„Czas: dodatek miesięczny”, kwiecień 1857, 200-215
Koalicja w parlamencie angielskim wywołała, jak wiadomo, jego rozwiązanie – rozwiązanie wymagało nowych wyborów. Na wybory te, odbywające się w bieżącym miesiącu, zwrócona była przede wszystkim uwaga powszechna. Europa rada była, i słusznie, odgadnąć, nie tyle ich wypadek, bo to się wkrótce przy otwarciu nowego parlamentu dowodnie okaże, ile raczej znaczenie ich na przyszłość w polityce angielskiej.
Chcąc atoli cokolwiek w tej mierze wypowiedzieć i ocenić wybory ze względu na politykę ogólną i angielską, wielką napotyka się trudność w samej terminologii wyborczej. Niemały to kłopot nacechować teraz, jakie stronnictwo angielskie, a nawet jakiego pojedynczego kandydata do wyborów. Dawniej mówiło się o torysach lub wigach, później także o radykalistach. Dziś po rozpadnięciu się tych wiekowych stronnictw torysów i wigów, nie ma stronnictw w ścisłym znaczeniu tego wyrazu. Dzienniki angielskie, pisząc o kandydacie do wyborów, nie zowią go już wigiem lub torysem, ani mówią nawet, że należy do radykalnego stronnictwa, ale że jest konserwatywnym lub liberalnym. Dalej następują różne odcienie owego konserwatyzmu i liberalizmu: ten oto konserwator „czysty”, tamten znów „wątpliwy”; ów „ultraliberalny”, inny zaś „umiarkowany”. Nowa ta w Anglii nomenklatura stosuje się wyraźnie do reformy, ale nawet i na tym polu, czy może ona posłużyć jako podział na stronnictwa? Na czym oprzeć owe odcienia? Jak ułożyć kategorie i nacechować według zasad zachowawczych i liberalnych nie tylko nowych kandydatów, ale nawet dawnych ludzi stanu w W. Brytanii? Hrabia Derby[1], dawny szef torysów, zapisany dziś jako ultrakonserwator, nie należy do owej arystokracji angielskiej, która zawsze była liberalną? Wszak od niej wychodziły głównie inicjatywy reform, i hr. Derby nie oświadczył nigdy, aby wszelkie zmiany odrzucał. Pan Gladstone[2] jako peelista[3] dał dowody, iż nie jest przeciwny reformom, a jednak zapisany jest między konserwatorami. Nikt śmielej nad lorda Palmerstona[4] nie występował w ostatnich czasach przeciwko reformom, nawet w mowie swej do wyborców Tivertonu[5] ze swym zdaniem się nie ukrywał, a przecież nie tylko jest on na liście liberalnych członków Izby, ale na nich polega cała jego nadzieja osiągnięcia większości w nowym parlamencie. Któryż nareszcie ultraliberalny członek dawnego parlamentu, nawet szef opozycji radykalnej jak P. Roebuck[6] lub naczelnik szkoły manchesterskiej p. Bright[7], chciałby był widzieć przeprowadzone reformy absolutnie bez uwzględnienia zachowawczej zasady?
Lecz nie dość na tym. Jakże się jeszcze ta trudność powiększa, gdy do owego rozgatunkowania kandydatów angielskich na zachowawczych i liberalnych zechce kto użyć europejskiego, czyli kontynentalnego formularza. Na kontynencie p. Cobden[8] jako przeciwnik wojny, jako zwolennik pokoju jest konserwatorem; w Anglii jest ultraliberalnym. Lord Palmerston, przezwany Lord firebrand[9] na kontynencie, którego politykę ogłoszono za burzliwą, w Anglii jest wątpliwym liberałem. Całe dawne stronnictwo torysów, dziś konserwatorskie w Anglii, popierało zawsze jak najsilniej wojnę, nierównie silniej od wigów, którzy dziś po największej części liberalny poczet stanowią. Każde stronnictwo radykalne na kontynencie znaczy prawie tyle, co stronnictwo rewolucyjne – rewolucji nikt nie chce w Anglii, ani do niej zmierza.
Nie można więc, jak się na pierwszy rzut oka pokazuje, oceniać wyborów angielskich według pojęć i znaczenia wyrazów przyjętych na stałym lądzie. Wojna i pokój nie należą prawie do programatu wyborczego w Anglii, chęć prowadzenia pierwszej lub utrzymania drugiego, nie stanowi tam bynajmniej konserwatora lub liberała. Znamiona te będące cechą opinii i zasad kandydatów wyborczych, a w części i stronnictw, odnoszą się do polityki wewnętrznej, lubo i tu znów dążenia rewolucyjne, które na kontynencie główny stanowią przedział między zasadami zachowawczymi a burzącymi, nie mają wcale praktycznego zastosowania. Można być w Anglii ultrakonserwatorem i życzyć sobie wojny, zbrojnych interwencji, a nawet wszelkich zmian i rewolucji w Europie, można być ultraradykałem, a przecież zwolennikiem wiecznego pokoju i spokoju, słowem – można być konserwatorem w polityce wewnętrznej Anglii, a niemal rewolucjonistą w polityce zewnętrznej i nawzajem.
