Artykuł
Cierpliwość czy rewolucja
CIERPLIWOŚĆ CZY REWOLUCJA

Paryż 1862

 

Roma o la morte! wolał Garibaldi Wojna czy pokój? wolała Warszawa w 1861 roku. Cierpliwość czy rewolucja? pytamy w roku 1862. Ale jakiekolwiek zadamy sobie pyta­nie, zawsze odpowiedź jedna. Hasłem naszem Śmierć albo Polska!

Rozbierzmy te słowa; rozpatrzmy uważnie stanowisko dzisiejsze Polaków. Gdziekolwiek są Polacy, w kraju czy za granica, myślą o Polsce, rozprawiają o Polsce, pracują dla Polski. Ruchem tym kieruje wola narodu. Wolę narodu sądzi opinja publiczna. Opinja publiczną kieruje dziennikar­stwo. W tej wzajemnej zależności potrzeba koniecznie: porozumieć się. Nadchodzi chwila stanowcza. Dwóch różnych sądów być nie może. Jedna myśl, jeden cel; a więc jedna rada, jeden czyn.

Ucisk doszedł do ostatecznego kresu. Czara pełna. A więc cierpliwość, czy rewolucja?

Dotąd widzimy dwa zdania, stanowczo sobie przeciwne. Środka tu niema i być nie może. Które z nich wybrać? za którem pójść?

Nieszczęścia narodu polskiego są tak wielkie iż większe być nie mogą. Ucisk tak wielki iż większym być nie może.

Cierpieć czy próbować? Cierpieć czy ginąć? Cierpieć czy zwyciężyć?

Pytania wielkie! Rozwiązanie ich w mocy narodu. Jedni mówią:

«Wojny wypowiedzieć, nie ma kto»

« Powstanie jest szaleństwem. »

« Opozycja legalna jest bezskuteczną. » — A zatem:

« 1. Potrzeba cierpieć i czekać przyjaznej chwili. »

« 2. Wyzyskiwać pewne koncessje z których rozwijać dalej życie narodowe.»

« 3. Wzrastać moralnie i materjalnie. »

Ale to są słowa. Żadnej z tych rad wypełnić nie można; dla tej prostej przyczyny, że żadnej spełnić nie dają.

To jakże! Więc nic nie robić?!.....

Drudzy mówią:

« Wojna, choćby z pięścią. »

« Powstanie, chociażby z garstką. »

« Opozycja, chociażby z ofiarami.))

« Cierpimy i czekamy dziewięćdziesiąt lat napróżno. »

« Koncessji żadnych rząd nie dat nigdy, nie da; i spodzie­wać się ich — jest szaleństwem; żądać ich —zbrodnią. Wszy­stko, albo nic. »

« Moralnemu i materjalnemu wzrostowi kraju staje na przeszkodzie: wiekowy ucisk. »

Kto tu ma słuszność?

« Zaczynać od sztyletów, jak Włochy »—wołają jedni.

« Naród polski  morderstwem  nigdy  się  nie plamił» — krzyczą drudzy.

« Tak! — odpowiadają —ale nigdy naród polski nie był doprowadzony do takiej ostateczności. »

« Do szlachetnych celów, zacne środki.»— zarzucają inni. Więc cóż?

Wojna — niemożebna. Powstanie — niemożebne. Opo­zycja — nie możebna.— Cierpliwość — bezskuteczna. Ustęp­stwa— to tylko czcza forma. Siła moralna i materjalna w dzisiejszym stanie rzeczy — utopja.

Cóż więc? cóż? — Tak dłużej zostać nie może. Zważmy położenie nasze.

Naród polski przez wiek niemal cały próbował wszystkich środków, wyczekiwał stosownej pory aby z grobu powstać. Nie przepuścił ani jednej zręczności; nie pominął ani jednej chwili. Pozostawał sam i walczył w szeregach obcych. Wal­czył za siebie i za drugich, przelewał krew w Ameryce i w Egipcie: pod Borodyno i nad Wisłą; w Węgrzech i w Turcji; w Krymie i w Mexyku; a zawsze w imię wolności, lub w na­dziei wolności. Pracował w kraju i w gabinetach; bojował czynem i słowem, spiskami i jawną bronią. Czy na próżno? Nie! stanowczo,  nie. Naród polski nie zdobył jeszcze ani piędzi ziemi swojej; ale zdobył już daleko więcej : hart, doświadczenie, jedność i wytrwałość. Odnieśliśmy zwycięztwo jakie tylko wielkie i szczęśliwe bitwy dać mogą. Stoimy na dobrej drodze i nic nas z niej zepchąć nie powinno.

