Artykuł

Odezwa Galicjanina do Polaków roku 1790

Polacy!

 

Urodziłem się wolnym Polakiem, bratem waszym; i pod tym słodkim imieniem żyłem z wami na waszej ziemi przez niemały czasu przeciąg. Los nieszczęśliwy, do którego zastarzały nierząd, domowe kłótnie, słabość sił krajowych, i prywata zastępująca miejsce dobra powszechnego, po stopniach doprowadziły Rzeczpospolitą, rozdzielił mnie od was, od kochanej ojczyzny mojej, i wprzągł wraz z całą prowincją niegdyś najludniejszą i najbogatszą narodu polskiego, w jarzmo obcego mocarstwa. Lat osiemnaście mija, jak go dźwigam. Lat osiemnaście atoli nie potrafiły zgasić we mnie przywiązania do kraj ojców moich. Zawsze o nim myślę. Zawsze mu życzę dobrze. W teraźniejszym osobliwie czasie najwięcej troskliwy jestem o was Polacy, czyli zostaniecie w nierządzie? Jak dotąd byliście; czyli też korzystając z pomyślnej pory, którą dla was zrządziła opatrzność, odrodzicie się w Rzeczpospolitą rządną i kwitnącą? Czyli pobielicie tylko z wierzchu gmach ten do upadku nachylony? Czyli też z fundamentów podnieść go zechcecie? To, cokolwiek postanowiliście u siebie w przeciągu dwóch blisko lat, a postanowiliście bardzo mało, i to jeszcze nie wszystko dokończone, niczym nie jest; jeżeli nie poprawicie formy rządu. Ani sto tysięcy wojska, którego potrzebę kiedyż uznaliście dla obrony waszej, ani podatki dobrowolnie ofiarowane, od których przed tym chronił się stan szlachecki, nie zapewnią na dalszy czas losu waszego, jeżeli stałego i dobrego rządu nie ugruntujecie na zawsze. Dziwno mi jest nawet, czemu na sam koniec obrad waszych odłożyliście poprawę rządu? Jak gdyby umyślnie chcieliście czekać na skojarzenie pokoju między wojującymi sąsiadami, który waszym interesom mniej sprzyjać może niżeli ościenna wojna. Alians z jednym sąsiadem zawarty uśpił was podobno. Lecz pamiętajcie na to, że interes wiąże pospolicie przymierza, interes je rozwiązuje. Polityka gabinetów zwykła zawsze kalkulować, do jakiego punktu można spodziewać się korzyści, lub straty z każdego aliansu. Jedna okoliczność, jedna chwila odmienić wszystko może. To prawda, że pomimo użytego lekarstwa konfederacji na sejmie teraźniejszym, długie spory między wami, i próżne deklamacje najwięcej zabrały wam czasu, tak dalece, iż ani większość nawet głosów nie wiele pomogła do czynnych sesji. Trzeba było pierwsze wielką odprawić walkę miedzy różnie myślącymi synami ojczyzny. Lubo i ci nawet łączyli się razem z drugimi w tym wszystkim, gdzie tylko szło o istotne dobro naszego kraju. Na nic tak jednomyślnie nie zgodziliście się, jak na sto tysięcy wojska, i na podatek w ogólności. Lecz kiedy odwalony już jest kamień nieufności, który przedzielał serca wasze, kiedy wziąwszy się za ręce zdajecie się teraz tchnąć jednym duchem, poświęćcie tę resztę czasu na udoskonalanie dzieła najzbawienniejszego dla ojczyzny. Przewiduje ja, że chcąc poprawić rząd, trzeba walczyć wam jeszcze z zestarzałym przesądem, z interesem prywatnym i z niewiadomością. Zacznijcie tylko od tej najpierwszej poprawy, abyście rząd układali porządnie, a zwyciężycie przeszkody porządkiem, stałością, i miłością ojczyzny. Każdy może i powinien otworzyć zdanie swoje, jak myśli? Gdyby zaś kto z was myślał przeciwnie większość zdań, za to obdarzać go nie należy tytułem moskala, ani prusaka, ani Austriaka. Czas jest, abyście, już byli wszyscy Polakami i wszyscy swoimi. Byłby albowiem najpierwszy krok do utraty wolności waszej, gdyby obywatelowi, a dopieroż sejm składającemu nie wolno było o Rzeczpospolitej myśleć, jak czuje, i mówić, jak myśli, byle tylko bez szczypania drugich słowami, bez wylania żółci i czernidła. Bo jeżeli w prywatnych posiedzeniach takowe mowy nie są przyzwoite, tym bardziej w publicznych obradach, gdzie majestat zgromadzonych stanów zasiada, mieścić się nie powinny. Ja Galicjanin, ale sercem i duszą Polak, co myślę o istotniejszych częściach do waszego rządu potrzebnych, krótko powiem.

