Fragmenty
pochodzą z tekstu Polska wobec burzy (1848 r.), cyt. za: Z. Krasiński, Pisma,
t. VII, Pisma filozoficzne i polityczne, Warszawa 1912, s. 273-278 i
281-283.
Lękam się niekiedy o człowieczeństwo w tym wieku. Mogłoby na czas w tył się
cofnąć. człowieczeństwo albowiem
tak, jak naród, tak, jak osobnik, ma wolną wolę i jeśli wybierze zło
miast dobra, postęp swój na czas
hamuje, zwraca w tył.
Pycha mnóstw tak mi każe lękać się o nie, jak pycha królów przykazywała niegdyś
spodziewać się ich upadku. Na ustach wielu słowo postęp, ale w tejże samej chwili na dnie ich serc pomimo ich wiedzy, lecz nie
woli, chuć zawistna wszelkiemu światłu, wszelkiej powadze, wszelkiej miłości,
zatem chęć poniżenia tego, co wyższe, a nie podwyższenia tego, co niższe,
zatem chęć zwrotu.
Stąd w republikanach czerwonych zamiary, godzące na wszelki ład i strój – wściekłe
podrywy przeciwko rodzinie i własności – pogarda wszystkich religijnych
podań rodu ludzkiego – natomiast niesłychane nabożeństwo do wszelakiego
gwałtu – wreszcie dziecinna, dzika, namiętna żądza zupełnego zerwania z
przeszłością, jak gdyby przeszłość mogła być kiedy odrzucona z harmonii czasu i
podobna było nowy czas stworzyć dwójeczny tylko, a
nie trójeczny, czas, składający się tylko z samej
przyszłości i teraźniejszości.
Postęp prawdziwie żywy zależy na brataniu idei o dniach nastąpić mających z
rzeczywistościami, pozostałymi po dniach przeminionych historii. Z tego zlewu
dopiero rodzi się cochwilna teraźniejszość. Jużci w każdej chwili czasu żyły pewne wiekuiste prawdy w
świecie, bez których by i świata nie było, absolutne zatem rozdeptanie
przeszłości stałoby się tym samym i prawd onych, a więc i wiekuistości
odrzuceniem! Szalony wypadek mylnie poczętego rachunku! Zryw takowy byłby
rozbratem wieków, zaprzeczeniem jedności rodu ludzkiego, samejże natury
ludzkiej rozłachmanieniem, byłby jej zgubą i do
zwierzęcości powrotem.
Solon twierdził, że nie godzi się obywatelowi nie należeć do żadnego z dwóch
wręcz sobie przeciwnych stronnictw, co rzeczpospolitą szarpią. Za Solona czasów
takie zdanie sprawiedliwe było, Solon albowiem nie znał wyższych celów, w które
zlewać się winny wszystkie jakie bądź stronnictwa, nie znał najprzedniejszych
świętości i zacności, duchowi człowieczemu przykazanych i jego iściznę stanowiących, jeśli ma być istocie człowieczym, a z
człowieczeństwa rozwijającym się ku anielstwu, zmierzającym ku celowi
boskiemu. Nie znał ani Chrystusa, ani ludzkości, wreszcie nie domyślał się,
czym narodowość, a szczególnie taka, co rozebrana pomiędzy trzech
wrogów. Sąd więc Solona nie sądzi nas.
Jeśli zatem w danej porze dwa stronnictwa, przeciwstawne sobie, zapominają o
tych szczytach i obowiązkach ducha człowieczego, bez których nie ma i być nie
może ludzkości, a tym samym i narodu, ma prawo obywatel nie chcieć do nich
należeć,
a ma przy tym świętą powinność starania się o to, by powstało trzecie, nie już
stronnictwo, ale obu stronnictw nieludzko szalejących skojarzenie, w którym by
ich obopólne kłamstwa znikły, a zostały się tylko połowice prawd, błądzące na
oślep pod onymi kłamstwami, czyli żeby urodziło się coś wyższego, niż
jednostronności, ostateczności, błędy i wścieklizny, coś mającego zamiarem i
powołaniem przy jakich bądź wydarzeniach i losach utrzymanie świętości i
zacności człowieczeństwa. Ta w końcu jedynie zwycięża. Zatem nią zbrojny naród,
nią pancerna sprawa jedynie zwycięży. Narodowi zatem i sprawie jakiej bądź
najwyższą i najwierniejszą wyświadczasz przysługę, kiedy ją wiecznie usiłujesz
utrzymać na równi z ideałem ludzkości, kiedy jej nigdy nie dozwalasz, by
kaleczyła i zabijała sama siebie kałem ohydnym, zwierzęcym, antychrystusowym!