Uczuwszy w sobie jedność i wytrwałość, mogliśmy z dumą powiedzieć żeśmy dojrzali. A więc własnemi siłami zaczętego dzieła dokonać możemy. Tak! Ale tą właśnie jednością i wytrwałością tylko.

Był czas kiedyśmy liczyli na pomoc zewnętrzną, na wypadki wewnętrzne. Był czas, kiedy mniemano że nam Polskę oddadzą, jeżeli jej odebrać nie potrafimy. Czas ten złudzeń przeszedł niepowrotnie. « Precz z marzeniami. » Tak. Precz z marzeniami! To dziś wyznaniem wiary naszej być powinno. Rzeczywistość żelazna, nieubłagana co chwila nam przypo­mina, że tylko rzeczywistość pracy i czynu może usiłowania nasze pomyślnym uwieńczyć skutkiem.

Marzyć o pomocy zewnętrznej lub ustępstwach ze strony rządu jest dzieciństwem, nieuctwem, szaleństwem, wreszcie zbrodnią; bo takie marzenie prowadzi do bezruchu, bezczynu. Trzeba pracy, a pracy wspólnej; trzeba wytrwałości a wytrwałości nieustającej; trzeba czynu a czynu silnego jak grom.

Kiedy W. Xiąże Konstanty obejmował rządy w Warsza­wie, oczy wszystkich zwróciły się na niego. Taki człowiek jak on bez wielkiej, ukrytej myśli na przyszłość nie mógł przyjąć namiestnictwa; nie mógł napróżno zasiąść w miej­scu gdzie rządzili: Gorczakow, Lambert, Suchozanet, Kryżanowskoj, Piłsudskoj, Luders. On marzył o tronie Konstantynopolskim, o wielkiej Grecji na gruzach Turcji. Mialżeby teraz poprzestać na urzędzie zhańbionym przez jego poprze­dników?!...

Słowiańszczyzna południowa spojrzała na Konstantego. Słowiańszczyzna lęka się Rossji; ale z Polską stanęłaby w jednym szeregu. Konstanty miał odkrytą drogę do Sło­wiańszczyzny. Konstanty król w Warszawie, królem Słowiań­szczyzny zachodniej!

Słuszna czy bezzasadna, opinja o jego liberalnych dążno­ściach, krążąca dotąd, rozbiła się o Warszawę. Pierwszy krok, pierwsze rządy Konstantego wymownie świadczą o usposobieniach jego. Złuda pierzchła w jednej chwili. Kon­stanty zaufania Słowian zachodnich i południowych nie odzyszcze. W Warszawie nic się nie zmieniło. Tylko ucisk się zwiększył. Chciano kraj uspokoić gwałtownemi środkami. Może po uspokojeniu zamierzono rozpocząć dalsze kroki? Zapóźno! Oszukał się Wielki Xiąże, oszukał się Wielopolski. Jeśli Konstanty na tej drodze chciał iść do tronu, zapomniał że się dziś do korony systematem ucisku nie idzie. Jeśli Wie­lopolski jest Wallenrodem, zapomniał że przedewszystkiem trzeba działać zgodnie z duchem narodu. Dyplomacja — to nie matematyka. Wyrachować skutków nie można. Ten pewnym siebie być może, kto śledzi tętna narodu. Gwałt woli narodu zadany, wcześniej czy później wywołuje explozję. Jednego fałszywego kroku, najregularniejszym ruchem naprawić nie można. Lokomotywa wyskakująca z szyn przyprawia cały pociąg o roztrzaskanie, lub bieg jego opóź­nia. A raz stracone chwile, niepowrotne. Ludzkość pędzi szybko. I narody nie czekają!

W Warszawie srogość rządu jątrzy naród; zabija sta­nowczo ostatki wiary; rozpędza na zawsze wszelkie ma­rzenia o cudach lub wypadkach. Wszyscy dziś uwierzyli że naród polski powstać tylko może wolą i własną siłą. Śmierć Jaroszyńskiego jest wypadkiem naturalnym, prostym, zwy­czajnym, nie nowym. Przybył Polsce jeden męczennik i nic więcej. Nie pierwszy i nie ostatni! Ale pod względem poli­tycznym wypadek ten nabiera większego znaczenia. Śmierć Jaroszyńskiego jest skutkiem docisku, jest wyrazem rozpaczy narodu, jest miarą jego cierpliwości.

