[w:] Za wyborem pism Leona Kozłowskiego Półksiężyc i gwiazda, Wilno 1930, s. 56-60.
Kto nieśmiertelną ma w sobie istotę,
Czuje, widzący ten świat w starej korze,
Że coś większego ze świata być może,
Gdy się urodzi w nowość z ducha cudów,
Niż gniazdo nędznych i cierpiących ludów,
Które za jadłem ciągle łażą chciwe,
A te są głupie, a te niegodziwe,
A te są dalej, a te bliżej krzyża...
Juliusz Słowacki
Konstytucja nasza głosi na wstępie, że naród polski chce „byt niepodległy Ojczyzny, potęgę i bezpieczeństwo oraz ład społeczny utwierdzić na wiekuistych zasadach prawa i wolności, pragnąc zarazem zapewnić rozwój wszystkich jej sił moralnych i materialnych dla dobra całej odradzającej się ludzkości”...
Dziwnie jakoś brzmią w naszych czasach te słowa wielkie i święte, a tak doszczętnie zapomniane, jak „dobro ludzkości” i „wiekuiste zasady prawa i wolności”. Lecz cześć Polsce, że się nie bała tych haseł „przestarzałych” i wypisała je w swej Ustawie Konstytucyjnej. Wyrzekła to, czego życie coraz natarczywiej domaga się, wyrzekła w przededniu nowego odrodzenia tych haseł przestarzałych i tych słów zapomnianych.
Wywołuje je z niepamięci instynkt samozachowawczy narodów, które stoją nad brzegiem przepaści wobec ruiny powszechnej i nie mają ku własnemu zbawieniu i szczęściu innej drogi, jak tylko tę, co prowadzi przez „dobro całej odradzającej się ludzkości”.
O solidarność międzynarodową woła życie codzienne w dziedzinach nawet tak dalekich od wszelkiego idealizmu, jak przemysł, handel i finanse. Nawet giełda o tym mówi. Dotychczas każdy kraj dążył do tego, aby mieć jak najwyższą walutę u siebie, i aby jak najniższą mieli sąsiedzi. I oto teraz widzimy, że kraje szczęśliwe i bogate – jak Szwajcaria lub Stany Zjednoczone – duszą się w swym bogactwie, nie mogąc z powodu swej wysokiej waluty sprzedawać w krajach ubogich o niskiej walucie. Powstaje kwestia wzajemnego przekreślenia długów wojennych.
Jesteśmy w przededniu odrodzenia idealizmu, w wojnie bowiem światowej i świecie powojennym zbankrutowały owe idee i hasła materialistyczne, które odgrywały rolę kierowniczą w życiu narodowym i międzynarodowym: egoizm narodowy i nienawiść klasowa.
Powierzchownym jest nieraz wygłaszane zdanie, że to wojna i spowodowane przez nią zdziczenie moralne doprowadziły świat ucywilizowany do zaniku uczuć ludzkich i pojęć prawa i sprawiedliwości. Zapewne, straszne są następstwa rozpętania instynktów zwierzęcych w czasie wojny, a świat przedwojenny wobec dzisiejszego zdziczenia wydaje się nam nieraz światem wysoce kulturalnym i humanitarnym. Ale wojna przecie była wyrazem zewnętrznym treści duchowej, którą żył świat przedwojenny, była wynikiem zasad, którymi się kierował ten świat.
Że w stosunkach międzynarodowych panowało nie prawo, lecz siła brutalna prawem upozorowana, o tym Polska najlepiej wie. W stosunkach między klasowych panowała walka klas, nie łagodzona żadną wyższą ideą. Klasy posiadające robiły z wyższych idei kulturalnych listek figowy dla przykrycia gołego interesu klasowego, klasy wydziedziczone prowadziły walkę z ustrojem istniejącym w imię znowuż swego interesu klasowego, a nie ludzkości lub sprawiedliwości. Interes egoistyczny jednostki, klasy i narodu był uważany za jedyną siłę twórczą tak przez tych, co budowali i podtrzymywali przedwojenny świat kapitalistyczny, jak przez tych, co zburzyć go chcieli. Dla idei ludzkości w owym świecie miejsca nie było.
