Artykuł
Teodor Jeske–Choiński wobec procesów modernizacji
Teodor Jeske Choiński

Procesy i idee modernizacji oprócz admiratorów miały również swych krytyków. Częstokroć bywało i tak, że ci, którzy początkowo kroczyli w pierwszym szeregu propagatorów „unowocześnienia”, stawali się z czasem jego zagorzałymi przeciwnikami. Do grona tych ostatnich należał Teodor Jeske-Choiński (1854-1920)[1].

         Choiński swój krytycyzm wobec procesów modernizacyjnych wspierał w takiej samej mierze na analizie zjawisk społecznych i politycznych jak i analizie dokonań w sferze publicystyki oraz literatury. Omawiając stanowisko warszawskiego publicysty należy zaznaczyć, iż krytycyzm wobec przyspieszenia cywilizacyjnego, jakie dokonywało się w tamtym czasie, mógł mieć różnorakie korzenie. Dla części środowisk (radykalnie lewicowych) nowoczesność uosabiana przez kapitalizm w gospodarce oraz pozytywizm i modernizm w kulturze niematerialnej były rodzajem wynaturzeń, ułatwiających dojrzewanie rewolucji mającej obalić stary (dawny) ład. Obok nurtu radykalnego istniał także nurt konserwatywny traktujący szeroko rozumiane zjawiska nowoczesności jako rodzaj choroby dotykającej całą społeczność europejską. Jednak w przeciwieństwie do radykałów, środowiska konserwatywne uzdrowienia organizmu społecznego poszukiwały w jego naturze, dla jego naprawienia nie chciały bynajmniej uśmiercać jego dotychczasowego istnienia.

         Teodora Choińskiego możemy wręcz zaliczyć do klasycznych krytyków procesów modernizacji. Dokonywał jej analizy wspierając się na kilku fundamentalnych założeniach.

         Choiński poddał krytyce model wiedzy spopularyzowany przez pozytywizm. Wedle warszawskiego publicysty w połowie wieku XIX „pyszny rozum sięgnął po buławę w krainie ducha”[2]. Owo panowanie wyrażało się w zdecydowanym wydzieleniu nowego światopoglądu ze środowiska emocji, uczuć, wiary, religii. Miał on wspierać się na gruntownie przeprowadzonej rewizji dotychczasowego stanowiska dotyczącego moralności. Od tego czasu to „wiedza ścisła, oparta na obserwacji i eksperymencie, miała być odtąd jedynym mistrzem i kierownikiem człowieka...”[3]

         Budowanie wiedzy ludzkiej na fundamencie eksperymentu i doświadczenia uniemożliwiało „człowiekowi wykształconemu” czynienie odwołań do teorii idei wrodzonych, czy poszukiwanie objaśnień dróg naszego poznania choćby przy odwołaniu się do kategorii intuicji. Naukowość, pojmowana przez pryzmat metod badawczych właściwych naukom ścisłym, zrodziła pokusę przeniesienia ich w przestrzeń badawczą nauk społecznych. Konsekwencje przyjęcia takiego modelu nauki zrodziły, wedle Choińskiego, wiele negatywnych zjawisk.

         Nauka miała człowieka wyzwolić z okowów. Owo wyzwolenie miało dokonać się w kilku wymiarach. Po pierwsze – cytując A. Świętochowskiego, Choiński podnosi znaczenie przełomu, jaki dokonywał się na ziemiach polskich po roku 1864. Dla pozytywisty niezbędnym jest zerwanie z tradycją i to nie tylko tą powstańczą: z tradycją w ogóle, bowiem to ona odpowiedzialna za generowanie powstań, utrwalała archaiczne stosunki społeczne, na jej gruncie wspierała się religijność (tu pojmowana jako wyraz zabobonu).

Tradycja była zatem zbędnym balastem, od którego należało się uwolnić poprzez obalenie dawnego, romantycznego systemu wartości, i odrzucenie dotychczasowych autorytetów. Choiński mocno podkreślał rangę owego zerwania ciągłości. Tylko dzięki ostrej konfrontacji dwóch pokoleń (My i Wy, 1871) oraz reprezentowanych przez nich światopoglądów możliwym stawało się oczyszczenie przedpola pod nową ideologię: „wszelka robota reformatorska zaczyna się zawsze i wszędzie od oczyszczenia terenu, od usunięcia gruzów przeszłości i od spychania z zajętych stanowisk tak zwanych powag chwili. Zburzyć trzeba autorytet, aby się znalazło miejsce dla nowych idei”[4].

