Artykuł
Uwagi o kwestii włościańskiej

Pierwodruk: „Czas: dodatek miesięczny”, t. 7, [z. 1] (lipiec 1857), s. 92-105

 

Kwestia ta włościańska, łączy się z tylu kwestiami społecznymi najwyższej wagi, dotyka tak wielu stanowisk, wiąże się tak ściśle z rozwinięciem ustroju społecznego w przyszłości, rozwiązanie jej mieć będzie tak przeważny wpływ na produkcją rolniczą i bogactwo narodowe, że nie należałoby tak jej się pobieżnie dotykać, jak to na tym miejscu czynić możemy. A jednak, jedno słowo w dobrej wierze i w dobrej chęci powiedziane, jedna uwaga z poglądu na już przeprowadzone zmiany w Galicji wyciągnięta, jedna wskazówka na błędy popełnione, a stąd wynikające szkody, zbicie jednego fałszywego rozumowania, może się przyczynić, choć w maluczkiej części, do wyświecenia tej tak ważnej dla królestwa Polskiego sprawy, tym ważniejszej, że załatwienie jej w tym kraju wcześniej czy później wpłynąć musi na stosunki włościańskie w obszernych krajach do Cesarstwa Rosyjskiego należących. Te to względy ośmieliły mnie do ogłoszenia niniejszych uwag.

 

I.

 

Kwestia zniesienia stosunków pańszczyźnianych, tak jest dzisiaj postawiona w królestwie polskim i tak się zdaje bliska rozwiązania, że na nic się już nie zdało, poszukiwać i dowodzić, czy kto ma prawo znieść pańszczyznę, czy grunty włościańskie należą do dawnego dziedzica czy do włościan, czy włościanie prawem emfiteutycznym posiadają ziemię, czy też to były dzierżawy czasowe, z których się dzierżawa płaciła pracą zamiast pieniędzmi. Te wszystkie pytania głęboko i uczenie były traktowane w dziełach „Kwestia włościańska” i „O urządzeniu stosunków rolniczych w Polsce Krzysztopora”. Dziś nastał fakt, to jest konieczność, zniesienia pańszczyzny. Oto jest argument przemawiający silniej jak każdy inny. Więc o prawo nie ma się co troszczyć, bo gdyby kto cały arsenał niezbitych dowodów za prawem właścicieli większych do pańszczyzny odkrył, czy by to choć o krok cofnęło, choć o chwilę opóźniło tę konieczność? Rien de plus brutal qu'un fait, powiedział Guizot.

Dlatego też, wyjąwszy tych, którzy z obawy zmiany jakiejkolwiek, i tych którzy z zamiłowania i zwyczaju obstają za tym, co jest, wszyscy ludzie oświeceni, są za zmianą stosunku pańszczyźnianego i dzielą się na dwa obozy: – w jednym są, ci którzy chcą oczynszowania, w drugim ci, którzy chcą uwłaszczenia. W tych dwóch obozach różnią się zdania co do sposobów i środków oczynszowania, czy wieczystego czy czasowego; a uwłaszczenia, czy za wykupem czy za amortyzacją; i wreszcie różnią się co do tych tysiącznych środków wykonywania, które każdej zmianie tak ważnej towarzyszyć muszą.

Autor rozprawy, którą mamy przed sobą, „Wola i niewola w pracy”, hr. Seweryn Uruski, w drugim z tych obozów się mieści, nie objawiając jeszcze środków, które by do przeprowadzenia uwłaszczenia zalecał.

Myśl główna autora, i na którą z góry powiedzieć możemy, zgadzamy się zupełnie, jest wolność w pracy. Wynika ona z tej ogólnej zasady wolności układów między ludźmi, mocą której dopiero człowiek staje się panem swoich sił, swoich zdolności, swojego czasu, swojego kapitału, mocą której staje się jednym słowem pełnoletnim, niepodległym, a zatem odpowiedzialnym. Im większa wolność w użyciu sił, tym większa odpowiedzialność, im mniej ciąży na człowieku krępujących go więzów, im mniej nacisku i przymusu w jakim bądź kierunku, tym mniej może na kogokolwiek zrzucać winę złego położenia swego. Ta uwaga nie jest obojętna w stosunkach dotychczasowych między właścicielami a włościanami, i rzecznicy tych ostatnich mieli silny w ręku argument, czyniąc za wszystko złe odpowiedzialnymi właścicieli, a nieodpowiedzialnymi za nic włościan, jako niewolnych.

