Widmo bliskiej a groźnej
przyszłości prześladuje mnie i dręczy we dnie i w nocy. I nie jest to sugestią
strachu, jak sądzą niektórzy z przyjaciół moich, ani wytworem rozgorączkowanej,
chorej wyobraźni. Nie, widmo, o którym mówię, wyrasta z rzeczywistości, z tego,
na co patrzymy własnymi oczami, albo od bezpośrednich świadków słyszymy – niby
chmura czarna, brzemienna piorunami, pędzona od najbliższego nam wschodu, od
Mińska i Kijowa, od Smoleńska i Moskwy. Co będzie – pytam – gdy nagle pewnego
dnia znajdziemy się wszyscy w kleszczach czerwonego terroru?
To samo pytanie, tymi samymi niemal słowami, stawia w swoim liście
otwartym do przyjaciół Francuzów jeden z najwybitniejszych,
najszlachetniejszych, najbardziej utalentowanych kapłanów niemieckich, Fryderyk
Muckermann1. „Pytam o to – pisze – bo i we dnie, i w nocy myśl ta
mię gnębi; pytam, bo znam Rosję, bo sam w więzieniach czerezwyczajki
rok cały spędziłem; nie o Liege, czy Verdun dziś
chodzi i nie o Warszawę albo Belgrad, ale o Europę i Azję; o to chodzi, zwłaszcza
nam, katolikom, czy sowiecka Moskwa zapanuje nad Rzymem; tak, o to chodzi!”[1]
I nie wolno o tym nie myśleć, nie wolno siebie tym łudzić, że
wycieńczona głodem i nędzą nie jest Rosja zdolna do militarnego wysiłku. Ludzie
mrą z głodu, ale czerwona armia opływa w dostatki; budżet wojenny wynosi
miliard rubli złotem; jeden za drugim idą przez Litwę kowieńską pociągi z
Niemiec, zapełnione narzędziami zniszczenia; pod kierunkiem inżynierów i
techników niemieckich 300 blisko fabryk sowieckich wyrabia rocznie 37 milionów
kilogramów materiału wybuchowego dla siebie i dla Niemiec; w razie potrzeby
Sowiety wystawić mogą na stopie wojennej 15 milionów żołnierzy.
Więc nie wolno nam nie myśleć o tym, że stoimy przed możliwością
bliskiej, bardzo bliskiej katastrofy, jakiej jeszcze nie widział świat. A
wynikiem jej byłoby ustalenie powszechnego komunizmu, to znaczy przeistoczenie
świata w jeden wielki warsztat pracy, lecz takiej, w którym jednostka ludzka,
stworzona na obraz i podobieństwo Boże, zostałaby poniżona do roli automatu bez
myśli i woli, spełniającego pod przymusem wyznaczoną robotę, a za to miałaby
zapewnione minimum egzystencji i nic ponadto, bo niczego więcej nie ma prawa
potrzebować człowiek-automat. Niebezpieczna zaś myśl o Bogu, unosząca człowieka
z piekła gorszej niż pańszczyzna niewoli w kraje wolności i szczęścia, będzie
wówczas – według zapewnień sowieckich – doszczętnie wytrzebiona z duszy
ludzkiej i nie będzie komu zaszczepić ją z powrotem. Wszak postanowiono tam, że
za lat trzy, cztery, nie będzie już w Rosji ani jednej świątyni, ani jednego
kapłana.
Bywały w historii epoki straszne, powiem więcej: nie ma w niej chwili,
która by nie przejmowała grozą dokonywanych nieprawości, a jednak słusznie mówi
Fr. W. Förster2, że nigdy dotychczas dusza ludzka nie gubiła się tak
beznadziejnie w celach ziemskich. Pysznimy się z tryumfów geniusza wiedzy i
techniki nad światem zewnętrznym, w rzeczywistości zaś nigdy świat zewnętrzny
nie miał takiej jak dziś władzy nad duszą człowieka. Tyle się mówi o
nowoczesnej kulturze duchowej, ale kulturę tę utożsamiamy z wiedzą naukową,
jakże zaś jedno od drugiego jest dalekie! Np. nauka patologii idzie naprzód
krokiem coraz szybszym, lecz co z tego, skoro wola tak haniebnie składa broń przed
tym wszystkim, co w człowieku jest patologiczne, przed najobrzydliwszymi
instynktami i zboczeniami. To zaś, co rozumem nazywamy, do tego głównie służy,
ażebyśmy zwierzę w człowieku rozpętać i usprawiedliwić mogli. I gdybyż zepsucie
nasze nie szło dalej, jak do zezwierzęcenia; ale człowiek ma do wyboru jedno z
dwojga: albo wznieść się nad zwierzę, albo spaść poniżej jego[2].
Niestety, spadamy. Pomimo to, w każdym z nas żyje potrzeba
nieskończoności; we wszystkim, czego pożądamy, wola sięga dalej, niż sięgnąć
jest w stanie: irrequietum cor
[niespokojne serce]; to głód Boga. „Będziecie jako bogowie” (eritis sicut dii) –
słowa te stoją napisane na pierwszej stronie historii, nad całą historią
ludzkości się unoszą; i czyżby stanowiły niezwyciężoną pokusę, „gdyby nie były
falsyfikacją wołania Bożego, obietnicą kłamliwą, odpowiadającą potrzebie wewnętrznej i rzeczywistej?”[3] Możemy jej zadośćuczynić z Bogiem
lub przeciw Bogu. Istnieją tylko te dwie alternatywy: „Czy zechcę – słowa M.