         Filozofia pozytywna, w ocenie Choińskiego, przeciwstawiając się romantycznym mrzonkom proponowała osadzenie wszelkich rozważań w rzeczywistości dnia powszedniego, w brutalnej rzeczywistości społecznej i gospodarczej. Filozof, naukowiec czy literat podejmując się trudu pracy nie powinni byli od tej rzeczywistości abstrahować, nie powinni byli jej deformować lub upiększać. Pozytywizm na ziemiach polskich to podniesienie na nowo, ale w zupełnie nowy sposób sprawy narodowej. Wedle propozycji pozytywistycznej siła narodu zyskiwała wymiar wyłącznie materialny. Choiński doceniając walor siły „materialnej” narodu nie uważał jednakże, aby był to walor jedyny i co istotne –najważniejszy[5].

         Owa materialność oraz jej ranga miała mieć swe miejsce również w sztuce – tak w literaturze jak i malarstwie. Jak stwierdzał Choiński, konsekwentne realizowanie postulatów pozytywizmu w odniesieniu do twórczości ludzkiej musiało ową twórczość pozbawić skrzydeł fantazji. Odwoływał się w tym względzie do twórczości Michała Bałuckiego. Jeden z bohaterów jego powieści, posiadając zdolności plastyczne, wykorzystywał je we właściwym celu. Właśnie ze względu na swe artystyczne talenty kształcił się w dziedzinie mechaniki[6]. Kiedy został fabrykantem, mógł oddać się przyjemności malowania fabryk i maszyn[7].

         Dla Choińskiego pozytywiści sprowadzili tym samym sztukę do roli służebnej wobec postulowanego przez nich programu społecznego i gospodarczego. Odwołując się do Utylitaryzmu w literaturze Piotra Chmielowskiego, dostrzegał w postulatach środowisk pozytywistycznych stałe dążenie do tego, aby sztuka – dotychczas związana ze sferą daleko wykraczającą poza materialną, prozaiczną rzeczywistość dnia codziennego – stała się przede wszystkim użyteczną[8]. Według Choińskiego ultimatum Chmielowskiego: „albo literatura pójdzie ręka w rękę z naszymi najdroższymi interesami, zarówno materialnymi, jak duchowymi, albo też pozostanie w tyle...”, należy traktować jako zapowiedź nowej epoki, w której „artysta stanie się niepotrzebnym rupieciem”[9].

         Nowa literatura, podobnie jak cała sztuka, powinna była wyrzec się propagowania ideału bohatera. Tego, który zdolny był poświęcić swe życie za ojczyznę, ale i takiego, który w porywie serca ratował życie innych narażając swe własne. Wedle Choińskiego dokonująca się deprecjacja postaw bohaterskich wynikała z faktu podniesienia rangi znaczenia życia ludzkiego. O ile Choiński był w stanie zaakceptować życie za wartość fundamentalną, o tyle nie mógł zaakceptować uzasadnienia dla owego twierdzenia. Wynikało to stąd, że dla pozytywistów życie konkretnego człowieka było istotną wartością dla jego rodziny – owa konkretna osoba była częstokroć gwarancją materialną dla przetrwania konkretnej rodziny. Życie człowieka było wartością istotną również z perspektywy społeczeństwa – robotnik, inżynier, czy chłop dzięki swej pracy wnosił wiele do wspólnoty – czy warto było zatem poświęcać życie i przerywać pracę?[10] Pytanie dotyczące zasadności kultywowania postawy „bohatera” staje się w istocie rzeczy pytaniem o możność uzasadnienia postaw ludzkich charakteryzujących się altruizmem i poświęceniem.

         Nowy światopogląd, wspierający się na naukach ścisłych, to według Choińskiego głębokie przekonanie o tym, iż wszystkie byty istniejące w rzeczywistości przyrodniczej mogą zostać opisane wyłącznie przy pomocy kategorii naukowych. Podstawowym „regulatorem” ich istnienia i funkcjonowania są prawa mające charakter praw odkrywanych przez nauki ścisłe. Przyjmując takie stanowisko jako punkt wyjścia, pozytywiści zmierzali ku dwóm kolejnym stwierdzeniom: po pierwsze - wiedza nie jest ani moralna ani też niemoralna; po drugie – należy odrzucić tezę o istnieniu etyki uniwersalistycznej, należy podjąć się stworzenia nowej etyki, etyki niezawisłej.

