Tekst z książki „Przeklęte miejsce Europy? Tradycje polskiej geopolityki”, red. Jacek Kloczkowski, seria „Polskie Tradycje Intelektualne”, Kraków 2009.
To, że u podstaw myśli politycznej Jerzego Giedroycia i środowiska „Kultury” tkwiła ugruntowana wizja geopolityczna, jest faktem bezspornym, przyjmowanym zarówno przez historyków polskich, jak i cudzoziemskich. Wystarczy w tym miejscu wspomnieć nowe studia Timothy’ego Snydera i Sebastiana Gebhardta, jak również rozważania Krzysztofa Pomiana, Andrzeja Stanisława Kowalczyka, Andrzeja Friszkego i innych[1]. Istotnie, dla Jerzego Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego, którzy w sposób przemożny kształtowali program polityczny „Kultury”, geografia polityczna Europy Wschodniej stanowiła klucz do wszelkich rozważań politycznych i programowych. Niewątpliwie też obydwaj wyznawali przekonanie, iż geografia tłumaczy klęski Rzeczypospolitej w przeszłości i jest również kluczem do przyszłości. Giedroyc uczył się myśleć tymi kategoriami w Polsce odrodzonej — najpierw podczas studiów na Uniwersytecie Warszawskim, kiedy zaczął go pociągać problem Ukrainy jako zagadnienie międzynarodowe, przede wszystkim zaś w redakcjach „Buntu Młodych” i „Polityki”, które były wielką szkołą politycznego myślenia[2]. Jednak nie to wydaje się, mimo wszystko, najważniejsze.
Dużo bardziej doniosły jest fakt, iż twórcy dzieła „Kultury” nie wierzyli w obiegowy pogląd głoszący, że realia geopolityki są niezmienne, że wola ludzka ich nie zmienia, że decydują one o losach narodów i państw jako siły sprawcze historii. Zarazem, z uwagi na silne wrażenie jakie wywarły na nich skutki II wojny światowej, kierowało nimi maksymalistyczne pragnienie racjonalizacji i modernizacji polskiej myśli politycznej, uwolnienia jej od irracjonalnych mitów i zdezaktualizowanych przyzwyczajeń[3]. Te właśnie powody przemawiają za tym, aby rozważać na nowo myśl polityczną Giedroycia i Mieroszewskiego, usiłując wytłumaczyć, jak postrzegali oni wzajemne związki polityki i geografii, oczywiście w kontekście wydarzeń i uwarunkowań kształtujących oblicze pojałtańskiej Europy Środkowo-Wschodniej.
Potrzebne jest tu jeszcze jedno ważne zastrzeżenie. Giedroyc nie nadał nigdy swym przemyśleniom usystematyzowanej postaci; Mieroszewski natomiast pozostawił olbrzymi dorobek pisarski, będący rzadkim zjawiskiem w dziejach polskiej myśli politycznej XX wieku[4]. Myśli Giedroycia, rozproszone w jego spuściźnie epistolograficznej, i rozważania Mieroszewskiego, składające się na zwarty wykład oryginalnych tez i zaskakujących wniosków, czytać trzeba łącznie. Nie byłoby fenomenu myśli politycznej Mieroszewskiego bez Giedroycia i „Kultury”. Nie byłoby również dzieła Giedroycia bez Mieroszewskiego[5]. Nie jest to zresztą żadne odkrycie, ale stwierdzenie stanu rzeczy dość oczywiste dla każdego badacza polskiej myśli politycznej ubiegłego stulecia.
Jerzy Giedroyc był spadkobiercą i uczniem tej formacji intelektualnej, która zaowocowała pogłębionymi rozważaniami dotyczącymi miejsca Polski w nowoczesnej Europie i przyniosła różne projekty polityczne – wszystkie niezrealizowane. Wyodrębnić tu trzeba trzy nurty: najpierw kierunek federalistyczny, na drugim miejscu program Międzymorza, rozumiany jako myśl o organizacji przestrzeni politycznej Europy Środkowo-Wschodniej od Morza Bałtyckiego do Adriatyku pod egidą Polski, a wreszcie doktrynę prometeizmu. Idea federalistyczna, propagowana przez obóz Józefa Piłsudskiego – nie zrealizowana – pozostała jako cenna spuścizna na cały wiek XX, jako idealistyczna wizja[6]. Program Międzymorza zostawił po sobie przekonywującą naukę geopolityki. Ruch prometejski zaś, ważny w biografii Giedroycia, nauczył go rozumieć procesy narodowościowe wewnątrz Rosji/ZSRR.
Europa pojałtańska nie stwarzała Polakom żadnych szans na samodzielną politykę. Brzmi to tak oczywiście, że aż banalnie. Wskutek stworzenia komunistycznych reżimów w krajach Europy Środkowo-Wschodniej w latach 1945-1948 nastąpił podział Europy na dwie części: zachodnią, wolną, i wschodnią – będącą strefą wpływów ZSRR. Dokonany podział zaczęto nazywać „jałtańskim”, chociaż w rzeczywistości w Jałcie nie zawarto formalnej transakcji podziałowej, przewidziano natomiast „wolne i nieskrępowane” wybory w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym w Polsce, których to zobowiązań rządy komunistyczne nie dotrzymały. Tylko jednak ktoś nierozumiejący metod sowieckich mógł dopuścić myśl, że siły niekomunistyczne, na czele z Polskim Stronnictwem Ludowym Mikołajczyka, będą w stanie wygrać wybory.
Cały ten stan rzeczy przywodził do głębokiego pesymizmu i rodził nie dające się pokonać poczucie niemocy. Ale trudno w tym miejscu nie przypomnieć, że Marian Zdziechowski, konserwatywny myśliciel polski z pierwszej połowy XX wieku, profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, sformułował opinię, że „pesymizm jest siłą twórczą”[7]. Interesujące jest, że Juliusz Mieroszewski zaczął od przyjęcia tej samej tezy i nie będąc w żadnej mierze konserwatystą, stawiał diagnozę uderzającą swoim radykalnym pesymizmem. W artykule pisanym na dziesięciolecie układów jałtańskich, zatytułowanym wymownie Polityka narodów zdeklasowanych, dowodził, że naród polski jest właśnie narodem zdeklasowanym, i że z tego stanu rzeczy wyprowadzić trzeba wszystkie możliwe konsekwencje polityczne, a one nie oznaczają bierności[8].
