Mateusz Ambrożek: W pismach Bocheńskiego często widoczny jest jego przychylny stosunek do polityki ministra Józefa Becka. Czy to stanowisko nie kłóci się z projektowanym przez niego zbliżeniem polsko-niemieckim przed II wojną światową? Z czego wynikała sympatia do Becka?
Dr Maciej Zakrzewski: Poruszył Pan jedno z najciekawszych zagadnień związanych z refleksją geopolityczną Bocheńskiego. Otóż on stanowczo odrzucał tzw. doktrynę równowagi, zakładającą zachowanie równego dystansu pomiędzy dwoma ideologicznie zantagonizowanymi sąsiadami Polski, tj. Związkiem Radzieckim i III Rzeszą. Jednoznacznie wskazywał na fatalność tego rozwiązania. Problem polega na tym, że najwyraźniej Bocheński nie identyfikował polityki Becka z doktryną równowagi. Na łamach „Buntu Młodych” i potem „Polityki” nie padła nigdy żadna krytyka pod adresem tego ministra, natomiast zdecydowanie forsowano program współpracy z Niemcami. Bo polityka Becka do wiosny 1939 r. – w oczach Bocheńskiego i tego środowiska – była polityką mniej lub bardziej cichego sprzyjania imperializmowi niemieckiemu w nadziei, że jest to wstęp do wojny z Rosją. Za zerwanie tej współpracy zdecydowanie obwiniano polityków Rzeszy i konsekwentnie wspierano oficjalną linię ministra, z zaznaczeniem, że wojna polsko-niemiecka będzie katastrofą, gdyż jedynym beneficjentem tego starcia będzie Rosja. W przeciwieństwie m.in. do Ksawerego Pruszyńskiego czy Stanisława Mackiewicza, Adolf w latach wojny nie przypuścił nigdy ataku na Becka. Słowem, nie identyfikował on je polityki z obecnym rozumieniem tego terminu, spoglądał na fakty a nie na późniejsze interpretacje.
M.A.: Czy istnieją jakieś konkretne przykłady posunięć politycznych proponowanych przez Bocheńskiego w sprawie zmiany sytuacji Polski na arenie międzynarodowej? Czy raczej operował on ogólnymi pojęciami, których wykorzystanie miało na celu zmianę postrzegania środowiska międzynarodowego?
M.Z.: Bocheński był ogólnikowy jeśli idzie o kwestię, na czym miałaby polegać polska przychylność wobec planów niemieckich względem Sowietów. Natomiast starał się nakreślić wszelkie okoliczności temu towarzyszące: uzyskanie wspólnej granicy z Węgrami czy podkopanie regionalnej pozycji Czechosłowacji. W swoim traktacie Między Niemcami a Rosją otwarcie nazywa to państwo „chorym człowiekiem”. Można to było uzyskać przede wszystkim poprzez niepodległość Słowacji i, powiązane z zagadnieniem pierwszym, oddanie Zakarpacia Węgrom. W chwili odrywania od Czech Sudetów Bocheński nie wyrażał większego niepokoju. Jego zdaniem, Czechy były dyplomatycznym korytarzem łączącym interesy Francji i Rosji – układ z punktu widzenia polskiej racji stanu fatalny. Trzeci element to powołanie państwa ukraińskiego jako koniecznego elementu przyszłego układu międzynarodowego.
M.A.: Z jakich przesłanek wynikało poszukiwanie przez Bocheńskiego sojusznika w Niemczech? Czy inspirował się on np. pismami politycznymi swojej epoki?