Znałem pewnego ortodoksalnego marksistę rosyjskiego (nie dożył do rewolucji bolszewickiej i nie widział zastosowania w praktyce swych idei); otóż twierdził on, że pojęcie „ludzkości” jest wymyślone przez ideologów burżuazji dla zamroczenia świadomości klasowej proletariatu; rodzaju ludzkiego nie ma, są dwa gatunki zwierząt - proletariat i burżuazja - które zjadają się nawzajem. W tak naiwnej i elementarnej formie nikt z ideologów marksizmu nie streszczał teorii walki klas. Lecz jeżeli brać jej treść, niezależnie od intencji autorów, to do tego ostatecznie treść ta sprowadzała się, zasadniczo bowiem teoria Marksa odrzuca wszelki ideał ponadklasowy, wszystko, co łączy klasy, lub łagodzi antagonizmy klasowe. Jeżeli marksiści mówią o przyszłym społeczeństwie nie klasowym, jeżeli hymn rewolucyjny opiewa, że „L'internationale sera le genre humain”, to z punktu widzenia socjalizmu marksowskiego może to nastąpić wówczas, gdy gatunek istot zwany burżuazyjnym zniknie z powierzchni ziemi i zostanie tylko jeden rodzaj proletariacki, i ten będzie rodzajem ludzkim. Marks nauczał, że nastąpi to skutkiem stopniowego znikania średniej i drobnej własności, burżuazyjny bowiem gatunek rodzaju ludzkiego musi topnieć w następstwie ewolucji społecznej. Bolszewicy, widząc, że proces ten odbywa się zbyt wolno, postanowili wprost gatunek ten wyrżnąć.
Na zarzut, że przy stosowaniu terroru masowego ginie dużo osób niewinnych, bolszewicy odpowiadają, że nie chodzi im bynajmniej o winę osobistą tej lub innej jednostki, lecz tylko o jej stanowisko społeczne, o jej przynależność do klasy wyzyskiwaczy, gdyż terror czerwony nie jest ani stosowaniem kary ani zemstą, lecz tylko tępieniem wrogiej klasy.
Taktyka komunistyczna została potępioną przez ogromną większość socjalistycznych wyznawców doktryny walki klasowej, burzy się bowiem przeciwko terrorowi uczucie ludzkie, ale w samej doktrynie nie ma pierwiastka etycznego, który by mógł uzasadnić ten protest uczucia.
Mówiąc o braku pierwiastka etycznego w samej doktrynie, nie chcę bynajmniej przez to powiedzieć, że pierwiastka tego byli pozbawieni wyznawcy doktryny. Byli i są między nimi idealiści, którzy, podporządkowując wszystko interesom klasowym proletariatu, wierzyli, że interesy te odpowiadają interesom kultury i rozwoju życia. Byli święcie przekonani, że zwycięstwo czerwonego sztandaru, na którym są wypisane hasła klasowe, będzie z natury rzeczy zwycięstwem wyższego typu życia, kultury i etyki. Dla nich bowiem pewnikiem była wyższość etyczna proletariackiego gatunku nad gatunkiem burżuazyjnym: robotnik już przez to samo, że jest wyzyskiwanym, jest lepszym od wyzyskującego go kapitalisty i ta wyższość jego sama przez się ukaże się po zwycięstwie, choć walczy on nie o wyższe jakieś ideały, a tylko o swój interes klasowy.
Otóż ta wiara, nie formułowana w doktrynie, ale żyjąca w sercu jej wyznawców, otrzymała ciosy dotkliwe. Tam gdzie robotnik drogą ewolucji polepszał swój byt i zdobywał warunki lepsze od warunków życia inteligencji, i tam, gdzie w drodze rewolucji (jak to było w Rosji w pierwszych czasach po przewrocie bolszewickim) stawał chwilowo u władzy, nie zdradzał on wcale wyższości etycznej lub kulturalnej, zdradzał te same „mieszczańskie”, egoistyczne cechy duchowe, w których upatrywano właściwość burżuazji. Nie ma osobnych gatunków ludzkich proletariatu i burżuazji, a jest jeden rodzaj ludzki i zwycięstwo jednej warstwy społecznej nad drugą samo przez się nie ma żadnej wartości etycznej.
Natura ludzka jest jednocześnie i gorszą i lepszą, niż przypuszcza doktryna walki klasowej. Jest gorszą, bo wymaga kształcenia i wychowania etycznego, nie dość uwolnić tylko z więzów tę naturę, aby zakwitło lepsze życie, zaś proletariat kierowany wyłącznie swoim interesem nie stwarza społeczeństwa sprawiedliwszego. Jest lepszą, bo cała ludzkość — i burżuazja i proletariat — nie kieruje się wyłącznie swoim interesem.