Mając w pamięci nauki płynące z międzynarodowej i polskiej polityki doby międzywojennej, w 1945 roku, na uchodźstwie, Giedroyc zaczynał budować ośrodek kształtujący polską myśl polityczną. Uznał, jak wspominał później niejeden raz, że system międzynarodowy stworzony bez najmniejszego udziału Polaków w Teheranie, Jałcie i Poczdamie jest ładem trwałym. Oceniał, że III wojna światowa nie jest możliwa, chociaż idea taka ożywiała wiarę wielu Polaków na uchodźstwie i w kraju. I miał rację. Mieroszewski pisał w roku 1955: „Sto lat temu narody ujarzmione modliły się o powszechną wojnę ludów. Dziś nie wiem, czy w ramach jakiejkolwiek religii wolno modlić się o wojnę atomową. Czy wolno modlić się o wyzwolenie dla 100 milionów kosztem wodorowego krematorium dla milionów a może dla dziesiątków milionów?”[9]. U podstaw myśli Mieroszewskiego tkwiło więc mocne przeświadczenie, że nadejście ery atomowej (bomby atomowej i wodorowej) przekształca całkowicie dotychczasowy świat pojęć i dezaktualizuje prawie wszystko w dotychczasowej tradycji myślenia o polityce międzynarodowej – podważa dotychczasowe pojmowanie takich pojęć jak niepodległość i suwerenność.
Początek lat pięćdziesiątych przyniósł pierwszą doniosłą decyzję redakcji „Kultury”, prowadzącą do uznania wschodnich granic polskich, wykrojonych w Jałcie, za ostateczne. Jak niełatwe to było – nie ma potrzeby podkreślać. Połowa lat pięćdziesiątych to narodziny nowych idei, w tym różnych pomysłów neutralizacji krajów Europy Środkowej, włączonych do Układu Warszawskiego, stworzonego w roku 1955[10]. Przesłanką takich koncepcji było założenie, że możliwe jest zneutralizowanie Europy poprzez usunięcie z jej obszaru wpływów amerykańskich i sowieckich. W jednym z artykułów, Europa zneutralizowana?, Mieroszewski pisał, iż warunkiem neutralizacji Europy miałaby być trwała neutralizacja Niemiec – po ich zjednoczeniu[11]. „Europa zneutralizowana nie byłaby ani rosyjska, ani niemiecka, ani francuska. Byłaby neutralnym związkiem państw, którego bezpieczeństwo pokrywałaby gwarancja ONZ”[12]. W takim wypadku wycofanie Stanów Zjednoczonych z zaangażowania militarnego na kontynencie europejskim jawiło się na pewno jako dyskusyjne, ale za taką cenę narody środkowo-wschodniej Europy uzyskałyby większą niezależność. Nastąpiłoby w ten sposób przesunięcie „żelaznej kurtyny” bardziej na wschód[13]. Oczywiście taki rodzaj neutralizacji Europy polegałby na wytworzeniu tylko stanu przejściowego, a nie rozwiązania ostatecznego[14].
Pomysły te jednakże nigdy nie oznaczały rezygnacji z zainteresowania narodami ujarzmionymi w ramach ZSRR. Na tym gruncie zrodziła się wizja „ULB” (Ukraina + Litwa + Białoruś). W latach sześćdziesiątych program geopolityczny „Kultury” można uznać za ukształtowany.
W studiach nad koncepcjami Redaktora „Kultury” i publicystyki tego pisma niezbędne jest rozróżnienie koncepcji doraźnej i długofalowej. Zapewne jest to konieczne w badaniu wszelkiej myśli politycznej, ale w tym przypadku bardziej niż kiedykolwiek. Giedroyc i Mieroszewski zawsze przestrzegali tego rozróżnienia. Nie należy zatem zapominać, że dalekosiężna wizja to jedno, a pomysły szczegółowe, niekiedy wątpliwe – to sprawa odrębna.
Jako program doraźny „Kultura” od końca lat pięćdziesiątych propagowała ideę neutralizacji i demilitaryzacji Europy Środkowo-Wschodniej. Miał to być punkt wyjścia do znaczących zmian pojałtańskiego status quo. Nie był to jednak cały program. Można stawiać pytanie, czy neutralizacja Europy leżałaby w długofalowym interesie Polski, bo przecież usunięcie USA z zachodniej Europy i rozbicie wspólnoty atlantyckiej osłabiałoby Europę, wystawioną na nieustępujące zagrożenie sowieckie. Z drugiej wszakże strony, był to jakiś pomysł na trwałe powstrzymanie „zimnej wojny”, której kontynuacja nie mogła przynieść Polakom niczego dobrego poza dalszym podporządkowaniem sowieckiemu mocarstwu. Mieroszewski to rozumiał i fatalizmowi niemocy pragnął przeciwstawić idee mające wpływ na realia międzynarodowo-polityczne.
