Tekst ukazał się w pracy zbiorowej O naprawę Rzeczypospolitej,
Kraków 1922, s. 45-50. Przedruk w wydanym w serii Biblioteka Klasyki Polskiej
Myśli Politycznej wyborze pism K. W. Kumanieckiego W
poszukiwaniu suwerena.
W dawnej szlacheckiej Rzeczypospolitej wytworzyły się dwie jej
śmiertelne choroby: jedną było niezdrowe pojmowanie wolności jako swawoli;
upominał pod tym względem swoich współczesnych ModrzewskiI w tych krótkich, a dobitnych słowach:
„[…] niewola i wolność zbytnia przemierzła jest”. Druga wyrosła z jakiejś
chorobliwej obawy przed dominium absolutum; upatrywano je w każdej
próbie ukrócenia swawoli, w każdym usiłowaniu, zmierzającym do przywrócenia
zachwianej równowagi w ustroju najwyższych władz państwowych. Z obu tych chorób
wyrosło liberum veto i doktryna złotej wolności. Na tym gruncie sejm
został ze szczytów suwerenności, po którą sięgał, zepchnięty do rzędu
bezsilnego ciała, pociągając za sobą państwo nad brzeg przepaści. Gonienie za popularnością stało się charakterystyczną cechą
rządów w Polsce. A „taki rząd popularitatis
– jak biadał SkargaII
– musi przecie mieć swoje króliki”. Skutkiem takiego stanu rzeczy było
osłabienie rządu, zniszczenie wszelkiej jego powagi, co w związku z
bezsilnością sejmów, ze swawolą, kryjącą się pod płaszczykiem obrony wolności,
prowadziło do marazmu i anarchii. Reformy Sejmu Czteroletniego były wyrazem
walki przeciwko tym chorobom życia publicznego w Polsce, a Konstytucja 3-go
maja ukoronowała to dzieło przez usunięcie tych wszystkich instytucji
prawno-politycznych, które wyrosły na poprzednim chorobliwym gruncie. Tę
konstytucję uważał naród w okresie porozbiorowym za testament niepodległej
Polski, padającej w chwili, gdy zerwała się do wykorzenienia złego, do
odrodzenia się w sobie. Pierwszy zaś sejm wskrzeszonej Polski ogłosił dzień
3-go maja świętem narodowym. Czy został wierny temu testamentowi? Czy, czcząc
pamięć wielkiego dzieła odrodzenia z końca XVIII stulecia i przekazując tę
pamięć w tak uroczysty sposób następnym pokoleniom, nie zboczył od jednej z głównych
idei przyświecających twórcom tej konstytucji? Czy ustrzegł się mirażu własnego
wywyższenia i własnej miłości? A pod względem zrozumienia dla stanowiska rządu
w państwie po czyj sięgnął spadek? Twórców Konstytucji 3-go maja czy po
spuściznę doktrynerów XVII wieku?
W swojej uchwale z 20 lutego 1919 r., w której,
powierzając nadal władzę Naczelnika Państwa Józefowi PiłsudskiemuIII, pierwszy sejm
wskrzeszonej Polski ustalił w krótkich artykułach pewne zasady, mające być
niejako prawami zasadniczymi do czasu uchwalenia stanowczej konstytucji,
przyznał sobie władzę suwerenną. Z tego wyciągnął też odpowiednie konsekwencje:
rząd miał być powoływany przez Naczelnika Państwa w pełnym swoim składzie na
podstawie porozumienia z sejmem. Odpowiedzialność rządu wobec sejmu
rozciągnięto także na Naczelnika Państwa. Tego ostatniego usunięto zupełnie
poza nawias w zakresie władzy ustawodawczej, bo nie dano mu ani prawa
inicjatywy, ani prawa veta, nawet nie powierzono mu ogłaszania ustaw
uchwalonych przez sejm, oddając to marszałkowi sejmu. Na ustawach z tego okresu
próżno by szukał kiedyś przyszły historyk podpisu Naczelnika Państwa. Nie
znajdzie go, jak gdyby go nie było. Jeżeli się zważy, że w zakresie władzy
administracyjnej uchwała lutowa zrobiła Naczelnika Państwa tylko najwyższym
wykonawcą uchwał sejmu w sprawach cywilnych i wojskowych, to dochodzi się do
wniosku, że Naczelnik Państwa naprawdę został tylko przedstawicielem państwa,
to znaczy w zwykłym biegu spraw mógł przyjmować posłów obcych państw, by na
uroczystych audiencjach odbierać od nich listy uwierzytelniające.