M.Z.: Analiza geopolityczna Bocheńskiego była niezwykle prosta. Zmorą państwa polskiego jest położenie pomiędzy dwoma niezwykle silnymi organizmami politycznymi, których obopólne porozumienie zawsze będzie się odbywało kosztem Polski, często nawet za cenę jego istnienia. Pierwszym i najważniejszym celem polityki polskiej winno być przerwanie tych „geopolitycznych kleszczy”. Bocheński zauważał za Bainville’em, że Niemcy są politycznym monolitem (utrwalonym przez warunki pokoju wersalskiego). Rozbicie tego państwa nie wchodzi w grę. Natomiast Rosja, tym bardziej Rosja sowiecka, jest wewnętrznie niespójna, pod silnym i despotycznym aparatem władzy budzą się odśrodkowe siły narodowe. Jest ona wewnętrznie słaba, jej trwałe i polityczne rozbicie było, jego zdaniem, uzasadnione. Ten właśnie element przede wszystkim determinował, iż ostrze geopolityki kierowało się przeciw Rosji.
Pytanie poważniejsze brzmiało: jak należy to zrobić? Bocheński absolutnie nie liczył w tym względzie na Francję, która na wschodzie poszukiwała jedynie sojusznika o profilu antyniemieckim; absolutnie nie liczył też na iluzje współpracy środkowoeuropejskiej. Dopiero zniszczenie geopolitycznych kleszczy mogło stworzyć jakieś perspektywy kooperacji regionalnej. Polska jest podmiotem zbyt słabym w tym względzie. Jedynym państwem, które mogło spełnić tę rolę, były Niemcy po zwycięstwie Adolfa Hitlera w r. 1933. Środowisko „Buntu Młodych” i sam Bocheński pozytywnie odebrali dojście Hitlera do władzy (Ksawery Pruszyński pisze wtedy teksty na łamach „Słowa” i „Buntu Młodych”, jeden z nich był pod wymownym tytułem: „Inaczej niż 90 proc. prasy polskiej”), entuzjastycznie przyjęto pakt o nieagresji ze stycznia 1934 r. Antagonizm sowiecko-niemiecki po 1933 r., ewentualne agresywne plany Rzeszy wobec Związku Radzieckiego były to zjawiska, wedle Bocheńskiego, które dawały Polsce szanse na rozbicie, po trosze rękami Hitlera, owych fatalnych kleszczy. Trudno określić rolę Polski w tym procesie. Pisał on czasem o prawie przemarszu dla wojsk niemieckich, innym razem sugerował większy stopień zaangażowania. Natomiast wiedział, że póki Hitler ma agresywne plany wobec Rosji Sowieckiej, to musi liczyć się z Polską. To była optymalna koniunktura.
M.A.: Kto inspirował Bocheńskiego w tym względzie?
M.Z.: Z pewnością, jeśli idzie o sposób postrzegania spraw międzynarodowych, warto wskazać na tradycje stańczykowską, szczególnie Michała Bobrzyńskiego. Swoją pracę publicystyczną Adolf rozpoczyna od broszury – napisanej wraz z bratem Aleksandrem – pt. Tendencje samobójcze narodu polskiego – będącą explicite nawiązaniem do sposobu myślenia autora Dziejów Polski w zarysie. Stosunki międzynarodowe to przede wszystkim gra sił, walka o byt, w której racje moralne mieszczą się na drugim planie. W późniejszym okresie Bocheński nieco łagodził stanowisko. Ale nawet jeśli pisał o prymacie etyki nad interesem narodowym, to do roku 1939 nie wyciągnął z tego praktycznych wniosków.
W swojej kluczowej pracy zatytułowanej Między Niemcami a Rosją pisał otwarcie, iż musimy być cyniczni (bodajże chodziło wtedy o politykę względem Czechosłowacji). Orientacja proniemiecka jest w dużym stopniu inspirowana poglądami Władysława Studnickiego, ale Bocheński nie powiela jego schematów. Studnicki był tym polskim politykiem, który wziął sobie do serca niemiecką koncepcję Mitteleuropy, niekojarzonej, wedle niego, z konceptem niemieckiej hegemonii, ale regionalnej antyrosyjskiej współpracy, w której dużą wagę odgrywałyby nie tylko czynniki polityczne, ale i gospodarcze. Bocheński, podobnie jak Stanisław Mackiewicz, traktowali „grę na Niemcy” nie jako budowanie trwałego ładu, ale taktyczny sojusz antyrosyjski. W latach 30. publicyści „Buntu Młodych”, a potem „Polityki” często pojawiali się na łamach wileńskiego „Słowa”, te środowiska często się przenikały. Właśnie orbitowanie wokół „Słowa” takich publicystów jak Adolf Bocheński czy Ksawery Pruszyński w dużej mierze miało wpływ na sformułowanie geopolitycznych tez całego środowiska.