Wyższość moralna a wartość rzeczywista pracy wolnej nad przymusową tak jest naukowo wyświecona, a w krajach najdzielniej produkujących praktycznie dowiedziona, że dodawać cokolwiek w tym względzie byłoby zbyteczne.

Pan Uruski będąc za wolnością w pracy, chce nią uposażyć włościan królestwa przez uwłaszczenie.

I w tym także punkcie zgadzamy się ze zdaniem p. Uruskiego, a to dlatego, że dążyć, zda nam się, w prawodawstwie należy do stanowczych celów; że należy tak układać stosunki społeczne, a mianowicie tak określać własność, żeby za lada podmuchem jakiej burzy stosunki zachwiane a własności na nowe niebezpieczeństwa narażone niebyły. Nie mamy wielkiego zaufania w stałość praw ludzkich, dążność ich jednakże powinna zmierzać do ustalenia wszystkiego. Dla właściciela, jego przyszłości, dla podstawy produkcji późniejszej, dla ocenienia wartości majątku, najważniejszą rzeczą jest, aby przy zmianie stosunków pańszczyźnianych, każdy wiedział i to w jak najkrótszym czasie i stanowczo co ma. I to jest czego właścicielowi po części dotąd w Galicji brakuje, o czym słowo niżej.

Dlatego także dzielimy zdanie p. Uruskiego, że połowicznych środków pochwalać nie można, takimi się jednak pokazało oczynszowanie włościan w Prusach. Podczas wypadków zaszłych w r. 1848, wszędzie nawet w okolicach w których największa panowała spokojność, gdzie stosunki między dawnym panem a włościanami były najlepsze, ci ostatni przestali płacić czynsze, oczekując zmiany i ta zmiana jako konieczne następstwo czasowych okoliczności rzeczywiście nastała. Czynsze, jak wiadomo, papierami procentowymi (Rentenbriefe) zastąpione zostały. Nastąpiło to ze szkodą większych właścicieli, ale zdaje się przyjęto wszędzie zasadę, że przy rozstrzyganiu sporów zawsze większy właściciel tracić ma. Że to jest konieczne, być może, ale przeczymy żeby w każdym razie było sprawiedliwym i słusznym. Dlatego, jak to już wyżej wspomnieliby do rozsądzenia tej sprawy, konieczności potrzeba, czasem nawet pozór dobra ogółu wzywanym być musi ale nie prawo.

Wiemy, że są między stronnikami oczynszowania tacy, którzy w nim upatrują środek ocalenia prawa właścicieli do gruntów włościańskich, a mimo, że między nimi widzimy najświatlejszych i najzacniejszych, ośmielamy się utrzymywać że to jest złudzenie, które niebawem by znikło i bodajby znikło bez nowego zaburzenia. Jeżeli z tych wszystkich powodów dzielimy zdanie p. Uruskiego co do uwłaszczenia, to nie widzimy jednak co mu daje prawo, do umieszczenia w jednej kategorii stronników pracy przymusowej tych, którzy są za utrzymaniem pańszczyzny i tych, którzy są za oczynszowaniem i nazywać albo raczej przezywać ich „niewolistami”, kiedy czynsze i przymusowa praca nic nie mają koniecznie wspólnego i kiedy między uprawnionym do czynszu i „zobowiązanym” (jak piszą w Galicji), nie będzie innego stosunku tylko taki, jaki istnieje między tym, który koniecznie zarobku potrzebuje i tym, który roboty potrzebuje; a w jaki bądź sposób urządzą się stosunki włościańskie, i zarobkujący i pracę dający zawsze być muszą. Wszakże w bliskich widzieliśmy krajach, że oczynszowanie miejsce mieć może obok zupełnie wolnej pracy.