         Choiński odwołując się do twórczości Adolfa Dygasińskiego (1839-1902) wskazał na specyficzny obraz rzeczywistości społecznej, będącej jedynie cząstką wielkiego świata przyrody. Jeden z bohaterów literackich stworzonych przez Dygasińskiego – Jantek Mróz – człowiek silny i odważny, podjął się trudu bycia gospodarzem. Karczowisko, które wielkim nakładem sił uczynił ziemią uprawną, nie odpłaciło mu spodziewanym plonami. Część plonów zniszczona przez zwierzęta, część przez suszę, część przez powódź. Oprócz zwierząt byli także ludzie, widzący w Jantku rywala, ludzie, którzy czynili wszystko, aby się konkurenta pozbyć. Lecz to nie wszystkie „dolegliwości” żywota doznane przez Jantka. Na koniec leśniczy zabił mu ulubionego psa i „zbałamucił” żonę[11]. Tego było za wiele dla tak doświadczonego chłopa: „założył sobie stryczek na szyję i powiesił się. I nikt nie roztkliwił się nad niedolą biednego chłopa, ani jeden listek nie spadł z drzewa, na którym zawisł, bo wspaniały dramat przyrody sunie od wieków, ludzie i wszystkie żywe istoty pragną, dążą, działają, giną, nie wiedząc wcale, że są tworami i narzędziami wielkich praw przenikających sobą odwieczną przyrodę”[12].

Świat przyrody nie funkcjonuje wedle zasad moralności, przeniknięty jest bezdusznymi prawami działającym w sposób nieuchronny, tak na świat przyrody jak i na świat ludzi. Im szybciej człowiek to sobie uświadomi, tym skuteczniejszą walkę podejmie przeciwko swym rywalom.

         Choiński prowadząc swą polemikę z pozytywistycznymi „odkrywcami”, odwołuje się do twórczości Aleksandra Świętochowskiego – sztuk teatralnych Niewinni oraz Piękna. Sztuki te wspierają się na tezie, wedle której ludzkie działania są bezpośrednio zdeterminowane, zatem wybory, jakich człowiek dokonuje, nie są aktami wolnej woli. W tej perspektywie akty zdrady małżeńskiej nie mogą być oddane osądowi moralnemu, bowiem bohaterowie nie mogli uczynić nic ponad to, co dyktowała im natura. Jak stwierdzał Choiński: „dawniej, przed błyśnięciem światła pozytywistyczno – ewolucyjnego, nazywano męża lub żonę, nie umiejących się oprzeć grzechowi, ulegających bez oporu popędowi zmysłów, rozpustnikami lub w najlepszym razie ludźmi bez woli, bez charakteru, ale owe ciemne dawne czasy, nie miały wyobrażenia o głębiach psychologii, nie wiedziały jeszcze nic o determinizmie i wierzyły naiwnie w wolną wolę człowieka”[13]. Konsekwencje przyjęcia tego rodzaju perspektywy dla oglądu czynów oraz jej upowszechnienie, musiało według Choińskiego prowadzić do nader fatalnych, pod względem obyczajowym, skutków[14].

         W opinii Choińskiego zwolennicy pozytywizmu, zmierzając do ustanowienia etyki niezawisłej, konstruowali ją w oparciu o egoizm. Główną właściwością „nowej etyki” miała być niezawisłość od religii, odrzucenie realności istnienia odwiecznych praw moralnych „wszczepionych” w serca ludzkie przez Boga. Etyka niezawisła to etyka nowo-odkrywana dzięki doświadczeniu oraz rozumowi. Za głównych twórców tak rozumianej etyki Choiński uznawał po pierwsze - J. Benthama, ogłaszającego wszem i wobec: nie spodziewajcie się, by ktokolwiek podniósł nawet mały palec w sprawie bliźniego, jeśli nie widzi w tym własnego interesu; po drugie – Litrre’a, twierdzącego, że popęd altruizmu jest dopełnieniem egoizmu; po trzecie – H. Spencera, uznającego altruizm wręcz za odmianę egoizmu[15]. Mając na względzie nowy rodzaj etyki, a przede wszystkim świeże spojrzenie pozwalające w sposób „niezawisły” ocenić czyny pojedynczych ludzi, musimy uznać, że istotnie, czyn jednego z bohaterów Bałuckiego, polegający na uratowaniu życia innej osobie, przy jednoczesnym narażeniu swego własnego, był wysoce nierozsądnym następstwem zapomnienia się.