Blondela3 – żyć dla Boga, umierając dla świata i dla siebie tak,
ażeby Bóg moim ja się stawał – czy też, chcąc samemu sobie wystarczyć, odrzucę
Boga i pragnąc nieskończenie, nie będę pragnął nieskończoności (vouloir infiniment sans vouloir l’infini)”[4].
Nie daje nam dobra ani natura, ani rozum nasz, a jednak Dobro jest i
jest samo przez się, jest Bogiem. I choć niejeden nie dostrzega, nie czuje
obecności Boga ani w życiu prywatnym, ani w życiu publicznym, ani w historii i
zastanawiając się nad tym, gotów byłby o Bogu zwątpić, jednak głos Boży brzmi w
sumieniu naszym dość głośno, ażebyśmy go dosłyszeć mogli: „Błąkałem się, jako
zabłąkana owca, szukając Cię na zewnątrz, a Ty byłeś we mnie” (ego erravi sicut ovis,
quae perierat, quaerens te exterius, qui es interius).
Ale Boga tego poznać chcemy bliżej, poznać konkretnie, chcemy, ażeby
zstąpił w tragiczne głębie życia naszego, pocieszył nas, pokrzepił, dopomógł:
„Ach, gdyby Bóg tu wśród nas, na ziemi, zamieszkać zechciał – mówi stare
żydowskie przysłowie – wszystkie drzwi i okna stałyby przed Nim otworem”. I tu
chrześcijaństwo przychodzi nam z pomocą. Gdy mędrcy greccy drogą rozmyślań nad
jestestwem Boga dochodzili do idei Logosu (Słowa), to w chrześcijaństwie Logos
objawił się jako fakt, jako rzeczywistość historyczna, jako żywa osoba. Poznali
chrześcijanie Logos nie jak mędrcy starożytni, nie przez kategorie metafizyczne
i logiczne, lecz ujrzeli i uczcili Słowo, wcielone w Ukrzyżowanym i
Zmartwychwstałym Zbawicielu świata. Wszystko to – Wcielenie, Odkupienie,
Zmartwychwstanie – jest tajemnicą Wiary, niedostępną rozumowi. Z jakiejkolwiek
strony podchodzimy do niej, wszędzie ciemność; nie daje się wyjaśnić, ani tym
bardziej udowodnić. Rzucamy dowody, przechodzimy do faktów. I oto staje przed
nami fakt historyczny, w historii jedyny pod względem znaczenia swojego:
widzenie apostoła Pawła4 pod Damaszkiem. A wizja ta nie tylko
spowodowała nawrócenie wroga i prześladowcy chrześcijan, nie tylko natchnieniem
się stała i pobudką dla apostoła narodów do heroizmu apostolstwa; ona jest
także punktem zwrotnym w dziejach myśli ludzkiej, punktem wyjścia do tej
koncepcji przeznaczeń świata i człowieka, którą w zarysach wspaniałych
nakreślił apostoł, która podstawą jest chrześcijańskiej teologii i filozofii,
chrześcijańskiego poglądu na świat.
Tam, pod Damaszkiem, zetknął się Paweł ze Zbawicielem konkretnie,
usłyszał głos Jego, ujrzał go „w jasności, jaśniejszej nad słońce”. A więc
Chrystus żyje, a więc dokonał tego, czego nie dokonał nigdy żaden śmiertelny:
zwyciężył wroga największego, jakiego ma człowiek: śmierć! Przeciw śmierci
protestuje natura nasza wszystkimi siłami, tymczasem krok każdy do tej śmierci
nas zbliża. Więc czymże jest śmierć? Oczywiście karą – odpowiada apostoł – karą
za przestępstwo, za grzech. Umieramy wszyscy, wszyscy przeto w grzechu
jesteśmy, w grzechu się rodzimy. Jeden wyzwolił się spod prawa śmierci: Jezus
Chrystus. Zaiste więc był tym, za kogo siebie podawał, Mesjaszem – Synem Boga
Żywego. Był bez grzechu, a zatem nie za siebie umarł, ale umarł za nas. I nas,
którzyśmy uwierzyli w Niego, w podwoje wiekuistego żywota wprowadzi. W
odkupieniu streszcza się dobra nowina, którą On nam przyniósł, a fakt
zmartwychwstania, czyli zwycięstwa nad śmiercią, jest faktem centralnym w
historii; wszystko co przedtem było, ku temu zmierzało, wszystko, co potem,
jest konsekwencją tego: „Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał – woła wielki
myśliciel i prorok Włodzimierz Sołowiew5 – świat okazałby się niedorzecznością,
królestwem złego, fałszu i śmierci; gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, to
któżby mógł zmartwychwstać?”[5]
I w zachwycie nad tryumfem życia woła apostoł: „Gdzież jest zwycięstwo twe,
śmierci? Gdzież jest, śmierci, oścień twój?” W oczekiwaniu zaś epoki, do której
podąża odkupiona ludzkość, objął apostoł i te sfery życia, o których nikt
wówczas nie myślał i mało kto dziś myśli; zastanowił się nad upośledzonym
stanem zwierzęcia, które „wzdycha i, jako rodząca, boleje aż dotąd”, a
upośledzenie to i niewolę mistycznie powiązał z upadkiem człowieka: troskliwie
wygląda stworzenie, aż synostwo Boże znowu w nim, w człowieku, zajaśnieje, bo
wówczas „będzie uwolnione z niewoli skażenia na wolność chwały dziatek Bożych”.
