Artykuł
Prowokacyjna książka

 

Każdy Polak i każdy bojownik o wolność Europy z wdzięcznością wspomina tę chwilę, kiedy rząd Wiel­kiej Brytanii w r. 1939 udzielając Polsce gwarancji, złożył zapewnienie, że Zjednoczone Królestwo zdecydowane jest walczyć o wolność Europy. Potem przyszły ciężkie chwile, kiedy walczyliśmy z całą armią niemiecką we wrześniu 1939 r., sami, nawet bez pomocy lotnictwa brytyjskiego, które było zachowywane dla innych celów. Każdy z nas, żołnierzy, wiedział jednak, że tego wymagają konieczności strategiczne i że Wielka Brytania wybrała wprawdzie długą, ale pewną drogę do zwycięstwa, ufaliśmy w lojalność Brytyjczyków, wiedzieliśmy, że nie złamią danego nam słowa.

W r. 1941 i później przeżywaliśmy inny ciężki kry­zys moralny. Na terytorium jednego z sojuszników Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych znalazły się setki tysięcy kobiet i dzieci polskich, rodziny naszych żołnierzy. Byli to ludzie siłą wywiezieni z domów, którzy wy­mierają szybko w rezultacie głodów i więzienia. Mogliśmy się spodziewać, że w tej przynajmniej sprawie nasz so­jusznik przyjdzie nam z pomocą i uratuje te kobiety i dzieci. I tu jednak spotkał nas zawód. Rodzin żołnierzy nie udało się sprowadzić na teren Imperium Brytyj­skiego.

Wiedzieliśmy jednak wszyscy i wiemy dziś, że nie dobra wola, ale po prostu tragiczna sytuacja wojskowa i polityczna nie pozwoliła dotąd naszym sojusznikom uratować tych ludzi. Ufaliśmy dalej i ufamy w lojalność i fair play naszych sojuszników.

My – żołnierze emigracji polskiej – postawiliśmy wszy­stko na kartę sojuszniczej lojalności i wierności brytyj­skiej, na kartę idealizmu brytyjskiego, którego celem jest sprawiedliwy układ świata, nie zaś panowanie kilku dra­pieżnych imperializmów.

Toteż musimy stwierdzić, że z prawdziwym prze­rażeniem przyglądamy się temu, co piszą znaczne odłamy prasy angielskiej, które starają się w sposób opaczny i kłamliwy przedstawić światu sprawy Polski. Czytając te pisma – takie jak „New Statesman and Nation” albo ,,Tribune”, można odnosić wrażenie, że nie piszą one o jedynym sojuszniku Anglii z r. 1940, jedynym pań­stwie europejskim, które dotąd nie poszło na ża­dną formę współpracy z Niemcami, ale o państwie należącym do jakiegoś wrogiego obozu. Zaiste, w całej dzia­łalności Polski od początku wojny nie było nic, co mo­głoby upoważnić Anglików do traktowania nas w ten sposób. Jest rzeczą niesłychaną w dziejach dyplomacji, aby publicznie rozważać o zmniejszeniu do 50 % tery­torium państwa sprzymierzonego, w rezultacie wygranej wojny. To zaś jest przedmiotem rozważań ,,Times'a
oraz całego szeregu innych pism angielskich. Przygotowuje się
tu jakieś nowe Monachium, jaskrawe zaprzeczenie wszyst­kich idei, w myśl których wojna ta została podjęta.

Każdemu wolno mieć poglądy, jakie uważa za sto­sowne. W XX wieku romantyczne i feudalne przesądy o gościnności i wierności przestały odgrywać wielką rolę. To jednak, czego możemy żądać, to jest, aby informacje faktyczne podawane o Polsce nie miały charakteru wy­raźnie kłamliwego i aby w tym wypadku były napiętno­wane jako takie.

Stosunkowo niedawno ukazuje się w Londynie nakładem Jonatham Cape Ltd. książka p. George W. Keetona[1], profesora prawa i dziekana wydziału prawnego w londyńskim University College, a zarazem dyrektora The New Commonwealth Institute, pt. Russia and her western Neighbours (Rosja i jej zachodni sprzymierzeńcy). Jak wynika z podanej wyżej tytulatury, autor jest osobistością o charakterze quasi oficjalnym. Złe ję­zyki twierdzą nawet, iż jest on jednym z ekspertów rządu brytyjskiego w sprawach wschodnich. Otóż twierdzimy, że informacje p. Keetona na temat spraw polskich są wyraźnie kłamliwe i że przekręcenie przez niego stanu faktycznego ma na celu zohydzenie wszystkiego co polskie w oczach czytelnika.

Na str. 54 autor pisze: „Według polskich źródeł urzędowych w 1932 r. było zaledwie 804 szkoły czystko ukraińskie. Istniało tylko 7 utrzymywanych przez rząd i 15 prywatnych szkół średnich – dla 5-milionowej ludności. W 1940 r., pod panowaniem sowiec­kim, było na Zachodniej Ukrainie 6791 szkół początkowych, w tym 5596 ukraińskich, 922 pol­skie, 131 żydowskich, 40 czeskich, 9 niemieckich i 30 mieszanych”.