Wytłumaczenie tej sprzeczności zasad co do polityki zewnętrznej i wewnętrznej Anglii leży podobno w tym zjawisku jedynym w świecie, że Anglia jest państwem na zewnątrz, a wewnątrz ma self-government. Wyjątkowe całkiem położenie geograficzne tej wyspy, jej potęga morska, charakter narodowy i płynące stąd instytucje, pozwoliły W. Brytanii utrzymać zawsze stanowisko swoje, a nawet swoją przewagę w systemacie politycznym kontynentalnym, bez owego przeistoczenia się, bez wyzucia się z właściwej sobie formy społecznej, bez ścieśnienia owej wolności, jakiej używała; czemu wszystkie ulec musiały kraje na kontynencie, chcąc zachować miejsce w systemacie politycznym państw. Wyjątkowemu swemu położeniu zawdzięczać winna Anglia, że jeszcze z Wilhelmem z Orani[10] spierał się parlament o utrzymywanie dwudziestu tysięcy stałego wojska; bo self-government stałych wojsk nie potrzebuje. Ideę państwa przyjęła też Anglia tylko w polityce zewnętrznej. Tam była ona państwem w całym znaczeniu tego wyrazu: reprezentowała ją flota, której zresztą kolonie i handel koniecznie wymagały. Ale wewnątrz idea ta nie miała zastosowania tak, jak na kontynencie. Anglia trwała uporczywie przy swych narodowych instytucjach, swojej formie rządu, swobodach i wolnościach, zachowywała najwyższą społeczną niepodległość wobec idei państwa, to jest self-government.
W przypadkach nadzwyczajnych, jak to na przykład w czasach ostatnich wojen z Francją, kiedy polityka zewnętrzna żądała wielkich poświęceń i ofiar, kiedy utajnianie się w rzędzie państw nakładało ogromne ciężary, które ponosić wypadało z ukróceniem pewnych swobód wewnętrznych, przychodził w pomoc Anglii patriotyzm. Ten zlewał się tak wybornie z interesem kraju i odpowiadał tak wybornie dumie narodu, który rządzi się sam przez siebie, że zaprawdę trudno rozróżnić tych uczuć połączonych w jednym wyrazie patriotyzmu angielskiego.
Interes Anglii jest właśnie owym punktem zetknięcia się jej polityki zewnętrznej z wewnętrzną, państwa z self-government. Interes państwa jest najwyższą zasadą w systemacie idei państwa, interes Anglii jest najwyższą zasadą w systemacie self-government. Interes państwa może się spotkać z interesem Anglii, może także być mu przeciwnym. W ostatnim razie, który któremu ustąpi? „Sprawa królowej Izabelli[11] musi zwyciężyć choćby tylko z tej przyczyny, że tego wymaga interes Anglii” – zawołał w parlamencie lord Palmerston w epoce wojny hiszpańskiej z pretendentem Don Carlosem[12]. – „Do czegóż dojdziemy z tą zasadą?” – zapytał Robert Peel[13], siedzący wówczas na ławach opozycji przeciw gabinetowi wigowskiemu – „oto do usprawiedliwienia każdej zbrojnej interwencji, choćby w najniesłuszniejszej sprawie, skoro tylko zdawać się będzie ministrom, że tego wymaga interes angielski”. – Był to głos Anglii wobec państwa.
Ale lord Palmerston przyjął wszystkie następstwa postawionej zasady, i z nim razem przyjął je, jak się zdaje, i naród angielski. Anglia przystąpiła śmiało do systematu państw i polityka jej zewnętrzna nie różni się w niczym od polityki innych państw kontynentalnych. Uznaje ona narodowości, ależ i inne państwa takowych nie zaprzeczają, tylko po równo z Anglią nie biorą ich nigdy w rachubę polityczną. Obojętną jej forma rządu państw kontynentalnych; wiąże się w przymierza według interesu z pominięciem wszelkich innych względów; podpisuje traktaty oparte na równowadze politycznej; nie odpycha podstawy wspólności zasad i solidarności interesów; zgoła zajmuje przeważne miejsce w obecnym systemacie państw po równo z innymi wielkimi mocarstwami. Przyglądając się jak najpilniej zewnętrznej polityce Anglii, nikt domyśleć by się nie mógł, że organizacja jej wewnętrzna jest całkiem różna od reszty państw na stałym lądzie, że tak ogromna przestrzeń oddziela ją wewnątrz od idei państwa, że owe zasady, które wyznaje w polityce zewnętrznej, nie mają zastosowania w polityce wewnętrznej, że tych swobód i wolności, które tak lekceważy u drugich, przestrzega silnie u siebie, że nareszcie popierając kosmopolityzm na kontynencie, własną indywidualność stara się wszelkimi sposobami zachować.