I to właśnie wykazała wojna. Jeżeli wojna z jednej strony rozpętała najgorsze instynkty ludzkie i spowodowała to zdziczenie i spustoszenie dusz ludzkich, o których tak wymownie pisze prof. Baudouin de Courtenay, to z drugiej strony w niej przecie znalazły wyraz i najszlachetniejsze strony duszy ludzkiej: odwaga, miłość ojczyzny, duch poświęcenia. Ludzie szli przecie nie tylko zabijać wroga, ale i składać własne życie w obronie ojczyzny. I widzieć w wojnie tylko rzezie i gwałty, a nie widzieć w niej bohaterstwa i ofiarności, słyszeć tylko huk armat i jęki rannych, a nie słyszeć bicia tych serc szlachetnych, które „ukochały coś więcej nad ciało i nie ulękły się wiecznej mogiły” - to znaczy zbyt jednostronnie brać życie i nie ogarniać całej pełni takiego zjawiska, jak wojna.
W tym wezbraniu dusz szlachetnych, które „ukochały coś więcej nad ciało”, w powodzi nastrojów wzniosłych i uczuć bohaterskich, która zalała świat z początkiem wojny, utonęła szara teoria życia społecznego, wszystko sprowadzająca do walki interesów klasowych, ludzie bowiem zrozumieli i odczuli, że nie interesem kieruje się człowiek i że jest coś wyższego nad interes klasowy.
Teoria walki klas zbankrutowała w wojnie światowej razem ze starym światem, który zburzyć chciała, ale którego jest wiernym odbiciem. Marksowska teoria walki klas tak samo, jak i klasyczna ekonomia polityczna, widzi nie żywego człowieka i nie realne społeczeństwo, lecz człowieka schematycznego, który zawsze kieruje się interesem, prowadzi ścisłą buchalterię zysków i strat i na buchalterii tej życie opiera. Otóż ten buchalteryjny światopogląd zbankrutował w wojnie światowej.
Gdyby ludzie rzeczywiście kierowali się interesem, to wojna ostatnia byłaby wprost niemożliwą. Ekonomiści, którzy twierdzili na początku wojny, że nie potrwa ona dłużej nad dwa miesiące, że dłużej trwać nie może, mieli zupełną rację, opartą na ścisłej wiedzy ekonomicznej. Ale ścisła nauka ekonomiczna miała kruchą podstawę: schematycznego człowieka, zawsze tylko kierującego się interesem. Nauka i jej wywody były ścisłe, ale prawdziwymi były o tyle, o ile prawdziwym było założenie, z którego wychodziły.
Założenie okazało się fałszywe. I ludzie, i narody, i klasy, i ludzkość cała nie zawsze i nie wyłącznie kierują się interesem. Narody prowadziły lata całe wojnę, która już po dwu miesiącach stała się nonsensem ze stanowiska buchalterii zysków i strat, gdyż straty były tak wielkie, że żadne zyski wyrównać ich nie były w stanie. Narody, które niby kierowały się dobrze zrozumianym interesem, zburzyły dorobek pracy wieków całych i zostały nędzarzami na gruzach Europy. Tak skończył świat stary, w którym bezwzględnie panowały teorie na egoizmie oparte.
I czyż teraz teorie te, jak teoria walki klas i egoizmu narodowego, zdolne są podźwignąć ludy z nędzy obecnej i wskazać im drogę ku lepszej przyszłości? Nie, teorie te są raczej przeszkodą dla pracy twórczej nad odbudową świata, są to raczej sztuczne światła; potrzebne były w nocy przedwojennej, w dawnym gmachu polityczno-społecznym, ale teraz przeszkadzają dostrzec brzask nowego dnia, który się wdziera przez wyłomy na wpół zburzonego gmachu. I ludzkość nie znajdzie w sobie siły do zbudowania nowego gmachu, do odrodzenia życia, jeżeli żyć będzie dawnymi ideami i teoriami, które ją do zguby doprowadziły, jeżeli nie podźwignie jej z upadku wiara, że świat czymś lepszym stać się może, niż gniazdem nędznych i cierpiących ludów, chciwie uganiających się za jadłem.
Narody nie wydobędą się z otchłani obecnej nędzy moralnej i materialnej, jeżeli, odrzuciwszy hasło egoizmu narodowego, nie zrozumieją, że ich szczęście jest związane z „dobrem całej odradzającej się ludzkości”.