Artykuł
Polityka międzynarodowa w dobie obecnej

I

IMPERIALIZM PAŃSTW EUROPEJSKICH

 

Jest to znana powszechnie prawda, że wszelkie, choćby najdonioślejsze przewroty w życiu narodów najpóźniej znajdują odbicie w ich polityce zewnętrznej. Jest to dziedzina najbardziej konserwatywna, która usiłuje zachować swe tradycyjne linie wytyczne nawet wtedy, kiedy zmiana warunków i logika nowego położenia nakazuje szukać dróg nowych. Na zilustrowanie tej prawdy można by przytoczyć mnóstwo faktów z przeszłości, i to nawet najświeższej; za wiele wszakże zajęłoby to miejsca i nie jest potrzebne, wobec tego, że doba obecna dostarcza ich więcej, niż jakakolwiek inna.

Europa przeżyła świeżo katastrofę największej w dziejach wojny, która znacznie zmieniła jej mapę, obecnie zaś przeżywa większą jeszcze katastrofę gospodarczą, której nieuniknionym skutkiem musi być głęboki przewrót w życiu narodów i we wzajemnym ustosunkowaniu sił na terenie międzynarodowym. Pomimo to, polityka zewnętrzna państw europejskich w swych głównych liniach pozostała taką, jaką była w końcu ubiegłego stulecia. Na scenie międzynarodowej widzimy tych samych aktorów, w tych samych mniej więcej rolach.

W końcu dziewiętnastego stulecia teren polityki międzynarodowej był polem działania sześciu wielkich mocarstw europejskich: Anglii, Francji, Niemiec, Austro-Węgier, Włoch i Rosji. Wojna usunęła z widowni Austro-Węgry, które, zresztą, już wówczas mało posiadały samodzielności i w swej polityce zewnętrznej ulegały komendzie Niemiec. Traktat wersalski formalnie wyłączył na dłuższy czas Niemcy z „koncertu” mocarstw, to wszakże się nie udało i dziś, można powiedzieć, wróciły one do roli pierwszorzędnego czynnika polityki europejskiej. Wreszcie Rosja, która przez rewolucję bolszewicką postawiła siebie niejako poza współczesną Europą, nie utraciła swego znaczenia na zewnątrz, a jeżeli wpływ jej na sprawy europejskie bardzo zmalał, to jest to wynikiem nie tyle jej ustroju, ile jej położenia zewnętrznego.

Te pięć wielkich państw, które pozostały na widowni po zniknięciu Austro-Węgier, znalazły się jedne w więcej, drugie w mniej zmienionym położeniu, i to położenie zmienia się ciągle z wielką szybkością; główne wszakże wytyczne ich polityki zewnętrznej pozostały niezmienione.

Francja, jak przed paru dziesiątkami lat, chce zachować to, co posiada, jak wówczas, czuje się zagrożoną przez Niemcy, jak wówczas, pracuje dla pokoju, ma coraz mniej wiary w jego utrzymanie i szuka sposobów zacieśnienia dobrych stosunków z Anglią.

Anglia chce utrzymać swe posiadłości we wszystkich częściach świata, swą rolę gospodarczą, a choć w tej dziedzinie silne Niemcy byłyby dla niej znacznie niebezpieczniejsze od Francji, po krótkim związaniu się z Francją w celu cofnięcia Niemiec w ich agresywnej polityce, wróciła w gruncie rzeczy do swej starej polityki, przede wszystkim zwalczającej Francję, a popierającej Niemcy.

Niemcy dążą przede wszystkim do odzyskania tego, co w przegranej wojnie utraciły, za tymi wszakże dążeniami stoi ich dawniejsza przedwojenna polityka, stawiająca sobie za cel uczynienie przede wszystkim całej wschodniej Europy swoim imperium, w części politycznym, w całości zaś gospodarczym.

Włochy, odnowione i wzmocnione w swych aspiracjach przez faszyzm, po dawnemu uważają swój kraj za zbyt ciasny i zbyt ubogi dla swej rosnącej ciągle ludności, po dawnemu szukają rynków dla swego handlu, ziem posiadających ważniejsze surowce i pola dla kolonizacji. Po dawnemu też uważają, że na drodze im stoi przede wszystkim Francja i liczą na osiągnięcie swych celów w związku z Niemcami, które również mają dużo do zdobycia.

Wreszcie sowiecka Rosja tak samo, jak za Mikołaja II[1], rezygnuje z ambicji na Zachodzie, widzi swe zadania coraz więcej w Azji, dla niej przygotowuje swój przemysł i troszczy się głównie o niebezpieczeństwa, które tam grożą.

Wszyscy, nie wyłączając państwa sowieckiego, które ciągle oskarża innych o imperializm, prowadzą dawną politykę imperialistyczną, z tą różnicą, że jedni chcą zachować to, co posiadają, inni zaś zdobyć to, co chcą posiadać.

Z tym imperializmem stoi w pewnej sprzeczności pacyfizm, który w ostatnich czasach zrobił w Europie duże postępy.

Doświadczenia wielkiej wojny, z jej niesłychaną techniką, z olbrzymim nakładem środków i z jej długotrwałością musiały pociągnąć za sobą wielkie do wojny zniechęceni. Odarły ją one w ogromnej mierze z jej stron pięknych, budzących zapał i rodzących natchnienia, a natomiast ukazały w rozmiarach potwornych to, co w niej jest ciężkie i ponure. Zresztą, już przed tymi doświadczeniami duch militarny wiądł na gruncie bogactwa, dobrobytu i wygody, która przywiązuje ludzi do pokojowego życia i wcale nie kształci zdolności do poświęceń.

Jednakże pacyfizm ma mocny grunt w masach tylko w państwach nasyconych, które, jak Francja i Anglia, dążą jedynie do zachowania tego, co posiadają. Doświadczenia wielkiej wojny były najcięższe dla Niemców, choć nie widzieli oni prawie nieprzyjaciela w swoich granicach. Te doświadczenia wraziły się mocno w ich duszę, nie przerobiły ich wszakże na pacyfistów. Co najwyżej, można powiedzieć, że naród niemiecki jest w tym względzie przepołowiony.

Jeżeli urzędowa polityka mocarstw jest po dawnemu imperialistyczna, to nowe ruchy narodowe, które zjawiły się po wojnie, jak faszyzm włoski, lub hitleryzm niemiecki nie były przeznaczone do cofnięcia jej z tej drogi. Przeciwnie, w swych hasłach są one jeszcze wyraźniej, jeszcze mocniej imperialistyczne.

Wynikałoby stąd, że polityka zewnętrzna państw europejskich nie tylko pozostanie na dotychczasowej drodze, ale, że będzie się coraz bardziej zaostrzała.

Tymczasem, przy bliższym wejrzeniu w położenie dochodzi się do wniosku, że ta polityka jest nie tyle wyrazem energii politycznej narodów, ile ich bezwładu, ich niezdolności do zejścia z utartych dróg, które przestały już prowadzić do wyraźnego celu. Wisi nad nią nieuniknione bankructwo.

Cały szereg procesów, w których wyraża się dzisiejszy przewrót w świecie, składa się na to, że imperializm państw europejskich – nie wiadomo, na jak długo –       staje się nierealnym, że na ogół utrudnia on ogromnie i tak już niezmiernie dziś trudne ich położenie i że czas jego trwania jest już bardzo niedługi.

Jeżeli zaś nie tylko pozostał on duchem polityki urzędowej, jeżeli nowe ruchy narodowe nawet go wzmacniają, to tylko dlatego, że narody europejskie nie zorientowały się jeszcze w szybko zmieniających się warunkach swego bytu, nie przetrawiły odbywającego się dziś przewrotu i że ideologia nowych ruchów budowana jest w ogromnej mierze na pojęciach już przestarzałych, tracących związek z rzeczywistością.

 

II

ZMIANY W ŚWIECIE POZAEUROPEJSKIM

 

W różnych epokach dziejów powstawały, rosły i upadały wielkie imperia. Powstawały wtedy, gdy się znalazł lud, przewyższający inne siłą swej spójności i swej organizacji wewnętrznej; bywał on mniej liczny i biedniejszy od innych, ale ta siła wewnętrzna dawała mu nad tamtymi przewagę. Rozszerzając swe panowanie, rósł w bogactwo i kulturę, zdobywał nad podbitymi ludami wyższość cywilizacyjną i ekonomiczną, jeżeli jej przedtem nie posiadał, panował nad nimi nie tylko siłą zbrojną, ale wyższością swej organizacji politycznej i gospodarczej oraz wpływem duchowym. Upadały imperia wtedy, gdy spójność wewnętrzna ludu panującego się rozprzęgała i na skutek tego upadała jego energia zbiorowa.

Głównym warunkiem powstawania i rozwoju imperiów była wielka różnica między ludem budującym imperium a tymi, których używał za materiał do swej budowy, różnica przede wszystkim siły organizacyjnej, a stąd energii zbiorowej, a następnie cywilizacji i bogactwa.

Istnieniu tego warunku zawdzięczały swe powstanie imperia zamorskie państw zachodnioeuropejskich po odkryciu przez Europę całego zewnętrznego świata. Narody europejskie posiadały olbrzymią wyższość organizacyjną nad innymi ludami świata, popartą znakomicie przez wyższość narzędzi i uzbrojenia. To im pozwoliło potworzyć w krótkim czasie wielkie imperia i przy pomocy względnie małej siły zapanować nad licznymi ludami innych części świata.

Tę wyższość posiadali Niemcy nad młodszymi od siebie cywilizacyjnie i mniej liczebnymi sąsiadami swymi od wschodu i południa, co im pozwoliło zbudować wielkie imperium środkowoeuropejskie i znaczną część podbitych ludów pochłonąć.

Tej wyższości Moskwy nad licznymi ludami Wschodu europejskiego i Północy azjatyckiej zawdzięcza swe powstanie i istnienie wielkie imperium rosyjskie, w którym naród rosyjski pochłonął i pochłania w dalszym ciągu znaczną część podbitych plemion.

Dzięki niej wreszcie stworzyła swe imperium wschodnioeuropejskie Polska, a utraciła je przede wszystkim na skutek rozkładu swej organizacji wewnętrznej.

Ta szybkość i względna łatwość, z jaką się potworzyły wielkie imperia narodów europejskich, zrodziła wiarę, że w krótkim czasie cały świat do nich będzie należał. Nie tak dawno jeszcze ludzie sobie wyobrażali, że przyszłość przed sobą mają tylko te narody, które potworzyły swe imperia, że świat będzie się dzielił na kilka wielkich imperiów, a wszystkie inne ludy będą żyły w ich cieniu, pod panowaniem narodów, które je zbudowały, składając się swą pracą na ich bogactwo. Ten sposób widzenia przyszłości utrzymuje się i dziś w wielu mózgach.

Tymczasem, w ostatnich latach kilkudziesięciu zaszły w świecie niesłychanej doniosłości zmiany, nakazujące poddać gruntownej rewizji ten sposób myślenia.

Przede wszystkim, zanikły w wielkiej mierze i zanikają dziś z ogromną szybkością te różnice między ludami, zamieszkującymi świat, które decydują o możności panowania jednych nad drugimi i wyzyskiwania jednych przez drugie. Ten zanik jest wynikiem cywilizacyjnego i gospodarczego oddziaływania zachodniej Europy nie tylko na wszystkie narody cywilizacji europejskiej, ale na wszystkie pozostałe ludy ziemi. Fizjonomia świata pod wpływem Europy zmieniła się w ciągu ostatnich lat kilkudziesięciu do niepoznania.

Przedtem – poza obszarami, nieposiadającymi wyższej organizacji politycznej – istniały na powierzchni ziemi dwa światy, które się nie poddały panowaniu narodów europejskich: świat Islamu, zresztą niecały, gdyż Anglia zagarnęła wielką ilość muzułmanów w Indiach, później zaś Francja usadowiła się w północnej Afryce; i świat Dalekiego Wschodu, – Chiny, Japonia i półwysep Indochiński. Daleki Wschód ocalał nie tylko ze względu na swą odległość od Europy i wielką liczebność, ale także dzięki swej zwartości wewnętrznej, wytworzonej przez tysiąclecia ciągłego bytu politycznego w odosobnieniu od reszty świata. Islam nie utracił był jeszcze całkiem swej niedawnej potęgi, która mu dała szerokie panowanie i pozwoliła nawet wtargnąć do Europy, a którą czerpał przede wszystkim z religii, opanowującej wszystkie myśli i całe postępowanie człowieka.