Zapewne inaczej Anglia uczynić nie mogła. Systemat polityczny państw zanadto się wzmocnił, aby poza nim jakiekolwiek mocarstwo choćby najsilniejsze ostać się zdołało. Wojna wschodnia dała miarę potęgi tego systematu: Anglia stałe wojsko swoje do stu tysięcy żołnierza posunąć była zmuszoną. Polityka jej wewnętrzna uczuła całe parcie idei państwa. Wywołała zmiany, czyli reformy wewnętrzne, bez których już Anglii jako państwu obejść się nie było podobna.
I nie na tym koniec. Idea państwa nie tylko jest podstawą politycznego systematu, ale jest także ideą społeczną. Interesem społecznym wpływa ona na Anglię, przedziera się do jej polityki wewnętrznej i to nie od dzisiaj. Nikt już dzisiaj nie wątpi, że organizacja społeczności angielskiej ulegnie zmianom. Piszą o tych zmianach od dawna: jedni upatrują w nich upadek Anglii, inni widzą pomyślność w przyszłości. Nie zapuszczając się w odgadywania, tyle z pewnością twierdzić można, że zmiany te, które odpowiadają w Anglii głoszonej ciągle reformie administracyjnej, będą zmianami społecznymi. Praktycznie tego dowodzi rozbicie się dawnych stronnictw. Nie ma torysów i wigów; są konserwatorzy i liberałowie. Dawne stronnictwa reprezentowały interesy czysto angielskie, dzisiejsze podziały stronnictw przedstawiają tylko odcienie społeczne.
Bo też nie ulega wątpliwości, że przyszłość każdego kraju nie zależy dzisiaj od zmian politycznych lub konstytucyjnych, ale od organizacji jego społecznej. Podstawa społeczności jest dziś niepewną, przeciw niej wymierzone są napady i ona też stawia opór. Nie chodzi prawie nigdzie o formę polityczną społeczności, ale o jej istotę. Czy te same zasady, na jakich stała dotąd, utrzymać się nadal potrafią – oto główne zadanie w każdej polityce wewnętrznej.
Podobnie w Anglii. Kwestia polityczna jest tam rzeczywiście kwestią społeczną. Instytucje stworzone są dla ludzi, a nie ludzie dla instytucji. Instytucje angielskie mogą być jak najlepsze, i ci co stają w ich obronie, to jest arystokracja, mogą jak najlepsze zajmować stanowisko dla utrzymania ich, przecież to jeszcze nie pozwala przesądzać, że wygrana będzie po ich stronie. Cała społeczność angielska, a raczej stosunek, w jakim ona sama zostawać będzie do tych instytucji, orzeknie stanowczo w tym względzie. Stosunek ten może być różny, ani go odgadnąć podobna, ale to pewna, że przyszłość Anglii nie zależy od samych jej instytucji.
Prawda, że instytucje angielskie sprzeciwiają się głównie wpływowi idei państwa na wewnątrz, że one to stanowią ową różnicę między polityką wewnętrzną Anglii, a jej polityką zewnętrzną. Lecz opór, jaki stawiają zastosowaniu teorii państwa, nie pochodzi z ich formy, ale z ich istoty. Siła instytucji angielskich nie leży w parlamentaryzmie, jak niektórzy utrzymują, ale w żywiołach, z jakich instytucje te powstały i na jakich się dotąd opierają, szczególnie na żywiole arystokracji angielskiej. Jeżeli Anglia zdołała się uchronić dotąd; jeżeli zdoła się uchronić i nadal od absolutyzmu i anarchii, jakiej kraje kontynentalne ulegały na przemian, zawdzięcza to nie tylko swej organizacji politycznej, swym wiekowym instytucjom, ale przede wszystkim stanowisku, jakie w tej organizacji zajął żywioł arystokratyczny. Szlachta angielska zajęła całkiem inne stanowisko niż szlachta innych krajów; nie wyrzekła się ona nigdy związków z nieszlachtą, z plebejuszami; nie jest wyłączną, przepuszcza tak zwanych ludzi nowych; a język angielski nie ma wyrażenia na niewłaściwe związki (mésalliance) i na dorobkiewiczów czy parweniuszów (parvenu). Polskiemu językowi także tych wyrażeń brakuje. Szlachta angielska nie była nigdy obcą dla ludu angielskiego, sprawy ludu i jego interesy nie leżały nigdy poza jej sferą, nie była również nigdy na usługi korony, jakkolwiek ta żadną miarą bez jej pomocy obejść się nie mogła. Stąd też arystokracja angielska nie jest jedynie podporą instytucji angielskich, jest żywiołem rzeczywistym w narodzie. W przypuszczeniu, żeby izba lordów została zniesioną, to konstytucja byłaby zapewne nadwerężoną zewnętrznie, to jest w formie, ale nie byłaby jeszcze zniweczoną w swej istocie. Duch arystokratyczny i cecha narodowa mogłyby pozostać, bo prawdziwą podstawą wspaniałego gmachu konstytucji angielskiej jest autonomia gminna, czyli self-government.