M.A. Często porównuje się projekt odłączenia tzw. Ukrainy Naddnieprzańskiej (według nomenklatury Bocheńskiego) z projektami prometeistów. Jakie można znaleźć podobieństwa, a jakie różnice między obiema wizjami?
M.Z.: Relacje między środowiskiem „Polityki” a prometeistami były bliskie, wielu autorów pisało jedocześnie u Giedroycia, jak i u Bączkowskiego – choćby Stanisław Łoś. W głośnej pracy Aleksandra Bocheńskiego Problem polsko-ukraiński na Ziemi Czerwieńskiej zawarte zostały również teksty dwóch ostatnich autorów. To, co ich łączyło, to przede wszystkim jeden cel: powstanie z ziem ukraińskich pod panowaniem Rosji niepodległego państwa, i postrzeganie tego celu jako wynikającego z polskiej racji stanu. Sam Bocheński w tym zakresie nie był konsekwentny. Okazjonalnie pojawiała się u niego myśl, iż osią współpracy polsko-ukraińskiej powinno być porozumienie z Ukraińcami galicyjskimi. Po powstaniu Republiki Zakarpackiej pisał, iż być może Polska, niedysponująca (jak Niemcy) narodowym argumentem dla rewizjonizmu geopolitycznego, powinna właśnie użyć nacjonalizmu ukraińskiego, jako swoistego instrumentu polskiej ekspansji. Jednak te odejścia od linii prometejskiej nie były częste, zdecydowanie trzymał się pomysłu niepodległego państwa ukraińskiego, ale bez żadnego ustępstwa terytorialnego ze strony polskiej.
M.A.: W pisarstwie międzywojennym charakterystyczny był wizerunek Związku Radzieckiego jako „antychrysta”. Takie określenie popularyzował m.in. Marian Zdziechowski argumentując, że komunizm nie tylko wypacza rosyjską duszę, ale też nie pozwala analizować zmian politycznych zachodzących w tym państwie inaczej jak tylko walkę z państwami „kapitalistycznymi”. Czy tego typu podejście ideologiczne było bliższe Bocheńskiemu, czy raczej chłodna, realistyczna kalkulacja?
M.Z.: Wydaje się, że perspektywa Mariana Zdziechowskiego nie była ani dominująca, ani popularna. Zdziechowski, co tragiczne, w swej walce był postacią raczej niezrozumiałą i osamotnioną. Środowisko „Buntu Młodych”, w tym Bocheński, Zdziechowskiego ceniło. Pruszyński zamieścił pozytywną recenzję jego książki pt. Od Petersburga do Leningrada. Jednak Adolf całkowicie nie podzielał jego perspektywy w odniesieniu do spraw międzynarodowych. Miał naturę geopolityka. Dla niego zarówno Rosja, jak i Niemcy, były podmiotami siły, nie pochwalał ani hitleryzmu, ani komunizmu. Z punktu widzenia racji stanu niewiele go one interesowały, albo interesowały go o tyle, na ile potęgowały one potencjał naszych przeciwników. W jednym z artykułów z okresu drugiej połowy lat 30. otwarcie stwierdził, co może zaskakiwać, iż po rozbiciu Rosji – być może właściwe będzie utrzymanie w jej etnicznym obszarze ustroju komunistycznego.