Jest to oczywiście nonsens. Każdy czytelnik zda so­bie od razu sprawę, iż utworzenie 6000 nowych szkół w ciągu jednego roku na stosunkowo niewielkim teryto­rium jest absurdem. Prawda wygląda w ten sposób, że między r. 1920 a 1930 wszystkie szkoły na terenie, o któ­rym autor mówi, zostały zutrakwizowane, tzn. dzieci po­bierały w nich naukę w połowie w języku polskim, a w połowie w ukraińskim, podczas gdy uprzednio istniały oso­bne szkoły czysto polskie i czysto ukraińskie. Rząd polski przeprowadzając te zmiany wychodził z założenia, że za­równo dzieci polskie skorzystają z poznania języka swych sąsiadów ukraińskich,  jak dzieci ukraińskie z poznania języka państwowego. Jeżeli w 1939 r. było tylko 804 szkół czysto ukraińskich, to cała reszta, to były szkoły polsko-ukraińskie, czy ukraińsko-polskie. Wojska okupacyjne – niezależnie od tego, że na terenach tych mieszkało 30 % Polaków, zmieniły te wszystkie szkoły na czysto ukraińskie.

Na str. 55 autor pisze: „W 1930 r. powstały rozruchy wśród chło­pów ukraińskich, zostały jednak okrutnie stłumione przy pomocy wieszania, rozstrzeliwania, masowego rabunku”.

Jest to znowu oczywiste kłamstwo. W czasie całego okresu rządów polskich na tym terenie nie było więcej jak 10 wyroków śmierci za przestępstwa polityczne i to w stosunku do oczywistych morderców i terrorystów. W r. 1930 nie stracono nikogo. Natomiast poważne straty w ludziach miały miejsce w związku z walkami ukraińsko-węgierskimi na Rusi Zukarpackiej i w rozrachunkach komunistycznych, gdy wkraczały wojska sowieckie. W la­tach 1939-1940 Ukraińcy straceni w państwach ościen­nych liczą się na setki tysięcy.

Na tej samej stronie autor pisze, że ludność Ukrainy i Białej Rusi entuzjastycznie witała wojska sowieckie wkraczające do Polski. Jest to kłamstwo. W każdym kraju istnieją partie komunistyczne. Gdyby wojska so­wieckie wkroczyły dziś do Francji czy Hiszpanii, na pew­no znaleźliby się ludzie, którzy by witali wojska czerwone radośnie. Z tego jednak bynajmniej nie wynika, aby Hiszpanie czy Francuzi nie chcieli należeć do III Re­publiki czy też do Hiszpanii. Wielu Polaków i lojalnych Ukraińców istotnie radośnie witało czerwoną armię, gdyż nie domyślając się celu jej wyprawy sądzili, iż przycho­dzi ona Polsce na pomoc.

O tym, jaką Ukraińcy zajęli postawę wobec okupa­cji tych terytoriów, niech świadczy fakt, że wszyscy ci przywódcy narodu ukraińskiego, którzy nie zdołali uciec do Niemiec, zostali zaaresztowani i wywiezieni do obo­zów koncentracyjnych w ZSRR, gdzie przeważnie powymierali. Nie byli to faszyści, lecz przywódcy demo­kratycznego narodowego stronnictwa ukraińskiego, posłowie do parlamentu, nauczyciele i księża. Możemy tu wymienić takie nazwiska jak Kość Lewicki[2], były premier niepodległej Republiki Ukraińskiej w 1919 r., Dymitr Łe­wicki[3], prezes ukraińskiej reprezentacji parlamentarnej w Polsce, posłowie Celewicz[4], Wełykanowicz[5], Kuźmowicz[6], Płeński[7] i w ogóle wszyscy absolutnie działacze ukraińscy w Polsce, którzy nie zdołali uciec. Jeżeli chodzi o to, aby się przekonać, czy ludność ziem wschodnich Rzeczpospolitej pragnie należeć do Rosji, można tych czołowych po­lityków ukraińskich, którzy jeszcze żyją w więzieniach w Rosji, sprowadzić na grunt neutralny i zapytać, czy wolą należeć do Polski, czy też do Rosji. To będzie je­dnak niemożliwe, gdyż pomimo wysiłków rządu polskiego żadnych Ukraińców nie udało się wywieźć z ZSRR.

Na tej samej stronie autor mówi, że Ukraińcy z daw­nej Rzeczypospolitej walczą już po stronie Rosji, a po stronie Polski nie chcieli walczyć. Mogę zapewnić pana Keetona, że widziałem żołnierzy ukraińskich, którzy gi­nęli przy moim boku w Narviku i we Francji i w Libii wtedy, kiedy Ribbentrop był honorowym gościem u niektórych naszych sojuszników.