Tryumf życia nad śmiercią, objawiony w Zmartwychwstaniu, był dla
apostoła Pawła, za dni naszych dla wielkiego filozofa i wizjonisty
rosyjskiego, odpowiedzią na wszystkie wątpienia[6].
„Żywię już nie ja – pisze apostoł Paweł w liście do Galatów – ale żywie we mnie
Chrystus”. Brać słowa te należy nie racjonalistycznie i nie metaforycznie, nie
w tym znaczeniu, że przejął się apostoł osobą i nauką Jezusa, jak np. uczniowie
Sokratesa6 przejmowali się jego nauką, lecz brać trzeba dosłownie,
realnie. Każdy zaś z nas ma prawo stosować je do siebie w znaczeniu mistycznym,
albowiem w ustanowionym na ostatniej Wieczerzy Pańskiej Sakramencie Eucharystii
Zbawiciel „wszczepia się w naszą duszę, naszą krew, naszą istność”. Sakrament
ten sprowadza, jak pięknie się wyraził jeden z teologów nowoczesnych, kryzys
organiczny w naturze człowieka, przeobraża jej substancję i przez tę wewnętrzną
transsubstancjację utwierdza tego, w kim wiara jest żywa, w wyższym, ponad
wszystką znikomość i zmienność wzniesionym życiu. „Bóg stał się człowiekiem –
powiedział św. Klemens Aleksandryjski7 – ażebyś ty, człowiecze, od
człowieka się nauczył, jak człowiek staje się Bogiem…” Nie przemienisz – słyszy
Augustyn św. głos Boga na wysokościach – mnie w siebie, jak pokarm ciała
Twojego, ale ty będziesz we mnie przemienion”[7].
Gdyby te słowa Augustyna mógł każdy z nas z czystym sumieniem za
wielkim świętym powtórzyć, byłoby to już końcem historii, realizacją Królestwa
Bożego, w którym „Bóg będzie wszystkim we wszystkich”. Jakże do tego daleko!
Drogą do dalekiej tej realizacji jest Kościół, społeczność kościelna, którą
Apostoł określa to jako Ciało Chrystusa (Eph. 1.23),
to jako budowanie, w którym „wy wespół się budujecie, abyście byli mieszkaniem
Bożym w Duchu Świętym” (Eph. 11.22). Czyli Kościół tu
się zaczyna – pięknie słowa te interpretuje L. Laberthonnière8 – aby
gdzie indziej się zakończyć[8].
Rozwija się i rośnie w czasie, aby rozkwitnąć w wieczności. W tym doczesnym
świecie jest On początkiem komunii dusz w Miłości i Prawdzie Chrystusowej,
środkiem do jej realizowania, symbolem owej aeterna
in caelis habitatio
[wieczne odpoczywanie w niebie], którą
będzie. A na czym stoi społeczność kościelna? Na sakramencie
Eucharystii, albowiem Chrystus zamieszkać musi w każdej duszy, ażeby Kościół
się stał jego rzeczywistym mistycznym ciałem.
Uczucie gnębiącego upokorzenia ogarnia mnie, człowieka z tego świata,
gdy o tych wielkich rzeczach mówię, mając świadomość, że nie czuję ich tak, jak
powinienem czuć, że nie są one najwewnętrzniejszą treścią duszy, głęboko
wszystkimi korzeniami tkwiącej w doczesności. Więc, gdzie mogę, wolę przemawiać
słowami innych, nierównie godniejszych ode mnie. I oto biorę Rozmyślania o
Ewangelii wielkiego biskupa węgierskiego, śp. ks. Ottokara Prohászka9,
w którym ziomkowie jego – i to nie tylko katolicy – czczą najpiękniejsze
uosobienie geniusza Węgier, „najkosztowniejszą perłę w skarbcu duchowym
narodu”.
Poetą był w teologii. Opowiadają o nim, że
korzystał z każdego
wolnego świątecznego dnia, ażeby iść za miasto i błąkać się po górach, lasach i
łąkach. Radością, przypominającą św. Franciszka z Asyżu10,
przejmował go kwiat każdy, brzęczenie pszczoły, szmer strumyka, lecący w
słoneczne błękity śpiew skowronka. „Na wdzięcznych kształtach świata
zewnętrznego – pisał – stylizuje się mój świat wewnętrzny, od niemej ich muzyki
uczy się śpiewać dusza moja”. I gdy ku wieczorowi z wycieczek swoich wracał z
duszą podniesioną i radosną, czekał chwili, aż wszystko naokoło pogrąży się we
śnie, a wtedy szedł do kaplicy domowej i tam nieraz długie nocne godziny
spędzał w modlitwie przed Sanctissimum. Nazajutrz zaś
rano, bezpośrednio po mszy św., zapisywał myśli swoje, plon nocnego obcowania z
Bogiem.