Oba te światy, żyjące w większym lub mniejszym odosobnieniu, nie przeszkadzały wielkim państwom europejskim rozszerzać i umacniać swego panowania w pozostałym świecie. Tylko Turcja odgrywała potężną rolę w sprawach Wschodniej Europy.

Nie miały też wielkiego znaczenia republiki amerykańskie, dawne posiadłości państw europejskich. Nawet Stany Zjednoczone nie wykraczały swymi ambicjami poza kontynent amerykański.

W drugiej połowie ubiegłego stulecia Europa rozszerzyła swe panowanie w innych częściach świata. Opanowała, z wyjątkiem Sjamu, półwysep Indochiński, rozebrała Afrykę, zatknęła swe flagi na reszcie wysp niezajętych. Rosja też posunęła się naprzód na Dalekim Wschodzie, w Azji Środkowej i za Kaukazem. Zjawiła się śmiała idea rozbioru Chin, dzięki Niemcom, zaczynającym budowę swego imperium zamorskiego, za późno już, by znaleźć gdzie indziej coś poważniejszego do zabrania. Wreszcie Włochy, będące w podobnym położeniu, zaczęły stawiać pierwsze kroki w Afryce.

Po wyzwoleniu się posiadłości amerykańskich Europy w końcu XVIII i początku XIX stulecia, powetowała ona sobie te straty przez zdobycie nowych kolonii, przez rozwój dawnych, a przede wszystkim przez rozrost jej handlu, który zapanował na całej powierzchni ziemi i zamienił świat w jeden niejako organizm gospodarczy z Europą na czele. W drugiej połowie ubiegłego stulecia miała ona większe, niż kiedykolwiek prawo uważać się za panią całego świata.

Od tego wszakże czasu następuje szereg faktów, które ten obraz świata szybko zmieniają.

Przede wszystkim zaczynają odgrywać coraz większą rolę nowe narody, wytworzone za oceanami przez osadnictwo europejskie. Na ich czele idzie wielka republika anglosaska w Północnej Ameryce, która z jednej strony zagarnia coraz bardziej pod swój wpływ inne państwa amerykańskie, z drugiej – zaczyna interesami i ambicjami swymi wykraczać poza Amerykę. Po zwycięstwie nad Hiszpanią w końcu stulecia zabiera ona szereg jej posiadłości, między innymi usadawia się na Filipinach, w pobliżu brzegu chińskiego, staje się pierwszorzędną potęgą na Pacyfiku i pierwszorzędnym czynnikiem w sprawach Azji Wschodniej. Rosnąc w potęgę gospodarczą, wysuwa się ona podczas wielkiej wojny na czoło mocarstw świata, uzależniając od siebie finansowo wszystkie państwa europejskie. Pomimo swoje liczne braki, postępują jednocześnie w rozwoju swych sił i uniezależniają się od Europy republiki południowoamerykańskie, a dominia angielskie rasy białej – Kanada, Australia, Nowa Zelandia i Południowa Afryka stają się coraz bardziej niezależnymi państwami.

Odosobniony, bierny, niewywierający żadnego wpływu na sprawy świata Daleki Wschód azjatycki do niepoznania się zmienił. Szybko przejmując wiedzę i technikę europejską i naśladując politycznie Europę, zamienił się on w ognisko największej w świecie aktywności politycznej. Japonia, po zwycięstwach nad Chinami i Rosją, stanęła w szeregu wielkich mocarstw i wielkich potęg gospodarczych. Buduje ona dziś swe imperium, wykazując w tym dziele większą energię i większą umiejętność od mocarstw europejskich. Chiny po rewolucji przechodzą trudny w tak olbrzymim i różnorodnym państwie proces reorganizacji, który może jeszcze potrwać długo, ale bez względu na to, jak się skończy, oznacza niewątpliwie ukrócenie roli państw europejskich we Wschodniej Azji, zarówno politycznej, jak gospodarczej.

Od czasu zwycięstwa japońskiego nad Rosją zmienił się duch całej Azji. Wszędzie tam wieje wiatr przeciw europejski. Najsilniej go czuje Anglia w Indiach, największej posiadłości europejskiej za morzami, na której w głównej mierze wyrosło bogactwo jej metropolii. Panowanie angielskie w tym kraju, liczącym więcej ludności, niż cała Europa, jest coraz słabsze i przyszłość jego zaczyna się przedstawiać wątpliwie. Ferment przeciw europejski zjawił się już i na półwyspie indochińskim i w Indiach holenderskich; do rozwoju jego przyczynia się agitacja, idąca z sowieckiej Rosji.

Nawet świat Islamu, choć rozbity dziś więcej, niż kiedykolwiek, wykazuje nową energię. Najczynniejsi w nim dziś Arabowie, nauczeni sprzecznego z duchem Islamu nacjonalizmu przez Anglików, którzy ich używali przeciw Turcji, już zmusili Anglików do dużego cofnięcia się w Egipcie, obecnie zaś wykazują dużą energię w Iraku, Syrii i Palestynie. Jeżeli zaś obecnym rządom w Turcji uda się złamać konserwatyzm Islamu, to w przyszłości zobaczymy nowe, gruntownie zeuropeizowane państwo azjatyckie, współzawodniczące z europejskimi z użyciem nowych, przejętych od Europy metod.

W ciągu lat kilkudziesięciu świat pozaeuropejski tak się upodobnił do Europy, jeżeli nie w głębszych pierwiastkach swej duszy, to przynajmniej w sposobach działania, że stał się już w ogromnej mierze niepodatnym materiałem do budowy imperiów europejskich. Postępuje on w tym względzie bardzo szybko, szybciej zaś jeszcze postępuje w nim nienawiść do Europejczyków i chęć wyzwolenia się z pod ich panowania.

 

III

ZMIANY W EUROPIE

 

Ze wszystkich tytułów, do których wiek dziewiętnasty ma prawo, najsłuszniej chyba mu się należy tytuł wieku demokratyzacji. Najwidoczniejsze miejsce w dziejach stulecia zajęła demokratyzacja prawnopolityczna, choć pod niejednym względem większe od niej znaczenie miała demokratyzacja dobrobytu, oświaty, wreszcie demokratyzacja świadomości narodowej, która mu zjednała tytuł wieku ruchów narodowych.

Ogólny proces demokratyzacji rozmaicie się odbił na losach różnych narodów europejskich, zależnie od pozioma ich cywilizacji, bogactwa i od ich położenia politycznego.

W krajach najbogatszych, przodujących cywilizacyjnie, odgrywających główną rolę w Europie i w świecie, wzmocnił on ogromnie w szerokich masach poczucie niezależności jednostki, jej zdolność do walki o swe prawa i interesy, podniósł jej potrzeby, co prawda materialne przede wszystkim, rozszerzył pojęcia o źródłach dobrobytu. Zmienił on nawet w znacznej mierze treść moralną stosunku człowieka do narodu. W pojęciu współczesnego człowieka najbardziej cywilizowanej i najwięcej handlowo rozwiniętej części Europy, naród, to przede wszystkim wielka spółka, mająca za główny cel zapewnienie dobrobytu wszystkim swoim członkom, przy zrozumieniu czy bez zrozumienia, że to może być osiągnięte tylko kosztem innych narodów.

W Europie Środkowej i Wschodniej głównym skutkiem demokratyzacji było obudzenie lub spotęgowanie świadomości narodowej.

W narodach podzielonych politycznie, niezłączonych w jedno państwo, zrodziły się potężne, głęboko sięgające w społeczeństwo ruchy, zmierzające ku zjednoczeniu; te zaś, które pozostawały pod obcymi rządami, rozwinęły walkę o niepodległość.

Nie odnosi się to ściśle do Polski, która zbyt świeżo utraciła była swój byt państwowy i została podzielona między obce państwa, ażeby jej dążenie do zjednoczenia i niepodległości miało się obudzić dopiero pod wpływem prądów dziewiętnastego stulecia. Była ona raczej przykładem dla innych ruchów narodowych, budzącym je tam, gdzie ich nie było. Proces demokratyzacji, który pomimo wcześnie głoszonych haseł demokratycznych rozciągnął się na nią bardzo późno, dał jej jednak ogromną siłę przez obudzenie świadomości narodowej w biernych przedtem szerokich masach ludowych.

Proces demokratyzacji sprawił, że się obudziły i zorganizowały ruchy narodowe u wszystkich prawie ludów, które miały kiedykolwiek własny byt państwowy, a które zachowały swój odrębny język, choćby tylko w masach ludowych. Budziły się one bądź samoistnie, bądź pod wpływem państw zainteresowanych w ich powstaniu.

Te z nich przede wszystkim, które się organizowały dokoła już istniejącego państwa narodowego lub które miały silne poparcie państw obcych, pierwsze osiągnęły swe cele. Dlatego to Polska, niemająca swego Piemontu, a mająca przeciw sobie wszystkich trzech sąsiadów, najpóźniej osiągnęła zjednoczenie i niepodległość, choć ze wszystkich ujarzmionych i podzielonych narodów miała do tego największy tytuł.

Przeniknięcie świadomości narodowej w szerokie masy ludów coraz bardziej utrudniało rządzenie tymi ludami przez obce im państwa, doprowadzając stopniowo do tego, że jedyną formą państwa, możliwą w Europie, stało się państwo narodowe.

Po wielkiej wojnie innych państw w naszej części świata już nie ma. Jedyne, które było zlepkiem różnych narodów, Austro-Węgry, znikło z mapy. Z jego upadkiem Rumunia zjednoczyła w swych granicach wszystkie ziemie z ludnością rumuńską; z Serbią połączyli się bliscy jej Chorwaci i Słoweńcy; odzyskali po wielu stuleciach byt niezawisły Czesi, połączeni ze Słowakami. Zwyciężyła zasada, że ludność należy do tego państwa, do którego chce należeć.

Jeżeli do różnych państw należą grupy ludności, które wolałyby do nich nie należeć, to tylko wtedy, gdy są oddzielone terytorialnie od narodu, do którego się zaliczają, jeżeli nie zajmują dość jednolicie danego obszaru lub jeżeli ich liczebność, ich wewnętrzny stan polityczny lub ich położenie geograficzne nie pozwala na utworzenie z nich odrębnego państwa.

Ma się rozumieć, zastosowanie po wielkiej wojnie tej zasady, którą logika rzeczywistości narzuciła Europie, może być na tym lub innym punkcie dyskutowane, i przyszłość zmusi niezawodnie do zmiany tej lub innej granicy; ale na czas długi, na czas, w który może sięgnąć wyobraźnia ludzka, pewne jest to, że w Europie będą mogły istnieć tylko państwa narodowe i, że rządzenie ziemiami, narodowo należącymi do sąsiedniego państwa, będzie coraz mniej możliwym. Ani silne poczucie narodowe ludności, ani nieuniknione zmiany w sposobach rządzenia na to nie pozwolą.

W ciągu wieku dziewiętnastego zaszła w Europie olbrzymia zmiana, polegająca na tym, że jej ludność przestała być biernym obiektem w rękach żywiołów posiadających władzę państwową; że podmiotem myślącym i działającym politycznie jest nie państwo, ale świadomy siebie i swych celów naród, państwo zaś jest tylko jego narzędziem; że w dziedzinie politycznej jedyną silą twórczą, zdolną zbudować coś trwałego, jest siła narodu.

Konsekwencją tej zmiany jest, że dowolne krajanie karty Europy stało się niemożliwym. Choć chwilowy zbieg okoliczności może na nie w pewnej, niewielkiej mierze pozwolić, osiągnięta zdobycz będzie bardzo nietrwała i będzie korzyścią wątpliwą, bo koszty utrzymania jej w rękach będą znacznie większe, niż zyski, płynące z jej posiadania.