Doskonałą ilustracją tej postawy jest list Giedroycia do pisarza Andrzeja Bobkowskiego, autora głośnych Szkiców piórkiem, w którym Redaktor szkicował wielki program z niesłychanym wprost rozmachem, łącząc w wielkiej syntezie idealizm wizji i realizm diagnozy. List ten powstał 4 grudnia 1956 roku. „W chwili obecnej – pisał Giedroyc – koncepcja neutralizacji i demilitaryzacji centralnej i wschodniej Europy jest realna. (…) Po dociśnięciu – jeśli to możliwe – ze strony Stanów Zjednoczonych – można doprowadzić do demilitaryzacji i neutralizacji demokracji ludowych, zjednoczenia i demilitaryzacji Niemiec, przy jednoczesnym uznaniu obecnej granicy zachodniej Polski. Tak postawiona sprawa nie zmienia w niczym obecnej równowagi sił pomiędzy blokiem sowieckim a Stanami Zjednoczonymi, powstaje po prostu jedynie no man’s land między tymi dwoma imperiami. (…) Polityka polega na realizmie. Ja nie rezygnuję nie tylko z państw bałtyckich, które nas bolą, ale również z Ukrainy, Litwy i Białorusi. Jeżeli złapiemy trochę oddechu i ta koncepcja się uda, to wtedy zaczniemy następny etap wykruszania Związku Sowieckiego. Sprawa jest zbyt poważna, by robić z niej pic propagandowy”[15].
Giedroyc i Mieroszewski są obecnie bardzo często cytowani, komentowani, przywoływani jako patroni różnych idei, przedsięwzięć i wizji. Ale wówczas, czyli w czasach jałtańskiego status quo, które wydawało się wiecznością, Mieroszewski w swych koncepcjach bywał nierozumiany nawet przez tych, od których szczególnie można by takiego zrozumienia oczekiwać. „Do Mieroszewskiego jestem pełen sympatii, ale jego koncepcje są z gatunku publicystyki XIX w[ieku] i są mi obce – niezależnie od słusznych rzeczy, jakie może mówić” – pisał do redaktora „Kultury” Czesław Miłosz we wrześniu 1952 roku[16]. Tu jednak poeta się pomylił. Publicystyka Mieroszewskiego nie była fenomenem przynależącym do XIX wieku, nie była okazem antykwarycznym ani wyrazem przebrzmiałych urojeń. Stanowiła zjawisko bardzo nowoczesne.
Juliusz Mieroszewski stworzył dwie wielkie idee – koncepcję „ewolucjonizmu” i doktrynę „ULB”, czyli ideę emancypacji narodów ukraińskiego, litewskiego i białoruskiego spod dominacji sowieckiej we współdziałaniu z narodem polskim.
Idea ewolucjonizmu – jako koncepcja stworzona w odpowiedzi na polską odwilż 1956 roku, zakładająca pokojową transformację reżimu komunistycznego w Polsce w kierunku złagodzenia represji i pluralizmu – jest dzisiaj bardzo ośmieszana. „Jest możliwe – pisał Mieroszewski – że komunizm będzie z czasem ewoluował w kierunku demokratyzacji, ale by to było możliwe, muszą być spełnione pewne warunki. Neutralizacja Europy Wschodniej z całą pewnością przyspieszyłaby demokratyzację, bo obszar ten zostałby wyłączony spod wyłącznego władania Sowietów i poddany kontroli międzynarodowej (…)”[17]. Jest prawdą, że ewolucja systemu ustrojowego PRL w kierunku nadania mu ludzkiego, humanistycznego oblicza, w co Mieroszewski wierzył, okazała się niemożliwością. W marcu 1968 roku, w grudniu ‘70 i w grudniu ‘81 wypadki tego wymownie dowiodły.
Należy jednak pamiętać także i o drugiej stronie medalu – o racjonalności spostrzeżeń Mieroszewskiego. „Jest nonsensem twierdzić, że komunizm nie podlega przemianom, że stoi i upada swoimi dogmatami” – pisał on w szkicu Dramat polskich klerków[18]. Niezaprzeczalnie miał w tej sprawie rację, bo przecież przeobrażenia reżimu PRL od wewnątrz były niewątpliwe. Musimy także uznać, że fundamentalnym założeniem tkwiącym u podstaw idei ewolucjonizmu była teza Mieroszewskiego (podzielana przez Giedroycia), iż pokojowa transformacja ustroju komunistycznego jest możliwa tylko w drodze zmian od wewnątrz. Zmian tych dokonać mieli „sami komuniści”. Zarazem – jak pisał Mieroszewski do Giedroycia 7 lutego 1968 roku – ewolucjonizm „nie odrzuca możliwości rewolucji”, zakłada „postawę prorosyjską, która nie wyklucza postawy proamerykańskiej”[19].
U podstaw koncepcji „ULB” leżała wizja nowego stosunku Polaków do trzech narodów sąsiadujących z Polską na wschodzie (Ukraińców, Litwinów, Białorusinów). Nie była to wizja sentymentalna, ale właśnie uzasadniona realiami geopolityki. Trzeba o tym pamiętać i mówić, wciąż bowiem powracają interpretacje przypisujące Giedroyciowi i Mieroszewskiemu rzekomo wyidealizowany i sentymentalny stosunek do Ukraińców, Litwinów itd. Nic bardziej błędnego. U podstaw tej koncepcji legło zdecydowane przekonanie o wspólnocie losu historycznego Polaków i tych narodów. Giedroyc nie kierował się uczuciami. W jednej ze swoich wypowiedzi przyznał szczerze, że nie darzy miłością Ukraińców, ale wyciąga wnioski z uwarunkowań geopolityki. U źródeł jego wizji tkwiła idea wspólnoty między narodem ukraińskim i narodem polskim oraz wiara w możliwość rozkładu Związku Sowieckiego jako wielonarodowego imperium opartego na dominacji i zniewoleniu narodów nierosyjskich, bezskutecznie i wciąż na nowo poszukujących wyzwolenia.