W takim stanie rzeczy sejm stworzył sam dla siebie
olbrzymie zadanie rządzenia państwem. A stało się to w chwili, gdy
parlamentaryzm w ogóle przechodzić począł poważne przesilenie. Już zadania parlamentów
w zakresie władzy ustawodawczej przerastają dzisiaj często ich siły. Coraz
większe skomplikowanie zadań nowożytnego państwa i rosnący z dnia na dzień ich
zakres sprawiają, że główna praca ustawodawcza przeniosła się do komisji, a
odbywające się w pełnej izbie dyskusje tylko raczej wyjątkowo wpływają na
ostateczne głosowanie, którego wynik bywa już często przesądzony z chwilą, gdy
projekt załatwiono w komisji. Mimo to jednak te sprawy pochłaniają wiele czasu
parlamentom, skutkiem czego zadania kontroli nad rządem schodzą na mniej lub
więcej popularne interpelacje, a główne z tych zadań, odnoszące się do
gospodarki państwowej, wyczerpuje się w dyskusji budżetowej, gdzie chodzi
zawsze o cele polityczne, a sprawa gospodarki państwowej jest tylko środkiem,
mającym służyć tym celom. Natomiast nie słychać o podobnych dyskusjach nad
zamknięciami rachunkowymi, które jedne mogą dać dopiero rzeczywisty obraz
gospodarki państwowej. Ten ujemny stan rzeczy łagodzi na Zachodzie doborowość
sił w administracji państwowej, dzięki czemu projekty ustawowe opracowywane
przez rząd są pracą fachową, tudzież lepszy dobór wytrawnych i fachowych sił w
samych parlamentach. W Polsce było inaczej i stąd pierwszy sejm nie był w
stanie podołać swym zadaniom w zakresie władzy ustawodawczej, a cóż dopiero by
móc być suwerenem w państwie! Wynikiem było to, że w społeczeństwie nie zdobył
sobie należnego poważania.
Nie przeszło to bez wpływu. Uchwalając Konstytucję
marcową [tj. Konstytucja RP z 17 marca 1921 r. – przyp. red.], sejm nie miał
już odwagi narzucić otwarcie swej suwerenności narodowi. Toteż art. 2
konstytucji uznaje, że władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do
narodu, a tylko jego organami są w zakresie władzy ustawodawczej sejm i senat,
w zakresie władzy wykonawczej prezydent Rzpltej
łącznie z odpowiedzialnymi ministrami, a w zakresie wymiaru sprawiedliwości
niezawisłe sądy. Pojęcie suwerenności wymaga w swoim piastunie konkretności, bo
inaczej suweren rozpływa się – biorąc rzecz z prawniczego stanowiska – w pewnej
fikcji. Tak też i w tym wypadku rzeczywistością zostają tylko wymienione co
dopiero organy suwerena. Naczelnik Państwa [sic! prezydent RP – przyp. red.] ma
według konstytucji prawo ogłaszania ustaw, prawo rozwiązywania sejmu za zgodą
pewnej kwalifikowanej liczby członków senatu, nie jest za czynności urzędowe
odpowiedzialny ani parlamentarnie, ani cywilnie itp. Sądząc po tym, można by
myśleć, że sejm zszedł z pierwotnego swego stanowiska suwerenności, a wstąpił
na drogę utrzymania równowagi między piastunami najwyższej władzy państwowej.
Czy tak jest istotnie?
Aby na to odpowiedzieć, dość zdać sobie sprawę z
następujących postanowień konstytucji: Rada Ministrów i każdy minister z osobna
muszą ustąpić na żądanie sejmu. Do rozwiązania sejmu potrzebuje prezydent Rzpltej zgody aż 3/5 ustawowej liczby członków senatu.
