Artykuł
Wojna francusko-pruska a polityka Austro-Węgier

Kraków, 31 lipca [1870 r.]

 

Odkładana z dnia na dzień wojna wybuchła[1] i położyła koniec zbrojnemu pokojowi Europy.

Aczkolwiek wybuch wojny był niespodzianką, aczkolwiek nikt go w obecnej chwili nie przewidywał, wojna jednak zadziwiać nie może, jest ona bowiem tylko logicznym następstwem dzisiejszego politycznego położenia Europy.

Widocznym było, że wypadki 1866 r.[2] stworzyły w Europie tymczasowy tylko stan rzeczy; widocznym było, że pierwsza część niedokończonego dzieła hr. Bismarcka[3], Północny Związek Niemiecki[4], sterczała wśród Europy jako uzbrojona groźba dla ogólnego pokoju i była już nadwerężeniem równowagi europejskiej; niewątpliwym było, że tak dokończenie, jak i niedokończenie tego dzieła musiało wcześniej czy później wywołać groźne zawikłania. Wojna 1866 r. zmieniła, ale nie ustaliła warunków politycznego bytu stałego lądu i tym samym jej skutki były tylko zapowiedzią nowych wojen i katastrof. Północny Związek z swoją cechą tymczasowości, a zapowiedzią wielkiego, groźnego dla całej Europy państwa, nosił w swoim łonie zarzewie zawikłań, które dziś objawiły się wojną nad Renem.

Przejęci tą prawdą pisaliśmy w zeszłym roku na innym miejscu, kończąc nasze uwagi o Północnych Niemczech:

„Dzieło hr. Bismarcka, Północny Związek Niemiecki, jest wielkim potężnym państwem, które nie ukrywa wewnątrz żadnego żywiołu rozkładu, które koniecznością dopełnienia się jest dziś największą i ciągłą groźbą dla pokoju i równowagi europejskiej, a które albo trzeba rozbić siłą i wojną, albo z którym trzeba dla dobra świata, cywilizacji i własnego bezpieczeństwa wejść w kompromis”.

Z dwóch postawionych w tych słowach ewentualności pierwsza ziszcza się w tej chwili; z dwóch tych kombinacji, pierwsza przemogła, a dopiero historia osądzi, co drugiej stanęło na przeszkodzie. Dziś jednak nie ulega już wątpliwości, że nim wojna stała się nieuniknioną, próbowano owego kompromisu. Mamy na to świeży dowód w dopiero co ogłoszonym w „Timesie”, a urzędowo potwierdzanym projekcie traktatu francusko-pruskiego, mocą którego za zjednoczenie Niemiec z wyjątkiem Austrii, Francja miała uzyskać Belgię i Luksemburg.

Najprostsza logika wskazywała, że jedność niemiecka pod przewodnictwem Prus nie mogła przyjść do skutku bez należytych dla Francji ustępstw i wynagrodzeń, jeżeli Francja miała pozostać wielkim, potężnym i wpływowym w Europie państwem; już nadzwyczajne wzmocnienie się Prus po wojnie 1866 r., dokonane bez najmniejszego dla Francji moralnego czy materialnego wynagrodzenia, było tylko przemyceniem i skutkiem oszukania cesarza Napoleona przez hr. Bismarcka, było zaś rzeczywistym uszczerbkiem interesów, potęgi, a nawet bezpieczeństwa Francji, a temu zaprzeczać tylko mogła zła wiara lub oficjalne organa maskujące udanym spokojem i zadowoleniem brak gotowości do wojny.

Kombinacja mająca kompromis na celu, obecnie dziś zupełnie zaniechaną została, grzeszyła o ile nam jest dotąd znaną tym głównie, że załatwiając sprawę między Prusami i Francją, nie nadawała temu załatwieniu cechy ogólnoeuropejskiej, bo pomijała Austrię, a zapominając ustalić jej nowy byt, zapominała o ustaleniu stosunków i interesów środkowej Europy. Jedynie tu tylko Austria służyć mogła za naturalną spójnię, a wzgląd na jej europejskie posłannictwo i na jej byt mogły jedynie, szczerze i silnie połączyć wszystkie siły cywilizacji, a to połączenie nadać Europie stałe podstawy i zabezpieczyć ją przed grożącymi jej nieustannie niebezpieczeństwami. Czy Austria sama pod tym względem zrobiła wszystko, co mogła i powinna była uczynić? Wątpimy. Zbyt często myśl zemsty góruje nad myślą bytu, a żądza odwetu zaślepia pod względem prawdziwego interesu! Pytania te jednak wyjaśni dopiero przyszłość. Dziś zaś odpowiedzialność za uniemożebnienie kompromisu między cywilizowanymi czynnikami Europy spada cała na Prusy i hr. Bismarcka. Być może, iż srogo przyjdzie i pierwszym i drugiemu opłacić zapoznanie i lekceważenie wielkiego narodu i wielkiego monarchy, który aczkolwiek niejeden popełnił błąd, jest przecież cesarzem Francuzów, a będąc oszukanym, ma w ręku środki zemsty.

Łudzono się może zbytecznie w Berlinie wewnętrznymi kłopotami Francji i upadkiem moralnym i fizycznym cesarza, a niezawodnie za wiele rachowano na cierpliwość, którą chętnie tłumaczono sobie jako niemoc i bezsilność. Rachowano może także na nieuniknione prawa natury, które lada chwila sprowadzić mogły wielkie we Francji i Europie zmiany. Rachuby te zawiodły! Cesarz przy sposobnej chwili przemówił w imieniu obrażonych interesów Francji i świata, a Francja stanęła przy nim jak jeden człowiek, i oto wybuchła wojna w samej matni cywilizacji, wojna, w której Prusy stracić mogą swoją potęgę, a hr. Bismarck swoją sławę. Il a manqué cette fois du coup d’oeil [tym razem od razu widać było, że tęsknił], rzekł ktoś.

Skoro kompromis okazał się niemożliwym, nie pozostawało Francji, jak siłą i wojną zastrzec swoje interesy, zapewnić swoją potęgę i rozbić złowrogie dzieło hr. Bismarcka. Od chwili stworzenia tego dzieła, stał przed światem dylemat: iż musi się ono dopełnić lub być rozbitym. A dziś o nic też innego nie idzie, i wojna francusko-pruska nie może mieć innego skutku, jak tylko rozbicie Północnego Związku albo zjednoczenie Niemiec, o którym król Wilhelm[5] z wielką już dziś szczerością wspomina w swej wojennej proklamacji.

Skoro sama natura rzeczy, tj. stworzenie Północnego Związku, musiała wywołać dalsze zawikłania i wojny, nierównie jest korzystniej dla cywilizacji, dla Austrii i dla nas, iż Francja wzięła w nieuniknionych wypadkach inicjatywę, jak gdyby wcześniej czy później ściślejszy alians Prus i Rosji wywołał dalsze zawikłania. Z wyższego też nieco stanowiska zapatrując się na wypadki, wojna wypowiedziana przez Francję jest rzeczywiście tylko odporną; bez względu nawet na możliwe przypuszczenia o skutkach spotkania się cesarza rosyjskiego z królem pruskim i hr. Bismarckiem w Ems[6].