Swe kluczowe myśli Mieroszewski zawarł w przywoływanym już wyżej, opublikowanym w „Kulturze” w czerwcu 1955 roku artykule Polityka narodów zdeklasowanych[20]. W tekście tym wypowiedział przede wszystkim pogląd o nieaktualności myśli Piłsudskiego i Dmowskiego w epoce atomowej, a także przekonanie, że „antykwaryczny” stosunek do nich wyrządza tylko krzywdę ich spuściźnie[21]. Innymi słowy, twierdził, że indywidualna walka poszczególnych ujarzmionych narodów o wyzwolenie nie jest pomysłem realistycznym, ale, aby stać się skuteczną, wymaga globalnych przeobrażeń i współdziałania narodów europejskich. Po drugie, Mieroszewski dowodził, iż fundamentem „każdego planu federacyjnego w środkowo-wschodniej Europie musi być pełne porozumienie polsko-niemieckie”. I dopowiedział jeszcze taką myśl: „Tylko poeci i literaci z emigracyjnych klubów federacyjnych mogą sobie wyobrażać, że Polska może podjąć jakąś inicjatywę federacyjną w Europie wschodniej, będąc w permanentnej »wojnie« z Rosją i w sporze z Niemcami”[22]. Przepowiedział wreszcie, że nawet po rezygnacji z programu niesienia i narzucania światu ideologii komunistycznej Rosja pozostanie mocarstwem, jako stały czynnik geopolityczny o światowym znaczeniu.
Niezmiernie ważna jest teza Mieroszewskiego głosząca, że porozumienie polsko-niemieckie stanowi warunek wszelkiej skutecznej polityki wschodniej Polski. Nie utraciła ona na znaczeniu dzisiaj, chociaż nie sposób nie dopowiedzieć, że dzisiejsze interesy Niemiec i Polski w relacji do Rosji i problemów Europy Wschodniej nie są tożsame i nie potwierdziły się dość naiwne przepowiednie o „polsko-niemieckim tandemie”, jaki miał powstać po włączeniu Polski do Unii Europejskiej.
Z upływem czasu Mieroszewski i Giedroyc doszli do przekonania, że idee federalistyczne zbyt wyraźnie przypominają realia przedwojenne, sugerujące polskie pragnienie dominacji. Dokonali zatem modernizacji idei federalistycznej i w ten sposób powstała inna idea – program już nie federacyjny, ale określony mianem „ULB”. W genezie tego programu można zatem wyróżnić dwie fazy: fazę krytycznego przemyślenia polskiej tradycji federalizmu (związanej z wizją Piłsudskiego) oraz fazę sformułowania postulatów czynnej współpracy z narodami: ukraińskim, litewskim i białoruskim. Tym, co na pewno się sprawdziło, i co na pewno obowiązuje dziś z taką samą mocą, jest teza Mieroszewskiego, że niepodległość Polski – niepodległość rzeczywista i trwała – nie jest możliwa do pomyślenia bez wyzwolenia narodów Litwy, Białorusi i nade wszystko Ukrainy, będącej kluczem do zasadniczej przebudowy układu sił w Europie Wschodniej.
Tworząc swoją wizję „ULB”, Mieroszewski nie miał partnerów, nie znalazł poparcia dla swoich myśli. Nie był doceniany, a na emigracji był gwałtownie zwalczany. Swój dialog – zresztą fascynujący – toczył tylko z Giedroyciem i właściwie z nikim innym. Jak bardzo Mieroszewski był osamotniony, pokazują to wypowiedzi Zbigniewa Brzezińskiego, sięgającego również do argumentacji geopolitycznej, ale dochodzącego do zupełnie innych wniosków.
Czytając rozważania Brzezińskiego z czasów, w których Mieroszewski tworzył założenia koncepcji „ULB”, znajdziemy bardzo sugestywne uzasadnienia niemożliwości zmiany jałtańskiego status quo. W książce Jedność i konflikty (będącej analizą skutków sowieckiej odwilży i polskiego Października ‘56 dla państw Układu Warszawskiego) Brzeziński pisał o utrwalaniu się przekonania, że Polska nie ma alternatywnej opcji politycznej poza systemem bloku wschodniego, bowiem jej miejsce w strukturach Zachodu byłoby bardzo problematyczne. Stwierdzając autonomię Polski Gomułkowskiej, pisał, że „żaden Polak nie może poważnie brać pod uwagę prawdopodobieństwa, by polska autonomia stała się w bliskiej przyszłości prawdziwą niepodległością. Pakt warszawski, geograficzne odosobnienie, ekonomiczne związanie z blokiem, kwestia granicy na Odrze i Nysie – to wszystko są bariery nie do pokonania”[23].
Przekonanie o niemożliwości zdobycia niepodległości panowało w umysłach przedstawicieli rodzącej się w kraju opozycji antykomunistycznej w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. W wyobraźni politycznej polskiej opozycji demokratycznej dominowała w owym czasie idea „finlandyzacji” PRL. Publicystyka końca lat siedemdziesiątych i lat osiemdziesiątych obfituje w takie rozważania. Rozwiązanie fińskie („finlandyzacja” to termin późniejszy) polegać miało na osiągnięciu polsko-rosyjskiego porozumienia, dającego Polsce wewnętrzną samodzielność i autonomię ustrojową, ale zachowującego sojusz polsko-rosyjskiego, tak aby interesy geopolityczne Rosji/ZSRR nie zostały zagrożone. Była to, jak wiemy, koncepcja propagowana przez Stefana Kisielewskiego, który nie wierzył w możliwość zmiany geopolitycznej konstelacji wokół Polski i w tym duchu wystąpił na łamach podziemnej wówczas „Res Publiki”, propagując porozumienie Polaków z Rosją ponad głowami panujących u władzy komunistów[24]. Poza ramy tej idei nie wykroczyły środowiska opozycji związanej z KOR-em. W przeważającej mierze pomysły te były propagowane przez różne ugrupowania solidarnościowego podziemia po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku.
Zastanowienia wymaga z pewnością ustosunkowanie Redaktora „Kultury” do Rosjan i Rosji. Wierzył on szczerze w polsko-rosyjskie pojednanie, a przynajmniej w to, że na gruzach systemu sowieckiego, który nie jest wiecznotrwały, zbliżenie takie może się dokonać. Wierzył w to, że polska inteligencja dysponuje możliwościami oddziaływania w tym duchu na rozwój postaw krytycznych wobec panującego reżimu wśród inteligencji rosyjskiej po 1956 roku, odkąd Chruszczowowska odwilż zapoczątkowała proces detotalitaryzacji również w ZSRR, chociaż proces rozkładu totalitaryzmu był tam pełen odwrotów i załamań. Listy Redaktora do Miłosza z lat sześćdziesiątych poświadczają, jak bardzo pochłonięty był on tą wielką wizją i jak silnie łączył w tej wizji realizm środków z idealizmem wizji.