Śmierć Jaroszyńskiego, jest nadto objawem systematu, świadectwem zasad, charakterem dążności rządu.

Wyrok śmierci podpisał W. Książe Konstanty.

Cesarz Mikołaj tak nienawidził wolność, iż tłumił ją wszę­dzie; chociażby nawet przeciw własnemu interessowi.

Cesarz Mikołaj w 1849 roku zwichnął historję Rossji, zwi­chnął jej posłannictwo; a zwichnął na zawsze. On ją oder­wał od Europy; strącił do Azji. W owym stanowczym roku, ów pierwszy i najgorliwszy w świecie panslawista, mógł za­wojować Galicję, przyłączyć całą zachodnią i południową Słowiańszczyznę, mógł zasiąść na tronie Moskwy nie jak car rossyjski, ale jak car słowiański. Dość dla niego było imion polskich Dębińskiego i Bema, dość było kilku znamion wol­ności, aby w gruzy obrócić własne marzenia. Wolał zrzec się wszech słowiańskiego tronu, niż dobyć miecza w obronie wolności. Opatrzność tem kierowała.

W. Książe Konstanty miał jak jego ojciec, przed sobą, nie tron grecki, ale najwyższe zwierzchnictwo całej zacbodnio-południowej Słowiańszczyzny. Cała oświecona Rossja woła głośno: « oddać Polskę! Polska — to pierworodny grzech, to śmierć Rossji! Rossja nie może być spokojną ani silna po­kąd ujarzmiona Polska. » — Konstanty mógł stanąć u kolu­mny Zygmunta, a wyprostowawszy się spojrzeć daleko..... i za życia wyższy od tego posąg sobie ulać. Ale ten co nieda­wno wyrzekł: « Nieznani innych klas w narodzie, tylko dwie: Carska rodzina i lud » — ten co na liczbie opierał si­ły swoje, liczbę stratował, intelligencję oburcył. Urzędnicy co rządzą z jego ręki w Warszawie i kraju całym lud dopro­wadzili do rozpaczy, intelligencji wytrącili wodze z ręki. Nie­ma komu kierować. Kto powstrzyma massy? Lud raz po­pchnięty idzie dalej. Niema nic do stracenia. Tak czy owak, czeka go śmierć lub nędza! —

Konstanty zabił przyszłość swoją. Opatrzność tem kieruje.

Pierzchły wszelkie złudzenia. W tych kilku latach przeży­liśmy wiele. Kilkowiekowa historja więcej nas nie nauczy.

Ni zewnątrz pomocy; ni wewnątrz pociechy. Aidetoi; Dieu faidera. Więc naród polski pójdzie raz obraną drogą którą bez przerwy idzie. Pójdzie dalej i dojdzie.

Jeżeli w tej uroczystej wędrówce są zboczenia, jeżeli od tej tryumfalnej processji oddziela się garstka, to nie narodu wina. Naród pała jednym duchem. Tylko docisk straszliwy, bez dna, granic i końca, może wprawiać niekiedy w obłęd mniej silne organizacje; — tylko docisk miecza i pióra, wo­jennych sądów i gabinetowej dyplomacji; przemoc jawna i oszukaństwo skryte, burzą krew, plączą zmysły, glosy niezgodnemi a krok chwiejnym czynią.

Każdemu co jest narzędziem lub obrońcą docisku można powiedzieć słowami wielkiego mówcy rzymskiego:

« Nullum facinus extitit nisi per te, nullum. fastigium sine te, » Żadna zbrodnia nie dzieje się, tylko przez ciebie; żadna nikczemność, bez ciebie.

« Utrzymują — mówi znakomity jeden uczony — że wojna zniesie kiedyś niewolnictwo. Być to może; ale jabym rzekł prędzej iż ze zniesieniem niewolnictwa znikłyby wojny. »

Wielkie, prawdziwe słowa! Biada tej idei którą strzedz i otaczać trzeba bagnetami!

Więc nie masz tak ostrych bagnetów, tak mocnych wię­zów, tak głębokich min, któreby naród polski zabił)'. « Wstecz nie płyną wody rzeki. » Ducha narodu, narodu takiego jak polski nie można zamordować, ani skrępować, ani zakopać.

Ex ossibus exoriari ultor. Z kości powstaje mściciel!