Chcieć Rzeczpospolitą waszą na inną zupełnie przelać formę byłoby rzeczą niebezpieczną i trudną. Jest ona jak ów stary gmach, w którym gdyby kto chciał czynić rozrządzenia według nowego zupełnie abrysu, wzruszony by został we wszystkich częściach swoich i upadłby nareszcie. Dobry być może rząd angielski, holenderski, szwajcarski, i nowej Rzeczpospolitej Amerykańskiej, ale każdy z nich jest dobry dla swego kraju. Różne położenie miejsca, różny geniusz, różne obyczaje, jest to też tyleż przeszkód do przyjęcia tamtych ustaw. I byłby treserek najosobliwszy na świecie, gdyby rząd służący jednemu narodowi, mógł przydać się drugiemu. A do tego, jeżeli w którym, to w Republikańskim Kraju najtrudniejsze jest dzieło czynić wielkie odmiany. Trzeba pierwsze godzić się niejako ze wszystkimi obywatelami, z ich sercem, ich charakterem, ich sposobem myślenia i uprzedzeniem, aby z chęcią przyjęli i z łatwością po tym utrzymywali to, co do nich samych zawisło przyjąć i odmienić. Z tej to przyczyny Solon Grecki ów prawodawca używszy umiarkowania w napisaniu praw, które zostawiło nasienie przyszłych nieszczęść Rzeczpospolitej Ateńskiej, rzekł: Nie napisałem praw dla ateńczyków, jakie można było napisać, ale napisałem najlepsze, jakie oni mogli tylko znieść. Próżno też byłoby kusić się o ustawę rządu ze wszystkim doskonałego. Ten będzie najdoskonalszy, który będzie miał w sobie najmniej wad i błędów. Ani największa gorliwość malująca w myśli swojej piękne obrazy doskonałości, nie może sobie podchlebiać, iż potrafi ułożyć najrządniejszą Rzeczpospolitą. Alboż Plato nie uroił był sobie takiej Rzeczpospolitej w bujnym dowcipie swoim? Cóż okazał? Piękne sny i marzenia.

Odłożywszy zatem na stronę to wszystko, cokolwiek nie jest istotną rzeczą do poprawy rządu, a co mogłoby sprawić przeszkodę do przyjęcia rzeczy ważniejszych i potrzebniejszych w Rzeczpospolitej waszej, zacznijcie Polacy od samych fundamentów. Moim zdaniem, dwa są źródła, z których wypłynęły na Rzeczpospolitą waszą wszystkie nieszczęścia i rząd obaliły; to jest: liberum veto i późniejsze bezkrólewia. Te to dwie mniemane zrzednie wolności waszej otworzyły drogę obcym mocarstwom do mieszania się w interesy Rzeczpospolitej, te nierząd wieczny w domu zaszczepiły, te z obrony krajowej wyzuły, imię nawet wasze wymazały z rzędu narodów europejskich.

W pierwszych początkach wolności waszej, kiedy po wygasłej męskiej linii Piastów, stan rycerski zaczął dzielić się, władzą z królem i senatem, i żaden zjazd walny nie mógł być prawnie złożony bez przytomności posłów ziemskich, wszystko było stanowione na sejmach większością głosów; i miała wtenczas Rzeczpospolita dobre prawa, dobry rząd, skarb i wojsko. Od roku dopiero 1536 gdy sejmy poczęły być burzliwe, posłowie niektórzy choć w mniejszej liczbie, ale zuchwali i zębaci nie chcieli łączyć się z większością, upierając się przy zdaniu swoim i nie dopuszczając tego, aby większa liczba dawała prawa krajowi. Tym sposobem pierwsze uchowane było ogniwo zrywania sejmów od strony mniejszej sprzeciwiającej się dobrze myślącym. Po stopniach przyszło do tego, że nie mogły żadne pisane bądź ustawy, tylko za jednomyślnością sejmujących. Jeden poseł miał moc tym słowem: Nie pozwalam, nie tylko odrzucić wszelką propozycje, ale co gorsza, zerwać i rozproszyć cały sejm, a nawet zniszczyć to wszystko, cokolwiek już było na nim postanowionego za powszechną zgodą. Pierwszy tego nieszczęśliwy stał się przykład w roku 1652 za Jana Kazimierza. Rzecz do uwierzenia trudna! że nie tylko przykład ów był dobrze przyjęty na sejmie, ale nawet po niedługim czasie na konfederacji generalnej roku 1696. Liberum veto nazwane było unicum&speciasimum jus cardinale. Od owego czasu jak wiele niezgoda i interes prywatny nazrywały sejmów, przypominać wam nie trzeba. Konfederacje, które nie znały liberum veto, więcej stały się szkodliwym lekarstwem dla ojczyzny, niżeli pomocą. A tak Rzeczpospolita została bez rządu, bez wojska, bez pieniędzy. Dziwić się trzeba, że dla tego dawno już nie upadła. Gdyby albowiem dom najgruntowniej budowany przez sto kilkadziesiąt lat nie miał żadnego opatrzenia i poprawy, czyliż by się z gruntu nie walił? Postrzegli to acz późno cnotliwi obywatele, chcieli się ratować, ale obce mocarstwa mające już wpływ do rządu na nierządzie waszym zasadzonego, i dyktujące prawa, na sejmie roku 1768. Narzuciły Polsce liberum veto za prawo kardynalne w materiach status, to jest w tym wszystkim cokolwiek Rzeczpospolitą waszą rządną i mocną uczynić by mogło, a dozwoliłoby tylko większości głosów w samych materiach ekonomicznych, czyli w mniejszych wagi rzeczach. Jakimi więc stopniami przyszliście do kresy słabości waszej, takimi wracać się wam potrzeba do odzyskania pierwszych sił. Jesteście teraz szczęśliwi Polacy, że zrzuciwszy jarzmo podległości w tak pogodnym czasie względem zazdrosnych sąsiadów waszych, sami sobą władniecie. Zatraćcież na zawsze to haniebne liberum veto, które was o tyle przyprawiło nieszczęść. A jeżeli potrzebna jest kiedy jednomyślność, ta niech będzie w tym tylko, czego nigdy sobie nie życzycie, aby się stało, lub raz ustanowione odmienić mogło. Bo trudno jest, żeby się wszyscy razem na złe zgodzili, a bardzo jest łatwo, aby jeden zły najlepszej rzeczy mógł sprzeciwić się.