Wreszcie prezydent Rzpltej jest wybierany przez sejm
i senat, złączone w Zgromadzenie Narodowe. Wystarczają one, by zrozumieć, że
sejm, nie proklamując już otwarcie swej suwerenności, uczynił to jednak po
cichu, uzależniając od siebie w zupełności rząd. Niebezpieczeństwo takiego
stanu rzeczy występuje dopiero wtedy, gdy mu się przypatrzeć w świetle
postanowień konstytucji o nietykalności poselskiej. Wyjmujemy z nich tylko
jedną kwestię. Według ustępu pierwszego art. 21 posłowie „nie mogą być
pociągani do odpowiedzialności za swoją działalność w sejmie lub poza sejmem,
wchodzącą w zakres wykonania mandatu poselskiego”, a to „ ani w czasie trwania
mandatu, ani po jego wygaśnięciu”. W jednym tylko wypadku może poseł odpowiadać
za swą działalność zawodową, jeżeli naruszył prawa osoby trzeciej i o ile sejm
zezwolił na pociągnięcie go z tego powodu do odpowiedzialności. Wprowadziła
więc konstytucja bardzo ogólnikowe pojęcie działalności poselskiej w wykonywaniu
mandatu poza sejmem. Wszak da się pod nią łatwo podciągnąć niemal każdy czyn
posła, mający charakter publiczny. Nawet podżegacz do zdrady głównej przeciw
państwu będzie tu szukał azylu i pewno znajdzie obrońców w osobie przyjaznych
sobie interpretatorów politycznych. Te konsekwencje wystąpią jeszcze
jaskrawiej, gdy sobie uprzytomnimy, że przytrzymanie posła w razie schwytania
na gorącym uczynku może nastąpić tylko wtedy, gdy chodzi o pospolitą zbrodnię,
popełnioną nie w wykonywaniu mandatu poselskiego. Co to znaczy? Że stworzono
drugą furtkę: jeżeli się nie da pewnej działalności o charakterze publicznym
podciągnąć pod wykonywanie zawodu, to w ostateczności może się uda nadać
popełnionemu czynowi znamię polityczne, a wówczas wolno będzie posłowi dalej
rozwijać swoją działalność, choćby ona była wymierzona nawet przeciwko państwu.
Trzeba mieć odwagę tym konsekwencjom zaglądnąć w
oczy. Ten sam sejm, który na przykład postanowieniem art. 72IV stworzył podstawę może nawet
wprost dla pozbawienia władzy administracyjnej wszelkiego posłuchu dla jej
zarządzeń, gdyż dopuścił odwołanie się stron od karnych orzeczeń władz
administracyjnych zapadłych w drugiej instancji do właściwego sądu, ten sam
sejm posunął się w art. 21 do wyjęcia działalności swych członków pod pewnymi
względami spod kontroli sądów, obowiązującej zresztą wszystkich obywateli
państwa. Jest to stworzenie bezkarności, wyniesienie posłów ponad prawo, a taki
stan rzeczy rodzi zawsze swawolę.
Tak więc sejm, mimo czci złożonej twórcom
Konstytucji 3-go maja, nie poszedł po ich linii, lecz raczej zawrócił na tę
drogę, od której chcieli oni naród odciągnąć. Można nawet zaryzykować
twierdzenie, że w świetle postanowień konstytucji o nietykalności poselskiej sejm
nie zatrzymał się nawet już tylko na własnej suwerenności, choć tego na
początku konstytucji wyraźnie nie powiedział, ale że zlał pewne konsekwencje,
płynące z suwerenności, na swoich członków.
Jakież stąd płyną następstwa? Trzeba co do tego
odróżnić dwie możliwości: jedna z nich – to wypadek, jeżeli sejm zdoła
wytworzyć stałą większość i będzie miał w swym łonie talenty polityczne i silne
charaktery, ludzi oceniających zadania sejmu i własną działalność ze stanowiska
ogólnopaństwowego. W takim razie sprawa nie będzie się przedstawiać groźnie, bo
wówczas rząd, oparty o taką większość, będzie przedstawiał tym samym
odpowiednią siłę, a tego rodzaju sejm znajdzie środki, by ukrócić nadużywanie
przepisów konstytucji o nietykalności poselskiej. Ale – nie należy bać się tego
stwierdzić – ta pierwsza możliwość może być raczej wyjątkiem, częstszym
zjawiskiem może być raczej coś wprost odwrotnego: sejm rozbity na liczne
partie, nawzajem się zwalczające, niezdolne do stworzenia trwalszej większości.