          Aby w pełni zobrazować następstwa budowania etyki niezawisłej, Choiński odwołał się do przykładu antropologii kryminalnej i twórczości jednego z jej twórców Lombroso, szczególnie do jego pracy Człowiek zbrodniarz, która ukazała się w tłumaczeniu polskim już w roku 1891. Dla krytyka pozytywizmu główną jej tezą było stwierdzenie: „zbrodniarz nie jest zbrodniarzem z własnej woli, lecz tylko bezwolnym narzędziem instynktów odziedziczonych, za które nie powinien odpowiadać”[16]. Choiński powoływał się na Lombroso po to, aby móc uwzględnić w swych rozważaniach poglądy jednego z bardziej radykalnych przedstawicieli owego nurtu, który w czasie kongresu antropologów w Rzymie miał powiedzieć: „Nazywacie, Panowie, zbrodniarza kreaturą anormalną. Dlaczego? Czy dlatego, że zakłóca porządek publiczny, kradnie, rabuje, zabija? Ale cóż innego robią wszystkie niższe organizmy, które obywają się bez waszych uczuć altruistycznych? To nie zbrodniarz jest kreaturą anormalną, lecz przeciwnie tak zwany człowiek uczciwy. Pewna grupa ludzi, sprzykrzywszy sobie samotność, utworzyła społeczeństwo, zgodziwszy się zaś na życie gromadne, musiała się wyrzec na korzyść towarzyszów znacznej ilości instynktów wrodzonych czyli normalnych”[17]. Choiński podkreśla rewolucyjność takiego stanowiska w kilku aspektach: po pierwsze społeczeństwo i państwo jest tworem całkowicie sztucznym, powstałym w następstwie aktu woli ludzkiej; po drugie – naturalnym uczuciem człowieka jest egoizm, państwo jest natomiast tworem powstałym dla skrępowania zdrowego egoizmu przez ludzi niezaradnych, pozbawionych naturalnego (zdrowego instynktu); po trzecie – państwo jest instytucją gwałcącą naturę ludzką za pomocą przymusu fizycznego (policja) oraz przymusu moralnego (fałszywa, sztuczna etyka).

         W opinii Choińskiego pozytywiści popełnili nader poważny błąd wynikający z przeniesienia swej filozofii oraz metod badawczych do sfery moralności i etyki. Jak pisał: „zachwiali bowiem gmachem etyki, […], wprowadzili do ustalonych pracą wieków pojęć etycznych chaos, anarchię”[18].

Pozytywizm dokonując zamachu na „gmach etyki uniwersalistycznej” musiał, co zrozumiałe, podjąć krytykę dotychczasowej pozycji instytucji wspierającej ów gmach tj. Kościoła. Jak zauważał Choiński, większość pozytywistów nie należała do grona zdeklarowanych ateistów, byli oni raczej bezwyznaniowcami. Jego przekonanie wynikało z założenia, jakie czynił, a mianowicie, iż nikt spośród owych filozofów nie mógł w pełni przyjąć stanowiska właściwego ateizmowi. W swych tekstach starał się wręcz wykazać wewnętrzne pęknięcie w filozofii pozytywizmu, przejawiające się w fakcie akceptacji istnienia Boga z jednoczesnym podważeniem chrześcijańskiej teorii wiekuistego człowieka. Warszawski krytyk pozytywizmu zauważał jednak, że „od tak wykrętnego, dyplomatycznego stanowiska wobec Boga i religii, do ateizmu i materializmu wiedzie droga krótka i prosta”[19].