 

II.

 

Zgadzając się więc z tych różnych choć tylko powierzchownie dotkniętych powodów, co do celu głównego i zasady z p. Uruskim, nie możemy jednak pominąć różnych zdań a osobliwie rozumowań, za pomocą których autor popiera swoje myśli. Wiele z nich a mianowicie myśli, które wyprowadza ze stanu Galicji i już przeprowadzonej tamże reformy, zdają nam się o tyle mylne, że same najlepsze nawet dążności mogłyby one osłabić zamiast poprzeć, i słabość albo mylność argumentacji, a zatem cień słabości i mylności na całą teorią rzucić. W tej pracy, która przedmiotu nie wyczerpuje, podniesiemy tylko to, co nas albo na pierwszy rzut oka uderzyło, albo celowi przez nas samych zalecanemu szkodliwym się być wydało.

 Autor rad się powołuje na zasady z Ekonomii politycznej czerpane, ale w zastosowaniu ich do Galicji dziwnie mylne niekiedy czyni wnioski. Na str. 90 czytamy takie zdanie: „Ceny zboża zależeć będą odtąd (to jest po uwłaszczeniu) daleko więcej u nas od konsumpcji wewnętrznej, tak jak we wszystkich krajach kwitnących, które swoje zboża sami konsumują, a co im zabraknie kupują od innych. Na tej stopie stanęła od razu przez uwłaszczenie Galicja, i to jest klucz do niepojętej u nas zagadki, stałego podwyższenia się cen w Galicji itd.”. To zdanie ze wszech miar jest mylne. Naprzód co do rzeczy, bo gdy podwyższenie cen zboża wskutek nieurodzaju i psucia się ziemniaków, okazało się w całej Europie, podwyższenie takie równoczesne w Galicji niczego nie dowodzi. Co do zasady ekonomicznej zaś, żeby brak zboża i wysokie ceny były dowodem podniesienia bogactwa krajowego, trzeba koniecznie, albo żeby się ludność powiększyła, albo przynajmniej żeby ludność ta sama daleko więcej konsumowała to jest lepiej się żywiła. Bo wszakże cena produktów może się podnieść przez zmniejszenie produkcji, a bez tych dwóch przyczyn wyżej wymienionych, podniesienie cen zboża jest zawsze dowodem albo niedostatecznej produkcji, albo jest spowodowane brakiem zboża w innych krajach. Jeżeli zaś w Galicji, jak to wiadomo, zmniejszyła się ludność, a tak zmniejszona z wielką trudnością żywiła się przez lat parę, jeżeli śmierci głodowe i rozmaite pojawiały się klęski, z których lekko żartuje sobie autor, to nie będąc nawet ekonomistą, ale patrząc na to, co się koło nas działo, tej drogości produktów za szczęśliwy symptomat poczytać nie można było.

Gdyby prawdą było, że Galicja zawdzięczała uwłaszczeniu i wzrastającym swoim potrzebom podwyższenie cen produktów, to podwyższenie to musiałoby być stałe, a nawet progresyjne. Tak nie jest. Zniżenie o połowę cen prawie wszystkich a jeszcze większe niektórych produktów, obala do szczętu rozumowanie p. Uruskiego. Jeżeli z autorem niewystarczającą, dla ludności produkcję, gdzie pierwej była wystarczającą, a nawet zbywającą, poczytamy bezwzględnie za postęp w rolnictwie; jeżeli z autorem powiemy, że to jest stanąć od razu na równi z krajami kwitnącymi, to do tej cywilizacji i postępu bardzo przyjść łatwo przez zaniedbanie i zmniejszenie produkcji.