„Najświętszy Sakrament – czytamy w rozmyślaniach jego na święto Bożego
Ciała[9] – to rdzeń cedrowy, przeznaczony dla
orłów. Ezechiel widział, jak orły jadły rdzeń cedrów libańskich… Szczyty
Libanu, rdzeń cedrów i orły odpowiadają sobie wzajemnie. Wznośmy się na te
szczyty uczuciem i myślą (…) Myśli nasze
słabe, mgliste, infirmae providentiae [niepewne], niech ustąpią myślom
Pana i Boga naszego, które w tym sakramencie jakby rozpaloną pieczęcią wrażają
się nam w dusze (…) Przez Komunię Świętą sposób myślenia Zbawiciela opanowuje
nasz umysł. Komunia sprawia, że podobieństwo do Chrystusa wybija się w oczach,
na czole i ustach, w mowie, na całym człowieku, w całym jego życiu…”. Więc „w
mrok świata – woła – patrzeć nie będę, tylko w oczy Jezusa, zatapiając się w
Najświętszym Sakramencie”. Stamtąd spłyną „zapał, męstwo, polot do walki z
odmętem duchowym i moralnym, który tam, na dole, tak zastraszające przybrał
rozmiary”.
Tylko świętość jest zdolna zwyciężyć w tej walce. Świętość jest duchem
Kościoła i Kościół ją wytwarza. Święci – mówi ów biskup – to „żywe Te Deum”, to „góry Boże, sterczące w niebo, w wieczność (…)
Gdy o nich myślę, czuję się jakby na wysokiej, cichej turni tatrzańskiej”[10]. Wejdźmy na nią, spójrzmy na nich
olbrzymów ducha; są oni wyrazem najwyższych twórczych sił dziejowych, „to
najcieplejszy, najpotężniejszy prąd, ciągnący przez historię…”. To prąd
apostolstwa, czerpiącego moc swoją w eucharystycznej jedności ze Zbawicielem.
Prąd ten zmiecie wysiłki piekła…
Wracam tam, skąd zacząłem. Wschód sowiecki mobilizuje przeciw nam,
przeciw Zachodowi, wszystkie żywioły i siły destrukcyjne, a my bezczynnie temu
się przypatrujemy, rządy zaś torują drogę inwazji, jakby umyślnie przygotowując
swoją własną zgubę, swój koniec.
Co to znaczy? Skąd ten obłęd? Gdyby najazdem, który nam grozi,
kierowały namiętności czysto ludzkie, jak żądza wojny i zdobyczy, rozkosz
potęgi i rozkosz używania, sądzę, że Europa zdołałaby się oprzeć
nieprzyjacielowi. Ale motorem, wprowadzającym weń owe żywioły zniszczenia, jest
moc nie z tego świata. Jest to zło, jako negacja wszystkiego tego, co nas w
górę ponad szarzyznę powszedniości, ponad zmienność i znikomość unosi – tego,
co my wyrazami Bóg, boskość, duch, dusza, dobro, piękno, miłość, litość,
nieśmiertelność itd. określamy. A od owej mocy, która nie z tego jest świata,
idą emanacje, od których krew ścina się w żyłach, jak gdybyśmy poczuli dotyk
czegoś obcego, obrzydliwego, mrożącego; jedni tej ciemnej mocy pokłonili się i
wprawia ich to w szał opętania, inni stoją unieruchomieni, w hipnotycznym
bezwładzie, czekając, aż znajdą się w paszczy potwora. Niejednemu może
śmiesznym się wyda to, co tu mówię, ale co mam począć, skoro obecnego stanu
rzeczy nie umiem wytłumaczyć inaczej, jak czynnym, bezpośrednim wtrąceniem się
ciemnych potęg z państwa ciemności.
I nie ja jeden tak sądzę, Oto ks. Muckermann
ogłosił z powodu wycieczki przemysłowców niemieckich do Moskwy (za niemieckimi
zaś pojechali i nasi) wstrząsający artykuł o diable w polityce i życiu.
Sprzymierzajcie się – woła[11]
– z kim chcecie, tylko nie z diabłem! A wam się zdaje, że macie do czynienia z
ludźmi i że w spółce z nimi dobre geszefty11 robić będziecie.