Do czego to prowadzi, wiadomo aż nadto dobrze z tragicznych dziejów dawnej
szlacheckiej Rzeczypospolitej. Jest to prosta droga do bezrządu i wszystkich
jego następstw. Ustrzec państwo przed tą katastrofą może tylko rząd. Wyda się
to może na pierwszy rzut oka dziwnym i sprzecznym z tym, cośmy poprzednio
powiedzieli, charakteryzując odpowiednie postanowienia marcowej konstytucji. A
jednak tak jest. Już trzyletnie dzieje sejmu wykazały, że wielogłowy suweren,
rozbity na walczące z sobą stronnictwa, jest bezwładnym, a w tym chaosie
pozornie wszechpotężnym tak długo, dopóki nie spotka się po stronie rządu ze
zdecydowaną wolą, opartą o pewną myśl, plan i system. Dotąd były to wszystko
tylko próby, i to próby cząstkowe i raczej dorywcze, lecz ileż rzuciły one
ciekawego światła na to zagadnienie! O zmianie konstytucji i naprawie jej
błędów należy myśleć i do niej dążyć, ale wiadomo z doświadczeń, że to droga
zwykle daleka, okrężna i żmudna. Zresztą natychmiastowa zmiana mogłaby być z
różnych względów nawet niepożądana. Toteż trzeba zdać sobie sprawę z problemu
na gruncie istniejącego obecnie stanu rzeczy. Z tego zaś punktu widzenia na
rząd spada wielka odpowiedzialność, ale zarazem i doniosłe zadanie. Rząd w
Polsce nie może być rządem biernym, lecz musi spełniać wciąż swój główny obowiązek:
mieć jasny i systematyczny plan i dążyć konsekwentnie do jego urzeczywistnienia
przez nadawanie kierunków pracom sejmowym. Wówczas bowiem albo rozbity sejm
zdobędzie się wreszcie na stworzenie większości, zrozumiawszy swoją słabszą
pozycję, albo w swoim rozbiciu będzie mógł co najwyżej przeszkadzać i
utrudniać, ale nie zdoła unicestwić planowego i systematycznego wciągania
siebie przez rząd w obręb spełniania zadań państwowych. Konstytucję bowiem
pisali ludzie, ale także ludzie mają nadać jej postanowieniom treść żywotną.
Chodzi tylko o to, by to byli ludzie tęgiego charakteru, jasnej myśli, świadomi
celu i kochający nade wszystko tego jedynego suwerena, którego nosiły i
przechowywały w swym sercu cztery pokolenia w latach długiej niewoli, a któremu
na imię: Ojczyzna! Tylko bowiem do takich ludzi należy zwycięstwo, a ich
zwycięstwo – to przyszłość wskrzeszonej Polski.
Przypisy
I Andrzej Frycz Modrzewski (ok. 1503-1572),
pisarz polityczny. Urodzony prawdopodobnie w Wolborzu jako syn Jakuba, wójta
Wolborza. Po studiach w Akademii Krakowskiej, gdzie otrzymał tytuł bakałarza,
związał się z J. Łaskim. Wiele podróżował do Niemiec, gdzie nawiązał znajomość
m.in. z M. Lutrem i F. Melanchtonem. Od 1547 Frycz Modrzewski był sekretarzem
króla Zygmunta Augusta, w tym czasie brał udział w wielu misjach
dyplomatycznych m.in. do Karola V czy do księcia pruskiego etc. Związany ze
środowiskami reformacyjnymi, był zwolennikiem ruchu egzekucyjnego. Od 1553
Modrzewski był wójtem w Wolborzu, usunięty z niego został w 1567 na skutek
interwencji Rzymu. W swoich pismach politycznych atakował nierówność wobec
prawa, bronił praw mieszczan etc. Jego główne dzieło to O naprawie
Rzeczypospolitej, w którym analizował społeczno-polityczny ustrój
Rzeczypospolitej i proponował szereg reform społecznych i ustrojowych. Zmarł w
Wolborzu.