Kto się na ekonomicznych faktach opierać chce musi pamiętać, że te same objawy, pod różnymi warunkami, oznaczają zupełnie co innego i ten sam fakt może być oznaką postępu lub upadku. Gdy każde kupno w istocie jest tylko zamianą, kupowanie zboża od innych jest np. w Anglii oznaką postępu i wzrastającego bogactwa, kupowanie tegoż dla Polski byłoby długo jeszcze dowodem zmniejszającej się produkcji, a przyczyną zmniejszania się bogactwa. Takiego postępu wskutek uwłaszczenia, nie życzymy królestwu Polskiemu i mamy nadzieję, że autor wraz z krajem innego rodzaju postępem cieszyć się będzie.

Tak zaspokoiwszy się co do kwitnącego stanu produkcji w Galicji, dowodzi w innym miejscu autor obfitości kapitałów i wnioskuje o zamożności obywateli stąd, że się podpisali na przedsiębiorstwo kolei żelaznej, i to w znacznej sumie. Tu zachodzi pytanie: czy ci, którzy te 70 milionów złp. zapisali są w chęci całkowicie je zapłacić? – Ktokolwiek zna choć powierzchownie tego rodzaju interesy, odpowie; a wnosić stąd, że w kraju jest kapitał rozrządzany tej wysokości, jest łudzić się pozorem. Jest to to samo, co sądzić o spekulancie, który za sto tysięcy kontraktuje zboża, a rachuje na wyższe ceny, że ma oprócz swego majątku jeszcze te sto tysięcy w szkatule. To w tym pewnego, czego się autor, jak sam powiada, z gazet wiedeńskich dowiedział, że podpisani złożyli 10% na zapisane sumy, a ponieważ założyciele Towarzystwa tej wpłaty jeszcze nie zrobili, cała wpłata z Galicji wynosi 10% od 4 milionów reńskich, udzielonych członkom Towarzystw rolniczych, to jest na 400.000 zł. reńskich m. c. Oto cały udział, jaki dotąd wzięła Galicja, w kolejach żelaznych. Jak widzimy, redukują się cyfry, przez autora podane, na 1.600.000 złp. Zresztą mniejsza o cyfry, ale wnosić o bogactwie kraju i to o bogactwie wskutek uwłaszczenia włościan, z podpisów na koleje żelazne, i to w kraju mającym zamożnych obywateli w kapitały zagraniczne i posiadających dobra w innych częściach dawnej Polski, nie jest poważnym rozumowaniem.

Mamy przekonanie, że w dziele gruntownie i spokojnie wypracowanym, podobnych argumentów nie spotkamy, kiedy ich jest tyle i w teorii i w praktyce, na poparcie zdań autora, na któreśmy się zgodzili.

Również nieco krzyżową sztuką, niech nam wybaczone będzie to wyrażenie, rozstrzyga autor pytanie, czy większe własności, czyli też rozdrobnione, są korzystniejsze dla produkcji; a to w chwili, kiedy właśnie najrozmaitsze i najpoważniejsze w tym względzie ścierają się zdania, kiedy we Francji zastraszają się statyści nad małym postępem produkcji i ludności, kiedy w Anglii wykazują i wzrastającą ludność i produkcję, kiedy dowodzą, że kultura na małych przestrzeniach ma zagrodzoną drogę do wielkich ulepszeń, bądź z powodu swego kształtu bądź dla braku kapitałów. – W Anglii są w prawdzie i mniejsze dzierżawy, ale za tymi małymi dzierżawcami, stoi pan włości całej, ze swoją wolą i ze swoimi kapitałami, za pomocą których ulepszenia na wielką stopę przeprowadzać można. Nie jesteśmy powołani do wyrokowania w tej sprawie, chcieliśmy tylko powiedzieć, że tak z góry rozdrabnianie ziemi krajowi polecać, kiedy nigdzie stanowczo pytanie to rozstrzygnięte nie było jest działać trochę porywczo.