Geszeft zaćmił wam świat idei, nie jesteście zdolni do idei, oni zaś ideę mają
– ideę szatańską, ideę nienawiści, ideę walki z Bogiem, ideę piekła. I piekłu
służą, odbicie piekła noszą w duszach, na twarzach, a wy z nimi – to znaczy z
diabłem – w chwili, gdy to piszę, siadacie do stołu i z nim, pijąc kachetyńskie wino, zajadając astrachański kawior,
zawieracie przymierze! O, jakbym chciał, aby te słowa moje doszły do was,
abyście zrozumieli, że idzie, że pędzi i zbliża się coś, czego ludzkość
dotychczas nie przeżywała – że piekło, że diabeł nie jest wymysłem, nie jest
zmorą, ale jest rzeczywistością! Niedawno spotkałem podeszłą wiekiem Rosjankę;
trzy razy skazywana była na śmierć. Groza rzeczy, które widziała, tragiczne
nieszczęścia, co na nią padały, uduchowiły jej oblicze wdziękiem niezmiernej
dobroci; nigdy równie pięknego nie oglądałem. „Opowiedz światu – mówiła – że
diabeł jest…”
A ta niemoc nasza skąd pochodzi? Wiek XIX, im bliżej ku końcowi, tym
bardziej poddawał się upojeniu postępem, postępem w nauce, w ujarzmiających
naturę odkryciach i wynalazkach. Idea wszystkich na tym opartych technicznych,
gospodarczych, politycznych możliwości zdobywała demoniczną władzę nad
człowiekiem. Postęp był więcej niż hasłem, był bogiem prawdziwym, którego symbolem
maszyna, ewangelią – gazety. Odbijało się to i na religii; katolicyzm stawał
się jakiś nieśmiały. „Jak blada, jak ślamazarna była nasza modlitwa, jak
skupieniu naszemu przeszkadzali nieproszeni goście z błyskotliwego i
błyskotkami wabiącego świata, gdzie się kłaniano bożkowi postępu”. Z drugiej
strony, jaka podejrzliwość, jaki brak wielkoduszności, jaka ciasnota myśli i
duszy ujawniała się nieraz w stosunku do tych, którzy marząc o pojednaniu
kultury z religią, szukali nowych dróg, nowych stanowisk! Ilu to pracowników
dobrej woli i gorącej wiary odepchnięto i złamano im życie”.
Słowa powyższe wziąłem z pism jednego z najwybitniejszych katolików
niemieckich, prof. Hermana Platza12 [12]. Poznałem go przed dwoma laty na katolickim
polsko-niemieckim kongresie pacyfistycznym w Berlinie. Nie zapomnę, jak mnie
tam uderzał widok modlących się Niemców. Zaprawdę daleko, bardzo daleko od
rzeczy z tego świata były wtedy ich dusze. A byli to przeważnie uczeni,
literaci, politycy. Po nabożeństwie, albo wieczorami, po posiedzeniach,
odbywaliśmy – prof. Platz i ja – wspólne przechadzki
i zbliżyliśmy się wzajemnie. Co nas zbliżyło? „Ile razy – mówił on – zdawało mi
się być wśród obcych, stwierdzałem, że prędko i łatwo dochodzą do porozumienia
między sobą ci, co ideał liturgiczny noszą w sercu”.
W naszym, na ogół religijnie płytkim społeczeństwie, słyszano coś
niecoś o ruchu liturgicznym. Ale i wśród tych, co słyszeli, nie każdy się
domyśla, jak głębokie są jego źródła. Ruch ten jest reakcją przeciw temu
zniedołężnieniu uczucia religijnego, temu onieśmieleniu i zanikowi myśli
religijnej, które były odbiciem zapatrzonej w potęgę człowieka i hałaśliwej
religii postępu wraz z wynikającą z niej, a pyszniącą się zdobyczami w zakresie
techniki, na wskroś materialistyczną i zarazem demagogiczną kulturą, która
żądzą używania porywała i wykolejała jednostki, zacierała świadomość grzechu i
konieczność oczyszczenia się z niego, i tym samym niszczyła boski pierwiastek w
człowieku, duszę przeistaczała w jakąś kupę gruzów.
„Dusza! Jakże dziwnie – mówi Hermann Bahr13 – brzmiał ten
wyraz w uszach człowieka z kulturą wielkomiejską! Co to jest dusza, kto ma
duszę, kto ma czas mieć duszę”?![13]
Ale przyszły straszliwe doświadczenia wojny i rewolucji, patrzyliśmy, jak w
ręku walących się i skołatanych dusz rozwalał się świat, przypomnieliśmy robie, że cały rozwój dziejowy toczy się drogą
periodycznych wstrząśnień, w których człowiek bezmyślnie niszczy to, co sam
mozolnie budował.
Obudziła się tęsknota za organicznością, za organicznym ładem, tak w
każdej pojedynczej duszy, jak i w życiu społecznym; tęsknota, jak się wyraża H.
Platz, za wyjściem z antropocentrycznego chaosu, a
wejściem w teocentryczny Kosmos. Zrozumiano, jaką potęgą kształcącą,
wprowadzającą ów ład do duszy i darzącą ją spokojem jest wspólna modlitwa w
obcowaniu ze Świętymi. Znajduje ona wyraz w liturgii. „Liturgia – głębokie i
piękne słowa H. Platza[14] – wprowadza nas w samą istotę bytu,
istota bowiem bytu streszcza się w ofierze, spełnionej na Golgocie, ceremonie
liturgiczne są gloryfikacją Boskiego Sakramentu, który ofiarę tę uwiecznia”.
Eucharystia jednoczy nas z Chrystusem i w Chrystusie jednoczy nas wszystkich,
jednych z drugimi (nosque inter nos in eodem Christo conciliat et conjungit),
jedno ciało z nas czyniąc (veluti unum corpus coagmentat).