II Ks. Piotr
Skarga (1536-1612), teolog, pisarz, jezuita, po studiachw
Akademii Krakowskiej pełnił obowiązki rektora szkoły parafialnej przy kościele
św. Jana w Warszawie, wychowywał synów kasztelana A. Tęczyńskiego. Był
pierwszym rektorem Akademii Wileńskiej (od 1579), założycielem kolegiów
jezuickich w Połocku, Rydze, Dorpacie,
kaznodzieją nadwornym Zygmunta III Wazy. W swoim głównym traktacie
politycznym, tj. w Kazaniach sejmowych, Skarga opowiadał się m.in. za
wzmocnieniem władzy królewskiej, wprowadzeniem dziedziczności tronu,
ograniczeniem praw sejmu. Ponadto był założycielem wielu instytucji, jak:
Arcybractwo Miłosierdzia, Bractwo św. Łazarza, Bank Pobożny etc. Pochowany
w podziemiach kościoła św. Piotra i Pawła w Krakowie.
III Józef Klemens Piłsudski (1867-1935), mąż
stanu, pierwszy marszałek Polski. Urodzony w Zułowie,
na Wileńszczyźnie. W związku z podejrzeniem o udział w zorganizowaniu zamachu
na cara zesłany na Syberię (1887-1892), po powrocie z zesłania zaangażował się
w działalność Polskiej Partii Socjalistycznej. Założyciel „Robotnika”, w
związku z tym aresztowany w 1900, wkrótce zbiegł z więzienia. Kontynuował
aktywność polityczną w ramach PPS, brał czynny udział w rewolucji 1905. Po jej
klęsce był jednym z przywódców PPS – Frakcji Rewolucyjnej oraz twórcą
paramilitarnych organizacji niepodległościowych – Związku Walki Czynnej i
Związków Strzeleckich, które były podstawą uformowania w 1914 Legionów
Polskich. Podczas I wojny światowej dowodził I Brygadą oraz powołał Polską
Organizację Wojskową. Zasiadał w Tymczasowej Radzie Stanu. W VII 1917, po tzw.
kryzysie przysięgowym, aresztowany przez Niemców i osadzony w twierdzy w
Magdeburgu, skąd powrócił 10 XI 1918 do Warszawy i objął stanowisko
Tymczasowego Naczelnika Państwa. W latach 1919-1920 Piłsudski jako Naczelnik
Państwa umocnił niepodległość i granice Rzeczypospolitej, prowadząc w imię
zasad federacji z Ukrainą i Białorusią wojnę z Rosją bolszewicką. Po
zwycięstwach pod Warszawą i Niemnem, ostatecznie wojnę zakończył pokój w Rydze
w marcu 1921. Po wybraniu na pierwszego prezydenta RP G. Narutowicza, Piłsudski
złożył urząd Naczelnika Państwa, a zniechęcony toczącymi się walkami
partyjnymi, wycofał się z życia politycznego w 1923, rezygnując ostatecznie z
funkcji wojskowych, i zamieszkał w Sulejówku pod Warszawą. W III 1926 Piłsudski
dokonał udanego zamachu stanu, w wyniku czego zachował pełnię władzy w
Rzeczypospolitej, mimo iż formalnie pełnił tylko dwukrotnie funkcję premiera
(1926-1928, 1930) oraz nieprzerwanie od 1926 funkcje ministra spraw wojskowych
i generalnego inspektora sił zbrojnych. Piłsudski zamierzał budować swoje
zaplecze polityczne w oparciu o Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, którego
szefem został W. Sławek. Wobec zaostrzania się antagonizmów wewnętrznych coraz
dalej odchodził od założeń demokratycznych w kierunku autorytaryzmu, co było
widoczne m.in. w tzw. sprawie brzeskiej. W polityce zagranicznej kierował się
stałym poczuciem zagrożenia ze strony III Rzeszy i ZSRR, w celu krótkotrwałej
normalizacji stosunków doprowadził do zawarcia paktów o nieagresji z Niemcami w
1934 i z ZSRR w 1932. Zmarł 12 V 1935 r., pochowano go na Wawelu.
IV Konstytucja
RP z 17 III 1921 r. art. 72: „Ustawy przeprowadzą
zasadę, iż od karnych orzeczeń władz administracyjnych, zapadłych w drugiej
instancji, będzie przysługiwało stronom prawo odwołania się do właściwego
sądu”.