To samo dałoby się powiedzieć o stanowczym i surowym zdaniu p. Uruskiego (stronnica 72 i 73) względem stopy procentowej, i to także w chwili kiedy prawie wszędzie, zapytywane kompetentne korporacje, oświadczają się za zniesieniem stopy legalnej procentu; a oświadczają się dlatego, iż się przekonano, że kapitał musi być wolny i niepodległy w swoich ruchach, a do tego tak dalece musi być niepodległym, że natychmiast chowa się lub wynosi z kraju, gdy najmniejszy nacisk na sobie poczuje, nie udziela się nigdy i nigdzie tylko z własnej woli i własnego zaufania. I cóż za skutek sprowadza zachowanie stopy legalnej równie dla pracujących, jak i dla własności hipotecznych, np. w Galicji? Oto, że kapitały nie mogąc otrzymać, szanując prawo wyższego procentu, umieszczane bywają w papierach publicznych a zatem legalnych, które dziś jeszcze dają 6 i 7%; a właściciele dla których opłacanie wyższego procentu jak legalny, byłoby czasem jeszcze dobrodziejstwem, albo wiele tracą, dla braku kapitału, albo gdy konieczna zachodzi potrzeba, więcej jeszcze tracą przez opłacanie ogromnych nielegalnych procentów z obrazą przepisów prawa.

Pomijamy wiele zdań, których rozbiór wywiódłby nas po za granicę niniejszych uwag. – Takim jest ustęp o dążności kapitału do monopolu zupełnego lub cząstkowego; kiedy według nas, kapitał żyje swobodą, a wolność z monopolem w parze iść nie mogą. Wyradza się niekiedy, to prawda, przewaga kapitału i wtedy twarde nakłada on warunki, ale w prawodawstwie, skutecznego i bezpośredniego na to złe lekarstwa dotąd nie obmyślono. – Takim jest dalej ustęp o „monopolu nawet zbytkownych przedmiotów na korzyść jednej klasy mieszkańców z obciążeniem drugiej i oczywistym monopolu ziemi”. To co autor nazywa „monopolem”, jest po prostu własnością. Monopol zbytkownych przedmiotów, jest to nagromadzenie wskutek rozmaitych odmian, w jednych rękach, środków do nabycia tych przedmiotów zbytkownych. Temu zaradzić (jeżeli jest złe) bez naruszenia własności, także nie można. To wszystko zbliża się do szkoły, dla której żadnej nie czujemy sympatii.

Powiemy jeszcze w ogóle, że w całej rozprawie p. Uruskiego przebija taka wiara, takie zaufanie w przyszłość, taki błogi spokój o wszystko i o wszystkich, że mu tego usposobienia tylko powinszować i pozazdrościć przychodzi, i wyznać, że ono być tylko może skutkiem głębokiego przekonania. My jednak sądzimy, że nie tak należy przedstawiać przyszłość tej sprawy. Nie ukazywać z niewłaściwie zastosowanych faktów, że będzie w kraju obfitość kapitałów i wysokie ceny i dostatek robotnika i powiększenie produkcji, nie odkrywać horyzontów pełnych powabów i uroku, do których doszedłszy znajdzie się niejedna ciemna strona i niejedna droga cierni i głogów, ale przeciwnie należy zachęcać do wytrwałości, do pracy, do oszczędności, do cierpliwości, za pomocą których złe się zwycięży, bo porody nowych form społecznych baz trudu i cierpienia odbywać się nie mogą.

 

III.

 