Budowanie „innej Rosji” było zasadniczą ideą Giedroycia. Z tą myślą Redaktor śledził proces detotalitaryzacji w ZSRR po XX Zjeździe KPZR, obserwował rozwój postaw krytycznych wśród inteligencji rosyjskiej. Często, bardzo często powracał do kwestii szans oddziaływania inteligencji polskiej na te środowiska. Wciąż na nowo powtarzał, że szanse te są niewykorzystywane. Pisał do Miłosza, 30 stycznia 1961: „Chodzi mi po głowie rodzaj listu otwartego do intelektualistów krajowych i do młodych pisarzy w Sowietach”. Zagadnienie to było w jego ocenie „kamieniem probierczym dla przemian w Zw[iązku] Sowieckim”. W tej sprawie „przegrana, to powrót do czerwonego faszyzmu. Jeśli idzie o intelektualistów polskich, to też powinni w tej sprawie reagować. Nie tylko dlatego, że jest to groźny precedens dla nich, ale humanizacja Zw[iązku] Sowieckiego jest też dla nich sprawą życia i śmierci. Nie mogą czekać z założonymi rękami na cud, tak jak swego czasu czekano na bombę Trumana. Oni wszyscy w kraju mają pełną gębę frazesów o konieczności historycznej, o tym, że Polska i Rosja to na śmierć i na zawsze. Jeśli tak, to niech wyciągną z tych frazesów konsekwencje i niech walczą, bo to wspólna sprawa”[25].
W roku 1975 Giedroyc mówił o „szalonym wzroście nacjonalizmu narodów Związku Sowieckiego”. Przeobrażenia wewnętrzne w ZSRR, które opinia zachodnia dostrzegła dopiero w czasie pieriestrojki Gorbaczowa, Redaktor dojrzał dużo wcześniej i mówił o nich. Zachodni sowietolodzy nie potrafili jednak dostrzec tego przewrotu i nie brali go w rachubę. Zadowoleni zastosowaniem niezmiernie popularnej „teorii modernizacji”, tłumaczyli realia wewnętrzne sowieckiego imperium przekonaniem o wzroście stopy życiowej w tym kraju w dobie Breżniewa, co potwierdzały wszelkie statystyki i co przynieść miało długofalową stabilizację. Mówili nawet o tworzeniu się w ZSRR „narodu sowieckiego”, przyjmując tezy propagandy sowieckiej z dobrodziejstwem inwentarza.
Na tym tle Giedroyc pozostaje nie tylko dalekowzrocznym realistą, ale i takim politykiem, który konsekwentnie zrozumiał znaczenie procesów narodowościowych i docenił siłę nacjonalizmów jako czynników odśrodkowych w ZSRR. W wywiadzie udzielonym Barbarze Toruńczyk, „głośno myśląc”, dochodził do przekonania, że to „doprowadzi niedługo do wybuchu – ten wybuch będzie katastrofą globalną”[26]. Uważał, że taki obrót spraw stanie się nieuchronny i przyniesie doniosłe konsekwencje geopolityczne. Łączył te zmiany z groźbą wielkich konfliktów, postrzegał je w perspektywie rewolucji, a nie ewolucji, ale – jak powiedzieliśmy – uważał je za nieuchronne.
Z całą pewnością obecnie, po upadku ZSRR, wielu autorów pragnie przypisać sobie to, że przewidzieli rozkład systemu sowieckiego i krach sowieckiej Rosji. Hélène Carrère d’Encause, autorka licznych studiów poświęconych problematyce narodowościowej sowieckiej Rosji, napisała na przykład, że krach taki przewidziała, ale nie potrafiła określić, kiedy on się wydarzy i jaka będzie forma tego przewrotu[27]. Podobne deklaracje różnych sowietologów można by mnożyć. Nie legitymują ich jednak najczęściej żadne dokumenty. Giedroyc natomiast niewątpliwie wypowiedział wspomniane słowa.
Na długo przed Gorbaczowowską pierestrojką Giedroyc formułował opinie wskazujące na to, że oczekiwał tego, co się stało w latach 1989 i 1991. Założenia o nietrwałości sowieckiej Rosji i tym samym o nietrwałości systemu jałtańskiego to niewątpliwie najważniejsze myśli Giedroycia. Liczył się on z krachem systemu sowieckiego, chociaż pokojowy charakter rozpadu tego mocarstwa z pewnością i dla niego był zaskoczeniem.
W tym miejscu nie możemy się oprzeć jeszcze jednej refleksji. Z szacunkiem dzisiaj uznajemy dokonania intelektualne polskiej emigracji pojałtańskiej – „Drugiej Wielkiej Emigracji”, jak głosił tytuł jej monografii sprzed paru lat[28]. Mimo to, kiedy studiujemy idee polityczne środowisk polskiego Londynu, wiemy że są to wszystko tylko karty historii, koncepcje należące do czasu przeszłego dokonanego. Kiedy jednak analizujemy myśl Giedroycia i Mieroszewskiego, odnajdujemy w niej coś tłumaczącego naszą teraźniejszość, chociaż w niektórych miejscach uległa ona niewątpliwej dezaktualizacji.
*
Podsumujmy.