Czyli zaś sama tylko prosta większość głosów, czyli trzy czwarte części w niektórych okolicznościach mają być miarą sejmów waszych, nie tak zastanawiać was powinno, jak to, jeżeliby takowa różna większość zawisła koniecznie od instrukcji województw. Prawda jest, że naród w znacznej liczbie zgromadza się na sejmiki, ale czyli będzie miał ten naród tyle czasu, tyle światła, tyle własnego zdania, aby sam rozeznał potrzebę jednej od drugie rzeczy? Czyli kilka możnych osób złączonych ze swymi przyjaciółmi nie zechcą na miejscu narodu pisać instrukcji, jakie zdawać się będą dogodne własnym ich interesom? Jeżeli wypadną okoliczności wymagające dekretu, i dzielności prędkiego skutku, czyliż przed czasem będą, po kraju rozgłaszane? Lub do długiego czasu odwlekane? Wasze województwa nie osobno każde wzięte, ale razem w reprezentantach swoich na sejm zebrane, dopiero wtenczas mają moc składać władzę prawodawczą, nie rządzą się one każde oddzielnie tak, jak prowincje na przykład Rzeczpospolitej Holenderskiej, od których zdania deputowane osoby do stanów generalnych na krok odstąpić nie mogą. Prowincja jednak Fryzji spuszcza się zupełnie na roztropność swoich deputowanych. Gdybyście przynajmniej Polacy otoczeni byli krajami republikańskimi, jak ten dopiero wspomniany, można by dopuścić wszystkich niebezpieczeństw, w które by także one wpadać musiały. Lecz w pośród najmocniejszych prawie i najbardziej absolutnych mocarstw mieszkając, należy wam, ile tylko zgodzić się może z rządem republikańskim, wszystkie zamknąć wrota, którymi by słabość rządu do was wcisnąć się mogła. Jeszcze bym godził się na instrukcje województw, co się tyczy podatków, od których prawie utrzymane innych części rządu zawisło. Bałbym się tylko, abyście tym sposobem nie narobili instrukcji znoszących podatki szlacheckie za najpierwszą sposobnością. Gdyby zaś województwa nie mogły zlewać władzy na posłów, i roztropność ich oddać zaradzenia około dobra powszechnego, jakiego częstokroć wymaga zdarzona pora i nagła okoliczność, nie mieliby za co posłowie odpowiadać obywatelom na sejmikach relacyjnych. Ile, że nie ich własne zdanie, ale zadanie województwa w instrukcji przepisane wpływałoby do prawodawstwa. Sami zaś z ekstraktem instrukcji w ręku, byliby niemymi tłumaczami woli niego.  Roztropność więc radzi, aby to oddać reprezentantom, czemu województwa na miejscu z wielu przyczyn same zaradzić dostatecznie nie potrafiłyby; a dla zabezpieczenia czułości posłów o los ojczyzny, obowiązać ich do ścisłej swemu województwu odpowiedzi po każdym skończonym sejmie.