Śmierć albo Polska! To hasło męczenników naszych, ha­sło narodu całego. Ale czyż może być śmierć bez Polski, śmierć Polski całej? Nie! Polska nigdy umrzeć nie może. Świadczy o tem duch nasz wiecznie żyjący.

Więc nie ma pytań; cierpieć czy próbować?—cierpieć czy ginąć? — cierpieć czy zwyciężyć?

Jedno jest: Cierpieć i zwyciężyć.

Zwycięstwo w cierpieniu; a cierpliwość cierpieniem.

Polska dla tego ua krzyżu rozpięta, aby jej jak kiedyś po­wiedziano: « Galilee vicisti!»

Nie jeden przeto środek, nie rady tego lub owego stron­nictwa prowadzą do celu; ale wszystkie razem, a wszystkie te które zgadzają się z godnością narodu.

Rozum niech będzie przewodnikiem sercu. A rozum na­kazuje jedność.

Nie ma cierpliwych i niecierpliwych!.... Powinni być tyl­ko wszyscy cierpliwi, albo wszyscy niecierpliwi.

Niema starych i młodych! powolnych i zapalczywych!... Starzy niech słuchają bicia serca młodych: młodzi niech idą za światłem starych.

Ani Warszawa, ani prowincja jedna o losach Polski sta­nowić nie może i nie ma prawa. Warszawa może dać hasło, jak już daia sygnał czujności; ale wprzód rozpatrzyć się po­winna po szeregach: czy wszyscy gotowi do boju.

A kto nie gotów? Lud.

Nie szlachta, nie mieszczanie, do boju stanąć powinni; ale i szlachta i mieszczanie i lud wiejski.

«Lud pójdzie za nami! w —-wołają młodzi. Tak. Lud pój­dzie. Ale nie dziś jeszcze. Trzeba ażeby lud był zupełnie wol­nym i uczuł swoją wolność dotykalnie. Wolność da oświatę; a oświata wskaże mu świat rozleglejszy. Będzie miał wiele. Ze­chce mieć więcej. Wtedy lud pójdzie za nami.

Chwila niedaleka. Tylko cierpliwości!

Ktokolwiek chce działać dla Polski, niech o ludzie nie mó­wi, jeżeli nie zna ludu, jeśli pośród ludu nie: żyje.

Jako święty Paweł rzekł o niewiastach: « De ecclesia mulieres taceant; o kościele niewiasty niech nie rozprawiają; — tak ci wszyscy co żyją pośród miast, lub w politycznych sferach abstrakcji, o tej świątyni narodu, o ludzie, niech milczą.

Posłannictwo wielkie pracy nad ludem, spoczywa w ręku; oświeconych i zacnych właścicieli. Do nich na dziś należy przywództwo. Ale też na nich cięży cała odpowiedzialność przed narodem.

Niech więc nikt co niema własności nie targa się na tych co stoją u steru rolnictwa. A niech ci którym Opatrzność przeznaczyła tak wielkie obowiązki, nie dadzą się wyprzedzać gorliwszym; bo rozdwojenie prowadzi do słabości; a słabość, zdrowej i silnej wolności wydać nie może.

Tylko połączona a zgodna praca zapewni owoc. Polska powinna powstać z roli, z soli i z tego co boli.

Strzeż nas Boże od konfederacji i kontrkonfederacji, nie tylko czynu, aleslowa i myśli. Niech wszyscy umieją słuchać, aby potem umieli rozkazywać. A rozkaz niech będzie jeden i posłuszeństwo jedno.

A więc o losach kraju niech nikt nie stanowi, kto nie umie być posłusznym lub nie wie jaką władzę, obrać.

Kto chce o losach kraju i polityce rozprawiać, niech wprzód pozna historię. Jeśli niedouczony, niech się uczy.

A władza niech nie mniema że ma los narodu w ręku; jeśli jej naród cały nie słucha.

Kto chce kierować narodem niech idzie tam, gdzie naród iść chce. A naród niech słucha Opatrzności natchnień. Któż nie wi­dzi że Bóg prowadzi naród nasz po pewnej, równej i wytkniętej drodze?

Garibaldi zjednoczył Włochy. Powstał w porę i Bóg mu pomoc zesłał. Dziś wzywa Węgrów: do broni! Klapka odpowiedział mu stanowczo. Kto śmie posądzać Klapkę o brak patriotyzmu?