Wobec tych wielkich i wyższego rzędu powodów antagonizmu i walki, nie będziemy się zastanawiać nad bezpośrednim powodem zerwania, nad ową kandydaturą księcia Hohenzollerna na tron hiszpański[7] tak mało znaczącą w treści, aczkolwiek przypominającą formą złowrogie dla Francji czasy Karola V[8]. W takim położeniu rzeczy każdy powód dobry, bo cel wojny był uprawniony, szło tu już tylko o uchwycenie sposobnej chwili do pomszczenia Francji i oszukanego cesarza Francuzów. Pod tym względem zdaje się, że wybór dobrze wypadł. Wojna zaskoczyła nie tylko Europę, ale przede wszystkim Prusy. Widocznym było, że chcąc rozbić Północny Związek, trzeba było podjąć ciężką i trudną walkę, „tę walkę podjąć mogła tylko Francja, każda godzina była tu drogą i wielki był czas brać się do czynu”. Niewątpliwie, każdy dzień, każda godzina, służyły Prusom do wzmocnienia się i do dokończenia dzieła bez pomocy Francji i bez wynagrodzenia dla Francji, pośpiech więc był koniecznym, i dlatego już chwila dobrze jest obraną; wypadki zastały Prusy bez rzeczywistych sprzymierzeńców, odjęły im korzyści inicjatywy, i rzuciły widocznie w ich obóz popłoch. Między dwoma tak wojskowo potężnymi przeciwnikami, Bóg wojny ostatecznie rozstrzygnie, dziś jednak Francja ma warunki wyższości, które z czasem może byłaby straciła.

Cesarz Napoleon zbadawszy usposobienie Francji plebiscytem[9], znalazł w nim wzmocnienie i poparcie przeciw skrajnym stronnictwom, lecz zarazem może i wskazówkę, iż dla zapewnienia, jeżeli nie dynastii – bo któż w dzisiejszych czasach mówić może o zapewnieniu dynastii? – to przynajmniej tronu dla swojego syna, należało mu podnieść chwałę, urok i potęgę Francji na zewnątrz, tak wielce upadłe (o czym nawet wspomniał w manifeście ogłoszonym po plebiscycie), i zapewnić jej stanowisko pierwszorzędnego w Europie mocarstwa, naprawiając błędy własnej polityki i szukając odwetu za chybione, pomylone rachuby z 1866 r. Wojna obecna nie jest jedynie odwetem nad Prusami, jest ona także odwetem nad własnymi błędami, jest dążeniem do zatarcia tych czarnych plam w polityce napoleońskiej, o których sam cesarz raz wspomniał.

Te są, zdaniem naszym, sprężyny moralne i wyższego względu, które spowodowały dzisiejsze wypadki.

Co się tyczy materialnych i militarnych warunków walki, to dziś Francja ma jednolitą armię znającą swoich dowódców i znaną od nich: armia zaś Północnego Związku świeżo dopiero jest ukonstytuowana; wprawdzie dziś już całe niemal Niemcy są pod dowództwem Prus, lecz to dowództwo nie przeszło jeszcze w krew armii, zwłaszcza w południowych Niemczech; wrogie sobie przed czterema latami armie, dziś pod jednym nominalnym stoją dowództwem. Północne granice Północnego Związku od morza nie przestały być najsłabszą jego stroną, są one zupełnie odsłonięte i przedstawiają dla Francji przy ogromnej nieproporcjonalnej wyższości jej sił morskich łatwe pole do zaczepnego, a groźnego dla Prus działania. Nareszcie wedle świadectwa znawców, niezaprzeczoną ma być wyższość broni francuskiej. Przy równych niemal liczebnie siłach, a przy wyższości rasy, pod względem wojskowym, są to zadatki powodzenia i zwycięstwa Francji.

Politycznie zaś Francja jest dziś w tym położeniu, że oczekiwać może i rachować tylko na sprzymierzeńców, nowych zaś przeciwników nie powinna się obawiać. Rosja, jedyny możliwy sprzymierzeniec Prus, zaskoczoną także została pospiesznym i niespodziewanym postanowieniem cesarza Napoleona; koleje jej nieukończone, uzbrojenie podobno w opłakanym stanie, a reorganizacja armii przedsięwzięta przez ministra wojny Milutina[10], w połowie nawet nie przeprowadzona, brak pieniędzy i kredytu, a krwawe widmo Polski stoi jeszcze przed jej oczyma; jednym słowem niesposobna to dla niej chwila do wmieszania się czynnie i militarnie w sprawy europejskie, aczkolwiek prawdopodobnie okoliczności zniewolić ją mogą do takiego wmieszania się; lecz ono nie Francji głównie zagrozi, a w każdym razie z natury rzeczy i położenia, natychmiast przysporzy jej sprzymierzeńców. Anglia wierna w ostatnich czasach przyjętej zasadzie, pozostanie zapewne neutralną; aczkolwiek ta neutralność nie będzie całkiem obojętną, a nieprzyjazny jej wpływ dla Francji głównie przy zawarciu pokoju da się uczuć. Inne mocarstwa i państwa albo muszą pozostać zupełnie neutralnymi, albo też ze względu na własne interesy muszą się stać sprzymierzeńcami Francji.

W zamian Francja zastaje całe Niemcy uzbrojone od stóp do głowy, pod dowództwem Prus. Jeżeli łudzono się we Francji nadzieją wzniecenia nienawiści do Prus i rozdzielenia sił Niemiec, to złudzenia te rozwiały się w chwili wydania przez Francję wojny Prusom i posunięcia się wojsk francuskich ku granicy niemieckiej. Solidarność interesów niemieckich i wielkiej ojczyzny ma dziś tylko jeden wyraz: Prusy i Północny Związek, około niego skupiły się i skupiać się będą Niemcy; jest to jeszcze skutek błędów polityki napo­leońskiej i dozwolenia na nadzwyczajny wzrost Prus. Patriotyzm niemiecki w obecnej chwili nie może inaczej się objawić, jak skupiając się około Prus, około dzisiejszego naczelnika Północnego Związku, a przyszłego naczelnika zjednoczonych Niemiec. Bądź co bądź i pomimo cesarskich oświadczeń, wojna rozpoczęta nie zagraża jedynie Prusom, bo chociażby nie zagrażała ziemi niemieckiej, to zagraża przecież stanowisku europejskiemu Niemiec i ich rzeczywistemu zjednoczeniu. Po rozbiciu lub ukróceniu potęgi pruskiej nikt inny nie zdoła ani militarnie, ani państwowo zjednoczyć Niemcy i od tej chwili można być pewnym, iż możliwą będzie jedynie fikcyjna, ale nigdy rzeczywista jedność Niemiec. W samej rzeczy więc idzie tu o potęgę i o jedność niemiecką, idzie o przewagę Francji, a te względy dostateczne są, aby Niemcy około Prus dziś zjednoczyć, aby wszystkie cząstki wielkiej ojczyzny zapomniały pod wpływem przerażenia i obawy o świeżych krzywdach i nie całkiem może wygasłych ambicyjkach, i chociażby tylko dla decorum poddały się dowództwu Prus dla obrony wielkości i terytorium Niemiec. Mogą się pojawić wyjątki, stanowić je może będą pretendenci, lecz podczas wojny wyjątki te będą bez znaczenia. Francja więc będzie miała do czynienia militarnie z całymi Niemcami z wyjątkiem austriackich, a moralnie z duchem całego narodu niemieckiego. Duch ten stokroć groźniejszy od materialnej siły Niemiec, bo on stanąć może jako przeszkoda i zapora nawet po wojnie, a może i po zawarciu pokoju, gotując na przyszłość nowe zawikłania.