Droga to prawdziwej miłości. Na niej trzeba nieraz i męczennikiem zostać, nie na
cudzą krew dybać i zachęcając tłuszcze ku jej wylaniu, własną do żył chować,
boć to łatwa i brudna rzecz, ale własnej nie skąpić, własną zaofiarować, bo to
trudniejsza,
a szlachetniejsza.
Jako pierwsi
chrześcijanie na polu li religijnym, tak my, chrześcijanie, wstępujący w
urzeczywistnienie się Chrystusowych słów po wszystkich świeckich okręgach,
winniśmy być męczennikami narodowymi, społecznymi, politycznymi, winniśmy
Chrystusa
i ludzkości i narodu bronić od wszystkich pysznych i zezwierzęconych, czy im
Nabuchodonozor, czy im motłoch na imię. I takie tylko wyznanie, takie
świadectwo zwycięży nareszcie, nic innego, jedno to!
Świat ku
zamętowi się stacza. Na śliskiej spadzistości chciałby się utrzymać, a nie
sposób mu – czuję zawczasu pęd nadchodzących burz, wpijam się nerwami w
niedalekie jutra i jad ich wszystek przejmuję. Będą szaleli i jedni, i drudzy,
Moskwa i rzeczypospolite czerwone będą ścigać się nawzajem, płodzić się
nawzajem i nawzajem wytracać. Same moce niebieskie będą według przepowiedni Chrystusowej
wstrząśnięte. Czymże one w każdym z nas? Naszymi mocami niebieskimi to
wiara w opatrzny rząd Boga, to miłość bliźnich, ojczyzny, ludzkości, to
zacność, cnota, odwaga, cześć! Otóż zdarzy się, że te wszystkie sumienia
ludzkiego anioły nagle odlecą od wielu sumień – lub jeśli ostaną się w
nich, to jak pijane od boleści i zewnętrznych okropnych wrażeń, po
nich zataczać się muszą. Wielu będzie, którzy zwątpią o Bogu, wielu, którzy o
nieśmiertelności własnej, wielu, którzy o narodzie i ojczyźnie, wielu, którzy o
miłości, wielu, którzy o harmonii losów człowieczeństwa, wielu, którzy o cnocie
zrozpaczą tak, jak niegdyś on najzaciętszy patrycjusz
rozwiązujących się dni starożytnych, uwielbiany przez wszystkie nowożytne
demagogie, on nieszczęśliwy Brutus, po ojcobójstwie samobójca pod Filippami!
Tak, moce niebieskie zatrzęsą się w każdym człowieku,
a kto nie dotrzyma, kto da się uwieść temu chwilowemu zemdleniu wiekuistego
sumienia, ten zbrodnie i gwałty popełniać będzie, dowiódłszy sobie logicznie
albo mistycznie, że nadeszła epoka zbrodni i że zło stało się dobrem, i ten
zgubi się na wieki lub na wiele wieków, a za to może na ziemi osięże kilka dni władzy nad rozpasanymi towarzyszami,
zaprzeda szatanowi duszę za potęgę, ową rozkosz pychy!
I nie tylko
osobniki, całe zbiory pojedynczych duchów, całe miasta, ludy pójdą takim torem.
To mongolski żywioł, uosobiony w Moskwie, to znów zachodni, komunistyczny,
gwałt tylko uznający, równie jak i tamten, za posłannictwo swoje, na
społeczeństwo wywierać się będzie. Któż zacny, któż poczuwający się jeszcze, że
człowiekiem jest, chciałby jednemu lub drugiemu służyć? A jednak i jeden, i
drugi służalców znajdzie nieskończoną liczbę. Podłość wielka nastanie, strach,
jakby natchnienie, będzie ludzi porywał, gnał, pędził i zmuszał do szkaradnych
czynów.
Moskwa czyha
na rozkład cywilizacji zachodniej, czeka aż wojnami domowymi, bratobójstwem
społecznym osłabnie Europa, aż świat wszystek zanękany krwi upływem niezmiernym
i ubytkiem równie wielkim prawości, z mordów przerzuciwszy się w przedajność i
zepsucie, jak Francja po 93-cim roku, aż sam świat, mówię, zawezwie ją do
siebie, podda się jej, jako Francja, terroryzmem zbezsilniona,
poddała się Napoleonowi! Wtedy azjatycką stopą nastąpi na Europę i knut da do
pocałowania suchotnikom europejskim, znędzniałym, wycieńczonym, leżącym na
gruzach dymiących się wśród kałuż czerwonych! Poniżona natura ludzka wielu
przerażeniami, chora z utraty zmysłu ku cnocie, nie odmówi żadnego pocałunku.
