnego, jak i Mazury.

Innego rodzaju problemy wiążą się z ocenami zmian w położeniu międzynarodowym, dokonywanymi przez Piłsudskiego, jak i orientujące się na niego środowiska. Podjęcie przez Piłsudskiego w lecie 1922 r. rozgrywki o charakterze niedwuznacznie już antyparlamentarnym zbiegło się w czasie ze spektakularnym pogorszeniem się sytuacji międzynarodowej Polski w rezultacie nasilenia się współpracy niemiecko-radzieckiej. Jakkolwiek jako osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo państwa i jego politykę zagraniczną nigdy nie przykładał zbytniej wagi do dostosowania swoich poczynań do parlamentarnych procedur czy opinii większości Sejmu - do czasu nie angażował się przecież w działania obliczone na podważanie autorytetu instytucji pochodzących z wyboru. W opinii osób pozostających w kręgu legendy Marszałka o zaostrzeniu jego stanowiska zadecydować miał dopiero wstrząs, wywołany zamordowaniem prezydenta Narutowicza. Analiza jego poczynań w trakcie przeciągającego się kryzysu gabinetowego w lecie 1922 r. uprawnia jednak do domysłów, że grę wymierzoną wyraźnie przeciw parlaryzmowi jako instytucji prowadził już pół roku wcześniej[18]. I jeśli nawet uznać, że zaniepokojenie zbliżeniem niemiecko-radzieckim nie było dlań jedynym powodem działań, to odzwierciedlało ono szersze nastroje. Obawy, że państwo, odzyskane dzięki daninie krwi, znów oto, jak w czasach poprzedzających rozbiory, wydane zostało na pastwę egoizmów indywidualnych i zbiorowych[19], sprzyjała zniechęceniu do rozgrywek na gruncie parlamentarnym, postrzeganych jako jałowe, a w swych konsekwencjach niebezpieczne. Podobne opinie eksponowali przede wszystkim piłsudczycy, ale i reprezentujący inne środowiska politycy - zwłaszcza wywodzący się z byłego zaboru rosyjskiego[20] - skłonni byli przychylać się do nich. A większość politycznej czołówki wywodziła się właśnie stamtąd.

O ile więc można dowodzić, że zbliżenie niemiecko-radzieckie, symbolizowane przez Rapallo, przyczyniło się do zaostrzenia opozycji Piłsudskiego wobec panującego w Polsce systemu politycznego - co w konsekwencji zaowocowało przewrotem majowym - to miałbym duże wątpliwości co do umieszczania na tej samej płaszczyźnie reakcji na konferencję lokarneńską[21]. Oczywiście, można zakładać, że wyniki konferencji w Locarno, unaoczniając polityczną izolację Polski, mogły Piłsudskiego zaniepokoić, brak wszakże dowodów wyraźniej potwierdzających to zaniepokojenie. Pisane ex post komentarze, podobnie jak enuncjacje Piłsudskiego na temat wojska, dowodem takim nie są. Dotyczy to także kuriozalnej wypowiedzi Piłsudskiego z 23 listopada 1926 br., już po przewrocie, na forum utworzonego przez siebie Komitetu Obrony Państwa. Kreśląc apokaliptyczny obraz zagrożeń, okrasił go konkluzją, że wobec zawinionego przez rządy sejmowe nieprzygotowania armii „składa z siebie odpowiedzialność za pełny stan obrony Państwa na przebieg [!?] jednego roku, co w razie zbrojnego konfliktu byłby zmuszony ogłosić”[22]. Nie tak łatwo powiedzieć czego dowodziła ta wypowiedź. W moim przekonaniu wymyka się ona próbom racjonalnej interpretacji: można ją traktować raczej jako projekcję aktualnego stanu ducha jej autora, niż wyraz kalkulacji politycznych. Innymi słowy, nie tyle jako przejaw myśli politycznej w ścisłym znaczeniu tego słowa, ile zagadnienie medyczne.

Przeciwstawną wymowę miały inne enuncjacje Piłsudskiego, zapowiadającego, bezpośrednio po wypadkach majowych, „pięciolecie zacisza”, umożliwiającego skupienie się na sprawach wewnętrznych. Brak poczucia zagrożenia z zewnątrz potwierdzałaby także słaba obsada resortu spraw zagranicznych: nominowany ostatecznie na stanowisko ministra August Zaleski traktowany był wprawdzie jako rozwiązanie prowizoryczne, ale i przewidziany pierwotnie Janusz Radziwiłł nie był osobowością znacząco silniejszą[23]. Istotne wreszcie, że po przewrocie ogólny kierunek polityki zagranicznej nie zmienił się.