Pod względem celu wojny wyższość jest dotąd po stronie Prus; celem ich walki i następstwem ich zwycięstwa jest zjednoczenie całych Niemiec. Prusy przystępują dziś do walki z napoleońską ideą, wypisaną na ich sztandarze. Cel ostateczny Francji dotąd niewiadomy; jedyny przypuszczalny jest rozbicie Północnego Związku; a tak rozpoczynając tę wojnę, Francja rozdziera sławną notę p. La Valette[11] o aglomeratach, a jak ktoś dowcipnie powiedział, cesarz rozpoczyna pracę Penelopy. Ale po tym, po rozbiciu, jaki sobie cel Francja może założyć? Nie jesteśmy ideologami w polityce, wiemy dobrze, że dotąd jeszcze, z małymi i rzadkimi wyjątkami, rzeczywistymi korzyściami politycznymi są tylko powiększenia terytorialne, że one tylko zwykle wynagrodzić mogą państwu wielkie ofiary, które ponosić ono musi w tak olbrzymiej jak dzisiejsza walce; chociaż byśmy jednak przypuścili posunięcie granic Francji do Renu, to przez to ostateczny cel wojny nie byłby jeszcze dopiętym, bo Francja przedsięwziąwszy tak wielką walkę, nawet po zdobyciu lewego brzegu Renu, musiałaby tę zdobycz zapewnić sobie, a świat zabezpieczyć od dalszych nieuniknionych zawikłań!

W tym też pytaniu streszcza się cała sytuacja i przyszłość: czy obecna wojna, mając na celu wyłącznie jednostronne załatwienie sporu między Francją i Prusami, przygotuje tylko dalsze europejskie zawikłania i katastrofy; czy też sięgając dalej, zapewni Europie na czas dłuższy pokój, stworzy dla niej nowe i stałe podstawy bytu i doprowadzi do owego tak pożądanego, a koniecznego rozbrojenia, które nie położy końca wojnom – nie, w to nie wierzymy – ale pozwoli przemienić dzisiejszy system olbrzymich a wycieńczających uzbrojeń na system obrony krajowej, a tym samym położy koniec zbrojnemu pokojowi europejskiemu.

W tej chwili sprawdzają się dotąd tak dwuznaczne słowa mowy cesarza Napoleona, która zamknęła nieszczęsną i smutnej pamięci akcję dyplomatyczną w sprawie polskiej: „Dwie drogi stoją otworem: jedna prowadzi do postępu przez pojednanie i pokój, druga prowadzi na nieszczęście do wojny…”. Dziś od ostatecznego celu przedsięwziętej wojny zależy: czy świat wejdzie na tę pierwszą drogę, czy też brnąć będzie dalej po drugiej w krwi, nieszczęściach i ogólnym bankructwie.

Nie dość załatwić, a raczej załatać sprawę nad Renem, trzeba stale urządzić stosunki niemieckie i zapewnić i zabezpieczyć interesy środkowej Europy, to jest byt Austrii.

W każdym razie tak w pierwszym, jak i w drugim przypuszczeniu, dopiero co wybuchła wojna zmieni postać Europy, zmieni jej dzisiejsze warunki bytu i stosunek sił; idzie tylko o to, czy zmieni je tymczasowo i chwiejnie, czy też w sposób nieco stalszy i na dłuższy czas. Dlatego też ważną, arcyważną dla wszystkich jest chwila obecna, pełna grozy i brzemienna w przyszłość, a tym samym nakazuje wszystkim poczucie obowiązków, wielkie skupienie i rozwagę.

Dla nikogo zaś niezaprzeczenie ważniejszą nie jest obecna chwila, jak dla tych, których istnienie wśród Europy zagrożone, byt zachwiany, a którzy licznymi otoczeni są wrogami; dla nikogo tak ważną nie jest, jak dla wszystkich skupionych w Austrii interesów, jak dla Austrii, a w Austrii dla nas i węgierskiej jej części.

Nie taimy wcale przed sobą, że jedna z tych ważnych a przewidywanych chwil dla polityki, której od początku bronimy, nadeszła, jakikolwiek skutek obecna wojna mieć może i chociażby ta chwila nie stała się stanowczą. Jest to bowiem dla tej polityki nie tylko ważna chwila, ale i próba.

Dosyć rzucić okiem na kartę europejską, dosyć przypomnieć sobie, jak trudne i przykre położenie stworzyły Austrii wypadki 1866 r., aby wpaść na myśl i podejrzenie, że ona to, że kierujący jej losami polityczni ludzie, wywołali dzisiejsze zawikłania i zręcznym działaniem przygotowali i umożebnili tę wojnę, która bądź co bądź zmienić musi, a zmienić może na dobre, dzisiejsze tak nieznośne i tylu niebezpieczeństwami otoczone położenie Austrii. Już nawet nieprzyjazna Austrii prasa zrobiła ten zaszczyt hr. Beustowi[12], iż posądziła go, że on to jest główną sprężyną dzisiejszego kryzysu. Nic słuszniejszego ze strony nieprzyjaznej prasy i nic chwalebniejszego dla męża stanu kierującego losami Austrii, jak to podejrzenie; lecz zarazem, o ile nam wiadomo, nic mniej zgodnego z prawdą i rzeczywistością! Dziwną, doprawdy, zdumiewającą odegrała w tym wszystkim rolę nasza dyplomacja! Nie tylko, że nic nie wywołała i nic nie przygotowała, ale podobno nawet o niczym nie wiedziała, niczego się nie domyślała; do ostatniej chwili w wojnę nie wierzyła, a gdy wybuchła, jednemu tylko uczuciu oddała się nieograniczenie, uczuciu przerażenia, jednej tylko nadziei, nadziei prędkiego zakończenia wojny, pomimo przestrogi cesarza Napoleona w proklamacji do armii, „że wojna będzie długą”. A przecież w obecnym położeniu Austrii, które tylko od wewnętrznych zmian oczekiwać może zbawienia, gdyby wojna ta była niemożliwą, to ją Austria umożebnić powinna była; a gdyby prędko zakończyć się miała, to by ją przedłużyć powinna.