            Nie ten kocha matkę, co namiętnym uściskiem ją dławi. Cześć i poszanowanie dla matki! A śmierć za nią nie w chwili szału, ale w każdej chwili i z rozwagą zimną.

Naród polski zdobył hart. Niech więc hart ten nie pryśnie ani się osłabia.

Naród polski zdobył doświadczenie. Niech więc dziecinne żądze nie tamują poważnego kroku męża.

Naród polski zdobył jedność i wytrwałość. Niech więc je­dność będzie w wytrwałości, a wytrwałość w jedności.

Idziemy i iść powinniśmy do wolności a nie do swawoli: A jedność — to jedna myśl, jedno słowo, jeden czyn z góry dodolu, izdołu do góry. Jeden czyn, to czyn wjednej chwili. — Takiej chwili nam trzeba.

Wtedy dopiero Polskę odbudować możemy własnemi siła­mi; a siły nasze Bóg wzmocni i pomoc przyszłe. Nie zstąpią z nieba kosyniery; ale zstąpi z nieba Duch Boży w widomej postaci; jakiś Zwycięzca zbawiciel: Victor-Emanuel; a zstąpi wtedy, gdy cały naród będzie jako jeden mąż. I tym zwycięzcą-zbawiciełem będzie kość kości naszych, krew krwi naszej.

Tak. Własnemi silami Polskę odbudować możemy; ale kielnią naszą, niech będzie jedność, a młotem, wytrwałość.

Niecierpliwym, przebaczenie! każdy co ginie za Ojczyznę, w bratnim szeregu, czy w walce flankierów, bohaterem jest. Hamujmy ich męztwo, ale nie potępiajmy. Imiona ich wie­cznie jasnem światłem pałać będą na ołtarzu Ojczyzny. Na ich wieńcu napis: ofiary.

Ofiara to dług należny Ojczyźnie. A kto dług spłaca, wzbo­gaca się.

Więc próżna obawa o ofiary. Jedna ofiara rodzi tysiące po­święceń; jeden męczennik, tysiące mścicieli. Krew męczeńska płodną jest. Użyźnia i uświęca duchową niwę narodu. Nie żałujmy ofiar. W bitwach więcej ich ginie. Lecz nie potrącaj­my w przepaść szału.

Ścieśniajmy szeregi; szanujmy poświęcenie. Niech będzie karność, i niech wolno będzie każdemu za kraj umierać. Grzechem jest popychać zapał do bezrozumnej walki. Ale po­tępiać poświęcenie, jest zbrodnią.

W massach — porządek przed wszystkiem. Wielki mąż stanu w Italji, kazał stać i wszyscy stali; kazał iść naprzód i wszyscy poszli. Jednostce wolno ginąć w dobrej sprawie; ale nikomu nie wolno popychać massy bez planu, ni słowem., ni czynem; bo niema dwóch wodzów tylko jeden wódz : nie ma dwóch zasad najprościej do celu wiodących, tylko jedna; a tą jest — jedność. I któż powie śmiało o sobie że jest genjuszem?l... Wybranego Bóg zeszłe i wskaże. Na dziś —posłuszeństwo, cierpliwość. Niesworność nas zabiła; niesworność mogłaby nas raz jeszcze zabić. Popelnimyż samobójstwo?!... Wszyscy albo nikt. Zegar czasu skrzypi; kola warczą; w me­chanizmie całym ruch. Ale godzina nasza jeszcze nie wybiła.

Więc precz z deklamacją ! precz z marzeniami! Naród wo­ła o rzeczywistość; a rzeczywistością praca. Praca zrodzi czyn. Ale praca niech będzie wspólną a zgodną. Czyn będzie zwycięztwem.

Ospalców niech zbudzi łoskot pracy, lub śmiech pogardy. Jeśli nie przyłożą ręki; niech śpią spokojnie. To umarli.

A inech nikt nie myśli, że tm pracuje kto wiele hałasu ro­bi; niecli nikt nie myśli że ten pracuje dla kraju kto zawią­zuje komitety, kluby, towarzystwa. Czas konspiromanji prze­szedł dla nas niepowrotnie. Dziś spisków niema i być niepowinno; jeno porozumienie się wspólne, zgodne, całego na­rodu bez wyjątku.

Tem bardziej wszelkie stowarzyszenia noszące na sobie ce­chę jakiegoś stronnictwa. nie korzyść, ale szkodę przynoszą krajowi. Jeśli nie występkiem wielkim, grzechem nieprzeba-czonym jest każde stronnictwo działające po za obrębem, bez wiedzy, albo bez woli narodu.