Stosunek nowatorów do religii i Kościoła najpełniej wyrażał się w dziewiętnastowiecznej powieści. Dla Choińskiego punktem odniesienia w tym względzie była twórczość cytowanych już M. Bałuckiego i A. Świętochowskiego. Według niego, Bałucki pisząc o Kościele działającym w przestrzeni społecznej, całkowicie abstrahował od jego zasadniczej, bo religijnej funkcji. Rolą kapłana w ujęciu pozytywistycznego reformatora było „prawić” swym wiernym o nowoczesnych metodach uprawy ziemi, o znaczeniu oświaty, o higienie osobistej etc. Jak pisał Choiński, pozytywiści próbowali religię „zepchnąć do rzędu powolnej sługi spraw ekonomicznych, nawet kościół zmienić w sklep, w fabrykę, w uczelnię praktyczności. Swojemu księdzu Olęce kazał Bałucki nie prawić ludowi z ambony o niebie, ale uczyć go, jak żyć na ziemi”[20].

         Jak zauważał Choiński, oddziaływanie tego rodzaju refleksji odcisnęło się nie wśród prostego ludu, który w opinii pozytywistów z uporem trwonił czas i pieniądze na uczestnictwie w pielgrzymkach do Częstochowy[21], lecz wśród ludzi wykształconych, coraz częściej wstydzących się uczuć religijnych, „bo jest wstydem, hańbą dla człowieka oświeconego wierzyć w zabobony i przesądy wieków średnich”[22]. Wiedza, a nie religia powinna być głównym drogowskazem działań ludzkich.

         Jak już wspomniałem, w opinii Choińskiego, dla znacznej części zwolenników pozytywizmu wiedza opisująca naturę przyrody i społeczeństwa oraz prawa natury „generujące” walkę pomiędzy ludźmi, nie była ani moralna ani też niemoralna. Według środowisk krytykowanych przez publicystę odkrycia nauk przyrodniczych nie miały żadnego wpływu na kształtowanie się postaw, które można by określić jako moralne lub niemoralne. Choiński był zdecydowanym przeciwnikiem takiego stanowiska – po pierwsze, to, co w ujęciu pozytywizmu traktowane było za naukowe, niejako z definicji przeciwstawiało się religii. Teorie te oddają człowieka „na łaskę i niełaskę praw natury, niwecząc w nim wiarę w możność oporu, zabierając mu wolną wolę, duszę nieśmiertelną, religię, Boga, spychając go ze zdobytych przez cywilizację wyżyn między tłum reszty świata organicznego”[23]. Hipotezy czy teorie naukowe, powstające w środowiskach elit, upowszechniane są wśród ludzi nie posiadających wiedzy pozwalającej na rozeznanie ich wartości naukowej. Choiński miał niesamowicie duży dystans wobec hasła pracy u podstaw, zwłaszcza w kontekście absolutyzowania przez „organiczników” polskich jej efektów. Dla niego ludzie umiejący pisać i czytać, dzięki tym dwóm umiejętnościom wcale nie musieli nabyć zdolności samodzielnego i krytycznego myślenia. Wręcz przeciwnie: „owe miliony pół – ćwierć oświeconych, co przeczytawszy jakąś broszurkę, lub choćby tylko jakiś artykuł dziennikarski, uważają się za mędrców, uprawnionych do wydawania sądów o rzeczach najgłębszych, o sprawach, do których zrozumienia potrzeba długoletniej gimnastyki umysłowej i rozległej, przetrawionej wiedzy. [...] Byle coś posiadało markę nowości, postępu, wykrzykują radośnie: oto nareszcie długo oczekiwana prawda, oto słońce!”[24]

         Dla Choińskiego nie było zatem uprawnionym przyjmować za pewnik, iż wiedza nie jest ani moralna ani niemoralna. Przyjęcie takiej tezy prowadzić musiało wedle warszawskiego publicysty do poważnych następstw społecznych, zwłaszcza w kontekście obniżenia się standardów moralnych całego społeczeństwa. Jak pisał Choiński: „potrzeba było tylko chwili odpowiedniej, iskry, płomienia z zewnątrz aby nagromadzony zapalny materiał wybuchnął”[25]. Owym ogniem zewnętrznym stała się wojna Japonii z Rosją.