Tymczasem cóż widzimy? Oto niedołężne usiłowania dyplomacji austriackiej, ubrane w czcze frazesy miłości pokoju, zażegnania burzy, zażegnania tej może opatrznościowej dla Austrii wojny i chęć zatrzymania lub przerwania jej czym prędzej. Czy w samej rzeczy i naprawdę taki jest w dzisiejszych okolicznościach rzeczywisty interes Austrii?! Jak to, więc wojna 1866 r. stworzyła dla Austrii tak bezpieczne, tak przyjazne warunki bytu, że nie pozostaje jej nic innego, jak tylko starać się wszelkimi siłami o utrzymanie status quo! Więc te cztery lata od Sadowy[13], przebyte wśród ciągłej trwogi i obawy o byt, pod naciskiem dwóch potężnych wrogów, których ciążenie na Austrię dawało się czuć nie tylko w zewnętrznych, ale przede wszystkim w wewnętrznych stosunkach, niczego innego nie nauczyły naszych mężów stanu prócz nieograniczonej chęci utrzymania nieograniczenie tak błogiego status quo?! Więc Austria nie czuje potrzeby odwetu za te wielkie klęski 1859[14] i 1866 roku, które ją niemal z rzędu mocarstw strąciły; więc jej mężowie stanu zapoznają tę prawdę, że wielkim mocarstwem pozostać może jedynie pod tym warunkiem, że się szuka i znajduje odwet i wynagrodzenie za poniesione klęski, że inaczej klęski te ciążąc nieustannie na państwie, stopniowo osłabiają jego znaczenie i sprowadzają je do rzędu państewka! Gdyby tak było rzeczywiście, zwątpić by należało zupełnie o przyszłości Austrii, niezdolnej już nawet wskrzesić tradycji Eugeniuszów[15], Kaunitzów[16] i Metternichów, a uwierzyć by trzeba ostatecznie, że dzisiejsi jej mężowie stanu wzięli sobie już nie za środek, ale za cel i zadanie politykę z dnia na dzień.

Widocznym się dziś stało, że dyplomacja nic nie przygotowała i nic nie przewidziała, że nie myślała ani o kompromisie z Prusami, ani o wywołaniu przeciw nim wojny – dwie konieczne ostateczności – że nakreśliła sobie jedynie ciasny horyzont, poza który wzrok jej nie sięgał, ograniczający jej działanie do utrzymania zabójczego a niemożliwego do utrzymania status quo, i że w skutku tej zgubnej i niedołężnej polityki, wielkie wypadki zaskoczyły Austrię nieprzygotowaną równie jak jej wrogów, a jej mężów stanu rozmiłowanych w wewnętrznych sporach i że zamiast powitać owe wypadki z radością, powitała je Austria z nieukrytym przed całym światem uczuciem obawy i trwogi. Nie wszystkim ludziom politycznym danym jest stwarzać wypadki lub przygotowywać je; lecz nawet na nazwę ludzi politycznych nie zasługują ci, którzy z danych okoliczności korzystać nie umieją. Państwo zaś, które nie umie uchwycić sposobności, aby podnieść swą potęgę, dobrowolnie abdykuje. Kiedyż zaś sposobniejsza może być do odwetu chwila, jak ta, w której jeden z nieprzyjaciół zajęty straszną wojną, drugi do wojny nie gotów? Jeżeli dziś Austria nie podniesie się z upadku i nie polepszy swojego bytu, złoży dowód martwoty i niedołęstwa; a jeżeli jej ludzie polityczni nie potrafią skorzystać z obecnych okoliczności, aby wzmocnić potęgę państwa, ciężką wezmą na siebie odpowiedzialność. A gdyby nam na to odpowiedziano stanowczym argumentem, iż Austria niegotowa i niezdolna do akcji, to odpowiedzielibyśmy, iż jest to właśnie pierwszy i najgłówniejszy powód, aby starała się być gotową i całą w tym kierunku wytężyła energię. Nie ma bowiem co innego do robienia.

Jakikolwiek będzie skutek wojny, wpłynąć ona musi na losy i położenie Austrii, tym samym już skutek ten nie może jej być obojętnym, a bezpośrednio czy pośrednio musi się do niego Austria przyczynić i na niego wpłynąć; stąd już wynika dla niej konieczność trzymania się w pogotowiu na wszelki wypadek i wobec wszelkiego niebezpieczeństwa.

W chwili, w której wszystkie interesy europejskie są poruszone, dzisiejszy stan rzeczy zakwestionowany, marzyć dla Austrii otoczonej tylu niebezpieczeństwami, a mającej tyle do stracenia i tyle do zyskania o niezbrojnej neutralności, to czysta fikcja, niedołęstwo lub zdrada! Niemożność neutralności niezbrojnej uznał hr. Beust w swoim okólniku, odwołując się do przykładu mniejszych państw – Holandii, Szwajcarii i Belgii, które acz zasłonięte neutralnością, przecież pospieszyły uzbroić się. W samej rzeczy argument to nasuwający się każdemu. Nie pojmujemy też neutralności niezbrojnej Austrii, zaliczamy ją do nieprawdopodobieństw. Austria powinna by być natychmiast uzbrojoną od stóp do głowy w tak ważnej i groźnej chwili. Wiemy, że smutny jej stan wewnętrzny stoi temu na przeszkodzie, ale Austria musi czym prędzej wejść w fazę neutralności uzbrajającej się. Dziś bowiem, dzięki jej opłakanym rządom, absorbującym wszystko wewnętrznym zatargom i czteroletniemu zaślepieniu wszystkich bez wyjątku, nim dojdziemy do stopy wojennej, musimy pierwej dojść do stopy pokojowej, na której nawet wcale dotąd nie znajduje się armia.

Cóż stanowi grozę i niebezpieczeństwo położenia Austrii od wojny 1866 r.? Oto ciśnienie na nią dwóch potężnych, a z natury rzeczy nieprzyjaznych mocarstw, ciśnienie Prus i Rosji, przedstawiających dwie złowrogie dla Austrii idee: idei pangermańskiej i idei panslawistycznej. Ciśnienie tych dwóch mocarstw i tych idei na Austrię, nie tylko zagrażało jej z zewnątrz nieuniknioną wcześniej czy później katastrofą, istnym rozbiciem, które mogło przy zneutralizowaniu Francji wewnętrznymi zawikłaniami, lada chwila nastąpić za porozumieniem Prus i Moskwy, ale ciążąc także na Austrię wpływem panslawizmu z jednej strony, pangermanizmu z drugiej, przeszkadzało jej wewnętrznemu ukonstytuowaniu się i rzeczywistemu wzmocnieniu. Któż nie czuł i nie uznawał, że te dwa zgubne wpływy uniemożebniały wewnętrzne kompromisy do tego stopnia, iż jasno widząc rzeczy, umysły, dopiero od zewnętrznych wypadków oczekiwały ostatecznego ukonstytuowania się Austrii. Główne niebezpieczeństwo polegało na jednoczesnym z dwóch stron działaniu dwóch potężnych przeciwników i dwóch groźnych idei, a szczególnie na prawdopodobnym ich w danej chwili połączeniu się w wspólnym celu rozbicia Austrii.

Polityka więc monarchii austriacko-węgierskiej zmierzać winna była przede wszystkim do zmienienia tego opłakanego stanu rzeczy, czy to za pomocą kompromisu z jednym z tych mocarstw, czy też za pomocą europejskich zawikłań i wojny; polityka zaś austriacko-węgierska powinna z danych okoliczności i zawikłań skorzystać i zużytkować je na to, aby zmienić radykalnie i stanowczo ten groźny stan rzeczy; niewątpliwie wybuchła wojna dać może do tego sposobność, wojna Francji z jednym z ciążących na Austrii mocarstw.