Nie powinno być towarzystwo młodych ani towarzystwo starców ; nie powinno być towarzystwo arystokracji, ani to­warzystwo demokracji; tylko jedno Towarzystwo Polaków pracujących wspólnie dla dobrej sprawy, z dobrą wiarą i na dobrej drodze. Takie tylko ciało społeczne spójne jedną, ideą, zbrojne jednemi środkami może być zdrowe, silne, pożyteczne.

Nie ma i być nie powinno stronnictwa ruchu czy tam bez­ruchu! Nie wolno ruszać się gdy wszyscy stoją; ani stać gdy wszyscy ruszają się. Dziecinna niecierpliwość, jak niedołężna bezwładność zarówno kraj zgubić, albo wybawienie jego opóźnić może.

Nie ten pracuje dla Ojczyzny co się rusza, ani ten co stoi; ale ten co się rusza w porę albo stoi w porę.

Żołnierz co idzie do boju, zarówno waleczny, jak ten co stoi w assekunicji armat.

Nie wolno zatem występować z szeregu, ani stawać na pla­cówce, bez wyższego rozkazu przez cały naród uznanego.

Nie ten co pierwej działa albo prędzej działa godzien uznania; ale ten co działa dobrze i skutecznie. Bo nam nie chodzi oto aby Polska była prędko i jakakolwiek; aie o to: aby Polska była. A powinna być cała i potężna. Kto niechce Pol­ski całej, zabójca Polski.

Nie powinna być emigracja stara, ani emigracja młoda tylko jedno wychodztwo polskie, jednym ożywione duchem.

Polska w kraju i Polska na wygnaniu, jeden kraj stanowi. A więc Polacy w kraju i Polacy na wygnaniu powinni iść rę­ka w rękę, boć to jedna rodzina, dzieci jednej matki.

Nikomu nie wolno stać na boku. Każdemu jakaś cząstka dana jest. Kto na boku stoi, lub do wspólnej nie łączy się pra­cy odstępcą jest. Niech nie nosi imienia Polaka.

Nikomu nie wolno na swoją rękę działać. Kto tworzy nowe zasady i odrębny, od uznanego przez ogół. systemat pracy, bezwiednie służy złej sprawie.

Od bezczynu do martwoty, od czynu pychy do szaleństwa tylko jeden krok. Ten nieraz prowadzi do zdrady; bezwie­dnej lecz zgubnej.

Niejeden już umierał w przekonaniu że był bohaterem, a był zdrajcą. Dzieje nas tego uczą.

A drogę postępu zarówno zawalać może martwy kamień jak dziecinna fryga.

Nie ja dla Polski pracować powinno; ale my pracować powinniśmy; a my, wszyscy razem.

Taka jest nieubłagana logika; boć prawda bezwzględna, jedna jest. Gdy naród dojdzie do uznania tej prawdy, a za­mieni ją w życie, w czyn; wtedy dopiero poczuje się na sto­pniu zupełnej, skończonej dojrzałości. Naród rozwija się, kształci, dojrzewa, według jednych praw przyrodzenia. Nie przeszkadzajmy mu. Chwila najwyższego wzrostu nie daleka. Ona przyjść musi i przyjdzie, bo taką jest wola Opatrzności. Nieprzyspieszajmy jej niecierpliwością, a sztucznem i znikomem ciepłem. Już owoc trudów naszych zarumienił się. Krew męczenników polskich, niewiast i dzieci polskich błyszczy na wierzchu połyskującą barwą. Jeszcze jeden promień łaski Bo­żej, a drzewo narodu polskiego, zaświeci w całej okazałości.

Wybuch prowincji oddzielnej, bez udziału wszystkich czę­ści kraju, może być słabym i bezskutecznym; na nieprzygoto­wanych zaś może rzucić straszny a niesprawiedliwy zarzut wstecznictwa lub sprzyjania rządowi obecnemu. — Cierpli­wość może kraj zbawić; niecierpliwość może kraj zgubić lub wyzwolenie jego opóźnić.