Drugim źródłem nieszczęść waszych Polacy, były dotąd bezkrólewia, nie te, które zdarzały się za panowania Piastów, ani te które sadzały na tron krew jagiellońską, ale, te które dosięgły bliżej wieków naszych. W owych pierwszych czasach elekcje były tylko prawie ceremonią. Korona królów, do których zwyczajem wszystkich północnych krajów obierali Polacy, stała się darem ich dla domu Piastów, i z powodu spokojności publicznej od dawna była porządkiem następstwa aż do Kazimierza Wielkiego, ostatniego z dziedzicznych królów. Jeżeli można dziedzictwem nazwać takowe panowanie. Ludwika i Jagiellonów elekcje były już rzeczywiste i razem wolności waszej pożyteczne. Wtenczas dopiero Rzeczpospolita wasza zaczęła być Rzeczpospolitą. Wtenczas nabyła obszernych przywilejów i swobód. Nigdy jednak dla niej moment nie był teraźniejszy, jak po śmierci Zygmunta Augusta ostatniego z linii męskiej Jagiellonów. Od owego czasu zapewniała sobie przy każdej elekcji królów rozszerzenie władzy swojej przez Pacta Conventa, które sprawiedliwie nazywać możecie Palladium wolności waszej. Póki więc Polacy byli troskliwi tylko o samo ugruntowanie rządu Republikańskiego, bezkrólewia nie tylko Rzeczpospolitej nie szkodziły, ale nawet korzyść jej przyniosły; Lecz skoro z elekcji królów zaczęła prywata robić publiczny jarmark, różne mocarstwa europejskie trafiły do Polski, to z pieniędzmi, to z obietnicami, to na koniec z groźbami; jedne starały się w dom swój wprowadzić koronę, aby z czasem cały kraj do państw dziedzicznych przyłączyć mogły, drugie prowadziły do niej sąsiadów lub przyjaciół swoich, spodziewając się z nich pewnej pomocy w zdarzonych okolicznościach. Pamiętny wam powinien być traktat ów haniebny Jana Kazimierza z Ferdynandem III. Cesarzem uczyniony, gdy u niego o posiłki starał się przeciwko Szwedom, że nie tylko po śmierci Jana Kazimierza królem Polski obrany być miał arcy książę Austriacki, ale też zawsze przy obieraniu królów polskich arcy książęta austriaccy pierwszeństwo między innymi do korony mieć powinni byli; który to traktat dopiero za Jana III idącego na obronę Wiednia, zniszczony został. Wielorakie po tym bywały przy traktatach sekretne umowy między monarchami zapewniające wcześnie dla kogoś tron Polski. Pierwsze na króla zgodzono się po gabinetach cudzoziemskich, a dopiero dopuszczono Polakom odprawić ceremoniał elekcji między Warszawą i Wolą. Jeżeli zaś strona przeciwna sadzała na tron kogo drugiego, na wówczas zapalona wojna domowa przez graniczne wojska, przez uzbrojone ręce własnych ojczyzny synów, więcej po kraju klęsk i szkody sprawiła, niżeli w której stronie trzęsienie ziemi. Z tej to przyczyny bezkrólewie u was jedno znaczy, co rewolucja. I to to jest Polacy wolna wasza elekcja królów, którą się chlubicie w oczach całej Europy? Czas jest, abyście się więcej sami nie mamili. Nie wy, ale wam obierają królów. Ani nawet wojsko wasze, które powiększyliście, nie zabezpieczy wolnej elekcji, jak sobie podchlebiać możecie. Owszem toż samo wojsko usłużyć potrafi ambicji którego z możnych obywateli. Przykłady i obce i domowe, powinny wam być przestrogą. Obierzcie sobie raz przynajmniej sami jedną familią, nawet zagraniczną, i oddajcie jej następstwo tronu, przywiązawszy królować mających koniecznie do kraju. Będziecie mieli królów swoich, na łonie waszej ziemi wychowanych, ojczyznę kochających, rzeczą i imieniem królów Polaków. Jeżeli obawiacie się tego, aby sukcesja tronu nie zaprowadziła z czasem do samowładnego rządu, w Rzeczpospolitej jest mocy czynić takie umowy z przyszłymi królami przy każdej koronacji, jakie zdawać się będą najbezpieczniejsze dla wolności. A gdyby który z nich przestąpić chciał granice powierzonej sobie władzy, Pacta Conventa zwrócą go na swoje miejsce. Wreszcie co raczej wybierać wam należy, czyli w elekcji królów pewny nierząd, a potem pewną zgubę całego kraju aż do zatracenia imienia polskiego? Czyliż też w następstwie tronu niepewną przemianę wolnej Rzeczpospolitej na rząd samowładny w tychże samych Polski granicach? Ja, który już nieszczęśliwie doświadczam obcego panowania, z dwóch złych rzeczy, chętnie bym teraz obrał mniejszą. Przynajmniej rozumiałbym język mego samowładcy, którego teraz nie umiem. Lecz darmo tą daleką przyszłością zatrudniać się Polacy. Tak odmienią się Rzeczpospolite na świecie jako też monarchie. Jeżeli niesprawiedliwość i gwałt panują w rządzie republikańskim, wtenczas uciemiężeni wiązać się zwykli do naczelników narodu, i szukają obrony w powiększeniu władzy ich naprzeciw arystokracji, lub demokracji. Tak się stało w sławnych owych Rzeczpospolitych Grecji i Rzymu, tak w Danii, Szwecji i innych europejskich narodach. Podobnie także lud gnębiony od monarchy, wydziera mu berło, i odzyskuje wolność, z której ofiarę uczynił spodziewanej szczęśliwości pod rządem jednego. Takowy los i waszą Rzeczpospolitą wtenczas dopiero spotkać może, kiedy rząd wasz nie będzie równie sprawiedliwy dla wszystkich ziemi waszej mieszkańców.