Powiadają, że ruch liturgiczny nie jest rozwiązaniem palących
zagadnień współczesnych, bo ucieczką jest od rzeczywistości: laetatus sum in his quae dicta sunt mihi: in domum Domini ibimus [rad to słyszę, że dom Pański nawiedzić mamy]; a
tam, w tym domu Bożym, w skupieniu, w które wprowadza nas poważny, uroczysty
śpiew gregoriański, w zachwycie, którym porywają psalmy nieszporne, nie na ziemi
czujemy się, lecz nad ziemią. Ale ucieczka taka jest konieczna. In monte sancto, na górze
świętej, ponad zgiełkiem świata i wyziewami nizin, rzeźwi i wzmacnia świeże
tchnienie gór. Dusza, ogłuszona wrzawą ścierających się namiętności w walce
narodów, klas i interesów, hasłami
burzliwych wieców partyjnych, odzyskuje spokój, moc i świadomość swej
mocy. Tam uczy się patrzeć oczami Boga na świat i na życie”[15], tam wyzwala się z niedecyzji, z
chwiejności, cechującej nas, ludzi z tego świata, ludzi nowoczesnych, miotanych
jak okręty na morzu, wichrem sprzecznych prądów. Tam utwierdzamy się w
katolickim poglądzie na świat i na życie, że znaczenie i sens życia leży w
apostolstwie, że iść powinniśmy w świat, zdobywać świat, przeobrażać go i
uświęcać[16].
Im głębiej rozumieć będziemy, że liturgia – powiedział opat Herwegen14
– jest podstawą chrześcijańskiej sztuki życia, tym skuteczniejsza będzie praca
nasza nad uzdrowieniem kultury nowoczesnej.
Czy uzdrowimy ją? Czytamy w Ewangelii, że przyjdą czasy, „gdy ludzie
schnąć będą od strachu i oczekiwania tych rzeczy, które będą przychodzić na
wszystek świat” (Luc. XXI). Czasy te już przyszły
tam, o miedzę od nas – i do nas idą. Winni temu są ci, co przeszkodzić mogli, a
nie przeszkodzili: myśliciele i pisarze, jak R. Rolland15, którzy
podłym frazesem, iż ze zła rodzi się dobro i szczęście, zagłuszyli w sobie
sumienie i nie słyszą jęku swych bliźnich, torturowanych i mordowanych tam, w
Rosji; winni są publicyści, którzy z ulicy biorą hasła i za pomocą prasy
urabiają opinię; winni ci, których oślepia chciwość i w interesy z diabłem
wchodzą; a najwinniejsze są rządy, które kłaniając
się i zabiegając o łaskę opętańców moskiewskich, tym samym wyrok śmierci sobie
samym piszą.
Czy da się odrobić to, co dopuściła bezmyślna niedbałość, czy da się
odeprzeć najście potęg ciemności? Nie wiem, ale to pewne, że ciężkie próby mamy
przed sobą. Może niejednego z nas czeka męczeństwo. Niechże gotowi będą ci, co
są i co chcą być hufcem Chrystusowym – Gens
Santa [ród niezłomny]!
Przypisy
1
Fryderyk Muckermann (1883-1946) – niemiecki jezuita,
duszpasterz, dziennikarz i pisarz. Studiował filozofię, filologię germańską i
teologię; święcenia kapłańskie uzyskał w 1914 r. W latach 1926-1931 wydawał
katolickie czasopismo literackie „Der Gral”. Był
jedną z najważniejszych postaci niemieckiego kościoła katolickiego pierwszych
dziesięcioleci XX wieku, od najwcześniejszych lat wyrażając ostry sprzeciw
wobec tendencji antychrześcijańskich i narodowo-socjalistycznych. W 1916 r.
założył w Wilnie Ligę Robotniczą – pierwszy katolicki związek zawodowy w
Polsce. W 1934 r. wyemigrował do Holandii, gdzie wydawał dla uchodźców
niemieckich czasopismo „Der deutsche Weg”. W 1935 r. otrzymał posadę profesora w Instytucie
Studiów Orientalistycznych w Rzymie. W roku 1937 wyjechał do Wiednia, w 1938 –
do Paryża. Aż do czasu zajęcia francuskiej stolicy przez Niemców, regularnie
brał udział w audycjach radia paryskiego, nawołując do sprzeciwu wobec reżimu
narodowo-socjalistycznego. W 1943 r. uszedł do Szwajcarii, gdzie doczekał końca
wojny.
2 Friedrich
Wilhelm Foerster (1869-1966) – niemiecki etyk, pedagog, socjolog, twórca
filozofii wychowania jako kształtowania charakteru, koncepcji wychowania do
wolności wyboru; profesor uniwersytetów w Wiedniu i Monachium, od 1920 r. na
emigracji; przedstawiciel pedagogiki chrześcijańskiej, występował przeciwko
niemieckiemu militaryzmowi i nacjonalizmowi. Autor O wychowaniu obywatelskim.
3 Maurice Blondel (1861-1949) – francuski filozof, przedstawiciel
modernizmu katolickiego; napisał m.in.: L’action. Essai
d’une critique de la vie et d’une science de la pratique
(1893), La pensée (1934), Exigences philosophiques du christianisme
(Filozoficzne wyzwania chrześcijaństwa, wyd. pol. 1994).