Nie piszemy tu z myślą krytyki, nie mamy żadnej myśli skrytej. Wiemy, że są chwile dominujące wszystkie siły społeczne, jak w świecie fizycznym są prądy, którym się nic oprzeć nie może. Są burze, w których się o drogę i o cel podróży nikt nie pyta, ale o ratunek; wtedy, jeżeli sternik nawę od zguby zachował, już mu się wdzięczność należy, a długa i kręta droga, którą potem do celu zdążać musi jest tylko następstwem pierwszej chwili. Sic fata tulere. Lecz jeżeli komu w podróży światło pokoju przyświeca, czyż nie powinien najkrótszą i najmniej niebezpieczeństw przedstawiającą pójść drogą? W tym też duchu ośmielamy się dodać kilka uwag o przeprowadzeniu reformy stosunków włościańskich w Galicji. Potrzeba zmienienia stosunków pańszczyźnianych, tak była pojętą w Galicji przed dziesięciu laty, jak dziś jest w królestwie Polskim, chociaż mniej o niej pisano. Zbytecznym i nie na swoim miejscu byłoby poszukiwać z jakich powodów i z czyjej winy rozwiązanie tej sprawy odkładano na później. Przy pierwszej okazji, kiedy już czas nadszedł konieczność zmiany tak gwałtownie się ozwała, że nagle bez przygotowania nastąpiło uwłaszczenie. W tym nagłym, a koniecznym kroku, należy szukać wszystkich trudności na jakie Galicja narażoną była, a z których ją przypadkowe, a raczej opatrzne, wyratowały okoliczności.

Pierwszem złem było że kraj na reformę tej ważności przygotowanym nie był, drugie, że gdy samo zniesienie pańszczyzny orzeczonym zostać musiało, rozstrzygnięcie wielu innych stosunków, z pańszczyzną w najściślejszym połączeniu zostających, na późniejszy czas odłożyć wypadło. Takim stosunkiem była indemnizacja, czyli wynagrodzenie za zniesioną pańszczyznę, takimi są do dziś dnia służebności lasowe, prawo pasania, wspólność pastwisk, takim jest separacja i regulacja gruntów, która by była najzbawienniejszą odmianą dla rolnictwa, a dotąd całe jest nietkniętą i pytanie zachodzi, czy kiedy jeszcze przeprowadzoną będzie. Z tego wszystkiego co niejako składało części jednej całości, co było różnymi tylko szczegółami tej samej sprawy, każda część osobno układana być musiała, a każdy szczegół osobną stanowił sprawę i osobno był sądzony. Stąd wynikły i wielkie straty i wielkie koszty i największe zło, które dotąd nie zupełnie usunięto to jest niedokładność, niepewność, nieustalenie prawne majątków, tak w ziemi, jak nawet w kapitałach.

Zniesiono pańszczyznę – to było konieczne i użyteczne – ale wiadomo, że przy zmianie gospodarstwa pańszczyźnianego na najemne, kapitał koniecznie jest potrzebny. – Udzielenie indemnizacji równocześnie ze zniesieniem pańszczyzny jak wielkim by było dobrodziejstwem, każdy zrozumie. Bez dania kapitału albo przynajmniej bez ułatwienia kredytu, zniesienie pańszczyzny musi się stać ruiną wielu właścicieli[1].

Kwestie służebności lasowych wielką rubrykę w wartości majątków, mianowicie w leśnych okolicach, stanowią. – Rozsądzenie tej sprawy do bieżącego roku odłożonym być musiało. Mamy nadzieję, że przy energii i oględności władz, w kilka lat rzecz cała ukończona zostanie, ale z tego koniecznego dotychczas opóźnienia cóż wynikło, oto, że w dobrach mających znaczne lasy, a wtedy zwykle i wielkie służebności, właściciel dotąd nie wie, czy i wiele lasu gromadom odstąpić, lub czy tych służebności kapitałem w indemnizacji odebranym okupić nie będzie musiał. – W pierwszym przypadku zmniejszy się jego własność i dotąd nie wie co ostatecznie posiada, w drugim zmniejszy się jego kapitał i nie wie dotąd wiele mu się zostanie[2].

To samo dałoby się powiedzieć, o prawie pasania po lasach i o wspólności pastwisk itd.

Nareszcie, ale o tej materii ledwo wspomnieć tu można tak jest obszerna, separacja i regulacja gruntów przy okazji zmiany stosunków pańszczyźnianych, najstosowniej przeprowadzoną być może, a mamy to najgłębsze przekonanie, że separacja i regulacja gruntów, to jest połączenie ich w jedne całości jest jedyną rękojmią, jest jedynym środkiem podniesienia rolnictwa.