Publikowane przed zamachem wypowiedzi orientujących się na Marszałka publicystów i polityków również nie dają jasnego obrazu. Oskarżenia polityków sejmowych o niechęć do wojska nie znajdują uzasadnienia w globalnych ocenach dorobku obu izb parlamentu w zakresie ustawodawstwa wojskowego[24]. Jeśli zaś idzie o takie zagadnienia, jak skłonność do szukania oszczędności budżetowych poprzez redukcję wydatków wojskowych, skracania czasu służby itp - to uważane za bliskie Piłsudskiemu ugrupowania prezentowały w tej materii stanowisko o wiele dalsze od postulatów wojska niż jego przeciwnicy na sejmowej prawicy[25]. Mieszczą się tu także popularne wśród socjalistów koncepcje likwidacji armii stałej w ogóle i oparcia obrony na półochotniczej milicji.

Piętnem podobnej dwuznaczności obarczone były także oceny sytuacji międzynarodowej, formułowane przez radykałów. Enuncjacje dowodzące zaniepokojenia położeniem Polski przeplatane były innymi, o wymowie biegunowo różnej. Taki charakter miało podnoszenie walorów porozumień lokarneńskich jako kroku w kierunku pojednania międzynarodowego. „Od Wersalu do Locarno - dowodził Wojciech Stpiczyński - przeżyliśmy siedem lat chudych”, obecnie zbliżamy się do ery, w której stosunki między narodami oprą się nie na szowiniźmie, a na braterstwie[26]. Adam Skwarczyński wykazywał, że nie ma podstaw do głoszonych przez endecję nastrojów paniki. Skutkiem Locarno jest to tylko, że nie ma już Ententy, za której placówkę antyniemiecką „żeśmy się uznali”, bezsporną zaś korzyścią - rozluźnienie współpracy rosyjsko-niemieckiej[27]. Zbieżną wymowę miał drukowany w owym czasie na łamach „Głosu Prawdy” cykl „Okopy świętej Trójcy” - jadowity pamflet przeciw Poznaniowi i Poznańczykom - wcześniejsze zaś komentarze dotyczące porażki wyborczej prawicy we Francji zdradzały satysfakcję i radość, a nie zaniepokojenie. Zapewne, oddziaływało tu poczucie bliskości ideowej ludzi przywiązanych do etosu lewicowego, ale nie tłumaczy ono wszystkiego. W kwietniu 1925 r. na łamach „Głosu Prawdy” ukazała się apologia Josepha Caillaux, polityka sądzonego w czasie I wojny światowej za podejrzane kontakty z Niemcami[28] - wyrażającego interesy tej części wielkiego przemysłu, która od dawna opowiadała się za współpracą francusko-niemiecką. Nie lewicowego zatem, lecz jedynie reprezentującego tę część francuskiej prawicy, której nie lubiła Narodowa Demokracja w Polsce. Trudno oprzeć się wrażeniu, że okazało się to wystarczającą legitymacją do uzyskania przezeń pozytywnej oceny. Kluczem do wyjaśnienia tej postawy radykalnej inteligencji nie było jej zaniepokojenie kierunkiem rozwoju sytuacji międzynarodowej, ale temperatura walk politycznych w kraju. Wzajemna wrogość osiągnęła taki pułap, że cieszyło wszystko, co wprawiało w zły humor znienawidzonego przeciwnika.

 

Krzysztof Kawalec

 

 

 



[1]          Patrz: Wiesław Balcerak, Polityka zagraniczna Polski w dobie Locarna, Wrocław 1967, s. 199-219.

[2]          Jerzy Krasuski, Między wojnami. Polityka zagraniczna II Rzeczypospolitej, Warszawa  1985, s. 100.

[3]          Jeszcze o optantach, "Głos Prawdy" nr 105, z 12 IX 1925, s.365-366. Por.: "Głos Prawdy" nr 106, z 16 IX 1925, s. 374.

[4]          T.Hołówko, Pakt gwarancyjny w Polsce, "Droga" nr 6, czerwiec 1925, s. 7.

[5]          Wojciech Wrzesiński, Prusy wschodnie w polskiej myśli politycznej 1864-1945, Olsztyn 1994, s.272-273.