4 Paweł Apostoł
(Paweł z Tarsu, ok. 10-ok. 65) – święty,
najważniejszy misjonarz i teolog wczesnego chrześcijaństwa, zwany Apostołem
Narodów. Autor Listów świętego Pawła, główna postać Dziejów
Apostolskich. Urodził się w Tarsie (Cylicja), w rodzinie żydowskiej
należącej do faryzeuszów, mającej obywatelstwo rzymskie; miał na imię Saul
(spolszczenie Szaweł), używał jednak innego — Paweł (gr. Paulos).
Studiował w Jerozolimie u Gamaliela I; był
przeciwnikiem chrześcijaństwa; nawrócił się ok. 35 r. w drodze do Damaszku,
ujrzawszy w wizji Chrystusa. Około 44 r. został przez chrześcijan
antiocheńskich wysłany wraz z Barnabą w tzw. I podróż misyjną. Objęła ona Cypr
i południową Azję Mniejszą (m.in. Antiochię w Pizydii,
Ikonium, Listrę, Derbe). Około 49 r. z Sylasem wyruszył w II podróż misyjną do Azji Mniejszej
(zwłaszcza Galacja), Macedonii (Filippi,
Tessalonika, Berea) i Grecji (Ateny i Korynt, 50-
-52 r.). Po powrocie do Antiochii niebawem rozpoczął III podróż misyjną (2 lata
spędził w Efezie i 3 w Grecji, zwłaszcza Koryncie). W latach 51-57 napisał
większość swych listów. Około 58 r. pod wpływem oskarżeń żydowskich aresztowany
przez władze rzymskie i więziony 2 lata w Cezarei Palestyńskiej; po odwołaniu
się do cesarza, odesłany statkiem do Rzymu, gdzie przebywał w areszcie domowym,
po czym prawdopodobnie został zwolniony i odwiedził Grecję, być może także
Hiszpanię; po śmierci św. Piotra prawdopodobnie przewodził gminie chrześcijan w
Rzymie. Zginął w Rzymie podczas prześladowań chrześcijan za panowania cesarza
Nerona.
5
Władimir Siergiejewicz Sołowjow (1853-1900) –
rosyjski filozof i poeta. Postulował stworzenie wolnej teozofii (syntezy
filozofii, teologii i nauki) oraz wolnej teokracji (jedności katolicyzmu i
prawosławia w ramach monarchii). Tematy jego wypowiedzi – krytyka
indywidualistycznego liberalizmu i socjalizmu marksistowskiego, protest
przeciwko nacjonalizmowi i antysemityzmowi, karze śmierci i wyzyskowi
robotników, obrona wolności religijnej, godności człowieka i prawa narodów,
koncepcja sprawiedliwości jako celu porządku społecznego, są kwestiami
roztrząsanymi przez świat chrześcijański XX wieku. Sołowjow wywarł wielki wpływ
na rozwój rosyjskiego symbolizmu. Główne prace z zakresu filozofii: Krizis zapadnoj fiłosofii: protiw pozitiwistow (1874), Istorija
i buduszcznost’ tieokratii
(1887), Kratkaja powiest’
ob Antichristie (1899);
ponadto: wybór poezji Stichotworienija (1891),
poemat Tri swidanija (1898), liryka
polityczna, np. Ex oriente lux
(1890), sztuki teatralne, m.in. Biełaja
lilija (1893), eseje o wybitnych twórcach, także
o A. Mickiewiczu.
6 Sokrates (469-399
p.n.e.) – filozof grecki, jeden z najsłynniejszych w całych dziejach filozofii;
nauczyciel Platona. W młodości związany ze stronnictwem peryklejskim, ostatecznie
stał się przeciwnikiem demokracji, co było prawdziwym powodem wytoczonego mu w
399 r. procesu. Skazany na śmierć przez otrucie cykutą. Sokrates nie stworzył
zamkniętego systemu filozoficznego; podkreślając świadomość własnej niewiedzy
(„wiem, że nic nie wiem”), uznawał istnienie absolutnego dobra i absolutnej
prawdy, a prowadzenie ludzi ku jej poznaniu – za swą misję życiową; środkiem
poznania była według Sokratesa metoda żywego dialogu, złożonego z części
krytycznej (zbijanie argumentów rozmówcy) i z części konstruktywnej (pomoc w
dochodzeniu do prawdy); uważał, że bezwzględnym i najwyższym dobrem człowieka
jest cnota moralna, wiążąca ze sobą dobro i pożytek oraz udzielająca szczęścia;
warunkiem dostatecznym cnoty jest wiedza etyczna, a wszelkie zło pochodzi z
nieświadomości.
7 Klemens Aleksandryjski (Klemens z Aleksandrii,
Titus Flavius Clemens,
ok. 150-ok. 215) – grecki filozof i teolog wczesnochrześcijański, Ojciec
Kościoła. Pierwszy z wielkich apologetów wczesnochrześcijańskich. Uczeń Pantajnosa i nauczyciel Orygenesa. Przyczynił się do
przyswojenia filozofii starożytnej, szczególnie platonizmu i neoplatonizmu,
przez chrześcijańską teologię (gnoza chrześcijańska). Najważniejsze dzieła: Kobierce,
Czy człowiek bogaty może być zbawiony.
