Artykuł
Rozmowa o protekcji i wolnym handlu

„Czas. Dodatek miesięczny”. T. 1, [z. 2] (luty 1856), s. 323-331

Quod tu dicis, pro nihilo computabitur (de Imit. L. III. 49)

 

Tuż u Krakowa gdzie jest rzeczka Prądnik, niedaleko szczątków biskupiego zamku wsławionego rozmową o Dworzaninie, zeszli się byli jednego wieczora pan Piotr i pan Wacław. Ci więc dwaj obywatele myśląc jak niegdyś X. Biskup Samuel Maciejowski, ażeby się nie mogła znaleźć jaka insza krotochwila, nie ta ustawiczna karty[1] – rozmawiać poczęli o taryfie cłowej, aż na koniec toczyć poczęła się rzecz o samej zasadzie protekcyjnej. Zatem powiedział pierwszy:

Pan Piotr. Żadnej zasady nie można nazywać absolutnie dobrą, bo się żadna nie daje w praktyce ściśle zastosować: żadnej też zasady nie można absolutnie potępić. Chociażby więc było dowiedzione, że system prohibicyjny jest złym, wszelako nie dlatego system protekcyjny musi koniecznie być nic nie wart i zalet nie mieć żadnych.

Pan Wacław. O zaletach pomówimy zaraz, ale naprzód raczcie zauważyć, iż system protekcyjny w bardzo wielu przypadkach stanie się prohibicyjnym. Przypomnę wam sławną skalę ruchomą w Anglii, wskutek której protekcja stawała się wyraźną prohibicją, jak tylko kwarter pszenicy spadał na 51 szylingów, bo wtenczas cło 20 szylingów wynosiło. Nie trwało to długo, a słyszałem sam jak Robert Peel wyrzekł się z szlachetną otwartością tej skali, dążąc do zniesienia wszelkiej protekcji.

Pan Piotr. Były tam różne widoki uboczne; dajmy pokój z historią zagraniczną, a jeśli tego potrzeba, mówmy o protekcji ab ovo. Pytam się was, czy przyznajecie, iż cały kraj ten nasz polski żyje z rolnictwa?

Pan Wacław. Otóż przepraszam: naród nie żyje z rolnictwa, lecz z chleba, i głodu cierpieć nie będzie, jak długo zboże skądkolwiek pochodzące, będzie zapełniać targi konsumpcyjne.

Pan Piotr. Chciałem powiedzieć, iż dobry byt narodu zawisł głównie od powodzenia rolnictwa.

Pan Wacław. A ja powtórzę, że narodom zależy daleko więcej na tym, żeby chleb był tani, aniżeli na tym, żeby rolnictwo było doskonałe. Niezawodnie rolnictwo zasługuje na wszelką opiekę co do działań i robót: zasługuje też na wielkie poważanie jako środek dostarczania żywności, jednak nie jest środkiem wyłącznym, a nigdy nie będziecie mogli dowieść, aby rolnictwo było zadaniem i celem ludzkości! Przeto, będziemy zawsze przeciwnikami ustaw, wskutek których człowiek zostawałby zmuszony opłacać robotą czterodniową te przedmioty potrzeb, które dostanie pracą dwudniową kiedy tych ustaw nie ma.

Pan Piotr.  Ależ te ustawy utrudzając dowóz np. zboża obcego, będą właśnie mieć za skutek polepszoną uprawę i większą obfitość produkcji.

Pan Wacław. Znamy to twierdzenie, i znamy jego mylność. Chcecie pokrywać wielkie nakłady produkcji za pomocą sztucznego podniesienia cen targowych: w istocie pod zasłoną energicznej protekcji, potrafilibyście nawet wokoło Sukiennic krakowskich produkować sandomirkę. Czemuż więc nie zamknąć rogatek, ograniczając mieszkańców na żywności wewnętrznej? Intrata właścicieli miejskich podniosłaby się niezmiernie, a wy powiadacie, że zbogacenie właścicieli pociągnie za sobą bogactwo robotników. My zaś utrzymujemy, iż drożyzna jest znakiem niedostatku, a niedostatek chleba być nie może pierwiastkiem bogactwa powszechnego.

Pan Piotr. A przecież za podrożeniem chleba idzie zawsze podniesienie ceny zarobkowej.