Europa tedy już przestała być terenem do tworzenia imperiów.

Przestała nim być również z innej jeszcze przyczyny.

Różnice polityczne i cywilizacyjne między narodami Europy, które dawały jednym ogromną przewagę nad drugimi, w ciągu wieku dziewiętnastego i początku dwudziestego znakomicie zmalały. Jeżeli nie można powiedzieć, żeby dziś jeszcze nie były one znaczne, to jest niewątpliwym natomiast faktem, że narody, przodujące cywilizacyjnie i górujące dotychczas swą potęgą, podległy już w dziewiętnastym, a jeszcze szybciej podlegają w obecnym stuleciu zmianom wewnętrznym, które obniżają ich zdolność organizacyjną i redukują ich siłę. Źródłem tych zmian jest wszechstronna demokratyzacja, w największym zaś bodaj stopniu demokratyzacja dobrobytu i przewaga interesów jednostki nad dobrem całości. W narodach zaś młodszych, biedniejszych i cywilizacyjnie w porównaniu z tamtymi zacofanych postęp demokratyzacji jeszcze nie zdołał dać tak potężnych, rozkładających siłę narodu wyników. Przeciwnie, ich zdolność do organizacji wewnętrznej, a tym samym siła zbiorowa każdego z nich wzrasta; jednocześnie wzrasta ich  siła liczebna, gdyż mnożą się one szybko, podczas gdy ludność krajów, w których postęp demokratyzacji był bardziej wielostronny, okazuje raczej dążność do liczebnej redukcji. Nie tylko tedy różnice zdolności organizacyjnej, a tym samym siły politycznej, lecz i różnice liczby, a tym samym siły fizycznej, zmieniają się na korzyść narodów dotychczas słabszych.

To sprawia, że szukający swego wyrazu na kontynencie europejskim imperializm, który tak niedawno jeszcze swe cele realizował, dziś już jest właściwie tylko snem o świetnej przeszłości.

 

IV

PRZEWRÓT GOSPODARCZY

 

Wielkie mocarstwa, budujące dotychczas swe imperia, przez swój wpływ na resztę Europy i na inne części świata sprawiły nie tylko to, że zmniejszyły się ogromnie różnice między narodami w dziedzinie politycznej. Wpływ ich wywarł ten sam skutek, tylko w wyższym jeszcze stopniu, w dziedzinie gospodarczej.

Porównując świat z przed lat stu, a nawet kilkudziesięciu z dzisiejszym, stwierdzamy niesłychanie szybkie jego przeobrażenie w tym względzie. Przemysł fabryczny, ześrodkowany z początku w posiadającej największe imperium Anglii, rozwijają u siebie najpierw inne potężne narody, a w ślad za nimi idą słabsze i mniej posunięte w kulturze materialnej. Dziś we wszystkich częściach świata każdy kraj mniej więcej samodzielny posiada swój przemysł fabryczny, przynajmniej w zaczątkach. Dodać trzeba, że produkcja tego przemysłu w całym świecie przedstawia ogromne podobieństwo: często między wytworami najdalej od siebie leżących krajów trudno spostrzec różnicę. Tak samo rolnictwo w krajach, nieróżniących się zbytnio klimatem, upodobniło się ogromnie zarówno w przedmiotach, jak w sposobach produkcji, robiąc we wszystkich częściach świata olbrzymie postępy.

Potęga wielkich mocarstw nie mogła przeszkodzić postępowi gospodarczemu naśladujących je krajów słabszych, aczkolwiek go hamowała, zwalniała jego tempo licznymi środkami, będącymi w ich posiadaniu, przede wszystkim zaś wielkimi kapitałami, wysoką organizacją, masową wytwórczością, mającą przewagę nad mniejszą, doświadczeniem i lepszą znajomością świata, wreszcie potęgą polityczną i militarną. Atoli długotrwała wojna 1914-1918 r., prowadzona właściwie przez wielkie mocarstwa europejskie, osłabiła ogromnie ich wpływ, hamujący postęp gospodarczy słabszych narodów, a zwłaszcza innych części świata, i przyśpieszyła zanikanie różnic gospodarczych.

Upodobnienie gospodarcze krajów całego świata posuwa się dziś naprzód w szybkim tempie. Każdy zaś, najprostszy nawet umysł zrozumie, że im podobniejsza jest produkcja różnych krajów, tym mniej jest przedmiotów do wymiany między nimi. Nieuniknionym tedy skutkiem zanikania różnic gospodarczych między krajami całego świata jest ruina handlu światowego. Tu tkwi źródło dzisiejszej katastrofy gospodarczej, która, jak z powyższego wynika, jest głębokim przewrotem, likwidującym dotychczasowy układ gospodarczy świata – czego nie mogą lub nie chcą zrozumieć umysły, sfanatyzowane przez religię dolara i wychowane na jej teologii.

Ruina handlu światowego jest przede wszystkim ruiną imperiów gospodarczych, tym samym zaś podkopuje ona byt imperiów politycznych.

Dzisiejsze wielkie mocarstwa nie tylko utraciły znaczną część przewagi nad słabszymi narodami, tkwiącej w wyższej organizacji, w wyższej kulturze, w większej masie ludności i w większej potędze militarnej; groźniejszym jeszcze, bo szybciej posuwającym się naprzód jest upadek ich potęgi materialnej, na skutek przewrotu w układzie gospodarczym świata.

Dlatego to politykę wielkich mocarstw w dobie obecnej można scharakteryzować krótko w paru zdaniach.

Wszystkie one robią rozpaczliwe wysiłki ku odwróceniu klęski gospodarczej, a przynajmniej ku zwolnieniu tempa likwidacji dotychczasowego układu stosunków gospodarczych świata.

Wszystkie starają się zmniejszyć koszty utrzymania swych państw, swych imperiów i swej potęgi. Dlatego to tyle miejsca zajmuje w ich polityce sprawa rozbrojenia.

Wszystkie wreszcie żyją nad stan, wydając między innymi za wiele energii i za wiele pieniędzy na uratowanie tego, co się uratować nie da, i na zdobycie tego, czego już nie zdobędą.

Klęski gospodarczej odwrócić one od siebie nie są zdolne, bo ta wynika z nieuchronnego, żywiołowego rozwoju wytwórczości w całym świecie, ilościowego i jakościowego. Nawet wysiłki w kierunku hamowania szybkości przewrotu nie mogą dać wielkich wyników.

Zachowanie dotychczasowej, a tym bardziej wytworzenie większej potęgi przy zmniejszeniu kosztów jej utrzymania, jest zadaniem, którego żadne z dzisiejszych wielkich mocarstw nie rozwiąże. Na to, żeby wysiłki w kierunku rozbrojenia dały jakieś poważniejsze wyniki, trzeba by pogodzić przede wszystkim interesy i cele mocarstw, o czym przecie żaden człowiek realny dziś nie marzy. Gdy zaś mowa o kosztach utrzymania państwa i licznych instytucji z nim związanych, które istotnie można by poważnie zmniejszyć, nie pozwala na to wewnętrzna polityka dzisiejszych rządów, od której nie mogą one odstąpić, bo przestałyby istnieć.

Wielkie tedy mocarstwa skazane są bezapelacyjnie na życie nad stan i na postęp w tym względzie. Budżetów swoich nie są one zdolne uzdrowić; przeciwnie, przy nieuchronnym zmniejszaniu się dochodów państwa, budżety te będą zapadały na coraz głębszą chorobę, dopóki nie przyjdzie załamanie, które pociągnie za sobą głębszy przewrót polityczny.

Dlatego to cały dzisiejszy układ polityki międzynarodowej, która ciągle pozostaje polityką wielkich mocarstw, przedstawia obraz coraz większego chaosu. Panuje w niej bezradność i bezwład: w żadnej dziedzinie nie widać poważniejszego postępu, a polityczna aktywność robi wrażenie jakiegoś na pół przytomnego kręcenia się w kółko.

Ma się rozumieć istnieją tu duże różnice pomiędzy poszczególnymi mocarstwami, wynikające zarówno z ich położenia, jak z ich psychiki narodowej. Dla każdego narodu, pragnącego w tej trudnej dobie rozumnie swymi sprawami kierować, jest rzeczą pierwszorzędnej wagi z tych właśnie różnic zdawać sobie sprawę.

 

V

FRANCJA

 

Dobry obserwator, który by zechciał dziś przejechać się po Europie w celu zbadania nastrojów, panujących w różnych krajach, doszedłby prawdopodobnie do przekonania, że największy pesymizm i największe przygnębienie panuje we Francji. Jednakże, znając dobrze Francuzów, nie wyciągnąłby stąd jeszcze wniosku, że położenie Francji jest najgorsze.

W końcu zeszłego stulecia Anglik Bodley[2] napisał o    Francji bardzo mądrą książkę, w której powiedział, że choć trudno byłoby znaleźć trzy państwa lepiej rządzone od Francji, każdy prawie Francuz jest przekonany, że jego rząd należy do najgorszych.

Od tego czasu dużo się zmieniło, Francuzi jednak pozostali narodem najmniej naiwnym, z głęboko tkwiącym w duszach pesymizmem, przy tym są, jak byli zawsze, ogromnymi konserwatystami w sądach o otaczającym ich świecie.

Źródłem ich dzisiejszego przygnębienia jest z jednej strony kryzys gospodarczy, z drugiej – zachowanie się Niemiec, zabijające w nich do reszty wiarę w dłuższą możność utrzymania pokoju.

Tymczasem ze wszystkich wielkich mocarstw, Francja jest państwem najmniej zagrożonym zmianami gospodarczymi, społecznymi i politycznymi, które przewrót obecny z sobą niesie.

Kryzys gospodarczy odbił się na niej silnie i jeszcze silniej odbije się w przyszłości. Głównie cierpi ona na skutek zubożenia innych narodów, które przerwało dopływ do niej turystów, pozostawiających w kraju znaczne sumy, a co ważniejsza, zmniejszyło wszędzie popyt na przedmioty zbytku, zajmujące główne miejsce we francuskim wywozie handlowym. Natomiast, główna klęska, którą dzisiejszy przewrót gospodarczy przynosi innym mocarstwom – upadek wielkiego przemysłu, dotyka Francję w o wiele mniejszej mierze. Nie ma ona i nie może mieć takiej olbrzymiej cyfry bezrobotnych, jak Niemcy lub Anglia, nie mówiąc już o Stanach Zjednoczonych, a stąd nie jest zagrożona tak trudnymi zagadnieniami społecznymi, Nie jest przeludniona, co pozwoli jej z większą łatwością przebyć okres przejściowy, gdy zaś chodzi o nową przyszłość, posiada większe od innych wielkich krajów warunki samowystarczalności.

Przy francuskim przywiązaniu do dobrobytu kryzys jest tu odczuwany bardzo boleśnie, a pesymizm dzisiejszy Francuzów zrozumie łatwo każdy, kto zna ich szczególną wrażliwość na straty materialne.

Jako imperium zamorskie Francja przedstawia się bez porównania skromniej od Anglii, ale stoi na o wiele mocniejszych nogach.

Nie ma pewniejszej posiadłości europejskiej w innych częściach świata, jak zaokrąglone już wcale nieźle po opanowaniu Maroka afrykańskie imperium francuskie, położone na północ i na południe od Sahary, na której Francuzi są już dziś panami.

Decyduje o tym nie tylko bliskość metropolii, a stąd łatwość obrony, ale i szereg innych czynników.