Ta ostatnia uwaga prowadzi mnie do dalszego zastanowienia się nad miastami i wsiami waszymi, jaki wzgląd wasze prawa na nie mieć powinny, aby Rzeczpospolita nie doznała tej smutnej kolei. Nie jestem ja ani z liczby tych, którzy nie mogą cierpieć żadnej odmiany, ani owych, którzy nie chcą nic na miejscu swoim zostawić, i wszystko z gruntu wywracają. Dlatego nie jest myślą moją radzić wam, abyście przypuścili miasta do wspólnego z wami prawodawstwa. Dość i tak machina rządu waszego z licznych kółek jest złożona; umniejszyć by należało tej ogromności, nie powiększać. Wiecie zaś o tym bardzo dobrze, iż w monarchicznych i arystokratycznych państwach, miasta są tylko przywilejem, w demokratycznych składają część najwyższej władzy. Wy Polacy chcecie na po tym mieć arystokracją? Czyliż demokracją? Wszak podobno wasza arystokracja szlachecka podzielona na jedna możną, a drugą z urodzenia tylko samego wypływającą zastąpi dobrze miejsce demokracji. Nie pomnażajcie więcej sporów w domu waszym. Podchlebia to wprawdzie miłości własnej mieszczan, aby razem ze szlachtą rządzili, ale miasta tego nie potrzebują. Żądają one tylko od was opieki praw swoich, z którymi z zagranicy przyszły, żądają bezpieczeństwa osób i majątków swoich, żądają równej sprawiedliwości. Żeby miasta były spokojne o swój los, trzeba je zapewnić, iż ani rząd krajowy, ani żaden obywatel nie uczyni najmniejszego uszczerbku ich prawom i przywilejom, że własności ich tak powszechne, jako szczególne będzie swymi siłami naród bronił.

Zdaję się na pozór, że kiedy jedną część obywateli w narodzie nie należy do prawodawczej władzy, Rzeczpospolita dzielić się musi na dwie klasy, z których jedna nie ma interesu przykładać się do uszczęśliwienia ojczyzny, dla tego, że druga zastawnie samej tylko sobie honor służyć jej. Lecz zastanowiwszy się nad tym dobrze, iż powszechna pomyślność krajowa, jest pomyślnością każdego mieszkańca w szczególności, byle tylko nie był tymczasowy, nie można przypuścić takiej obojętności, podobnej do owych członków na żołądek zbuntowanych, chyba wtenczas, gdyby który stan lub obywatel nie doznawał równej z innymi nad sobą opieki praw Rzeczpospolitej. Wszakże pod panowaniem monarchów miasta nie wchodzą w żadne rządy, dla tej równej atoli opieki kwitną i są szczęśliwe. Z tym wszystkim, aby więcej przywiązać jeszcze miasta do ojczyzny, potrzeba im otworzyć drogę do stopni wojskowych, do urzędów asesorskich, skarbowych i dobrego porządku. Można także pozwolić nabywania dóbr ziemskich, nie tym mieszczanom, którzy sprzedając towary zagraniczne służące zbytkowi, lub lichwą bawiąc się nazbierali znaczne sumy w Polsce, ale tym, którzy przez założenie fabryk i sprowadzenie rzemieślników do kraju, i ludności, i wyrobieniu materiałów na waszej ziemi rodzących się pomagać będą. Nawet i do klejnotu szlacheckiego w nagrodę talentów i zasług poczynionych w ojczyźnie posuwać ich należy. Takowe ustawy wasze wprowadzą do serc mieszczan z nadzieją tych dostojności, większe przywiązanie do dobra publicznego i żywszą gorliwość o obronę Ojczyzny.

Rękodzieła i handel miast są wprawdzie źródłem bogactw krajowych, ale rolnictwo osobliwie w Polsce jest najpierwszym i najpewniejszym. Od tego dwa tamte zawiły. Jeżeli przez pomnożone warsztaty po miastach przez osadzenie w nich wielkich ludzi, oderwiecie wiele rąk od pługa, zmniejszy się uprawa roli, i rękodzieła nie wielką będą miały korzyść. Ponieważ na ów czas drogość zboża pochodząca nie z mnogości konsumpcji, ale z małego zbioru szkodziłaby razem i właścicielom gruntu i rzemieślnikom. Nie trzeba też wiele dowodzić, jak rolnictwo jest dalekie jeszcze u was od stopnia doskonałości, jak jedne części ziemi nie są uprawne, a drugie dla złej uprawy nie wiele przynoszą plonu, jak wiele macie jeszcze lasów i bagnisk. Ludności więc do tego potrzeba. Ale jakże spodziewać się możecie ludności, jeżeli chłop nie ma własności swojej? Jeżeli uprawia ziemie, która nie jest jego? Jeżeli nie ma nadziei, aby kiedy jego była? Jeżeli sam tylko batog budzi go do roboty? Polacy! Rzućcie oko w prawodawstwie waszym na tę klasę ludzi najliczniejszą, ale razem najnieszczęśliwszą, która was karmi. Nie chcą oni mieć żadnego wpływu do rządu waszego. Nie domagają się przywilejów, które miasta pod bokiem dawnych królów mieszkające słusznie lub niesłusznie sobie powyrabiały. Żądają tylko tego, aby każdy chłop pewny był raz na zawsze tego gruntu, który mu dziedzic wsi wydzieli; aby umowy jego z panem były święte, względem powinności roboty; aby miał pewną sprawiedliwość w przypadku wyrządzonej sobie krzywdy. Nie przeczę ja temu, że trudny jest do wynalezienia sposób, żeby przez ustanowienie sądu między panami i chłopami, i sprawiedliwości dogodzić, i nie nadwyrężyć posłuszeństwa tak potrzebnego w rolniczym gospodarstwie. Świadkiem sam tego jestem, jak cała Galicja przykrych z tej przyczyny doznała skutków. Zagęściło się pieniactwom pola odłogiem leżały, ani pan, ani chłop nic nie miał. Jeżeliby więc z powodu delikatności rzeczy nie podobało się wam ustanowić sądu przynajmniej polubownego dla spraw chłopskich z panami swymi, należy koniecznie przywiązać własny interes dziedzica do losu chłopa na jego ziemi osadzonego, który gdyby poszedł ze wsi do drugiego pana z przyczyny poniesionej jakiej niesprawiedliwości, naówczas sąd zwyczajny rozstrzygając spór o powrócenie poddanego, miałby oraz moc poznawania takowej przyczyny. Aby zaś mogliście lepiej zaludnić kraj wasz, kontrakty czynszowe z zagranicznymi przychodniami ułatwią tę potrzebę. Województwa wielkopolskie, pomimo uprzedzonego mniemania o twardym obchodzeniu się Polaków z chłopami, pełne są takich czynszowników. Po tym, gdyby były miasta ludniejsze po kraju, niżeli są, lub gdyby kwitnął pewny jaki handel, można by podobne czynić umowy po wsiach waszych. Lecz jeszcze daleko jesteście od tej sposobności. Tymczasem niech wymierzona według umowy praca rolnika, zastąpi miejsce czynszu, a nieodmienność raz danego gruntu, będzie rękojmią własności jego.