Pan Wacław. Niekoniecznie, bo to jednoczesne zjawisko skutkiem być może powszechnego zniżenia wartości pieniędzy przez wielki napływ gotowizny albo przez deterioracją waluty; ale gdzie te okoliczności nie miały miejsca i lud roztropnym został, tam robota bywa najdroższą kiedy chleb najtańszy a najtańszą kiedy chleb najdroższy. To jest bardzo oczywiste. Gdyby chleb był darmo rozdawany przez Rząd, czy pieniędzmi nakłonilibyście ludzi do pracy? Cóż naturalniejszego od tej prawdy, że ceny wypływają z porównania pomiędzy żądaniem a zapasem targowym?

Pan Piotr. Bądź jak bądź: rzeczą jest najpierwszą zapewnić dobre ceny tym, którzy mają zaopatrywać targi zbożem.

Pan Wacław. Za tym ja jestem tak dobrze jak wy, ale jeżeli zaprowadzić chcecie prawo zapewniające zyski tym, którzy zboże sprzedają, wtenczas my żądać będziemy praw zapewniających dobre zarobki tym, którzy zboże muszą kupować. Wnet za taryfą protekcyjną dla zboża, musi nastąpić taryfa protekcyjna dla roboty. Czyż tego żądacie?

Pan Piotr. Nie widzę żadnej potrzeby zatrudnienia się kwestią zarobków, ponieważ wiadomo jest dobrze, iż podniesienie ceny chleba pociągnie za sobą koniecznie podniesienie ceny zarobków. Bo jak chleb podrożeje, robotnik nie mogąc wyżyć dawną zapłatą, będzie musiał wymagać zapłaty wyższej.

Pan Wacław. Że będzie wymagać, o tym nie wątpię – ale czy otrzyma? Ja temu nie dam wiary, jak długo Rząd ustanowiwszy protekcję dla producentów zboża, nie obmyśliłby zarazem protekcji dla robotników. Można by argument przeciwko wam obrócić, mówiąc, iż podwyższenie ceny zarobków pociągnie za sobą bardzo naturalnie podwyższenie cen zbożowych.

Pan Piotr. Przez słowa wasze przebija się socjalizm: chcecie by Rząd wszystko regulował.

Pan Wacław. My broń Boże tego nie chcemy. Wyście to powołali Rząd do regulowania cen zbożowych, my zaś stawiamy alternatywę. Albo niech Rząd reguluje wszystkie stosunki handlowe, albo niechaj nie będzie protekcji dla nikogo a sprawiedliwość dla wszystkich. Powiadacie o socjalizmie, ale czyż socjalizm jest czym innym jak logicznym wypadkiem nielogicznych założeń? Socjalizm przemysłowy jest „reakcją chciwości robotnika przeciw chciwości fabrykanta, jak socjalizm umysłowy reakcją bezbożności ludu przeciw ateizmowi bogatych”. Miejcie wszyscy wiarę w duszy a sprawiedliwość w czynach, a socjalizm zniknie, który inaczej was wytępi, jak ogień Sodomę.

Pan Piotr. Zostawmy więc na boku rzecz zbożową, a nawet unikajmy stosunków krajowych. Pójdzie spokojniej dysputa. Ot mówmy o fabryce żelaza we Francji. Jest bez wątpienia największej wagi dla Francji, żeby miała fabryki żelaza.

Pan Wacław. Niestety muszę znowu sprzeciwić się temu założeniu. Francja potrzebuje koniecznie mieć żelaza obficie, lecz nie potrzebuje koniecznie robić przy żelazie. Tak co do sukna. Nie chodzi o to, żeby Francuzi fabrykowali dużo sukna, lecz o to, żeby się można we Francji ubierać wygodnie i tanio.

Pan Piotr. Podług tego, żaden więc naród nie powinien nic robić?

Pan Wacław. Bardzo przepraszam: każdy naród powinien produkować jak najwięcej tych przedmiotów, którym sprzyjają najbardziej natura kraju i usposobienie mieszkańców. Powinien produkty odbytu sprzedawać jak najdrożej, a produkty potrzeby dostawać jak najtaniej.

Pan Piotr. Nie uznajecie więc pracy krajowej jako bogactwo, które...