         Wydarzenia lat 1905-1906 były dla Choińskiego następstwem napięć społecznych występujących w społeczeństwie polskim, lecz co ważne - nie prowadzących bezpośrednio do konfliktu czy rewolucji społecznej. Ich istnienie musiało zostać odkryte, ogłoszone i objaśnione „nieświadomemu” ludowi przez „posiadających wiedzę” zawodowych rewolucjonistów. Według Choińskiego ziarno wiedzy i moralności pozytywistycznej w początkach wieku dwudziestego przyniosło niezamierzony obfity plon rewolucyjny[26]. Wolność, która do czasów rewolucji 1905 roku na terenach Królestwa Kongresowego była jedynie marzeniem elit politycznych, teraz stała się udziałem szerokich rzesz społecznych. Wydarzenia lat 1905-1906 to także pojawienie się nowych pod względem jakościowym elit. Kwestie społeczne zaczęto dyskutować nie jak dotychczas za pośrednictwem prasy, czy broszur, lecz bezpośrednio na ulicy, na wiecu. Jak zauważał Choiński, gwałtownie wyrósł cały legion polityków spełniających zarazem wobec tłumów rolę nauczycieli polityki.

         Spoglądając na wypadki tamtego czasu Choiński pisał: „polityków namnożyło się w Królestwie od razu tylu, iż starczyłoby ich na obsadzenie ministeryów i parlamentów całej kuli ziemskiej. [...]. Żeby napisać książkę, namalować obraz, stworzyć rzeźbę, operę, wybudować ładny kościół, zrobić jakieś odkrycie naukowe, wygrać bitwę itd. na to potrzeba oprócz talentu, owego feu sacré, którego nie nabywa się w żadnych szkołach, jeszcze mozolnej, wyczerpującej pracy miesięcy, czasami lat całych. A na polityka można się wyzwolić w przeciągu jednego dnia. Wystarczy stanąć na mównicy w sali...”[27]. Choiński tak ostro oceniając świeżo kreującą się klasę polityczną, dawał jednocześnie do zrozumienia potrzebę jej zbudowania, lecz nie z dnia na dzień, ale poprzez żmudną edukację tak w dziedzinie historii, filozofii, prawa, jak wreszcie umiejętności praktycznych. I przede wszystkim do bycia „człowiekiem publicznym” (politykiem) trzeba się urodzić.

         Dzieło modernizacji, realizowane od lat 70. XIX w. przez pozytywistów, dopełnione zostało modernizacją polityczną prowadzoną przez socjalistów i emancypantki. T. Jeske–Choiński, dostrzegając różnorodność nurtów w bardzo szerokim ruchu socjalistycznym, wskazywał przede wszystkim na negatywne aspekty jego oddziaływania na życie społeczne i polityczne Królestwa. Socjalizm to działalność strajkowa, to „ekspropriowanie burżujów”, to walki uliczne, to zamachy bombowe, to wyroki samozwańczych sądów rewolucyjnych, etc. Jak pisał Choiński: „socjalizm wypowiedział wojnę wielkiemu kapitałowi, a zrujnował właściwie tylko drobny przemysł i pracę”[28]. Przyspieszenie rozwoju, modernizacji na drodze rewolucji musiało zakończyć się klęską.

         Równie wiele miejsca jak socjalizmowi poświęcał Choiński ruchom emancypacyjnym kobiet. Warto podkreślić, iż rozwiązanie kwestii kobiecej wymienił jako jeden z czterech zasadniczych celów pozytywizmu polskiego[29]. Jak zauważał warszawki publicysta, początkowo emancypantki walczyły o prawo kobiet do wykonywania zawodu, jednak z czasem aktywistki kobiece stały się w swych żądaniach o wiele bardziej wymagające. Obok postulatów o charakterze społecznym (zawodowym) pojawiły się żądania polityczne zmierzające ku upowszechnieniu praw politycznych nie tylko z uwzględnieniem mężczyzn, ale i kobiet.