Jeżeli, jak powiedzieliśmy, celem polityki austriacko-węgierskiej powinno być wyzwolenie się i zabezpieczenie od dwóch grożących jej stron, to jednak od strony Niemiec nie potrzebuje ona ani podbojów, ani aneksji, ażeby się zabezpieczyć i wolniej a swobodniej oddychać; dość, aby przewaga pruska została przełamaną, aby Północny Związek został rozbity i stracił własność i siłę magnetyczną względem jej niemieckich prowincji; taki a nie inny będzie skutek wojny w razie zwycięstwa Francji, takiego przynajmniej skutku życzyć sobie powinna Austria i dla dopięcia go współdziałać, ale do tego nie wystarczy niezbrojna neutralność, jedynie zbrojna i zupełna gotowość do wojny zaważyć mogą na szali, i takie działanie nakazane jest tak ewentualnością chwilowej porażki Francji, jak i troską o to, aby Francja nie zadowoliła się połowicznym zwycięstwem, ale żeby to zwycięstwo sprowadziło radykalną zmianę stosunków w Niemczech.

Inne zupełnie jest położenie monarchii austriacko-węgierskiej ze względu na drugiego potężnego i nieprzyjaznego sąsiada, na Rosję i panslawistyczne idee.

Tu przede wszystkim monarchia zasłaniać się winna przed niebezpieczeństwami od dawna jej grożącymi, a które wzmagają się wobec zawikłań europejskich. Niebezpieczeństwa te mogą dziś być dwojakie: pochodzić one mogą od bezpośrednich, zaborczych, a od dawna żywionych zamiarów Rosji, lub też polegać na pomocy, którą by Rosja Prusom przynieść chciała.

W pierwszym wypadku posiadłości Austrii od strony Rosji, będących otwartymi i strategicznie nie do obronienia, Austria w razie złowrogich zamiarów Rosji, natychmiast i na pierwszą o nich wiadomość, chcąc się zasłonić, musiałaby zacząć zaczepne działanie, tak dla zasłonięcia swoich posiadłości, jak zabezpieczenia sobie środków do walki i przeniesienia jej na korzystny pod każdym względem dla niej teren[17]. Na tę więc ewentualność neutralność zbrojna nie wystarcza, przezorność nakazuje jak najśpieszniejsze uzbrojenie.

Gdyby zaś w drugim wypadku Rosja podążyła na pomoc Prus, byłoby to takim złamaniem równowagi sił na korzyść dwóch głównych wrogów Austrii, iż ta ani chwili namyślać by się nie mogła, i musiałaby natychmiast wejść w szranki, a tu znów ze względu geograficznego położenia musiałaby także jak najspieszniejszą wziąć inicjatywę militarną, a wziąć by jej nie mogła, gdyby dziś ograniczyła się na neutralności niezbrojnej.

Od strony Rosji wojna w Niemczech, jakiekolwiek będą jej losy, nie zasłoni ostatecznie Austrii, aczkolwiek złamanie potęgi pruskiej i rozbicie Północnego Związku, pozwalając Austrii oddychać swobodniej z tamtej strony, umożebni tym samym zwrócenie całej jej uwagi i wszystkich jej sił ku stronie Rosji i zasłanianiu tak Europy jak Niemiec i Wschodu przed grożącymi stamtąd niebezpieczeństwami. Rzeczywiste jednak niebezpieczeństwo dla monarchii austriacko-węgierskiej, a bezpośrednie dla jej polskiej i węgierskiej części, usuniętym być może ostatecznie jedynie posunięciem granic Austrii od strony Rosji.

Nie będziemy się tu ponownie rozwodzić nad niebezpieczeństwami grożącymi Austrii ze strony Rosji, znane są one dokładnie i uznane tak w Rosji, jak i w Austrii, a najżywiej czuć je musimy my i Węgrzy. Broszura generała Fadiejewa[18], a nawet najświeższe objawy dziennikarstwa rosyjskiego, te tysiące ajentów pracujących w Austrii dla Rosji świadczą o nich, co więcej świadczą o ich jawności. Niezaprzeczoną jest prawdą, że pierwszym krokiem do rozbicia Austrii przez Rosję byłby zabór Galicji; dalsze akty dramatu nastąpiłyby spiesznie; posiadanie więc Galicji jest conditio sine qua non [warunkiem niezbędnym] bytu monarchii austriacko-węgierskiej. Lecz posiadanie to ani politycznie, ani strategicznie nie jest ani pewnym, ani zapewnionym; przeciwnie, z natury rzeczy i położenia geograficznego wciąż zakwestionowane, zamiast być szańcem zabezpieczającym i źródłem spokoju, staje się ono przyczyną niebezpieczeństw i obaw. Austria zabezpieczyć sobie może to posiadanie, a tym samym odsunąć od siebie grożące jej militarne i polityczne niebezpieczeństwo od strony Rosji, jedynie posunięciem swoich granic na północ aż do punktu, w którym by znalazła strategiczną linię obronną i rękojmię tak pod względem militarnym, jak politycznym i etnograficznym.

Jeżeli „Moskiewskie Wiadomości” pisać mogą: „Stokroć lepiej byłoby, znalazłszy jakieś powody, dziś ostatecznie porachować się z Austrią i zadać jej cios stanowczy, pod tę porę, kiedy walka trwać będzie na Renie” – to nikt nas nie oskarży o brak umiarkowania, jeżeli w zamian twierdzić będziemy, że Austria, jeżeli się da, powinna skorzystać z dzisiejszych okoliczności, aby zdobyciem linii strategicznej i etnograficznej zabezpieczyć się raz na zawsze od strony Rosji. Nie idzie tu ani o zgniecenie Rosji, ani o dotknięcie jej w jej żywotnych interesach, ani o wojnę z nią na śmierć lub życie, ale idzie o słuszne sprostowanie granic, które by zapewniło byt Austrii i interesy środkowej Europy, a pokój europejski uczyniło stałym. Co do nas chcemy, żeby i Austria miała swoją etnograficzną politykę, a przekonani jesteśmy, że tylko odsunięcie Rosji od granic Austrii w tym kierunku załatwić może stanowczo wewnętrzną kwestię słowiańską, jak poskromienie Prus może jedynie zapewnić spójnię prowincji niemieckich Austrii z innymi.

Skoro nieunikniony stoi przed Austrią dylemat, iż wcześniej czy później straci na rzecz Rosji Galicję lub też wzmocni się żywiołem polskim, skoro tym samym starcie i walka są nieuniknione, nie dość, zdaniem naszym, zasłaniać się przed chwilowymi niebezpieczeństwami od strony Rosji, trzeba jeszcze, jeżeli okoliczności pozwolą, umieć z nich skorzystać, aby raz położyć koniec nieznośnemu stanowi niepewności i tymczasowości, i rozstrzygnąć kwestię bytu. Jasnym jest, iż w podobnym działaniu korzyści inicjatywy byłyby niezrównane dla Austrii, tym samym Austria popełniłaby wielki błąd, za który w krótkim bardzo czasie przyszłoby jej odpokutować, gdyby z przyjaznych okoliczności nie umiała w tym kierunku skorzystać. Nie twierdzimy bynajmniej, iż nadeszła już po temu chwila, ale to pewna, że dzisiejsze wypadki mogą ją sprowadzić; a gdyby wtedy niezbrojna neutralność Austrii stanęła jej na przeszkodzie do działania, neutralność taka stałaby się ciężkim grzechem i grubym błędem, i dlatego także uważać ją musimy za niemożliwą. Dodamy, że po rozbiciu Prus i jedności niemieckiej takie wzmocnienie, a raczej zabezpieczenie Austrii może się okazać koniecznością dla Niemiec i Europy. Dość wspomnieć na niedawny jeszcze wpływ Rosji na Niemcy i sprawy niemieckie, aby dojść do przekonania, że balast stanie się koniecznym.