Północna Afryka jest dostatecznie skolonizowana przez żywioł europejski, żeby jej zapewnić potężny wpływ francuski i uczynić ją w pewnej mierze dalszym ciągiem Francji; posiada wszakże dość krajowców, ażeby mieszkańcom jej, pochodzącym z Europy, odebrać  wszelką ochotę do przeciwstawiania się Francji, jak przeciwstawiają się Anglii jej dominia. Żywioł miejscowy jest liczebnie bardzo silny – w najstarszej posiadłości francuskiej, Algierze, jest go 4-5 razy więcej od przybyszów – przy czym poziom jego cywilizacyjny nie jest wcale niski. Jest to wszakże ludność muzułmańska, bardzo konserwatywna: religia panuje tam w dalszym ciągu nad całym życiem człowieka: szkoły arabskie, w których się ona kształci, dają jej wykształcenie prawie wyłącznie religijne. Francuzi nie naśladowali Anglików i Amerykanów w ich namiętności przerabiania duszy krajowca na europejską. Zachowywali się tak w części dlatego, żeby go sobie zjednać, a w części niezawodnie dlatego, że rozum polityczny kazał im przewidywać niebezpieczeństwa, jakie stąd mogą wyniknąć na przyszłość. Szanują oni w Afryce Islam bez porównania więcej, niż u siebie szanują katolicyzm. Krajowiec północnoafrykański w swych sposobach działania pozostaje ciągle o dobrych kilka stuleci w tyle za Europą i, co najwyżej, zdolny jest do zrobienia kłopotu swym panom słabo zorganizowanymi ruchami zbrojnymi, zwłaszcza tam, gdzie panowanie francuskie jest dopiero w początkach swej organizacji. Jest to inne całkiem położenie, niż w Azji, której ludy weszły w okres szybkiego przejmowania europejskich metod pracy i walki i wśród których szybko szerzy się hasło: „Azja dla Azjatów”.

Toteż, gdy w innych wielkich posiadłościach za morzami panowanie europejskie jest na ogół coraz słabsze, w imperium afrykańskim Francji posuwa się ono nieustannie naprzód, staje się coraz mocniejszym: te olbrzymie obszary stają się coraz bardziej francuskimi.

Przy tym wszystkim metody administracji francuskiej w posiadłościach pozaeuropejskich, przy wszystkich swoich brakach, które słusznie i niesłusznie wytykano zarówno we Francji, jak na zewnątrz, zwłaszcza w Anglii, okazały się wyższymi, bardziej celowymi od metod jakiegokolwiek innego państwa.

Francja tedy, przy całym pesymizmie, z jakim jej społeczeństwo patrzy na dobę obecną, ze wszystkich wielkich mocarstw ma dziś najmocniejsze podstawy bytu, zarówno u siebie, jak w swym imperium zamorskim, najbardziej jest zabezpieczona od wielkich katastrof i ma najprzyjaźniejsze warunki do utrzymania się w roli, którą dotychczas odgrywała.

Głównym jej słabym punktem na dzisiejsze czasy jest to, że psychika francuska, najbardziej sformowana, skrystalizowana w całej Europie, wykazuje za małą giętkość, potrzebną w dobie wielkiego przewrotu, ażeby się zorientować szybko w nowych warunkach i do nich przystosować. Aczkolwiek Francja nie stała na czele rozkładającej się obecnie organizacji gospodarczej świata, duch francuski bodaj najmocniej jest przywiązany do głównych jej a często bardzo wątpliwych dobrodziejstw i stąd skłonny do wytrwałej obrony tego, co wyrok dziejów nieodwołalnie skazał na zagładę.

 

VI

ANGLIA

 

Imperializm europejski, zarówno polityczny, jak gospodarczy, znalazł najpotężniejszy wyraz w dziele narodu angielskiego, w Imperium Brytyjskim. Zdecydowała o tym druga połowa XVIII wieku, w której zaszły dwa olbrzymiej doniosłości fakty: zwycięstwo Anglii nad Francją w Indiach i Kanadzie podczas wojny siedmioletniej, a następnie tzw. rewolucja przemysłowa w Anglii, która uczyniła ją pionierką mechanizacji przemysłu, odnoszącą główne z niej korzyści. Jako posiadaczka obszarów zamorskich zajęła ona stanowisko większe od wszystkich państw europejskich wziętych razem, a jednocześnie ona właściwie stworzyła nowoczesną organizację gospodarczą świata, sieć handlu, w którą cały świat został ujęty. Wprawdzie z czasem zjawiali się coraz liczniejsi współzawodnicy do ciągnięcia zysków z tej organizacji, potęga wszakże Imperium Brytyjskiego była za wielka, ażeby można jej było odebrać dominującą w świecie rolę.

Za to przewrót obecny, godzący w imperializm gospodarczy i polityczny narodów europejskich, uderza przede wszystkim w Anglię. Ona ma główne trudności polityczne w swych posiadłościach zaoceanowych, ona najwięcej traci na upadku handlu światowego. Ten przewrót potężnie podcina podstawy bytu Imperium Brytyjskiego, a tym samym zagraża przyszłości narodu angielskiego, który na tym imperium i na handlu światowym oparł prawie całe swoje istnienie.

Obecny kryzys gospodarczy od Anglii się rozpoczął i w Anglii z nieubłaganą konsekwencją dalej się rozwija. Wszelkie nadzieje na przerwanie tej ciągłości zawiodły. Mówiono np. wiele o poprawie handlu angielskiego po spadku funta – dziś już przestano mówić.

Budowano Imperium Brytyjskie na zasadzie nie obarczania jego części składowych ciężarami na rzecz metropolii, przyznawania im samorządu w miarę, gdy się okazują do niego zdolnymi, a za to nie dawania im głosu w sprawach imperium jako całości, utrzymania tych spraw w rękach parlamentu angielskiego. Korzyści handlowe były prawie jedynymi, jakie Anglia ciągnęła ze swych posiadłości. Były one wszakże tak wielkie, że to dawało jej środki na administrację kolonialną tam, gdzie samorządu nie było, na olbrzymią organizację polityki zewnętrznej, wreszcie na zapewnienie obrony całości imperium swoim kosztem, przede wszystkim na utrzymanie potężnej, panującej na oceanach floty (główna siła lądowa w imperium, armia indyjska, jest utrzymywana właściwie kosztem Indii).

Ten system budowy imperium, bardzo korzystny dla Anglii w ubiegłym okresie, dziś w dobie przewrotu gospodarczego, wytwarza jedno z najtrudniejszych i najniebezpieczniejszych dla niej zagadnień. Zyski handlowe z posiadania imperium szybko się zmniejszają, a nie zmniejszają się koszty jego utrzymania, organizacji polityki zewnętrznej i, co najgłówniejsze, obrony. Kładą one coraz większy, coraz trudniejszy do zniesienia ciężar na barki szybko ubożejącego narodu angielskiego i każą przewidywać bliską chwilę, kiedy tego ciężaru dalej już unieść nie będzie można.

Tymczasem zmiany polityczne w całym świecie, o których wyżej była mowa, czynią panowanie Anglii w jej posiadłościach coraz słabszym i wymagają od niej zwiększenia wysiłków na rzecz zachowania całości imperium.

To zagadnienie okazuje się jeszcze trudniejsze, gdy się zważy zmiany wewnętrzne w samym narodzie angielskim.

Skutkiem położenia geograficznego swego kraju, Anglicy, odcięci w ogromnej mierze od wpływów obcych, nie tak dawno jeszcze byli narodem, posiadającym najwięcej rysów odrębnych, najwięcej mającym wstrętu do wszelkiej cudzoziemszczyzny, najmocniej przekonanym o swej wyższości nad innymi, wreszcie wykazującym najsilniejszy egoizm narodowy. Ta wyspiarskość była ogromną ich potęgą: dawała im bezwzględność w stosunku do innych narodów, potrzebną do stania się panami świata.

Już wszakże zagarnięcie Walii, Szkocji i Irlandii, i pochłonięcie w znacznej mierze ich ludów, zmieniło charakter ich państwa i pociągnęło za sobą zmiany w ich poczuciu narodowym. Pojęcie Anglii coraz bardziej ustępowało miejsca pojęciu Wielkiej Brytanii, ojczyzna stawała się większą, ale za to mniej określoną, Anglik zaczął się przerabiać na Brytyjczyka. Następnie zaś, gdy zaczyna szybko rosnąć imperium, gdy byt Anglii coraz więcej na nim się opiera i od jego rozwoju uzależnia, the Empire w poczuciu Anglików zaczyna mieć to znaczenie, jakie ojczyzna ma w poczuciu wszystkich innych narodów. I wychowanie angielskie na miejsce przywiązania do Anglii zaczyna rozwijać przywiązanie do imperium.

Przywiązanie wszakże do ojczyzny opiera się na głębokich, mających swe źródła w całej przeszłości narodu pierwiastkach duszy, które niezależnie często od osobistych skłonności i poglądów człowieka kierują jego postępowaniem. Tej potęgi nie mogą przecie posiadać uczucia dla imperium, będącego jedynie korzystnym przedsiębiorstwem politycznym i gospodarczym. Toteż przeciętny Anglik stawał się człowiekiem coraz mniej zdolnym do poświęceń osobistych. Pomyślne położenie Anglii tych poświęceń od niego nie wymagało, nie wymagało nawet powszechnej służby wojskowej, więc umacniał się w swym wszechstronnym indywidualizmie o wiele szybciej, niż reszta zachodniej Europy.

Gdy wybuchła wielka wojna obecnego stulecia, żaden rząd nie znalazł się w tak trudnym położeniu wobec swego społeczeństwa, jak angielski, żaden nie był zmuszony do takich wysiłków w propagandzie wewnętrznej, a to, co Anglia wydała podczas wojny na żołnierzy i na ich rodziny, by uspokoić niezadowolenie ludności, stanowiło sumy, niepojęte dla innych narodów europejskich. Nigdzie też, jak w Anglii, nie wpajano tak szeroko w ludność wiary, że to już wojna ostatnia.

Nie ma narodu, który – dziś czy jutro – będzie tak trudno powołać do nowych poświęceń, jak naród angielski. To się będzie musiało silnie odbić zarówno na jego szybko pogarszających się stosunkach wewnętrznych, jak i na jego położeniu zewnętrznym.

W tych warunkach polityka zewnętrzna Anglii, w swym usiłowaniu utrzymania wielkiej roli państwa na terenie międzynarodowym, zachowania całości imperium, wreszcie ratowania bytu gospodarczego kraju, ma dziś przed sobą zadania, których spełnić nie jest zdolna.

Tylko stara rutyna dyplomatyczna i znana flegma angielska pozwala ukrywać przed światem tę rozpaczliwą bezradność wobec gromadzących się z dnia na dzień trudności, które się wytrwale łata, a raczej zamazuje, i strach przed jakąś wielką, nagłą katastrofą. Pomaga temu zresztą znany, wychowany na długiej pomyślności optymizm angielski.

 

VII

NIEMCY

 

Zjednoczenie Niemiec, po zwycięstwie nad Francją, w najpotężniejsze na kontynencie europejskim mocarstwo przypadało na okres największego rozkwitu handlu światowego i pośpiechu w opanowywaniu reszty świata, przez Europę nie zagarniętego. Korzystając tedy z przyjaznych warunków naturalnych, szybko zbudowały one olbrzymi przemysł, a równolegle z nim potężną flotę handlową i tak skutecznie wystąpiły do współzawodnictwa w handlu światowym, że w ciągu dwóch dziesiątków lat zajęły w nim obok Anglii pierwszorzędne stanowisko. W następstwie zaczęły budować swe imperium zamorskie, przyszły wszakże za późno, ażeby kariera w tym kierunku łatwo im przyszła: zbudowały niewiele, a i to utraciły po klęsce, poniesionej w wojnie światowej.

Imperializm Niemiec, który dał im potęgę, miał za teren kontynent europejski. Od tysiąca z górą lat rozszerzał on panowanie niemieckie, polityczne, gospodarcze i cywilizacyjne, w kierunku wschodnim i południowym, z początku przez podboje szczepowych wodzów niemieckich, następnie przez Cesarstwo, przez margrafów, przez Hanzę i przez zbrojne zakony, potem przez zbudowane na podbitych ziemiach Królestwo Pruskie, wreszcie przez zjednoczone, nowe Cesarstwo, które uzależniło od siebie Monarchię Austro-Węgierską, rozszerzyło swe potężne wpływy na Bałkany i Turcję, a z drugiej strony coraz silniej uzależniało od siebie Rosją. Ten kontynentalny imperializm, który wywołał właściwie wojnę 1914-1918 roku, u swego szczytu wyraził się w śmiałych planach „Mittel Europa”, „Berlin – Bagdad”, wreszcie rozległego państwa ukraińskiego.