         Śledząc proces emancypacji, Choiński dostrzegł obok jego pozytywnych aspektów, do których zaliczał zdobycie niezależności materialnej przez kobiety oraz uzupełnienie sił „pracowniczych” po klęskach powstańczych, głównie następstwa negatywne. Jak stwierdzał: „ten chleb dało im społeczeństwo, ale chleb tak skąpy i gorzki, iż nie mógł pracowniczek usposobić optymistycznie”[30]. Z tego też względu znaczna część emancypantek przeszła na pozycje o wiele bardziej radykalne, pozycje wspierające się na tezie głoszącej, iż tyrania mężczyzn wobec kobiet dotyka wszystkich sfer życia ludzkiego – od sfery materialnej poczynając a na duchowej kończąc. Teza o tym, iż instytucje stworzone przez człowieka (państwo, kościoły) służą realizacji owej tyrani, według Choińskiego w początkach wieku XX miała charakter wręcz rewolucyjny. Był on najbardziej zbulwersowany tymi żądaniami emancypantek, w których postulowały dokonanie rewolucji obyczajowej. Oburzony Choiński notował: „o czym rozprawiały te: matki, córki, panny, mężatki, reformatorki! O konieczności uświadamiania chłopców, dziewcząt, czyli wtajemniczania ich w misterye małżeństwa, spółkowania płciowego”[31]. Jeszcze bardziej Choiński oburzał się na głoszenie haseł wolnej miłości: „starym „wstecznikom” dziwno było, dlaczego najnowszy typ postępowców nazywał wolną miłość szczytem postępu. Boć to przecież na wskroś „wstecznicza” forma miłości. Tak kochali się ludzie jaskiniowi... Tak kochają się zwierzęta”[32].

         Choiński akceptował zatem program emancypantek tylko w pewnym ograniczonym zakresie. Uznawał za właściwe wesprzeć jedynie te hasła, które proponowały możność wykonywania przez kobiety niektórych zawodów, odpowiadających ich „kobiecej naturze”. Jak powiedziano, nie był natomiast w stanie zaaprobować społecznych następstw programów emancypacyjnych. Godząc się na prawo kobiet do edukacji, nie godził się na to, aby w ramach owego kształcenia propagować idee radykalizmu społecznego.

         Pomimo krytycyzmu wobec postulatów pozytywizmu, w polemikach, jakie prowadził Choiński z propagatorami modernizacji, dostrzec można jednak i takie wypowiedzi, w których warszawski publicysta wyraźnie opowiedział się za nowymi rozwiązaniami.

         W jego opinii: „było nie trudno zreformować, poprawić program pozytywistyczny, zatrzymać z niego to, co służyło krajowi (trzeźwość w polityce, poszanowanie pracy, zwracanie baczniejszej uwagi na wiedzę i potrzeby materialne społeczeństwa, pożyteczność metody doświadczalnej w stosunku do umiejętności ścisłych) a usunąć to, co się okazało szkodliwym (pychę i absolutne rządy rozumu, lekceważenie religii, tradycji narodowych przeszłości, idei wrodzonych, metafizyki, sztuki, dóbr idealnych człowieka, duszy w ogóle...)”[33].

        

        

 



[1] Teodor Józef Fryderyk Jeske–Choiński, publicysta, powieściopisarz, dramaturg, historyk; urodził się 27 lutego 1854 r. w Pleszewie w woj. poznańskim, zmarł 14 kwietnia 1920 r. w Warszawie; jako dziennikarz publikował m.in. w „Przeglądzie Tygodniowym”, „Ateneum”, „Niwie”, Kurierze Warszawskim”, „Słowie”; redagował lwowską „Kronikę Powszechną”; napisał m.in.: Na schyłku wieku (1894), Dekadentyzm (1905), Trzeźwi (1885), Ostatni Rzymianie (1895), Błyskawice (1907), Jakobini (1909), Terror (1911), Po czerwonym zwycięstwie (1910).

[2] T. Jeske-Choiński, W pogoni za prawdą, Poznań 1917, s. 8.

[3] Tamże, s.12.

[4] Tamże, s.15.

[5] Warto podkreślić, iż Choiński nie odmawiał pozytywistom „prawa” bycia patriotami.

[6] Choiński odwołując się do twórczości Orzeszkowej pisał: „ilekroć wypadło jej wprowadzić do akcji powieściowej jakiegoś artystę, jest on zawsze kreaturą”. T. Jeske-Choiński, W pogoni..., dz. cyt., s. 25.