Dopóki ta autonomia istnieje w całej swej sile, dopóty Anglia może być na zewnątrz państwem w ścisłym znaczeniu dzisiaj tego wyrazu, ale na wewnątrz być nim nie potrafi. Self-government bowiem nie dozwala społeczności angielskiej przywdziać owej formy administracyjnej, na kontynencie biurokracją zwanej. Nie ma w Anglii biurokracji, i to jest prawdziwą i jedyną podstawą jej wolnych instytucji. Anglia ma ten wyłączny na świecie przywilej, którego nie mają nawet Amerykanie. Przywileju tego używa Anglia dzięki arystokracji. Lecz arystokracja angielska nie za pomocą parlamentaryzmu usunęła dotąd biurokrację od Anglii. Parlament nie zdołałby dokonać, czego dokonała arystokracja swym bogactwem i rozumnie zajętym stanowiskiem, przez nią to bowiem Anglicy nie potrzebowali płatnych urzędników, bo arystokracja pełniła niepodlegle i bezpłatnie wszelkie usługi, jakich wymagało życie ludu angielskiego. Gdyby arystokracja angielska działała była inaczej, byłaby zapewne upadła, jak upadła wszędzie pomimo parlamentów. Ustąpienie niektórych przywilejów feudalnych, których arystokracja angielska się zrzekła, nie byłoby jej zapewne uratowało od zguby, bo upadek systematu feudalnego był wszędzie prawie poprzednikiem upadku arystokracji, jak był kolebką biurokracji. Na ruinach bowiem tego systematu wznosiła swój systemat idea państwa.
Nie mogła więc nic innego uczynić arystokracja angielska po upadku systematu feudalnego, jak zająć stanowisko powyżej wskazane w narodzie, jeżeli społeczność angielska nie miała się przeistoczyć w formie wytkniętej przez ideę państwa, jeżeli Anglia nie miała mieć biurokracji, jeżeli chciała zachować self-government, a oraz jeżeli arystokracja chciała się uchować od zguby. Dosyć spojrzeć na liczne usiłowania, jakie w niejednym państwie europejskim spostrzegać się dają, a dążące do odnowienia arystokracji. Restauracja arystokracji obok biurokracji jest niepodobieństwem, równie jak utrzymanie self-government. Na nic by się nie zdały arystokracji angielskiej prawa majoratów i inne swobody arystokratyczne, czyli przywileje instytucji angielskich; bo widzimy, że przywileje te przysługujące dotąd arystokracji w niektórych krajach zwłaszcza niemieckich, nie przysporzyły jej wpływu, ani też wróciły stracony. Parlamentarna forma rządu nie byłaby również uratowała arystokracji angielskiej i self-government. Parlament nie jest wyrazem wolności angielskiej, nie jest jej istotą, jakkolwiek może być nieraz jej organem, bo wychodzi dzisiaj z self-government. Ten ostatni daje mu tylko konieczną autonomię, aby mógł być organem wolności. Gdzie tego nie ma, tam parlament nie ma autonomii, jest formą zewnętrzną wolności bez treści. Parlament nieposiadający autonomii zgadza się wybornie z biurokracją. Wybory wtedy służą biurokracji, a ta znów służy stronnictwom w parlamencie. Tak było we Francji. Jakież usiłowania łożą Prusy, aby w parlamentaryzmie połączyć biurokrację z odnowionym na pozór żywiołem arystokratycznym, a skutkiem tego coraz większa tylko i zawikłana budowa maszyny rządowej. W którym kraju, gdzie istnieje parlament bez autonomii, podniosła się arystokracja z upadku? Arystokracja angielska nie miała innej drogi, jak utrzymać self-government, przez wykazanie praktyczne, że Anglia obejść się może bez biurokracji za pomocą stanowiska zajętego przez arystokrację w narodzie. Jest on też jedynym przywilejem narodu angielskiego; przezeń zachowała Anglia swoją autonomię naturalną. Self-government jest jedyną podstawą, nie tylko polityczną, ale i społeczną instytucji angielskich, wolności i swobód, jakich mieszkańcy W. Brytanii używają.