(1) Amerykański politolog Raymond Buell, profesor Uniwersytetu Harvarda, w głośnej książce Poland. Key to Europe (wydanej w roku 1939) dowodził, że geografia i historia rządzi polską polityką bardziej niż polityką jakiegokolwiek państwa w Europie. W oczach cudzoziemców – przedstawicieli Zachodu – Polska często jawiła się jako państwo, nad którego teraźniejszością mocno ciąży historia. Również Juliusz Mieroszewski, twórca geopolitycznego programu „Kultury”, dowodził, iż Polacy to naród „uwięziony w swojej przeszłości”[29]. Ale słowa te można bardzo różnie rozumieć. Możemy je interpretować fatalistycznie – akcentując niemożliwość przezwyciężenia geopolitycznego położenia i przekroczenia „bariery niemożności” – jednak Mieroszewski nigdy tak nie pojmował miejsca Polski w Europie. Z dużą przenikliwością i odwagą, ryzykując i wystawiając się na niezrozumienie, dowodził, że koniunktury geopolityczne są zmienne, chociaż ich zmiany rozgrywają się w skali „długiego trwania”. Wielki proces przebudowy układu sił w Europie Wschodniej, zachodzący wskutek emancypacji narodów litewskiego, ukraińskiego i białoruskiego, Mieroszewski i Giedroyc pojmowali jako takie właśnie wielkie przeobrażenie geopolityczne.
(2) Odrzucenie fatalizmu geopolitycznego i tradycyjnych polskich pretensji do Zachodu było nowatorską ideą Mieroszewskiego. W imię ścisłości historycznej dopowiedzmy wszakże, że takie właśnie idee głosił już ksiądz Walerian Kalinka przed stu czterdziestu laty, pisząc o „żalach Polaków na Zachód”. „Złej woli Europy i fatalizmu dziejowego używaliśmy i nadużywaliśmy w opowiadaniu wszystkich naszych, od lat stu, publicznych usiłowań”[30]. Odrzucenie takiego myślenia o polityce, myślenia tłumaczącego wszystkie nasze klęski i niepowodzenia nieprzychylnością mocarstw zachodnich, Mieroszewski stawiał sobie za ważny cel. Uważał, że racjonalne wytłumaczenie polityki mocarstw zachodnich, nie mających przecież moralnego obowiązku wspierania polskich interesów i postulatów w polityce wobec Rosji, jest niezbędne.
(3) Uznanie możliwości i nieuchronności zmiany geopolitycznego układu sił w pojałtańskiej Europie Środkowo-Wschodniej było na tyle doniosłą myślą Giedroycia i Mieroszewskiego, że pozostaje ona może największą ich zasługą dla polskiej myśli politycznej. Dzisiaj, siedemnaście lat po rozwiązaniu ZSRR, myśl, że system jałtański nie jest wieczny nie wydaje się odkryciem i może sprawiać wrażenie wręcz banału. Nie należy jednak myśleć w ten sposób. Układ sił stworzony w Jałcie wydawał się niezwykle trwały, jawił się jako gwarantowany przez supermocarstwa i oparty na atomowej „równowadze strachu”. Aby sformułować zmianę status quo, trzeba było uznać możliwość podważenia tego porządku. Na to zdobyli się Giedroyc i Mieroszewski w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, a więc w czasach, kiedy krachu systemu sowieckiego nic jeszcze nie zapowiadało.
(4) Jest zadziwiającym paradoksem, że człowiek mający opinię zdeklarowanego antynacjonalisty był zarazem realistycznym politykiem, potrafiącym zrozumieć, jaką siłą jest nacjonalizm narodów niehistorycznych. Prometeizm, jako ruch wyzwolenia nierosyjskich narodów ujarzmionych przez system sowiecki, stał się szkołą myślenia, która uformowała przekonania Giedroycia w stopniu bardzo zasadniczym. Wpłynął on między innymi na to, że podstaw myśli Giedroycia tkwiła wizja „rozbicia rosyjskiego (sowieckiego) imperium”, wizja zakorzeniona niewątpliwie głęboko w polskiej myśli politycznej doby porozbiorowej i czasów drugiej niepodległości (1918-1939). Tak jak książę Adam Czartoryski na emigracji (po 1831 roku) stał się głównym w Europie orędownikiem idei rozbicia rosyjskiego imperium poprzez wyzyskanie aspiracji ujarzmionych przez nie narodów, tak Giedroyc na emigracji pojałtańskiej podejmie to samo wielkie pytanie o prawa narodów ukraińskiego, litewskiego, białoruskiego. Wszystko to po to, aby na gruzach owego imperium budować nowy porządek geopolityczny. Ciągłość tej idei w polskiej myśli politycznej jest więc znamienna. Dużo bardziej niezwykłe i znamienne jest jednak to, że wizji tej Giedroyc nie porzucił nigdy, nawet w chwilach dla naszego narodu najstraszniejszych, kiedy ujarzmiona Polska wydawała się ubezwłasnowolniona na nieokreślony czas. On nigdy nie wyzbył się swych zasadniczych przekonań.
(5) Europa Środkowo-Wschodnia, Europa pomiędzy Niemcami a Rosją, utraciła swoje znaczenie wskutek rozbiorów Rzeczypospolitej z końcem XVIII wieku. Po I wojnie światowej, w ramach tego, co nazywamy systemem wersalskim, narody tego regionu zdobyły szanse stanowienia o sobie, ale nie został zniwelowany niekorzystny ład geopolityczny, zapowiadający nową katastrofę europejską. Przepowiednia ta sprawdziła się z chwilą dojścia do skutku paktu Ribbentrop-Mołotow i rozbioru Polski we wrześniu 1939 roku, w ślad za czym utraciły wolność także inne narody tego regionu. Prowadząc politykę obrony niepodległości, Piłsudski wstrzymał koło historii tylko na chwilę, jak się wyraził później Czesław Miłosz w jednym ze swych utworów. Jak więc odrobić czasy porozbiorowe? Co zrobić, by odzyskać samodzielne stanowisko Polski w Europie? To pytania, nad którymi Giedroyc i Mieroszewski zatrzymywali się tak wiele razy, że niełatwo byłoby streścić i podsumować ich rozważania w krótkim eseju. Poprzestańmy więc na tym, co w cytowanym wyżej, sugestywnym i przejmującym artykule Polityka narodów zdeklasowanych zawarł Mieroszewski. „W polityce nigdy nie ma rzeczy nie do odrobienia” – przekonywał Polaków premier Władysław Grabski, a publicystyka „Kultury” kierowała się taką właśnie dewizą. I w prawdę tę trzeba wierzyć także dzisiaj[31].