Według p. Keetona prawa Polski do tych teryto­riów opierają się na dwu podstawach – na argumentach historycznych i na argumentach prawnych. Aczkolwiek istotnie uważamy te argumenty za bardzo ważne, to je­dnak najistotniejszy jest fakt, że mieszkańcy ziem wscho­dnich, niezależnie od narodowości i wyznania, pragną na­leżeć do Polski. Jest to fakt, który nie może ulegać żadnej wątpliwości dla każdego, kto zna literaturę i pu­blicystykę ukraińską i dla tego, kto obserwował okres okupacji Sowietów we wschodnich ziemiach Polski. To właśnie pragnienie należenia do Polski – rezultat na­szej dwudziestoletniej polityki, która aczkolwiek błędna w wielu szczegółach, dała jednak Ukraińcom wspaniały rozwój gospodarczy i kulturalny.

Ten sam argument jest również powodem, dla któ­rego państwa bałtyckie winny zachować niepodległość. P. Keeton na str. 48 insynuuje, iż ludność tych krajów nie życzy sobie niepodległości. Jeżeli tak jest, to należy zapytać się, dlaczego państwa te w ciągu dwudziestu lat nie wyrzekły się niepodległości – której tak nie chcą – dobrowolnie? Pisząc o sprawach Besarabii autor twier­dzi, że jacyś ludzie uciekali w r. 1940 z Rumunii do Besarabii, którą zajmowały wojska sowieckie. Jest to takie głupstwo dla każdego, który był wtedy w Rumunii, że nie można z nim w ogóle dyskutować. Na okładce książki znajdujemy uwagi o konieczności reformy rolnej i zmiany polityki agrarnej w Rumunii. Autor widocznie nie wie, że wielka własność praktycznie nie istnieje w Rumunii, gdyż została zlikwidowana 25 lat temu, w r. 1919.

Moglibyśmy kontynuować te wywody w nieskończo­ność i wykazywać nowe roje błędów faktycznych p. Keetona. Celem jego książki jest udowodnienie, że sprawie­dliwość wymaga, aby poddać Europę Środkową pod pa­nowanie jednego z wielkich mocarstw, pobocznym celem jest zohydzić wszystko, co polskie.

Zdrowy instynkt moralny żołnierza brytyjskiego przejrzy na pewno grę polityczną za obłudną maską wy­wodów etycznych.

Tam, gdzie była walka między siłą a prawem, tam Wielka Brytania od lat kilkudziesięciu opowiadała się za prawem. Temu zawdzięcza to zaufanie, którym się cie­szy w Europie. My, Polacy, nie żądamy dla siebie nic więcej. Chcemy tylko prawa. I mamy nadzieję, że po­mimo takich publikacji jak Keetona, Anglicy nam tego prawa nie odmówią.

 

Opracowanie przypisów: Maciej Zakrzewski



[1] George W. Keeton (1902-1989), angielski prawnik i historyk. Profesor University of London i dyrektor the New Commonwealth Insitute. Autor m.in.: National sovereignty and international order (1939), The elementary principles of jurisprudence (1949), The British Commonwealth: the development of its laws and constitutions (1951).  

[2] Kość Łewyćkyj (1859-1941), adwokat i polityk ukraiński. Premier Ukraińskiej Republiki Ludowej (1919), Jeden z przywódców  Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo-Demokratycznego (UNDO). Po wkroczeniu wojsk sowieckich do Polski we wrześniu 1939 r. aresztowany przez NKWD. Po powrocie z więzienia zmarł we Lwowie.

[3] Dmytro Łewycki (1877-1942), prawnik i polityk ukraiński.  Jeden z założycieli i pierwszy prezes (1925-1935) Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo-Demokratycznego (UNDO); w latach 1928-1930 oraz 1931-1935 poseł na Sejm RP. Po sowieckiej agresji na Polskę z 17 września 1939 r., aresztowany przez NKWD, zmarł na zesłaniu.

[4] Włodzimierz Celewicz (1890-194?), adwokat i polityk ukraiński. Działacz i wiceprezes UNDO, poseł na Sejm RP. Aresztowany przez NKWD we wrześniu 1939 r., zmarł prawdopodobnie w więzieniu saratowskim.

[5] Dmytro Wełykanowicz (1886-?), nauczyciel i galicyjski działacz społeczny. Jeden z twórców Związku Nauczycielstwa Ukraińskiego. Związany z  Ukraińskim Zjednoczeniem Narodowo-Demokratycznym (UNDO). W latach 1928-1939 zasiadał w Sejmie RP. W 1940 r. deportowany do ZSRR, gdzie zmarł.

[6] Wołodymyr Kuźmowycz (1886-1943?), ukraiński polityk i działacz oświatowy. Jeden z przywódców UNDO (członek KC oraz sekretarz w latach 1938-1939), współpracownik metropolity Szeptyckiego. Rzecznik porozumienia z Polakami i przeciwnik stosowania metod terrorystycznych. W latach 1935-1939 poseł na Sejm RP. Aresztowany w 1939, zmarł na zesłaniu w ZSRS.

[7] Zinowij Pełeńśkyj (1890-1943), ukraiński polityk i dziennikarz. Związany z Ukraińskim Zjednoczeniem Narodowo-Demokratycznym (UNDO), potem z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Redagował naczelny organ prasowy  OUN „Ukrajińśky Hołos”. Poseł na Sejm RP w latach 1930-1939.

Najnowsze artykuły