Oto jest prawdziwe, bezstronne ocenienie stanowiska na­szego w obecnym czasie. Chwila nadzwyczaj ważna; chwila która zrodzić może szczęście narodu, lub wtrącić go w prze­paść nowych klęsk i zawikłań. Wie to rząd, widzi; i naród w otchłań popycha. Słusznie a głęboko zastanawia się nad położeniem naszem i stosunkiem rządu do Polski, Gazeta Narodowa. « Rząd drażniąc lud, wywołuje wybuchy; publiczną karą śmierci rozbudza fanatyzm mass. Śmierć nieszczęsnych męczenników nie postrach rodzi, lecz w oczach sfanatyzowanego ludu czyni ich bohaterami, ideałami poświęcenia. »

Patrząc na wygnańców pędzonych w Sybir, lud przycho­dzi do rozpaczy.

Patrząc na konające ofiary, lud pada na kolana, modli się i idzie do kościoła!..

Jestże co naturalniejszego jak ta żałoba całego narodu, jak te hymny i śpiewy , jak ta modlitwa z miljonów piersi jednem westchnieniem do nieba lecąca!? Ale z tych piersi rwie się hymn bojowy.

Lud nie rozumuje. Lud umie modlić się, albo bić się.

Zacna młodzież, uwielbienia godne mieszczaństwo polskie, spełniło powołanie swoje na dziś. Za ich przykładem uczci­liśmy pamięć przeszłości, poleliśmy łzami Grochowskie pola; za ich przykładem i chorągwią Chrystusową polała się krew, i hymn jakiego jeszcze żaden naród nie śpiewał rozległ się od granic Dniepru do Odry i Warty, od Bałtyku do Dnie­stru, aż sklepienia niebios zatrzęsły się, aż zbudziła się uśpiona na chwilę Europa.

Zdobyliśmy potęgę, potęgę wielką, potęgę jednej myśli. Niegdyś największy «z bólów naszych ból, gorszy niż Sybir i knuty, bo narodu duch zatruty » zbudził się i powstał świeży, ozdrowiony.

Mamyż go znów zarazić miazmatem swarów i niezgody? Niech nas Bóg od tego strzeże, albo lepiej niech znów wpółsenną, wpółżywą Polskę naszą w grób położy i zbudzi ją wtedy aż będziem godni, jak zgodni bracia, podnieść jej de facto do życia.

Więc na dziś inna robota przed nami.

Ale tu słyszymy głos poważnego męża Emigracji naszej: Wszyscy wołają do zgody i jedności; wszędzie nalegają na ustępstwa z przekonań, na zaparcie się swych myśli, a nikt nie zastanawia się nad tem że zgoda a jedność tam. dopiero wyrobić się mogą gdzie ich warunki są jasno położone i sumiennie zatwierdzone, gdzie oprócz celu, wskazane są środki wspólnej pracy i wspólnych obowiązków.

W dzisiejszem położeniu kraju jedna tylko Emigracja, znajduje się w możności wyrabiania i propagowania zdrowych i gruntownych pojęć o ogólnych potrzebach narodowych, o tem czego patrjotyzm całej Polski a nie parafialny od każdego wymaga. Tu nie ma cenzury na myśl, tu względy bezpieczeństwa osobistego nie krępują swobody w wypowiedzeniu zdania; nie mamy ani majątków do stracenia, ani karjer do narażenia; jesteśmy ubodzy jak apostołowie, a jak oni bogaci w wiarę i nadzieję.

Propaganda  więc wewnątrz  kraju, działanie w jego imieniu na zewnątrz, oto są dwa wydziały prac wydatnych, ujętych  i  zrozumiałych,  które  wyłącznie na Emigracji ciążą i stanowią niezmienny jej programat narodowy.

(Emigracja Polska w 1862 r.)

 

Tak; to są środki wspólnej pracy i wspólnych obowiązków. To są czyny po imieniu wskazane. Pojęcia zdrowe o ogólnych potrzebach kraju mogą wyrobić się tylko na ziemi wolnej pod wpływem wolnego powietrza. Zastosowanie zasad należy do kraju. Taką radę daje nam praktyczne doświadczenie. Siła tej prawdy uderzająca; a wykonanie jej wymaga poro­zumienia się i stosunków ciągłych. Dla tego kraj bez Emi­gracji, Emigracja bez kraju nic przedsiębrać nie powinny. Jak teorja bez warunków istnienia w życiu, tak praktyka bez zasad i planu, cierpkie tylko lub trujące wydać może płody. Działanie jednolite, zgodne, za każdem skinieniem ręki co z piersi narodu wyrasta, jedynie może być silnem i żadna przemoc go nie wstrzyma.