Nic atoli w prawodawstwie waszym bardziej zatrudniać was nie powinno, jak poprawa obyczajów, na których stoją Rzeczpospolite. Więcej albowiem państw upadło dla zepsutych obyczajów, niżeli dla zgwałconych praw. Jakimi byliście Polacy dawniej? Jakimi teraz jesteście? Przejrzyjcie się w zwierciadle czynów swoich. Póki żyliście na wsiach, póki rolnictwo, to źródło obfitości, zdrowia i niewinnych uciech, ta szkoła dobrych obyczajów waszą było ziemiańską zabawą, sama panowała szczerość, rozsądek, nieskażone cnoty, miłość ojczyzny. Dziś przez rozszerzenie nauk, przez zbliżenie się do większego świata, przez zwiedzania cudzych krajów, wypolerowaliście rozum, aleście popsuli serca, popsuli obyczaje, i wprowadziliście do ojczyzny te wady, które trudno godzić z dobrym obywatelstwem. A co najgorzej, religia w waszym kraju od niejakiego czasu osłabiona została, która najpewniejszą jest zasadą każdego rządu. Jako więc potrzebą jest Rzeczypospolitej utrzymywać ją, tak wątpić nie można, że religia panująca między kardynalnymi prawami waszymi najpierwsze miejsce mieć będzie; zabezpieczając oraz wolność, prerogatywy i własność stanu duchownego, i nie dopuszczając nic takowego, co by ubliżyć mogło władzy kościelnej, która jej jest właściwa. Byłoby albowiem oczywistą kontradykcją, aby religia nazywała się panująca, a ołtarze jej i kapłani zostali bez pewnej i stałej własności, aby mniej na nią było względu, niżeli na inne religie cierpiane tylko w kraju dla tego, że są już wprowadzone. Duchowieństwo wasze są to obywatele, którzy zrodzeni z krajowych obywateli, przeniósłszy się do oddzielnego stanu poświęconego na usługę religii, i nieodmieniającego się tak, jak na przykład stan żołnierski, według każdego woli i humoru odmienić się może, pełnią najistotniejsze obowiązki w ojczynie; którzy nawet w stanach Rzeczypospolitej mają swoich reprezentantów. I ciż nie powinni doznawać opieki waszego prawa wspólnie z innymi obywatelami krajowymi? Ze zaś od niejakiego czasu wolne pisma przez obojętność na to rządu waszego, i przez uleganie zwierzchności duchownej, zaczęły rzucać pociski na religie, chcąc przez to osłabić ku niej serca ludu, i napoić zdaniami przeciwnymi cnocie i dobrym obyczajom, nie zapomnijcie zapewne o tak ważnej rzeczy w ustawach waszych. Może kto wam czynić uwagę, że nie trzeba ściskać wolności druku dla większego rozszerzenia światła po kraju. Lecz spytajcie się takowego, czyli na tym oświecenie zależy, aby śmiać się z religii, aby księży rzucać potwarz, i rozsiewać nauki jadem zarażone? Z tych oświecających Polskę, nie czytałem żadnego autora, który by w uczonej Rzeczypospolitej dziełem jakim znakomitym wsławił się. Będąc oni tylko naśladowcami popisują się w Polsce myślami modnymi i to jeszcze nie swoimi. Woleliby raczej zatrudnić się tłumaczeniem dobrych ksiąg zagranicznych, których wielka jest liczba w różnych potrzebnych naukach, na ten czas kraj wasz prawdziwie by się oświecił. Ostrzegam zaś was Polacy, jeżeli pozwolicie tej wolności nie określiwszy pierwsze, aby w materii tyczącej się religii i obyczajów nikt nie ważył się drukować bez zezwolenia duchownej zwierzchności, na fundamencie edyktów Zygmunta Augusta, I. i Zygmunta Augusta, a w rzeczywistości ścigających się do rządu Rzeczpospolitej bez wglądania w to zwierzchności świeckiej, stanie się z czasem u was to, co się stało teraz we Francji, która naczytawszy się od lat kilkudziesięciu różnych ksiąg buntujących namiętności ludzkie przeciwko religii, i władzy rządowej, chciała powrócić prawo człowiekowi, chimeryczną równość, i nieograniczoną wolność, a natomiast do kraju sprowadziła burzę i zamieszanie. Już i w waszej Polsce zjawiły się takowe pisma zapalające nienawiść mieszczan i chłopów przeciwko stanowi szlacheckiemu, ubogich przeciwko bogatym, podległych przeciwko przełożonym. Autorzy bez logiki nie zastanowili się nad tym, że musi być między ludźmi jakiś porządek; że nie może być między nimi żadnym sposobem równość fizyczna, lecz tylko moralna. Natura sama uformowała ludzi bardzo nierównych w figurze, w talentach, co do rozumu, co do serca. A różnica między bogatymi i ubogimi poty będzie, póki jeden drugiemu nie zacznie gwałtem wydzierać własności. Innej równości żądać roztropnie nie podobna oprócz opieki prawa nad wszystkimi równie obywatelami.