Klęska w ostatniej wojnie nie tylko pozbawiła Niemcy ich zapoczątkowanego imperium zamorskiego: przez rozbiór Austro-Węgier, przez powstanie lub powiększenie się żywotnych państw narodowych w dolinie Dunaju i na Bałkanach, zniszczyła ona plany „Mittel Europa” i „Berlin – Bagdad”; wreszcie odbudowane na jej skutek państwo polskie stanęło jako tama dla imperializmu niemieckiego w kierunku wschodnim. Awangardy niemieckie, wysunięte na brzegach Bałtyku aż do zatoki fińskiej, a będące dziełem historycznym Hanzy i zakonów, zostały zlikwidowane w Estonii i Łotwie, najsilniejsza zaś z nich, Prusy Wschodnie, oddzielone od reszty Niemiec ziemią polską, pozbawione dobrodziejstw, jakie im świadczyło przed wojną potężne i bogate państwo Hohenzollernów, patrzą czarno na swą niemiecką przyszłość.

W chwili, kiedy imperializm niemiecki doszedł do swego szczytu, kiedy posiadł pełną świadomość swych celów i wyraził się w wielkich, logicznie zbudowanych planach, kiedy wreszcie zdawało się, że naród niemiecki posiada wszystkie środki do urzeczywistnienia tych planów – jedna, wielka katastrofa zamknęła Niemcy w ich narodowych granicach i przecięła im wszystkie drogi podboju.

Katastrofa, nawet największa, może pociągnąć za sobą głęboki przewrót w położeniu narodu, nie może wszakże nagle zmienić jego psychiki i przeciąć dróg, po których myśl jego chodzi. Imperializm niemiecki został zatrzymany w swym postępie faktycznym, ale pozostał żywym w duszach niemieckich. Nazajutrz po klęsce podniósł on głowę i stał się główną siłą poruszającą całej polityki niemieckiej.

Jest rzeczą całkiem zrozumiałą, że zwrócił się on przede wszystkim przeciw Polsce.

Od tysiąca lat Polska była główną przeszkodą, która stanęła na drodze w budowie wielkiego imperium niemieckiego. Państwo Piastów było jedynym na całej południowej i wschodniej granicy Niemiec, które, z niemałymi co prawda stratami, zdołało skutecznie zatrzymać postępy podboju niemieckiego. Zniszczenie państwa polskiego przed stu pięćdziesięciu laty otwarło dla imperializmu niemieckiego świetne perspektywy: największe jego plany miały za podstawę fakt politycznej śmierci polskiego narodu. Zjawienie się ponowne naszego państwa wszystkie te plany obraca w niwecz. Na odbudowanie tedy Polski Niemcy patrzą jako na główne swoje nieszczęście i główny swój cel widzą w jej zniszczeniu. Nie mając po temu możności po świeżo poniesionej klęsce, polityka ich dąży do tego celu systematycznie, stopniowo, z wielkim wszakże nakładem sił i środków. Ten cel, można powiedzieć, zaślepia Niemców i przeszkadza im widzieć wiele innych rzeczy, mających dla przyszłości narodu niemieckiego najdonioślejsze znaczenie.

Klęska, poniesiona w wojnie, nie jest jedyną, jaka dotknęła dzisiejsze Niemcy i nie ona zadała cios decydujący imperializmowi niemieckiemu.

O losach jego zdecydował przede wszystkim ów postęp świadomości narodowej w Środkowej Europie dziewiętnastego wieku, który bierne masy ludności przerobił na żywe siły narodowe, organizujące we wszystkich dziedzinach swój byt samoistny i przeciwstawiające się idącej na podbój niemczyźnie. Już w ostatniej ćwierci ubiegłego stulecia odczuli to Niemcy w ziemiach polskich zaboru pruskiego i wiedzą dobrze, ile to ich kosztowało. Te siły znalazły ostatecznie swój wyraz polityczny w państwach narodowych, tym samym zaś pozyskały pełnię warunków swej organizacji i środki do zatrzymania niemczyzny w jej narodowych granicach.

Niemniejsze znaczenie w tym względzie mają dla Niemiec zmiany w ich własnym położeniu wewnętrznym.

Nie byli Niemcy od swego początku jednolitym, zwartym narodem. Nie zorganizowali się w jedno państwo, z jedną dla wszystkich władzą. W poszczególnych momentach udawało się siły całych Niemiec skupić i skierować na jedną drogę, potem wszakże następowały okresy rozbicia. Reformacja rozdwoiła je religijnie i moralnie, paraliżując ich siły i zatrzymując ich postępy na zewnątrz. Ruch narodowy dziewiętnastego stulecia wzmocnił ich jedność i wytworzył warunki dla politycznego zjednoczenia; ale ich różnorodność religijna, moralna i cywilizacyjna sprawiła, że skutki demokratyzacji były bardzo niejednakowe w różnych odłamach narodu. Na zachodzie i południu były one podobne do tych, które pociągnęła ona za sobą w narodach Europy Zachodniej, gdy na wschodzie głównym jej wynikiem było przeniknięcie w masy narodowych dążeń niemieckich. Zjednoczenie Niemiec w nowe Cesarstwo dało tak potężne wyniki na zewnątrz dzięki temu przede wszystkim, że w tym Bundesstaacie panowały Prusy, które ujęły pod swą komendę siły całego narodu niemieckiego. To zastępowało brak jednolitości.

Z upadkiem Hohenzollernów hegemonia Prus utraciła swe podstawy prawno-polityczne i wpływ ich na resztę narodu niemieckiego szybko topnieje. Z drugiej strony, w republice silniejszy wyraz znalazły dążenia polityczne mas i ruchy społeczne[3]. Jednocześnie poszczególne kraje Rzeszy zaczynają się oddalać od siebie. Ten brak jedności, zaznaczający się coraz silniej, nie byłby wcale warunkiem dla rozpoczęcia nowego okresu polityki imperialistycznej, choćby położenie zewnętrzne jej sprzyjało.

Nie ostatnie wreszcie znaczenie ma przewrót w gospodarczym położeniu Niemiec. Świetny postęp gospodarczy zjednoczonych Niemiec, który dał im tak potężne stanowisko w handlu światowym, sprawił, że obok Anglii są one główną ofiarą ruiny tego handlu. Skutkiem tego, że w przeddzień wybuchu kryzysu gospodarczego poniosły one klęskę w wojnie, fatalne skutki kryzysu ujawniły się na gruncie niemieckim o wiele szybciej i przybrały większe nawet, niż w Anglii, rozmiary. W żadnym kraju nie posunęło się tak daleko zubożenie wszystkich warstw ludności, liczba bezrobotnych, wreszcie rozkład finansów państwa.

Do tego jeszcze trzeba dodać smutne, niebezpieczne dla przyszłości, objawy rozkładu moralnego i obyczajowego, wreszcie upadek przyrostu ludności, niepokojący już dziś polityków i pisarzy niemieckich.

Na skutek tych wszystkich zmian ambicje imperialistyczne Niemiec tracą całkowicie podstawy realne. Naród niemiecki będzie musiał pozostać w swych granicach i w nich walczyć z ciężkimi skutkami przewrotu światowego, a nadto awangardy jego, wysunięte poza obszar narodowy, będą musiały coraz bardziej wciągać się w życie innych narodów, do których geograficznie należą.

Dopóki wszakże te ambicje będą żyły w duszach niemieckich, polityka niemiecka będzie z jednej strony zmuszała państwo niemieckie do rujnującego je życia nad stan i utrudniała mu rozwiązywanie pilniejszych, a wielce niebezpiecznych dla niego zagadnień, z drugiej zaś – Niemcy pozostaną głównym źródłem niepokoju w Europie i główną dla jej narodów przeszkodą do rozwinięcia pracy wewnętrznej i twórczej myśli, której wymaga od nich doba wielkiego przewrotu.

 

VIII

WŁOCHY. MOCARSTWA POZAEUROPEJSKIE

 

Najmniejsze z mocarstw europejskich i najuboższe gospodarczo, Włochy, najskromniejszą też grają rolą w dzisiejszej polityce międzynarodowej. Znaczenie ich wszakże wyrasta ponad ich obecne środki materialne dzięki wartościom moralnym, które się ujawniły w powojennym okresie.

Jedyne pośród narodów Zachodniej Europy Włochy wykonały bezpośrednio po wojnie olbrzymią pracę wewnętrzną nad zorganizowaniem narodu, nad podniesieniem jego sił moralnych, jego poczucia własnej wartości i godności, jego jedności i narodowych aspiracji. W tej pracy były i są duże braki, wyniki jej wszakże w sumie są niepospolite. Dzięki temu na tle bezradności i bezwładu, panującego w dzisiejszej Europie, Włochy wyróżniły się jako naród posiadający silną zbiorową wolę i szukający wyrażenia jej w czynie.

Drugą ich wyższość w obecnej dobie przewrotu gospodarczego stanowi to, że ludność ich nawykła do ubóstwa, co jej pozwala łatwiej znosić skutki tzw. kryzysu.

Wreszcie naród włoski nie przestaje się szybko mnożyć, gdy na ogół w Zachodniej Europie przyrost ludności prawie się zatrzymał.

Natomiast nie widać w polityce włoskiej należytego zrozumienia dzisiejszej rzeczywistości, co zawsze dla narodów stanowi wielkie niebezpieczeństwo. Nie zdaje sobie ona sprawy z głębokiej zmiany stosunków, która postępuje szybko naprzód w całym świecie. Politycy włoscy nie wiedzą, że pomyślne warunki dla rozwoju imperializmu narodów europejskich już przestały istnieć, w ocenie zaś sił na terenie międzynarodowym nie zrewidowali należycie dotychczasowych kryteriów, skutkiem czego nie doceniają jednych sił, a przeceniają inne.

Co prawda nie ma narodu, któremu byłoby tak trudno, jak Włochom, zorganizować politykę zewnętrzną, odpowiadającą jego potrzebom.

Ma on wielki nadmiar ludności, chętnie emigrującej i stanowiącej znakomity materiał kolonizacyjny, a nie ma co kolonizować.

Ma ludność zdolną i pracowitą, ma pierwszorzędne siły techniczne, a nie ma co i z czego wytwarzać, bo kraj jego jest najuboższy w surowce i rynki zbytu dla jego przemysłu nie rozszerzają się, ale kurczą.

Ma aspiracje do roli przodującej w Europie, czuje w sobie do niej siły, a nie posiada materialnych warunków, które by mu pozwoliły ją odegrać.

Stąd ma ambicje imperialistyczne, które doszły do najwyższego napięcia właśnie w dobie, kiedy ich zrealizowanie stało się niemożliwym.

Na domiar złego, polityka włoska w celach, które sobie stawia, spotyka na swej drodze państwa zdolniejsze od innych do obrony tego, co posiadają. W Europie zwraca się ona przeciw Francji, która najmocniej ze wszystkich wielkich państw stoi na swych starych fundamentach i najmniej z nich jest zagrożona obecnym przewrotem; z drugiej zaś strony na drodze jej dążeniom stoi nowa siła, państwo zjednoczonych Serbów, Chorwatów i Słoweńców, radzące sobie coraz lepiej ze swymi trudnościami wewnętrznymi, mające przed sobą bardzo pomyślne widoki na przyszłość i przedstawiające dziś siłę militarną pierwszorzędnej wartości. Poza Europą patrzy ona zazdrosnym okiem przede wszystkim na imperium afrykańskie Francji, najpewniejszą ze wszystkich zamorskich posiadłości, najmocniej trzymaną w rękach przez posiadające ją państwo.

Ambicje imperialistyczne Włoch, przy całej naturalności motywów, które je dyktują i przy wszystkich zaletach narodu, który je żywi, stają się coraz bardziej nierealnymi. To sprawia, że Włochy stają się czynnikiem polityki międzynarodowej mało obliczalnym, zwiększającym w dużej mierze chaos dzisiejszy Europy i zdolnym do aktów, które samym Włochom korzyści nie przyniosą, a pomnożą tylko klęski przejściowej doby.

 

***

 

Znamiennym dla chwili dzisiejszej jest oddalanie się od Europy mocarstw pozaeuropejskich.