Ta zmiana największym by była mianowicie dla włościan dobrodziejstwem, bo daje możebność postępu. Kto zna tę niepojętą szachownicę gruntów naszych wiosek, w której ten sam właściciel kilkanaście kawałków w różnych i odległych od siebie miejscach posiada, niech powie, czy jakikolwiek postęp, czy jakakolwiek stanowcza poprawa, czy jakiekolwiek racjonalne gospodarstwo jakakolwiek rozsądna i od sąsiadów niezawisła rotacja na takich kawałkach zaprowadzić się da[3].

Wiemy, że wysoki Rząd ważność tej sprawy uznaje, że się nią z wielką zajmuje gorliwością, że zewsząd światło na nią ściąga, czy i kiedy ją załatwi, gdy najstosowniejsza do tego chwila, chwila uwłaszczenia przeminęła, nie do nas należy wyrokować.

 

*

 

Jeżeli tu rzucone uwagi mają jaką wartość można by i nich następującą treść wydobyć:

Zniesienie pańszczyzny jest teraz konieczne, w przyszłości korzystne. Uwłaszczenie zda nam się lepsze niż oczynszowanie, bo rzecz ostatecznie i stanowczo rozstrzyga.

Wynagrodzenie w kapitale albo wielkie ułatwienie kredytu jako środek przeprowadzenia reformy.

Potrzeba rozstrzygnięcia jednocześnie wszystkich stosunków w ścisłym związku z pańszczyzną będących.

Przeprowadzenie, o ile być może, jak najdokładniejszej separacji i regulacji gruntów włościańskich.

Orzeczenie stanowcze, co do kogo należy, czyli ostateczne określenie własności, odsunięcie wszelkich roszczeń i pretensji od pewnego czasu, czyli wyznaczenie w tym względzie terminu prekluzyjnego.

 

Henryk Wodzicki (1813-1884) – hrabia, polityk galicyjski. Zasiadał w Sejmie Galicyjskim (1861-1884) oraz Radzie Państwa w Wiedniu. Kierował pracami Towarzystwa Rolniczego Krakowskiego oraz Towarzystwa Wzajemnych Ubezpieczeń w Krakowie. Był członkiem i wiceprezesem Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie.

 

Seweryn Uruski urodził się 1 czerwca 1817 r. w Biłce Szlacheckiej nieopodal Lwowa. Był marszałkiem szlachty guberni warszawskiej, tajnym radcą i ochmistrzem dworu cesarskiego, prezesem Heroldii Królestwa Polskiego. Stworzył piętnastotomowy herbarz Rodzina. Herbarz szlachty polskiej (1904-1931). Wydał Prawodawstwo Królestwa Polskiego dotyczące włościan od chwili ustanowienia Księstwa Warszawskiego do dnia dzisiejszego wyjęte z Dziennika Praw Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego (1860) i Sprawa włościańska, wyjątki z nowożytnych polskich ekonomistów (1860). Napisał Polemikę o kwestii włościańskiej z roku 1856 i 1857. Wola i niewola w pracy (1857).

 



[1] Przy zniesieniu pańszczyzny w Księstwie Poznańskim, oprócz czynszów, którymi koszty części najmu zastępowano, równocześnie zaprowadzono, dzięki ówczesnemu prezydentowi kraju P. Cerboni Desposetti Towarzystwo kredytowe na wielką skalę, które znacznymi, a tanimi kapitałami, przyszło właścicielom w pomoc. Nadzwyczajna drożyzna, nieurodzaj i brak ziemniaków, uczyniło przejście w Galicji możebnym.

[2] Stąd przekonać się można, że gratyska, jak indemnizację w potocznej mowie (zapewne u bogatych ludzi) według p. Uruskiego nazywają, jeszcze w wielu okolicach na szwank jest narażona.

[3] Polecamy zajmującą i gruntowną pracę w tej materii p. Kornela Krzeczunowicza w Dodatku do „Czasu” na miesiąc styczeń 1856 zamieszczona.

Najnowsze artykuły