Zbrojna więc jedynie neutralność Austrii odpowiada w dzisiejszych okolicznościach jej godności, bezpieczeństwu i interesom, a nie wątpimy, że w krótkim czasie rządy tak węgierski, jak i przedlitawski[19] pojmą jej konieczność.

Jeżeli w danym razie i na pewne wypadki życzymy sobie śmiałej inicjatywy Austrii, jeżeli w niej tylko widzimy zbawienie, to niewątpliwie jednak nakazaną jej jest wielka przezorność. Skoro jej dyplomacja ani nic nie przygotowała, ani nic nie przewidziała, skoro dzięki kwestiom wewnętrznym olbrzymie wypadki zastały Austrię nieprzygotowaną i zaskoczyły ją, nie mogła ona w pierwszej chwili innej przyjąć postawy jak neutralną, aczkolwiek natychmiast okazała się konieczność neutralności uzbrajającej się. Główne zdaniem naszym niebezpieczeństwo dla Austrii polega na tym, iżby wojna nad Renem nie skończyła się po jednym zwycięstwie, połowicznym załatwieniem sprawy, nabytkami Francji, a pozostawieniem po tej stronie Renu wolnego pola Prusom. W tym przypuszczeniu Francja zobojętniałaby na dalsze kombinacje, jej żądza chwały i odwetu byłaby zaspokojoną, a Austria pozostałaby tym samym na łasce dwóch wrogich mocarstw, Prus i Rosji, z których pierwsze szukałyby na niej łatwego odwetu, a druga koniecznych do dalszego działania zdobyczy. W Wiedniu o ile nam wiadomo przewidują tę ewentualność, opierając się na precedensach i znanej praktyce polityki napoleońskiej. Wzgląd to ważny i który wielką nakazuje baczność; lecz ani neutralność, ani nawet zbrojna neutralność nie zdoła tego niebezpieczeństwa zażegnać; zażegnać je właśnie może jedynie śmiała inicjatywa Austrii; nie zapoznajemy jednak, że do niej niezbędnymi są pewne warunki i rękojmie.

My z usposobienia i natury rzeczy skłonni jesteśmy przypisywać zawsze ludziom działającym na widowni europejskiej wielkie plany i wielkie myśli, zwykle przeceniamy ich, i dlatego tak często fałszywy, a pełen złudzeń wydajemy o nich sąd. Rząd nie może ani dzielić, ani poddawać się tym złudzeniom; musi on przede wszystkim mieć rękojmie, że Francja nie przerwie raptem rozpoczętej nad Renem wojny połowicznym pokojem. Dziś już uderzać musi umysł ta okoliczność, że rząd francuski rozpoczynając wojnę ani szukał, ani zapewnił sobie sprzymierzeńców; mogłoby to wprowadzić na domysł, że wojna leżąca w naturze rzeczy, przypadkowo jednak tylko wybuchła, i że dotąd żadna wyższa nie kieruje nią myśl, że ją wywołała konieczność położenia. Ze względu na Austrię, czyż ks. Gramont[20], który dopiero co z Wiednia był przybył, tak wielce był pewnym i zapewnionym jej współudziału natychmiastowego, iż nie czuł potrzeby zabezpieczenia się formalnego? Czyż może zapomniał, że dziś monarchia nie jest austriacką, ale austriacko-węgier­ską? Czyż w każdym razie tak mało był obeznany z jej stosunkami, iżby mógł przypuścić, że zaraz po wypowiedzeniu przez Francję wojny Prusom, Austria postawi w Czechach zbrojny korpus, i czyż nie wiedział, że przy najlepszych chęciach i przy największym pośpiechu nie może ona być gotową przed sześciu tygodniami? Są to wszystko co najmniej dowody dyletantyzmu dyplomatycznego, jeżeli nie wskazówki, że i Francja nie myślała o wojnie.

Nie tylko, że nie życzymy sobie, żeby Austria wmieszała się bezwzględnie i na ślepo w wojnę, żeby wzięła bezwarunkowo udział w walce, ale przeciwnie, pojmujemy go tylko pod warunkiem wszechstronnych dla jej bytu i potęgi rękojmi. Interwencja Austrii, mająca jedynie na celu przywrócenie jej dawnego stanowiska w Niemczech, z pominięciem innych jej interesów i bezpieczeństwa krajów koronnych, byłaby tak zgubnym powrotem do dawnych błędów, byłaby tak wielkim grzechem przeciw cywilizacji, interesom ludów Austrii, a może nawet interesom niemieckim, że taka polityka na ogólne zasłużyłaby potępienie w monarchii, a my byśmy do niej w żaden sposób zachęcać nie mogli, w czym by nas niewątpliwie poparł tak rząd, jak naród węgierski. Ani my, ani Węgrzy, ani dynastia, ani Austria nie mamy powodów żywić sympatii dla Prus, ale tym mniej mamy powodów narażania sobie wielkiego narodu niemieckiego i drażnienia jego uczucia. Polityki odgrywania się w Niemczech nigdy popierać nie będziemy. A pod tym względem oświadczenia zrobione przedwczoraj w sejmie peszteńskim przez hr. Andrássego[21], niewątpliwie w Galicji z równym zadowoleniem i uznaniem przyjęte zostały, jak w izbie węgierskiej.

Przyznajemy jednak, iż dla Austrii mającej w swym łonie kilkanaście milionów Niemców, dynastię niemiecką, i gra­nicząc z Niemcami, czystym byłoby niepodobieństwem żądać od niej, aby ją Niemcy całkiem nie obchodziły. My takiego życzenia nie wyrażamy, ale jak na dzisiaj złamanie potęgi pruskiej jest jedynym jej interesem i dostatecznym celem. Tego zadania podjęła się Francja. Austria czuwać tylko winna nad tym, aby je w zupełności spełniła i spełnić mogła. Rzucenie się zaś do walki w Niemczech z poświęceniem innych interesów i innych krajów koronnych byłoby zdradą stanu względem Austrii, a tu interes tak Galicji, jak Węgier zbyt jest wyraźny, aby nasze obowiązki nie były pod tym względem jasnymi. Zupełnie zmieniłaby się postać rzeczy, gdyby wszechstronnie omówione warunki między Austrią i Francją, wszechstronnie zapewniły interesy monarchii węgiersko-austriackiej tak od strony Niemiec, jak od strony Rosji, wtedy wybiłaby godzina inicjatywy dla Austrii i to w kierunku, o którym wyżej nadmieniliśmy, ten zaś kierunek połączyłby wszystkie nawet wewnątrz monarchii zdania, bo by odpowiadał zarówno interesom Austrii, Niemiec i Europy. Z natury rzeczy w dotychczasowych okolicznościach Austria przeznaczoną jest do matowania Rosji, a prawdę tę uznał już rząd węgierski.