Stany Zjednoczone, które tak silnie wkroczyły w sprawy europejskie podczas wielkiej wojny i zawierania pokoju, które narzuciły Europie ducha tego pokoju i Ligę Narodów, które stały się wierzycielem wszystkich państw Europy, a po zawarciu pokoju zalały je swymi towarami i zaczęły kontrolować gospodarkę słabszych państw przez swych finansowych ekspertów, które wreszcie, choć odmówiły udziału w Lidze Narodów, usiłowały wywierać nacisk na wyłącznie europejskie sprawy polityczne – dziś, dotknięte ciężkim kryzysem gospodarczym, na nim całą myśl swoją skupiły i przestają się Europą interesować.

Jedynym silnym węzłem między nimi a naszą częścią świata są ich długi, których Europa nie jest zdolna płacić. Ich celem jest te długi odebrać, jeżeli nie w gotówce, to w zyskach handlowych, przez osiągnięcie za ustępstwa w sprawie długów przywilejów dla handlu amerykańskiego w Europie. Nie zdaje się wszakże, ażeby państwa europejskie, które same cierpią przede wszystkim Z powodu upadku ich handlu, mogły w tej dziedzinie zrobić większe poświęceń, a zbliżenie tedy nawet handlowe z Europą ma więcej niż słabe widoki, i oddalenie się Ameryki od nas będzie posuwało się naprzód w dalszym ciągu.

Japonia, która podczas wojny i konferencji pokojowej zbliżyła się do spraw europejskich, a następnie wzięła dość żywy udział w Lidze Narodów, miała na widoku swoje bardzo określone cele. Dziś te cele zmuszona jest realizować, nie oglądając się na Europę i Ligę Narodów.

Pomiędzy nią a Europą dziś wyrosła różnica, tworząca właściwie przepaść. Gdy ona ma wielką planową politykę i, pomimo poważnego kryzysu wewnętrznego, energicznie realizuje jej cele – politykę mocarstw europejskich znamionuje bezradność i bezwład. Tego przecie Europa wybaczyć jej nie może. Węzły łączące ją z Japonią szybko zanikają i państwo wschodzącego słońca może być już dziś uważane za stojące całkowicie poza sferą spraw europejskich.

Pozostaje jeszcze jedno mocarstwo, które doniedawna odgrywało wielką rolę w Europie, a które się dziś od niej oddaliło – mianowicie Rosja.

Odsunął ją od Europy nie tylko jej ustrój polityczny i gospodarczy, ale także przewrót w jej położeniu zewnętrznym, zmuszający ją coraz bardziej do zwracania się frontem ku Azji. Dlatego to, choćby się jej ustrój zmienił, Rosja już w dawnej roli do Europy nie wróci.

Najtrudniej było zrozumieć tę zmianę Niemcom, które w swych planach na Polskę, liczyły na Rosję i na współdziałanie z nią po dawnemu. Zdaje się wszakże, że i Niemcy już zrozumiały nowe położenie i odpowiednio przerabiają swe plany.

Polityka międzynarodowa, która w okresie ubiegłym stała się polityką światową, w obecnej dobie coraz bardziej staje się z powrotem polityką europejską.

 

IX

SFERY KIEROWNICZE

 

Dla zrozumienia celów i metod dzisiejszej polityki mocarstw niezmiernie ważną rzeczą jest zdawać sobie sprawę z tego, kto nią kieruje. W tym zaś względzie zaszły duże zmiany, w porównaniu nawet z niedawnymi czasami przedwojennymi.

Już w ubiegłem stuleciu, w miarę postępu handlu międzynarodowego i współzawodnictwa gospodarczego mocarstw, z drugiej zaś strony – wzrostu finansowych potrzeb państwa współczesnego, coraz większy wpływ na politykę zdobywały sfery, stojące na czele przemysłu, handlu i organizacji kredytu. One też stały się duszą nowoczesnego imperializmu.

Gdy po wojnie wybuchł kryzys gospodarczy, a z nim finansowy, niezdolni go zrozumieć i bezradni wobec niego politycy w finansistach widzieli jedyne źródło mądrości, która ich może wybawić z kłopotów i poddali się ich komendzie w bez porównania większym stopniu, niż to było przed wojną. Tym sposobem potentaci życia gospodarczego doszli do największego wpływu w chwili, kiedy zaczęli bankrutować.

Finansista w najlepszych nawet czasach ma dwa wielkie braki, które go powinny dyskwalifikować do polityki. Najlepszym finansistą jest ten, który umie najlepiej chodzić koło swoich osobistych interesów; najlepszym zaś politykiem ten, dla którego przede wszystkim istnieją interesy państwa i narodu. Finansista jest człowiekiem dnia dzisiejszego, liczącym się z czasową koniunkturą i umiejącym ją najlepiej wyzyskać, niewiele zaś wart jest polityk, zapatrzony w zyski bieżące, a niezdolny zdać sobie sprawy z tego, co one znaczą dla przyszłości.

Bez porównania niebezpieczniejszy w polityce jest finansista, zagrożony bankructwem. Dla uratowania się od bankructwa, dla chwilowych zysków, przede wszystkim własnych, gotów on jest pchać politykę państwa na najzgubniejszą drogę.

Wobec tego zaś, że finansiści sami nie zrozumieli charakteru kryzysu, że na skutek tego okazali się niezdolnymi do tego, żeby przynajmniej na najbliższą przyszłość rozwój jego przewidzieć – wpływ ich na politykę stał się w dwójnasób niebezpiecznym, wprost fatalnym.

Oni to przede wszystkim zrobili z polityki mocarstw rozpaczliwą obronę tego, co się uratować nie da, oni głównie uczynili ją ślepą na nowe warunki, wytwarzające się w dobie obecnego przewrotu, oni wyzuli ją z wszelkiej myśli o jutrze.

Finansiści wreszcie dzisiejszych czasów, obok swego wpływu na politykę mocarstw, umieją na własna rękę, w ukryciu, kreślić polityczne plany, o tyle śmiałe, o ile niedorzeczne, które, gdyby weszły na drogę realizacji, ściągnęłyby na Europę większe jeszcze katastrofy, niż te, które w ostatnich czasach na nią spadły. Mieliśmy tego przykład przed paru laty w propagandzie na rzecz ich planu wojny przeciw Sowietom i rozbioru Rosji.

Obok tego czynnika jawnego, który w ostatnich czasach przechodzi do robót ukrytych, równolegle i można powiedzieć, w zgodzie z nim panuje nad polityką dzisiejszą czynnik ukryty, działający coraz jawniej.

W wielkiej wojnie, zwłaszcza w drugiej jej połowie, po wejściu w nią Ameryki, mocarstwa skoalizowane walczyły pod hasłem zwycięstwa demokracji. Demokracja w dzisiejszym słowniku zachodnioeuropejskim znaczy: masoneria. Było to nie tylko hasło, ale program. Został on zrealizowany przez zakończenie wojny nie tyle zwycięstwem, ile rewolucją, następnie przez skład osobisty konferencji pokojowej[4], wreszcie przez ducha i charakter pokoju.

Istotnie, masoneria, która już w dziewiętnastym wieku była potęgą i wywierała olbrzymi wpływ na politykę państw europejskich, zdobyła całkowite nad nią panowanie po wojnie światowej. Po wojnie światowej miała ona możność pokazać światu, jak rozumie politykę i co przy swej wszechwładzy zdolna jest w niej zrobić. Ten egzamin dziś zdaje.

Ten, kto umie cokolwiek patrzeć, nie może być ślepym na to, że wszystkie narady, porozumienia, pakty, z których składa się dzisiejsza polityka międzynarodowa, a których wynikiem jest to, że wszystkie sprawy stoją w miejscu lub rozwijają się w kierunku przeciwnym zamierzeniom polityków i finansistów, z góry są przygotowywane w lożach. Przygotowują je ludzie, którzy nie biorą za nie i za ich wynik publicznej odpowiedzialności. Może dlatego są to rzeczy przygotowane tak po partacku. Bo na wartość dzieła niemniej wpływa osobista odpowiedzialność za nie jego twórcy, jak jego zdolności, jego wiedza i doświadczenie. A przecie i wiedzy wielkiej i doświadczenia nie można się spodziewać po ludziach, działających w ukryciu, nieścierających się z rzeczywistością w jawnej walce o swe cele i dążenia.

Przewrót gospodarczy i ruina handlu międzynarodowego jest dla masonerii wielkim ciosem. Potęga tej organizacji międzynarodowej wyrosła na szybkim rozroście ustroju gospodarczego świata, wiążącym go w jedną całość. Upadek tego ustroju niesie z sobą rozkład tajnej organizacji międzynarodowej. Chcąc się od niego uchronić, popiera ona całą duszą te rozpaczliwe wysiłki, które świat finansowy, a za nim polityka mocarstw robi w kierunku ratowania dotychczasowych podstaw gospodarczego życia.

Panująca tedy nad polityką mocarstw masoneria stoi za tym wszystkim, co wprowadzają do niej finansiści, dodając swoje rozmaite dążenia, mające przede wszystkim na celu rozkład życia i obniżenie sił narodów.

Powyższe dwa czynniki, jeden niecałkowicie jawny, drugi niezupełnie ukryty, wystarczający do tego, ażeby politykę mocarstw uczynić tym, czym jest ona w obecnej chwili, mianowicie oddalić ją jak najbardziej od dzisiejszej rzeczywistości i od tego, co niesie jutro, uparcie przywiązywać ją do dawnych, szybko usuwających się z pod nóg podstaw, skazać na jałowe, bezowocne wysiłki, uczynić niezdolną do radzenia sobie z nowym gwałtownie narzucającym swe potrzeby położeniem i w wyniku tego wszystkiego doprowadzić ją do ostatecznego bankructwa.

Jest wszakże jeszcze jeden czynnik, o którym zapominać nie wolno, a który w polityce mocarstw i w stosunkach międzynarodowych odgrywa wielką rolę. Tym czynnikiem są Żydzi.

 

X

IMPERIALIZM A ŻYDZI

 

Kierunek, nadawany polityce państw dzisiejszych przez sfery finansowe i masonerię, jest zgodny z interesami i dążeniami Żydów, dla których upadek handlu międzynarodowego jest ciężkim ciosem. Zresztą przez swe znaczenie w finansach i rolę, odgrywaną w masonerii, decydują oni w ogromnej mierze o polityce obu tych czynników. Bardzo często Żyd, mason i finansista schodzi się w jednej osobie.

Obok tego wszakże Żydzi mają w polityce mocarstw swą specyficzną rolę, z politycznych pochodzącą źródeł. Są oni od bardzo dawnych czasów, od dwóch tysięcy lat z górą, wybranym narzędziem polityki imperialistycznej i za to narzędzie chętnie służą.

Narodom, budującym imperia żywioł, nie związany moralnie z żadnym ludem, nie mający własnej ojczyzny, łatwo wszędzie przenikający, oddający się zawsze na usługi tych, którzy mają siłę i panują, bezwzględny zaś wobec słabych – narzuca się jako wygodny i skuteczny współpracownik. Tak oceniali Żydów twórcy wielkich imperiów, od Cyrusa[5] do Bismarcka[6] i na tej swej roli Żydzi robili czasowo niemałą karierę: w służbie imperializmu bogacili się i dochodzili do dużego znaczenia i wtedy dopiero wystawiali za tę służbę rachunek. Imperia nigdy nie były budową trwałą, a współpracownictwo Żydów nie przyczyniło się do ich trwałości.

I Polsce też służyli na ziemiach wschodnich, i także wystawili za tę służbę suty rachunek.

Kariera, którą Żydzi zrobili w Europie nowożytnej, w ogromnej mierze pochodzi z roli, którą odegrali w polityce imperialistycznej mocarstw.

