Artykuł
Reforma konstytucji w Polsce
Adam PIASECKI (

Wybrane fragmenty pochodzą z: Reforma konstytucji w Polsce. Odczyt wygłoszony 23 czerwca 1934 r. w paryskiej „Academie des Sciences Morales et Politiques”, [w:] „Przegląd Współczesny”, rocznik XIII (1934), tom L, nr 147-148, s. 198-200, 203-211 i 219.

 

Pierwsza Konstytucja Polski Odrodzonej uchwalona została w dniu 17 marca 1921 r. i stanowiła jedną z tych konstytucji powojennych, w których formalnie zastosowane były idee francuskie zwierzchnictwa narodowego i podziału władz, a faktycznie pełnia władzy złożona została parlamentowi, wybieranemu na zasadzie nie tylko równego, powszechnego (i to zarówno mężczyzn, jak i kobiet) i tajnego, ale także bezpośredniego i proporcjonalnego głosowania. [...] Trudno było wymagać, żeby Polska po blisko 150 latach niewoli zdołała w chwili budowania Państwa stworzyć własny, z psychiką narodu zrośnięty ustrój społeczno-polityczny. Wówczas przyjęcie jakiejś abstrakcyjnej idei ustrojowej, podporządkowanie się jakiemuś racjonalistycznemu systemowi myślenia stanowiło potrzebny czynnik konsolidacji i punkt wyjścia samoistnego rozwoju zjawisk i myśli politycznej.

Rozwój życia parlamentarnego po zakończeniu wojny był podświadomym szukaniem równowagi społecznej, a zarazem krystalizacji myśli państwowej. Ale czyż trudno się dziwić, że w ramach przyjętego ustroju poszukiwania te nie posunęły nas naprzód? Rządy parlamentów są formą rządzenia wynikającą z kultu intelektualizmu i wiary w metodę dialektyczną, stosowaną w publicznie prowadzonej dyskusji. Jeżeli rządy parlamentarne nie mogą dzisiaj sprostać zadaniu w krajach o dawniejszej tradycji życia parlamentarnego dlatego, że najświetniejsza woltariańska szermierka nie zapewnia inicjatywy myślowej i przewidywania oraz nie powoduje sprężystości woli, to tym bardziej w Polsce rządy te nie mogły opanować zagadnienia konsolidacji państwa. Z jednej strony problem techniki organizacji państwa wymagał bardziej sprawnego aparatu, z drugiej strony parlamentaryzm okazał się złym czynnikiem wychowawczym, złą szkołą wiązania mas społecznych z państwem. Fakt, że przyszedł kryzys ustrojowy nie daje się wytłumaczyć tym tylko, że powstało dużo partii, że partie były krótkowzroczne i skłócone, że gabinety żyły na łasce parlamentu. Argumenty te, tak powszechnie używane dla uzasadnienia reform ustrojowych antyparlamentarnych, mają zastosowanie do Polski, ale nie wystarczają w pełni dla charakterystyki swoistych cech naszego kryzysu.

   Cechą charakterystyczną, która zaciążyła na naszym życiu politycznym od chwili powstania Państwa, było zawładnięcie nim przez przedwojenne partie polityczne. W ten sposób, rodzime pierwiastki polskie zaczęły wyrażać się w ramach organizacji politycznych, które, chociaż polskie, nie stanowiły wyrazu ustosunkowania się społeczeństwa do niepodległego państwa. Masy obdarzone, mimo stuletniej niewoli, wyjątkowym instynktem państwowym, co wykazały dobitnie w r. 1918, nie ulegając pokusie zlania się w morzu wschodniego komunizmu, znalazły się w ręku starych liderów, którzy nie umieli tych zdrowych instynktów mas rozwijać, a przeciwnie opętali masy rywalizacją między sobą i demagogicznym przelicytowywaniem się. Frazeologia i demagogia zajęły miejsce publicznej dialektyki. Na tym tle wytworzył się dogmatyzm, nie znajdujący wspólnego języka, a stanowiący tamę dla postępu politycznego myślenia. W dodatku, znaczna część tego dogmatycznego myślenia powstała na podłożu interesów grupowych, a nie troski o polską rację stanu.