Tak zabezpieczywszy religią panującą i to wszystko, co do utrzymania jej należy, jeżeliby potrzebna była w czym poprawa duchowieństwa, zostawcie ją władzy kościelnej, która nim rządzi, i która osobne na to ma prawa swoje. Nie dawajcie ucha tym, którzy idąc za zdaniem Febroniusza i Richeriusza wmawiają w was, iż możecie sami takowe czynić reformy. Tak radzili nasi koncepiści niemieccy nieboszczykowi Józefowi II, który z protektora uczynił się panem religii, a z religii chciał tylko mieć sprężynę polityczną; który obrządki, nauki, karność przepisywał. Seminaria według myśli swojej zakładał, i hierarchią kościelną z gruntu wywrócił, otworzywszy przez to wrota do gorszącej nauki, do wolności sumienia i złych przykładów. Jakie stąd wypłynęły skutki? Wiadomo wam dobrze być powinno. Przyszło do tego, że musiano znowu powrócić władzę biskupom, aby sami według prawa sobie właściwego czynili duchowne rozrządzenia po diecezjach, synody odprawiali dla utrzymania karności kościelnej. Seminaria ustanawiali, i nauki im sami przepisywali. Jeżeli przykłady zagraniczne, które u was Polacy powszechnie bywają prawidłem czynności waszych, pobudziły do przedsięwzięcia podobnych kroków, też same przykłady niech wam staną się powodem do odmiany tych myśli. Tym bardziej, gdy jak słyszę, biskupi wasi znający najlepiej rzemiosło swoje, od niejakiego czasu zatrudnili się szczególnie diecezjami, i stosownie do praw kościelnych, do czasu i okoliczności poczynili chwalebne rozrządzenia. Są oni zapewne o tym sami przekonani, że edukacja wpływa najwięcej w obyczaje i postępki człowieka; że kapłaństwo potrzebując światła i rozumu i cnoty, przysposabiać należy wcześnie młodzież duchowną do piastowania godnie tego urzędu. Ani trzeba rozumieć, że wszystko u nich jest złe, czego sami nie urządzicie. Gdyby jeszcze w czym zdała się być potrzeba reformy, wiedząc już, co was dolega, zgromadzą się zapewne, biskupi, i na synodzie ułożą to, co się zgadzać będzie z dobrem Rzeczypospolitej i prawami kościelnymi. Sami się między sobą i prędzej łatwiej zreformować potrafią. Urządzenie zaś seminariów, jako należy tylko do władzy biskupów, którzy są właściwymi sędziami czystej wiary i czystej nauki, i pod obowiązkiem sumienia pilnować jej muszą, tak ani dzielić się nią z kim innym, ani poddawać jej nie mogliby pod jakimkolwiek pozorem, żadnej innej zwierzchności, bez nadwyrężenia istotnej powinności pasterskiej. Komisja też edukacyjna zbyt ma wiele pracy i zatrudnienia w ustanowieniu pewnych prawideł swoich dla publicznej edukacji, i w dopilnowaniu skutku ich, aby jeszcze w nauki duchowne wglądać miała. Dość będą szczęśliwi biskupi, kiedy edukacja publiczna odda mi w ręce przychodzącą młodzież do seminarium oświecona już dobrze innymi naukami, a duchownymi sami się zatrudnić potrafią. Jeżeliby na koniec osądziliście potrzebą użyć zakony do edukacji młodzieży waszej, chociaż one maja właściwe w religii obowiązki, przecież aby się okazały użyteczniejszymi dla dobra powszechnego, nie powinny się uchylać od tego ciężaru, byle tylko je pierwsze uczynić do tego zdatnymi, i byle przez to nie była rozwolniona zakonność. Bo tym sposobem ani klasztory dobrych zakonników, ani wy nie mielibyście pożytecznych nauczycieli. Szkółki także parafialne nauczą wasze pospólstwo czytać, pisać i rachunków. Nie zapędzajcie się daleko w inne oświecenia. Gdyż i ubożsi plebani nie byliby w stanie dostarczać wam doskonalszych bakałarzów, i lud wasz jeszcze tego teraz nie potrzebuje. Co się tyczy moralnej dla niego nauki, zostawcie to samym plebanom. Tłumaczą oni po kościołach Ewangelie i Przykazania Boże, mają najlepszą sposobność przekładać zawsze ludowi powinności człowieka względem Boga, względem rodziców, względem panów, względem siebie samych, względem bliźnich, i inne tym podobne. Nigdzie przyzwoiciej nasłuchać się nie może pospólstwo tej prawy moralnej o równości człowieka, jak na takowych naukach, gdzie powtarza mu często kapłan te słowa: iż wszyscy ludzie są równi w oczach Boga.