(6) Geopolityczna wizja i całe dziedzictwo myśli Giedroycia i Mieroszewskiego nie stały się przebrzmiałą kartą historii. Twórcy polskiej polityki muszą jednak nauczyć się gospodarować nimi umiejętnie. Trzeba pamiętać, że idee „Kultury” nie są czymś nie podlegającym reinterpretacji. Nie wszystko, co składa się na tę wizję, jest wszak dogmatem. W polityce w ogóle nie ma dogmatów, a to, co stanowiło rewelacyjne wytłumaczenie rzeczywistości dnia wczorajszego, jutro staje się anachroniczne. Również tej prawdy uczyła „Kultura”. Każdy, kto w polityce usiłuje ustanowić dogmaty, nie przysługuje się żywotności myśli politycznej, wymagającej zawsze twardej krytyki dotychczas zastanych koncepcji.
(7) Wielka myśl Giedroycia, aby popierać interesy i bronić niepodległości narodów ujarzmionych przez imperium sowieckie, szła u niego w parze z równie cenną ideą równoczesnego umacniania dobrych stosunków z Rosją. W czasach sowieckich realizacja tej wizji miała polegać na poszukiwaniu „innej Rosji”[32], po rozpadzie ZSRR wyrażała się natomiast w myśli o możliwości umacniania dobrych stosunków z „nową Rosją”. Dzisiaj, w czasach Putina i Miedwiediewa, w dobie rosyjskiej napaści na Gruzję, w czasach nawrotów retoryki antypolskiej i zimnowojennej w Moskwie – ta myśl Giedroycia, chociaż piękna, nie wydaje się mieć już zastosowania, co nie oznacza, że wszelkie możliwości rozwoju polsko-rosyjskich stosunków kulturalnych i naukowych wygasły. Zwycięstwo idei Rosji poszukującej rewanżu za klęskę i upadek Związku Sowieckiego przekreśliło jednak te możliwości, jakie początek lat dziewięćdziesiątych przyniósł, a raczej zdawał się przynosić[33].
(8) Zarówno Timothy Snyder w swojej Rekonstrukcji narodów, jak i Sebastian Gebhardt w Die Auβenpolitik der polnischen Regierung von 1989 bis 2004 gegenüber den östlichen Nachbarnstaaten Polen, patrząc z perspektywy Zachodu, doszli do przekonania, że mimo wszystkich zakrętów i wewnętrznych niekonsekwencji polska polityka wschodnia po 1989 roku inspirowana była wizją Giedroycia i Mieroszewskiego. Historyk polski może na te sprawy patrzeć nieco inaczej, jednak nie to jest najważniejsze; byłby to zresztą temat na osobne rozważania. Ważne jest, że wizja Giedroycia i Mieroszewskiego nie jest zamkniętą kartą historii.
[1] T. Snyder, Rekonstrukcja narodów. Polska, Ukraina, Litwa, Białoruś 1569-1999, tłum. M. Pietrzak-Merta, Sejny 2006; S. Gebhardt, Die Auβenpolitik der polnischen Regierung von 1989 bis 2004 gegenüber den östlichen Nachbarnstaaten Polen (Russland, Litauen, Weiβrussland, Ukraine), Marburg 2007; K. Pomian, W kręgu Giedroycia, Warszawa 2000; A.S. Kowalczyk, Giedroyc i „Kultura”, Wrocław 1999; A. Friszke, Między Niemcami, Rosją a „ULB”. Program geopolityczny paryskiej „Kultury”, [w:] tegoż, Przystosowanie i opór. Studia z dziejów PRL, Warszawa 2007, s. 346-358. Nowe interesujące ujęcie idei federalistycznej Giedroycia i Mieroszewskiego daje Krzysztof Grygajtis, O twórcach federalizmu paryskiej „Kultury”, „Państwo i Społeczeństwo” 2006, nr 4, s. 97-137.
[2] Dla poznania formacji umysłowej, jaką stanowiły te pisma, stworzone przez Giedroycia, niezastąpione znaczenie ma wciąż monografia Marcina Króla, Style politycznego myślenia. Wokół „Buntu Młodych” i „Polityki”, Paryż 1979..
[3] Mocno to podkreślał (jako pierwszy) Krzysztof Pomian w eseju o Giedroyciu i Mieroszewskim: Redaktor i Publicysta – o polityce „Kultury”, [w:] „Kultura” i jej krąg 1946-1986. Katalog wystawy Czterdziestolecie Instytutu Literackiego. Biblioteka Polska, Paryż. 11 XII 1986-10 I 1987, Paryż [1987], s. 7-25.
[4] Brak biografii Mieroszewskiego jest dużym mankamentem polskiej historiografii.
[5] Olbrzymia korespondencja Giedroycia z Mieroszewskim, obejmująca lata 1949-1976, ukazała się tylko w części za okres 1949-1956 w opracowaniu Krzysztofa Pomiana (t. I-II, Warszawa 1999). Dopiero całość tej edycji ukaże jednak ich współpracę w pełnym świetle.
[6] Historycy zajmujący się myślą i polityką Piłsudskiego słusznie zwracali uwagę na to, że jego koncepcje wschodnie z lat 1919-1920 nie miały wiele wspólnego z federalizmem, lecz były raczej pragmatyczną wizją oderwania od Rosji przede wszystkim Ukrainy i związania jej jakoś z Polską. Pierwszy tak zinterpretował politykę Piłsudskiego Tytus Komarnicki w zapomnianej dziś książce Józef Piłsudski a polityka wielkich mocarstw zachodnich (Londyn 1952). Nie to wszakże jest istotne dla naszych rozważań. Po klęsce programu politycznego Piłsudskiego w roku 1920/1921 pozostała po nim wielka idea, którą żyli niemal wszyscy polscy federaliści, prometeiści, zwolennicy aktywnej polityki państwa polskiego na wschodzie. Do nich należał oczywiście Giedroyc na długo przed katastrofą II wojny światowej.