Najwcześniej zaczęła się posługiwać nimi Anglia i ona najwcześniej zaczęła im rachunki płacić. Pomijając dawniejsze czasy, kiedy wypłaty te były ukryte przed oczami zwykłych ludzi, zaczęła ona ich jawnie dokonywać z chwilą, gdy kierownictwo swej polityki wewnętrznej oddała w ręce tak mocnego Żyda, jak Disraeli[7], który nie został dotychczas właściwie oceniony, ani co do intencji ani co do skutków dla Anglii jego polityki. Od tego czasu polityka angielska staje się coraz więcej żydowską, cele Żydów coraz pokaźniejsze zajmują w niej miejsce, wreszcie dochodzi do tego, że podczas wojny światowej, przy zawieraniu pokoju i w czasach powojennych staje się głównym wykładnikiem dążeń żydowskich, jednocześnie nie umie się ona oprzeć żądaniom Żydów, dążących do ujęcia w ręce najważniejszych spraw państwa: oddaje Żydowi rządy w Indiach, naraża się całemu światu arabskiemu przez postawienie Żyda na czele Palestyny. Znajduje nawet miejsce dla Żyda-syjonisty, a więc nie udającego Anglika, w rządzie angielskim. Chwilowo najmniej uzależniona od Żydów, a będąca przy rządzie partia robotnicza próbuje sprowadzić politykę angielską z tej drogi, ale okazuje się, że to zamiar zbyt śmiały. Macdonald[8] musiał się cofnąć: za to pozostał w rządzie, choć stracił pozycję w partii.

Jeżeli polityka angielska stała się w ogromnej mierze żydowską, to polityka żydowska nie stała się przez to angielską.

Gdy imperializm niemiecki w końcu ubiegłego stulecia wystąpił do ostrego współzawodnictwa politycznego i gospodarczego z Anglią, Żydzi w jego służbie od razu zaczęli odgrywać wielką rolę. Na tym współzawodnictwie robili oni karierę i w Anglii, i w Niemczech, co jednak nie wywoływało antagonizmu między Żydami angielskimi, a niemieckimi. Przeciwnie, stosunki między jednymi a drugimi były coraz bliższe, ile, że Żydzi angielscy, nawet zajmujący pierwszorzędne stanowiska, byli często Żydami niemieckimi nie tylko z pochodzenia, ale z ducha. Anglię już zdobyli – chodziło o zdobycie w równej mierze Niemiec, w których gospodarczo byli nawet silniejsi. Robili tedy karierę Niemiec.

Gdy przegrana Niemiec w wielkiej wojnie stała się pewną, wyrzekli się ich, ale tylko na rok, do chwili rozejmu. Po rozejmie znów zaczęli dla nich pracować, a pod ich w ogromnej mierze wpływem zaczęła dla Niemiec pracować i polityka angielska.

Imperializm robi na Żydach interesy, krótkotrwałe zresztą i wątpliwe; jak się okazuje, o wiele większe interesy robią na imperializmie Żydzi.

Rozumieją oni, że upadek imperializmu, a zwrócenie energii narodów na wewnątrz pod naciskiem palących konieczności doby obecnej, zamyka im drogę do kariery. Toteż wśród czynników, podtrzymujących politykę imperialistyczną państw europejskich, pierwsze bodaj miejsce należy się Żydom. Wywierają oni w tym kierunku wpływ na rządy, urabiają przez swą potężną prasę opinię publiczną, a w ukrytych machinacjach, usiłujących narzucić państwom ryzykowniejsze w tym względzie czyny, odgrywają dużą, jeżeli nie główną rolę.

W cichych naradach finansistów, którzy mieli ochotę wciągnąć Europę, a przede wszystkim Polskę w wojnę i doprowadzić do rozbioru Rosji – trzeba dodać, jednocześnie z odsunięciem Polski na wschód – brały udział wybitne osobistości żydowskie, które niewątpliwie reprezentowały w nich interesy i cele Żydów.

I niedawne, znane wystąpienie w prasie angielskiej lorda Rothermere[9] na rzecz „uregulowania” granicy polsko-niemieckiej, przy znacznej pewnie, jak sądzi prasa moskiewska kompensacie dla Polski na wschodzie, nie wygląda, przy całej swej nietaktowności, na wybryk osobisty; jest ono raczej także wynikiem jakiejś cichej narady. Nie tylko osobistość autora tego wybryku, ale sama treść wystąpienia pozwala wnioskować, że była to narada raczej żydowska.

Przy widokach Żydów na Polskę nie byłoby dla nich nic bardziej pożądanego, jak przesunięcie jej na wschód, zrobienie jej mniej polską, bardziej ruską, a przede wszystkim o wiele więcej żydowską.

Nie ma chyba takiego głupiego człowieka na świecie, który by myślał, że powrót Niemiec do ziem polskich, które przed wojną posiadali, oznaczałby dla nich tylko usunięcie pewnych trudności, które utrata tych ziem za sobą pociągnęła. Każdy, kto nie jest całkowitym politycznym analfabetą, musi rozumieć, że byłby to pierwszy krok ku budowie imperium niemieckiego w Środkowej i Wschodniej Europie. Niemcy inaczej nie pojmują tego hasła, jak pierwszy artykuł wielkiego programu imperialistycznego. Fakt, że w różnych krajach popierają ten cel niemiecki publicyści i działacze mocno od Żydów uzależnieni, potwierdza tylko wypowiedziane wyżej zdanie, iż Żydzi są szczególnie zainteresowani w uratowaniu od upadku imperializmu Niemiec, zarówno jak i innych mocarstw.

Całe szczęście, że obecny przewrót gospodarczy prowadzi do szybkiego osłabienia roli i wpływu Żydów i, że zmiany zarówno polityczne, jak i gospodarcze w świecie wykopują przepaść pomiędzy polityką imperialistyczną a rzeczywistością.

Niemniej przeto w tej dobie przejściowej uparte trwanie w bardzo nawet nierealnych dążeniach i wysiłki w kierunku ich realizacji, choć nie zmienią w głównych liniach biegu dziejów, mogą zgotować narodom Europy niepotrzebne przejścia, ciężkie i kosztowne.

I w czynach, i w skutkach tych przejść udział Żydów będzie niemały.

 

XI

WIDOKI NA PRZYSZŁOŚĆ

 

Polityka międzynarodowa, będąca polityką wielkich mocarstw, znajduje się w przededniu wielkiego przełomu.

Główną jej treścią w ciągu ostatnich stuleci była rywalizacja Francji i Anglii. Już w osiemnastym stuleciu Anglia w tej walce wzięła górę: stworzyła sobie potężne imperium kolonialne, stała się główną panią mórz, a na kontynencie europejskim oparła się na Prusach, które przy potężnej jej pomocy wyrosły na niebezpiecznego przeciwnika Francji. Po rozbiorze Polski, do którego polityka angielska znakomicie się przyczyniła i który Prusom otworzył widoki na wielką karierę, hegemonia Francji w Europie została silnie podważona. Zwycięstwo nad Francją napoleońską było nowym, wielkim na tej drodze krokiem. Dalszym posunięciem było zwycięstwo Prus nad Francją w roku 1871, na które Anglia patrzyła przyjaznym okiem.

Od zjednoczenia Niemiec pod hegemonią pruską w nowym Cesarstwie polityka Anglii zaczyna dawać niebezpieczne dla niej samej owoce: Niemcy stają się szybko rywalem Anglii; dążą one nawet do związania ze swą przeciw angielską polityką przymierza francusko- rosyjskiego. To zmusza Anglię do cofnięcia się z drogi, po której szła uparcie przez dwa stulecia, do zbliżenia się z Francją i Rosją. Wytwarza się nowy układ międzynarodowy: po jednej stronie Niemcy, Austro-Węgry i Włochy, po drugiej Francja, Rosja i Anglia. Pomimo zorganizowanej w owym czasie przez wolnomularstwo silnej akcji pacyfistycznej, pomimo, że i opinia publiczna i kierownicy polityki bali się wojny, ten układ stosunków między rywalizującymi mocarstwami do wojny doprowadził, bo doprowadzić musiał.

Wojna była okropna i trwała długo.

Politycznie biorąc, były to dwie wojny: pierwsza trwała do roku 1917, do pierwszej rewolucji w Rosji i do wystąpienia Stanów Zjednoczonych. Była ona wojną między mocarstwami o ich sprzeczne interesy. Z początku, wobec nieprzygotowania Francji i Anglii i niedokończenia przygotowań ze strony Rosji, wzięły w niej górę Niemcy; później wszakże ujawniła się równowaga sił: zdawało się, że decydujące zwycięstwo jednej czy drugiej strony jest niemożliwe. Wojna była bliska końca przez zawarcie t. zw. „białego pokoju”, który w istocie byłby wielkim zwycięstwem politycznym Niemiec. Gdy państwa zachodnie doszły do porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi i uzyskały ich udział, zaczęła się druga wojna z nowymi hasłami i nowe stawiająca sobie cele.

Stany Zjednoczone, państwo bez dawnej tradycji, zorganizowane od podstaw przez masonerię, z liczbą masonów, przewyższającą wszystkie inne kraje świata razem wzięte, z naiwną wiarą w nieograniczoną potęgę masonerii i w jej misję do rządzenia światem, biorąc udział w tej wojnie europejskiej, postanowiły zużytkować ją dla ostatecznego zwycięstwa masonerii, dla oddania w jej ręce steru polityki międzynarodowej i panowania nad całym światem. To ich dążenie łatwo zrozumieć, zważywszy ich górującą pozycję w samej organizacji wolnomularskiej.

Za swój udział w wojnie osiągnęły one prawie jawne wysunięcie swego programu na czoło dążeń wojny.

Zdaje się też, że przeniesienie najwyższej władzy masonerii z Londynu do Nowego Jorku nastąpiło w owym momencie.

Od roku 1917 zaczyna się wojna o zwycięstwo „demokracji”. Demokracja, ściśle mówiący masoneria zwyciężyła, po swojemu zakończyła wojnę i według swego programu, o ile mogła, zorganizowała pokój. O ile mogła, bo interesy narodów i tradycyjne dążenia polityki mocarstw nie umilkły i nie pozwoliły w dużej mierze na zbyt doktrynerskie, zbyt naiwne zastosowanie programu amerykańsko-masońskiego.

Niemniej przeto od tej wojny masoneria prawie całkowicie już i prawie jawnie wzięła w ręce kierownictwo polityki międzynarodowej. Było to wielkim przewrotem. Na miejsce wyraźnie rywalizujących mocarstw, układających się między sobą, ale gotowych każdej chwili poprzeć swe dążenia siłą, występuje wielka organizacja międzynarodowa, łagodząca przeciwieństwa między państwami w swych lożach, na podstawie solidarności, do której jej członkowie są obowiązani. Nigdy ta solidarność nie obowiązywała do poświęcenia interesu przedsiębiorstw, partii, państw, pomaga ona wszakże do pogodzenia tych interesów i do podporządkowania narodów słabszych silniejszym, odgrywającym w organizacji masońskiej górującą rolę.

Ten nowy porządek miał widoki trwałości na czas dłuższy, pomimo, że budowa świata na nowych podstawach miała dwa bardzo słabe punkty. Jednym była Rosja, przekształcona na republikę sowietów, nieuznająca tego porządku i przeciwstawiająca mu się prowokacyjnie; drugim – Japonia, która go formalnie uznawała, bez intencji podlegania mu tam, gdzie w grę wchodzą jej żywotne interesy. Pierwsze też lata po wojnie dawały wrażenie, że ten porządek się utrwala; toteż znamionowała je niepospolita pewność siebie sfer masońskich, narzucających wszystkim krajom swoje rady, a często nieomal rozkazy.

Nie przewidziano wszakże katastrofy, nazwanej kryzysem gospodarczym, a będącej czymś o wiele większym, która ten nowy porządek z niesłychaną szybkością wywraca i która pociągnęła już za sobą widoczne, namacalne w tym względzie skutki.

Kończy się bodaj współpracownictwo mocarstw pozaeuropejskich w jego utrwalaniu, co jest faktem niesłychanie doniosłym, zwłaszcza ze względu na Amerykę, jego właściwą autorkę i główną siłę masonerii. Liga Narodów utraciła swój autorytet zanim go w poważniejszej mierze zdobyła. Polityka międzynarodowa staje się z powrotem polityką wielkich mocarstw europejskich.