Te są pierwsze fundamenty Polacy, które gdy ugruntowane zostaną, poprawiać możecie bezpiecznie wszystkie inne części rządu waszego, tak co do władzy prawodawczej, jako też wykonującej. Długie i przykre doświadczenia nauczyć już was powinny, co osłabia co wzmacnia Rzeczpospolitą? W niektórych rzeczach macie już wskazaną sobie drogę za teraźniejszego panowania. Winniście królowi waszemu łączącemu się zawsze z narodem, gdzie idzie o dobro ojczyzny, między innymi, ustanowienie komisji wojskowej i skarbowej. Bez których nie mielibyście ani takiego nawet porządku, który jest, i arystokracja sama kilku możnych osób, mająca w ręku swoim skarb i wojsko dotąd by wami rządziła pod imieniem Rzeczypospolitej. W wolnym republikańskim narodzie, jako prawodawstwo nie od jednej osoby woli zawisło, tak i wykonanie onego, jednej osobie powierzone być nie powinno. Bezpieczniejsza jest takowa władza na kilka lub kilkanaście osób podzielona, które i światła w radach sobie udzielać, i wzajemnie pilnować się będą. A najwięcej pilnować ją powinna najwyższa jaka magistratura, którą nazwijcie, jak się wam podoba, czyli strażą, czyli radą, czyli władzą dozorczą, byle rzecz pożyteczna krajowi była, i byle więcej miała mocy od zniesionej rady, która straszyła tylko obywateli, i bez potrzeby tłumaczyła prawa, a żaden jej ani sąd, ani obywatel nie słuchał, kiedy nie chciał. Nie tajnie mi jest, że burmistrz nawet jeden małego miasteczka waszego odważył się długo opierać jej zaleceniu.

Póki zaś Polacy przez poprawę rządu, sejmiki wasze nie będą spokojniejsze, i porządniejsze, póki na sejmach więcej będziecie mówić, niżeli czynić, póki dla wszystkich stanów ludzi nie obmyślicie sprawiedliwości i prędkiej, i niezawodnej, póki nie włożycie równego ciężaru podatków na wszystkich obywateli w miarę ich dochodów, póki nie będziecie starali się poprawiać dróg, kopać kanałów, czyścić rzek spławnych, miast zaludniać rzemieślnikami, póki w wojsku waszym nie będzie ślepego posłuszeństwa, względu na zasługi i zdatności w awansach, równie odwagi serca, jako też wiadomości sztuki wojennej w komenderujących, póki nie zaszczepicie powszechnej edukacji w narodzie w potrzebę każdego stanu, póki wasze trybunały, wasze komisje, wasze sądy będą zjazdami nie dla pełnienia przyjętych obowiązków, ale dla parady, uczt i rozrywek; poty, śmiało powiem, że nie możecie sobie wróżyć kwitnącej Rzeczypospolitej. Nie Polacy, nie ustawy pięknie napisane, ale wykonanie onych was dopiero uszczęśliwi. Którego wtenczas spodziewać się możecie, kiedy nie wy prawu, ale prawo wam rozkazywać będzie; kiedy miłość ojczyzny stanie się pierwszym celem serc waszych, kiedy z prywaty uczynicie ofiarę dobru publicznemu, kiedy umorzycie na zawsze niezgody, które kłócą członki z głową narodu, i same członki między sobą a przez to sprawować zwykły straszne konwulsje w całym politycznym ciele Rzeczypospolitej. Tego pożądanego skutku wam najbardziej życzę z serca. A lubo spełza już dla mnie pochlebna nadzieja a podobno już na zawsze! Kosztować razem z wami słodkich owoców wolnego rządu, cieszyć się przynajmniej będę z pomyślności waszej, ile razy wspomnę, że Rzeczypospolita Polska po tylu klęskach i nieszczęśliwych przemianach stała się na koniec rządną, mocną i bogatą.

Najnowsze artykuły