8 Lucien Laberthonnière (1860-1932)
– francuski filozof i teolog, jeden z głównych przedstawicieli modernizmu
francuskiego. Autor m.in.: Théorie
de l’éducation (1901), Essais
de philosophie religiouse
(1903), Positivisme et catholicisme
(1911).
9 Ottokár Prohászka (1858-1927) –
biskup diecezjalny w Székesfehérvarze,
największa postać węgierskiego katolicyzmu XX wieku, przywódca odrodzenia
katolicyzmu na przełomie wieków. Studia ukończył w Rzymie, tam też otrzymał
święcenia kapłańskie. W 1905 r. otrzymał święcenia biskupie. Zasłynął swoimi
rekolekcjami, kazaniami, licznymi pracami teologicznymi, które zostały
przetłumaczone na wiele języków.
10 Franciszek z Asyżu
(Biedaczyna z Asyżu, Franciszek Seraficki, właśc. Giovanni Bernardone,
ok. 1181-1226) – włoski zakonnik i kaznodzieja, kanonizowany w 1228 r.,
założyciel zakonów: franciszkanów, klarysek oraz tercjarzy. Syn bogatego kupca
i właściciela składu sukna, w 1205 r., pod wpływem tajemniczej wizji w Spoleto,
rozpoczął posty i długotrwałe modlitwy oraz posługę trędowatym. Wydziedziczony
przez ojca za wykorzystanie rodzinnych pieniędzy na odbudowę kościołów i pomoc
ubogim, oddał się w opiekę Bogu i rozpoczął pracę kaznodziejską, nawołując do
surowego ubóstwa i miłości bliźniego. Żarliwy, pokorny, obdarzony żywą wyobraźnią
poetycką, inteligencją i silną intuicją Franciszek zdołał pogodzić potrzebę
kontemplacji z aktywnością misyjną. Pozostawił konkretny wzór świętości i
szczególny sposób poszukiwania Boga, widzenia go w istotach żywych i w naturze
oraz niezachwianego dążenia ku niemu.
11 Geszeft – z
niem. Geschäft, (nieczysty) interes, (nieuczciwa)
transakcja handlowa; spekulacja, kombinacja, afera.
12 Hermann Platz (1880-1945) – niemiecki humanista i filozof kultury.
13 Hermann Bahr (1863-1934) – pisarz austriacki, krytyk teatralny i
literacki. Autor dramatów, powieści.
14 Ildefons Herwegen (1874-1946) – niemiecki benedyktyn, historyk i
liturgista, założyciel i opat (od 1918 r.) opactwa w Maria Laach
niedaleko Koblencji, jeden z przywódców niemieckiego ruchu liturgicznego.
15 Romain Rolland (1866-1944) –
francuski pisarz, muzykolog. Wykładał na Sorbonie, był żarliwym działaczem na
rzecz pokoju, współpracy narodów oraz obrony godności ludzkiej. W 1915 r.
otrzymał literacką Nagrodę Nobla. W roku 1927 stanął na czele Międzynarodowego
Komitetu Antyfaszystowskiego. Był autorem przenikniętych humanitaryzmem
powieści (Jan Krzysztof, Dusza zaczarowana, Colas
Breugnon), dramatów historycznych, biografii
twórców (m.in. L. van Beethovena), dzienników.
[1] Por. miesięcznik „Der Gral”, marzec 1931.
[2]
F. Förster, Christus und das menschliche Leben, Bemhardt,
München 1922, por. s. 12-17.
[3]
L. Laberthonnière, Pages choisies,
Vrin, Paris 1931, por. s. 121-122.
[4]
Por. M. Blondel, L’Action,
s. 354.
[5] Por. ostatnie jego dzieło: Tri
razgowora (Trzy rozmowy), 1900.
[6] Wizjonistą
nazywam Włodzimierza Sołowiewa, ponieważ zdumiewająco
dokładnie sprawdzały się i sprawdzają genialne jego intuicje
filozoficzno-historyczne. W roku 1894 przewidział wojnę Rosji z Japonią i
klęskę, którą Rosji zadadzą „wodzowie z dalekich wysp Wschodu” i która będzie
początkiem końca Rosji i ostatniej epoki dziejów.
[7]
Conf. Ks. VII, r. 10.
[8]
L. Laberthonnière, dz. cyt.,
s. 17-18.
[9] O. Prohászek,
Rozmyślania o Ewangelii, t. II, Kraków 1926, s. 441. Przekład ks. H.
Lubińskiego T. J. Por. M. Zdziechowski, Węgry i dookoła Węgier, Wilno
1933.
[10] O. Prohászek,
dz. cyt., t. II, s. 368-369.
[11] „Der Gral”,
kwiecień 1931. Słowa autora przytoczone są w skróceniu.
[12]
Das Religiöse in der Krise der Zeit, Einsiedeln, Benziger,
por. s. 8-9 i 159-160.
[13]
Cytuje H. Platz w Grossradt
und Menschentum, Kösel u. Pustet 1924.
[14]
Por. H. Platz, Zeirgeist
und Liturgie, por. s. 82.
[15] Ibidem, s.
114.
[16] Por. H. Platz, Das Religiöse, s. 184.