Bardzo jednak łatwo rozszerzyć się może jej koło działania, a to, gdy wypadki z nadreńskich przemienią się w europejskie. Tu na pierwszym rzędzie stoi przymierze włosko- francuskie. O ile nam wiadomo, przymierze to jest już faktem, i obrachowane jest na pewne ewentualności, a opuszczenie Rzymu przez Francuzów obiecane jest w zasadzie[22]. Pojmujemy wybornie, że w obecnej chwili wielce zależeć może Francji na neutralności Włoch; przymierze jednak zaczepno-odporne wiele by straciło na swojej wadze, tak pod względem strategicznym jak i politycznym, gdyby Austria do niego nie przystąpiła; jedynie przystąpienie do niego Austrii może mu nadać wielką doniosłość. Jeżeli się nie mylimy, w tej chwili głównie w tym kierunku prowadzą się układy, a podpisanie tego potrójnego traktatu byłoby początkiem znaczących wypadków.

O traktacie neutralności między Austrią, Włochami i Anglią, o którym wspominają dziś dzienniki wiedeńskie, my dotąd nic nie wiemy. Traktat ten ubezpieczyłby tylko na czas wojny posiadłości Austrii, krępując wszelką jej inicjatywę. Lecz co ważniejsze pozwoliłby on w razie danym Rosji przyjść w pomoc Prusom, bez obawy, aby Austria stanęła po stronie Francji. Wieść o tym traktacie w zupełnej stoi sprzeczności z naszymi wiadomościami o przymierzu włosko-francuskim.

Nareszcie nie należy w obecnej chwili spuszczać z oczu Księstw Naddunajskich. Wedle wiadomości, którym możemy dać wiarę, Francja trzyma tam w ręku nici politycznej rewolucji, której ofiarą lada chwila paść może książę Karol Hohenzollern[23]. Przyspieszenie wypadków w tym kraju przyspieszyć by mogło ogólne zawikłania.

W tak ważnej chwili ludzie stojący u steru powinni stanąć na wysokości zadania. Do tego przede wszystkim potrzeba, aby byli zgodni tak co do środków, jak co do celu. Dziś jak wiadomo, trzy czynniki składają rząd, jedność widoków między nimi jest niezbędną, niepewność i rozdział co do celów musi sprowadzić chwiejność, a w końcu katastrofę.

Jedna tylko niezawodnie może być i powinna być polityka monarchii austriacko-węgierskiej, i do tej jedności w działaniu i celach zmierzać muszą ludzie, w których rękach losy Austrii spoczywają.

Niewątpliwą jednak jest rzeczą, że tak wspólność interesów, jak wspólność niebezpieczeństw doprowadzić musi Galicję i Węgry do jednego i tego samego zapatrywania się na dzisiejszą sytuację. Jedność ta i wspólność działania są konieczne, aby stanowczy wywrzeć wpływ, a zneutralizować złowrogie tendencje. Jeżeli w wewnętrznych sprawach pewne u nas frakcje nie zgadzały się na zapatrywanie węgierskie, to na to przecież musimy się zgodzić wszyscy, że w chwili zewnętrznych zawikłań, interesy i niebezpieczeństwa Węgier i Galicji będą te same, i powinniśmy wspólnie, jednocześnie i solidarnie wpłynąć na postanowienia i zaważyć na szali przeznaczeń Austrii. Już postawa zajęta przez rząd węgierski i jego organa wskazuje, że Węgry upatrują z tej samej co my strony najgroźniejsze dla monarchii niebezpieczeństwa. Nieodżałowaną niezawodnie okolicznością jest, iż sieć kolei żelaznych łączących Węgry z Galicją nieskończona. Dziś może nierównie by ona więcej była przyniosła korzyści i nam i państwu, jak dwukrotne stawianie rezolucji. Podobno pewien mąż stanu węgierski powiedział, że gdyby te koleje były skończone, już teraz przemawiałby za zajęciem przez monarchię śmielszego stanowiska. W obec­nych ważnych okolicznościach, jedynie w porozumieniu z Węgrami stojąc koło tronu i dynastii zaważyć możemy na szali wypadków i zdecydować postawę Austrii; wszelkie odosobnione usiłowania byłyby bezowocnymi, szkodliwymi i w wysokim stopniu niepolitycznymi. Delegacje wspólne[24] będą polem, na którym połączenie wspólnych usiłowań przyjdzie do skutku. Dziś wybiła godzina, w której solidarność naszych i węgierskich interesów powinna się okazać, choćby nawet nie przyszło do czynu.

 

 

 

Tekst Wojna francusko-pruska a polityka Austro-Węgier stanowi przedruk z Przeglądu politycznego, który ukazał się w „Przeglądzie Polskim” 1870, z. 2 (sierpień), s. 299-316 (tytuł fragmentu pochodzi od redakcji).

 

*  *  *

Tekst opracowany w ramach projektu: Geopolityka i niepodległość – zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Tekst jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej. Utwór powstał w ramach konkursu Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosownej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018.

 



[1] Stanisław Koźmian poświęcił swój tekst w „Przeglądzie politycznym”, publikowanym regularnie na łamach „Przeglądu Polskiego”, na analizę sytuacji wytworzonej wybuchem 19 lipca 1870 r. wojny francusko-pruskiej, zakończonej, wbrew nadziejom Koźmiana, klęską Francji, otwierającą Prusom drogę do zjednoczenia Niemiec pod swoje dyktando.

[2] Wypadki 1866 r., czyli przegrana przez Austrię wojna z Prusami, która przesądziła o pruskiej dominacji w krajach niemieckich.

[3] Otto von Bismarck (1815-1898) – prusko-niemiecki mąż stanu, poseł pruski przy sejmie związkowym we Frankfurcie, poseł w Rosji, ambasador we Francji. Stojąc od 1862 r. na czele rządu pruskiego, zapewnił Prusom hegemonię w Niemczech, o czym przesądziła zwycięska wojna z Austrią w 1866 r. Po zwycięstwie w wojnie z Francją (1870-1871) zwieńczył proces zjednoczenia Niemiec, stając się w 1871 r. pierwszym kanclerzem nowo utworzonego Cesarstwa Niemieckiego – w tej roli rozbudował ustawo-dawstwo socjalne i prowadził politykę Kulturkampfu. W 1890 r. – wobec niezgodnych z jego oczekiwaniami wyników wyborów i konfliktu z cesarzem Wilhelmem II – złożył dymisję.

[4] Związek Północno-Niemiecki powstał po wojnie austriacko-pruskiej 1866 r. i rozwiązaniu stworzonego decyzjami kongresu wiedeńskiego w 1815 r. Związku Niemieckiego. W jego skład weszły 22 państwa niemieckie, leżące na północ od Menu, oraz Wielkie Księstwo Poznańskie. W porównaniu z poprzednim związkiem w nowym zabrakło więc Austrii i Bawarii. Początkowo był związkiem wojskowym, zaś od 1 lipca 1867 r. państwem federalnym, działającym w oparciu o konstytucję opracowaną przez Bismarcka. Istniał do 1871 r., gdy powstały zjednoczone Niemcy. Dominowały w nim – formalnie i praktycznie – Prusy.

[5] Wilhelm I Hohenzollern (1797-1888) – król Prus w latach 1861-1888, od 1871 r. cesarz niemiecki. Za jego panowania, pod rządami kanclerza Bismarcka po zwycięskich wojnach z Austrią (1866) i Francją (1870-1871), doszło do zjednoczenia Niemiec, w których wiodącą rolę odgrywały Prusy.