Życie parlamentu stawało się walką klas o korzyści od państwa, prowadzoną pod różnymi szyldami zarówno narodowymi, jak i klasowymi. Wskutek tego stanu rzeczy nie było warunków dla wytworzenia konsekwentnej polityki państwowej, a realizacja zamierzeń miała zawsze charakter częściowy i dorywczy, brak było głębszej kultury politycznego myślenia i tego państwowego poczucia pewności siebie, które stanowi niezbędny czynnik działania na dłuższą metę. Płytkość myślenia wywoływała brak skali w działaniu, a z drugiej strony niemożność działania powodowała obniżenie lotu myśli politycznej.

Życie polityczne Polski stawało się podobne do tych rozlewnych rzek, co na równikach rozbijają się na kilka lub więcej odgałęzień, tworząc kręte łożyska rozdzielone łachami piasku. Trzeba było skupić te wody i nadać im bardziej wartki bieg. Rozwiązanie sytuacji mogło przyjść tylko spoza parlamentu, od strony czynnika stojącego ponad różnicami partii, będącego symbolem odrodzenia Państwa, mającego autorytet w armii i w szerokich kołach społeczeństwa. Rok 1926 jest datą przełomową w naszym życiu politycznym[1].

Gdy Marszałek Piłsudski pojawił się na czele wojska na ulicach Warszawy nie towarzyszyła mu zgraja wiecowych mówców, nie pracowały jednocześnie maszyny nad puszczaniem w społeczeństwo odezw, haseł i programów. Czynnik konsolidacji państwa i autorytetu władzy pojawił się w Polsce jako zamknięty w sobie duch, który faktem swego istnienia, siłą nagromadzonych wartości wysiłku pracy i poświęcenia dla państwa stworzył nowy stan rzeczy, tak różny od poprzedniego, pełen możliwości rozwojowych, a pozbawionych cech ostatecznych rozwiązań. [...]

 

Kierunek projektowanych reform szedł po linii wzmocnienia władzy głowy Państwa, nadając Prezydentowi Rzeczypospolitej stanowisko istotnie kierownicze. Budowa ustroju, oparta o prymat jednostki a nie parlamentu, choć zachowująca parlament jako istotny składnik ustroju, stała się hasłem naczelnym. Zarazem dokonywało się poważne przewartościowanie pojęć. Panoszącemu się dotychczas na całej linii racjonalizmowi przeciwstawił się realizm myślenia. Realizm myślenia wyrażał się w poszukiwaniu form ustrojowych, które najbardziej odpowiadałyby psychice narodu, to jest z jednej strony ułatwiały urzeczywistnienie się jego cech dodatnich, a z drugiej tłumiły podnoszące głowę wady narodowe. Myśl historyczna pojawiła się w postaci analizy psychiki polskiej na tle dziejów dawniejszych. Nie było możliwe natomiast odtwarzanie dawnych instytucji konstytucyjnych, gdyż warunki życia zbyt znacznie się zmieniły. [...]

Dla umysłów skłonnych do dogmatycznego myślenia o polityce, stan rzeczy w Polsce robi wrażenie czegoś połowicznego, jakby wynikającego z braku decyzji rażącego tym, że nie jest jednolitym blokiem organizacyjnym lub pojęciowym. My w tym braku dogmatyzmu co do formy widzimy głęboką treść i uważamy, że wyzwoliliśmy się z pewnych przestarzałych sugestii myślowych.