Jeżeli więc Anglia dąży do zmiany w swej organizacji wewnętrznej, jeżeli ulega naciskowi, jaki na nią wywiera idea państwa, której cały kontynent hołduje, a którą Anglia w swej zewnętrznej polityce wyznaje, to w przeobrażeniu tym nie idzie o to, ile i jakiej zmianie ulegną instytucje angielskie, ale czy przez to naruszoną będzie sama podstawa tych instytucji, ich rękojmia, słowem self-government.
Rozwiązanie zaś tego zawisło od stosunku, w jakim się do niego znajduje społeczność angielska. Czy Anglia zdoła obejść się bez biurokracji? – to cała kwestia społeczna w Anglii. Bo jeżeli Anglia zdołała dotąd za pomocą self-government uchylić się przed biurokracją, to nie zdołała się uchronić od kwestii społecznej. Społeczność angielska wielkim uległa zmianom, a biurokracja przedstawia się dzisiaj, jak się zdaje, wielu umysłom w Anglii, jako środek zaradczy przeciw złu społecznemu, które się wpośród niej szerzy. Wiele zapewne przyczyn sprowadziło kwestię społeczną w Anglii, wyliczać ich niepodobna, ale przede wszystkim przypisać ją należy przemysłowości nieznającej granic. Przemysł pochłania w Anglii wszelkie inne żywioły nie tylko bogactwa narodowego, ale rzec można, żywioły istnienia. Zbyt wygórowany i bezmierny przemysł wyrodził niebezpieczny proletariat i zagraża autonomii angielskiej. Arystokracja, która z całym poświęceniem stała w jej obronie i dotąd stoi, nie może już prawie rachować na żywioły, które dawniej były jej sprzymierzeńcami. W miastach znikła cała siła małego mieszczaństwa, stało się ono niewolnikiem kapitalistów. Korzyści z przemysłu i handlu ograniczają się zwykle do niewielkiej liczby, nigdzie też nie ma wyraźniejszego i gwałtowniejszego przedziału między bogatymi i ubogimi, jak w miastach angielskich. Drobny przemysł wobec olbrzymiego ruchu, jaki się w Anglii rozwinął, utrzymać się nie mógł, poszedł więc na usługi wielkiego przemysłu lub przemienił się w proletariat. Po wsiach podobnież, cała owa klasa dzierżawców, yeomanry, która uchodziła i słusznie za milicję arystokracji angielskiej, zmniejszyła się nadzwyczajnie. Wytworne tylko rolnictwo, wymagające wielkich nakładów, a tym samym zasobów gospodarza, wytrzymać może konkurencję z podobnym przemysłem i handlem, jaki jest w Anglii. Toteż wieśniacy niepodlegli zniknęli prawie, dziewięć dziesiątych gruntów w Anglii należy do kapitalistów. Ci mają tylko bogatych dzierżawców, ubodzy i pomniejsi zeszli do proletariatu. Z owej niesłychanej masy proletariatu, ciągłe bunty wyrobników, nędza, demoralizacja, przeciw czemu na próżno by szukać lekarstwa w kościele anglikańskim. Bo jeżeli powiedzieć wolno, że nie masz nic demokratyczniejszego nad arystokrację angielską, to również śmiało utrzymywać się godzi, że nie masz nic arystokratyczniejszego nad kościół angielski. Obchodzą go tylko wyższe klasy, ale stoi on poza ludem, któremu nawet wychowania nie daje. Przez trzy wieki używa swych ogromnych bogactw bez żadnej dla ludu angielskiego i jego sprawy korzyści. Dziś za późno, by podobno już było zmienić to stanowisko. Kościół angielski rozpada się coraz bardziej na sekty, słabnie tak, że nawet małą jest arystokracji podporą.
Dotknięta tu tylko kwestia społeczna w Anglii, ale rozwinięcie jej wymagałoby obszernej rozprawy. Pobieżne te jednak uwagi mogą posłużyć na wskazanie, jak mocno zagrożona jest dzisiejsza organizacja społeczna w Anglii, a zagrożona właśnie w swej autonomii. Nie ma się czemu dziwić, że ciągle wznoszą się głosy coraz liczniejsze za reformą i to administracyjną, w miarę jak wzrasta proletariat, jak się mnożą pretendenci do urzędów, do sprawowania tej służby w narodzie, która się w self-government bezpłatnie odbywa. Biurokracja w takim położeniu społeczeństwa niejednemu ratunkiem chwilowym wydawać się może.