[6] Do spotkania Wilhelma I i Aleksandra II doszło w czerwcu 1870 r. w Ems.

[7] W Hiszpanii doszło w 1868 r. do rewolucji, która obaliła królową Izabelę II. Przez dwa lata monarchia nie miała władcy. Kortezy zaproponowały koronę księciu Leopoldowi Hohenzollernowi – z bocznej linii tego rodu – co wywołało sprzeciw Francji. W 1870 r. królem został książę Aosty Amadeusz I Sabaudzki.

[8] Karol V (1500-1558) – król Hiszpanii (jako Karol I, 1516-1556), cesarz rzymsko-niemiecki (1519-1556), syn Filipa I Pięknego, wnuk Maksymiliana I. Jako dziedzic trzech wielkich dynastii: habsburskiej, burgundzkiej i kastylijsko-aragońskiej, dążył do zbudowania chrześcijańskiej monarchii uniwersalnej.

[9] 2 grudnia 1851 r. Ludwik Napoleon Bonaparte, wówczas prezydent II Republiki Francuskiej, dokonał zamachu stanu, wyprowadzając wierne sobie wojska na ulice Paryża, zajmując punkty strategiczne i aresztując opozycjonistów. Mimo dużego oporu przeciwko zamachowi na prowincji, został on później zalegalizowany w plebiscycie ludowym wielką przewagą głosów (choć sposób przeprowadzenia głosowania budził wątpliwości).

[10] Dmitrij Milutin (1816-1912) – rosyjski feldmarszałek, profesor Akademii Wojskowej, minister wojny, autor reformy wojskowej (m.in. wprowadzenia koszar), zwolennik zmian w duchu liberalnym, m.in. wspierał uwłaszczenie chłopów. Stracił wpływy po wstąpieniu na tron Aleksandra III Romanowa.

[11] Charles-Jean-Marie-Félix, markiz de La Valette (1806-1881) – francuski polityk, dyplomata, ambasador w Konstantynopolu i Londynie, minister spraw wewnętrznych (1865-1867) i zagranicznych (1866, 1868-1869) w rządach cesarza Napoleona III.

[12] Friedrich Ferdinand von Beust (1809-1886) – polityk saski i austriacki, od 1849 r. minister spraw zagranicznych Saksonii, od 1858 – jej premier. Po wojnie prusko-austriackiej 1866 r. został powołany na stanowisko ministra spraw zagranicznych Austrii – był nim do 1871 r., stał też na czele austriackiego rządu.

[13] Bitwa pod Sadową (3 lipca 1866 r.) – decydująca bitwa w wojnie prusko-austriackiej toczonej o dominację w krajach niemieckojęzycznych.

[14] Koźmian przypomina o porażce Austrii w wojnie z Francją i Królestwem Piemontu i Sardynii, w wyniku której straciła Lombardię (1859).

[15] Eugeniusz Sabaudzki (1663-1736) – książę Sabaudii, dowódca armii austriackiej, odniósł szereg wielkich zwycięstw nad wojskami francuskimi w wojnie o sukcesję hiszpańską, był następnie gubernatorem Niderlandów Austriackich i wicekrólem Włoch, walczył także z Turkami i wziął udział w wojnie o sukcesję polską (1733-1735).

[16] Wenzel Anton Graf von Kaunitz (1711-1794) – austriacki polityk, dyplomata, ambasador w Turynie (1741-1744) i Wersalu (1750-1753), kanclerz Austrii w latach 1753-1792. W 1756 r. zawarł skierowany przeciwko Prusom sojusz z Francją. Antypruska koalicja wystąpiła przeciwko państwu Fryderyka II w wojnie siedmioletniej. Kaunitz był także jednym z głównych architektów rozbiorów Polski.

[17] Niech nam tu wolno będzie zwrócić uwagę naszego codziennego dziennikarstwa na szczególną ważność wszelkich doniesień o zbrojeniu się i ruchach wojsk rosyjskich. Dzienniki nasze mogą w obecnej chwili pod tym względem niemałe oddać przysługi, ale pod warunkiem, iż sumiennie i krytycznie podawać będą wiadomości. Mogą one i powinny stać się w obecnej chwili głównym pod tym względem dla Europy źródłem, a stać się nim mogą jedynie, dając pewne i dokładne wiadomości (P. R.) [przypis z wydania oryginalnego].

[18] Rościsław Fadiejew (1824-1884) – generał armii rosyjskiej, uczestnik wojen na Kaukazie i wojny krymskiej, autor prac, w których m.in. dowodził, że dla rozwiązania kwestii wschodniej niezbędne jest zniszczenie Austro-Węgier.

[19] Przedlitawia – potoczna nazwa austriackiej (cesarskiej) części Austro-Węgier, wzięta od rzeki Litawy, stanowiącej częściową granicę między tymi obszarami a Węgrami.

[20] Agenor, książę Gramont (1819-1880) – francuski polityk, dyplomata, ambasador w Waszyngtonie, Rzymie i Wiedniu. 15 maja 1870 r. został mianowany ministrem spraw zagranicznych – był nim do 10 sierpnia tego roku. Zarzucano mu złe rozpoznanie ówczesnej sytuacji międzynarodowej, w tym możliwości uzyskania przez Francję wsparcia Austrii na wypadek wybuchu wojny z Prusami, który nastąpił rychło po nominacji Gramonta

[21] Gyula Andrássy (1823-1890) – polityk węgierski, uczestnik powstania 1848-1849 r., po powrocie z przymusowej emigracji zaangażował się w forsowanie politycznymi metodami wyodrębnienia stanowiska Węgier w monarchii habsburskiej, co udało się w 1867 r., gdy powstały dualistyczne Austro-Węgry, w których Andrássy był pierwszym premierem Węgier (1867-1871). W latach 1871-1879 był ministrem spraw zagranicznych Austro-Węgier.

[22] Garnizon francuski, stacjonujący od 1867 r. w Rzymie w celu zapewnienia papieskiego panowania nad miastem, narażonego na atak Królestwa Włoch i włoskich działaczy narodowych, został wycofany stamtąd po wybuchu wojny francusko-pruskiej. Po klęsce Francji pod Sedanem włoska armia wkroczyła do Państwa Kościelnego i 20 września, po krótkiej walce, zajęła Rzym. Papież Pius IX ogłosił się „więźniem Watykanu”, zaś rząd włoski przeniósł do Rzymu swą siedzibę.

[23] Karol I Hohenzollern-Sigmaringen (1839-1914) – niemiecki arystokrata, po obaleniu Aleksandra Cuzy’ego w 1866 r. wybrany księciem rumuńskim, po uzyskaniu pełnej niepodległości koronowany na króla Rumunii (1881). W 1883 r. wprowadził ją w orbitę trójprzymierza. Po wybuchu I wojny światowej wbrew opinii publicznej postanowił stanąć po stronie państw centralnych. Plany wojenne przerwała jego śmierć, a Rumunia w pierwszym etapie I wojny światowej zachowała neutralność.

[24] Delegacje wspólne parlamentów Austrii i Węgier obradowały na przemian w Wiedniu i Budapeszcie.

Najnowsze artykuły