Tych mocarstw jest dziś tylko cztery, przy czym faszystowskie Włochy stoją w znacznej mierze na uboczu. Wprawdzie potęga pozostałych trzech jest jeszcze niemała, ale rozkład jej na skutek przewrotu światowego szybko postępuje i autorytet ich upada. Masoneria ich z postępem upadku handlu międzynarodowego upada na siłach, a jej dążenia w zakresie polityki zewnętrznej nabierają coraz większej rozbieżności.

Z rozsypywaniem się koncertu mocarstw, z rozkładem ich potęgi, wreszcie z postępującym osłabieniem i    rozkładem masonerii, posuwa się szybko upadek dotychczasowych autorytetów w polityce międzynarodowej, zbliża się ona do stanu, który nazywamy „bezhołowiem”.

 

***

 

Traktat Wersalski wraz ze wszystkimi innymi, które mu towarzyszyły, ustanowił z jednej strony kuratelę zwycięskich mocarstw nad Niemcami, z drugiej – kuratelę wielkich mocarstw przy pomocy Ligi Narodów nad mniejszymi państwami Europy.

Na skutek rozbicia koncertu wielkich mocarstw i rozbieżności ich polityki, kuratela nad Niemcami zbliża się szybkim krokiem ku końcowi. Po wycofaniu wojsk okupacyjnych i po wpuszczeniu Niemiec do Ligi Narodów zdążyły już one zająć z powrotem pozycję czynnego w stosunkach międzynarodowych wielkiego mocarstwa, powołanego do czuwania wespół z innymi nad nowym porządkiem w świecie, i wyzyskują tę pozycję dla pozbycia się reszty więzów, którymi je skrępowano.

Druga kuratela, nad państwami mniejszymi, wobec upadku autorytetu Ligi Narodów i rozkładu potęgi gospodarczej, finansowej i politycznej wielkich mocarstw, już znacznie osłabła i w krótkim czasie musi się także skończyć. Otwiera to przed mniejszymi narodami Europy widoki większej samoistności i większych niebezpieczeństw.

Od zakończenia wojny narody te żyją pod silną sugestią, wytwarzającą w nich uległość względem wielkich mocarstw, a zarazem wiarę, że te mocarstwa zabezpieczają ich byt, ich ustanowione granice, wreszcie układ stosunków gospodarczych, niedopuszczający do ostatecznej ruiny. Wobec tego, co wykazuje rzeczywistość, ta sugestia traci swą siłę i wzrasta wszędzie poczucie niepewności. Jednak trzyma się ona jeszcze, głównie dzięki wpływom masonerii i w ogromnej mierze decyduje o polityce rządów. Mniejsze narody Europy nie zdają sobie jeszcze należycie sprawy z tego, że obecnie żyją w przededniu uzyskania całkowitej pełnoletności, że zaczyna się okres, w którym ich byt, zarówno polityczny, jak gospodarczy, będzie zależał całkowicie od nich samych, od ich rozumu i energii.

Za chaosem gospodarczym idzie w ślad chaos w polityce międzynarodowej. Ażeby w tym chaosie nie zginąć, każdy naród będzie musiał wydobyć z siebie maximum swych sił, zorganizować te siły i myśl nimi kierującą, wreszcie zdobyć się w swoich sprawach na wielką, samoistną twórczość.

Pierwszym zadaniem, które dziś przed narodem leży, jest zorganizować swą duszę, zacieśnić te węzły moralne, które im są ściślejsze, tym większą czynią z narodu zbiorową siłę, możliwie usunąć ze swego życia wszystko, co te węzły rozluźnia.

Wśród różnych narodów widzimy dążenia w tym kierunku, wyrażające się nawet potężnie, ale dotychczas, niestety, nie dość skrystalizowane w swej myśli, nie dość konsekwentne, zbyt zanieczyszczone naleciałościami kończącej się epoki i niezdające sobie sprawy z rodzących się dziś nowych warunków bytu i nowych potrzeb. Widzimy to i we francuskim nacjonalizmie i we włoskim faszyzmie, i w niemieckim hitleryzmie, i w naszym, polskim ruchu narodowym, który ze zrozumiałych przyczyn najmniejszy bodaj niesie bagaż pojęć i dążeń przeżytych, dziś już nierealnych.

Niemniej ważnym i pilnym zadaniem jest dźwiganie z upadku siły materialnej narodu, jego życia gospodarczego. Tego zadania słabsze dziś narody nie spełnią przez wieszanie się przy polityce gospodarczej wielkich mocarstw, przez uleganie sugestiom masoneria lub oddawanie swych spraw w ręce Żydów. Te wszystkie czynniki, z małym skutkiem pracujące nad ratowaniem od upadku handlu międzynarodowego, są wrogami samodzielności gospodarczej narodów. Tymczasem, w rosnącym chaosie gospodarczym i politycznym ten tylko naród będzie miał pewne podstawy swej siły, który będzie umiał gospodarczo stanąć na własnych nogach, oprze swój byt na własnej wytwórczości i w największej mierze uniezależni się od upadających potęg.

Dziś, gdy tego nie rozumieją rządy, muszą zrozumieć odpowiedzialne za swe państwa narody i swym naciskiem cofać politykę gospodarczą z dróg, prowadzących do zniszczenia sił wytwórczych kraju i materialnego wycieńczenia narodu.

Z tym się wiąże ściśle pilna potrzeba gruntownego przekształcenia administracji państwa i wszystkich jego instytucji, które pożerają zarobki ludności produkującej i przyczyniają się w ogromnej mierze do zabicia wytwórczości. Już dziś żaden kraj w Europie nie wytrzymuje ciężaru wszelkiego rodzaju podatków, wynikających ze zbyt kosztownej organizacji państwa.

Dzisiejsze wielkie mocarstwa dążą do ułatwienia sobie egzystencji przez ogólne rozbrojenie; każde wszakże chciałoby przede wszystkim rozbroić innych, co czyni akcję rozbrojeniową tak mało skuteczną. Dla narodów, które dziś zajmują stanowisko drugorzędne, które wywierają dotychczas znikomy wpływ na politykę międzynarodową, upadek autorytetów tej polityki i postęp chaosu nie może być zachętą do zmniejszenia zbrojeń. Przeciwnie, wytwarzające się położenie, w którym losy każdego z nich będą zależały od jego siły i od jego sojuszów – które są zawsze tym lepsze, im większą on sam przedstawia siłę – nakazują im, pomimo ciężkiego położenia gospodarczego, wielkie poświęcenia na organizację obrony.

Tym więcej muszą one w innym kierunku szukać sposobów zmniejszenia kosztów utrzymania państwa, tym pilniejszą jest dla nich sprawa uzdrowienia ich polityki gospodarczej, wyzyskanie nowych, wytwarzających się obecnie warunków dla samodzielnej organizacji gospodarczej kraju, dla pomnożenia jego wytwórczości, a tym samym podźwignięcia jego sił materialnych.

Wprowadzony po wojnie porządek międzynarodowy zasugestionował i wielkie mocarstwa. Pomimo zmieniającego się szybko położenia i rozkładu tego porządku, sugestia trwa i działa. Paru mocarstwom, do których dziś polityka międzynarodowa prawie wyłącznie należy, wydaje się, że autorytet, który miały po zakończeniu wojny, dziś trwa bez zmiany, że mogą one postanawiać o losach całej Europy, tak, jak postanawiały przy zawieraniu pokoju. Mniejsza o to, czy ta postawa pochodzi z głębokiego przeświadczenia; w każdym razie jest ona utrzymywana i usiłuje wywierać sugestię na wszystkie narody Europy. Mówi się o możliwości decyzji międzynarodowych w sprawach najistotniejszych dla poszczególnych narodów, np. w sprawie zmiany granicy między Polską a Niemcami i to jeszcze zmiany, która byłaby rewolucją w położeniu Polski. Tego rodzaju pojęcia dziś zakrawają na śmieszność. Wydaje się rzeczą nieprawdopodobną, ażeby ludzie, kierujący polityką mocarstw, tak słabo zdawali sobie sprawę z istotnego stanu rzeczy w dzisiejszej Europie.

Zdaje się, że niedługo będziemy czekali na fakty, które te i cały szereg innych, przeżytych już pojęć do gruntu zmienią.

 

Roman Dmowski, Polityka międzynarodowa w dobie obecnej, [w:] R. Dmowski, Pisma, t. VIII, Przewrót, Częstochowa 1938, s. 105-159.

 

*  *  *

Tekst opracowany w ramach projektu: Geopolityka i niepodległość – zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Tekst jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej. Utwór powstał w ramach konkursu Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosownej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018.

 

 



[1] Mikołaj II (1868-1918) – ostatni car rosyjski z dynastii Romanowów, panujący od 1894 r. Na okres jego rządów przypada zaostrzenie sytuacji wewnętrznej w Rosji (rewolucja 1905 r.), które Mikołaj II próbował łagodzić poprzez wprowadzanie umiarkowanie liberalnych reform: nadanie konstytucji i powołanie Dumy Państwowej. Na skutek rewolucji lutowej został zmuszony do abdykacji (1917). Po przejęciu władzy bolszewicy aresztowali go i zamordowali wraz z całą najbliższą rodziną.

[2] John Edward Courtenay Bodley (1853-1925) – angielski urzędnik, sekretarz radykalnego polityka Charlesa Dilke’a, autor m.in. książek France (1898), L'Anglomanie et les Traditions Françaises (1899) i Cardinal Manning; The decay of idealism in France; The Institute of France (1912).

[3] Rewolucja narodowa zmieniła to położenie na korzyść [przypis z wydania oryginalnego].

[4] Jeżeliby to było prawdą, co w swoim czasie niektóre gazety zagraniczne doniosły, a w co mi się wierzyć nie chce, że wśród wszystkich delegatów na Konferencję tylko ja jeden nie byłem ma­sonem, to trzeba by przyznać, że na tym punkcie program był wy­konany z zadziwiającą konsekwencją [przypis z wydania oryginalnego].

[5] Cyrus II Wielki (ok. 590-529 p.n.e.) – król Persji z dynastii Achemenidów (od 559 r. p.n.e.), podbił większość Bliskiego Wschodu, prowadząc z sukcesem wojny m.in. z Medami, Lidami i Babilonem. Uchodził za władcę tolerancyjnego, szanującego tradycje podbijanych przez siebie krain.

[6] Otto von Bismarck (1815-1898) – prusko-niemiecki mąż stanu, poseł pruski przy sejmie związkowym we Frankfurcie, poseł w Rosji, ambasador we Francji. Jako prezes ministrów Prus (od 1862 r.) zapewnił im hegemonię w Niemczech (zwycięska wojna z Austrią, 1866). Zwycięstwo w wojnie z Francją (1870-1871) umożliwiło zjednoczenie Niemiec, po którym Bismarck został pierwszym kanclerzem nowo utworzonego Cesarstwa Niemieckiego. Pełnił ten urząd w latach 1871-1890 – w tym czasie m.in. rozbudował ustawodawstwo socjalne, wprowadził przepisy antysocjalistyczne, prowadził politykę Kulturkampfu.

[7] Benjamin Disraeli (1804-1881) – angielski polityk i pisarz, dwukrotny premier Wielkiej Brytanii (1868, 1874-1880), wywodzący się z Partii Konserwatywnej. W 1876 r. królowa Wiktoria nadała mu tytuł lorda Beaconsfield. Autor m.in. powieści Vivian Grey (1827) i Sybilla (1845).

[8] James Ramsay MacDonald (1866-1937) – polityk Partii Pracy szkockiego pochodzenia, premier Wielkiej Brytanii w latach 1924 oraz 1929-1935. Od 1931 r. stał na czele tzw. rządu narodowego składającego się z konserwatystów, liberałów i kilku laburzystów, za ten fakt został wydalony z rodzimej partii. Sam razem ze współpracownikami założył Narodową Partię Pracy.

[9] Harold Sidney Harmsworth Rothermere (1868-1940) – wpływowy brytyjski dziennikarz, pionier publicystyki popularnej, właściciel Associated Newspapers Ltd On, założyciel dzienników „Daily Mail” i „Daily Mirror”.

Najnowsze artykuły