Ku niej już dążyć się zdaje lubo niewyraźnie wielkie stronnictwo w Anglii popierające reformę. Kierunek ten jest ważną stroną, z której ostatnie wybory oceniać wypada. Po tym, co się powiedziało, łatwiej może przyjdzie zdać sobie sprawę z właściwego znaczenia owych nazw konserwatorów i liberalnych kandydatów. Odnosiły się one jedynie do reformy, ale idąc głębiej, konserwatorzy chcą utrzymać autonomię angielską, czyli self-government, liberaliści w ostatnim wyniku dążą do zmiany w kierunku idei państwa. Widać już zaś w samych nazwach parcie tej ostatniej, aby Anglię zespolić z systematem kontynentalnym, gdzie liberalizm nie prowadził bynajmniej do wolności.
Koalicja, która sprowadziła rozwiązanie parlamentu, nie była ani konserwatywną, ani liberalną. Jak sama przez się dowodziła rozbicia dawnych stronnictw, tak też najwierniejszym tego rozbicia była wizerunkiem. Do koalicji należeli konserwatorowie i liberalni członkowie parlamentu i to nawet najostateczniejszych odcieni. Stronnictwo ministerialne złożone było także z dwóch różnych żywiołów, lubo zostających ze sobą w mniej rażącej sprzeczności. Połączenie się takowe konserwatorów i liberałów w parlamentarnej koalicji tłumaczyć się raczej daje wspólną chęcią obliczenia się z opinią publiczną i zaczerpnięcia w niej nowej siły, aniżeli zamiarem zastąpienia nowego gabinetu, bo żywioły składające koalicję zbyt niepewne tylko mogły rościć do tego pretensje. Ale rzeczą było pewną, że jeżeli ministerium nie ustąpi i odwoła się do opinii, jak się też stało, to wybory odbędą się na polu reformy. Od chwili bowiem, jak się w Anglii podniosła kwestia społeczna i rozwiązała dawne stronnictwa, nie ma już ani być może innego dla walki wyborczej pola. Kwestie społeczne wyższe są nad wszelkie inne i nie tylko mieszczą je w sobie, lecz je absorbują.
Obrachunek ten z opinią publiczną nie wypadł na korzyść stronnictwa zachowawczego, na korzyść dawnych instytucji angielskich. Wybory utrzymały ministerium, a raczej lorda Palmerstona, ale za pomocą większości danej stronnictwu liberalnemu, tak znacznej, jak się jej nikt w Anglii nie spodziewał, a przede wszystkim sam szef gabinetu, który jest liberalnym konserwatorem. Wypadek ten wyborów mało znaczący pod względem polityki zewnętrznej Anglii, nie zmienia jej bowiem prawie w niczym; ale ważnym on jest niesłychanie pod względem polityki wewnętrznej, nie tylko z powodu owej większości stojącej pod hasłem wyraźnym reformy, ale także z powodu sposobów, którymi ów wypadek osiągniętym został.
Sposoby te dowodzą pewnej zmiany stosunku, w jakim społeczność angielska zostawała do swoich instytucji. Stronnictwa używały dotąd swego wpływu ku otrzymaniu zwycięstwa na wyborach i inaczej być nie mogło. Wpływ ten na wybory dla przeprowadzenia kandydata nie zawsze bywał wywierany za pomocą dozwolonych środków; przeradzał on się w przekupstwo i różne nadużycia, i to także inaczej być nie mogło. Była to jedna ze słabych stron organizacji społecznej w Anglii, która, jak nic na świecie, nie była doskonałą. Ale ową słabość mogła wytrzymać organizacja W. Brytanii, bo self-government równoważył tę niedoskonałość, jeżeli jej znieść nie zdołał. Nadużycia nie dosięgały instytucji angielskich, bo się tylko w parlamentarnej sferze zamykały, ani też ukracały swobód i wolności, jakich używała społeczność. Dziś zdaje się, że nadużycia te inną przybrały cechę i to bardzo groźną. Z wystąpieniem proletariatu, z upadkiem średniej klasy, tak po miastach jak po wsiach, słowem, ze zmianami zaszłymi w społeczności angielskiej, zmienić się także musiały chcąc nie chcąc sposoby używane w walkach wyborczych. Świadczą o tym krwawe sceny, jakich teatrem były ostatnie hustyngi, czyli zebrania wyborcze w wielu miejscowościach. Skoro znikły naturalne narzędzia wpływów na obiór kandydatów, pojawiły się nowe, nader niebezpieczne. Przekupstwo doszło do zgorszenia przechodząc w proletariat, agitacja przerodziła się w intymidację. Wolność wyborów w osobie wyborców została zagrożoną: to już sięga samej instytucji przez brak harmonii, w jakiej z nią społeczność zostaje. Wszystko to wypadło na korzyść reformy. Reforma elektoralna, czyli rozszerzenie kół i pomnożenie dystryktów wyborczych, ma zapobiec podobnym zgorszeniom; tajne głosowanie ma być jedynym przeciw intymidacji lekarstwem. Dwie nader ważne zmiany, na które dziś przystaje część opinii publicznej; druga szczególniej tak przeciwna uczuciom starej Anglii (Old England), a nawet dumie, charakterowi i indywidualności narodowej, że dotąd Anglik nie pojmował prawie, aby głosować mógł inaczej, jak podniesieniem ręki, rumienił się na samą myśl, aby się miał ukrywać z objawieniem swej opinii politycznej. A przecież dzisiaj ową reformę tajnego głosowania, o której dawniej marzyli zaledwie chartyści[14], a radykaliści nawet ze wstrętem ją odpychali, jakkolwiek bardzo przydatną im być mogła, ową reformę wraz z reformą wyborczą większość liberalna ma przedstawić i popierać na przyszłym parlamencie.