Pan Wacław. Darujcie że przerywam, ale nie mogę przepuścić grubego błędu. Praca sama przez się nie jest bogactwem, chociaż jest koniecznym pierwiastkiem bogactwa: a źle przystosowana żadnego nie ma znaczenia ekonomicznego. Niechby np. spodobało się komu użyć dwudziestu robotników do kopania studni tuż obok źródła, a dziesięciu murarzy do zamurowania tegoż źródła: czyliż stąd pomnożyło się jakimkolwiek bądź sposobem bogactwo krajowe? Bynajmniej: tylko źle użyto wielkiej pracy. Wolelibyście darować pieniądze robotnikom a nie zabierać im czasu. Czyż zmarnowanie godzin i sił, zużycie narzędzi i ubrania itp. znalazło wynagrodzenie przez to, że można będzie ciągnąć wiadrem wodę, po którą przedtem trzeba się tylko było schylić? Za waszym zdaniem, musielibyśmy opłakiwać wszelkie postępy mechaniki. Bo każdego skutkiem jest umniejszenie potrzeby siły czynnej, to jest pracy. Czyliż dobrze zrobili flisy na Oisie w r. 1848, gdy zniszczyli zakłady i dworce kolei żelaznej paryskiej, dlatego, że towary już na rzece nie bywały balowane? Przecież z protekcjonistów nikt nie śmiał za nimi przemówić.

Pan Piotr. Ale bo flisy nie czynią żadnych wkładów, a zatem nie mogą żądać protekcji. Przeciwnie wielki fabrykant wkłada swój majątek będący częścią bogactwa narodowego, a zatem słusznie może żądać protekcji od narodowego rządu. Weźmy jeden przykład na okazanie całej ważności fabryk krajowych. Oto weźmy industrię świecową: czyliż może się kraj bez świec obchodzić? A fabryki świec czyliż nie upadną jakby tylko wszyscy mogli bezpłatnie domy swoje oświetlać?

Pan Wacław. Naprzód co do wkładu flisów, nie mogę zdania waszego podzielić. Oni stawiają wszystko co mają, a większego wkładu nikt uczynić nie może. Przecież o tym innym razem, a teraz pomówmy o stracie wynikać mającej dla narodu z upadku fabrykantów świec. Myślę sobie nieraz, jaka by to radość powstała pomiędzy tymi panami, gdyby słońce zaszło na wieczny spoczynek! Jaka to radość między fabrykantami sukna, gdyby chmura molów obsypywała periodycznie i często nas wszystkich. Ale żeby naród był uszczęśliwiony ciągłym życiem przy świecach i nieustannym przebieraniem się – tego żaden protekcjonista nie raczył dotąd dowieść. Nie ma więc tak bardzo koniecznego związku między powodzeniem fabryki którejkolwiek pojedynczo wziętej, a narodowym bogactwem. W tym przypadku fabrykacji świec, prawda że fabrykanci straciliby wiele na zmniejszeniu się odbytu, ale nie ucierpieliby na tym konsumenci i niekoniecznie podupadłby w ogóle przemysł narodowy. Upadną fabryki świec przez sprowadzoną taniość oświetlenia, to natychmiast wynikająca oszczędność może dać początek formowaniu się nowych kapitałów, może też sprawić większy pokup innych wyrobów i obfitsze wynagrodzenie innych robót. Proszę widzieć co w Anglii stało się wskutek taniości chleba.

Pan Piotr. Wychodzicie poza wasze położenie, a nawet poza praktyczne stosunki. Zostawmy na boku ideologiczne szermierstwa z postaciami własnego utworu. My bierzemy rzeczy praktycznie. Powiadamy więc, iż kraj obcy może wyrabiać produkty taniej daleko od nas, bądź wskutek obfitości materii surowych, bądź wskutek obfitości pieniędzy, albo przez inne przyczyny. Wtenczas produkt zagraniczny sprowadzony do sklepów naszych zniszczyłby do szczętu fabryki krajowe.