[6]          Patrz: Tytus Filipowicz, Nasza polityka zagraniczna, Toruń - Siedlce 1922, s. 20; Jan Kucharzewski, Polska wobec świata, Warszawa 1921, s. 28; Władysław Studnicki, Wobec grozy położenia. Międzynarodowe stanowisko Polski, Warszawa 1920, s. 9-10, 13; Henryk Tennenbaum, Polska w polityce światowej, Warszawa 1923, s. 47-48. Por.: Włodzimierz Wakar, Doświadczenia i błędy naszej polityki zagranicznej wobec zadań chwili, Warszawa 1926, s. 13-14.

[7]          Patrz: Edward Czapiewski, Koncepcje polityki zagranicznej konserwatystów polskich w latach 1918-1926, Wrocław 1988, s.161-162.

[8]          Patrz: A.Skrzyński, Polska a pokój, Warszawa 1925, s. 100. Szerzej na temat poczynań Skrzyńskiego: Historia dyplomacji polskiej, t. IV, 1918-1939. Pod red. Piotra Łossowskiego, Warszawa 1995, s.273-274.

[9]          Patrz: Piotr Wandycz, Narodowa Demokracja a polityka zagraniczna II Rzeczypospolitej, "Więź" 1989, nr 7-8, s. 162.

[10]        Szerzej na ten temat: Roman Wapiński, Narodowa Demokracja 1893‑1939. Ze studiów nad dziejami myśli nacjonalistycznej, Wrocław 1980, s. 246-248.

[11]        Patrz: Piotr Stawecki, Polityka wojskowa Polski 1921-1926, Warszawa 1981, s.77-87.

[12]        Cyt. za: Włodzimierz Suleja, Józef Piłsudski, Wrocław 1995, s. 290.

[13]        Patrz list Dmowskiego do Jana Żółtowskiego z 28 kwietnia 1930, w: Materiały Stanisława Kozickiego, Biblioteka Jagiellońska, akc.31/62.

[14]        Krzysztof Kawalec, Roman Dmowski, Warszawa 1996, s. 271-272.

[15]        Patrz: R.Dmowski, Anglia powojenna i jej polityka. Uwagi ogólne, Warszawa 1926.

[16]        Jerzy Faryś, Koncepcje polskiej polityki zagranicznej 1918-1939, Warszawa 1981, s. 192-193; P.Wandycz, Narodowa Demokracja a polityka zagraniczna II Rzeczypospolitej, "Więź" 1989, nr 7-8, s.164.

[17]        W.Wrzesiński, Warmia i Mazury w polskiej myśli politycznej 1864-1945, Warszawa 1984, s. 337-338.

[18]        Patrz: Andrzej Garlicki, Przewrót majowy, Warszawa 1979, s.19‑26.

[19]        Bronisław Nietyksza, Nadzieje, złudzenia, rzeczywistość. Wspomnienia z lat 1912‑1945, tom 1, Warszawa 1985, s.157‑163.

[20]        Szerzej na temat kultury politycznej zaboru rosyjskiego: Stefan Kieniewicz, Wpływ zaboru rosyjskiego na świadomość społeczeństwa polskiego, "Dzieje Najnowsze" nr 4, 1977.

[21]        Patrz: W. Suleja, Józef Piłsudski..., s. 285-286.

[22]        Ibid. s.323, 324.

[23]        Patrz: Władysław Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia polityczna Polski, t. II 1914-1939, Gdańsk 1990, s.690-691, 730.

[24]        Stawecki, op.cit., s. 180.

[25]        Patrz: Sprawozdanie stenograficzne z 280 posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej z dn. 26 marca 1926, s. 9, 17, 32-37.

[26]        Wojciech Stpiczyński, Od Wersalu do Locarno, "Głos Prawdy" nr 109 z 10 X 1925, s. 422-423. Dwa tygodnie później dał już wyraz ocenie krytycznej porozumień (Nowe idee i stary egoizm, "Głos Prawdy" nr 111 z 24 X 1925, s. 454-455), aby po miesiącu ponownie je pochwalić (Locarno-Londyn, "Głos Prawdy" nr 116 z 28 XI 1925, s. 533-534).

[27]        A.Skwarczyński, Locarno, "Droga" nr 10-11, październik-listopad 1925, s. 6-9.

[28]        Przegląd Zagraniczny", Caillaux, "Głos Prawdy" nr 85 z 25 IV 1925, s. 60.

Najnowsze artykuły