Jednym z założeń myślenia geopolitycznego Bocheńskiego było uznanie, że podziały ideologiczne nie są trwałymi determinantami polityki zagranicznej. W jego wyobraźni politycznej wciąż istniał zabójczy wariant porozumienia rosyjsko-niemieckiego (nawet pomiędzy Hitlerem a Stalinem). Wariant, dodajmy, całkowicie nieobecny w politycznej wyobraźni społeczeństwa polskiego, ale także – co gorsza – elit rządzących. Uznano, iż ideologia jest wystarczającą barierą. Dla Bocheńskiego pełniła ona rolę wyłącznie instrumentu racji stanu – i tak w dużej mierze postrzegał komunizm radziecki.
M.A. Jaką rolę w programie Bocheńskiego odgrywał postulat przywrócenia w Polsce monarchii?
M.Z.: Tak jak przypadku Mackiewicza czy Bainville’a – monarchizm Bocheńskiego wynikał ze sposobu postrzegania racji stanu. Wszyscy trzej, zapewne za inspiracją Bainville’a, podkreślali, że sprawy międzynarodowe winny być niejako wyjęte spod wpływu bieżącej walki politycznej. Emocjonalne nastawienie opinii publicznej nie sprzyjało prowadzeniu racjonalnej kalkulacji w przestrzeni międzynarodowej. Według nich, ustrój monarchiczny dawał możliwości zaistnienia właśnie pewnej autonomii dla polityki zagranicznej wobec rządów opinii. To była najważniejsza przesłanka monarchizmu Bocheńskiego.
M.A.: Często mówi się o podobieństwie pisarstwa Bocheńskiego do stylu Stanisława Cata-Mackiewicza. Czy istniały jakieś „kości niezgody” między tymi dwoma publicystami, które różnicowały ich stanowiska?
M.Z.: W jakimś zakresie różnicuje ich forma. Cat był królem „wstępniaków”, Bocheński lubił bardziej analityczne formy. Oboje jednak byli zdecydowanie szlachcicami z wielkim temperamentem i skłonnością do ryzykanctwa. Jednemu i drugiemu nie były obce pojedynki. W zakresie polityki z pewnością należeli do jednej formacji, myśleli w zbliżony sposób, acz różnili się niekiedy w ocenie poszczególnych wydarzeń.
Zacznijmy od podstawowej różnicy wynikającej z tego że Cat był szlachcicem litewskim, a Bocheński związany był z kresami południowymi. Już z tej geograficznej różnicy wynika odmienne rozłożenie akcentów – pierwszego interesowała sprawa litewska i inicjatywy polskie na terenie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, dla drugiego zaś ona prawie nie istnieje (poświęcił jej zaledwie dwa artykuły w 1939 r.). I w drugą stronę – dla Bocheńskiego najważniejsza była sprawa Ukrainy, która z kolei dla Cata ma drugorzędne znaczenie.
Stanisław nieco wcześniej zaczął dostrzegać zagrożenie niemieckie, już pod koniec 1938 r., Adolf idzie za biegiem wydarzeń i zagrożenie niemieckie oficjalnie komentuje dopiero na wiosnę 1939 r. Jest zresztą charakterystyczne, że po wypowiedzeniu paktu o nieagresji przez Hitlera w kwietniu tegoż roku, Bocheński mocno ogranicza swoją działalności publicystyczną na łamach „Polityki” w stosunku do poprzednich okresów. Wyraźnie wycofuje się w cień.
Pewne różnice można wskazać też już w czasie trwania wojny. Cat-Mackiewicz jest politykiem i dziennikarzem, Bocheński wojskowym. Obaj nie darzyli sympatią Sikorskiego, ale pierwszy otwarcie atakuje politykę naczelnego wodza, zaś drugi zachowuje żołnierską lojalność. Cat-Mackiewicz w 1940 r. przejawił jednak pewne skłonności do kolaboracji i do dogadania się z Hitlerem, co – może z racji wieku – było obce Bocheńskiemu. A ten – od 1939 r. – był przede wszystkim żołnierzem.