Pan Wacław. Muszę odpowiedzieć na zarzut niepraktyczności, który zwykliście czynić jak tylko nadmienimy o zmianie jakiejkolwiek. Wszystko to zdaje się wam niepodobne, co dla was jest nowe: macie za niepraktyczne co dotąd nie widzieliście praktykowane. Czyż należy potępić rzecz nie poznawszy jej dokładnie? Niepraktycznymi zwano lokomotywy w r. 1829, w tej samej chwili, w której Stephenson wysyłał na próbę lokomotywę Rockets po kolei Liverpool-Manchester. Niedowiarka zgruchotała mściwa maszyna. Symboliczne to zdarzenie powinno być przestrogą dla praktycznych mędrców. Nie trzeba wyśmiewać i nazywać niepraktycznymi tych rzeczy, których nie robiliście dotąd, i tych, których dobrze nie znacie. Jest w człowieku duch niezmordowanego postępu objawiający się tylko w działaniu i któremu granice niełatwo przepisać. Rzecz jest możebną każda, jak tylko złą nie jest – a rzecz możebna zostanie praktyczną przez oswojenie. Przebaczcie żem to zboczenie uczynił, dotknięty nieustannymi zarzutami niepraktyczności. – O czymże była mowa? Ah – fabryki świec upadały, a naród miał tracić na tym, że fabrykacja zmniejszoną a handel przywozowy powiększonym zostały. Otóż uczynię te uwagi, że konsumenci nie tracą na tym, iż światło będzie ich mniej kosztować, a oni przecie niepoślednią część narodu tworzą. Kupcy trudniący się dowozem i handlem także liczą się do narodu, a przynajmniej liczyć się powinni. Jeśli zaś naród tak nieszczęśliwie jest usposobiony, że ani handlu swojego nie potrafi utrzymać, ani prowadzić fabryki na równi z narodami obcymi, jeżeli mówię, nie ma w narodzie ani kapitałów, ani nauki, ani pracowitości, czyliż prawa protekcyjne potrafią w tak martwą masę wlać życie? Los narodów jest wypadkiem ich własnego usposobienia: nie da się ustawami kierować. Dlaczegóż fabrykant angielski nie dba o protekcję? Dlaczego modli się o nią do ministerstwa fabrykant austriacki albo francuski? Bo Anglik pracuje, kiedy na kontynencie potrzeba protekcji: jednemu, żeby miał czas politykować, drugiemu, żeby przy kuflu piwa mógł fajkę tytoniu wypalić, trzeciemu... ale mniejsza o to. Właściciele ziemscy angielscy, którzy chcą protekcji sami nie są gospodarzami. Dzierżawcy zaś o protekcję nie stoją.

Pan Piotr. A co do tego, dajecie się za daleko uwodzić zapałowi waszemu. Dzierżawców angielskich wielka liczba jest za protekcją.

Pan Wacław. Zdanie wasze z moim da się łatwo pogodzić. Rzecz albowiem ma się w ten sposób. Czynsze zostały powszechnie wyrachowane na podstawie cen dawnych, zaś dzierżawcy zawsze dla zysku własnego starać się będą o zniżenie czynszów. Ale zysk dzierżawcy wypływa z różnicy pomiędzy jego dochodem ryczałtowym a rentą, którą w czynszu płaci właścicielowi. Kiedy więc właściciele poczęli narzekać na upadek renty ziemnej wskutek wolnego dowozu zboża, a to w celu obalenia ministrów, wnet skorzystali z tego narzekania dzierżawcy. Oni powiadają bardzo słusznie: „albo żądajcie mniejszej renty ponieważ uznajecie, iż ona upadła, albo przywróćcie protekcję, w której upatrujecie ratunek od takowego upadku”. Wiedzą zaś bardzo dobrze, że przywrócenie praw zbożowych jest wcale niemożebne. Żądanie dzierżawców angielskich jest istotnie o zniżenie czynszów, a może najbardziej o ustanowienie trwalszych stosunków dzierżawnych. Widzicie więc, iż obaj mamy prawdę za sobą. Słusznie mówicie, że wielu dzierżawców woła za protekcją, ale przyczynę wam tłumaczę, okazując w tym żądaniu sposób zniżenia czynszów a nic więcej.

Pan Piotr. Gdyby rządy nasze miały takie jak wy zasady, to granice stałyby otworem dla ziarna, bydła, i wyrobów z całego świata, a my umieralibyśmy z niedostatku.

Pan Wacław. Przeciwnie, nie brakowało by nam na niczym.

Pan Piotr. Skądże pieniądze na zapłacenie tego napływu?

Pan Wacław. O to, proszę was, turbować się nie trzeba. Jakby nie było pieniędzy, to nie będzie i dowozu. Mnie przecie zdaje się, że w handlu większym nie wszystko płacić się zwykło gotówką. Między jednym a drugim krajem następuje zamiana produktów, użyteczności i posług, a różnice wartości wypłacane bywają pieniędzmi. Jakby nasz kraj nic nie produkował, a kopalni złota nie miał, to by nic w zamian nie mógł otrzymać za nic. Hiszpania pomimo tego, że posiadała masy złota wydobytego niewolniczą robotą, nie produkując nic pracą własną, została wkrótce z rzędu narodów bogatych wykreślona. Bo lenistwo jest samobójstwem narodów, a lenistwa piastunką protekcja. Tak to wygodnie i miło robić bez natężenia pod zasłoną prawodawczego parawanu, którym protekcja otacza przemysł ospały, przeciw ożywiającym prądom współzawodnictwa! Ale gdzie nie leje się pot z czoła, tam postępu nie będzie i nie ma błogosławieństwa.



[1] Wyrażenie Łukasza Górnickiego.

Najnowsze artykuły