Pojęcie demokracji było przez długi okres i bywa jeszcze dziś utożsamiane z formą integralnego parlamentaryzmu. Symbioza ta jest niesłuszna, a w dzisiejszej opinii polskiej pojęcia te są najzupełniej rozszczepione. Integralny parlamentaryzm doprowadził u nas do wyrodnienia tych cech psychicznych, jakie właśnie uważa się za demokratyczne. Ale przywiązanie do idei demokracji, rozumianej jako ustrój społeczno-polityczny, w którym wartość i twórczość jednostki decyduje o jej stanowisku w życiu zbiorowym, w którym każdy znajduje daleko idącą swobodę rozwoju wewnętrznego i twórczości, najszersze warstwy współdziałają w trosce o Państwo, stanowi niewątpliwie istotny wyraz duszy polskiej. Nie ma u nas skłonności do stosowania dyscypliny i przymusu w szerszym zakresie niż to jest niezbędne dla utrzymania i rozwoju Państwa. Znalezienie tej granicy jest zagadnieniem empirycznym i stanowi przedmiot poszukiwań konstytucyjnych.

Wszelkie tendencje ustrojowe, dążące do mechanizacji społeczeństwa, wszystko to, co stanowi ograniczenie duchowej swobody jednostki, zostało przez nas odrzucone. Nie traktujemy obecnego okresu jako rewolucji kulturalnej, nie zrywamy z dawnymi podstawami kultury, ale chcemy stworzyć warunki możliwie pełnego rozwoju wartości drzemiących w duszy polskiej. Na miejsce racjonalizmu demokratyczno-parlamentarnego stawiamy zasadę silnej władzy, opartej o odpowiedzialność jednostki i współudział obywateli we wpływaniu na losy Państwa, stosownie do ich wartości i zasług. [...]

Polska rozwija się dotychczas na zasadzie, którą nazwać można personalistyczną w przeciwstawieniu do materializmu, stanowiącego zasadę komunizmu, indywidualizmu, to jest podstawy parlamentaryzmu integralnego, lub też biologizmu, będącego punktem wyjścia narodowego socjalizmu w Niemczech. [...] Jestem przekonany, że wśród idącego dziś przez Europę przewrotu ustrojowego Polska stanowi czynnik tradycjonalizmu i zachowania stosunkowo najistotniejszych cech kultury, przez co przyczynia się do utrzymania i do udoskonalenia założeń moralnych życia społecznego i państwowego. [...]

Rola państwa i jego zakres zadań uległ wszędzie w ostatnich latach znacznemu rozszerzeniu. Nie oparła się temu prądowi i Polska, z drugiej strony trzeba podkreślić, że w tej dziedzinie idziemy znów z całą świadomością po linii pośredniej, nie przerzucamy bynajmniej odpowiedzialności w życiu gospodarczym na Państwo i nie zabijamy twórczości i inicjatywy jednostkowej. Istnieje pełna świadomość tego, że organizm gospodarczy Polski rozwijać się może pomyślniej przy zakrojonej na szeroką skalę współpracy z zagranicą i nie ma bynajmniej dążenia do realizowania eksperymentów, które mogłyby nasze siły rozwojowe osłabić.

Drugą istotną różnicą w stosunku do Konstytucji dotychczasowej jest usunięcie zasady podziału władz. Nowy projekt zrywa z nią zarówno przez to, że nie zawiera definicji ustanawiającej podział na trzy władze, jak i przez to, że określa kompetencje poszczególnych organów w sposób zupełnie inny, wprowadzający władzę zwierzchnią Prezydenta. Projekt nie liczy na żadną automatyczność i naturalną kontrolę wzajemną organów rządzenia, natomiast do wszystkich zadań wyznacza odpowiedni, żywy organ władzy. Organem powołanym do zwierzchniej koordynacji władz jest głowa Państwa. Dlatego Prezydent Rzeczypospolitej nie jest uznany za piastuna władzy wykonawczej, lecz ujęty jest jako zwierzchnik organów władzy stojący na czele Państwa. [...]