Cóż widzimy dzisiaj? — Z pism tajemnych, i jawnie głoszo­nych, z proklamacji i odezw, z ruchu młodzieży gorącej a niecierpliwej widzimy szamotanie się gorączkowe, groźne, znamionujące rozpacz, usprawiedliwiona wprawdzie dociskiem, ale dowodzące omdlenia. Nieprzyjaciel na wojennej stopie i silnie zbrojny.

Rząd przewiduje wybuch i w każdym czynie nawet widzi rewolucję; woła : « Wybuch uśmierzę; spokojnych obro­nię » — ale tenże rząd rozżarza ogień co pali serce narodu.

Powiedzmy mu: « Vade retro satana! »  i pijmy do dna ten kielich goryczy. Bóg nad nami — i powie kiedy zamiast « Boże coś Polskę »— zaśpiewać mamy : Hosanna in excelsis!

Ważyć na lekkomyślnej szali los całego narodu, jest wy­stępkiem, zbrodnią stanu.

Nie każdy co wziął krzyż w ręce, pochwycić umie het­mańską buławę; nie każdy co padł ofiarą u stóp skrwawio­nego ołtarza ma prawo wzywać do zemsty. Nie dość zapału, trzeba rozwagi. W 1830 roku młódź podniosła znamię re­wolucji, padła na polu walki bohatersko; ale nie zwyciężyła. Dziś inna przyszłość przed nami.

Próżno wołają niektórzy i terroryzmem straszą. Dziś ter­roru nikt się nie ulęknie; albowiem  każdy prawy Polak przeląkłby się głosu własnego sumienia, gdyby inaczej myślał jak wszyscy. Różnica jest w środkach; ale cel jeden.

Szalony tylko tego nie widzi.

Rozbierzmy słowa jednego z najszlachetniejszych aposto­łów wolności, choć w nieprzyjaznym obozie stojącego:

Nie straciłem wiary w gwałtowny przełom; mówi Iskander — ale miłość ku niemu straciłem. Niekiedy nagłe wstrząśnienia są nieuchronne. Potrzeba być zawsze w pogotowiu: chwycić się tego ostatecznego, rozpaczliwego środka, ultima ratio narodowi królów; ale wywoływać go na początku roboczego dnia, niewyczerpawszy wszystkich środków, zdaje mi się rzeczą młodą i niedojrzałą. W postrachu, rachuby nie ma, a tylko skutek szkodliwy. Kto obeznany ze wzrostem myśli i wyrażeń, ten wkrwawy w słowach młodzieńczej Rossji rozpozna lata tych co je wymawiają. Terror rewolucji z całą swoją groźną dekoracją i rusztowaniami, podoba się młodzieńcom, jak terror bajek z ich czarodziejstwem i cudami i zachwyca dzieci.

Terror łatwy i szybki; daleko łatwiejszy od pracy; przynosi wolność przez swój despotyzm; przekonywa gilotyna. On rozwiązuje wodze namiętnościom, które barwi pozorem ogólnego dobra, pokrywa kłamliwie za­li parciem się osobistych widoków; dla tego podoba się » więcej niż panowanie nad sobą z korzyścią powszechnan sprawy.

(Kołokoł, 1862 r.)

 

Nikt, spodziewam się Iskandera o zbytek umiarkowania nie posadzi.

Jeżeli w Rossji gwałtowne środki uznane są przez ludzi myślących za szkodliwe, a nawet niebezpieczne, cóż dopiero u nas!

Jakież więc mają znaczenie pogróżki, przestrogi, zapowie­dziane naczelnikom duchowieństwa prześladowania ich aż do stóp ołtarza i tym podobne terroryzmu widma?...

Nie czyńmy krzywdy narodowi naszemu. Czysty on, bo krwią obmyty. Z łona jego wyjść tylko mogą błądzący, ale nie zbrodniarze. Dla złych i wyrodków jeśli są jeszcze, niech zostanie wzgarda publiczna lub gorsza od wzgardy litość i terror — strach srogiego sądu potomności.

A my młodzi i starzy, niewiasty i dzieci, pracujmy nad zjednoczeniem się i zachowaniem narodowej czystości we wszystkich wdziękach jej dziewiczej krasy.

Służba Ojczyźnie od rana do nocy, czujność, porządek, karność a z nią miłość i zgoda, oto materiały których nikt nam nie wydrze.

Siła ducha, da nam silę dłoni w potrzebie, a na dziś — cierpliwość!

Najnowsze artykuły