Wtedy Moskwa, przekonana, że się już jej nic nie oprze, pewna, że wszystkie
proroctwa Piotra Wielkiego spełnione, zacznie grasować, a tak obmierźle i nie
po ludzku znów, że obudzi ostatnią rozpacz w Europie. Od tej chwili dopiero
nawracać się zaczną myśli ludzkie ku zacnym, ku cnotliwym, ku miarowym, ku
dobrym. Szukać będą po świecie poczciwego człowieka, nie Faryzeusza przeszłości
lub przyszłości, słowem, prawego, nie kłamcę, nie fałszerza, nie okrutnika, nie
podchlebcę, nie podlca,
jako zbawiciela! Tym bardziej szukać będą narodu, który by się był zachował
jako ludzki wśród rozuzdanej i obłąkanej na czas ludzkości! I naród taki stanie
się wonczas Europy i rodu człowieczego pocieszycielem prosto przez to, że
zacnym pozostał, że w nim ukryło się i dochowało ziarno świętości i boskości na
ziemi! […]
Oczywiście
nie mówi się tu o wojnie sprawiedliwej, o wywalczaniu świętym orężem w danym
razie świętych celów, ale mówi się o wszystkich środkach i zamachach przeciw
ludzkości, tkwiącej i żyjącej choćby w najgorszym jakim zlepie społeczeństw
ludzkich. Ludzkości praw nigdy i nigdzie obrażać się nie powinno, bo kto ją w
drugim rani, zabija ją w sobie. Takiej odwzajemni panuje w niej przedziwny ład.
Jej wiekuiste
prawa świętsze są od najsłuszniejszych nawet zemst i odwetów narodowych. A temu
przyczyną, że bez ludzkości narodu by nie mogło być, tak samo jak planety bez
słońca. Co poza sobą nie ma celu wyższego od siebie, samo sobą istnieć
i chwili nie zdoła. Naród, nie ciążący do ludzkości, nie porywany przez nią w
coraz wyższe obszary, nie biegłby drogą spiralną dziejów, nie bieżąc, nie żyłby
– nie żyjąc, być by nie mógł. W celu najwyższym czyjegoś bytu leży i powód
pierwszy tegoż bytu. Prawa więc ludzkości naród obowiązują!
Nie ich
naruszaniem, ale owszem, coraz wyraźniejszym pod miarą własnej barwy dobijaniem
się ich i wyczynnianiem silnieje
i wzrasta naród pomiędzy innymi narody! Taki, co by potrafił całkiem ludzkość przenarodowić w siebie, stałby się jakoby narodem-aniołem
świata!
Polska w
nadciągającej burzy, podobnej ze wszystkim do tych nawałnic, co rzymskie
państwo i starożytną epokę rozwiały, pokusić się może o stanowisko takowe!
Instynkt
zmysłowy, instynkt przyrodzony pędzi nas do zemsty, każe nam się starać o
rozsadzenie i zburzenie świata, co naszym katem był od wieku, świata, który
albo nas rozbierał, mordował, wtłaczał coraz głębiej w dół grobowy bez przerwy,
bez litości, bez czci i wyrzutu sumienia, bez wstydu, albo też sobie z
niechcenia zakładał ręce i z oddali patrzał na mękę bezmierną z uśmiechem
mdławego współczucia na ustach, a z myślą podłą w duszy nieruszenia się i
kroku, niepodniesienia i palca ku obronie nam.
O, nie idźmy
za instynktem tym, bo on zwierzęcy! Proste niebieską prostotą są prawości
drogi. Gościńce Boże – najtrudniejsze człowieczym stopom – nadziemskich
domagają się odwag i ofiar ducha. Że zaś zmartwychwstanie wszelkie nie do spraw
przyrodzonych ziemskich, jak śmierć, ale do objawów już niebieskich, jak żywot
wieczny, należy, myślę, że się doń żaden duch, ni pojedynczy, ni zbiorowy, nie
dobierze nigdy gwałtami i podrzutami zmysłowości! Wejście do kolebki niczym
podłe zerwania się
z trumny, na pierwsze dość iskierki żywota, na drugie pełni żywota konieczność.
Dziecko się rodzi, anioł tylko zmartwychwstaje!
Ludzkości
prawem na ziemi – trud, praca, męczeństwo – a wśród męczeństwa
wiara, nadzieja, miłość i przez one przedziwności anielskie podczas ludzkich
boleści dostąpienie wreszcie przemienienia się i wstąpienia w królestwo Boże!
Chrystus to
prawo objawił, na sobie samym wykazał i odtąd ludzkość, będąc, wie o sobie,
czym i ku czemu jest!
Ze wszystkich
duchów zbiorowych czyli społeczeństw ziemskich najwierniej wykonała to prawo
dotąd i tych losów doznała Polska.
Trud,
męczeństwo, wiara, nadzieja jej własnościami, zdobyte to już stanowiska,
dokonane to czyny!
Miłość i
zgoda, z miłości płynąca, niech staną się jej doanieleniem,
a druga połowa sił zmartwychwstańczych i prawd
ludzkości wstąpi w nią.
– I
będzie!