Konserwatorowie ponieśli więc nie tylko liczebną klęskę na ostatnich wyborach, ale także i moralną. Do jakichże nowych koncesji będzie zmuszona arystokracja angielska? Lub też, czyli uzna obecną chwilę za stosowną do wzięcia inicjatywy? Reforma elektoralna mieści się także w owym dawnym programacie radykalistów angielskich, którego dwa pierwsze punkty: bill katolików i bill zbożowy przeprowadzili dwaj torysi, lord Wellington[15] i sir Robert Peel. Walka z arystokracją, ciągłe jej osłabianie przez wzmacnianie administracji na korzyść korony, przez zniesienie kościoła narodowego i nieustanną reformę wyborczą – oto tło programatu. Upadek arystokracji i wybory powszechne – oto jego ostatnie słowo. Wtedy już Anglia nie będzie miała self-government, zniknie różnica, jaka istnieje między wewnętrzną polityką angielską a zewnętrzną. Anglia będzie tylko państwem.
Lecz pomimo złowieszczych symptomatów, jakie wskazują ostatnie wybory dla kolei, którą Anglia postępować się zdaje, przesądzać trudno o zmianie, jakiej ulegnie, jak niemniej o chwili, w której takowa nastąpi. Zależy to głównie od kwestii społecznej, a postęp jej ani przewidzieć, ani obrachować się nie daje. Sądzić można, że go nie przyspieszą rewolucje. Chronią Anglię od wszelkich gwałtownych wstrząśnień jej instytucje, tak jak wolność i jawność ochraniała ją zawsze od spisków i tajnych towarzystw. Nie chcą też rewolucji najzaciętsi nawet stronnicy rzeczonego radykalnego programatu, choćby wykonanie jego i wieki trwać miało. Zwycięstwo nad arystokracją osiągniętym być ma drogą właściwą Anglikom, drogą reform. Ruch zaś organizacji społecznej w Anglii jest arystokratyczny, a przywiązanie Anglików do swej autonomii tak wielkie, iż zapewne stopniowo tylko odzwyczajać się od niej będą mogli. „Wzmacniajmy rząd – wyrzekł za czasów Pitta[16] lord Granville[17] – ale nie żądajmy nigdy od niego, aby był wszystkim i we wszystkim”. Wyrazy te cechują dotąd arystokrację angielską. Podpiera ona koronę, ale strzeże autonomii. W tym jej siła, która tak prędko nie ulegnie. Korona angielska nie zechce zapomnieć tej prawdy: że na tym tylko, co stawia opór, opierać się można.
[1] Edward Smith-Stanley, 4. hrabia Derby (1799-1869) – brytyjski polityk, lider Partii Konserwatywnej (1846-1868), trzykrotny premier (1852, 1858-1859, 1866-1868).
[2] William Ewart Gladstone (1809-1898) – angielski polityk, czterokrotny premier Wielkiej Brytanii (1868-1874, 1880-1885, 1886, 1892-1894), wywodzący się z Partii Liberalnej. Był zwolennikiem nadania Irlandii autonomii, co doprowadziło do rozłamu w jego stronnictwie, jego postulaty napotkały także na opór Izby Lordów.
[3] Robert Peel (1788-1850) – brytyjski polityk konserwatywny, premier Wielkiej Brytanii w latach 1834-1835 i 1841-1846, przyczynił się do zniesienia ograniczeń w handlu zbożem, co uchodzi za ważny przełom w tworzeniu się wolnorynkowej gospodarki w Anglii.