Przez wprowadzenie nowej Konstytucji nie zamykamy bynajmniej procesu rozwojowego. Nie uważamy tej Konstytucji za nienaruszalne „tabu” na wieki ani nie mamy ambicji twierdzić, że nasze rozwiązanie jest jedynym zbawczym lekarstwem dla innych państw. Przeciwnie nawet, opierając się na realiach uważamy, że każde państwo musi znaleźć rozwiązanie swoiste. Zmianę naszej ustawy zasadniczej na przyszłość czynimy łatwiejszą niż to ma miejsce dotychczas. Świadomi jednak jesteśmy tego, że wnosimy własny dorobek myśli ustrojowej, oparty na przetworzeniu pewnych pojęć i dostosowaniu ich do wymagań współczesnego państwa, a także ratujemy niektóre założenia kultury politycznej, a w szczególności wolność i odpowiedzialność jednostki. [...]

   Pragnę z całą szczerością podkreślić, że droga, po której kroczy Polska oddala nas znacznie zarówno od doktryn politycznych francuskich XVIII wieku, jak i od wzorów konstytucyjnych czerpanych z Francji przy uchwaleniu Konstytucji z 17 marca 1921 r. Każda forma ustrojowa musi zdać swój egzamin, by ostać dłużej. Dziś Francja musi znaleźć własną formę naprawy ustroju, a Polska stwarza też własną. Ale na tym urealnieniu polega przecież otwarcie drogi do postępu. [...] Chcemy wyznaczyć każdemu określone zadania w życiu zbiorowym, ale chcemy przy tym, by ludzie stawali się coraz bardziej ludźmi, a nie upodabniali się do maszyny lub przekształcali naród w kopiec termitów.



[1] Dwa lata po zamachu majowym, Piasecki – krytyczny wobec sejmowładztwa i partyjnictwa – namawiał do wprowadzenia „swoistego polskiego cezaryzmu”, pisząc jednak m.in., że cezaryzm nowoczesny może wywrzeć dodatni wpływ na przyszłość narodu i zorganizować jego byt polityczny tylko pod warunkiem, że potrafi utrwalić się na okres wiele dłuższy niż życie jednej generacji, to znaczy, że potrafi wytworzyć silny prąd ideowy, który zadominuje nad narodem i stanie się źródłem i podnietą woli państwowej na dłuższy okres czasu. Nie szło jednak o to, by wytworzyć jednolity typ politycznego Polaka, by cały naród stał się kontynuatorem polityki cezarystycznej; szło jedynie o to, aby dzięki wielkiemu autorytetowi i czerpanej stąd władzy jednego człowieka wytworzyć środowisko polityczne wychowane w szkole myślenia państwowego, zdolne do tego, aby rozwiązywać wielkie państwowe zagadnienia, nie zatracić zmysłu przewidywania i wynajdywać kompromis tam, gdzie zderzają się sprzeczne interesy. Takie środowisko polityczne musi się w Polsce wytworzyć, musi ono wyciągnąć z narodu co zdatniejsze elementy, zaprawić się w pracy państwowej i chcieć i potrafić ponosić odpowiedzialność za losy państwa. Musi być środowisko, które ma silną wolę rządzenia. [...] Mówię o środowisku, a nie o takiej czy innej grupie politycznej, gdyż ie chodzi mi o stronę organizacji tego środowiska, co będzie zawsze czynnikiem nieuchwytnym, ale o pewną państwową szkołę myślenia. Szkoła taka może jedynie się rozwinąć wówczas, gdy jest w państwie podmiot woli samoistny, nie będący pochodną parlamentarnego konglomeratu. Ruch Marszałka Piłsudskiego, mający tak piękną tradycję poświęcenia w walkach o niepodległość, poza tym mający cechę wszechstronności społecznej, ma, zdaniem moim, wszelkie dane, aby coraz więcej elementów politycznych dodatnich i twórczych do siebie przyciągnąć i stać się podstawą wytworzenia tej właśnie potrzebnej Polsce szkoły politycznego myślenia (Zmiana ustroju a mocarstwowe stanowisko Polski, Kraków 1928, s. 27-28).

Najnowsze artykuły