[7] Esej Zdziechowskiego, Pesymizm jako siła twórcza wszedł do jego tomu W obliczu końca, Wilno 1938, wyd. 2.
[8] J. Mieroszewski, Polityka narodów zdeklasowanych, „Kultura” 1955, nr 6, s. 3-9. Drukowane również w tomie ważniejszych pism Mieroszewskiego: Finał klasycznej Europy, red. R. Habielski, Lublin 1997.
[9] J. Mieroszewski, Europa zneutralizowana?, „Kultura” 1955, nr 5, s. 111.
[10] Proces „odprężęnia”, zapoczątkowany w latach 1954-1955, Mieroszewski uznał za definitywne potwierdzenie tezy o niemożliwości wojny światowej i tym samym o „długim okresie pokoju”. Zob. J. Mieroszewski, Dramat polskich klerków, „Kultura” 1955, nr 11, s. 78.
[11] W środowisku „Kultury” panowało przekonanie, że sprzeciwianie się idei zjednoczenia Niemiec jest niewłaściwe, bowiem zjednoczenie to stanowi warunek zjednoczenia Europy.
[12] J. Mieroszewski, Europa zneutralizowana?, dz.cyt., s. 111.
[13] Tamże, s. 112.
[14] Warto dodać, że w tym czasie, kiedy Mieroszewski propagował swoje pomysły, krążyły w Europie różne idee neutralizacji i disengagement na kontynencie europejskim. Również pomysł ministra spraw zagranicznych PRL Adama Rapackiego dotyczący stworzenia strefy bezatomowej na obszarze obydwu państw niemieckich, Polski i Czechosłowacji był w istocie myślą o jakimś zwiększeniu niezależności Polski od sowieckiego hegemona. O tym planie patrz nowe studium Piotra Wandycza, Adam Rapacki and the Search for European Security, [w:] The Diplomats 1939-1979, eds. G. Craig, F. Loewenheim, Princeton 1994, s. 289-315.
[15] J. Giedroyc, A. Bobkowski, Listy 1946-1961, oprac. J. Zieliński, Warszawa 1997, s. 395.
[16] J. Mieroszewski, Kontynent na emeryturze, „Kultura” 1952, nr 9, s. 11-17.
[17] J. Giedroyc, J. Mieroszewski, Listy 1949-1956, oprac. K. Pomian, J. Krawczyk, cz. 2, Warszawa 1999, s. 389-390 (list z 14 sierpnia 1956).
[18] J. Mieroszewski, Dramat polskich klerków, dz.cyt., s. 78.
[19] Cyt. za: K. Pomian, Redaktor i Publicysta…, s. 24.
[20] J. Mieroszewski, Polityka narodów zdeklasowanych, dz.cyt., s. 3-9.
[21] Mieroszewski uznał za zdezaktualizowane wszelkie formy „polityki nacjonalistyczno-niepodległościowej”.
[22] J. Mieroszewski, Polityka narodów zdeklasowanych, dz.cyt., s. 9.
[23] Z. Brzeziński, Jedność i konflikty, Londyn 1964, s. 310.
[24] S. Kisielewski, Czy geopolityka straciła znaczenie?, [w:] tegoż, Bez cenzury, Paryż 1987, s. 212-232 (drukowane najpierw w „Res Publice” 1979, nr 1). Była to polemika m.in. z tezą głoszoną przez Wiktora Sukiennickiego, który uważał, że w obliczu integracji zachodniej Europy oraz w perspektywie emancypacji Ukrainy i innych narodów sowieckich dotychczasowa zewnętrzna konstelacja Polski jako kraju między Niemcami i Rosją ulega fundamentalnej zmianie, a przez to jej wybitnie niekorzystne położenie geopolityczne utraci znaczenie.
[25] J. Giedroyc, Cz. Miłosz, Listy 1952-1963, oprac. M. Kornat, Warszawa 2008, s. 486.
[26] Zostało tylko słowo... Wybór tekstów o „Kulturze” paryskiej i jej twórcach, Lublin 1990, s. 76.
[27] H. Carrère d’Encause, wywiad dla „Le Point”, 25 października 2002 (przekład w „Forum” 2002, nr 47, s. 47). Podstawowe dzieła Carrère d’Encause to: Wielkie urągowisko: bolszewicy i narody 1917-1930, II obieg, Warszawa 1987 oraz La gloire des nations ou la fin de l’Empire soviétique, Paris 1990.
[28] A. Friszke, P. Machcewicz, R. Habielski, Druga Wielka Emigracja 1945-1990, t. 1-3, Warszawa 1999.
[29] J. Mieroszewski, Modele i praktyka, Kraków 1981 (wyd. podziemne), s. 19.
[30] W. Kalinka, Żale Polaków na Zachód, [w:] tegoż, Dzieła, t. IV: Pisma pomniejsze, cz. 2, Kraków 1894, s. 81.
[31] W. Grabski, Myśli o Rzeczypospolitej, wybór i oprac. M. i M. Drozdowscy, Kraków 1988, s. 192-193.
[32] O tym Giedroyc mówił szeroko Barbarze Toruńczyk w roku 1974 (Zostało tylko słowo..., s. 75).
[33] Rozważania o tym, co można było, a raczej co Zachód mógł zrobić, aby proces ewolucji autorytarnej i rozwój antyzachodnich tendencji w Rosji nie doszły do skutku, pojawiły się w prowadzonej ostatnio dyskusji dwóch amerykańskich mężów stanu: Zbigniewa Brzezińskiego i Brenta Scowcrofta, America and the World. Conversations on the Future of American Foreign Policy, New York 2008.