[7] Choiński miał na myśli powieść M. Bałuckiego pt.: O kawał ziemi. Warto przytoczyć nieco dłuższy cytat, w którym główny bohater uzasadniał swój wybór: „poświęciłem się mechanice. Dziś maluję plany fabryk. [...]. Przeniosłem mechanikę nad sztukę, bo mnie rozum praktyczny przekonał, że fabryka, którą zbuduję, koło której stu kilkudziesięciu robotników znajdzie sposób do życia, a kraj pożytek, większą będzie miała wartość niż obraz, choćby znakomicie namalowany, na który patrząc doznają chwilowego wrażenia, pochwalą, że piękny, a po latach kilku zapomną”. M. Bałucki, O kawał ziemi, [w:] tegoż, Pisma wybrane, t. III, Kraków 1956, s. 45-46.

[8] „Poeci wciąż chwalą, do unudzenia, tę minioną przeszłość; tam widzą piękność, wspaniałość, bohaterstwo. A przecież owe olbrzymie zapasy ludzkości w dzisiejszych czasach warte także pieśni; ludzie, co z cyrklem, łańcuchem mierniczym i łopatą zdobywają dla cywilizacji przestrzenie ziemi, prostują drogi i budują koleje, większymi są bohaterami niż ci, którzy je drogi znaczyli ogniem i krwią”. Tamże, s. 44.

[9] T. Jeske-Choiński, W pogoni..., dz. cyt., s. 22.

[10] Jeden z bohaterów tak oceniał swój czyn polegający na uratowaniu życia innej osobie: „tego czynu nie mogę nazwać, jak tylko szaleństwem i nierozsądkiem. Ten człowiek dla niepewnego ocalenia biednej dziewczyny narażał nie tylko siebie, ale może byt swojej rodziny”. I dodaje: „ale potępić go nie można, choćby dlatego, że to było zapomnienie się”. Zaskakującym jest owa uwaga – że to było przez zapomnienie się.

[11] Choiński komentując fabułę opowieści pisał: „głupi Jantek! Gdyby się był kształcił w uniwersytecie między rokiem 1865 a 1875 byłby się był dowiedział , że gwoli korzyści i wygodzie własnej chciałaby każda istota życia świat ten urządzić i wytępić swoich wrogów, albo nawet nie wrogów, lecz współzawodników, a następnie swobodnie panować”. T. Jeske-Choiński, W pogoni..., dz. cyt., s. 46.

[12] Tamże, s. 48.

[13] Tamże, s. 41.

[14] Choiński pisał: „Co jeszcze przed piętnastu laty nazywało się nieuczciwością, brudem moralnym, a nawet podłością, co ludzie przyzwoici wszystkich warstw omijali starannie, przestawało być powoli brudem. Wywiódł ktoś kogoś w pole, oszukał, wyzyskał świadomie – coraz mniej się na to oburzano. „Sprytny”, mówiono z uśmiechem pobłażliwym, zamiast podły, mądry szczwany, zamiast szubrawiec, zręczny, zamiast podstępny”. Tamże, s. 104.

[15] Tamże, s. 54 i nast.

[16] Tamże, s. 61.

[17] Tamże, s. 61.

[18] Tamże, s. 63.

[19] Tamże, s. 64.

[20] Tamże, s. 34.

[21] W jednym opowiadań Bałuckiego znajdujemy fragment, w którym ksiądz dowiedziawszy się ilu jego parafian wybiera się na odpust stwierdza: „A więc stu ludzi przez sześć dni nie będzie pracowało i straci klika set reńskich”. Cyt za T. Jeske Choiński, W pogoni..., dz. cyt., s. 33.

[22] Tamże, s. 66.

[23] Tamże.

[24] Tamże, s. 67.

[25] Tamże, s. 225.

[26] „Zdawało się doktrynerom pozytywistycznym, jak zdaje zwykle wszystkim doktrynerom w ogóle, że takie lub inne idee nie mogą być szkodliwe, zapomnieli oni, że wszelka idea, gdy zejdzie w tłumy, odbiega zawsze daleko od zamierzonego celu”. Tamże, s. 222.

[27] Tamże, s. 241.

[28] Tamże, s. 265.

[29] Tuż obok pomnożenia dobrobytu materialnego narodu, rozwoju nowoczesnego modelu wiedzy oraz przyjęcia przez literaturę nowej perspektywy twórczej. Zob.: T. Jeske-Choiński, W pogoni..., dz. cyt., s. 23.

[30] Tamże, s. 283.

[31] Tamże, s. 285.

[32] Tamże, s. 320.

[33] Tamże, s. 109.

Najnowsze artykuły