[4] Henry John Temple, wicehrabia Palmerston (1784-1865) – angielski polityk, premier Wielkiej Brytanii (1855-1858, 1859-1865), wielokrotny minister (m.in. spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych), związany początkowo z torysami, następnie z wigami.
[5] W okręgu wyborczym Tiverton we wschodniej części hrabstwa Devon o miejsce w Izbie Gmin zabiegał – z powodzeniem – Lord Palmerston.
[6] John Arthur Roebuck (1802-1879) – brytyjski polityk, członek Izby Gmin w latach 1832-1847, 1849-1868 i od 1874 r.
[7] John Bright (1811-1889) – brytyjski polityk liberalny, współzałożyciel Ligi Przeciw Ustawom Zbożowym, minister w rządzie W. Gladstone’a.
[8] Richard Cobden (1804-1865) – przedsiębiorca z Manchesteru, obrońca wolnego handlu, współtwórca Ligi Przeciw Ustawom Zbożowym.
[9] Tj. lord podżegacz.
[10] Wilhelm III Orański (1650-1702) – namiestnik Niderlandów (od 1672 r.), król Anglii, Szkocji i Irlandii, powołany na tron w 1689 r., w wyniku Chwalebnej Rewolucji (1668-1669) i obalenia Jakuba II.
[11] Izabela II Hiszpańska (1830-1904) – królowa Hiszpanii w latach 1833-1868 z dynastii Burbonów, odziedziczyła tron na mocy sankcji pragmatycznej, decyzją swego ojca Ferdynanda VII. Pominięty przez brata Don Carlos i jego zwolennicy wszczęli wówczas tzw. I wojnę karlistowską (1833-1839). Będąca wówczas dzieckiem Izabela uzyskała poparcie konserwatywnych liberałów i zachowała władzę. Już w 1840 r. doszło jednak do przewrotu, w wyniku którego władzę przejął generał Baldomero Espartero – sprawował ją do 1843 r., gdy go obalono. Ostateczny koniec panowania Izabeli nastąpił w 1868 r., gdy została zdetronizowana i musiała opuścić Hiszpanię. Resztę życia spędziła we Francji.
[12] Karol Burbon, znany jako Don Carlos (1788-1855) – syn króla Karola IV, brat Ferdynanda VII. Sprzeciwił się decyzji Ferdynanda o zastosowaniu sankcji pragmatycznej i uczynieniu następczynią tronu jego córki Izabeli. Nie udało mu się jednak przejąć władzy, gdyż jego zwolennicy przegrali I wojnę karlistowską. W 1845 r. zrzekł się praw do tronu. Wyemigrował do Triestu, gdzie poświęcił się pisarstwu.
[13] Robert Peel (1788-1850) – brytyjski polityk konserwatywny, premier Wielkiej Brytanii w latach 1834-1835 i 1841-1846, przyczynił się do zniesienia ograniczeń w handlu zbożem, co uchodzi za ważny przełom w tworzeniu się wolnorynkowej gospodarki w Anglii.
[14] Czartyzm – lewicowy ruch polityczny na rzecz powszechnego prawa wyborczego w Wielkiej Brytanii, działający w latach 1838-1848. Nazwa pochodzi od Karty Ludu (People’s Charter), ogłoszonej przez jego przywódców w 1838 r.
[15] Arthur Wellesley, 1. książę Wellington (1769-1852) – brytyjski wojskowy i polityk, zwycięzca Napoleona I pod Waterloo, reprezentował Wielką Brytanię na kongresie wiedeńskim, był dwukrotnie jej premierem (1828-1830, 1834). Popierał równouprawnienie katolików, które przeprowadzono w 1829 r., na mocy Catholic Relief Act.
[16] William Pitt Młodszy (1759-1806) – brytyjski polityk związany z ugrupowaniem torysów, członek Izby Gmin, kanclerz skarbu i dwukrotny premier (1783-1801, 1804-1806). Doprowadził do Unii z Irlandią. Aktywnie wspierał kampanię przeciwko rewolucyjnej, a następnie napoleońskiej Francji. Z powodu braku zgody króla na proponowaną emancypację katolików w 1801 r. ustąpił ze stanowiska premiera. W 1804 r. wobec groźby wyprawy francuskiej na Anglię został ponownie powołany do rządu, stworzył trzecią koalicję przeciw Napoleonowi.
[17] Granville Leveson-Gower, 1. hrabia Granville (1773-1846) – angielski arystokrata, dyplomata, ambasador w Rosji (1804-1805, 1806-1807) i Francji (1824-1828, 1830-1835, 1835-1841).